Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2017, 23:01   #38
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- Czemu nie. - Odparła Alicja, choć nie miała pojęcia jak ściśnięta tym strasznym gorsetem da radę cokolwiek przełknąć.

Wszystko jednak było lepsze niż tańczenie z kolejnym nudnym i obślizgłym od komplementów “potencjalnym kandydatem” do jej ręki. Dziewczyna więc chwyciła starsza siostrę pod ramię i wraz z nią podążyła w kierunku stołu, wzrok mając utkwiony w ziemi. Zawstydzały ją te ciekawskie spojrzenia i szepty. Oto bowiem ta młodsza “dziwna” Linddellówka pokazała się na salonach. Kiedyś Alicja usłyszała jak jedna “szacowna” dama wyraziła na takim przyjęciu przypuszczenie, że dziewczyna jest opóźniona, choć to przez wstydliwość i skromność Alicja nie potrafiła odpowiedzieć sensownie na szturm pytań, którymi zarzuciły ją znajome matki. Czy teraz da sobie radę?
Blodynka wyprostowała plecy i rozejrzała się w nagłym zrywie odwagi. Tak, poradziłaby sobie, choć dużo bardziej prawdopodobne wydawało się, że wywołałaby swoimi wypowiedziami skandal, ale na pewno nie siedziałaby cicho jak myszka. Nie po tym czego nauczyła się w Krainie Dziwów i... po tym jak ktoś w nią uwierzył - obcy człowiek imieniem Reginald.
Przy wolnym stoliku czekała waza z zupą. William, nie czekając na służbę, obsłużył obie siostry, po czym sam nabrał sobie solidną porcję.

- Będę potrzebował dużo energii - usprawiedliwił się. - Wam też to radzę.
Elisabeth miała co innego w głowie.
- Powiedz, kiedy ostatnim razem tańczyłaś? - zapytała Alicję.
- Eeee... ymmm... - a jednak coś z dawnej Alicji wciąż w niej było. Dziewczyna jednak opanowała się i odpowiedziała:
- Na lekcjach etykiety. Jakiś miesiąc temu uczyłyśmy się kroków do “La Buscotte”.
- Nie, nie -
Lizzie pokręciła głową. - Nie kiedy ostatni raz ćwiczyłaś, tylko kiedy tańczyłaś. Z kimś. Dla przyjemności - wyjaśniła.
- Dla przyjemności... nigdy. - Odparła dziewczyna szczerze, po czym szybko dodała - Tańczyłam na urodzinach ciotki Otylii cztery... nie, pięć miesięcy temu. Jakie to ma znaczenie?
- Bo zupełnie inaczej tańczy się z nauczycielem, a inaczej z kawalerem
- odparła. - Zawsze popierałam twą miłość do literatury i broniłam twojego zachowania, ale czasami musisz też pozachowywać się, jak przystało na młodą damę. Chociażby, żeby ucieszyć matkę - ton jej głosu przybrał mentorską manierę, choć chyba wcale nie miała takiego zamiaru. - Ale to nie znaczy, że musisz się przy tym męczyć. Taniec może być przyjemny. Williamie, zatańczyłbyś z moją siostrą? - spytała, sprawiając że jej mąż zamarł z łyżką w połowie drogi do ust.
- Ależ z przyjemnością - zapewnił.
- Ale... - Alicja próbowała się bronić, w końcu mentalnie nie czuła się gotowa na ten krok - Ale... ja nawet nie skosztowałam zupy.
- A ja nie skończyłem swojej
- zaśmiał się William. - Jedz, na zdrowie. Cały wieczór przed nami.
- Doprawdy nie chcę robić problemu. Powinniście się bawić we dwoje, ja... na pewno kogoś sobie znajdę. -
Powiedziała Alicja jedząc zupę chyba najwolniej w życiu.
Jednak łyżka po łyżce, posiłku ubywało, a państwo Bourke czekali cierpliwie, z zainteresowaniem przyglądając się otoczeniu. W końcu nie było ucieczki. Talerzy był pusty, a Will podniósł się z krzesła i podszedł do Alicji.
- Czy zechce panna zatańczyć?
Cóż mogła zrobić innego? Ukłoniła się elegancko i przyjęła podaną dłoń.
- Z przyjemnością. - Powiedziała, powstrzymując się od uprzedzania, że jest łamaga i najgorszą tancerką świata. Zapewne William sam dojdzie niedługo do tego wniosku.
Orkiestra grała walca, a mężczyzna śmiało poprowadził młodszą dziewczynę w krokach. Po pierwszych kilkunastu taktach, pochylił się lekko i szepnął ponad muzyką.
- Jesteś strasznie sztywna. Aż tak mnie nie lubisz? - uśmiechał się przy tym pytaniu, najwyraźniej traktując je jako żart.
- Raczej nie chcę ci narobić wstydu. Wybacz. - Odparła, nie mając jednak śmiałości, by spojrzeć mężczyźnie w oczy. Rozglądanie się po sali też jej nie pomagało w odprężaniu się, więc postanowiła przymknąć powieki i dać ponieść się partnerowi oraz muzyce, która o dziwo, była naprawdę piękna.
- Szanowna szwagierko, sprawiałaś zawsze wrażenie takiej, która nie przejmuje się opinią otoczenia - podtrzymywał rozmowę. W tańcu może mistrzem nie był, ale poruszał się pewnie i z doświadczeniem. Alicja nie obawiała się przynajmniej, że podepcze jej pantofelki.
- Nie, gdy chodzi o to, co ludzie pomyślą o mnie, ale... nie chcę ranić moich bliskich. Ty i Liz jesteście dla mnie ważni, dlatego nie chcę byście żałowali, że mnie zaprosiliście. - Odpowiedziała, raz tylko gubiąc krok, ale szybko nadrabiając.
- W tańcu możesz najwyżej trochę mnie poobijać. To żadne rany. Zresztą tańczysz bardzo dobrze, ukłony dla twojego nauczyciela - zapewnił.
- Przekażę. - Pozwoliła sobie na delikatny uśmiech.

Ostatecznie, walc poszedł im bardzo sprawnie. Tańcząc nie dali nawet specjalnie po sobie poznać, że się pomylili, ani na nikogo nie wpadli. No i Alicja ani razu nie nadepnął na buty Bourke’a. Bliskość Willa też nie była taka zła, nawet pachniał ładnie, jakby podkradł żonie perfumy.
- Dziękuję za ten zaszczyt - partner ukłonił się zgodnie z etykietą.
- A ja za wiarę we mnie. - Odparła z uśmiechem. Gdy wrócili do Liz, powiedziała:
- Teraz czas na was. I żadnych wymówek.
- Zgoda, ale ty mi obiecaj, że nie odprawisz każdego kawalera z kwitkiem
- poprosiła siostra.
Alicja skrzywiła się, bo taki był jej plan.
- Tylko co drugiego. - Odpowiedziała wesoło. Odpowiedź chyba była zadowalająca, bo po chwili panna Liddell została sama. Przynajmniej na tyle sama, na ile to możliwe na sali pełnej ludzi. I wszystko byłoby dobrze, gdyby ta relatywna samotność mogła trwać. Ale nie! Jak na złość znalazł się dżentelmen, który podszedł do niej sprężystym krokiem, zakręcił wąsa i zapytał.
- Czy następny taniec ma już pani zajęty?
- Tak!
- Odpowiedziała odruchowo, po czym dodała - Proszę wybaczyć, jestem z kimś umówiona.
To rzekłszy ukłoniła się i umknęła w kierunku tarasu, z dala od tańczących par. Czuła, że musi odetchnąć i przygotować się na ten wieczór koszmarów. Świeże powietrze trochę ją otrzeźwiło. Elisabeth chciała dobrze, ale to chyba jednak nie dla niej takiej bale. Oprócz niej, na tarasie stały trzy młode kobiety, zajęte rozchichotaną konwersacją. Jedna z nich spojrzała w kierunku Alicji i przyglądała się jej uważnie.
Czując się nieswojo, dziewczyna ruszyła w przeciwnym kierunku. Usłyszała za sobą zgodny wybuch śmiechu.
No tak, wciąż była dziwadłem. Czy można się było jednak temu dziwić? Nie pasowała tutaj, nie bawiły ją te rzeczy, które bawiły zazwyczaj panny w jej wieku. Nie miała tym samym o czym z nimi rozmawiać, a kawalerowie... zupełnie nie wiedzieli jak ją podejść.

Pogrążona w smutnej zadumie Alicja zeszła po schodkach do ogrodu rezydencji. Niestety, szybko okazało się, że miejsce to wygląda równie depresyjnie, jak angielska pogoda. Kwiaty już dawno padły od mrozu. W wieczornych ciemnościach jedynie straszyły ciemne krzaki i żywopłoty.
Alicja przyglądała się im wyobrażając sobie baśniowe kreatury, które mogły się kryć w cieniach powyginanych gałęzi, obserwując ją... może nawet pragnąc?
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline