Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-12-2017, 16:35   #310
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Christmas Special - część pierwsza

Isidor nie kłamał. O'Hooligans rzeczywiście znajdowało się w centrum Petersburga. I dlatego Alice nie miała problemu ze znalezieniem postoju taksówek. Trzy sztuki stały na podjeździe, o którego krople letniego deszczu rozbijały się salwami. Śpiewaczka pospieszyła do pierwszej z nich, aby nie zmoknąć. Zanim ruszyli, obejrzała się za siebie. Jej wzrok powędrował do apartamentu na najwyższym piętrze. Mogłaby przysiąc, że ujrzała w oknie bladą twarz otoczoną kosmykami blond włosów. Spostrzegła Kirilla Kaverina, czy jedynie złudzenie? Samochód ruszył i nie zdołała się upewnić.

Spoglądała na ulice obmywane potokami płynącymi z nieba. Ściekały po fasadach budynków, obijały się o parasole przechodniów. Grzechotały o okna, znikały w kratkach ściekowych. Alice mknęła po sennym, leniwym Sankt Petersburgu. Mijały minuty, które zlepiły się w kwadrans. Kiedy następny dobiegł końca, Alice wysiadła wraz ze swoim skromnym dobytkiem gdzieś pośrodku szczerego pola. To tu wybudowano lotnisko, którego główny budynek przywoływał na myśl raczej odrapany magazyn. Po wejściu do środka Alice uspokoiła się, gdyż wnętrze wyglądało nieco bardziej profesjonalnie. Kobieta ubrana w schludny uniform już na nią czekała.

Harper odbyła z nią krótką rozmowę. Pracowniczka musiała zostać odpowiednio poinstruowana przez Kaverina i chciała dochować mu lojalności. Z drugiej strony potrzebowała od Alice zapewnienia, że o wszystkim wie i nie ma w tym nic nielegalnego. Harper stanowczo ucięła tę wymianę zdań rodem z komedii i zapewniła kobietę, że wszystko jest w porządku. Zapytała o godzinę odlotu. Pracowniczka wciąż wydawała się nie w pełni uspokojona, jednak odpowiedziała na pytanie i nie drążyła poprzedniego tematu.

Harper usiadła i z wdzięcznością przyjęła kubek parującej kawy. Wtem została poproszona przez tę samą członkinię obsługi i wsiadła do drobnego samolotu. Pomimo niewielkich gabarytów sprawiał wrażenie solidnego i wytrzymałego.

Alice odkryła, że siedzenia są bardzo miękkie i wykonane z przyjemnego materiału. Wygody może nie zdawały się najważniejsze, jednak lepiej gdy były, niż gdy ich brakowało. Harper spojrzała na zewnątrz przez okrągłe okienko. Wciąż padało. Samolot zerwał się do lotu. Jako że nie miała nic do roboty, jej myśli zaczęły uciekać w kierunku przeróżnych tematów. Przypominała sobie własne słowa, wypowiedzi innych. Drobne i nieważne szczegóły jak marka płynu do naczyń w apartamencie, czy zapach soku z owocu granatu. Już zasypiała, kiedy w jej umyśle pojawiło się ostatnie wspomnienie. Były to słowa Isidora wspominające o sylwestrze i nowym roku. Jej umysł drogą skojarzeń zawędrował do ostatnich świąt Bożego Narodzenia. Kiedy przymknęła oczy, momentalnie zasnęła. I właśnie o nich zaczęła śnić.

Alice otworzyła oczy. Leżała spokojnie otulona w miękką, białą i dopiero co zmienioną pościel. W końcu były święta, a ona mimo wszystko lubiła ten czas. Śnieg zalegał na parapecie koło karmnika dla ptaków. Rudowłosa powoli podniosła się i zerknęła na budzik, dochodziła godzina 10. Idealnie, by wstać. Zeszła z łóżka i przeciągnęła się. Nie było dziś pracy w końcu opera nie działała w Wigilię. Kobieta podeszła do lustra i zaczęła przyglądać się sobie uważnie. Uśmiechnęła się w końcu i ruszyła do łazienki. Musiała się pozbierać, jeśli chciała zdążyć do centrum. Koło placu z wielką choinką od kilkunastu dni otwierano lodowisko. Już była tam trzy razy i nie zamierzała sobie odpuścić i dziś. W końcu były święta, kto jak kto, ale ona w ten dzień obdarowywała się przyjemnościami sowicie.

Ubrała się w gruby, kremowy sweter długi niemal do kolan, oraz ciepłe leginsy w ciemnoszarym kolorze. Do tego ciepłe, wysokie do kolan buty, płaszczyk i czapkę z szalikiem. Nie zapomniała o rękawiczkach i torbie z portfelem, telefonem i dokumentami. Tak przygotowana ruszyła do pobliskiej kawiarni na czekoladową babeczkę i kawę. Przyjemny dzień, zwłaszcza, że całe Portland dudniło i huczało duchem świąt.

Alice, wychodząc na klatkę schodową, czuła rozkoszny zapach pierników pieczonych przez sąsiadkę. Pani Dawson była uroczą, starszą panią. Cały czas nosiła siwe włosy spięte w duży kok. Chodziła o lasce zawsze pochylona, jako że cierpiała na chorobę reumatyczną. Mimo niej zawsze uśmiechała się i odnosiła do Alice z pełną uprzejmością. Mieszkała sama i nikt nie odwiedzał jej prócz sąsiadki z drugiego piętra, ale ta umarła wiosną zeszłego roku.

Kiedy śpiewaczka ruszyła w dół schodów, usłyszała skrzypnięcie otwieranych drzwi. Odwróciła się i ujrzała panią Dawson idącą korytarzem w stronę mieszkania Harper. Lewą ręką trzymała laskę, a prawą duży koszyk. Cichutko sapała, jako że każdy dystans, nawet najmniejszy, był dla niej prawdziwym wysiłkiem.

Alice zatrzymała się i cofnęła
- Dzień dobry pani Dawson, Wesołych świąt! - powitała ją uprzejmie
- W czymś mogę pomóc? - zapytała miłym tonem zerkając na koszyk i laskę staruszki. Spostrzegła, że w tym pierwszym kobieta ułożyła upieczone pierniki. Były duże, wielkości dłoni. Miały kształt serca. Pani Dawson zdołała pokroić je bardzo równo, co było dość zaskakujące, zważywszy na stan jej powykręconych palców.

Staruszka zmarszczyła powieki. Niedowidziała i była przygłucha, toteż nie od razu rozpoznała Harper. Ale kiedy już do tego doszło, rozpromieniła się.
- Moja kochana Alice! - zachwyciła się. - Przyniosłam dla ciebie łakocie, słodziutka!
Harper spostrzegła, że na każdym pierniczku pani Dawson wypisała staranną, staroświecką kaligrafią “Dla Alice”. Musiało jej to zająć wieczność.

Śpiewaczka dostrzegając napisy na piernikach, uśmiechnęła się
- Ojeej… Pani Dawson, rozpieszcza mnie pani… Nie trzeba było… - powiedziała potulnie, zaraz zaczęła szukać klucza w torbie, by otworzyć drzwi do swojego mieszkania. No nie mogła teraz uciec, skoro już staruszka się do niej pofatygowała.
- Moja droga, nie chcę cię zatrzymywać. Widziałam, że gdzieś spieszysz się. Może ja wrócę później - zaproponowała. - Nie pozwól temu szczęśliwemu młodzieńcowi czekać na ciebie - zachichotała jak nastolatka.
Rudowłosa uśmiechnęła się trochę cierpko
- Nic nie szkodzi pani Dawson, szybko chodzę. Wybierałam się na łyżwy. Lodowisko nie ucieknie. Proszę wejść… - zaprosiła kobietę, otwierając drzwi do mieszkania i zapraszając kobietę.
Mieszkanie Alice nie było duże, wyraźnie było kawalerką, złożoną z dwóch dużych pomieszczeń, kuchni i łazienki. Mały balkonik zasypany był warstwą puchu…


Pomieszczenie było już przystrojone, a w kącie salonu stała choinka.
- To miłe z pani strony, z przyjemnością je zjem… Na pewno jakoś się odwdzięczę - obiecała młoda kobieta.
- Oj nie trzeba - odpowiedziała kobieta. - Przecież nie piekłam tych pierników, oczekując czegoś w zamian. Już sama rozmowa jest wielką uprzejmością - uśmiechnęła się, szukając wzrokiem jakiejś przestrzeni, na której mogłaby usiąść. - Obawiam się, że mój wnuk mnie nie odwiedzi dzisiaj. Szkoda, bo dla niego również upiekłam trochę słodyczy - wyszeptała ze smutkiem.
Harper wskazała jej wygodny, wiklinowy fotel koło stoliczka do kawy
- Oh, przykro mi… Cóż, ja również zostaję w te święta tutaj. Może… Może zechce pani spędzić Wigilię wraz ze mną? - zapytała. Jeśli mogła się kobiecie jakoś odwdzięczyć, to choćby tak.
Kobieta otworzyła usta, nie spodziewając się takiej propozycji. Wyciągnęła rękę w stronę Alice, aby dotknąć jej dłoni. Dotyk pani Dawson okazał się chłodny. Zapewne krążenie również funkcjonowało nie najlepiej w jej wieku.
- Z przyjemnością, Alice. Ale… co powie na to twoja rodzina…? Nie chciałabym naprzykrzać się, moje dobre, słodkie dziecko… - zawiesiła głos.
Alice pokręciła głową
- Moja rodzina niespecjalnie świętuje ten dzień w roku. Z przyjemnością spędzę go z panią - powiedziała pogodnie do starszej kobiety.
- A jeśli tak, to muszę zrobić troszkę większe zakupy - dodała uprzejmie i przyjrzała się kobiecie
- W końcu spędzenia tego dnia samemu nie jest najprzyjemniejsze - zauważyła zachęcająco.
Alice ujrzała, że oczy pani Dawson zaszkliły się. Pokiwała głową, spoglądając na Alice jak na swój najcenniejszy skarb.
- Jeżeli chwilę poczekasz, kochana, to sporządzę listę zakupów. Planowałam urządzić sobie skromną kolację, jednak… to wszystko zmienia. Urządzę moje popisowe dania - mocniej uścisnęła dłoń Harper. - Czy mogłabym cię o coś prosić? - zapytała po chwili.
Śpiewaczka uśmiechnęła się, po czym podeszła do szafki. Wyciągnęła notesik i długopis
- Może pani dyktować, to ja zapiszę. Najwyżej pojeżdżę trochę krócej i pobiegnę na zakupy - powiedziała z optymizmem.
Pani Dawson pokiwała głową.
- Pozwolisz, że pójdę do moich książek kucharskich i wszystko wypiszę dokładnie? - zapytała. - Przyszłabyś do mnie za pół godziny? Wtedy przygotuję wszystko - poprosiła.
Spojrzała na Alice już nieco mniej radośnie, kiedy kobieta zignorowała jej pytanie.
Harper pokiwała głową
- W porządku. To o co chciała mnie pani prosić? - dodała zaraz, przechodząc płynnie do tego tematu, kiedy już zamknęły ten związany z listą zakupów. Najwyraźniej nie zignorowała pytania, a jedynie chciała zamknąć pierwszy temat.
- A tak - mruknęła staruszka, nieco rozweselona. - Wstyd mi o to prosić… ale czy mogłabyś udać się do mojego wnuka i zaprosić go na naszą drobną wigilię? On jest bardzo zapracowanym biznesmenem i cały czas pracuje… ale być może jednak udałoby się mu nas zobaczyć. To znaczy, jeżeli nie miałabyś nic przeciwko, moja droga.
Rudowłosa pokręciła głową
- Nie ma najmniejszego problemu pani Dawson. Proszę mi tylko powiedzieć gdzie pracuje pani wnuk… I może zabiorę mu te ciasteczka w koszyku, które zrobiła pani dla niego? Jak to się mówi, że do mężczyzn najlepiej przez żołądek? - zażartowała leciutko, chcąc rozweselić staruszkę. Miała nadzieję, że uda jej się namówić tego jej jegomościa. Jak mógł chcieć zostawić taką babcię samą. Jej dziadkowie mieli siebie nawzajem, to inna sprawa.
Kobieta wyraźnie ucieszyła.
- Masz serce ze złota, Alice - mocno uścisnęła jej dłoń. Następnie podyktowała adres, który śpiewaczka szybko zapisała na przyszykowanym notesiku. - Przyznam, że od rana byłam w nienajlepszym nastroju… jednak to się zmieniło - uśmiechnęła się szeroko.
Następnie próbowała wstać. Mocno chwyciła się laski i ostrożnie zsunęła z wiklinowego fotelu. Niepewnie stanęła na dwóch nogach. Jej głowa jednak była i tak niżej niż Alice, choć śpiewaczka wciąż siedziała.
- Przyjdziesz do mnie za pół godziny? - pani Dawson zapytała uprzejmie.
Śpiewaczka pokiwała głową
- Oczywiście. Pójdę tylko na kawę i przyjdę - powiedziała, obiecując szczerze. Poprawiła szalik na szyi i również wstała. Podeszła do szafki i wyciągnęła talerz, po czym skierowała wzrok na koszyk
- Wyciągnę ciasteczka - powiedziała, po czym zaczęła je wykładać na naczynie. Ukruszyła kawałek jednego i spróbowała, jak łakoma, mała wnuczka. Okazało się bardzo smaczne. Nie za słodkie, ale też nie zbyt mało. Ani za bardzo suche, ani za wilgotne. Pierniki staruszki smakowały idealnie.
- Dziękuję - powiedziała kobieta, kiedy Alice podała jej koszyczek. - Nie mogę się doczekać - powtórzyła, ruszając niespiesznie w stronę wyjścia. Wnet przystanęła w pół kroku. - Alice? - zapytała. - Moja droga, a może masz jakieś ulubione danie, które chciałabyś, abym przygotowała? - zapytała szybko. Jej mina sugerowała, że wstydzi się, że wcześniej nie pomyślała o poruszeniu tej kwestii. Na pewno nie chciała wyjść w oczach Harper na samolubną.
Alice uśmiechnęła się
- Bardzo lubię ciasto owocowe. Chętnie pomogę je przyrządzić - zaproponowała staruszce. Nie było wielu rzeczy, których Harper nie lubiła ze stołu Wigilijnego.
- I też nie mogę się doczekać - przyznała się z uśmiechem.
Pani Dawson uśmiechnęła się szeroko, dreptając do drzwi. Z trudem wyciągnęła rękę i przekręciła gałkę. Następnie wyszła na korytarz.
- Wesołych świąt, Alice! - rzekła. - Niech dobry pan Bóg i słodkie dzieciątko ci błogosławią! Chodź za mną, dam ci pierniczków dla mojego wnusia!
Rudowłosa uśmiechnęła się do kobiety
- Dziękuję pani Dawson. Wzajemnie. Może zaniosę mu ciastka po drodze na zakupy? Chyba daruję sobie łyżwy. Najwyżej pójdę jutro - stwierdziła pogodnie. Zaczęła iść za staruszką, bo w końcu kawy to sobie jednak nie odmówi
- Zna pani Dziadka do orzechów? - zapytała ni stąd ni zowąd.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...

Ostatnio edytowane przez Vesca : 04-01-2018 o 14:28.
Vesca jest offline