Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-12-2017, 19:53   #301
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Bakuba w ogniu - część druga

Basima zdołała uspokoić dziecko. Afaf chwyciła jakiś drewniany kij, który znalazła. Wydawał się marną bronią, jednak nie mogła liczyć na nic lepszego. Pan domu stąpał ostrożnie po wyciosanych w ziemi schodach. Wcześniej huk bomb zdawał się przeraźliwy i złowieszczy, jednak cisza, która po nim nadeszła, okazała się jeszcze gorsza. Mogli jedynie zastanawiać się, co z sobą niosła. Mężczyzna podniósł klapę. Na szczęście przyszło mu to bez trudu. Gdyby zostali przygnieceni gruzami i uwięzieni tu na dole… Sharif wolał nie myśleć.

Wnet znaleźli się na górze. Pan domu rozglądał się ostrożnie. Ta część budynku zdawała się nienaruszona, nie licząc pionowych pęknięć w ścianach i suficie. Zawieszone ozdoby spadły i roztrzaskały się. Lecz oprócz tego wszystko zdawało się w zupełnym porządku… do czasu, aż znaleźli się za załomem korytarza. Ujrzeli stertę gruzu w miejscu, gdzie powinien znajdować się salon oraz drzwi frontowe. Mężczyzna zamarł w bezruchu, jakby nie mogąc zrozumieć tego, co zobaczył. Zdawało się, że bomba musiała zostać zrzucona gdzieś dalej, inaczej dom byłby w znacznie gorszym stanie. Jednak jej impakt dotarł aż tu.
- Allah nas wysłuchał i nad nami czuwał - odezwał się Sharif, rzucając badawczym spojrzeniem. - Ten ładunek mógł wybuchnąć znacznie bliżej piwnicy.
Mężczyzna w pierwszej chwili nie odpowiedział.
- Tak, można na to patrzeć również w ten sposób - mruknął po chwili. Cały zbladł, jednak po chwili zacisnął ręce mocniej na strzelbie. - Ważne, że rodzina jest cała i zdrowa - powiedział bardziej do siebie, niż Habida.
Tymczasem Afaf dotknęła ramienia Sharifa.
- Będziemy musieli wyjść stąd jakoś inaczej - mruknęła.
Basima podeszła do męża i objęła go jedną ręką, kładąc głowę na barku.
- Przetrwamy to Galalu - rzekła kojąco. - Mury można odbudować - dodała, choć z jej oczu płynęły łzy.
Młody Habid zerknął na siostrę.
- O to się nie musimy martwić - kiwnął głową i zaraz też skupił uwagę na małżeństwie. - Przykro mi z powodu waszego domostwa. Jednak tak, jak pan powiedział, najważniejsze, że waszej rodzinie nic się nie stało - powiedział zatroskany, w głowie mając obraz śmierci swoich rodziców.
Małżeństwo nic nie odpowiedziało, jedynie skinęli głowami.
- Czy powinniśmy przypomnieć im o tym jedzeniu? - Afaf szepnęła cichutko, stojąc na palcach.
- Chyba na nas już pora - odparł na to Sharif, zwracając się do pary. - Czy… czy moglibyśmy jeszcze dostać coś do jedzenia?
- Ach… tak - Basima drgnęła, wyrwana z otępienia. Obróciła się i ruszyła korytarzem w inną stronę. - Kuchnia na szczęście nienaruszona - mruknęła. Spojrzała za siebie, jednak Galal nie podążył za nią. Został przy salonie, spoglądając na stertę gruzu.
- Jeszcze raz dziękujemy za waszą gościnność - Afaf powtórzyła. - Jesteście bardzo dobrymi ludźmi.

Basima skinęła głową, uśmiechając się słabo. Zaprosiła ich do niewielkiego pomieszczenia. Tam otworzyła starą lodówkę.
- Nie działa - mruknęła, patrząc na żarówkę. - Prąd… nie mamy prądu - szepnęła. Wyciągnęła z wnętrza zalabyieh. Były to kulki słodkiego ciasta, smażone na głębokim oleju. Pokryte miodem, orzechami i cynamonem.
- Przepraszam, że tylko tym mogę was poczęstować - rzekła z pewnym wstydem.
- To więcej, niż powinniśmy oczekiwać - odpowiedział skromnie Sharif, przyjmując poczęstunek. - Naprawdę nie wiem, jak możemy się wam odwdzięczyć za wszystko, co dla nas zrobiliście - dodał, uśmiechając się uprzejmie. Mając jedzenie w rękach poczuł ścisk w żołądku, postanowił go jednak zignorować.
Afaf nic nie odpowiedziała, tylko z wdzięcznością wpakowała do ust pierwszą kulkę, nie bacząc na to, że była zimna.
- To jest pyszne - wymamrotała.
Takie proste stwierdzenie wydawało się ucieszyć Basimę. Przez chwilę mogli udawać, że wszystko jest w porządku, nic nie zmieniło się i nie stoi na przeszkodzie przed komplementowaniem talentów kulinarnych. Jest normalnie. Sprawy jednak zmieniły się bardzo szybko… i to za sprawą syna małżeństwa. Chłopiec wbiegł do kuchni i spojrzał na Basimę dużymi oczami.
- Mamusiu… kim są ci dziwni panowie? - zapytał.
Sharif odwrócił się w stronę chłopca i zrobił zaskoczoną minę.
- Panowie? Jacy panowie? Gdzie oni są? - obrzucił syna Basimy pytaniami.
Chłopiec zawahał się. Spojrzał niepewnie na swoją matkę, a potem na Afaf… i na koniec na Sharifa. Otworzył usta, jakby chcą wymówić jakieś słowa… jednak żadne nie popłynęły z jego krtani. Jedynie wskazał odnogę korytarza.
- Musimy uciekać - mruknęła Afaf, łapiąc się boku Sharifa. - To nie jest nasza walka.
Habid zerknął to na siostrę, to na żonę pana domu, które udzieliło im schronienia. Widać było, że nie mógł się nad czymś zdecydować.
- Chodźcie z nami - zaproponował kobiecie.

Ruszyli korytarzem we trójkę. Doszli do załomu i skręcili w prawo. Nie przeszli daleko. Dom nie był aż tak duży. Afaf bardzo mocno i boleśnie wczepiła się w ramię młodego Habida… kiedy ujrzeli Europejczyka, który zabił ich ojca. Mężczyzna stał na środku przejścia, trzymając uniesioną broń. Siostra Irakijczyka cicho pisnęła, jednak nie poruszyła się. Przylgnęła do swojego brata, oczekując jego rozkazów. Ten z kolei zasłonił ją ramieniem i przesunął się tak, by zablokować linię strzału do Basimy.
- K-kim jesteś? - zapytał Sharif, czując, jak serce podchodzi mu do gardła. Jednocześnie nerwowym wzrokiem zaczął szukać pana domu. Ten nie pojawiał się. Afaf wczepiła się mocniej młodego Habida, patrząc na napastnika.
- Musimy go zabić - szepnęła. - Albo polec, próbując.
Tymczasem mężczyzna uniósł ręce, jakby w geście poddania się.
- Nie chcę mieć z wami nic wspólnego - jego głos brzmiał obco i niezręcznie. Mężczyzna niezbyt dobrze orientował się w ich języku i niezbyt dobrze nim władał. - Nie chcę wam zrobić krzywdy.
Chłopak zmarszczył czoło, przysłuchując się napastnikowi, przy czym poruszył ramieniem, jakby chciał uciszyć Afaf.
- Czego szukałeś w bibliotece? - zadał kolejne pytanie, opuszczając wolną rękę wzdłuż ciała. Dłonie mu się pociły, a pistolet wsunięty do kieszeni ciążył nieprzyjemnie.
- Odpowiedzi… - mężczyzna podniósł ręce wysoko do góry, chcąc pokazać, że jest bezbronny. Mimo to Afaf spięła się. Tkwiła przy prawym boku Sharifa i nieco do tyłu, jednak mężczyzna w każdej chwili obawiał się, że skoczy do przodu i zaatakuje nieznajomego. Mogła postąpić nierozsądnie, kierowana złym impulsem.
- Spokojnie - warknął młody Habid pod nosem w stronę Afaf, nie spuszczając Europejczyka z oczu.
- Dlaczego tu za nami przyszedłeś? - nie przestał go wypytywać. Dłoń zaczęła mu drżeć. Cały czas myślał o dobyciu broni i tym, co zrobi w następnych chwilach. Póki co postanowił na razie zagadać swojego napastnika.
- Wyzwoliłem ifryta ze śmiertelnych okowów ciała waszego ojca - mężczyzna przemówił nieco ochrypłym głosem, podchodząc bliżej. - Uznałem, że znajdę go, pozostając blisko was. Mężczyzna prędzej czy później podąży śladem swoich dzieci. Nie jest w stanie przeciwdziałać swojej naturze - mruknął.
Pani domu nabrała głębiej powietrza i zastygła w bezruchu. Bez wątpienia chciała uciec, jednak wolała nie zwracać na siebie uwagi nieznajomego… oraz jego towarzysza, który stał tuż za nim, pilnując jego boku.
- Z-zabiłeś go - sapnął Sharif, przypominając sobie nagranie ze szpitala. Powieka mu zadrżała, a dłoń zacisnęła się w pięść. - Odłóż broń i opuść to domostwo - polecił chłodnym głosem.

Mężczyzna powoli zbliżał się.
- A kimżeś jest, by wydawać mi takie polecenia? - zapytał. - Zabiłem go… bo mężczyzna jego rodu mógł wejść na wyższy poziom. I on tego doświadczył - wyciągnął język, po czym oblizał nim wargi. - Atak Stanów Zjednoczonych okazał się więcej niż niespodziewany. Czysty przypadek. A może jednak… gdybym wyruszył choć chwilę później… obudzenie twego ojca okazałoby się niemożliwe - ni to zapytał, ni oznajmił. - Być może stało się właśnie tak, jak miało być - mruknął nieznajomy. - A teraz… zostaje nam czekać, aż znajdzie się tutaj wraz z wami.
Jednak Sharif nie miał zamiaru już dłużej czekać. Poderwał rękę i spróbował wyszarpać pistolet z kieszeni, by wymierzyć go w stronę mężczyzny. Udało mu się to. Zanim nieznajomy sięgnął po swoją broń.
- I co teraz zrobisz? - zapytał. - Zabijesz mnie? - mruknął. - No dalej.
- Zrób to - szepnęła Afaf. Wydawała się prawdziwie szczęśliwa z powodu obrotu sytuacji.
Chłopak oddychał płytko, pot spływał mu po czole. Z trudem utrzymywał się w takiej pozycji. Z kolei słowa siostry zaczęły odbijać się w jego głowie nieprzyjemnym echem.
- Z-zamordowałeś go. Spotka cię za to kara, ale teraz chcę, żebyś mnie posłuchał uważnie. Odłóż pistolet na podłogę, ładnie i powoli, a następnie się cofnij. Przysięgam, daj mi jeszcze jeden powód, a zastrzelę cię na miejscu - przemówił rozgorączkowany.
- Jest jeden powód - mężczyzna postąpił zgodnie z zaleceniami młodego Habida, wyciągając broń i kładąc ją na podłogę. - Otóż… - mruknął. - Tylko ja jestem w stanie go powstrzymać.
Afaf w ogóle nie słuchała mężczyzny. Wczepiła się w ramię Sharifa.
- Zabij go - szepnęła cichutko. - Zanim wymyśli jakąś sztuczkę i zrobi z nas głupców. To jasne. Gra na czas - mruknęła. Sharif z trudem rozróżniał kolejne słowa. Mamrotała pod nosem. Nieznajomi bez wątpienia nie byli w stanie dosłyszeć jej słów. - Nie możemy pozwolić, aby zagrał nami - mruknął. - Strzelaj - nastolatka szepnęła. - Zanim nasza szansa minie.
Sharif cały czas mierząc do mężczyzny schylił się, by podnieść drugi pistolet, po czym wsunął go do kieszeni. Następnie zgromił siostrę spojrzeniem, jakby próbował dać jej do zrozumienia, żeby przestała.
- O czym ty mówisz? - zwrócił się ponownie do Europejczyka. - Kto… kto kazał ci to zrobić? Co zrobiliście mojemu ojcu?! - ostatnie pytanie zadał z większym naciskiem.
- Twój ojciec - mruknął nieznajomy - jest kropelką, która zaoliwi bardzo silny i potrzebny mechanizm. Nie spodziewaliśmy się, że jego nowa forma okaże się tak potężna… jednak nie jest czymś, z czym nie można byłoby walczyć. Obawiam się znacznie bardziej ataku samolotów. To wielkie zaskoczenie - mruknął, spoglądając ku sufitowi. Zdawał się kompletnie nie przejmować zagrożeniem, jaki stanowił Sharif i jego pistolet… tylko czy słusznie?
Habid spuścił na chwilę wzrok, jakby próbował uporządkować sobie wypowiedziane właśnie słowa.
- Powiedziałeś, że wiesz, jak powstrzymać Ifryta… - mruknął, skupiając się ponownie na mężczyźnie. - Jak? - zapytał, unosząc pewniej broń, wymierzając nią w pierś Europejczyka.
- Chłopcze - mruknął nieznajomy, eksponując śnieżnobiałe zęby. - Otóż - mruknął… lecz wtem coś przerwało ich rozmowę.

Wpierw Sharif uznał, że Amerykanie zesłali kolejną bombę. Rozległ się bardzo głośny huk oraz błysk, który zwalił z nóg go, Afaf oraz panią domu. Zasłonił oczy i podniósł ręce, starając się uchronić przed przeraźliwym impaktem żaru, który na nich natarł. Wpierw jego oczy zdawały się ślepe. Jednak mrugnął kilka razy i wizja wróciła. Poczuł okropny zapach spalenizny i zgnilizny, choć nie był pewny, z którego dokładnie miejsca roztaczała się.
- Bracie… - usłyszał jedynie ściszony odgłos.
Wzrok Habida przyzwyczaił się do bardzo jasnej sylwetki, która zjawiła się w polu widzenia. To ona rzuciła kulą ognia w budynek. Ifryt. Ich ojciec.
 
Ombrose jest offline  
Stary 20-12-2017, 19:54   #302
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Bakuba w ogniu - część trzecia

- Hara - warknął Sharif, zbierając się z ziemi. - Uciekamy stąd. Natychmiast! - zakrzyknął i dopadł do Basimy, by pomóc jej wstać.
Kobieta chwyciła jego dłoni. Podźwignęła się na nogi z jego pomocą.
- Tędy - mruknęła, wskazując korytarz. - Tam jest jeszcze jedno przejście…
Nieznajomy Europejczyk nieco zbladł. Wcześniej twierdził, że ifryt nie jest aż tak wielkim zagrożeniem, jednak zdawało się, że zmienił zdanie.
- Ojcze! - Afaf krzyknęła, wyskakując do przodu. Następnie zamarła w bezruchu. Łzy lały się ciurkiem z jej oczu. - Ojcze, obudź się! To nie jesteś ty! Tato, proszę! - przymknęła oczy, kręcąc głową.
Sharif kiwnął głową do Basimy, by szła przodem, po czym rzucił się za Afaf. Objął ją od tyłu w pasie i odciągnął w stronę przejścia.
- Idziemy! - dodał z naciskiem. Dziewczyna raz jeszcze spojrzała na ifryta ze łzami w oczach zanim poddała się bratu. We trójkę biegli w stronę wyjścia. W międzyczasie dołączył do nich syn kobiety, jednak niemowlę i pan domu byli niewidoczni.

Wybiegli na zewnątrz. Sharif zaczerpnął głębiej powietrza, widząc niebo czarne od dymu. Zewsząd dobiegały krzyki rozpaczy, choć przyciszone, jak gdyby znajdowały się daleko stąd. Samoloty przestały bombardować miasto, jednak wydawało się, że to nie miał być koniec Gehenny. Mogli ruszyć w stronę meczetu, do którego zmierzali wcześniej. Rozwalony płot nie był już przeszkodą. Mogli też ruszyć do domu sąsiadów lub w stronę ulicy, przy której znajdowała się posesja małżeństwa.
Habid rozejrzał się nerwowo, jakby Ifryt był tuż za ich plecami. Widać było, że chciał uciec stąd jak najdalej. Powstrzymał się jednak, zatrzymując spojrzenie na kobiecie.
- Pani mąż… wciąż tam może być - stwierdził niechętnie, po czym zerknął na Afaf. - Posłuchaj mnie, siostrzyczko. Weź Basimę oraz jej syna i schowajcie się w domu sąsiadów. Ja cofnę się na ulicę i upewnię się, że nikogo za sobą nie zostawiliśmy. Możesz to dla mnie zrobić?
Afaf pokiwała głową. Nie kłóciła się. Wyglądało, że nie ma na to siły. Spojrzała na brata lekko łzawym spojrzeniem… czyż widzieli się po raz ostatni?
- Sharifie… - wyciągnęła nieporadnie rękę w jego stronę… lecz wtedy rozległ się kolejny wybuch spowodowany przez Ifryta. Chwyciła za rękę szlochającą Basimę i ruszyła z nią w kierunku wskazanym przez młodzieńca.

Sharif ruszył w stronę ulicy. Przeszedł obok gruzów wschodniej części domu, kierując się dalej. Wychodząc zza zakrętu ujrzał spopieloną ścieżkę, po której musiała przejść kula ognia. Uderzyła po drodze w mężczyznę, którego odrzuciło na kilkanaście metrów. Została z niego krwawa, zwęglona miazga, jednak impakt rozesłał cześć jego ekwipunku po podwórku. Musiał być żołnierzem. Czy Khalid miał czas, aby przepatrzeć przestrzeń w poszukiwaniu zdobyczy?
- Nie mam na to czasu - mruknął do siebie i czym prędzej ruszył pochylony w dalszą drogę. Chciał odnaleźć jakieś wejście do budynku, lub w inny sposób do niego zajrzeć, by poszukać pana domu. Jeśli tamten miał trochę sprytu, powinien się gdzieś schować. Wtedy będzie mógł go wyciągnąć i czym prędzej wydostać się z tego miejsca.

Sharif wbiegł do budynku. Rozglądał się w poszukiwaniu mężczyzny. Wtem usłyszał głośny ryk Ifryta oraz brzęk karabinów maszynowych. Odgłos pochodził z jakiegoś punktu znajdującego się niedaleko, jednak na tę chwilę nie dotyczył młodego Habida. Młodzieniec skierował się wzdłuż osi głównej domu, mając oczy szeroko otwarte na wszelkie zaskoczenia.
Dotarł do punktu, za którym znajdowała się ogromna wyrwa w ścianie wywołana atakiem ognistego demona. Jednak nie spostrzegł, co znajdowało się za nią, gdyż jego uwagę przyciągnął cichy szloch dobiegający z pokoju znajdującego się nieopodal. Drzwi prowadzące do niego same zwaliły się z zawiasów bez ingerencji Sharifa.

Galal klęczał na środku skromnie urządzonego pokoju dziecięcego. Łkał. Pochylał się nad stertą gruzu. Zza jednego z większych kamieni wystawała drobna, blada rzecz. Habid w pierwszej chwili nie mógł rozpoznać co to jest. Wyglądało na kawałek materiału, albo róg poduszki… Wreszcie zrozumiał. To była rączka niemowlęcia.

Habid złapał się za głowę i wytrzeszczył oczy. Miał wrażenie, jakby coś go ścisnęło za serce. Podobnie do mężczyzny, miał ochotę zapłakać, jednak otrzeźwiony bliskością Ifryta, wziął się w garść.
- Proszę pana… musimy iść - odezwał się, podchodząc do mężczyzny. - Nic już pan tutaj nie zdziała. Pańska żona i drugi syn wciąż żyją i potrzebują opieki - dodał z większym przekonaniem w głosie.
Minęło kilka sekund, jednak młodemu Sharifowi wydawało się, że co najmniej godzina.
- Musimy… iść - powtórzył Galal. Wstał, obrócił się i poszedł w stronę młodzieńca. Miał kompletnie puste spojrzenie. Lekko drżał, jakby w szoku.
Mężczyzna wyszedł na korytarz. Drgnął, widząc ogromną wyrwę w ścianie. W jego oczach coś poruszyło się, nieznaczna iskierka życia.
- Pomszczę cię - szepnął, mocniej chwytając broń. Wyskoczył na zewnątrz i pobiegł w stronę Ifryta. Nie zważał na przypomnienie o żonie i drugim synu. Teraz nie chciał bronić, lecz… zabijać.

Sharif spostrzegł, że żołnierze walczą z potworem. Skryci za załomem muru, co chwilę wychylali się i strzelali w stwora. Ten rżał, odginał łeb pełen długich, ostrych kłów i śmiał się. Podnosił grube, spopielałe ramię i spoglądał na obłok zbierającej się energii. Następnie serwował ją widowiskowym ruchem całego, umięśnionego ciała. Sharif ujrzał pod lewym sutkiem ifryta duże, czarne znamię. Jego serce zakłuło, kiedy przypomniał sobie, że ojciec miał takie same.

Za załomem ruin szopy spoglądał Europejczyk. Nie angażował się w walkę, a jedynie obserwował, jakby czekając na właściwy moment. Spojrzał na Sharifa, uśmiechnął się nieznacznie i przysunął palec wskazujący do ust w geście zachowania ciszy.
Chłopak wahał się, co zrobić. Chciał walczyć z Ifrytem. Wiedział, że był to kiedyś jego ojciec, a mimo to pragnął unicestwić to, co z niego powstało. Dla dobra jego pamięci. Niestety nie wiedział, co robić. Teraz przypomniał sobie słowa mordercy Bahira. “Mężczyzna prędzej czy później podąży śladem swoich dzieci”. Czy to oznaczało, że nie ważne, dokąd pójdą i tak ich odnajdzie? Z drugiej strony nie chcieli się przed nim ukryć na dobre. W końcu będą musieli się z nim zmierzyć. Tylko kiedy nadejdzie ta chwila? I o co chodziło z tym przeklętym Europejczykiem?
Nie ufał mu, ani trochę. Mimo to tamten nie zabił ich, kiedy miał okazję. Mówił, że to on “wyzwolił ifryta ze śmiertelnych okowów ciała ojca”, a następnie wspominał o tym, że tylko on może go unicestwić. Czy to było dla niego jakąś chorą zabawą? Bo dla Sharifa na to właśnie wyglądało.

Sharif spojrzał w stronę, dokąd udali się jego siostrą wraz z Basimą, a następnie za Galalem. Zrobił wszystko, co mógł, by go stąd wyciągnąć, ale i tak już nigdy nie pozbędzie się poczucia winy. To on ich zabił. To on, wchodząc do tego domostwa, ściągnął za sobą Ifryta. Zabił małe dziecko. Zabił pana tego domu. Zniszczył rodzinę.
Zakręciło mu się w głowie. Kolana zrobiły się pod nim miękkie, jakby chciał upaść. Udało mu się jednak utrzymać pion. Nie mógł się teraz poddawać. Musiał skończyć to, co zaczął. Dowiedzieć się, jak pokonać Ifryta. W tym celu ruszył pochylony w stronę Europejczyka, by dokładnie go wypytać.

Ani Ifryt, ani żołnierze nie zwrócili uwagę na drobną postać młodzieńca przemykającego pomiędzy gruzami. Sharif zdołał dotrzeć do zabójcy ich ojca. W ostatniej chwili prawie potknął się, kiedy usłyszał głośny huk gdzieś niedaleko. Podniósł ręce, chcąc osłonić uszy, jednak nie zdążył. Dudniący odgłos, który został w jego umyśle, był prawie nie do wytrzymania.

Sharif spojrzał w odnogę ulicy. Zmierzał nią… czołg. Zielony wóz bojowy toczył się opieszale po gruzach i asfalcie, kierując lufę w stronę potwora. Znajdował się zbyt daleko, aby celnie strzelić. Musiał przybliżyć się. Jednak Ifryt już go spostrzegł. Podniósł prawą rękę. Żyły ramion i przedramion napięły się, kiedy obłok pomarańczowego żaru zaczął formować się pomiędzy palcami. Być może to było jedynie złudzenie, jednak młody Habid mógłby przysiąc, że zrobiło się cieplej.
- Masz granaty błyskowe - mruknął Europejczyk, podając dwie sztuki Sharifowi. Spojrzał na niego z uwagą i zainteresowaniem. - Jesteś w stanie to uczynić?
Nie sprecyzował, czy miał na myśli emocjonalny, czy fizyczny aspekt zadania polegającego na rozproszeniu uwagi Ifryta, zanim czołg przybędzie na miejsce.
Shari wybałuszył oczy, oglądając podane mu przedmioty. Zerknął nieufnie na Europejczyka. Nie miał zamiaru przyjmować od niego poleceń, a najchętniej wsadziłby mu ten granat do gardła. Jednak sytuacja była krytyczna, a wyglądało na to, że ten człowiek miał jakiś plan.
Habid musiał podjąć decyzję i zrobił to niemal natychmiast. Kiwnął zgodnie głową.
- Jak… jak tego użyć? - zapytał z niezręczną miną. Do niedawna nigdy nie miał nawet pistoletu w dłoni, a co dopiero granat.
- Musisz wybiec, odrzucić zawleczki i cisnąć mu prosto w oczy. Jeżeli będziemy mieć szczęście, to straci nad sobą kontrolę i kula ognia w jego łapie rozerwie mu tors - mężczyzna rzekł. - A resztę zostaw mi.

Ifryt zamachnął się i pocisk z jego ręki pofrunął prosto w stronę czołgu. Minął pojazd jedynie o kilkanaście metrów. Impakt rozwalił cienkie ściany przystanku autobusowego, jak gdyby były z papieru i ruszył dalej na ogrodzenie urzędu. Również ono nie stanowiło żadnej przeszkody.
- Gotowy? - zapytał Europejczyk. - Kończy nam się czas.
Chłopak westchnął, zawieszając spojrzenie na granatach.
- W porządku - odparł, kręcąc głową. - Nigdzie się stąd nie wybieraj. Mamy potem do pogadania - mruknął w stronę mężczyzny i wyprostował się. Wykonał jeszcze kilka głębszych oddechów, po czym wysunął się zza zasłony. Postąpił zgodnie z zaleceniami Europejczyka i odbezpieczył granaty, by zaraz też wykonać zamach i cisnąć nimi w Ifryta.

Nie mógł rzucić nimi wszystkimi jednocześnie. A w każdym razie nie celnie. Chwycił pierwszego z nich i… nie trafił. Jednak uderzył wystarczająco blisko, by Ifryt przynajmniej chwilowo stracił zainteresowanie czołgiem. Wtem zza pobliskiej płyty ruszył Galal, wykorzystując okazję. Mężczyzna ruszył na Ifryta z bronią w ręku… jednak istota odzyskała kontrolę nad sobą i starła mężczyznę z powierzchni ziemi. Następnie spojrzała na Sharifa. Jeżeli w środku czaił się jego ojciec… to musiał być skryty gdzieś bardzo głęboko. Potwór podniósł upiorną kończynę i zamachnął się, aby rzucić kulą ognia w Sharifa… Tymczasem młody Habid zdołał wycelować drugim granatem. Ten trafił prosto między oczy potwora. Rozległ się huk.

Przeraźliwy pocisk energii wysunął się spomiędzy palców Ifryta i ruszył w stronę Sharifa. Nie trafił w młodzieńca, jednak uderzył w pobliskie ruiny. Jedna z cegieł odprysła prosto w Irakijczyka. Młodzieniec upadł prosto na metalową szynę, która wystawała ze zniszczonej instalacji domu Basimy i Galala. Jej ostry koniec natarł na jego rękę. Od tego momentu pozostała niepełnosprawna.

W trakcie upadku Sharif uderzył się mocno w głowę. Przymknął oczy, zdjęty słabością. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczył, był czołg ruszający na Ifryta. Wystrzelił pocisk, trafiając prosto w potwora. Rozległ się głośny, nieludzki ryk pełen bólu. Monstrum konało.

Europejczyk ruszył zza swojej osłony. Sharif spostrzegł, że w prawej ręce trzyma wysoko wyciągniętą odznakę. Jaki był tego cel? Habid wpierw nie rozumiał. Jednak… żołnierze nie strzelali w niego. Czyżby mężczyzna był jakąś ważną personą dla armii? Ruszył nad ciało Ifryta. Wyjął sztylet i przesunął nim po własnej skórze. Trysnęła z niej krew, która oblała potwora. Wtem mężczyzna zalśnił. Wyglądał tak, jakby spowiła go elektyczna siatka drobnych iskierek. Tymczasem Ifryt czerniał, gnił i niszczał.

Europejczyk skonsumował ojca Sharifa.
A potem młodzieniec stracił przytomność.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 21-12-2017, 01:06   #303
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
O'Hooligans - część pierwsza

Alice popadła w dziwny, wyciszony nastrój, gdy przebywała sama w pomieszczeniu baru. Wyciszyła się i na swój sposób odrętwiała mentalnie.
Gdy więc znalazła drogę do piwnicy, początkowo czuła się nieco głupio, bowiem nie powinna raczej była szwędać się tak sama po takim miejscu. Znajdując jednak kolejne drzwi, a za nimi niewielkie pomieszczenie z usadzoną na środku Virtanen, Harper posłała jej obojętne spojrzenie. Weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi
- Na twoim miejscu zmieniłabym postawę, bo nie mam nastroju na tolerowanie twoich humorów - oznajmiła jej wstępnie Harper, poważnym i oziębłym tonem
- Będziesz współpracować, czy mam zawołać mojego nieprzewidywalnego przyjaciela, by znów na ciebie wsiadł? - zapytała, przypominając Lei jak Noel poprzedniej nocy ją okładał. Śpiewaczka skrzyżowała ręce pod biustem i zaczęła spacerować w lewo i w prawo przed Virtanen.

Lea zmrużyła oczy, spoglądając na nią spode łba. Mierzyła ją wzrokiem, jakby nie zdając sobie sprawy z tego, w jakim położeniu znalazła się.
- Nie przysługuje mi nawet jeden telefon? - zapytała z półuśmieszkiem. - Chciałabym rozmawiać z prawnikiem, zanim cokolwiek powiem - parsknęła sarkastycznie.
Rudowłosa zmrużyła oczy
- Nie masz prawa nawet do stania o własnych nogach - oznajmiła bez skrupułów. Lea mimowolnie otworzyła usta, nie spodziewając się tak szybkiej… i tak celnej riposty.
- Mam serdecznie po czubek głowy dość tego całego waszego Valkoinen. Po jaką cholerę zadajecie się z władcami Tuoneli? Po co ten cały cyrk z paleniem kościołów? - zapytała, zatrzymując się przed nią i uważnie obserwując Virtanen.
- Dlaczego zadajemy się z władcami Tuoneli? - Lea powtórzyła pytanie, kręcąc głową. - A dlaczego mielibyśmy tego nie robić? Valkoinen jest znacznie starsze, niż mogłabyś się spodziewać. Powstało jeszcze przed czasami Wielkiej Schizmy i Wojny Bogów. Od dziesięcioleci… nawet wieków staramy się sprowadzić wielmożnych Pana i Dziewicę Śmierci na łono naszego świata. I tym razem udało się nam - uśmiechnęła się, puentując. Wyglądało na to, że wypowiedziała te słowa tylko dlatego, aby dopiec Alice. Być może dałoby się wydobyć z Lei więcej, gdyby śpiewaczka zdołała ją umiejętnie podpuścić.
Alice wysłuchała jej uważnie
- Pięćdziesiąt lat temu też próbowaliście? - zapytała niby to od niechcenia. Była ciekawa, czy wydarzenia znad jeziora były powiązane.
Lea spojrzała na nią spode łba. Wyraźnie chciała odsunąć się krzesłem do tyłu. W małym pomieszczeniu zmuszone były pozostawać bardzo blisko siebie… znacznie bliżej, niż chciałaby Virtanen.
- Po prostu mnie zabij - mruknęła. - I miejmy to za sobą.
Śpiewaczka uśmiechnęła się lekko
- I zrobić ci tę uprzejmość, uwalniając z tego świata? żebyś mogła pobiec na klęczkach do swojej pani? O nie. Tak łatwo nie będzie Leo. Jak mówiłam. Najpierw porozmawiamy. Zadałam ci pytanie. Odpowiedz na nie - oznajmiła jej surowo.
Odpowiedziało jej jedynie milczenie. Virtanen już nawet na nią nie spoglądała. Patrzyła gdzieś w bok. Jej twarz przypominała zimną, żelazną maskę determinacji. Już więcej nic nie powie.
Alice zauważyła taką zmianę w jej postawie. Podeszła o jeszcze jeden krok bliżej
- Wiesz jakie to uczucie stać przed Tuonetar? Twarzą w twarz? I przed jej córkami? - zapytała ciekawskim tonem.
Kobieta wzdrygnęła się, kiedy dystans pomiędzy nimi zmniejszył się.
- Oczywiście, że wiem, pizdo - syknęła. - Nie masz pojęcia, kim jestem i co widziałam.
Śpiewaczka przymrużyła mocno oczy, po czym zamachnęła się policzkując mocno Virtanen
- Co wy macie dzisiaj z wyzywaniem mnie od pizd? Następnej osobie mam tłumaczyć? - powiedziała tonem, jakby nuta szaleństwa wkradła się w jej melodyjny głos.
Brązowe włosy Finki zatrzepotały w powietrzu, kiedy Alice ją uderzyła. Drobna strużka krwi popłynęła z kącika ust kobiety. Lea spojrzała na nią spode łba ze wzrokiem pełnym agresji i obrzydzenia.
- Jeżeli cały świat nazywa cię pizdą, to może nią jesteś - syknęła.
- Mam gdzies kim jesteś. Mam gdzieś co możesz. Chcę od ciebie tylko prostych odpowiedzi. Ja zadaję pytanie, ty odpowiadasz. Jak jeszcze raz twoja odpowiedź mi się nie spodoba, zacznę przypominać sobie zasady składania ludzi w rytuałach. A uwierz mi, swego czasu dużo się o tym naoglądałam i dowiedziałam. Zobaczymy dokąd trafi twoja dusza, jeśli przywiążę ją do jakiegoś gównianego miejsca. Na pewno nie na dziewicze, opiekuńcze, zimne łono Tuonetar - oznajmiła jej chłodno i sykliwie. Opuściła dłoń i zacisnęła pięść
- Tak więc? Na czym stanęłyśmy? Ah tak… Czy próbowaliście sprowadzić Tuonetar i Tuoniego pięćdziesiąt lat temu? I jeszcze jedno. Czemu Surma podpala kościoły. Znam obrzęd, ale czemu kościoły i w takiej ilości… - kontynuowała.

Lea roześmiała się. Bardzo głośno i naturalnie.
- NAOGLĄDAŁAŚ się filmów o jakichś rytuałach i tym mnie straszysz? - spojrzała na nią z niedowierzaniem. - Na Boga, dziewczyno, miej do siebie choć trochę szacunku. Jeżeli chcesz mnie czymś przestraszyć, to nie wspominaj o Duchach z New Jersey, czy innym programie MTV, który widziałaś. Wyjdź, dorośnij i wróć do mnie, to porozmawiamy. Ewentualnie przyślij kogoś doświa…
Ręka Alice momentalnie chwyciła gardło Lei i pchnęła ją w tył, doprowadzając do tego, że kobieta przechyliła się na krześle i uderzyła głową o ścianę za sobą. Nie mocno, ale na pewno boleśnie, podduszana dłonią Harper
- W snach. Głupia. W snach widziałam i wiem jak się to robi. Całe dzieciństwo nawiedzały mnie różne rzeczy. Niektóre lubią dużo mówić. Więc zamknij się i zacznij mówić do rzeczy. Bo nie interesuje mnie twoje zdanie na temat inny, niż ten o który pytam - puściła i krzesło przechyliło się z powrotem w przód. Śpiewaczka zrobiła krok w tył i czekała.
Lea może nie spodziewała się uderzenia, jednak mniej lub bardziej przygotowała się na nie, gdyż nie krzyknęła. Choć to, czego doświadczyła, bez wątpienia było bolesne.
- Już wystarczająco zawiodłam Tuoniego, dając ci się pojmać - wycedziła przez zaciśnięte zęby. Szarpnęła dłońmi, jakby próbując dotknąć nimi głowy w miejscu obicia… jednak więzy były mocne i uniemożliwiały wszelki ruch. - Nie ma mowy, że teraz okażę się jeszcze… - warknęła, kręcąc głową. - Po prostu… nic ci nie powiem - podniosła brwi, spoglądając jej prosto w oczy. - Nic a nic.
Rudowłosa przechyliła lekko głowę
- Czemu jesteś niby taka dla nich ważna. Przecież mają na pęczki ludzi… - powiedziała kompletnie ignoranckim tonem.
- Masz jakieś specjalne zdolności? - zapytała ponownie.
Lea zastanowiła się.
- A jeżeli powiem, to mnie wypuścisz? - zapytała.
Alice mruknęła
- Hmm… Jeśli będziesz odpowiadać na moje pytanie, to tak. Wypuszczę cię - odrzekła spokojnie Harper. Nie brzmiała, jakby kłamała.
- Do moich wyjątkowych umiejętności należy to, że nie jestem naiwna - odpowiedziała Lea. - Nie wierzę, że mnie wypuścisz. Nie sądzę również, że mnie zabijesz. Pozostanę w tym kantorku tak długo, jak tylko będziesz potrafiła mnie tu utrzymać. To prawda, jestem pod twoją władzą. Jednakże… tak długo, jak będę milczeć, to ja wygram - uśmiechnęła się nieznacznie. Ból głowy zapewne wciąż jej dokuczał. - Wiesz, co jest najpiękniejszego we wierze? - zapytała. - Potrafi przeprowadzić cię nawet przez najgorsze tortury. A kiedy twój bóg odpowiada na twoje modlitwy, żarliwość jedynie wzrasta - mruknęła.
Harper przechyliła głowę
- Twoi bogowie to nic w porównaniu z tym, co mogłabym zrobić - powiedziała spokojnym tonem.
- Dochodzę do wniosku, że ludzkość bardzo ogranicza… - Alice tak jakby nagle doszła do pewnego wniosku.
- Dlaczego ty nie ofiarowałaś się swojej pani jako naczynie? - zapytała zaraz, zaciekawiona.
- Być może ofiarowałam się - mruknęła. - A może nie. Kto to wie? Na pewno nie ty. I obawiam się, że nie dowiesz się. Tak właściwie chciałam podziękować ci za przyjście - mruknęła. - Zaczęło mi się nudzić, będąc tu w całkowitej samotności.
Alice westchneła
- Wiesz, że dzięki tobie będzie więcej takich jak ja, czy Dahl? - zapytała
- Wyobraź sobie, że twoje bezmyślne przywiezienie tu pewnej paczki bardzo mi pomogło. Ciekawe jak wynagrodzą cię Tuoni i Tuonetar za podarowanie gwiazdom takiego prezentu - powiedziała oschle, i uśmiechnęła się lekko
- I nie kłamałam. Wypuszczę cię, jeśli będziesz współpracować. I tak już przeskrobałaś sobie, podsuwając mi Surmę, pozwalając bym ją niemal skonsumowała, dając się złapać i podstawiając prezent w postaci pudła - powiedziała śpiewaczka obserwując uważnie Leę
- To jak? Dogadamy się, czy będziesz dalej stawiać opory, a ja będę musiała sprawdzić ile mam cierpliwości po ostatnich paru dniach? - zapytała.
- O czym ty mówisz? - Lea zmarszczyła brwi. Jej język uciekał w bok w stronę strużki krwi, która w międzyczasie przestała już płynąć. - Jaka paczka? Jaki prezent?
Harper przechyliła głowę
- Pudło z ciałem nieprzytomnej osoby. Mówi ci to coś? - zapytała, zaciekawiona.
- Być może… - Lea mruknęła ostrożnie. - Jednak nie wiem, co to ma wspólnego z tobą. Bez względu na to, jaką gierkę teraz prowadzisz…. nie rozkojarzysz mnie - warknęła.
Alice uśmiechnęła się
- Po pierwsze, w pudle znajduje się mój towarzysz, którego Tuoni bezmyślnie pozostawił przy życiu, bo się do niego pomodliłam. Miło z jego strony. Najwyraźniej nie miał pojęcia, że wiem, jak wybudzić osobę ze śpiączki wywołanej przez Surmę. A wiem… - zrobiła pauzę
- Po drugie. Dzięki temu okazało się, że gwiazd jest więcej i jeśli bóstwa myślały, że nie, to poważnie się pomyliły… - powiedziała zaraz spokojnie. Przesunęła się bliżej, po czym bez najmniejszego informowania Lei po co, podciągnęła jej koszulkę w górę, zakładając ja jej na głowę. Po czym przytknęła jej dłoń w miejscu, gdzie było można wyczuć bicie jej serca.
Virtanen szarpnęła się, próbując odgiąć tułów do tyłu. Wydała dźwięk na pograniczu westchnięcia, jęknięcia i krzyku, kiedy poczuła materiał koszulki nachodzący na jej nos i oczy. Alice dotknęła skóry powyżej lewej miseczki biustonosza. Była zimna i sucha.
- Zejdź ze mnie, pizdo - warknęła Virtanen.
Harper słuchała chwilę, czy wyczuje dłonią bicie jej serca, a na słowa Lei, przesunęła palcami w dół, zahaczając o jej biustonosz i naginając materiał jakby chciała go ściągnąć, ale tego nie zrobiła
- Pojutrze będę już martwa. Nie zależy mi na niczym. A co jeśli stwierdzę, że jestem ciekawa, jak to jest drażnić kobietę? - zapytała całkowicie naukowym, zaciekawionym tonem
- Nie zabiję cię, prawda. Ostatnio nauczyłam się, że pozostawienie kogoś przy życiu to dużo gorsza kara. Na przykład, przez twoich pieprzonych bogów, moja siostra żyje, choć nie ma głowy. Jesteś martwa? Ciekawe ile będziesz mi miała do powiedzenia, jeśli wepchnę w ciebie dwanaście noży, a potem utnę ci łeb i postawię tył naprzód - zaproponowała Alice. Lea popełniła błąd jesli choć chwile pomyślała, że rudowłosa była poczytalna i zagubiona.
- J-jesteś… obrzydliwa - jęknęła Virtanen. - I co, czujesz moje serce?
Rzeczywiście, Alice odniosła wrażenie, że jej palce wyczuły uderzenie koniuszkowe.
- Dziewica Śmierci ma większy talent w powoływaniu zmarłych do życia - mruknęła. - Nie jestem taka, jak twoja siostra. Wbijesz we mnie pierwszy nóż, może drugi, ale przy trzecim przestanę cokolwiek odczuwać - dodała. - Zresztą nie boję się umierać. Wiek temu nie zrobiło to na mnie większego wrażenia i myślę, że tym razem nie będzie inaczej.
Alice słuchała jej z uwagą i uśmiechnęła się lekko
- A gdybym tak z czystej ciekawości sprawdziła, czy jest w tobie coś, co można skonsumować? - zapytała, przesuwając powolutku opuszkami palców po jej klatce piersiowej. Przesunęła je niżej, na jej brzuch, łaskocząc subtelnie.
- Nie chcę, żebyś umarła Virtanen. Chcę, żebyś żyła i cierpiała. Twoi bogowie, gdyby byli tacy miłosierni, odebraliby żyjącym życia, bo to jest prawdziwe odkupienie, a nie pozwolenie na nieśmiertelność. Może i nie czujesz bólu, ale twoja psychika kiedyś w końcu nie wytrzyma - powiedziała spokojnie. Drugą dłonią złapała Leę za szczękę i przekręciła jej zasłoniętą koszulką głowę na bok, jakby coś sprawdzając.
Lea milczała. Mięśnie jej brzucha spięły się, kiedy Alice wodziła palcami po tułowiu kobiety.
- Uwolnij mnie i wtedy porozmawiamy - zaproponowała Virtanen. Jej głos był stłumiony i cichszy z powodu materiału, który przykrywał głowę kobiety. - Opowiesz mi, skąd wiesz o nieprzytomnym Irakijczyku, może ja również wygadam się niechcący raz czy dwa - mruknęła. - Do niczego tutaj nie dojdziemy.
Harper przechyliła głowę na bok
- Widzisz. Nie za bardzo mogę rozmawiać na takie tematy. Bo to byłoby niesprawiedliwe. Gdzie twoich słów będę słuchać tylko ja, tak moich do ciebie, nie usłyszysz wyłącznie ty - powiedziała spokojnie.
Lea milczała. Wydawało się, że nie zrozumiała.
- Do niczego nie dojdziemy? Zawsze wcale nie musimy. Mogę na przykład po prostu cię pomęczyć i nic kompletnie od ciebie nie chcieć. Tuonetar chciała cię przehandlować, może sprawi jej zawód, jeśli cię skrzywdzę. Widzisz… W moim ciele już pomieszkuje sobie pewna wredna larwa. I to ona sprawia, że moje serce bije. Własną dłonią wprawia je w ruch… Widzi moimi oczami i słyszy moimi uszami. Czuje moimi dłońmi. Nie potrzeba mi, żeby znała i moje myśli i sekrety. Niech te pozostaną moimi - odpowiedziała, zaczynając drażnić brzeg jej stanika palcami, bawiąc się.
Lea wzięła głębszy oddech, próbując uciec do tyłu i wyzwolić się z dotyku Alice. Lepiej radziłaby sobie z uderzeniami, jak się zdawało.
- Rzeczywiście, mogłoby tak być - mruknęła Virtanen, biorąc głębszy haust powietrza i odnosząc się do początku wypowiedzi Harper. - Gdyby tylko każda sekunda nie była dla ciebie na wagę złota. Im więcej czasu poświęcasz mi, tym mniejsze szanse, że uciekniesz swojemu przeznaczeniu. Dlatego też… być może to dobrze, że trafiłam w twoje ręce? - zapytała. W ton jej głosu wdarła się pewna uwodzicielska, seksualna nuta. - Tuonetar i Tuoni podziękują mi za to, jeżeli zajmę cię do końca dnia…
Alice mruknęła
- Dlatego nie zajmiesz mi całego dnia, czy coś z ciebie wyciągnę, czy też nie… - powiedziała spokojnym tonem śpiewaczka. Po czym impulsywnie pochyliła się i uniosła jeszcze bardziej koszulkę Lei, a następnie przytknęła usta do jej obojczyka i zaczęła ssać skórę, zostawiając na niej czerwone ślady. Była...zdesperowana i wściekła. Musiała jakoś się wyżyć. Nie wiedziała co ma robić, by pokonać władców Tuoneli i ocalić siebie.
Lea wstrzymała oddech, kiedy usta Alice dotknęły jej skóry. Miotała się we więzach, próbując uwolnić. Po kilku sekundach zaczerpnęła powietrza i głośno odetchnęła, jakby walcząc z dusznością.
- Zdejmij… to… z mojej… głowy… - wyrzęziła.
Harper wyprostowała się i zatrzymała twarz przed zasłonięta twarzą Virtanen
- Zdejmę. Czemu palicie kościoły? - zapytała, wsuwając teraz dłoń pod stanik kobiety i zaczynając ją drażnić. Papugowała w pamięci Kirilla i aż wzrok jej pociemniał.
- Dlatego… bo… - kobieta z trudem dobierała kolejne słowa. - Nie skoncentruję się, jeżeli nie przestaniesz - warknęła agresywnie. - Czy nie masz ani trochę wstydu?
Śpiewaczka mruknęła
- M… Już nie. Wyobraź sobie, że wczoraj mnie zgwałcono. Mam wszystkiego dość. A teraz mów, a ja ci dam złapać oddech - powiedziała i zatrzymała dłoń, przestając ją drażnić, ale nie zabierając jej od niej.
- Nie wiemy - Lea rzekła szybko. - To prawda. Nie wiemy, dlaczego palimy te kościoły, jednak odpowiedź na to kryje się gdzieś w wersach pozostawionych przez Alvara Aalta. I między innymi dlatego musimy ją zdobyć - dodała szybko. - Czy tyle ci wystarczy? Czy chcesz w pełni odegrać to, co sama przeżyłaś?
Alice ściągnęła jej bluzkę z głowy i spojrzała jej w oczy fioletowymi ślepiami Tuonetar
- Drugie pytanie. Czemu pięćdziesiąt lat temu wam się nie udało? - zapytała spokojnie i teraz z premedytacją obserwowała ją i przesunęła drugą dłoń na jej drugą pierś, obnażając obie i zerkając na nie mrocznie i w zamyśleniu. Były jędrne i kształtne. Nie wyglądały, jakby należały do kogoś, kto nie żyje. Wręcz przeciwnie, sugerowały młodość, zdrowie i witalność… choć Virtanen obecnie nie była w najlepszym stanie.
- Nie żyłam pięćdziesiąt lat temu - warknęła kobieta. - Nie wiem, co wtedy się działo.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 21-12-2017, 01:07   #304
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
O'Hooligans - część druga

Harper uniosła brew
- Nie? A ponoć żyłaś wiek temu. Czemu więc nie te pięćdziesiąt lat temu? - zapytała wracając do dręczenia jej. W jej spojrzeniu zaczęła się rodzić fascynacja. Jakby myślała o czymś w tle.
- A jak myślisz? - Virtanen warknęła. Jej ciało reagowało na dotyk Alice, choć bez wątpienia wbrew staraniom jego właścicielki. - Jesteś w stanie wymyślić odpowiedź na to pytanie?
Alice zastanawiała się chwilę
- Pamiętasz poprzednie wcielenie? - zapytała zaciekawiona i zerknęła w górę, w jej oczy odrywając wzrok od jej piersi, ale nie przestając jej pieścić. Kobieta patrzyła na nią z odrazą i nienawiścią. Nie uciekała spojrzeniem na boki. Nie wstydziła się swojej nagości, choć czuła się z nią niekomfortowo.
- Tak - odpowiedziała. - Odkąd wybuchł Hilton, a Tuoni wstąpił w ciało Lumiego. Choć nie nazwałabym go… poprzednim.
Harper poprawiła się
- Wybacz… Przedostatnie - powiedziała, po czym znów spojrzała w dół. Przesunęła teraz jedną z jej dłoni w stronę zapięcia jej spodni
- Jak sprowadziliście Tuoniego do ciała Lumiego? - zapytała jakby rozmawiała z nią o czymś erotycznie przyjemnym. Zmieniła ton głosu, najwyraźniej pod wpływem zabawy, a może Alice chciała by tak myślała Lea.
Virtanen wydawała się sparaliżowana pod wpływem palców śpiewaczki, które zabłądziły stanowczo zbyt nisko.
- Jeżeli nie przestaniesz… nic nie powiem.
Rudowłosa zatrzymała się i spojrzała na nią wyczekująco, zaciekawiona co usłyszy i czemu nagle Lea stała się taka skora do konwersacji.
- Przestań mnie dotykać, okryj i zrób krok do tyłu - Virtanen wydała stanowczy rozkaz.
Alice przesunęła dłońmi w górę, nałożyła jej stanik, po czym opuściła bluzkę i zrobiła krok w tył. Znów skrzyżowała ręce.
Lea zaczęła normalnie oddychać i powoli kolory wróciły na jej twarz. Podobnie jak rezon oraz swoista pewność siebie.
- Myślę, że to nic nie zmieni, jeżeli wyjaśnię ci parę faktów, które już miały miejsce - mruknęła, wyraźnie obawiając się, że Alice będzie kontynuować pieszczoty.
Śpiewaczka kiwnęła głową
- Więc jak? - zapytała spokojnie, nie poruszając się. Wyglądało jednak na to, że Alice miała teraz asa, którym będzie mogła skłonić Virtanen do mówienia. Przynajmniej jeżeli chodziło o rzeczy, które według dziewczyny Lumiego nie miały znaczenia.
- Tuoni wstąpił w ciało przywódcy Valkoinen z dwóch prostych powodów. Po pierwsze, wzmocnił go strumień dusz, które nagle przybyły zasilić Tuonelę. Mam na myśli ofiary pożaru hotelu. W tym samym momencie Lumi ofiarnie modlił się, aby bóg wstąpił w jego ciało. Na pewno byłoby znacznie trudniej, gdyby naczynie opierało się… jednak tak nie było w tym przypadku.
Alice kiwneła głowa
- Czyli potrzeba takiej ogromnej ofiary z dusz, by mogli tu zstąpić? - zapytała zaraz.
Kobieta zamilkła. Alice nie była pewna, czy nie wiedziała, czy też nie chciała powiedzieć.
Wzrok Harper przesunął się do nadal rozpiętych spodni Virtanen i zawisł tam, gdy rozplotła ręce i zrobiła krok w jej stronę, chcąc wrócić do męczenia jej.
- Stój, gdzie stoisz, lesbo - Lea nie bawiła się w uprzejmości. - Jak myślisz? - warknęła. - Czy potrzeba jest dużo energii, aby sięgnąć do innego wymiaru i zostać w nim na stałe? Nie ma nigdzie podręcznika, użyj zdrowego rozsądku.
Alice zatrzymała się
- Co planują zrobić, by w pełni ściągnąć tu Tuonetar, skoro się opieram? - zapytała zaraz, melodyjnie.
- Nadal potrzeba im tyle energii, nie mają jej jeszcze, czy już tak? - dodała zaraz.
Virtanen była skora do rozmowy tak długo, jak dotyczyła przeszłości. Kiedy Alice wspominała o teraźniejszości, lub co gorsza, przyszłości, zaczynała się opierać.
- Pierdol się - mruknęła.
Harper zmrużyła oczy
- Zaraz mogę ciebie - powiedziała jej tym samym tonem.
- Pytam jeszcze raz. Czy zebrali już energię dla Tuonetar? - zapytała inaczej.
Kobieta zamilkła, jakby na dobre. Nic nie powiedziała i wyglądało na to, że nie zamierzała.
Alice mruknęła
- Wspomniałaś o wersetach Aalto. Od dawna ich szukacie? - zmieniła kompletnie temat.
- Już jakiś czas - Lea przyznała ostrożnie. - Od wielu lat, a nawet dekad krążą opowieści o tej przepowiedni. Jednak nikomu nie udało się jej zdobyć - mruknęła, choć jej głos zadrżał na końcu, jakby to nie była do końca prawda.
Śpiewaczka przechyliła głowę
- Nie musisz mi powiedzieć jakie, ale ile ich już znacie? Wystarczy liczba - powiedziała spokojnie.
- Nie wiem - odpowiedziała Lea. - Tak, nie wiem. Minęło wiele godzin odkąd mnie związaliście. Być może mamy już wszystkie. Lub też nic nie posunęło się do przodu. Jestem niedoinformowana, odkąd pozostawiliście mnie w tych lochach - warknęła niezadowolona.
Harper przechyliła głowę
- A nim cię zamknęliśmy o ilu wiedziałaś? - zapytała zaraz, zmieniając pytanie.
- O pierwszych trzech z grobowca Aalto - Lea odpowiedziała takim tonem, jakby cały świat znał te trzy pierwsze wersety. - Jednak całe nasze siły podzieliły się i ruszyły na poszukiwanie następnych. Być może nie było to aż tak dobrym pomysłem, biorąc pod uwagę to, jak mało ludzi ruszyło na misję do Petersburga - warknęła. - Być może nie byłabym tutaj, gdybyśmy lepiej przegrupowali się.
Alice mruknęła
- Dobrze w takim razie wiedzieć - powiedziała krótko.
- Choć znając Tuonetar, na pewno już dała cynk i zrobiono przegrupowanie, by nikt was nie wybił jak mróweczek… Ciekawe, czy wiecie gdzie dokładnie szukać - stwierdziła i zamilkła
- Po co wam Ukko? - zapytała.
Lea zamilkła. Nic nie odpowiedziała przez dłuższy moment.
- A po co moglibyśmy chcieć najpotężniejszego bóstwa? - mruknęła w odpowiedzi.
Harper uniosła brew
- Żeby rządzić światem? - zapytała ewidentnie kpiąc z tematu.
Lea uśmiechnęła się niepewnie.
- Kto mówił o rządzeniu światem? - zapytała ją, nieco zbita z tropu.
Śpiewaczka pokręciła głową
- Każdemu czarnemu charakterowi na tym zależy… - odpowiedziała, jakby tłumaczyła jej oczywistą oczywistość. Alice westchnęła
- No dobrze… W takim razie… Kim była tamta kobieta, która została w kościele? Poza tym, że naczyniem na Surmę? - zapytała spokojnie.
- Była? - Virtanen podniosła brwi. - A nie… jest? Czy ona umarła?
Rudowłosa wzruszyła ramionami
- Więc? Kim była? - powtórzyła pytanie z obojętna mina.
- Kto? - zapytała Lea. Ewidentnie grała na czas.
Alice podeszła do niej, po czym oparła jej dłonie na udach
- Kobieta, która była naczyniem dla Surmy. Kim była? - powtórzyła zirytowanym tonem, mrużąc oczy i znów spoglądając w dół i jakby myśląc co jej tym razem ‘przyjemnego’ zrobić.
Virtanen zamilkła.
- Jest naczyniem. Nic więcej, nic mniej - rzekła szybko. - A teraz pewnie również trupem - wyraźnie zdenerwowała. Tylko… wynikało to z bliskości Alice, czy też stanu wspomnianej kobiety?
Śpiewaczka wyprostowała się i odsunęła
- Do kiedy macie czas pozbierać zabawki na wielkie wydarzenie? - zapytała wyraźnie zmierzając ku końcowi rozmowy.
- Do kiedy? - Lea powtórzyła. - Wielkie wydarzenie?
Wodziła wzrokiem po otoczeniu, gorączkowo zastanawiając się nad tym, co powiedzieć.
- Czas to zabawna sprawa, czyż nie? - mruknęła. - Niekiedy potrafi być nad wyraz plastyczną materią.
Alice kiwnęła głową
- Zdecydowanie. Zwłaszcza gdy możesz go cofać i pamiętać wszystko, czego się dowiesz - rzuciła złośliwie, po czym pokręciła głową. Lea słuchała bardzo uważnie. Wyglądało na to, że próbuje uzmysłowić sobie, jak wielkie jest znaczenie tej informacji.
- Więc? Do kiedy macie czas? - zapytała, choć domyślała się odpowiedzi. Spróbowała jeszcze wyczuć, czy Tuonetar już ‘powróciła’. Wciąż nie, ale budziła się. Alice już prawie dostrzegała piekący dotyk opuszków palców bogini, który droczył się z jej sercem.
- A jak myślisz, do kiedy mamy czas? - Lea odparła zrezygnowana. Widocznie wolała, aby Harper sama domyślała się rzeczy. Spowiadanie się wprost wrogowi zdawało się być ponad jej dumę.
Śpiewaczka kiwnęła głową
- W porządku. Poki co, masz mnie z głowy. Chcesz coś do picia? - zapytała znużonym tonem.
Lea zmarszczyła brwi.
- To jakaś zasadzka? Jakaś nowa forma droczenia? - zapytała.
Alice pokręciła głową
- Nie. Po prostu pytam, czy jesteś spragniona - odrzekła obojętnie i zerknęła w stronę wyjścia.
- Być może - Virtanen skinęła głową niepewnie. Wyglądała tak, jakby tym samym zawarła pakt z diabłem. Szklanka wody za jej duszę. - Dlaczego miałoby to cię obchodzić? - zapytała zaskoczona.
Rudowłosa milczała chwileczkę, przyglądając się znów kobiecie
- Bo jesteś człowiekiem. Bo nie jestem potworem, mafiozem, albo koreańskim milicjantem… - odparła, po czym wyszła, zamykając za sobą drzwi, by udać się po coś do picia dla Lei.

Alice wyszła na górę. Zobaczyła, że bar był w dalszym ciągu zamknięty i nic nie zmieniło się w trakcie jej nieobecności. Podchodząc do lodówki ujrzała pojedynczego, małego motylka o niebieskich skrzydłach. Czyżby zabłąkał się po wyleceniu z apartamentu? Niepewnie poruszył się i zerwał, kiedy Harper znalazła się bliżej. Wnet zniknął z oczu śpiewaczki.
Rudowłosa zaczęła rozglądać się, szukając go jeszcze wzrokiem. Mimo wszystko, chciała mu pomóc się stąd wydostać. Przeszła parę kroków
- Motylku? - zapytała, jakby oczekując, że zwierzątko nie dość, że ją zrozumie to jeszcze odpowie.
To jednak wydawało się kompletnie niewidzialne. Czyżby było sumieniem Alice? Pojawiało się tylko wtedy, kiedy robiła dobry uczynek i znikało w chwili, gdy zaczynały kierować nią złe intencje? Przeszła szybkim krokiem wokół baru, jednak nie mogła go spostrzec. Choć jego skrzydła były charakterystycznego koloru i powinny wyróżniać się na tle brązów i zieleni.
Śpiewaczka westchnęła, po czym rozejrzała się za jakimś napojem innym niż woda, ale nie gazowanym. W ostateczności weźmie wodę, ale naleje jej do plastikowej, nieprzezroczystej szklanki. W jej oczy rzucił się cały rząd butelek najróżniejszych alkoholi, piw, a także soków. Wszystkie były niegazowane. Nawet jeden starszy tonik pozostawiony pod ladą wyglądał tak, jakby uleciał z niego ostatni bąbelek. A poza tym, rzecz jasna, Alice ujrzała butelkę zimnej wody, z której wcześniej piła.
Harper jednakże wzięła ze sobą sok i to z granatów. Rozejrzała się za ladą, w poszukiwaniu jakiegoś ostrego przedmiotu. Nóż, widelec, a także… korkociąg. To wszystko w zasięgu jej ręki.
Alice wybrała jednak staromodnie nóż. Skaleczyła nim wnętrze dłoni, ale tylko nieco, by rana nie była zbyt głęboka, a jednak krwawiła.
Odczekała kilka chwil, po czym pozwoliła by jej krew zaczęła skapywać do nalanego w kubku soku. Odczekała, po czym zamieszała widelcem, by czerwienie się zmieszały. Umyła nóż i widelec, po czym ogarnęła ślady swojej bytności za ladą i następnie wróciła na dół razem z kubkiem soku.
- Wróciłam… - oznajmiła, jakby pytała, czy Virtanen tęskniła.
- I…? - Lea mruknęła nieufnie, spoglądając na nią z bezgraniczną nieufnością.
Śpiewaczka skinęła głową na kubek
- Mam sok… Mam nadzieję, że nie masz uczulenia na granaty? - zapytała i podeszła nieco bliżej do kobiety.
Virtanen spojrzała zaskoczona na zawartość szklanki. Najprawdopodobniej spodziewała się zwykłej wody.
- I co teraz? - rzekła podejrzliwie. - Mam cię błagać o każdy łyk? Będziesz przybliżać szklankę do moich ust, lecz kiedy będę sięgała po nią ustami, nagle ją zabierzesz i wylejesz mi pod stopy? - warknęła.
Alice zmarszczyła brwi
- A tak powinnam? Wybacz, nie znam się na obchodzeniu z jeńcami - powiedziała, po czym zbliżyła do jej twarzy rękę ze szklanką. Tę zranioną trzymała za sobą, ale luźno.
- Proszę… - powiedziała, polecając, by kobieta się napiła.
- Będziesz musiała mi pomóc - mruknęła Virtanen, jakby nieco uspokojona. Spojrzała na płyn tuż pod swoim nosem. Powąchała go. Nie pachniał jak domestos. - Postaraj się mnie nie oblać - mruknęła, a następnie przysunęła usta do brzegu szklanki. Czekała, aż Alice delikatnie ją przychyli.
Przez moment Alice nie poruszyła się, po czym kiwnęła głową i ostrożnie przechyliła rękę tak, by Lea mogła się napić. Obserwowała ją ze spokojem, aktorsko przywdzianym na twarz, W końcu tylko testowała. Jeśli kobieta miała jakieś zdolności, to się ich pozbędzie. A jeśli nie, to nic się nie zadzieje. Virtanen wypiła sok do końca.
- To teraz powiedz mi - poprosiła, zlizując lepki kolor, który pozostał na jej ustach. - Co było w środku? - mruknęła. - Chciałabym więcej.
Gdy nic się nie wydarzyło, Alice rozluźniła ramiona
- Co było w środku? Sok… - odparła niewinnie.
- Przyniosę ci jeszcze - powiedziała i ruszyła na górę po całą butelkę, by z nią powrócić.
W trakcie drogi na górę do głowy Harper przyszła myśl. Jeżeli kobieta umarła i została przywrócona do życia… to czy konsumując ją, nie odebrałaby go? Być może specjalne umiejętności Virtanen polegały właśnie na tym, że pomimo śmierci chodzi, oddycha, mówi, myśli. Gdyby Alice skonsumowała ją, to czy czar Tuonetar nie rozprysnąłby się, zmieniając Virtanen w kupę kości?

Sok z granatu stał tam, gdzie go zostawiła.
Alice myślała o tym, ale szczerze, nie zależało jej na życiu Virtanen. Miała jej za złe wszystko, tak jak i całemu Valkoinen wiele spraw. Przeżyje - dobrze, ale jeśli umrze, to też nic nie szkodzi… Wróciła na dół z butelką i zerknęła na kobietę, nalewając napoju do szklanki.
Virtanen skinęła głową, jak gdyby nie była w stanie wypowiedzieć prostego słowa “dziękuję”.
- Powiedz mi… - mruknęła, spoglądając na Alice. - Ile jeszcze pytań mi zadasz zanim mnie wypuścisz?
Śpiewaczka pokręciła głową. Napoiła ją cierpliwie, po czym odsunęła się
- Nie zadam ci już żadnych pytań, bo nie chcesz odpowiadać. A wypuszczę cię, gdy tylko Kirill wróci. Z nim ustalę na jakich warunkach dokładnie cię uwolnimy i pójdziesz w swoją stronę - powiedziała spokojnie, przyglądając jej się uważnie.
- Czy on w ogóle słyszał o propozycji uwolnienia mnie? - Lea zmarszczyła brwi.
Alice uniosła brew
- Nie, ale jeśli będzie oponował, to się znów pokłócimy… - spojrzenie Harper przygasło ponuro.
- No to świetnie - Virtanen mruknęła w odpowiedzi. - A to była bardzo poważna sprzeczka? Pytam ze względu na mnie, rzecz jasna.
Śpiewaczka zerknęła na nią i na chwile odwrociła wzrok. Ucieszyło ją, że Lea nie słuchała jej wcześniej najwyraźniej zbyt uważnie
- Nie - skłamała bez zająknięcia.
Rozległy się trzy sekundy ciszy.
- A jak zareagował na to, że Noel cię zgwałcił? - zapytała, spoglądając na nią bez wyrazu. Równie dobrze mogłaby konwersować o pogodzie lub wypiekach w pobliskiej piekarni.
Harper zatkało na moment. Głównie dlatego, że kobieta jednak słuchała. Odwróciła wzrok znów na sekundę w bok i znów na Leę
- Nie był zachwycony… Zresztą… Zresztą to nieistotne, nie chcę o tym mówić - powiedziała obruszając się i krzyżując ręce.
- Dlaczego Kirill miałby kłócić się z ofiarą gwałtu? - Lea zmarszczyła brwi, próbując rozwiązać zagadkę.
 
Ombrose jest offline  
Stary 21-12-2017, 01:10   #305
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
O'Hooligans - część trzecia

Rudowłosa wzięła głęboki wdech.
- Nie będę… O tym… Z tobą… Rozmawiać… Zostaw tę sprawę - powiedziała poważnym, defensywnym tonem. Nie podobało jej się, jak role się odwróciły.
- Czy to w ogóle był gwałt? - Lea wydawała się głucha na prośby Alice. - Nie znamy się zbyt długo, ale przez ten krótki czas wywarłaś na mnie wrażenie osoby, która bardzo lubi dotykać innych ludzi - mruknęła.
Alice zrobiła minę jakby pomyślała o całym przebiegu kłótni z nocy… O tym jak doszło do całego aktu. Jej brwi zmarszczyły się, jakby cos ja zabolało, a potem kobieta zarumieniła się i parsknęła, oburzona
- Dobra. Koniec. Idę stąd… - powiedziała, odwracając się i zmierzając ku wyjściu z małego pomieszczenia. Pamiętała, by zabrać butelkę, ale z zamiarem zostawienia go w większym pomieszczeniu, na jakiejś beczce w pobliżu wejścia do karceru Virtanen.
- Za moich czasów inaczej wszystko wyglądało - Lea mruknęła nieco ciszej, jakby lekko nostalgicznym tonem, który niezbyt do niej pasował. Nagle przypomniała bardziej sędziwą babcię, niż młodą, pełną życia kobietę, teraz nieco podniszczoną wymęczeniem.
Harper już to nie interesowało. Zaciekawiło, ale nie na tyle, by została z tą kobietą choćby moment dłużej. To już było ponad jej siły… Wyczerpała limit ‘złej pani od przesłuchań’. Zamknęła zejście na dół, po czym ruszyła na górę, by wrócić do apartamentu, gdzie zostawiła śpiącego Noela. Zerknęła na zegar ile czasu jej zajął ten cyrk z Virtanen. Spędziła z nią całą godzinę. Tymczasem w trakcie ostatniej chwili za barkiem pojawił się mężczyzna. Był wysoki i dość otyły. Sprawiał wrażenie masywnego, jednak nie tak bardzo, jak Eric.
- Dzień dobry - mruknął, wycierając szklankę. Jego głos był niski i dziwnie przyjemny. Idealny do czytania bajek, choć wygląd mężczyzny przywoływał na myśl bardziej członka mafii. Łysa głowa i tatuaże odpowiadały za ten wizerunek.
Rudowłosa wzdrygnęła się, zaskoczona
- Oh… Dzień dobry. Przepraszam, wzięłam stąd jedną butelkę soku i trochę wody. Ile powinnam zapłacić? - zapytała, bo już gościli się w apartamencie na górze, to nie chciała i z baru brać na krzywo i było to widać po jej minie.
- Proszę się tym nie kłopotać - odpowiedział mężczyzna, kładąc szkło na półce i biorąc z niej duży, masywny kufel. - Bardzo dobrze mówi pani po rosyjsku - pochwalił ją.
Alice uśmiechnęła się leciutko
- Dziękuję. Mam talent do nauki języków - odrzekła, z przyzwyczajenia. Zawsze tak mówiła, kiedy zaskakiwała kogoś zdolnościami jej skorpiona, a że sama miała przyjemny, ale raczej melodyjny głos w połączeniu ze ‘śpiewnym’ językiem, jakim był rosyjski, musiała brzmieć dobrze. Zerknęła w stronę wyjścia do apartamentu
- I dziękuję za pomoc… Wiem, że jest pan przyjacielem Kirilla, ale ja jestem kimś zupełnie obcym i wcale nie musiał się pan zgadzać - zauważyła i kiwnęła głową, jakby w geście lekkiego skłonu.
- I nie zgodziłem się - Isidor kiwnął głową. - Ale pan Kaverin postanowił sowicie zapłacić za tę drobną niedogodność. Normalnie nie przyjmuję pieniędzy od przyjaciół, jednak biorąc pod uwagę tę kobietę w piwnicy oraz konsekwencje dla O’Hooligans, gdyby jej obecność odkryła policja? Dla dobra biznesu musiałem poprosić o jakiś profit - z jakiegoś powodu mężczyzna tłumaczył się jej.
Harper kiwnęła głową
- I bardzo rozsądnie z pańskiej strony… Wiem, że nazywa się pan Isidor, nie było jednak okazji, żeby poznał pan moje imię. Jestem Alice - przedstawiła się krótko, bo uznała, że wypada choć tyle.
- Witaj, Alice - mężczyzna przywitał się. - Zrobić ci coś do jedzenia lub do picia? - zapytał. Następnie odchrząknął i splunął do kranu. Jego maniery bez wątpienia nie były nienaganne.
Śpiewaczka podeszła nieco bliżej baru i popatrzyła po alkoholach jakby zastanawiała się, czy może nie zaszkodziłoby jej, gdyby nieco się napiła. Zwłaszcza po tym wszystkim
- Drinka… Jeśli mogę, to poproszę… Pal licho, że jest rano… - powiedziała cicho. Jeden jej nie powali, a może doda animuszu na resztę tego piekielnego dnia.
- Siadaj, piękna - mężczyzna wskazał brodą pobliski stołek barowy. - Czy poczujesz się lepiej, jeżeli napiję się wraz z tobą? - uśmiechnął się do niej lekko. Mężczyzna bez wątpienia nie wyglądał jak Adonis, lecz na swój sposób był atrakcyjny. - Na co masz ochotę? - zapytał, spoglądając na trunki.
Alice usiadła na stołku i chwilę obserwowała Isidora, a potem i ona przeniosła wzrok na alkohole
- Będzie mi miło, bo ponoć pić samej do siebie to niedobrze… - odrzekła i wiodła wzrokiem po nazwach butelek
- Coś co mnie nie zmiecie, ale doda animuszu - powiedziała jaki chce osiągnąć efekt ‘po’ i liczyła na to, że znawca jej dopomoże.
Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem. Omiótł wzrokiem znane alkohole, po czym wyciągnął coś z tylnego rzędu. Była to szeroka butelka powstała ze złączonych dwóch mniejszych. W jednej tkwił biały płyn, a w drugiej czarny.
- Sheridan’s. Co powiesz na to? - mruknął. - Jedna trzecia likieru śmietankowego połączonego z białą czekoladą i dwie trzecie likieru kawowo-czekoladowego zmieszanego z irlandzką whiskey. Z orzechowym dodatkiem. Aż wstyd, że wiem dokładnie, co znajduje się w środku - mruknął. - To popularny, kobiecy alkohol.
Harper zaśmiała się leciutko
- Brzmi zdecydowanie bardzo dobrze… Jak posiłek na słodko z whiskey zamiast kawy… - zażartowała, ale zdecydowanie spodobał jej się ten wybór. Czekała teraz, obserwując jak mężczyzna będzie zabierał się za podanie jej alkoholu. Wyglądało na to, że Isidor nie był barowym artystą. Po prostu nalał go do dwóch kieliszków, z czego jeden podsunął Alice.
- Za co pijemy? - zapytał z lekkim uśmiechem, wąchając słodki likier.
Alice przyjęła kieliszek i myślała chwilę
- Za… Za czas, który mamy… - stwierdziła enigmatycznie, do własnej myśli, po czym jakby ocknęła się i zerknęła na Isidora
- … żeby jego koniec nas nieoczekiwanie nie zaskoczył - dokończyła swoją propozycję toastu.
- E… - Isidor jęknął, wybity z pantałyku. Wyszedł z baru, ruszając w stronę Alice. - Pewnie jesteś jedną z tych ładnych smutnych - mruknął.
Harper pokręciła głowa
- Już to kiedys słyszłąam… ‘ładna smutna’... - pokręciła głową i parsknęła cicho.
- Wypijmy za coś lepszego. Za to, że się poznaliśmy - uśmiechnął się, podnosząc wysoko kieliszek. Drugą rękę położył na barku Alice, obejmując ją od boku.
Śpiewaczka kiwnęła głową i podniosła wyżej i swój kieliszek, nie przejmując się faktem, że mężczyzna objął ją, choć automatycznie delikatnie się spięła zaskoczona takim otwartym gestem
- A więc za nową znajomość - poparła jego toast i zamierzała napić się równo z nim, bo w końcu tak działały toasty.
Przychylili kieliszki, opróżniając je. Alice poczuła zarówno słodkość, jak mocność alkoholu. Momentalnie zakręciło jej się w głowie, choć to wrażenie było jedynie chwilowe. Kiedy położyła kieliszek na ladzie, Isidor wziął go do rąk i ruszył w stronę kranu.
- Chcesz więcej? - zaproponował.
Śpiewaczka oblizała usta po słodko alkoholowym napoju.
- Mmm, jeszcze jeden, ale więcej to już niestety nie da rady. Nieczęsto zdarza mi się pić bez specjalnych okazji - przyznała się do raczej słabej głowy, a takie popijanie na prawie pusty żołądek na pewno nie było najmądrzejsze.
- Jak mówiłem, to wyjątkowa okazja - Isidor odpowiedział z uśmiechem. - Spotkać się po raz pierwszy możemy jedynie raz - nalał jej likieru, po czym zakręcił butelkę, jednak nie odkładał jej jeszcze na bok.
Alice uśmiechnęła się pogodnie
- No tak. To wyjątkowo okazja. Mam nadzieję, że mi potem Kirill nie wysuszy głowy - pokręciła głową, po czym poczekała na niego, żeby do niej dołączył w piciu. skoro tak stawiał sprawę to była skłonna wypić i tego trzeciego, ale naprawdę nie chciała przesadzać i ustawiła sobie limit na cztery.
- Za co pijemy teraz? - mruknął Isidor, nalewając również sobie.
Harper zamyśliła się znowu
- Za… za owocne przesłuchanie… - zaproponowała i zaśmiała się perliście…
- Czyżbym napotkał panią prokurator? - mężczyzna oparł się o blat, spoglądając na nią spod przymrużonych powiek. Mimo wszystko wydawało się, że żartował. Gęsta szczecina porastająca jego policzki i podbródek zalśniła na rudo, kiedy kolejny promyk światła wpadł przez duże okna O’Hooligans.
Śpiewaczka uśmiechnęła się pogodnie
- Od dzisiaj to już chyba tak… Do wczoraj jeszcze byłam śpiewaczką operową - rzuciła w odpowiedzi i znów zaśmiała się cicho, po czym westchnęła i podniosła kieliszek w górę. Isidor postąpił tak samo. Wnet wypili kolejną porcję Sheridan’s.
- No to mam przesrane - mruknął mężczyzna. - Bo tu sami chuligani. W sensie, możesz domyślić się, patrząc na nazwę baru.
Rudowłosa kiwnęła głową
- To trzeci będzie, za chuliganów - zaproponowała niewinnie.
- Za chuliganów! - Isidor ryknął krótko.

Podnieśli trzeci kieliszek i wypili. Alice znowu zakręciło się w głowie. Przez chwilę myślała, że widzi omamy… jednak to wcale nie było złudzenie. Ktoś w międzyczasie wszedł do środka i spojrzał na rozgrywającą się scenę.


- Za chuliganów - mruknął Kirill.
Alice najpierw chciała się uśmiechnąć i przeprosić, że pije, ale zaraz przypomniała sobie, że miała grać przed Tuonetar, która odzyskiwała powoli władzę, tak więc opuściła wzrok na blat przed sobą, zbita z tropu co ma robić i nie patrząc już na Kirilla, zerknęła na Isidora
- No to… Chyba będzie kończący - stwierdziła przepraszającym, przymilnym tonem, by mężczyźnie nie było przykro.
- Albo zaczynający - mruknął Kaverin, podchodząc ciężko do baru. Usiadł na stołku, nawet nie spoglądając na Alice. - Lej, Isidor. Po prostu lej. Nie pytaj, tylko lej.
- Dobra - rzekł mężczyzna, spoglądając niepewnie na Kirilla. Posłał również znaczące spojrzenie Alice.
Harper zerknęła na Kirilla, marszcząc lekko brwi w zaskoczeniu, po czym wzruszyła ramionami
- Skoro pan Kaverin tak sprawę stawia… - powiedziała chłodno i cicho, po czym zerknęła i na swój kieliszek. Jeśli Tuonetar znowu zacznie się nad nią znęcać, miała nadzieję, że chociaż dzięki temu mniej poczuje. Zrzedła jej mina.
- To za co pijemy? - mruknął Isidor, spoglądając na Kirilla, który gestem kazał nalać sobie wódkę.
- Za pomyślność - odpowiedział Kaverin. - Będziemy jej potrzebować.
- Tak… - barman spojrzał niepewnie na mężczyznę, po czym podał mu szklankę. Nachylił się również do kieliszka Alice, aby wzbogacić go o czwartą porcję alkoholu.
Śpiewaczka kiwnęła głową. Do tego skłonna była wypić. Podniosła swój kieliszek gdy był już pełny i czekała na panów, aby wypić równo.
Tak też zrobili.

- Alice, czy zechciałabyś nas na chwilę opuścić? - Kirill zaproponował chłodno.
Rudowłosa odstawiła swój kieliszek, po czym zerknęła na Kaverina z lekka pretensją. Westchnęła i zerknęła na Isidora
- Jeszcze raz miło było mi cię poznać, Isidorze. A teraz, przepraszam. Pójdę na górę i tak miałam kończyć… - powiedziała oficjalnie, jakby to miały być jakieś groty w Kirilla, po czym wstała i ruszyła w stronę schodów prowadzących do apartamentu. I tak powinna sprawdzić jak się miał Noel.
Isidor skinął jej głową, uśmiechając się. Jednak mina mu zrzedła, kiedy ponownie spojrzał na Kaverina.
- Jeszcze tylko jedno, Alice - Kirill rzekł wyniośle. - Kupiłem ci leki - rzekł, po czym postawił na biurku torebkę z apteki. Przez chwilę zastanawiał się. - Nasenne, przeciwbólowe… wszystko, czego potrzebowałaś i… będziesz potrzebować.
Postawił ledwo zauważalny akcent na pierwszym słowie.
Alice nie do końca rozumiała co miał na myśli, ale cofnęła się i wzięła torbę
- Dziękuję - powiedziała stonowanym tonem, trochę zagubiona co z tym ma robić, po czym ponownie ruszyła do apartamentu, po drodze zaglądając do torby co tam tak właściwie było. Rzeczywiście znalazła w środku rzeczy wspomniane przez Kirilla. Nic więcej, nic mniej.
Mężczyzna jeszcze krzyknął za nią.
- Tylko nie mieszaj z alkoholem, bo od razu zaśniesz! - warknął. - A wolałbym, abyś choć sprawiała wrażenie użytecznej.
Śpiewaczka zmarszczyła brwi, zastanawiając się o co mogło mu chodzić. Zaraz jednak przyszło jej do głowy, że oto właśnie podał jej na talerzu sposób, by mogła zasypiać i się z nim komunikować!
Weszła do apartamentu i położyła torbę z lekami na blacie. Rozejrzała się, po czym ruszyła do sypialni, gdzie pozostawiła wcześniej śpiącego Noela. Mężczyzna w dalszym ciągu spał.
Alice ostrożnie przytknęła mu dłoń do czoła, by sprawdzić, czy nie ma gorączki. Nie była tak wysoka, jak z samego rana, lecz podniosła się od czasu kąpieli. Oprócz tego mężczyzna wyglądał dość spokojnie. Jego włosy zdążyły w międzyczasie wyschnąć. Pościel była mokra od potu, lecz nie na tyle, aby trzeba było ją wymieniać. Noel delikatnie poruszył się we śnie. Być może nie śniło mu się nic nieprzyjemnego, lecz za to bez wątpienia… znaczącego. Czyżby tym razem Mary również przyszła do niego we śnie?
Rudowłosa postanowiła więc dać mu jeszcze pospać. Wróciła do kuchni i postawiła kubek z jego zimną już herbatą koło przygotowanej dawki leków. Obok napisała też na kawałku papieru notatkę
‘Dla Noela za maksymalnie 2h’ - po czym postawiła ją opartą o kubek. sama usiadła na kanapie ze szklanką wody i popatrzyła uważnie na torbę z lekami, które przyniósł dla niej Kirill. Skupiła się na moment znów, by wyczuć ile zasięgu ma już na nią Tuonetar.

Czyżby ktoś mnie wzywał, Alice?

Wyglądało na to, że bogini świata umarłych zdążyła zregenerować się po ataku paraliżującego bólu, jaki na nią przepuściła.
Harper aż podskoczyła cała. Zmarszczyła brwi, po czym sięgnęła do torby i wyciągnęła z niej lekarstwa w takiej dawce, co ją uśpi, a nie zabije
- A… Walcie się wszyscy… - mruknęła i połknęła lekarstwa popijając wodą. Po czym odłożyła szklankę i usiadła wygodnie, opierając się o oparcie kanapy. Odchyliła głowę do tyłu i wpatrzyła się w sufit, oddychając spokojnie. Bała się, że Tuonetar znów za moment zaatakuje.


Dobrze robisz, moja droga. Przeczekaj ten czas. Prześpij go. Już niedługo ta męka skończy się. Nie będziesz musiała płakać, odczuwać bólu, zastanawiać się, szukać wyjścia, walczyć… Rozpłyniesz się w ciepłej, rozkosznej mgiełce. Obiecuję ci, że nie pozostanie z ciebie nic. Głupiec smuciłby się z tego powodu. Jednak ktoś z odpowiednim doświadczeniem… zrozumie wagę tego błogosławieństwa.

Alice powoli zasypiała. Czuła coraz większą senność. Kirill nie żartował, wspominając o właściwościach tabletek.
Śpiewaczce łzy stanęły w oczach
- To sama się rozpłyń w mgiełce… - powiedziała z przekąsem i zamknęła oczy. Spróbowała się rozluźnić i poddać senności.

I tak zrobię. Rozpłynę się w mgiełce, która po tobie zostanie. I wtedy zbiorę z niej całość. Uszyję swój własny umysł, w który tchnę własną duszę. Już niedługo, Alice.

Alice czuła, że zostało jej już tylko kilka sekund. Bezwładność opanowywała ją. Czy tak samo będzie czuła się, kiedy Tuonetar wreszcie przejmie nad nią kontrolę?
To nieprzyjemne wrażenie sprawiło, że rudowłosa wzdrygnęła się cała, jakby jej ciało chciało walczyć o życie, choć to jeszcze nie było jej odbierane.
- Nic nie … dostaniesz… Role się odwrócą - powiedziała jej sennie, siląc się na groźbę.

Dubhe słabnie. Nie czujesz tego? Wnet twój anioł stróż przestanie cię ochraniać. A wtedy...

Alice nie usłyszała kolejnych słów. Zbawienny sen przyszedł i usunął Tuonetar z jej umysłu. Przynajmniej na tę chwilę.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 21-12-2017, 23:48   #306
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Pożegnanie z Kaverinem - część pierwsza

[media]http://www.youtube.com/watch?v=74S7EMUAKFs[/media]

Alice otworzyła oczy. Ponownie otaczała ją zima, tak jakby z jakiegoś powodu ta konkretna pora roku nie chciała jej dać spokoju. Mimo, że było już lato, ona wołała do niej, zwracając na siebie uwagę śpiewaczki. A może to dlatego, że w jej sercu i duszy panował taki właśnie chłód? Zorientowała się, że odziana jest tym razem ponownie w suknię. Ta była zupełnie czarna. Dziewczyna zaczęła śpiewać jedna ze znanych piosenek z Upiora w Operze. Przechadzała się między drzewami i kamiennymi cmentarnymi posągami. Jedne przypominały krzyże, inne skłonione w modlitwie anioły. Była na cmentarzu. Jej senne ciało wyraźnie szło w jakimś konkretnym kierunku. Dotarła do sporej krypty, którą zdążył już zarosnąć bluszcz, teraz pokryty śniegiem. Otworzyła kratę z klucza, który do tej pory ściskała w dłoni. Nie przestawała śpiewać. Weszła do środka. Na podłodze widniała gwiazda. A na grobowcu, na samym środku sali pięknie wygrawerowany napis
‘Non omnis moriar
Ku pamięci
Drogiej siostrze’
Z jakiegoś powodu, uklęknęła przed tablicą, na samym środku gwiazdy i zaczęła płakać, śpiewając przez łzy. Jej głos odbijał się echem po całej krypcie, aż wreszcie urwał się, gdy przestała śpiewać. Z jakiegoś powodu Alice odniosła w pierwszej chwili wrażenie, że to grób Natalie. Jednakże, już po chwili, gdy spojrzenie jej sennego ciała znów przebiegło po pomieszczeniu, dostrzegła, że sufit usłany jest sztucznymi, błyszczącymi kamieniami, które miały imitować niebo. I był tam wyraźny wielki wóz. Zrozumiała, że oto właśnie patrzy na tablicę pamiątkową dla siebie samej. Poczuła ogromne wzburzenie. Jej senne ciało jednak cicho płakało. Teraz dopiero Alice dostrzegła, że jest półprzezroczyste. A więc… Była duchem? Śniło jej się, że była duchem, który opłakiwał swój własny grób pamiątkowy? Czy może te słowa rzuciły na nią jakąś nieszczęsną klątwę i przywiązały do tego miejsca? Na Boga, nie!
To straszne!
Znów zaczęła śpiewać, tym razem dużo ciszej. Nie podnosiła się z kamiennej posadzki, zupełnie tak jakby na coś czekała, albo nie miała dokąd iść.

Wnet Alice poczuła za sobą obecność. Czyżby ktoś przyszedł ją opłakiwać? Jakaś dusza nie zapomniała o zmarłej śpiewaczce, której głos stawał się coraz cichszy wraz z każdym kolejnym taktem? Melodia z Upiora w Operze wznosiła się do kamiennych płyt sufitu. Być może to ona przywołała kolejnego ducha. Harper odwróciła się i ujrzała małą dziewczynkę. Miała ciemnobrązowe włosy przystrzyżone w równą grzywkę, która opadała na czoło. Trzęsła się z zimna, choć jej różowa kurtka wydawała się dość ciepła. Alice dopiero po chwili rozpoznała dziecko ze zdjęcia, małą Mary.


Dziewczynka podeszła do grobu i dotknęła go rączką, nie patrząc ani przez moment na Harper oraz jej wspaniałą, czarną suknię.

Alice ze snu obserwowała dziewczynkę. Milczała przyglądając jej się uważnie
- Mary… - odezwała się w końcu, ściszonym głosem. Rudowłosa, obserwowała jak jej senne ja czeka na reakcję dziewczynki, o ile miała jakakolwiek nastąpić.
Dziewczynka stała nieruchomo, choć z jej oczu zaczęły lecieć łzy. Były szkarłatnego koloru. Dwa intensywne szlaki ciągnące się po policzkach, linii żuchwy i kapiące niespiesznie na podłogę.
- Boję się - rzekła cichutko. Wyglądało to tak, jakby modliła się do grobu Alice. - Boję się tego, co będziesz musiała zrobić - pokręciła głową, ledwo trzymając się na drobnych, nieco krzywych nóżkach.
Śpiewaczka zainteresowała się słowami dziewczynki. Senna Alice tymczasem powoli wstała. Szelest jej sukni przeszedł echem po krypcie. Obeszła dookoła tablicę pamiątkową i stanęła po drugiej stronie dziewczynki. Spróbowała połmaterialnymi palcami zetrzeć łzy z policzków Mary
- Cóż zrobić, Mary… - mówiło echo, choć usta Harper ewidentnie się nie poruszyły tym razem.
- Uratować świat - dziewczynka cicho szepnęła.
Kiedy dłonie Alice próbowały jej dotknąć, Mary rozprysła się na milion drobnych, pastelowo różowych płatków lotosu. Te zaczęły wirować i wnet rozprzestrzeniły się na objętość całej sali… aż zaczęły powoli opadać, płonąc. Wnet nie pozostał po nich ani ślad, jakby dziecko od początku było jedynie przywidzeniem Alice.
Rudowłosa w czarnej sukni obserwowała płatki, po czym powoli odwróciła się w stronę wyjścia z krypty i powoli ruszyła na zewnątrz. Rozejrzała się po cmentarzu. Znów padał śnieg. Teraz jednak spostrzegła, że jej wcześniejszy spacer między grobami nie pozostawił na białym puchu żadnych śladów. Zupełnie tak, jakby nikt od godzin tędy nie szedł. Oparła się o jedną z kolumn i objęła ją ramionami, jak kochanka swojego najdroższego
- Taki już los pokrętny jak szalony wędrowiec, który spokoju nie zazna i tobie nie daruje… - powiedziała jak miłosne wyznanie. Alice obserwowała siebie, cmentarz i kryptę, zastanawiając się co ten sen ma znaczyć.

W trakcie tych rozmyślań Harper zaczęła rozglądać się po otoczeniu. Jej wzrok spoczął na najbliższym grobie. Ujrzała wyryty w kamieniu napis. Terrence de Trafford. Przeszła dalej. Fabien Bonnaire. Ruszyła coraz prędzej i starła śnieg z kolejnej płyty. Fernando Abascal. Spostrzegła również miejsca pochówku Jennifer, Isma, Natalie, a na samym końcu… Joakima. Śnieg padał spokojnie. Jego drobne płatki niespiesznie opadały na groby wszystkich, których Alice znała.
Śpiewaczka była wstrząśnięta tym odkryciem, jej senne ja natomiast uśmiechnęło się
- Popatrz mamo, jaką mam wielka rodzinę… - powiedziała w eter i przechadzała się dalej, obserwując groby. Tak jakby szukała czegoś ważnego między nimi. W końcu podeszła do wielkiej płaczącej wierzby. Usiadła tuż przy jej pniu i położyła się, jakby chcąc zapaść do snu. Patrzyła w jej koronę i zaczęła nucić:


“Witam, jesteśmy tu tego wieczoru,
By rozniecić płomienie Ukko w waszych sercach.
Tej ciemnej nocy, gwiazdy staną w rzędach,
Mityczne świetliki zagrają swą rolę…

Urodzony z mroku, by rozpalić płomienie,
Co raz umarło, odrodzi się na nowo…

Wiatr śnieg rozwieje, wskrzesi pieśni mroku
Zrodzony z zimna, by rozniecić płomień w naszych sercach…”

Nuciła piosenkę, powoli przesuwając dłonie na swój brzuch i splatając je tam. Alice słuchała uważnie samej siebie, nie rozumiejąc kompletnie czego jest świadkiem.

“...Wiatr śnieg rozwieje, wskrzesi pieśni mroku
Zrodzony z zimna, oto czas świętowania.
Dusza Ukko zapłonie wraz z nami dziś wieczór!

Sprowadźmy jeszcze raz lepsze, dawne lata,
Gdy prawdziwi bogowie panowali na północnych niebach.
Przez stulecia trzymali się z dala,
Ale pamięć duszy pozostała.”

Momentalnie skończyła, ale szum wiatru poruszał się między gałązkami drzewa pod którym leżała. Alice ze snu zamknęła oczy i czekała, jak śpiąca królewna na pocałunek oblubieńca, który miałby ją ocucić. Harper słuchała uważnie, zaniepokojona słowami pieśni i tym, co sen planował jeszcze jej zaserwować.
- Wstawaj Alice - usłyszała.
Rozwarła oczy. Ujrzała mężczyznę ubranego w staromodny frak. Czerń materiału wyglądała niezwykle intensywnie, natomiast biel zdawała się czystsza od śniegu. Na jego głowie wznosił się wspaniały, wysoki cylinder, nadający mu wygląd dżentelmena. Lewa dłoń - spowita w białą rękawiczkę - zaciskała się na gałce mahoniowej laski. Zastukała nią o podłoże dwa razy. Natomiast prawa tkwiła wyciągnięta w stronę Harper.
- Mamy dużo do zrobienia - mężczyzna mruknął. Alice dopiero po chwili rozpoznała Kirilla.
Senna Alice przechyliła głowę
- Bajki kłamią… - stwierdziła, po czym westchnęła i wyciągnęła do niego dłoń, by zaraz podnieść się ze śniegu z jego pomocą. poprawiła fałdy sukni i spojrzała na Kirilla. Harper obserwowała go uważnie oczami sennej siebie i była zdumiona jak wykreowała jego obraz w tym wszystkim, a co więcej ucieszyło ją, że nie było tu nigdzie jego grobu.

Mężczyzna wyciągnął przed siebie laskę. Skierował ją w stronę cmentarza. Zakreślił nią w powietrzu okrąg, który wnet zmienił się w wirującą tarczę zegara. Lśniła złotymi iskrami. Dwie wskazówki - symbolizujące godzinę i minutę - tkwiły nieruchomo. Jakby czekały, aż Alice wprawi je w ruch.
Rudowłosa wyciągnęła dłoń, by sięgnąć do zegara. Zrobiła to zupełnie machinalnie, jakby tak miało być. Alice zastanawiała się tymczasem cały czas co tu się u licha działo.
Odziany w czarną rękawiczkę palec Harper, musnął wskazówki, jakby z pieszczotą, po czym zaczął je przesuwać w tył, nadając spokojny, równy rytm ruchu.

Wtem z nieba posypały się różowe płatki lotosu. Ich burza opadała spokojnie na cmentarz, roztapiając śnieg. Blade niebo również zaczęło opadać. Alice spojrzała w górę. Przestraszyła się, że runie prosto na nich. Nie przestawało opadać tym samym coraz szybszym tempem. Wtem jego biel owinęła się wokół Harper i Kaverina. Śpiewaczka mrugnęła, a kiedy otworzyła oczy zrozumiała, że znalazła się w ich prywatnym pokoju konferencyjnym. Spojrzała na Kirilla. Elegancki frak zniknął. Ona również wyglądała normalnie.
- Coraz częściej błąkasz się po Iterze - mężczyzna mruknął z niezadowoleniem. - Nie będę zawsze przy tobie, aby ściągnąć cię z powrotem. To wcale nie jest bezpieczne. Możesz w ten sposób sprowadzić ze sobą jakieś okropieństwo. Lub też zagubić się na zawsze.
Alice uniosła brwi. Poczuła, że to ona ma władzę nad ciałem. Westchnęła
- Błąkam po Iterze? A to nie sny? - zapytała ostrożnie, marszcząc brwi i przypominając sobie panterę, wilka i rzekę krwi… Skrzywiła się
- Jak to zatrzymać? - zapytała.
- Co dokładnie? - mruknął mężczyzna. - Przechodzenie na plan astralny? Do tego potrzeba samodyscypliny, ćwiczeń i medytacji. Trzeba nałożyć na siebie bardzo ściśle dopasowane pęta, które przytrzymają w bezpiecznej przystani. Stąd moja praktyka nagości i pokuty. Zapewne inni znajdują inne rozwiązania. Moje jednak sprawdza się na tyle dobrze… że nawet jeżeli na jakiś czas zejdę z właściwej ścieżki, to nie tracę kontroli.
Śpiewaczka kiwnęła głową
- Będę nad tym myśleć, jeśli wyjdę cało... z tego wszystkiego - stwierdziła i przyjrzała mu się uważnie.
- No cóż, jeżeli sądzisz, że to nie jest sprawa niecierpiąca zwłoki, to można poczekać.
- Długo obserwowałeś mnie na tym cmentarzu? - zapytała, po czym zmarszczyła brwi i pokręciła głowa
- Nieważne… Chciałeś porozmawiać, czego się dowiedziałeś? - zapytała w końcu o główny cel ich spotkania.
- Nie obserwowałem cię na żadnym cmentarzu. Nie wiem co widziałaś, jednak z mojej perspektywy jedynie sprowadziłem cię z zacienionej ścieżki, po której lunatykowałaś. Żadna wizja, której doświadczyłaś, nie pojawiła się w moim umyśle - odpowiedział mężczyzna. Spojrzał na Alice, jakby zastanawiając się, czy śpiewaczka zechce to skomentować, zanim odpowie na jej drugie pytanie.
Harper uniosła brew
- A szkoda… Dobrze ci we fraku… - rzuciła i pokręciła głową
- Śpiewałam piosenkę o Ukko i widziałam własną kryptę, w której odwiedziła mnie dusza córki Joakima… No rozumiem, że mam ją ze sobą, ale jak Noel o tym wspomniał to myslałam, że ma gorączkę… - pokręciła głową i potarła swój kark jakby chciała się uspokoić… Spojrzała na Kirilla, wyczekująco.
- Może zasugerowałaś się jego słowami - mężczyzna mruknął w odpowiedzi. - Skontaktowałem się z Kościołem Konsumentów - zmienił temat, najwyraźniej chcąc pozostawić poprzedni za nimi.
Alice kiwnęła głową
- Tak? I co? - zapytała, prosząc, by kontynuował i rozwinął nowy temat.
- Valkoinen zaatakowało… - Kirill zamilkł na moment, starając przypomnieć sobie nazwiska - ...Terrence’a de Trafforda oraz Erica McHartmana w Hotelu Kamp. Mężczyźni odnieśli drobne rany, jednak przeżyli i obecnie są w kwaterach organizacji. Wiadomości fińskie huczą o wydarzeniu. Na szczęście kamery nie uwidoczniły tego. Nawet zapis z tych hotelowych zniknął w podejrzanych okolicznościach.
Harper kiwnęła głowa i odetchnęła z wyraźną ulgą
- A co z Ismo? Coś wiadomo? Nic nie jest reszcie? - zapytała zaraz. Zmarszczyła nagle brwi, orientując się, że trochę zbyt mocno się ekscytuje, więc zwolniła i czekała, jak Kirill będzie kontynuował.
- Rozmawiałem z niejakim Fernandem Abascalem i nie wspomniał mi o żadnych innych problemach. Zadałem pytanie… - Kirill zastanowił się, wygrzebując je z pamięci. - “Czy przydarzyło się coś szczególnie ważnego, o czym Alice Harper powinna wiedzieć?”. Myślę, że wspomniałby o tym, gdyby Ismo został porwany przez Valkoinen. Bo rozumiem, że tego obawiasz się.
Śpiewaczka kiwnęła głową
- Nie wiedzą kim jest, ale Tuoni raz go widział. Nie sądzę, by się domyślał, ale wolę by chłopiec pozostał w sekrecie trzymany jak najdłużej - stwierdziła i zaczęła kręcić się po pomieszczeniu. Mężczyzna skinął głową. Alice kontynuowała:
- W porządku… Ja tymczasem rozmawiałam sobie nieco z Virtanen… Byłeś już u tamtej kobiety? - zapytała zmieniając temat, bo uznała, że KK już Kaverin omówił.
- Masz na myśli Leę? - zapytał Kaverin. - Nie rozmawiałem z nią.
Alice lekko pokręciła głową.
- Miałam na myśli tę, która była naczyniem dla Surmy - sprecyzowała co chciała mu przekazać.
- Jest nieprzytomna, w śpiączce. Jej stan jest stabilny, choć tragiczny. Leży podpięta do aparatury na OIOMie - mężczyzna odpowiedział. - Przebrałem się za lekarza, aby do niej podejść. Wbrew pozorom nie było to trudne. Wszedłem do dyżurki, narzuciłem na siebie fartuch i nikt z obsługi już nie zwracał na mnie uwagi - uśmiechnął się lekko. - Nie udało mi się z nią porozmawiać. Nie chciałem jednak wyjść, ponosząc kompletną porażkę. Ruszyłem do toalety, zamknąłem się w niej i udałem na poszukiwanie jej umysłu. Świadomość osób w śpiączce tkwi tak głęboko, że prawie dotyka astralnego wymiaru. Na pewien sposób, można powiedzieć, wędrują po bardzo prymitywnym Iterze.
Rudowłosa zatrzymała się, spoglądając na Kirilla
- I znalazłeś ją? - zapytała z napięciem w głosie, zaciekawiona czy mu się udało i co się dowiedział dzięki temu. Skrzyżowała ręce, czekając w bezruchu co powie.
- Tak - mężczyzna odpowiedział. - Jednak nie w takiej formie, w jakiej jestem tutaj ja, lub ty. Mikaela, bo tak ma na imię, przypominała… - zawiesił głos i zmarszczył oczy, starając się znaleźć odpowiednie słowa. - Dogorywające, dzikie zwierzę. Jej umysł został strzaskany na milion małych kawałków. Pozostała jedynie najbardziej pierwotna, intymna część kobiety. Nazwijmy ją duszą, z braku lepszych słów.
Alice zmarszczyła lekko brwi…
- Oh… Iii? - zapytała ostrożnie. Przyjrzała się Kirillowi, jakby próbując dostrzec coś głębiej w jego osobie. Czy w takim razie zdarzyło jej się widzieć manifestację jego duszy, czy tamto to jednak był sen? Przyszpilała go nieświadomie wzrokiem w milczeniu czekając, by kontynuował.
- Pamiętasz, jak wspominałaś mi o tym grobowcu na cmentarzu w Helsinkach? - Kirill zadał retoryczne pytanie. - Zacząłem przeglądać rozrzucone kawałki umysłu Mikaeli i odnalazłem jeden z nich, który sprawił, że przypomniałem sobie twoje słowa. To był krótki ułamek, wycinek wspomnienia kobiety, jak znajdowała się tam. O ile to nie była jakaś inna, nieistotna krypta. Kobieta znajdowała się z drugą, białowłosą i przeglądały materiał na komputerze.
Alice zastanawiała się chwilę
- Sądzę, że to mogło być to wspomnienie, które i ja widziałam. Chyba, że owa Mikaela często spaceruje po kryptach z komputerem - powiedziała poważnym tonem Alice.
- Skłamałam Lei, że owa Mikaela zmarła. Zdawała się niezadowolona z tego powodu… Albo z tytułu tego co jej… - zmarszczyła brwi i pokręciła głową
- Tak czy inaczej, miałam z nią problemy. Trochę mi się wygadała na parę tematów, ale jeszcze nie wiem gdzie dokładnie owe informacje wykorzystać - odrzekła zmieniając nieco temat. Znów wróciła do spacerowania wte i wewte.
- Nic użytecznego? - Kirill nieco zasępił się.
alice zastanawiała się chwilę
- Po pierwsze, Lea nie zyje, ale od momentu jak Tuoni wstąpił w Lumiego, pamięta życie sprzed stu lat… Po drugie, aby sprowadzić Lumiego potrzeba było ogromnego nakładu energii dusz. Te napłynęły do Tuoneli, gdy wybuchł pożar w hotelu. A w tym czasie Lumi ofiarował się dobrowolnie bóstwu… Po trzecie, wygląda na to, że Virtanen chciała ofiarować się jako naczynie dla Tuonetar, ale z jakiegoś powodu nim nie została. Nie mają pojęcia, czemu palą kościoły, ale zgaduję, że ma to związek z rytuałem z okazji święta Ukko, którego obrzędu dokonuje się o tej porze roku. Według internetu, finlandczycy znajdują sobie jakieś miejsce usytuowane nad rzeką i rozpalają ognisko na cześć tego bóstwa. Zastanawiałam się nad tym i okazuje się, że wszędzie gdzie dotąd była mowa o tych pożarach… Wszystko działo się w pobliżu wody, znaczy w mieście przylegającym do morza… Alice westchnęła.
- Mają tylko trzy wersety Aalto, tak jak i my. Rozpierzchli się w poszukiwaniu reszty i dlatego tutaj trafiło tak mało osób. To mniej więcej tyle ile udało mi się z niej wyciągnąć. Nie chciała nic kompletnie mówić o planach, jakie mają. Co więcej, obiecałam jej, że jak skończymy to zostanie wypuszczona… Proponuje jednak, żeby najpierw wywieźć ją gdzieś na Sybir… - mruknęła Harper i wreszcie usiadła.
- Tak - Kirill zgodził się. - Albo przywiązać do Noela i kazać mu wypuścić ją, kiedy będzie gdzieś bardzo wysoko - dodał nieco ciszej. - W każdym razie, ujrzałem coś ciekawego w tym odłamku umysłu Mikaeli, o którym wspominałem. Myślę… że znam lokalizację jednego z wersetów - mruknął. - O ile nie pomyliłem się.
alice kiwnęła głowa na jego ciche słowa
- Niestety Noel nie nadaje się na razie, by nam pomóc. Gdy wstałam, miał czterdzieści stopni gorączki, musiałam zabrać go do zimnej kąpieli, bo chyba by nam zszedł… - powiedziała i mruknęła na temat wersetu
- Cóż, nie zaszkodzi nam sprawdzić tej lokacji… Znaczy… Ja się powoli też już niestety do niczego nie nadaję - spuściła wzrok na ziemię
- Gdy wstałam, Tuonetar zaczęła się nade mną znęcać. Jest w stanie torturować mnie, ale taka zabawa ze mną odbiera jej potem na jakiś czas kontrolę - wyjaśniła śpiewaczka, wyraźnie jednak przygnębiona i zaniepokojona.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 21-12-2017, 23:48   #307
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Pożegnanie z Kaverinem - część druga

Kirill spojrzał na nią uważnie.
- Nie będę próbował udawać, że to dobra wiadomość - westchnął, wciąż na nią spoglądając. - Przynajmniej nie może tego robić bez ustanku. Inaczej zaczęłabyś ją błagać o to, aby wreszcie dokończyła przejmowanie kontroli nad tobą - Kirill wstał i zaczął przechadzać się po obwodzie białego pomieszczenia. - Musimy liczyć się z tym, że w krytycznym momencie możesz zostać przez nią wyłączona z gry. Mam na myśli szczególnie chwile akcji, pościgów, walki… To nie brzmi dobrze. Już wystarczyło, że zagnieździła się w tobie i szpiegowała.
Alice ponuro kiwnęła głową
- Wiem… I to tak… Cholernie… Bolało… - powiedziała przykładając dłoń do miejsca, gdzie było jej serce, które wcześniej Tuonetar tak boleśnie ścisnęła
- Boję się… - powiedziała w końcu i zamknęła na moment oczy
- Na pewno istnieje sposób, by ich jakoś powstrzymać. Mają ograniczony czas na zrobienie tego rytuału związanego z Ukko. Nie wiem od czego powinniśmy zacząć, od sabotowania ich, próby zebrania wersetów przed nimi? Czas mi przecieka między palcami… - powiedziała ze smutkiem w głosie.
- Kościół Konsumentów również nie jest pewny i czeka na jakiś kierunek, który mogłabyś im wskazać. Zobowiązałem się, że zadzwonię do nich i przekażę twoje słowa. Ale w takim wypadku… - Kirill westchnął i zaprzestał wędrować po pomieszczeniu.
Harper westchnęła
- Gdyby tylko można było porozmawiać z tą Mikaelą… Ona musiała wiedzieć coś… - Alice zamilkła na moment.
- Lotte… IBPI, też zna położenie tych wersetów, jeśli wcześniej komunikowali się z ową Mikaelą. To może trochę szalony plan, ale gdyby tak mimo wszystko spróbować by Kościół przy tym zadaniu z nimi współpracował? - zapytała, spoglądając na Kirilla.
- To byłoby w cholerę przydatne - Kaverin nieoczekiwanie parsknął śmiechem. - Gdyby ktoś potrafił do tego doprowadzić - dokończył. - Czujesz się na siłach, aby zjednoczyć obie organizacje? O ile nic nie zmieniło się od ostatniego razu, kiedy słyszałem na temat ich relacji… to wydaje się niemożliwe.
Śpiewaczka westchnęła
- I wejść między młot, a kowadło? Musiałabym być masochistką, ale co tam… Zostało mi jakieś siedemnaście godzin życia? Może mniej? - wzruszyła ramionami
- Myślę, że wizja zawładnięcia światem przez parę z krainy zmarłych może skłonić IBPI do przemyśleń. Co więcej, wyłączony na ten czas z gry Dahl, też może być argumentem za tymczasowym zakopaniem topora. Tylko nie jestem pewna z kim powinnam się skontaktować, bo dotarcie do szefowej organizacji, jest raczej nie w mojej lidze…
- Chyba że powiem, cześć moja imienniczko, współpracuj ze mną, to oddam ci duszę twojej córki, która wcale nie nie żyje - zażartowała lekko teatralnie.
- Mówisz na poważnie? - Kaverin zmarszczył brwi. - Jeśli tak i uda ci się… to możesz spodziewać się intensywnej sesji tortur z Tuonetar - westchnął. - Jednak przyznam, że kooperacja Kościoła Konsumentów i IBPI byłaby w tym momencie więcej, niż pożądana. Oni posiadają pełne informacje na temat lokalizacji przepowiedni, a wy środki, ludzi, a także coś, czego im brakuje… potomka rodu Aalto. Kto wie, czy nie okaże się przydatny w którymś momencie - Kirill mruknął. - Więc co zamierzasz? Co powinienem przekazać?
Alice milczała chwilę, po czym wstała i rozejrzała się, jakby czegoś szukając
- Przekaż… Że trzeba zakopać tymczasowo topór wojenny z IBPI. Abascal ma kontakt z osobą wyżej postawioną w organizacji. Będzie musiał dać mi możliwość skontaktowania się z tym kimś. Albo niech celuje wyżej. Niech przekaże, że Alice Harper, chce skontaktować się z osobą zarządzającą IBPI, bo sprawa w Helsinkach zagraża bezpieczeństwu narodowemu. A jeśli nie posłuchają, niech wyjedzie z tą duszą Mary. Musimy ich zmusić do kontaktu z nami. Gdy to zrobią, wystawi się im argumenty i niech szukają razem tych pieprzonych wersetów. Jeśli dotrzemy do Ukko przed Valkoinen, wygramy. Skoro to najpotężniejsze bóstwo… - westchnęła
- A tortury… Jakoś zdzierżę. Niech się wścieka, pinda z zaświatów - burknęła wojowniczo Harper i przegarnęła rude włosy ręką.
Kirill skinął głową.
- Spróbuję przekazać informacje. Następnie przyjdę do ciebie we śnie i przekażę czas i miejsce owego spotkania z IBPI… jeżeli rzeczywiście do niego dojdzie. Powiedz mi, co w sprawie tej lokalizacji, o której dowiedziałem się od Mikaeli Pentti - poprosił. - Zamierzasz udać się tam zgodnie z planem?
Harper myślała chwilę
- Jeśli ją poznam, automatycznie przekażę Tuonetar. Jeśli sądzisz, że powinnam mimo to pojechać, to pojadę, jednakże naprawdę nie chciałabym dawać jej więcej żadnych odpowiedzi na talerzu - odparła poważnym tonem.
- To twoja gra i twoje decyzje - mruknął Kaverin. - Ja nie chcę być odpowiedzialny, jeżeli coś pójdzie nie tak. Mogę jedynie służyć radą. Jednak nie powinnaś niczego wykonywać tylko dlatego, bo według mnie to może mieć sens. Nawet nie twierdzę, że powinnaś się udać na miejsce, które poznałem od Pentti. Ale może zdołałabyś pozyskać werset bez poznawania jego zawartości?
Alice zmarszczyła brwi
- Jak zdobyć słowa, bez poznawania ich? Mówisz, że ktoś powinien wybrać się tam ze mną? - zapytała cierpliwie. Znów przyglądała mu się, wyraźnie myśląc o czymś w tle.
- Jednak nie wiem kto dokładnie - odpowiedział Kaverin. - Noel jest chory, a ja muszę zająć się Merakiem, który również jest w tarapatach. I to, jak mam nadzieję, mniej skomplikowanych. Może zdołam załatwić jego sprawę zanim helsińskie piekło dobiegnie końca. Masz na myśli jakiegoś innego współpracownika, na którym mogłabyś polegać?
Harper zastanawiała się chwilę
- Tutaj nie mam nikogo poza wami… powiedziała smutno.
- W Helsinkach mogłabym złapać do pomocy kogoś z Kościoła, a IBPI raczej odpada… Chyba że… Może któreś z dwójki moich byłych współ agentów chciałoby mi dopomóc, telefony do nich sa niestety na mojej komórce, a tę ma mój przyrodni brat, który jest z FBI… - mruknęła i westchnęła ciężko.
- Kogo masz na myśli? - zapytał Kirill.
Alice zerknęła na Kirilla
- Yuki Hao lub Christophera Bones’a. Zakolegowaliśmy się przy moim poprzednim zadaniu - powiedziała i jakby na moment zagłębiła się we wspomnieniach.
- Ale na tyle, że mogłabyś im ufać? To przecież członkowie IBPI. Czy zdradziliby swoją organizację, sprzymierzając się z tobą? - zapytał Kaverin. - To ważne pytania. Dobrze byłoby odpowiedzieć na nie właściwie, jeżeli nie chcesz spędzić pozostałych godzin swojego życia w celi IBPI.
Śpiewaczka zamyśliła się
- Nie wiem. Nie jestem pewna. Nie mam nikogo tak zaufanego, na kim mogę w stu procentach polegać, a kto nie byłby już zamieszany w jakieś zadania związane z tą sprawą. Jednak jeśli już, to wolałabym zwrócić się do Kościoła, póki nie zorganizujemy tego spotkania z IBPI, nie ma co do nich sięgać.
- Też tak sądzę - przyznał Kirill. - Nie ufałbym detektywom IBPI tak długo, jak nie będzie gotowego, podpisanego paktu. Choć nawet wtedy miałbym oczy szeroko otwarte i patrzyłbym im na ręce. Lepiej nie oczekiwać honoru od wroga - mruknął. - Skontaktuję się z Kościołem Konsumentów, aby wysłał kogoś na miejsce. Myślę, że jeżeli zależy im na tobie, to nie zignorują twojego apelu. Poprosić o kogoś specjalnego?
Rudowłosa zastanawiała się chwilę
- Nie chcę na nikogo zwalać obowiązku. Miło by jednak było, gdybym choć kojarzyła tę osobę… - mruknęła znów nieco smutniejąc.
- Musisz też przekazać temu komuś adres do tego miejsca. Ja moge go znać, ale nie mogę używać go na głos. Ten ktoś powinien też poznać moją przypadłość w postaci Tuonetar, by nie mówił za dużo… - wyjaśniła jak to widzi.
- Oczywiście - mężczyzna skinął głową. - Udasz się do Aalborg w Danii. Znajduje się tam Muzeum Sztuki Nowoczesnej KUNSTEN, które zostało zaprojektowane przez Alvara Aalta. To prawie wszystko, co wiem. Będąc na miejscu… chyba pozostanie ci improwizacja. Istnieje szansa, że Valkoinen wysłało tam swoje siły i przyjdzie wam zmierzyć się z nimi - mruknął Kirill. - Dlatego konieczna jest twoja ostrożność. Pamiętaj, że Tuonetar może w każdej chwili sparaliżować cię.
Alice kiwnęła głową
- O tym też musi dowiedzieć się ten ktoś, kto będzie miał mi pomóc. Proponuję, by moje spotkanie z tym kimś nastąpiło przy wejściu do muzeum, by odwlec to wszystko w czasie, ale jednak bym nie zaczęła poszukiwań zupełnie sama - stwierdziła Alice i spojrzała na Kirilla
- A ty jak zamierzasz pomóc Merakowi? - zapytała, zmieniając temat.
- Skontaktuję się z Afaf Habid i zaproponuję jej usługi Isma. Będziesz musiała dać mi jakiś kolejny kod w kontaktach z KK, aby zgodzili się wysłać go do niej. A potem udam się do Kairu. Spróbuję znaleźć go, korzystając z Iteru. Co dalej… na razie nie wiem.
Alice myślała chwilę
- Kontaktując się z Abascalem, możesz powiedzieć, że liczby o których miał zapomnieć to 95-65-105. To znów uwiarygodni, że przekazujesz dane ode mnie. Co do argumentu za posłaniem Ismo, powiedz że wywiezienie go tymczasowo z Helsinek na pewno sprawi, że będzie mniej w zasięgu Tuonetar, zwłaszcza, że ta wie iż był u Kościoła. Niech pozwolą zabrać mu Fluxa. A chłopiec jak dowie się, że może bardzo pomóc mi tym wyjazdem, to powinien chcieć współpracować - powiedziała i kiwnęła głową do własnego planu.

Kirill skinął głową. Stanął naprzeciw Alice, zastanawiając się po cichu.
- Czy to znaczy, że mamy wszystko ustalone? - zapytał. - Czy zapomnieliśmy o czymś?
Harper przechyliła lekko głowę
- Wydaje mi się, że to póki co wszystko… - powiedziała i przyglądała mu się teraz bez skrępowania, zastanawiając nad czymś.
- Na pewno? - mruknął Kaverin. - Mam wrażenie, że nad czymś rozmyślasz. Chyba… że to nie jest związane z niczym ważnym.
Śpiewaczka uśmiechnęła się blado
- Na pewno. Rozmyślam o czymś innym. Rano, gdy się obudziłam, zrobiłam to z krzykiem. po tym Tuonetar wydusiła ze mnie kolejny… Myślę o tym, co mi się wtedy śniło - powiedziała i odwróciła wzrok na bok.
- A co to było? - zapytał Kirill. - Myślę, że powinnaś skorzystać z tej szansy, którą masz obecnie, aby powiedzieć, co ci ciąży… bo nie wiemy, kiedy druga nadejdzie. Wolałbym, abyś nie udała się do Danii, rozmyśląc na zbyt złe tematy. Trochę obawiam się… - zamilkł na moment - ...że możesz… pęknąć, jeśli będziesz choć przez chwilę sama. Masz duży ciężar na barkach. A ostatnie wydarzenia nie były dla ciebie zbyt łaskawe… głównie z mojego powodu. Mam nadzieję… że nie załamiesz się, kiedy nikt nie będzie patrzył.
Kaverin bez wątpienia z każdym kolejnym słowem czuł się coraz bardziej niezręcznie. Wyglądało na to, że karcił się w duchu, że w ogóle wspomniał przy Alice o możliwości załamania nerwowego.
Rudowłosa podeszła do niego krok bliżej, ale nadal stała w pewnej odległości od mężczyzny
- Śniła mi się opruszona śniegiem, piękna, leśna polana. Najpierw byłam tam sama. Potem dołączyła do mnie pewna śnieżna pantera z wieloma ranami, które jej zadano i które zadała też sobie sama. Była marudna, ale w końcu dała się ugłaskać. Czas leciał i na polanie pojawił się jasnooki, wielki wilk. Wyraźnie chciał zaatakować panterę, a ta wyraźnie obawiała sie tego, ale gotowa była przyjąć cios. A ja położyłam dłoń na panterze, chcąc pogodzić ją z wilkiem… Ten rozerwał mnie i zagryzł panterę, a przez polanę popłynęła rzeka krwi… i nie mówię tego w poetycki sposób. Dosłownie… Popłynęła tam rzeka - powiedziała po czym spuściła wzrok gdzieś w dół.
- Z premedytacją molestowałam Virtanen. Myślę, że załamanie nerwowe mi nie grozi. Posądzam się jednak o jakieś stadium nerwicy, depresji, ewentualnie szaleństwa - powiedziała i westchnęła, znów spoglądając na niego w górę.
- Sam zabrzmię jak szaleniec, być może - Kaverin mruknął w odpowiedzi. - Jednak bardziej podejrzanie i strasznie byłoby, gdybyś czuła radość, wesołość i spokój w obliczu tych wszystkich zawirowań. Obawiam się, że jesteśmy produktami naszej przeszłości - Kirill mruknął nieco ciszej. - Gdyby Dahl nie zranił mnie, ja nie zraniłbym ciebie. Gdybyś nie doznała krzywdy z mojej strony, nie chciałabyś potraktować nią Virtanen - dodał. - To przypomina domino. Jeden zepsuty klocek przewraca kolejny, a ten następny. Nigdy nie zakończy się, dopóki wszystkie pionki nie będą leżeć, pokonane. Żyjemy w smutnym, okropnym świecie. Zazwyczaj wolimy jednak zapomnieć, że sami również go tworzymy - dodał.
Harper słuchała go uważnie i uśmiechnęła się nieco
- To jednak nie jest ze mną jeszcze tak źle. A nasz świat wcale nie jest aż tak okropny jak mówisz. Bo tak samo jak możemy uczynić go gorszym, tak możemy zrobić go lepszym - oznajmiła. Jej mina stała się znów nagle poważna
- Mam do ciebie prośbę - powiedziała patrząc mu prosto w oczy. - Uważaj na siebie i nie rób głupot - dodała.
Kaverin pozostał poważny. Spojrzał na nią dużymi, brązowymi oczami.
- Wiesz, że nie mogę tego obiecać.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=AZ1pHmWhIuY[/media]

Alice uśmiechnęła się cierpko
- Mógłbyś chociaż z grzeczności skłamać powoli umierającej kobiecie… - pokręciła głową, jakby chciała powiedzieć ‘no nie zna się na typowym samczym wyrachowaniu no, ten facet’.
- Powoli? - mruknął Kirill. - Ja myślałem, że na dobre nie żyjesz - zmarszczył brwi, po czym westchnął. - Och. To również nie było grzeczne… - spuścił wzrok, jakby lekko zawstydzony.
Śpiewaczka parsknęła cicho
- Jest pan subtelny niczym kula do burzenia ścian, panie Kaverin - powiedziała i westchnęła
- Sądzisz, że jeszcze się tu spotkamy, nim to wszystko walnie? - zapytala.
- A czy już nie walnęło? - Kirill uśmiechnął się smutno. - Czyżby pani Harper sądziła, że może być jeszcze gorzej? Nawet mnie nie stać na taki pesymizm.
Rudowłosa kobieta splotła dłonie za sobą i ruszyła by zacząć krążyć wokół Kirilla
- Może być. Na przykład może się okazać, że zdarzy mi się umrzeć i zostać zdegradowaną w nicość bo dokładnie to obiecała mi Tuonetar w swej boskiej sprawiedliwości. Że zostanę niczym - powiedziała ponuro i zatrzymała się znów przednim
- Dlatego pytam, czy zobaczymy się nim upłynie te kilkanaście godzin - wyjaśniła.
- Na pewno. Ustaliliśmy, że przekażę ci czas i miejsce spotkania z IBPI. Spróbuj zasnąć od czasu do czasu - poradził Kirill. - Szczerze mówiąc, nie wierzę, że Tuonetar mogłaby wygrać. Wszystko na to wskazuje, jednak… Czuję coś innego. Jesteśmy silniejsi, niż jakieś przypadkowe bóstwo przypadkowej mitologii. Tuonetar ma jedynie Tuoniego. Natomiast ty posiadasz mnie oraz szereg przyjaciół. A także pięć pozostałych gwiazd, choć mogą wydawać się obecnie bardzo odległe, a niektóre z nich potrzebują naszej pomocy. Tuonetar jest głupia, że postanowiła zadrzeć z taką potęgą - Kirill uśmiechnął się.
Alice zastanowiła się nad tym co powiedział, po czym kiwnęła głową
- Nie żałuję, że cię poznałam… - powiedziała szczerze i westchnęła
- Będziemy musieli się ruszyć i zorganizować mi przelot… - dodała zaraz, szybko zmieniając temat, bo się zarumieniła i odwróciła wzrok, krzyżując ręce przed sobą.
Kaverin wyglądał na zaskoczonego słowami Alice.
- Nie żałujesz? - zapytał, spoglądając w bok. Zmarszczył brwi. W jakiś sposób zdołał oprzeć się o niematerialną ścianę za jego plecami. - Masz wszystkie powody, aby życzyć sobie, żeby mnie nigdy nie poznać. Oprócz… mojej użyteczności - mruknął nieco innym tonem, jakby nagle wszystko ułożyło mu się w głowie w logiczną całość.
Alice spojrzała na niego, marszcząc nieco brwi
- Uważasz mnie za głupią pizdę, która patrzy na ludzi tylko pod kątem materialnej użyteczności? - zapytała go otwarcie, natarczywym tonem.
- Ja tak patrzę. Nie na ciebie, ale na mojego oprawcę. Kalkuluję użyteczność Dahla oraz wszystkie powody, dlaczego go nie nienawidzić… a przynajmniej nie dawać oznak, że tak jest. Staram się nie spiskować przeciwko niemu bardziej aktywnie. Na pewno nie powiedziałbym mu, że nie żałuję, że go poznałem…
Śpiewaczka milczała, słuchając go. Następnie westchnęła
- Nie obwiniam cię za to co się stało. Sam powiedziałeś, może tak miało być. Może to lepiej. Może jestem szalona, ale naprawdę nie żałuję i nie dlatego, że jesteś użyteczny, a dlatego, że po prostu cię szanuję i lubię. Na swój sposób - powiedziała i zamilkła przyglądając mu się.
Mężczyzna zamilkł. Usiadł na podłodze, wpatrując się w nią tępo.
- Boję się… - zaczął, lecz urwał zdanie i nie kontynuował.
Alice stała chwilę nad nim, po czym uklęknęła przed nim i oparła dłonie o swoje uda
- Czego Kirillu? - zapytała cierpliwie, spokojnym tonem.
- Nie wiem - Kaverin odparł łagodnie. - Niczego. Że będę tęsknić. Być może.
Uparcie starał się nie patrzeć jej w oczy.
Rudowłosa uniosła lekko brew
- Za czym? - dopytywała by wreszcie sprecyzował co próbuje powiedzieć.
Mężczyzna nic nie odpowiedział. Wyglądał na winnego. Podniósł rękę, aby odgarnąć kosmyk blond włosów za ucho, a następnie przesunął ją na bliznę na karku i podrapał ją.
Alice obserwowała go w milczeniu, wywierając niemą presję. Nie miała zamiaru powtarzać pytania. Czekała, aż sam odpowie.
- Może… nie wiem. Ja… czuję się niekomfortowo. Z myślą, że… - westchnął głęboko i zaczerpnął dużo powietrza, jakby próbując ochronić się przed utonięciem. - Nie chcę przywiązywać się do ciebie, Alice - szepnął.
Harper pozostała w kompletnym bezruchu. Powoli spuściła wzrok na swoje dłonie. Rzeczywiście nie powinna go do siebie przywiązywać. Będzie go bolało, jeśli coś jej się stanie. Lepiej, jeśli trzymałby się z daleka. Powoli podniosła na niego wzrok
- Nim cofnąłeś czas, zadałeś mi pytanie. Nie umiałam na nie odpowiedzieć. Teraz odpowiadam: ‘Może’ - powiedziała poważnym tonem, a następnie odchrząknęła i spojrzała gdzieś w ścianę
- To dobrze, że nie chcesz się przywiązać. Lepiej, żebyś nie chciał. Źle skończysz - powiedziała wyduszając z siebie jak najwięcej chłodu i obojętności mogła.
Kirill spuścił duże, brązowe oczy gdzieś nisko. Wyglądał jak chłopiec, który bał się przyznać do jakiegoś przewinienia.
- A co to było za pytanie? - mruknął wreszcie.
Alice nie patrzyła na niego. Jej ramiona były całkowicie sztywne, gdy grała dalej
- Nie… nieistotne - odrzekła, zacinając się na moment, ale ton jej nie schodził. Czy powinna go tak traktować i od siebie odsunąć, by nie cierpiał później, jeśli coś jej się stanie? Modliła się w duchu, by tak było lepiej.
- Czy w takim razie… - Kirill zmarszczył brwi, podciągając kolana bliżej torsu. - Jeżeli być może to nasze ostatnie spotkanie… czy mogłabyś mnie przytulić? - zapytał i zadrżał, jakby nagle zrobiło mu się zimno. Alice spostrzegła, że jego prawe ramię zaczęło drżeć. Nagłe skurcze nie ustawały, choć Kaverin usilnie starał się nad nimi zapanować.
Rudowłosa przyglądała się mu i jej oziębła maska na chwilę osłabła
- Czemu drżysz? - zapytała nieco zmartwionym i zaniepokojonym tonem. Wyciągnęła rękę i musnęła jego prawe ramię.
Kaverin wyglądał, jak gdyby miał zaatakować go napad paniki.
- Nieważne. Musimy wracać - szepnął.
Alice zmarszczyła brwi
- Kirill - powiedziała ciężko i wyczekująco. Chciała wyjaśnień.
- Daj mi spokój - mruknął. Wstał, zrywając kontakt z Alice. Ruszył dalej, nie oglądając się za siebie. - Będziemy musieli pokłócić się. Ty uciekniesz i ruszysz na lotnisko. A wtedy… hmm… Nie wiem, jak to załatwić logistycznie.
Rudowłosa poczuła nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej. Ironia, bo przecież właściwie była martwa, a serce ją bolało i wcale nie za sprawą Tuonetar. Pozbierała się i wstała.
- No jakimś sposobem muszę się znaleźć w tym samolocie, mimo że nie mam żadnych dokumentów - powiedziała siląc się znów na stonowany, rzeczowy ton.
- Hmm - mruknął Kirill, spuszczając wzrok. Przez chwilę milczał, starając się coś wymyślić. - Spróbuję załatwić ci prywatny lot do Danii z prywatnego lotniska. Polecę zachowywać się tamtejszej obsłudze tak, jakbyś udawała się do Helsinek - dodał. - Brzmi rozsądnie, czyż nie?
 
Ombrose jest offline  
Stary 21-12-2017, 23:49   #308
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Pożegnanie z Kaverinem - część trzecia

Alice skrzyżowała ręce pod biustem
- Tak. Dobry. Musimy tylko wymyślić, jak doprowadzić nasza kłótnię do punktu, w którym udam się na prywatny lot, a nie do sypialni - powiedziała zaraz, marszcząc brwi. Celowo powiedziała to tak. Chciała by to on przestał ją teraz lubić.
To stwierdzenie jednak, jak się zdawało, nie ubodło Kavarina.
- Być może… sprawię, że znowu poczujesz się zagrożona i wtedy postanowisz uciec, nagle wybiegając? - zaproponował. - Tylko nie wiem, skąd prywatny lot.
Śpiewaczka milczała chwilę
- Zawsze możemy to pociągnąć tak, że rzeczywiście będziemy się kłócić. Rzeczywiście będę chciała uciec, a ty odegrasz scenkę obruszonego pana i… -Alice chwilę zastanawiała się nad tym
- Możesz doprowadzić mnie do nieprzytomności, ocknę się w samolocie… Na zasadzie ‘mam cię dość, spieprzaj sobie do Helsinek’? - rzuciła unosząc brew pytająco.
Iskra złości przebiegła po twarzy Kaverina.
- Mam molestować cię tak długo, aż zemdlejesz? Coś takiego proponujesz? - zmarszczył brwi z niedowierzaniem.
Alice wzruszyła ramionami
- Ostatnio nie miałeś problemu z gwałtem… - powiedziała wyzywającym tonem. Kącik jej ust wygiął się w dół. Obserwowała go, dobrze wiedząc, że wchodzi na niebezpieczny teren.
- Po prostu wyjdziesz z apartamentu i poprosisz Isidora o numer na najbliższe lotnisko prywatne. On poda ci to, które mu wskażę. Zarezerwujesz lot do Helsinek, co będzie hasłem dla tamtejszych pracowników, żeby wysłali cię do Danii. Nie wiem, jak im to wytłumaczę i jak dużo będę musiał zapłacić, żeby zgodzili się na to.
Harper westchnęła
- Dużo się na mnie wykosztujesz - zauważyła i zasznurowała usta
- Może być i tak - przyznała wreszcie i odwróciła od niego wzrok. Jej myśli znów były ciepłe i bardzo smutne
- Skoro nie masz mi już nic do powiedzenia, możesz nas stąd zabrać - powiedziała pustym tonem.
- Jestem pewien, że nie mam nic więcej do powiedzenia - Kaverin odparł jakby agresywnie. Następnie podniósł ręce i klasnął nimi. Zanim Harper zdołała chociażby kiwnąć palcem, otworzyła oczy, znajdując się z powrotem w apartamencie. Szarpnęła się tak gwałtownie, że prawie spadła z kanapy, na której leżała. Na razie w pokoju nie było nikogo prócz niej.
Alice podniosła się do siadu i przetarła dłońmi oczy. Spanie na kanapie sprawiało, że czuła się obolała. Podniosła się i podeszła do łazienki, by trochę doprowadzić się do ładu. Spróbowała przegarnąć włosy, by wyglądały lepiej. Wypłukała usta i przemyła twarz zimną wodą. Po czym wróciła do głównego pomieszczenia. Zerknęła na blat, gdzie zostawiła wcześniej tabletki dla Noela, czy zostały zjedzone, a potem zerknęła na zegar. Dochodziła za kwadrans jedenasta według czasu rosyjskiego. Następnie podeszła do drzwi od sypialni i uchyliła je. Dahl w dalszym ciągu spał, co tłumaczyło, dlaczego nie zażył lekarstw. Nadeszła ta krótka chwila, w trakcie której Alice mogła odpocząć… zanim do apartamentu wparuje Kirill i będzie musiała odegrać z nim kłótnię. Zapewne Kaverin w tym momencie rozmawiał z obsługą prywatnego lotniska, starając się przekonać ją wszelkimi sposobami, żeby przystała na jego dziwne warunki.
Śpiewaczka postanowiła, że będzie zachowywać się naturalnie. Poszła do kuchni po lekarstwa dla Noela, po czym wróciła z nimi do sypialni. Przysiadła na brzegu łóżka i ostrożnie odstawiła je na szafkę. Oparła mu dłoń na ramieniu i delikatnie poruszyła
- Noel… - mruknęła spokojnie, by go obudzić.
- C-co? - mężczyzna wymamrotał przez sen. Nieco rozwarł oczy, spoglądając na Alice. - J-jestem chłodny. Bardzo chłodny. N-nie potrzebuję… kąpieli… - ziewnął, poruszając się niespokojnie w spoconej pościeli.
Rudowłosa pokręciła głową
- Musisz połknąć leki. Weź je i możesz spać dalej - powiedziała mu opiekuńczo i podniosła tabletki z szafki.
Mężczyzna zgodnie przyjął lekarstwo.
- Czym popić? - mruknął, kładąc się z powrotem bezwiednie na obszernej poduszce.
Alice podniosła kubek, który przyniosła ze sobą
- Tym - podała mu lekarstwa i podsunęła letnią herbatę.
Noel połknął dwa duże łyki.
- Nie widziałem jej tym razem - westchnął z ulgą. - Teraz były już tylko motyle - uśmiechnął się, spoglądając na Alice jedynie nieco rozwartymi oczami.
Harper uśmiechnęła się do niego lekko
- To dobrze. To teraz wróć do nich. Odpoczywaj - poleciła mu i pogłaskała go po głowie, przy okazji sprawdzając, czy nie ma znów zbyt podniesionej temperatury.
Miał, ale tylko nieznacznie. Paracetamol, który przyjął, powinien doprowadzić go do porządku. Noel pokiwał głową, po czym zasnął.
- Dziękuję - mruknął tak cicho, że Alice nie była pewna, czy przypadkiem nie przesłyszała się.
Tymczasem Harper odwróciła się, słysząc odgłos otwieranych drzwi. Ktoś wszedł do mieszkania.
Śpiewaczka momentalnie poczuła niepokój. Odstawiła Kubek na szafkę, po czym wyszła z sypialni, by ich sprzeczka z Kirillem nie rozbudziła Noela. Zamknęła za sobą drzwi i rozejrzała się po pomieszczeniu.

Kaverin stał oparty o ścianę tuż przy drzwiach wejściowych. Trzymał lewą nogę zgiętą w kolanie w bardzo niedbałej pozie. Spojrzał na Alice z wyższością.
- Czy pozwoliłem ci pić z moim przyjacielem? - zapytał cichutko i bardzo ostrożnie. To był ton cichego, śmiertelnie niebezpiecznego drapieżnika, który bawił się z ofiarą, zanim ją atakował.
Alice obserwowała go mając mętlik w głowie. Gdy wreszcie się odezwał, przez całe jej ciało przeszedł brutalny dreszcz. Zmarszczyła brwi i skrzyżowała ręce, odchodząc od drzwi sypialni, by usiąść na kanapie
- Przepraszam, nie miał na szyi kartki ‘Azor Kirilla, nie poić, karmić i nie rozmawiać’ - powiedziała pretensjonalnie, ale bardzo ostrożnie. Uważnie obserwowała mężczyznę. W tym stanie mógł jej zrobić wszystko, choć wiedziała, że grają, jej ciało było maksymalnie zaalarmowane.

Mężczyzna westchnął i ociężale odepchnął się od ściany. Ruszył w jej stronę, kompletnie wyprostowany. Rozłożył ręce, spoglądając na nią z odrazą. Był coraz bliżej, aż stanął tuż przed nią.
- Czy pamiętasz… co mówiłem ci o szacunku? - mruknął z półuśmiechem, który wygiął lewy kącik jego ust. Następnie pochylił się, spoglądając prosto w jej oczy i delikatnie pochwycił zębami jej dolną wargę. Zastygł w tej pozie na chwilę. Trzymał jedną ręką jej podbródek tak mocno, że nie mogłaby się odsunąć.
Alice poczuła jak jej ciało zamiera napięte z czystego strachu. Wiedziała, żę powinna uciec, a jednak zachowała się jak sarna na szosie, gapiąc się w błyszczące oczy swojej zagłady. Kiedy nachylił się nad nią, wywierając presję, kobieta wcisnęła się jak mogła w kanapę najmocniej. Chciała odwrócić głowę, ale gdy ją przytrzymał, oddech jej zamarł. Serce tłukło jej się w klatce piersiowej i poczuła łzy w kącikach oczu. Nie powiedziała jednak nic, napięta i gotowa zaatakować go, jeśli zbliży się choćby odrobinę bardziej.

Kirill tak mocno przegryzł jej wargę, że aż zabolało. Następnie podsunął swoje lewe kolano, wciskając je pomiędzy nogi Alice. Odchylił się, uwalniając jej usta.
- Jeszcze wczoraj byłaś dziewicą, a już następnego dnia wybierasz się na polowanie - mruknął oschle. - I co powiedział Isidor? - mruknął Kaverin. - Był chętny? - dodał, napierając kolanem dalej.
Harper zmarszczyła brwi i popatrzyła mu w oczy
- Nie wiem czy to taki odruch po nasłuchaniu się na spowiedziach, ale nie licz na to, że cokolwiek ci powiem - powiedziała ściśniętym głosem. Kiedy jednak przesuwał kolano dalej, alice podniosła nogi na kanapę i odepchnęła się, wysuwając plecami po oparciu spod niego, by wylądować teraz stojąc na kanapie. Przeskoczyła na podłokietnik, a potem na podłogę
- Odsuń się… Ode mnie - powiedziała ostrzegawczo, odwracając się znów do niego przodem.
Mężczyzna wstał i pociągnął ją za rękę tak szybko i zdecydowanie, że obrócił Alice o sto osiemdziesiąt stopni. Teraz była zwrócona do niego tyłem. Objął ją mocno za tułów pod piersiami i runął w dół na kanapę. Harper była zmuszona położyć się na nim. Wspomnienia ich wspólnej nocy napływały do głowy, paraliżując. Kaverin przetrzymał ją lewą ręką, natomiast drugą sięgnął po komórkę. Przystawił ją sobie do ucha.
- Zadzwonię do niego - mruknął. - Niech cię zerżnie, kiedy będę cię trzymał. Zobaczę, czy robi to lepiej niż ja - szepnął wprost do jej ucha.
Rudowłosa poczuła jak zdradliwie jej ciało stało się cieplejsze w nowej pozycji, ale i ukłucie strachu dalej mordowało jej klatkę piersiową. Kiedy usłyszała jego słowa, szarpnęła się cała, zaczynając mu rzucać
- Co?! Nie! Nie rozmawiałam z nim o niczym takim! Zostaw mnie! - zawołała i próbowała mu wytrącić telefon, jednocześnie chcąc z niego zejść. Czuła, że jak się wierci to nie pomaga im w tej sytuacji, ale nie mogła opanować lęku.
- Alice… - Kaverin szepnął. - Niedługo masz umrzeć. Nie sądzisz, że powinnaś spróbować prawdziwego mężczyzny? - rzekł nad wyraz łagodnie i spokojnie, jakby pocieszał dziecko po koszmarze. - A jeżeli już nie natrafi ci się druga taka okazja? - dodał, przygryzając płatek jej ucha.
Alice warknęła
- Nie jestem taka, żeby w desperackiej sytuacji łapać się każdej okazji. Zostaw mnie. Jesteś okropny. Puszczaj! - pochyliła głowę i ugryzła go w rękę. Dość mocno.
Kaverin skrzywił się i puścił ją, wyzwalając. Krzyknął być może nieco zbyt głośno.
- No dobra, idź! - warknął. - Przyprowadź go tu. On weźmie cię od przodu, ja od tyłu. Biegnij. Widzę, że nie możesz się doczekać - gniewnie poruszył się na kanapie.
Alice pociekły łzy, kiedy ruszyła do fotela, koło którego zostawiła swoją torbę
- W sumie to to wczoraj, to wcale nie był gwałt. Do tego potrzeba zazwyczaj mężczyzny i ofiary z kobiety. A ty jak sam powiedziałeś, prawdziwym nie jesteś - powiedziała bezczelnie. Pozbierała rzeczy z fotela, po czym ruszyła do kuchni, zebrać tabletki przeciwbólowe i nasenne, modląc się, że Kirill zostanie na tej kanapie i już się nie ruszy. Rzuciła wzrokiem w jego kierunku. Przez ułamek sekundy ujrzała na jego twarzy ślad zranienia po jej ostatnich słowach, jednak ten szybko zniknął pod maską nienawiści.
- Wracaj szybko, mamy tu jeszcze trzeciego kutasa. Będziesz miała o co owinąć ten niewyparzony język - warknął.
Harper wyprostowała się i wzięła powietrza w płuca
- P… Pierdol się Kaverin - powiedziała mu, chyba pierwszy raz bluźniąc w przypływie złości i bólu. Najgorzej, że wyobraziła sobie to co powiedział i bała się tego. I było jej tak potwornie przykro, że powiedziała mu coś takiego. Odwróciła się i ruszyła do drzwi z apartamentu.
- Będziemy tutaj czekać - usłyszała jeszcze za sobą, zanim wyszła na zewnątrz.
Rudowłosa pochyliła głowę, powstrzymując łzy. Zasłoniła usta dłonią i nim zamknęła za sobą drzwi spojrzała jeszcze w stronę kanapy, gdzie leżał.
dopiero po chwili je zamknęła i zeszła po schodach na dół, prawie z nich spadając na miękkich ze stresu nogach. Wzięła kilka nierównych oddechów i otarła dłonią oczy. Po czym wyprostowała się i rozejrzała po barze w poszukiwaniu Isidora.

Mężczyzna stał za barem. Uśmiechnął się na widok Alice, choć nieco niepewnie.
- Wszystko w porządku? - zapytał. - Jeżeli chodzi o to, co tu miało miejsce… przepraszam cię za niego - mruknął. - Zazwyczaj… - zastanowił się, szukając słów - ...nie zachowuje się w ten sposób. Nie wiem, co w niego wstąpiło.
Alice podeszła do baru
- Po prostu najwidoczniej dla mnie jest dupkiem… Powiesz mi gdzie tu jest jakieś najbliższe prywatne lotnisko? Muszę zadzwonić i zarezerwować bilet - powiedziała pociągając lekko nosem. Starała się nie patrzeć Isidorowi w oczy.
- Tak - mężczyzna mruknął i być może nieco zbyt szybko wyciągnął komórkę i znalazł numer. Wyrecytował go Alice. - Opuszczasz nas? - zapytał na koniec, marnie udając zaskoczenie.
Rudowłosa pokiwała głową
- Nie mogę… Tu zostać z nim. Bo nie wiem co będzie. Czas mnie też goni - powiedziała, po czym wybrała numer w telefonie i zadzwoniła, czekając na odpowiedź w słuchawce.
Ta wnet nastąpiła. Odebrała kobieta, która przedstawiła siebie i swoją placówkę. A następnie zapytała o cel telefonu.
- Powodzenia, Alice - mruknął barman. - Przykro mi, że tak wyszło.
Harper uśmiechnęła się do niego kwaśno. Gdy jednak usłyszała głos w słuchawce, skupiła się na rozmowie
- Yy, tak… Moje nazwisko Harper, chciałabym zarezerwować bilet na jak najszybszy lot do Helsinek - powiedziała do telefonu i wyprostowała się, znów lekko przecierając oczy wolną dłonią.
- O-och - usłyszała. - Tak. Dobrze. Będziemy na panią czekali - odpowiedziała kobieta. - Czy możemy w czymś służyć ponadto? Jakieś szczególne polecenia?
Alice westchnęła
- Nie, to wszystko. Dziękuję. Wkrótce przyjadę - powiedziała w ramach pożegnania. Odczekała aż kobieta się pożegnania i rozłączyła rozmowę, oddając Isidorowi telefon
- Dziękuję… - powiedziała do niego uprzejmie.
- Jest tu gdzieś w pobliżu postój taksówek? - zapytała zaraz i nerwowo zerknęła w stronę schodów do apartamentu, jakby obawiając się, że Kirill może się na nich pojawić. Jednak pozostawał nieobecny.
- Tak, przejdź nieco dalej ulicą i na pewno jakąś znajdziesz. Jesteśmy w centrum Petersburga - odparł Isidor. Oparł się przedramionami o blat. - Hmm… a co powiesz na ostatni drink? - spojrzał z uśmiechem na Sheridan’s, wyraźnie próbując rozweselić rudowłosą.
Alice kiwnęła głową
- Tylko teraz coś mocniejszego. Sheridan’s jest smaczne, ale ściąga pecha - powiedziała i westchnęła.
- Czysta irlandzka? - zaproponował Isidor. - Jest smaczniejsza niż szkocka, przysięgam - dodał, sięgając po złocisty trunek. - Za co pijemy tym razem? - mruknął, patrząc na Alice pogodnie. Jego nastrój rzeczywiście wydawał się kojący po spięciu, które Harper przeżyła przed chwilą. Nawet jeżeli było jedynie wyreżyserowane.
Rudowłosa zastanawiała się chwilę
- To ostatni toast. Teraz ty zaproponuj za co pijemy. Gospodarzu… - powiedziała nieco mniej spiętym tonem, przyjmując szklankę, kiedy już jej nalał.
- Zapraszam cię na sylwestra w O’Hooligans - odpowiedział mężczyzna. - Pijemy za to, żebyś przyjęła zaproszenie. I żebyśmy razem świętowali przybycie 2011 roku - dodał. - Wiem, że jeszcze dużo czasu do tego… ale dzięki temu nie będziesz mogła się wykręcić niespodziewanymi planami - uśmiechnął się zawadiacko.
Śpiewaczka uśmiechnęła się cierpko
- A więc, dobrze. Przyjmuję zaproszenie, ale dodam jeszcze coś. Za to, żebym dożyła sylwestra - powiedziała i spuściła wzrok na blat, podnosząc szklankę z alkoholem do toastu.
- Znowu ładna smutna - mruknął Isidor, zmieniając to w żart. Opróżnili złocistą zawartość duszkiem. - Do zobaczenia, Alice - uśmiechnął się. - Mam nadzieję, że dobrze zapamiętasz O’Hooligans.
Alice uśmiechnęła się, ale kąciki jej ust zadrżały
- Najlepiej. Do… Do następnego Isidorze - pożegnała go, po czym wyszła z lokalu, kierując się tam, gdzie według mężczyzny miały być taksówki. Znowu się po drodze rozpłakała i szła trochę nierówno z tego tytułu.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 22-12-2017, 16:05   #309
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Sharif Habid


Sharif czuł pulsujący ból głowy. Łupał symetrycznie po obydwu stronach skroni. Przypominał dwa rozżarzone pręty wbijające się wgłąb mózgowia. Następnie spostrzegł przeraźliwą suchość w ustach. Jego przełyk wydawał się jeszcze bardziej spierzchnięty od irackich pustyni. Próbował przełknąć choć trochę śliny, lecz ta nie chciała napływać. Rozwarł oczy. Światło oszołomiło go, jak gdyby ustawiono tuż naprzeciw niego stadionowy reflektor.
- Czy to już? – usłyszał kobiecy, jakby znajomy głos.
- Tak, proszę pani – odpowiedział mu chłopięcy. – Zdołałem go przebudzić. Już wcześniej to robiłem. Tylko raz, co prawda, jednak tego nie zapomina się.
- Jednak poczekaj w drugim pokoju, proszę – odpowiedziała. – Chciałabym upewnić się, że wszystko z nim w porządku. Jak nazywasz się, chłopcze?
- Ismo Pajari, proszę pani – mruknął w odpowiedzi. – Chciałbym już wrócić do Helsinek.
- Jeszcze trochę – odparła. Jej głos przybliżył się, jak gdyby podeszła do Sharifa.
Mężczyzna musiał przymknąć oczy. Światło było tak jasne, że nie mógł go znieść ani chwili dłużej.

Następnie Habid zasnął. W jego umyśle ponownie pojawiły się kolejne obrazy, przesuwane jak w kalejdoskopie. Uśmiech matki. Srogie, lecz pełne aprobaty spojrzenie ojca. Błysk w oczach siostry, kiedy opowiadała o wydarzeniach minionego dnia. Wnet wszystko znikło, spaliło się w gorącym przebłysku mocy ognistego demona. Kiedy Sharif podniósł wzrok, ujrzał, że z dymu formuje się twarz Europejczyka. Konsumenta, który zmienił życie jego rodziny w piekło.

- Czy to normalne, że tak się rzuca? – do jego uszu dobiegł zaniepokojony głos. – Ma gorączkę.
- Pójdę po zimne okłady, pani.
- Przyprowadź chłopca. Chciałabym z nim porozmawiać.

Habid wpadł w bezkresną próżnię. Ogarnął go wszechobecny mrok. O dziwo to okazało się przyjemnym uczuciem. Ciemność wciskała się w jego ciało, dopasywała do kształtu kończyn, torsu, głowy… Wsiąkała przez skórę i pory, przedostając się do krwioobiegu. Trafiała do głowy, wyciszając ból. Wtem Sharif nie czuł już nic. Unosił się w stanie nieważkości, niczym astronauta w nieskończonej toni kosmosu. Obracał się bezwładnie wokół własnej osi.

- Wszystko jest w porządku, pani Habid – chłopiec jeszcze raz przemówił. – Rozplątałem supły na jego czakrach. Zdrowieje. Długo pozostawał w uśpieniu. Zagłębił się bardzo daleko w… nie wiem w co dokładnie. Co prawda z trudem, ale powraca.
- Nie rozumiem, chłopcze. Co chcesz mi powiedzieć?
- Trzeba być cierpliwym, pani Habid.

Sharif uczepił się głosu kobiety. Rozpoznawał go. Tak brzmiała… jego siostra. Ale… czy nie zginęła pod murami ich rodzinnego domu? W takim wypadku… jak mogła przemawiać? Czy to omamy? A może kolejny sen o przeszłości? Afaf… Czy to możliwe, że przeżyłaś, Afaf?

Irakijczyk jęknął i poruszył się ospale. Zacisnął rękę na pościeli. Odsunął ją i podniósł wzrok. Światło jarzeniówek wciąż oślepiało… jednak z każdą sekundą wydawało się coraz mniej intensywne. Wnet mężczyzna zaczął rozróżniać kolory, a potem kształty. Ujrzał pochyloną nad nim twarz, która z wyczekiwaniem wpatrywała się w niego. Ładna kobieta o śniadej, ciemniejszej karnacji. Duże, orzechowe oczy otaczał wachlarz gęstych rzęs. Kosmyki jej czarnych włosów wysunęły się na Sharifa, łaskocząc go po klatce piersiowej.

- Afaf…? – jęknął Irakijczyk.
Kobieta runęła na niego z wyciągniętymi ramionami. Objęła obolałe ciało mężczyzny tak mocno, że przez chwilę obawiał się, że znów straci przytomność.
- Bracie – mruknęła drżącym głosem. – Wreszcie jesteśmy razem.
Z jej oczu popłynął strumień gorących, mokrych łez. Spadał na Habida, cucąc go z wielką efektywnością. Afaf uśmiechała się, bardzo szczęśliwa.
- Po tych wszystkich latach… odnalazłam cię, Sharifie – szepnęła mu wprost do ucha. – Teraz będziemy razem. Nigdy więcej nie pozwolę rozdzielić nas – zapewniała gorliwie. Następnie zamilkła, wtulona w mężczyznę. Rodzeństwo chłonęło ciepło swoich ciał. Obydwoje po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuli, że szczęście może być możliwe.
 
Ombrose jest offline  
Stary 24-12-2017, 16:35   #310
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Christmas Special - część pierwsza

Isidor nie kłamał. O'Hooligans rzeczywiście znajdowało się w centrum Petersburga. I dlatego Alice nie miała problemu ze znalezieniem postoju taksówek. Trzy sztuki stały na podjeździe, o którego krople letniego deszczu rozbijały się salwami. Śpiewaczka pospieszyła do pierwszej z nich, aby nie zmoknąć. Zanim ruszyli, obejrzała się za siebie. Jej wzrok powędrował do apartamentu na najwyższym piętrze. Mogłaby przysiąc, że ujrzała w oknie bladą twarz otoczoną kosmykami blond włosów. Spostrzegła Kirilla Kaverina, czy jedynie złudzenie? Samochód ruszył i nie zdołała się upewnić.

Spoglądała na ulice obmywane potokami płynącymi z nieba. Ściekały po fasadach budynków, obijały się o parasole przechodniów. Grzechotały o okna, znikały w kratkach ściekowych. Alice mknęła po sennym, leniwym Sankt Petersburgu. Mijały minuty, które zlepiły się w kwadrans. Kiedy następny dobiegł końca, Alice wysiadła wraz ze swoim skromnym dobytkiem gdzieś pośrodku szczerego pola. To tu wybudowano lotnisko, którego główny budynek przywoływał na myśl raczej odrapany magazyn. Po wejściu do środka Alice uspokoiła się, gdyż wnętrze wyglądało nieco bardziej profesjonalnie. Kobieta ubrana w schludny uniform już na nią czekała.

Harper odbyła z nią krótką rozmowę. Pracowniczka musiała zostać odpowiednio poinstruowana przez Kaverina i chciała dochować mu lojalności. Z drugiej strony potrzebowała od Alice zapewnienia, że o wszystkim wie i nie ma w tym nic nielegalnego. Harper stanowczo ucięła tę wymianę zdań rodem z komedii i zapewniła kobietę, że wszystko jest w porządku. Zapytała o godzinę odlotu. Pracowniczka wciąż wydawała się nie w pełni uspokojona, jednak odpowiedziała na pytanie i nie drążyła poprzedniego tematu.

Harper usiadła i z wdzięcznością przyjęła kubek parującej kawy. Wtem została poproszona przez tę samą członkinię obsługi i wsiadła do drobnego samolotu. Pomimo niewielkich gabarytów sprawiał wrażenie solidnego i wytrzymałego.

Alice odkryła, że siedzenia są bardzo miękkie i wykonane z przyjemnego materiału. Wygody może nie zdawały się najważniejsze, jednak lepiej gdy były, niż gdy ich brakowało. Harper spojrzała na zewnątrz przez okrągłe okienko. Wciąż padało. Samolot zerwał się do lotu. Jako że nie miała nic do roboty, jej myśli zaczęły uciekać w kierunku przeróżnych tematów. Przypominała sobie własne słowa, wypowiedzi innych. Drobne i nieważne szczegóły jak marka płynu do naczyń w apartamencie, czy zapach soku z owocu granatu. Już zasypiała, kiedy w jej umyśle pojawiło się ostatnie wspomnienie. Były to słowa Isidora wspominające o sylwestrze i nowym roku. Jej umysł drogą skojarzeń zawędrował do ostatnich świąt Bożego Narodzenia. Kiedy przymknęła oczy, momentalnie zasnęła. I właśnie o nich zaczęła śnić.

Alice otworzyła oczy. Leżała spokojnie otulona w miękką, białą i dopiero co zmienioną pościel. W końcu były święta, a ona mimo wszystko lubiła ten czas. Śnieg zalegał na parapecie koło karmnika dla ptaków. Rudowłosa powoli podniosła się i zerknęła na budzik, dochodziła godzina 10. Idealnie, by wstać. Zeszła z łóżka i przeciągnęła się. Nie było dziś pracy w końcu opera nie działała w Wigilię. Kobieta podeszła do lustra i zaczęła przyglądać się sobie uważnie. Uśmiechnęła się w końcu i ruszyła do łazienki. Musiała się pozbierać, jeśli chciała zdążyć do centrum. Koło placu z wielką choinką od kilkunastu dni otwierano lodowisko. Już była tam trzy razy i nie zamierzała sobie odpuścić i dziś. W końcu były święta, kto jak kto, ale ona w ten dzień obdarowywała się przyjemnościami sowicie.

Ubrała się w gruby, kremowy sweter długi niemal do kolan, oraz ciepłe leginsy w ciemnoszarym kolorze. Do tego ciepłe, wysokie do kolan buty, płaszczyk i czapkę z szalikiem. Nie zapomniała o rękawiczkach i torbie z portfelem, telefonem i dokumentami. Tak przygotowana ruszyła do pobliskiej kawiarni na czekoladową babeczkę i kawę. Przyjemny dzień, zwłaszcza, że całe Portland dudniło i huczało duchem świąt.

Alice, wychodząc na klatkę schodową, czuła rozkoszny zapach pierników pieczonych przez sąsiadkę. Pani Dawson była uroczą, starszą panią. Cały czas nosiła siwe włosy spięte w duży kok. Chodziła o lasce zawsze pochylona, jako że cierpiała na chorobę reumatyczną. Mimo niej zawsze uśmiechała się i odnosiła do Alice z pełną uprzejmością. Mieszkała sama i nikt nie odwiedzał jej prócz sąsiadki z drugiego piętra, ale ta umarła wiosną zeszłego roku.

Kiedy śpiewaczka ruszyła w dół schodów, usłyszała skrzypnięcie otwieranych drzwi. Odwróciła się i ujrzała panią Dawson idącą korytarzem w stronę mieszkania Harper. Lewą ręką trzymała laskę, a prawą duży koszyk. Cichutko sapała, jako że każdy dystans, nawet najmniejszy, był dla niej prawdziwym wysiłkiem.

Alice zatrzymała się i cofnęła
- Dzień dobry pani Dawson, Wesołych świąt! - powitała ją uprzejmie
- W czymś mogę pomóc? - zapytała miłym tonem zerkając na koszyk i laskę staruszki. Spostrzegła, że w tym pierwszym kobieta ułożyła upieczone pierniki. Były duże, wielkości dłoni. Miały kształt serca. Pani Dawson zdołała pokroić je bardzo równo, co było dość zaskakujące, zważywszy na stan jej powykręconych palców.

Staruszka zmarszczyła powieki. Niedowidziała i była przygłucha, toteż nie od razu rozpoznała Harper. Ale kiedy już do tego doszło, rozpromieniła się.
- Moja kochana Alice! - zachwyciła się. - Przyniosłam dla ciebie łakocie, słodziutka!
Harper spostrzegła, że na każdym pierniczku pani Dawson wypisała staranną, staroświecką kaligrafią “Dla Alice”. Musiało jej to zająć wieczność.

Śpiewaczka dostrzegając napisy na piernikach, uśmiechnęła się
- Ojeej… Pani Dawson, rozpieszcza mnie pani… Nie trzeba było… - powiedziała potulnie, zaraz zaczęła szukać klucza w torbie, by otworzyć drzwi do swojego mieszkania. No nie mogła teraz uciec, skoro już staruszka się do niej pofatygowała.
- Moja droga, nie chcę cię zatrzymywać. Widziałam, że gdzieś spieszysz się. Może ja wrócę później - zaproponowała. - Nie pozwól temu szczęśliwemu młodzieńcowi czekać na ciebie - zachichotała jak nastolatka.
Rudowłosa uśmiechnęła się trochę cierpko
- Nic nie szkodzi pani Dawson, szybko chodzę. Wybierałam się na łyżwy. Lodowisko nie ucieknie. Proszę wejść… - zaprosiła kobietę, otwierając drzwi do mieszkania i zapraszając kobietę.
Mieszkanie Alice nie było duże, wyraźnie było kawalerką, złożoną z dwóch dużych pomieszczeń, kuchni i łazienki. Mały balkonik zasypany był warstwą puchu…


Pomieszczenie było już przystrojone, a w kącie salonu stała choinka.
- To miłe z pani strony, z przyjemnością je zjem… Na pewno jakoś się odwdzięczę - obiecała młoda kobieta.
- Oj nie trzeba - odpowiedziała kobieta. - Przecież nie piekłam tych pierników, oczekując czegoś w zamian. Już sama rozmowa jest wielką uprzejmością - uśmiechnęła się, szukając wzrokiem jakiejś przestrzeni, na której mogłaby usiąść. - Obawiam się, że mój wnuk mnie nie odwiedzi dzisiaj. Szkoda, bo dla niego również upiekłam trochę słodyczy - wyszeptała ze smutkiem.
Harper wskazała jej wygodny, wiklinowy fotel koło stoliczka do kawy
- Oh, przykro mi… Cóż, ja również zostaję w te święta tutaj. Może… Może zechce pani spędzić Wigilię wraz ze mną? - zapytała. Jeśli mogła się kobiecie jakoś odwdzięczyć, to choćby tak.
Kobieta otworzyła usta, nie spodziewając się takiej propozycji. Wyciągnęła rękę w stronę Alice, aby dotknąć jej dłoni. Dotyk pani Dawson okazał się chłodny. Zapewne krążenie również funkcjonowało nie najlepiej w jej wieku.
- Z przyjemnością, Alice. Ale… co powie na to twoja rodzina…? Nie chciałabym naprzykrzać się, moje dobre, słodkie dziecko… - zawiesiła głos.
Alice pokręciła głową
- Moja rodzina niespecjalnie świętuje ten dzień w roku. Z przyjemnością spędzę go z panią - powiedziała pogodnie do starszej kobiety.
- A jeśli tak, to muszę zrobić troszkę większe zakupy - dodała uprzejmie i przyjrzała się kobiecie
- W końcu spędzenia tego dnia samemu nie jest najprzyjemniejsze - zauważyła zachęcająco.
Alice ujrzała, że oczy pani Dawson zaszkliły się. Pokiwała głową, spoglądając na Alice jak na swój najcenniejszy skarb.
- Jeżeli chwilę poczekasz, kochana, to sporządzę listę zakupów. Planowałam urządzić sobie skromną kolację, jednak… to wszystko zmienia. Urządzę moje popisowe dania - mocniej uścisnęła dłoń Harper. - Czy mogłabym cię o coś prosić? - zapytała po chwili.
Śpiewaczka uśmiechnęła się, po czym podeszła do szafki. Wyciągnęła notesik i długopis
- Może pani dyktować, to ja zapiszę. Najwyżej pojeżdżę trochę krócej i pobiegnę na zakupy - powiedziała z optymizmem.
Pani Dawson pokiwała głową.
- Pozwolisz, że pójdę do moich książek kucharskich i wszystko wypiszę dokładnie? - zapytała. - Przyszłabyś do mnie za pół godziny? Wtedy przygotuję wszystko - poprosiła.
Spojrzała na Alice już nieco mniej radośnie, kiedy kobieta zignorowała jej pytanie.
Harper pokiwała głową
- W porządku. To o co chciała mnie pani prosić? - dodała zaraz, przechodząc płynnie do tego tematu, kiedy już zamknęły ten związany z listą zakupów. Najwyraźniej nie zignorowała pytania, a jedynie chciała zamknąć pierwszy temat.
- A tak - mruknęła staruszka, nieco rozweselona. - Wstyd mi o to prosić… ale czy mogłabyś udać się do mojego wnuka i zaprosić go na naszą drobną wigilię? On jest bardzo zapracowanym biznesmenem i cały czas pracuje… ale być może jednak udałoby się mu nas zobaczyć. To znaczy, jeżeli nie miałabyś nic przeciwko, moja droga.
Rudowłosa pokręciła głową
- Nie ma najmniejszego problemu pani Dawson. Proszę mi tylko powiedzieć gdzie pracuje pani wnuk… I może zabiorę mu te ciasteczka w koszyku, które zrobiła pani dla niego? Jak to się mówi, że do mężczyzn najlepiej przez żołądek? - zażartowała leciutko, chcąc rozweselić staruszkę. Miała nadzieję, że uda jej się namówić tego jej jegomościa. Jak mógł chcieć zostawić taką babcię samą. Jej dziadkowie mieli siebie nawzajem, to inna sprawa.
Kobieta wyraźnie ucieszyła.
- Masz serce ze złota, Alice - mocno uścisnęła jej dłoń. Następnie podyktowała adres, który śpiewaczka szybko zapisała na przyszykowanym notesiku. - Przyznam, że od rana byłam w nienajlepszym nastroju… jednak to się zmieniło - uśmiechnęła się szeroko.
Następnie próbowała wstać. Mocno chwyciła się laski i ostrożnie zsunęła z wiklinowego fotelu. Niepewnie stanęła na dwóch nogach. Jej głowa jednak była i tak niżej niż Alice, choć śpiewaczka wciąż siedziała.
- Przyjdziesz do mnie za pół godziny? - pani Dawson zapytała uprzejmie.
Śpiewaczka pokiwała głową
- Oczywiście. Pójdę tylko na kawę i przyjdę - powiedziała, obiecując szczerze. Poprawiła szalik na szyi i również wstała. Podeszła do szafki i wyciągnęła talerz, po czym skierowała wzrok na koszyk
- Wyciągnę ciasteczka - powiedziała, po czym zaczęła je wykładać na naczynie. Ukruszyła kawałek jednego i spróbowała, jak łakoma, mała wnuczka. Okazało się bardzo smaczne. Nie za słodkie, ale też nie zbyt mało. Ani za bardzo suche, ani za wilgotne. Pierniki staruszki smakowały idealnie.
- Dziękuję - powiedziała kobieta, kiedy Alice podała jej koszyczek. - Nie mogę się doczekać - powtórzyła, ruszając niespiesznie w stronę wyjścia. Wnet przystanęła w pół kroku. - Alice? - zapytała. - Moja droga, a może masz jakieś ulubione danie, które chciałabyś, abym przygotowała? - zapytała szybko. Jej mina sugerowała, że wstydzi się, że wcześniej nie pomyślała o poruszeniu tej kwestii. Na pewno nie chciała wyjść w oczach Harper na samolubną.
Alice uśmiechnęła się
- Bardzo lubię ciasto owocowe. Chętnie pomogę je przyrządzić - zaproponowała staruszce. Nie było wielu rzeczy, których Harper nie lubiła ze stołu Wigilijnego.
- I też nie mogę się doczekać - przyznała się z uśmiechem.
Pani Dawson uśmiechnęła się szeroko, dreptając do drzwi. Z trudem wyciągnęła rękę i przekręciła gałkę. Następnie wyszła na korytarz.
- Wesołych świąt, Alice! - rzekła. - Niech dobry pan Bóg i słodkie dzieciątko ci błogosławią! Chodź za mną, dam ci pierniczków dla mojego wnusia!
Rudowłosa uśmiechnęła się do kobiety
- Dziękuję pani Dawson. Wzajemnie. Może zaniosę mu ciastka po drodze na zakupy? Chyba daruję sobie łyżwy. Najwyżej pójdę jutro - stwierdziła pogodnie. Zaczęła iść za staruszką, bo w końcu kawy to sobie jednak nie odmówi
- Zna pani Dziadka do orzechów? - zapytała ni stąd ni zowąd.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...

Ostatnio edytowane przez Vesca : 04-01-2018 o 14:28.
Vesca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172