Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-12-2017, 16:40   #311
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Christmas Special - część druga

- Oczywiście, że tak - pani Dawson rozpromieniła się, otwierając drzwi do swojego mieszkania. - Piotra Czajkowskiego. Być może to wyda się kłamstwem, ale kiedyś byłam młoda. I wtedy właśnie pracowałam w szkole muzycznej. Byłam nauczycielką gry na fortepianie, kopiowałam partytury, prowadziłam zajęcia z kształcenia słuchu i audycji muzycznych - uśmiechnęła się, po czym wyciągnęła skrzywione przez artretyzm palce. Spojrzała na nie z pewnym smutkiem. - Czasami śni mi się, że gram. To była moja wielka pasja. Teraz jednak… ech, bezużyteczne ręce - mruknęła do siebie. - Znałam pana Iwanowa. To on stworzył choreografię to pierwszego, oryginalnego występu w Sankt Petersburgu. Premiera miała miejsce w 1892 roku w Teatrze Maryjskim. To niesamowite, że pamiętam takie rzeczy z młodości, a teraz zapominam często gdzie coś kładę, albo co wczoraj robiłam - zaśmiała się nieco weselej i ruszyła wgłąb mieszkania, by po chwili wynurzyć się z plastikowym opakowaniem pełnym pierników.
Śpiewaczka rozpromieniła się, ale nic więcej nie powiedziała
- Nie wspominała pani wcześniej. A miałybyśmy dużo tematów do rozmowy. Pracuję w operze… - powiedziała zaraz pogodnie. Staruszka pokiwała głową, jak gdyby wiedziała o tym.
- Opowiem, jak będziemy gotować. A tymczasem, pora zabrać się za szykowanie - oznajmiła uprzejmie. Nie chciała, by pozamykano jej sklepy przed nosem.
- Będziemy miały o czym rozmawiać podczas kolacji! - staruszka ucieszyła się. - Pokażę ci moją kolekcję płyt winylowych oraz nagrania na kasetach. Być może czekałam z tym na taką właśnie okazję - uśmiechnęła się. - To ja zmykam. Będę na ciebie czekała za pół godziny - ruszyła do swojego mieszkania i zamknęła za sobą drzwi.
Alice rozpromieniła się. Gdy staruszka wyszła, Harper westchnęła. Podeszła do szafki w komodzie. Wyciągnęła z niej dwie koperty z ładnym, ozdobnym napisem ‘Zaproszenie'. Nie były imienne, a ona dotąd jeszcze zastanawiała się komu je podarować. Myślała o Max, ale ta była poza zasięgiem aż do sylwestra. Westchnęła. Zaraz wygrzebała z szafki jakąś drobną torebkę świąteczną i wsunęła do niej koperty. Postawiła torebeczkę na blacie w kuchni. Gdy wróci, będzie musiała coś tam jeszcze dołożyć i może kupi jakąś przylepną kokardkę? W takim pogodnym nastroju wyszła z mieszkania, zamykając drzwi na klucz i idąc na dół do kawiarni na cappuccino.

Zanim wyszła na zewnątrz, przystanęła przy skrzynce na listy. Zobaczyła, czy nie ma czegoś nowego pod numerem jej apartamentu. Okazało się, że listonosz zostawił w środku kilka kolorowych kartek od znajomych z opery. Przeczytała życzenia od Madison pisane wierszem. Wzięła do ręki inną kopertę. Wysłała ją ciocia May. Zawsze ręcznie ozdabiała życzenia i tak było również tym razem. Przepięknie namalowała las, wzgórza oraz dwójkę dzieci ciągnących sanki. Harper znalazła również kartkę od Trevora i Charlotte Mayerów. Była pełna uprzejmych życzeń, choć nieco oklepanych i bez żadnych osobistych dodatków.
Rudowłosa przejrzała życzenia. Sama również wysłała kilka kopert do osób, które szanowała. Była nawet u matki, może i dwa tygodnie temu, ale jednak.
Schowała kartki do torebki i ruszyła wreszcie do kawiarni. Była tam stałą klientką, a o tej porze zawsze zamawiała to samo.

Jej wejście do środka zostało obwieszczone brzękiem świątecznych dzwoneczków zawieszonych przy drzwiach. Alice odetchnęła przyjemnym aromatem kawy, czekolady i cynamonu. Był tak zniewalający, że prawie zwalał z nóg. Do uszu śpiewaczki dotarł słodki głos Mariah Carey zapewniającej Harper, że wszystkiego czego pragnie na święta jest ona. Kobieta podeszła i złożyła zamówienie. Spojrzała w bok. Ujrzała siedzącego na wysokim stołku barowym Christophera Bonesa. Mężczyzna miał na sobie brzydki, czerwonozielony sweter świąteczny z motywem reniferów. Popijał gorącą czekoladę z podwójną bitą śmietaną.
Harper uniosła brew. Zastanawiało ją co u licha Chris robił w jej ulubionej kawiarni, zwłaszcza że nie widzieli się już z miesiąc po zadaniu
- Christopher? - odezwała się zaskoczonym tonem. Przystanęła obok mężczyzny.
- Alice? - mężczyzna obrócił się w jej stronę. Nie wydawał się zbyt zaskoczony obecnością śpiewaczki. Być może nawet spodziewał się jej w tym miejscu. - Miło cię widzieć - uśmiechnął się uprzejmie.
Harper uniosła brew
- Ciebie również. Co tu robisz? To też twoja ulubiona kawiarnia? - zapytała, siadając obok. Zerknęła na zegar, by pilnować czasu, no i czekała na swoje cappuccino.
To wkrótce zostało podane. Barista Jim narysował motyw świąteczny kardamonem. Ładna, drobna choinka.
- Nie, to przypadkowa. Byłem w drodze do ciebie, kiedy postanowiłem trochę rozgrzać się trochę. Strasznie zimno jest. Przepraszam, że nie zadzwoniłem, obawiałem się, że nie odbierzesz - uśmiechnął się lekko. - Ja bym w Wigilię nie odbierał telefonów z roboty - mruknął.
Alice zmarszczyła brwi, zerkając na Chrisa
- Roboty? Co? - zapytała z wyraźnym niepokojem w tonie. Zerknęła na swoje cappuccino i upiła łyk.
- No ja jestem z roboty - mruknął Bones. - Ale przychodzą do ciebie w sprawie niezwiązanej z pracą.
Śpiewaczka przechyliła głowę
- Już myślałam, że agencja mnie chce ścigać w Wigilię. Nie strasz mnie tak… A więc? Co cię do mnie sprowadza? - zapytała zaraz już pogodnie i zabrała się za picie kawy.
- Masz jakieś plany na dzisiaj? - zapytał Bones. - Bo organizujemy z niektórymi detektywami - szepnął to ostatnie słowo ciszej - wspólną wigilię. Większość z nas nie ma rodziny w Portland, a nikt nie chce być dzisiaj sam. Pamiętasz Yuki Hao? - zapytał i ciągnął dalej, nie czekając na odpowiedź Alice. - Jest połamana po ostatniej misji i leży na rehabilitacji w Błękitnej Lagunie, lecząc krytyczne podwyższenie PWF. Pomyśleliśmy, aby przyjść z przyjęciem do niej. Koordynator Dagmar Nilsson nieoficjalnie wspomniała, że przymknie oko na to bardzo nieprzepisowe użycie Portalu. Jestem pewien, że twoja obecność miałaby duże znaczenie dla Yuki - dodał. Alice spostrzegła, że nieznacznie spiął się w oczekiwaniu na jej odpowiedź.
Rudowłosa milczała chwilę
- Szczerze, nie miałam żadnych planów na dzisiaj i miałam spędzić wieczór sama… - zaczęła
- Jednakże, przyszła do mnie sąsiadka, to starsza pani, bardzo miła i samotna. Dowiedziałam się, że nie miała z kim spędzić Wigilii i zaproponowałam się, że spędzę ją wraz z nią… Jeśli więc miałabym odwiedzić Yuki, to byłabym nieco spóźniona i to mocno… - powiedziała smutno Alice.
Chris zasmucił się.
- Spóźnienia nie wchodzą w grę. Portal zostanie aktywowany tylko raz, a potem już nie będzie żadnego badacza na warcie. To w końcu Wigilia - westchnął. - A nie mogłabyś znaleźć jakiegoś zastępstwa dla tej staruszki?
Alice myślała chwilę
- Cóż, jeśli uda mi się namówić jej wnuka. To może będę mogła się wyrwać. Jeśli jednak odmówi, no to przecież nie zostawię jej samej. To przemiła kobieta, sąsiadka która zawsze spędzała z nią czas zmarła na wiosnę, serce by mi pękło, gdyby miała siedzieć dziś sama - powiedziała przepraszająco do Chrisa.
Mężczyzna westchnął głęboko.
- To znaczy, że będziemy musieli znaleźć tego wnuka - mruknął, bawiąc się bitą śmietaną. - Ale… no właśnie. Jeżeli znajdziemy towarzystwo dla twojej staruszki, które ją usatysfakcjonuje… będziesz chciała z nią zostać, czy pójdziesz z nami do Yuki?
Śpiewaczka zastanawiała się chwilę, przyglądając mu
- Szkoda, że nie mogę być w dwóch miejscach naraz… - stwierdziła i westchnęła. Znów zerknęła na zegar, ile miała jeszcze czasu. Około dziesięć minut. Choć przecież nie musiała zjawić się u niej kompletnie punktualnie.
- Porozmawiam z panią Dawson, jeśli będzie chciała zostać tylko z wnukiem, to pójdę. Jeśli jednak wolałaby, abym została, no to zostanę. Rozchmurz się, bo jesteś jakiś markotny - zauważyła i pogłaskała go po ramieniu.
- Wydaje ci się - Bones uśmiechnął się, choć raczej smutno. - Ale nie mów jej tego od razu, bo dojdzie do wniosku, że nie chcesz z nią być. Mam na myśli, jeśli od razu ruszysz do niej i zapytasz, czy nie zechce pozostać sama z wnukiem, choć nie będziemy wiedzieć, czy to w ogóle możliwe. Zapewne poczułaby się ciężarem.
Rudowłosa uniosła brew
- Uważasz mnie za roztrzepaną i nietaktowną? - zapytała.
- Nie, przepraszam. Sam jestem roztrzepany. Myślę teraz na kilka różnych tematów jednocześnie - rzekł. - A, jak mówią o mężczyznach, nie mamy podzielnej uwagi. To i tak… - na krótki moment zamikł - ...cud, że dym nie unosi się z mojej głowy - zażartował.
Harper przechyliła się, przyglądając mu
- A to w takim razie o czym tak myślisz? - zapytała otwarcie
- Może mogę ci jakoś doradzić. Nie dobrze jakbyś miał się tak zamartwiać w święta - powiedziała pogodnie.
- Ech… nie chcę zrzucać na ciebie niepotrzebnego ciężaru - mruknął. - Ale jeżeli chcesz wiedzieć… moi rodzice rozwodzą się… i to w tym wieku. Natomiast ja na ostatniej misji… dość nieroztropnie… - zawahał się, mieszając łyżeczką stygnącą czekoladę. - Zauroczyłem się w pewnej dziewczynie. Podałem jej mój prawdziwy mail. To… - dodał ciszej - chyba nie nie do końca zgodne z regulaminem. A poza tym trapią mnie również praktyczne szczegóły zorganizowania świąt w Błękitnej Lagunie. Chyba będziemy musieli tutaj przygotować dania. Pozostaje jeszcze kwestia ozdób. Bo widzisz… tak jakby ja jestem organizatorem. Mam trochę dużo na głowie - mruknął.
Alice myślała chwilę
- Chcesz pójść ze mną na zakupy? - zapytała.
Mężczyzna rozchmurzył się i delikatnie uśmiechnął.
- Pomogę ci powybierać rzeczy na wigilię w Lagunie - nie wiedziała co ma powiedzieć w sprawie jego rodziców więc tylko pogładziła go pocieszająco po ramieniu, a temat zauroczenia… No cóż, nie była i do tego najlepszym doradcą. Chciała mu jednak pomóc jak mogła.
- Byłoby świetnie - Chris pokiwał głową. - Mam już przygotowaną listę zakupów. Szczerze mówiąc coraz bardziej kusi mnie, aby kupić gotowe dania. Byłoby z tym zdecydowanie mniej zachodu. Choć mam już trzy osoby, które zdeklarowały chęć pomocy w kuchni. Podobno to przynosi pecha, by jeść w wigilię kupione, gotowe jedzenie - mruknął. Po czym zmarszczył brwi. - Słyszałaś o takim przesądzie? - zapytał tonem wskazującym na to, że wolałby usłyszeć przeczącą odpowiedź.
Rudowłosa mruknęła
- Moi dziadkowie czasem zamawiali catering… - powiedziała spokojnie, ale jakby przygasła. Dopiła cappuccino do końca
- No, tak czy inaczej… To chodźmy. Umówiłam się z panią Dawson, że wejdę po listę zakupów i wezmę łapówkę dla jej wnuka - rzuciła i wstała z krzesła.
- To zmykaj - rzekł mężczyzna. - Ja dokończę czekoladę. Wypiłaś już swoją kawę? - mruknął.
Alice kiwnęła głową
- Tak. Dziś nie mam za dużo czasu, by się delektować ciepłym napojem w miłym towarzystwie - rzuciła z leciutkim rozbawieniem, ale zadowoleniem. Myślała, że to będzie samotny dzień, a jednak… Los chciał inaczej.
- To idź - odpowiedział Bones. - Ten dzień będzie dla mnie znacznie przyjemniejszy, niż mógłbym się spodziewać - uśmiechnął się do Alice.
Śpiewaczka uśmiechnęła się do niego, po czym ruszyła do swojej klatki, by udać się pod drzwi mieszkania pani Dawson. Zadzwoniła dzwonkiem.

- Już idę! - usłyszała głos staruszki.
Następnie minęła długa minuta kuśtykania, zanim kobieta dotarła do drzwi. Alice słyszała rytmiczne stukanie laski. Wydawało się tajemnicą, jak ta kobieta była w stanie tak dobrze orientować się w kuchni pomimo stanu jej zdrowia i zaawansowanego wieku. Wtem Harper usłyszała brzęk otwieranych zamków. Pani Dawson zamykała się aż na trzy w trosce o bezpieczeństwo swoje oraz wszystkich zbieranych przez lata skarbów.
- Tutaj jest lista, moje ty kochanie - uśmiechnęła się promiennie do Alice. Śpiewaczka przesunęła wzrokiem po kartce. Mąka, cukier, drożdże, mleko, masło, śmietana, śmietana kremówka, kapusta, suszone grzyby, pieczarki świeże i marynowane, korniszony, jaja, groszek i kukurydza w puszkach, majonez, pomidory w puszkach, bułka tarta, mandarynki, czekolada, kakao, owoce suszone i świeże, orzechy laskowe, włoskie i pistacje, zakwas na barszcz, buraki, botwinka, ziemniaki, fasola, groch, soczewica, marchewka, por, seler, ser na sernik, ekstrakt waniliowy, twaróg…

...ta lista nie miała końca.

- Kochanie, pozwól, że wyciągnę portmonetkę - rzekła, a następnie zaczęła grzebać w przegródkach. Wyciągnęła dwa studolarowe banknoty, które musiały być jej skarbem. - Jeżeli coś zostanie, to kup sobie landrynki i oranżadę - uśmiechnęła się do niej rozkosznie.
Alice uniosła brwi na taką listę. Potem popatrzyła na staruszkę i uśmiechnęła się
- Nie pozwolę, by płaciła pani za to sama - oznajmiła spokojnie. Schowała listę do torebki
- To jeszcze teraz koszyk i ciastka dla pani wnuka… No i informacja jak się nazywa i gdzie go znajdę i na jaką godzinę mam go zaprosić, jeśli mi się uda - zapytała pogodnie.
- Jeremy Dawson. Adres to pięćdziesiąta czwarta ulica 3133. Zaproś go, moje złotko, kiedy tylko będziesz chciała. Jeżeli zjawi się od razu, moje serce ucieszy się. Jeżeli znajdzie chwilę kilka minut po północy, to również będę rada. Dawno go nie widziałam. Otrzymuję od niego jedynie SMSy i maile. I to dość rzadko. Po prostu… chciałabym go dzisiaj zobaczyć. Nie ma znaczenia kiedy dokładnie i na jak długo - uśmiechnęła się dość smutno. Alice odniosła wrażenie, że kiepski kontakt z wnukiem był bolesną zadrą w duszy pani Dawson. - Jeżeli zechcesz się dołożyć… to wiedz, że to jest kompletnie niepotrzebne - zmieniła temat. - Chciałabym, żebyś była moim gościem - dodała z niezachwianą pewnością siebie.
Rudowłosa zanotowała dane o Jeremim, po czym uśmiechnęła się do staruszki
- Pani Dawson, to ja zaproponowałam wspólną Wigilię czuję się zobowiązana pomóc - powiedziała uprzejmie
- To jeszcze tylko wezmę koszyk i będę szła. Im wcześniej, tym lepiej - stwierdziła wesoło. Czekała cierpliwie, aż kobieta ją pokieruje, tudzież poda kosz z ciastkami.
Szybko go podała.
- Gdybyś poczuła się głodna, to nie wahaj się poczęstować. Ten mój Jeremy to trochę nicpoń, skoro cały czas siedzi w biurze i nie interesuje się babką. Jeżeli ominie go jeden pierniczek, to wielka krzywda się nie stanie - pani Dawson mrugnęła okiem. - Szerokiej drogi, kochana Alice. Tak sobie właśnie pomyślałam… czy będziesz w stanie udźwignąć to wszystko? - zmarszczyła brwi, zaniepokojona długością listy.
Alice uśmiechnęła się
- Jak nie dam rady to zawołam taksówkę. No i nie będę na zakupach sama, myślę że mój towarzysz trochę mi pomoże - powiedziała. Zerknęła do kosza na pierniki.
- Będę się zbierać. Proszę dzwonić, jeśli coś sobie pani przypomni, a żebym dokupiła - powiedziała, po czym w notesie zapisała swój numer i wyrwała karteczkę, zostawiając ją kobiecie.
- Oczywiście! - pani Dawson zakrzyknęła. - Ten towarzysz… - uśmiechnęła się, nieznacznie rumieniąc… - to do niego tak rano spieszyłaś, Alice?
Harper uniosła lekko brwi.
- Oh… Oh nie, to przyjaciel. Spotkałam go całkiem przypadkiem na kawie - powiedziała tłumacząc się. Zaraz skierowała się w stronę wyjścia, by ruszyć w podróż. Dziś miała ważną misję.
- Do zobaczenia, Alice! - pani Dawson pożegnała się z nią. - Uważaj na siebie, nie spiesz się i pamiętaj o bezpieczeństwie na drodze! Tacy piraci teraz jeżdżą, że strach siadać za kierownicą!
Śpiewaczka pokiwała głową. Wolała nie tłumaczyć staruszce, że nie posiada prawa jazdy. Ruszyła do kawiarni, by znaleźć Christophera. Mężczyzna siedział dokładnie w tym samym miejscu, w którym go zastała. Dokończył gorącą czekoladę i wyglądał na zrelaksowanego oraz rozleniwionego.
- Gotowa? - uśmiechnął się do niej. Kawiarniane głośniki grały “Last Christmas”, chcąc dopełnić świątecznego obowiązku.
Śpiewaczka kiwnęła głową
- Mam adres wnuka, oraz niesamowicie długą listę zakupów. Mam nadzieję, że należysz do grona ludzi cierpliwych i wytrzymałych - zażartowała, uśmiechając się do niego.
- E… - Bones mruknął - ...a przynajmniej zdesperowanych. Z chęcią przyjmę każde towarzystwo, nawet jeśli będzie związane z niekończącą się listą zakupów - uśmiechnął się lekko. - Tak właściwie… to przypomina mi dzieciństwo.
Wstał, po czym ruszył w stronę wyjścia. Po kilku krokach przystanął, czekając na Alice.
- Idziesz ze mną? Mam samochód zaparkowany niedaleko.
Harper kiwnęła głową
- Z nieba mi spadłeś z tymi czterema kółkami. To może zacznijmy od wnuka. Zobaczymy co ma za wymówkę, by odmówić samotnej babci - zaproponowała Alice i ruszyła z Chrisem.
- Może należy do IBPI i jest w trakcie śledztwa - mruknął Bones, kiedy wyszli na zewnątrz. Drobny śnieg zaczął padać. Mały płatek przysiadł na nosie Alice i prędko stopniał. - Czy to usprawiedliwiałoby go? - uśmiechnął się do śpiewaczki.
Rudowłosa przyglądała mu się chwilę
- Nie. Nie usprawiedliwiło. Nie powinno się tak traktować rodziny - pokręciła głową.
- A co ze mną? Rodzice zaprosili mnie na święta - Chris ruszył w stronę parkingu. - Osobno ojciec ze swoją kochanką i matka ze swoim chłopakiem. Oboje dzwonili do mnie po kilka razy i wspominali o wartości wspólnie spędzonego czasu. Zwłaszcza w trakcie świąt. Nie chciałem ich słuchać. Czy to mnie czyni skurwysynem? - zapytał, wyciągając kluczyk do samochodu. Nacisnął przycisk, odblokowując alarm - Powinienem się wstydzić?
Bones spojrzał na nią ukradkiem. Zadał te pytania niby mimochodem… jednak wydawało się, że tak naprawdę gnębiły go od jakiegoś czasu.
Alice pokręciła głową
- To trochę inna sytuacja Chris. Oni mają swoich partnerów, nie będą sami jeśli się nie zjawisz. Nie chcesz żadnego faworyzować i wybierasz własną drogę. To mądre. Widzisz, ja też nie miałam zamiaru spędzić świąt z rodziną, a byłam zaproszona - przyznała mu się, gdy wsiadali do auta.
- A czemu? - Chris zdziwił się, zajmując miejsce kierowcy. - Rzecz jasna… nie chcę poruszać tematów, które byłyby dla ciebie niekomfortowe…
Alice uniosła brew
- Czemu nie pojechałam do dziadków? Bo niezbyt szczególnie za sobą przepadamy. Wychowywali mnie i jestem im wdzięczna, ale wiem, że nie potrzebują moich problemów na swoich karkach. Daję sobie radę sama - powiedziała i wyciągnęła kartkę z adresem pracy Dawsona
- Tu jedziemy - podsunęła ją Chrisowi.
- Nie chcesz najpierw do supermarketu? - mruknął Bones. - A co z rodzicami? - rzucił mimochodem.
Alice zastanawiała się chwilę
- Może być i do supermarketu. Może nawet lepiej, bo jest dość wcześnie - zgodziła się. Gdy zapytał o rodziców, mina jej zrzedła
- Ojca prawie nie pamiętam, a mama… Mama jest chora, w zakładzie… - powiedziała obserwując ozdobioną choinkę na wystawie pobliskiego sklepu.
Bones docisnął gaz do dechy, a potem nagle skręcił w prawo, ruszając do najbliższego supermarketu. New Seasons Market znajdował się przy 3445 N Williams Ave. Alice spostrzegła całą kolejkę samochodów wyjeżdżających z obiektu oraz następną, która udawała się do niego.
- Słodki Jezu - westchnął Chris, stojąc za ostatnim pojazdem. - Jeżeli nie chcesz o tym rozmawiać, to powiedz. Rozumiem, że to muszą być trudne tematy. Zwłaszcza w taki dzień, jak ten.
 
Ombrose jest offline