Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-12-2017, 10:22   #135
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Studni Starej Sowy
Dzień Święta Plonów, poranek



Po śniadaniu śmiałkowie po raz ostatni wybrali się do Studni Starej Sowy; tym razem by zbadać tajemniczy tunel we wnętrzu prawdziwej studni.

Trzewiczek uparł się, żeby tropiciele nie schodzili tam bez specjalnego zestawu przedmiotu, który umożliwi im rozmowę na odległość. Niziołek z samego rana skrupulatnie zabrał się za przygotowanie prawdziwego arcydzieła w dziedzinie komunikacji. Nie było łatwo przekonać ludzi do jego zastosowania, ale w końcu, być może dla świętego spokoju Joris zabrał od Trzewiczka nietypową wyprawkę.

Asekurowani przez Przeborkę Shavri i Joris kolejno spuścili się na wysokość wejścia. Shavri wygonił ropuchę i trzymając wieczną pochodnię Marva wcisnął się w obślizgłe wejście jako pierwszy. Joris zaproponował mu swój świecący puklerz, ale nie byłoby to zbyt wygodne, bo tarcza zajmowałaby większość miejsca. Po kilku metrach Traffo usłyszał jakiś zgrzyt i ze ścian po bokach wysunęły się szpikulce. Co prawda tylko troszkę - widać pułapka zardzewiała przez długi czas i zwyczajnie się zacięła - ale jednak. Tropiciel wepchnął je z powrotem przy pomocy tarczy i poinformował towarzyszy, że przejście nie jest wcale takie niewinne jakby się mogło zdawać. Nie było możliwości wyminięcia się, więc mężczyźni mogli wycofać się rakiem, lub iść na przód.
- Wracamy do studni, Shavri - Joris pociągnął kompana za nogawkę - Zamienimy się i pójdę przodem.
- A pójdziesz przodem bo…?
- odpowiedział pytaniem Shavri, lustrując oczami pustkę tunelu przed sobą. - Jak ostatni raz w zamku szedłeś przodem, to cię potem nogami do przodu ale wyniesliśmy. Teraz moja kolej.
W jego głosie był całkowity spokój i opanowanie. Nie twierdził, że w tej jakże wygodnej pozycji, uzbrojony jedynie we własne uszy i oczy oraz wieczną pochodnie do ewentualnego stukania po ścianach na pewno dostrzeże następne pułapki, nim na nie wlezie, ale chciał choć trochę odciążyć Jorisa. Ruszył dalej. Tak ostrożnie i bacząc na okolice, jak to tylko było możliwe.
Starszy myśliwy zaklął pod nosem przeklinając grę w papier nożyce i kamień, i po chwili wahania ruszył dalej do przodu za kompanem.

I jak to zwykle bywało - im bardziej się człowiek starał tym gorzej mu wychodziło. Traffo nawet nie usłyszał szczęku kolejnej pułapki, o którą ktoś kiedyś zadbał lepiej niż o pierwszą. Poczuł tylko jak coś mokrego - mokrzejszego niż wilgotne coś oblepiajace kamienie wokoło - pryska mu prosto w twarz. Parsknął próbując zetrzeć lepką substsancję. Cokolwiek to było, z pewnością nie był to kwas. Jednak Shavri czuł, że to coś więcej niż woda - twarz piekła go potwornie i z każdą chwilą czuł się coraz słabszy. Mimo to zacisnął zęby i parł dalej z typowym dla siebie uporem licząc, że jeśli jest tam coś jeszcze to to przeżyje. Skoro już tu wleźli to przecież nie cofnie się w pół drogi!
- Shavri! Shavri do licha! - Joris ponownie szarpnął myśliwego za nogawkę gdy ten nagle zaczął prychać i pokasływać. Młody tropiciel jednak niespecjalnie na to reagował. Co więcej parł nadal naprzód - Psia mać!
Wyciągnął otrzymaną od Trzewiczka szyszkę i pajdę chleba.
- Chyba zwariowałem, że to robię… - mruknął po czym przystawił pajdę do ucha, a szyszkę do ust - Trzewik???
Szyszka w dłoni Jorisa pod wpływem przepływu magii delikatnie ruszyła się, wprawiając w drgania swe rozgałęzienia. Joris słyszał oddalone dźwięki, trochę za ciche, ale na pewno był to niziołek.
- Cicho! Chyb... coś … Huhu! Słychać ...ie? - Stimy teraz prawie krzyczał - Huhu! Musisz złapać odwrotnie Joris! Szyszki się nie je! Włóż szyszkę do ucha! Do ucha słyszysz?!
Joris odstawił oba przedmioty i spojrzał na nie już nieco zirytowany. Się nie je tylko do ucha się wsadza… pieprzony niziołek. Zamienił kolejność i ponowił próbę.
- Ja Joris, ja Joris. Teraz lepiej??? Oby! Bo Shavri brnie w jakieś pułapki!
- Pułapki?
- teraz słychać było go o wiele lepiej. Głos miał nie tyle zaskoczony, co przejęty - Niech natychmiast się zatrzyma! To mogą być magiczne pułapki, a tych nie jest w stanie wykryć! Może tam zginąć! Poczekajcie, spróbuję coś wymyślić.

Chwilę później Traffo dopisało szczęście; w ostatnim momencie jakimś cudem dostrzegł w magicznym świetle… coś. Nie spust, ale
symbol wyrysowany na podłodze korytarza. Nie dało się go ominąć.
- Tu jest jakiś symbol - wychrypiał tak głośno, jak potrafił - Precel szprychy od koła, w preclu, w promieniach słońca, a to wszystko w okręgu. Uważajcie, cofam się.
Pomyślał, że będzie im ciężko wywlec go stąd, jeśli zemdleje, wiec nawet zaczął się cofać podczas gdy Joris każde jego słowo starał się przekazać szyszce.
- Jakiś symbol… precel od szprychy w innym preclu… i to w promieniach słońca… i to w okręgu... i cofa się. Shavri, zaraz, poczekaj na…
- Może niech go złapie za tego, no- za nogę i go wyciągnie?- Bez przekonania zasugerowała Zenobia, wychylając się za cembrowinę.
Shavri usłyszał krzyk Jorisa, gdy namacał pierwszy kamień. Zawahał się.
- Wracam do was. Mogę w nią jeszcze rzucić kamieniem! - zawołał. Czuł jak słabnie.


Niziołek odłożył szyszkę na swój kawałek pajdy chleba.
- Precel? …w preclu? - Stimy prychnął - Nie wiem co to! Zaraz, zaraz!
Zenobii te precle jakby się z czymś kojarzyły… Nie mogła tylko przypomnieć sobie z czym. Z całych sił starała się odnaleźć w pamięci obraz tych nieszczęsnych precli. Tak! Tak! Już sobie przypomniała! To się je! To ciastka takie!
A Trzewiczek biegał z miejsca na miejsce, próbując naprędce wymyślić idealne rozwiązanie. Raz zanurkował do jakiegoś worka z magicznymi składnikami, znikając w nim prawie do połowy, innym razem przejrzał jakieś narzędzia, potem kolejne, lecz wszystko co wymyślił było za drogie lub wymagało jego osobistej obecności w kanale.
- Wiem! - zakrzyknął w końcu - Potrzebuję kawałek czarnej nici - z rządzą posiadania spojrzał na suknię Zenobii i znów zaczął się krzątać w poszukiwaniu tego co potrzebował. Był konieczny jeszcze sam przedmiot, w którym uwięzi efekt czaru. Tylko co to mogłoby być?

Kawałek nici? Czy ona wygląda na krawcową? Zenobia zastanowiła się mocno. Może miałaby taką w zestawie małego alchemika w wozie?
Ale nie, nic takiego tam nie wkładała, więc skąd miała by tam być? Chciała pomóc a stanowczo bezpieczniej pomagać, organizując czarne nici, niż na przykład szarżować na smoka, albo włazić do studni. Niedobrze.
Zaraz, ma przecież czarną sukienkę! Zaraz wypruje jakąś nić, nawet dwie a co tam. Wyciągnęła sztylet i... Zaraz, nie utnie rękawa, jeszcze co? Może z krajki na dole? No nie, nijak się nie da. Coraz bardziej zdenerwowana łapała się za coraz to inne części sukni. W pewnej chwili, doprowadzona do szaleństwa opornym strojem, jednym ruchem zdjęła z siebie ten złośliwy element ubioru. Nie byłoby w tym nic szczególnego, bo przecież istnieje coś takiego jak giezło, koszula czy choćby majtasy, jednak Zenobia zwykle takich rzeczy nie potrzebowała. Nie była oczywiście zupełnie goła. Co to to nie. Poza trzewikami miała jeszcze skórzane karwasze.

Zawsze dbała o swoje ciało pielęgnując je i utrzymując w czystości. Czasem nawet magicznie wspomagała to i owo. Odruchowo wyprężyła je z dumą. Wiedziała, że nie ma się czego wstydzić. Było szczupłe, ale z tą miłą dla oka otoczką, która nie pozwalała żeby widać jej było wszystkie mięśnie i żebra. Jasna skóra, bez śladu opalenizny i całkowicie usunięte owłosienie, zgodnie z ostatnio panującą modą. Wąska talia i szerokie biodra. Płaski brzuch a nad nim niezbyt duże, może i nie sterczące jak kiedyś, ale na pewno jeszcze nie obwisłe piersi.
Do tego wszystkiego bogowie obdarzyli ją całkowitym brakiem zmarszczek no i oczywiście wstydu. Nawet Przeborka, która spojrzała kątem oka na dziejące się przy studni zamieszanie, szerzej otworzyła oczy i przez chwilę wpatrywała się w ten cud objawiony. Po starszej “ciotce” spodziewała się zmarszczonej skóry i obwisłego wszystkiego, jak u zmęczonych, styranych życiem babinek, tymczasem Zenobia prezentowała sobą fizyczną sprawność i dbałość o kondycję, której nie powstydziłaby się nawet młódka. Pokiwała z uznaniem głową; ludzie z Południa naprawdę wciąż potrafili ją zaskakiwać.*

Zenobia wywróciła suknię na lewą stronę, rozłożyła ją na równym i wprawnie wyciągnęła nić z jednego ze szwów. Z uśmiechem podała ją niziołkowi.
-Czy wystarczy?
Stojący naprzeciw Zenobii niziołek podniósł powoli wzrok, by spojrzeć na ten jakże zawsze wspaniały uśmiech.
- Huhu! Wystarczy. - pokiwał energicznie, znów naśladując sowę z poprzedniego dnia - To pomoże wyostrzyć wzrok. Łatwiej będzie mi zobaczyć te… pułapki. Tak!
Po chwili Trzewiczek pokręcił nosem, podpierając pięści na biodrach i z jakiegoś powodu rozglądając się na boki. Po dłuższej chwili przypomniał sobie o nici i że jeszcze czegoś szukał. Raz jeszcze schylił się do zestawu swoich narzędzi i wyjął okrągłe szkiełko z patykiem.
Zabrał się do pracy, a w tym czasie tropiciele wypełzli rakiem z tunelu i zostali wciągnięci przez Przeborkę na górę, by zrobić miejsce Stimiemu.
- Niech nikt mi nie przeszkadza. To precyzyjne zadanie. Muszę się skupić. - powiedział znikając w studni. Po chwili jeszcze na chwilę się pokazał i zniknął znów.

Niziołek okazał się być niezwykle zręcznym. Dość szybko dotarł do miejsca gdzie była pierwsza pułapka. Przyjrzał się jej i uznawszy, że raz aktywowana nie uruchomi się ponownie, przerzucił drewnianą skrzynkę z narzędziami do odnogi, uniósł wyżej pochodnię i tym razem powoli i ostrożnie ruszył niskim, bocznym tunelem. Było mu o wiele łatwiej poruszać się w tym miejscu, niż ludziom z racji na wzrost. Stimy dokładnie lustrował każdy kawałek ściany, co jakiś czas przytykając lupę do oka. Żadnych dodatkowych pułapek jednak nie napotkał i wreszcie stanął na przeciw strażniczego glifu.

 
Sayane jest offline