Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2017, 00:16   #145
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Wujek i Angie i Vex i pani doktur i pan z obrazkami i pan z blizną i obcinanie głów!

Walka za zarażonym, niemiłym panem przebiegła szybko i dynamościowo. Było dużo hałasu, krzyków, syczenia i tłukowania szklanych rzeczy. Angela z zapartym tchem przypatrywała się jak pan z obrazkami bije się z tym gryzącym ludziem, którego powinni uśpić ołowiem w czachę i tyle.
Kiedy w końcu przeciwnik Rogera znieruchomiał po raz drugi, nastolatka wydała z siebie radosny pisk, skacząc do przodu tam gdzie jej leżący kolega. Teraz tym bardziej cieszyła się, że jednak go nie utrupiła.
- Woooow! - wyraziła werbalnie zachwyt nad dopiero co zakończoną potyczką. Pan z obrazkami był taki super! A jak się bił! Toporem machał prawie jak dziadek! Kucnęła obok niego, macając po kieszeniach za piersiówką od pana żula.
- Ale byłeś super! - patrzyła rozpromieniona w pomalowaną w czaszkę i pokrwawioną buzię, podziwiając jaki jest ładny i bojowy. Znowu gdzieś w dole brzucha czuła te dziwne robaczki. Pochyliła się, całując dyszące usta. Wcisnęła mu piersiówkę w ręce - Chcesz alkohola, albo wody?

Vex zdążyła jedynie się uśmiechnąć i otworzyć usta by odpowiedzieć najemnikowi gdy Roger postanowił zakończyć celebrację piwa. Rzuciła pod nosem cichym przekleństwem i ruszyła za blond rodzinką ponownie wydobywając broń. Czemu ten dzień musiał tak wyglądać? Mogliby już dawno być w Pendelton. Szła o krok za wujaszkiem.Powinni porozmawiać, a znowu brakowało im na to czasu. Psy, wściekli ludzie i jeszcze ta nadęta lekarka.
- Musimy w końcu pogadać. - Powiedziała to trochę ostrzej niż planowała, ale starała się mówić na tyle głośno by Sam usłyszał w całym tym zamieszaniu.
Dopadła do drzwi chwilę po blondynach po to by zobaczyć jak Roger odcina zarażonego faceta. Od razu wycelowała broń, jeszcze nie do końca wiedząc kogo będzie trzeba zaraz zabić. Już chciała strzelić gdy bestia runęła na khainitę, ale… cholera bała się, że trafi tego świra. Poradził sobie sam! Vex odetchnęła z ulgą i oparła się o ścianę opuszczając broń.
- Angie… Rogerowi chyba przyda się doktor. - Odezwała się dosyć cicho. Po wcześniejszym fochu od nastolatki nie była pewna czy ta w ogóle chce z nią gadać… Niczego nie była pewna. Chciała się wymyć, przebrać, wsiąść w końcu na swoją maszynę. Przeniosła wzrok na stojącego obok wujaszka. No i chyba chciała by ten typek zwracał na nią więcej uwagi, ale na to nie miała żadnego wpływu.

Z głębi korytarza dobiegło zmęczone szuranie. Walka dobiegła końca, a jej finał był zaskakujący, przynajmniej dla Izzy. Nie wierzyła, że wymalowany świr poradzi sobie z opętanym szałem… drugim świrem. Niestety nie pozabijali się wzajemnie, co zapewne byłoby na rękę zarówno Pazurowi, jak i pozostałej okolicy, gdyby nie szczegół - tylko Roger znał położenie dziwnego transportera z wirusem i prochami. Chyba wirusem, albo czymś równie paskudnym. Przez całą krótką potyczkę lekarka stała obok Roba i ściskała go za rękę. W drugiej dłoni ściskała rewolwer. Preferowała karabiny, ale na tak wąskim i ciasnym terenie bywały nieporęczne i zawodne.
- Widziałeś to… Widziałeś - szepnęła do niego, patrząc na poruszającego się niemrawo topornika. Oberwał w głowę, musiało go srogo zamroczyć. Była szansa, że doszło do wstrząśnienia mózgu, ale to drugie ciało przykuwało uwagę brunetki - te które nie powinno się podnieść po pierwszym ciosie, bo powinno być martwe. Odchrząknęła.
- Nigdy czegoś podobnego nie widziałam. Musi być naukowe wyjaśnienie - powiedziała głośniej, podchodząc do zgromadzonych nad ciałem. Chciała wypaść poważnie i profesjonalnie. Nie jak ktoś kto jest śmiertelnie przerażony - Pewnie doszło do uszkodzenia wzgórza mózgu odpowiedzialnego za bodźce czuciowe co może powodować blokadę odczuwania bólu. Stąd pozorna niewrażliwość. Martwica płata czołowego? - zapytała i sama odpowiedziała na to pytanie zanim ktokolwiek zdążył zareagować - Płat czołowy, usytuowany w przedniej części mózgowia. Odpowiada za wszelkie czynności ruchowe oraz kierowanie czynnościami psychicznymi: budowanie norm etycznych, konstruowanie sfery emocjonalnej, podejmowanie decyzji, myślenie abstrakcyjne. Gdy ulega awarii zostają odruchy podstawowe. Podwzgórze też musiało oberwać, tak samo jak móżdżek. To wyjaśnia dziwną motorykę, bardzo nieskoordynowaną - westchnęła bardzo ciężko - Dobrze że Roger zaczął już trepanację, łatwiej będzie otworzyć czaszkę do końca. Chcę zobaczyć jak wygląda jego mózg… to co zostało - popatrzyła na Pazura i pokręciła głową - Nie wiesz czy gdzieś tu maja sprawny aparat EEG? Wygląd tkanek to jedno, przewodzenie impulsów elektrycznych… to coś zupełnie drugiego. Zawroty głowy, nudności i rozdwojenie obrazu? - pytanie zadała khainicie. Głos miała troskliwy - Poleż jeszcze parę minut, na razie nie wstawaj. Świetna robota.

Z tego co pamiętała nastolatka z poprzedniej nocy to pocałunek Rogerowi wyszedł dość słabo i niemrawo. Właściwie to raczej dał się jej pocałować. Przyjął jednak piersiówkę i łyknął z niej trochę. Zachłysnął się ale trudno było powiedzieć czy to przez moc alkoholu, niewygodną do picia bo leżącą pozycję czy jeszcze coś innego. Kaszel jednak pobudził go do tego by podnieść się do pionu. Usiadł ale wyglądało, że na tym jego moce przerobowe się skończyły. Gdy usiadł okazało się, że drobne kawałki potłuczonego szkła utkwiły mu w skórze pleców. Jedne krwawiły tak, że krew spływała strużkami, inne trochę a inne zdawały się w ogóle nie krwawić. Pewnie zależało od wielkości czy głębokości wbijającego sie szklanego rykoszetu.

Na pytania lekarki Roger podniósł w jej kierunku głowę. Trochę zmrużył oczy choć może to od bijącego z przejścia światła lampy. Która o dziwo nieniepokojona przez nikogo przestała w progu całą walką i wciąż działała i stała jak i przed walką. Chwilowo jednak Roger chyba zbierał siły by dojść do dalszych etapów wstawania. Ale nie tylko dla lekarki wyglądał na nico oszołomionego. Chociaż gdy nic nie mówił a z jego reakcjami na słowa i czynności innych było tak sobie to wyglądało na poważne. Ale też z tego względu mogło właśnie wydawać się na poważniejsze niż jest. Równie dobrze mógł po złapaniu oddechu pozbierać się za parę chwil jak i zostać w tym oszołomieniu do końca dnia czy następnego ranka.

- No nieźle dostał w ten czerep. Wygląda trochę jak nokaut. Ale taki lżejszy. Wiesz, nie za każdym razem padasz jak dętka jak dostaniesz w baniak. - Robert też odpowiedział cicho swojej żonie. Ale tak samo wydawał się poruszony całą walką. Też przeczekał ją z pistoletem w dłoni i dopiero teraz chował go do kabury. - No ale, że go załatwił tym tomahawkiem… Po taki strzale w baniak… - łowca pokręcił głową i taki obrót spraw wydawał się robić na nim spore wrażenie. I najwyraźniej jak wyczuwała Izzy był zaskoczony właśnie takim wynikiem tej walki.

- Angie. Rogera trzeba obmyć. Ale załóż do tego jakieś rękawiczki. Nie wiadomo czyja to krew jest na nim. - wujek wszedł do piwnicy i zabezpieczył karabin a potem zarzucił go na ramię. Pochylił się nieco nad siedzącą przy Rogerze blondynką. Z kieszeni zaczął wyjmować swoje rękawice taktyczne i wyciągnął je w stronę nastolatki. Pazur otarł pot z czoła i pokręcił głową. Popatrzył na zabitego przez Rogera mężczyznę. I znowu pokręcił głową. Potem zwrócił się do kobiet stojących w przejściu. - Jakie EEG? Nie wiem o co mnie pytasz. Ale nie jestem stąd więc może Lou albo Maria coś wiedzą. Odpowiedział O’Neal na jej pytanie. - Obejrzysz go? Jakby trzeba było go przenieść to dajcie znać. Ja i chyba ty. Moglibyśmy coś poradzić. - dorzucił wskazując na siedzącego przy regale pomalowanego mężczyznę. Zaś przy prośbie o pomoc w dźwiganiu na rosłego i prawie równego mu rozmiarami męża Izzy.

- No jak trzeba to nie ma sprawy. - zgodził się Robert.

- Co się stało? - Sam wrócił na korytarz i odszedł kilka kroków w głąb razem z Vex.

Motocyklistka westchnęła ciężko.
- Chciałam pogadać o naszych dalszych planach, tylko… - Zerknęła w stronę piwnicy. Cała ta sytuacja tylko paskudziła się z każdą chwilą. Chwilę nasłuchiwała odgłosów, oczekując wezwania do przeniesienia khainity, po czym spojrzała na Sama ze słabym uśmiechem. - … chyba musimy się najpierw zająć tym bałaganem, prawda?

Lekarka popatrzyła na wojskowe rękawice i wyciągnęła z torby inne: cienkie, białe i lateksowe.
- Myślę że te się lepiej nadadzą - powiedziała nastolatce - Po wszystkim można je wyrzucić, nie trzeba prać. Przytrzymasz Rogera kiedy będę go badać? - poprosiła.

- Ooooo… - Angie od razu chwyciła te nowe plastikowe ręce i powąchała je. Dziwnie pachniały, ale skoro pani doktur mówiła że będą lepsze to musiały być. W końcu pan z bliznami powiedział, że jest bardzo mądra. Pokiwała zaraz energicznie ładując się Rogerowi na kolana i obejmując nogami w pasie. Siedziała z nim twarzą w twarz i patrzyła z niepokojem. - Trzeba cię umyć, zaraz to zrobię. Ale najpierw pani doktur zobaczy czy ten niemiły pan nie zrobił ci ran. - mówiła powoli, rękawem bluzy ścierając czerwone kropki z jego policzka.

Rękaw nastolatki rozmazał czerwone kropki w czerwone smugi. A gdy potarła jeszcze raz biała farba na policzkach przetarła się się i barwa skóry była bardziej wyraźna. Za to rękaw nastolatki miał na sobie biel tej farby. Właściwie obecnie po tylu godzinach i przygodach z bliska było widać, że farba na ciele khainity pościerała się tu i tam a pot, krew i inne przygody też już wyraźnie odcisnęły na niej swoje piętno.

Na białej farbie jaka dominowała na ciele szefa khainitów wyraźnie widać było wszelkie mocne barwy. Jak czerwień choćby. Widać było, że tors ma mocno zachlapany krwią. Lampa dawała przyzwoite światło ale ta krew na jego torsie wyglądała dość dziwnie i niepokojąco. Była gęsta, prawie tak gęsta jak rzadki keczup. I jakaś ciemna. Przez co gdyby nie było wiadomo co to to mogła się kojarzyć z krwią ale raczej nie ludzką albo w ogóle z jakąś wydzieliną czegoś innego niż człowiek.

Z bliska Izzy klęcząc przy Rogerze widziała te wszystkie szklane odłamki w jego ciele. Głównie na plecach i ramionach. Nie były to poważne obrażenia ale na pewno dokuczliwe. Ze szkłem trzeba było uważać by przy wyjmowaniu nie zostawić w ciele jakichś szklanych odłamków bo rany mogłyby się zacząć paskudzić od zwykłego zakażenia. Do tego taki okruch potrafił być bardzo dokuczliwy sam w sobie. Tym razem jednak niebezpieczeństwo tkwiło nieco gdzie indziej. Podczas walki na Rogerze wylądowała spora ilość różnych rozbryzgów i plam tej dziwnej krwi. A każda rana była otwartą bramą do zmieszania się tej krwi i wniknięcia w organizm Rogera. I tak nie była pewna czy krew nie jest w stanie przeniknąć przez całą skórę. Jeśli była taka jak zwykła ludzka krew to nie powinna. Ale mogła zostawić po sobie jakieś paskudztwo i takie rzeczy potrafiły utrzymywać się całkiem długo czekając np. Na skaleczenie by wniknąć do organizmu. Pomóc powinno pozbycie się tej krwi czyli wymycie delikwenta. Ale tutaj w piwnicy nie było do tego warunków czyli wody. Mogła spróbować zmyć z niego tą krew i przemyć dezynfektantem.

- Nie wygląda mi na mutka. - powiedział Robert kucając przy zabitym przez Rogera mężczyźnie i oglądając go uważnie. Przyglądał się twarzy, ramionom i dłoniom. Nie było wiadomo co facet ma pod ubraniem ale Robert coś na razie nie kwapił się by to sprawdzać. - Trzeba się tego jakoś pozbyć. Przez tą powódź zakopanie w ziemi może być trochę trudne. - zauważył zerkając na obydwie kobiety skupione wokół siedzącego khainity.

- Łupie mnie. - Roger od zakończenia pojedynku pierwszy raz powiedział coś zrozumiałego. Sięgnął ręką za plecy by pokazać gdzie i pewnie chodziło mu o któryś z tkwiących tam szklanych odłamków. Sam jednak raczej nie mógł sobie wyjąć wszystkich kawałków jakie tam utkwiły. Ale z wolna zdawał się wracać do piwnicznej rzeczywistości po tym łupnięciu w głowę.

Lekarce coraz mniej podobało się to, co widziała. Każdy nowy element tylko pogłębiał niechęć do dalszego przebywania w tym miejscu i wzmagał chęć żeby opuścić miasto czym prędzej.
- To nie mutek, tylko coś innego. Nie dotykaj go bez rękawic. Pomyślimy co z nim zrobić kiedy pobiorę próbki, ale najpierw żywi. - popatrzyła na męża przerywając na chwilę pracę przy rannym. Ciemna, galaretowana jucha przyciągała jej uwagę nawet bardziej niż leżące o dwa metry dalej ciało - Rogera trzeba przenieść, tylko ostrożnie. Najlepiej też w rękawicach. Tutaj mam za mało światła i brak czegokolwiek do umycia. Poza tym… spójrzcie, tak nie zachowuje się normalna, świeża krew. - pokazała na ciemne gluty i zmarszczyła czoło - Jest skrzepnięta, a to przecież niemożliwe - pokręciła głową - Krew krzepnie dopiero po śmierci, nie za życia - odwróciła się tam gdzie ciało, patrząc ile dziwnej juchy wypłynęło już po zgonie. Z torby wyciągnęła butelkę wódki i gazę żeby wstępnie oczyścić rany i wyjąć odłamki.

- Nie ruszaj bo się poranisz bardziej - Angie nadal gapiła się uważnie na pana z obrazkami, uśmiechając się kiedy powiedział wreszcie coś zrozumiałego. Pokiwała głową do słów pani doktur i wstała mu z kolan, zaczynając powolny i ostrożny proces podnoszenia do pionu - To co, miał w sobie trupią krew? Ten wścieknięty? Zawsze możemy na niego zawalić dom, jak na pana Bena. - popatrzyła na pana z blizną i zrobiła proszącą minę - Pomoże mi pan zanieść Rogera na piętro? Potem tu wrócimy i posprzątamy, pomogę. Jak go juz umyję. Trzeba go umyć, jest brudny - przeniosła wzrok na pana z obrazkami i westchnęła ciężko. Trzeba było go przytrzymać żeby się nie wierzgał przy operacji. Ona nie lubiła jak w niej grzebali, albo szyli. To bolało i było niemiłe.

- Khain był w nim silny. Dobre trofeum. - Roger pokiwał głową znowu zaczynając bardziej kontaktować co się wokół niego dzieje. W tym czasie lekarka wydobywała z jego ciała szklane okruchy. Na szczęście było to dość proste zajęcie choć wymagające wyczucia i uwagi w czy jej medyczna praktyka bardzo jej się przydała. Na ile mogła stwierdzić obeszło się bez komplikacji i chyba udało jej się odnaleźć i wydobyć wszystkie kawałki szkła jakie wczepiły się w jej pacjenta.

Potem musiała jeszcze przemyć alkoholem rany. Roger skrzywił się, syknął i stęknął gdy palące promile zalały mu otwarte rany. Ale raczej zniósł ten zabieg dość dzielnie. Zostało najbardziej niebezpieczny manewr czyli zmycie tej dziwnej, zakrzepłej krwi która nie powinna być zakrzepła po tak świeżym zgonie delikwenta. Sam zabiegł właściwie był całkiem prosty. Wziąć kawałek materiału i ściągnąć nim z torsu pomalowanego faceta tą krwistą breję. Jednak prostota kończyła się gdy miało się świadomość zagrożenia jakie to ze sobą niesie. Niemniej Izzy udało się zatrzeć większość tej krwi. To co zostało mogło być zmyte w bardziej sprzyjających warunkach. Jednak już nie groziło, że transportując khainitę będą zostawiali za sobą plamy tej dziwnej krwi.

- No pewnie. - odpowiedział enigmatycznie mąż lekarki wracając do nich. Nie bardzo było wiadomo czy zgodził się z tym co właśnie powiedział Roger, czy na pytanie nastolatki czy na uwagę swojej żony. W każdym razie stanął z drugiej strony khainity i wziął go pod ramię. - No to chodź chłopie, idziemy na górę. - powiedział do niego zarzucając sobie jego ramię na swoje. - Zamkniesz tu drzwi? Lepiej by tu chyba nikt nie wchodził. - zapytał patrząc na żonę.

- Zamknę - O’Neal nie widziała powodu żeby się spierać. Wzrok jej jednak uciekał do nieboszczyka. Był już absolutnie martwy czy jeszcze wytnie im kolejny niemiły psikus, wstając po raz trzeci? - Idźcie, dogonię was i Angie… mogłabym pożyczyć twoją maczetę? - spytała, spoglądając na broń za pasem nastolatki.

- Maczetę? Moją? - blondynka zamrugała z zainteresowaniem i wzruszyła ramionami. Wyciągnęła dużego nożyka zza pasa i podrzuciła żeby złapać za ostrze, a rękojeść skierować ku pani doktur - Tylko się pani nie skaleczy… no albo powie co trzeba zrobić. Obciąć głowę? - ożywiła się nagle, a oczy jej zaświeciły.

Lekarka uniosła brwi i bardzo powoli kiwnęła na potwierdzenie. Coś zbyt entuzjastycznie mała reagowała na robienie krzywdy, choćby było tylko profanacją zwłok.
- Póki nie wiemy którą część mózgu trzeba uszkodzić aby ich powalić, proponuję… odciąć mu głowę. Będzie też później prościej przy przenoszeniu i badaniu - wyjaśniła co i jak ze sprawą dekapitacji.

- No dobrze - Angela przyjęła wytłumaczenia bez mrugnięcia okiem. Miało sens, sama chciała obciąć głowę panu Benowi kiedy wstał po pierwszym postrzale. Jeszcze raz podrzuciła dużego noża znowu chwytając rękojeść. - No i poza tym i tak Roger potem obetnie głowę temu wściekniętemu. Bo zbiera trofea dla Khaina, a Khain lubi głowy. I kubki. Takie na czerwoną wodę - dołożyła swoje wyjaśnienia i zwróciła się do pana z blizną - To pan potrzyma chwilę Rogera. Utnę jedną głowę i pomogę go dalej nieść, tak?

- Dobra -
rosły mężczyzna bez większego trudu wyszedł na korytarz i tam oparł siebie i podtrzymywanego khainitę o ścianę. Przy nim Roger nie wyglądał zbyt okazale, zwłaszcza, że głowa mu zwisała raczej bezwładnie czasem jedynie wykonując mało skoordynowane ruchy. Cała sylwetka była dość “opuszczona” sprawiając mało przytomne wrażenie.

Zaś nastolatka wróciła do piwnicy i stanęła przy nieruchomo leżącym na podłodze ciele. Cel był nieruchomy i nie stawiał oporu więc wydawało się, że kwestia paru chwil by zrobić co miała zamiar. Maczeta świsnęła przy pierwszym uderzeniu i z miejsca blondynka odkryła ten sam feler jaki towarzyszyć musiał Rogerowi podczas walki. Niski sufit. Maczeta brzdęknęła zahaczając o niego ale i tak trafiła w szyję zabitego. Wokół rozbryzgły się ciemne strugi wytryskające ze zranionej szyi. Po pierwszym uderzeniu przyszły kolejne. Szło całkiem nieźle choć Angela przy tym rozgrzała się jak przy rąbaniu drewna. Maczeta jednak miała wyraźne trudności z pokonaniem oporu kręgów. Tutaj bardziej przydatny okazał się toporek. Po kilku mocnych trafieniach kręgi puściły i została końcówka roboty z pozostałym mięsistym kawałkiem szyi. Nastolatka pamiętała, że przy autobusie Roger używał do tej roboty tylko toporka. Chociaż on nie miał maczety.

Robota była skończona. Głowa wreszcie razem z resztką porąbanej szyi odskoczyła od korpusu. Nastolatka sprawdziła maczetę i chyba po tych Psach nie była najlepszej jakości bo zauważyła kilka szczerb. Czyli zbyt długo to narzędzie nie mogło posłużyć ale w końcu wydawało się dość improwizowanym narzędziem.

Izzy obserwująca proces oddzielania głowy od reszty ciała widziała inny problem. Teraz to dopiero ta ciemna jucha była rozchlapana po całej piwnicy. Co prawda w większości przy ciele, odrąbanej głowie ale pojedyncze rozbryzgi właściwie były w całej piwnicy. Co więcej sama Angie też miała tego sporo na sobie, głównie na spodniach poniżej kolan i na dłoni operującej narzędziami. No i same narzędzia również były uwalane tą gęstą juchą. Czyli powtarzał się ten sam problem jaki właśnie udało im się zażegnać przy Rogerze.

Nastolatka obejrzała ostrze maczeta pod światło lampy. Nowe szczerby… nie potrzebowała broni która się tak szybko psuje. Ta dziadkowa wytrzymywała całe lata, no ale była dziadkowa, więc najlepsza.
- Gotowe - zakomunikowała wesoło i odrzuciła maczetę na bezgłowe ciało. - Mam jeszcze dwie takie - powiedziała równie pogodnie, biorąc się za wycieranie rogerowego toporka o spodnie niemiłego, wściekniętego i już bardzo, bardzo martwego pana.
- A co z tym? - podniosła czerep za włosy, wyciągając w stronę pani doktur. Lubiła panią doktur, była super! Pozwalała ucinać głowy i nie robiła z tego powodu problemów! I jeszcze sama to chciała zrobić, ale po co miała się brudzić? - Bierzemy na górę? I Rice! Musimy znaleźć Rice. Też jest dziabnięta.

Lekarka nabrała powietrza i pokręciła głową. Jeden kłopot został zniwelowany, na jego miejsce pojawiły się następne, ale powinni i z nimi dać sobie radę.
- Nie kochanie, głowę zostawimy tutaj na razie. Bardzo ci dziękuję. A teraz chodź, wytrzemy ci ręce żeby nie roznosić tej krwi dalej. Potem i ciebie trzeba będzie umyć - powiedziała pogodnie podchodząc do blondynki - Dam ci swoje ubranie, to które masz na sobie oddamy Lou do prania. Będzie czyste i bez tych paskudnych zacieków. Wyschnie do wieczora i będzie gotowe… kto wie, może nawet z sernikiem? Do tego czasu na pewno znajdziemy tą… Rice. Ale najpierw Roger - przymknęła oczy. Zapowiadał się męczący dzień bez zbytniego wolnego na zwykłe, codzienne sprawy.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline