Pan z blizną był super! Angela wiedziała to odkąd tylko zaproponował jej sernik, a potem jeszcze powiedział, że oskórował tego który zostawił mu brzydkie znamię! No i był taki miły i fajny! I też lubił serniki! I miał broń! Tyle ich łączyło! Wrócili na piętro razem, nastolatka cała trasę trzymała go za rękę, szczerząc się szeroko.
- Pan też przejazdem? Z panią doktur i małą ludzią zza deski z alkoholem?
- Z małą ludzią? - mężczyzna w kapturze zmrużył brwi spoglądając w bok na idącą obok blondynkę. Wrócili do głównej sali i tam kapturnik skierował się do baru gdzie znowu było widać pogrążoną w skupieniu młodą barmankę.
- Ona ma na imię Maggie. A ja jestem Robert. Ale wszyscy mi mówią Rob. A ty jesteś Angie? - zapytał Rob przechodząc przez główną salę by usiąść naprzeciw tej małej dziewczynki
. - I tak, ta pani doktor to Izzy, moja żona i mama Maggie. I jesteśmy przejazdem. A wy? - mężczyzna zapytał i razem usiedli naprzeciw Maggie.
- A gdzie mama? - dziewczynka przywitała ich pytaniem gdy podniosła głowę na dwójkę ludzi jaka właśnie się dosiadła.
- Zaraz przyjdzie. Jak sernik? Dobry był? - zapytał i odpowiedział ojciec dziewczynki a ta spojrzała na korytarz z jakiego wyszli a na pytanie odpowiedziała uśmiechem i kiwaniem głową. -
To jest Angie. Angie też lubi serniki. Mike daj tym dwóm młodym damom jeszcze po kawałku. - łowca mutantów zwrócił się do młodego barmana i ten coś znowu zapisał w notesie po czy znowu poszedł gdzieś na zaplecze.
Nastolatka wyglądała jakby zaraz miała zjeść wielki kawałciasta… a nie, właśnie zaraz będzie go jadła! Szczerzyła się szeroko nie puszczając ręki pana w kapturze. Roba. Pana Roba. Był starszy, musiała go kulturować.
- Cześć jestem Angie - przywitała się z małą ludzią, siadając na taborecie przy barze -
Jesteśmy przejazdem. Jedziemy do cioci Eliie do Yarnhill. Wujek musi wracać do bazy bo ma kontrakta, ale za rok wróci i razem zamieszkamy i już na zawsze i będziemy mieć krowy i dom i tam będzie zielono i dużo wody! - tryskała entuzjazmem, patrząc na pana Roba -
I już nie będzie trzeba biegać po pustyni, ani polować na ludzi, ani ich trupić a-ani… - zawahała się, gładząc palcami przewieszony przez ramię pas od karabinu -
Bedzie… normalnie. Tak wujek mówi.
- Cześć. - przywitała się dziewczynka po drugiej stronie lady patrząc ciekawie na nastolatkę. Równie ciekawie przysłuchiwała się rozmowie jej i swojego ojca. Ten zaś też wydawał się być zaciekawiony tym co blondynka ma do powiedzenia. Ale zanim zdążył cos powiedzie wrócił Mike z dwoma talerzykami a na każdym leżał kawałek sernika. Postawił po talerzyku tak przed dziewczynką jak i przed dziewczyną. Potem spojrzał na Roba i coś w jego spojrzeniu sprawiło, że odsunął się o kilka kroków w kierunku innych gości przy barze.
- Ciekawe plany. - pokiwał głową w kapturze mężczyzna z brzydką blizną na policzku. Był duży. Prawie tak duży jak wujek. Dało się to zaobserwować tak wcześniej gdy stali lub szli blisko siebie jak i teraz gdy siedział obok a nastolatka wiedziała, że gdyby zamiast niego siedział obok wujek to też by podobnie musiała trochę zadzierać głowę by spojrzeć na jego twarz. -
A gdzie jest Yarnhill? My wracamy do Teksasu. I chyba też raczej tam zostaniemy. - powiedział Rob o planach jego rodziny. -
A w ogóle widziałem, że nieźle radzisz sobie z bronią. Zwłaszcza jak na tak młody wiek. To wujek tak cię wyszkolił? - Robert wydawał się naprawdę zaciekawiony tą sprawą. Chociaż Angie widziała w piwnicy, po tym jak posługiwał się pistoletem, że też raczej w posługiwaniu się bronią nie jest amatorem.
Ciasto! I jeszcze mogła je zjeść! Angeli niewiele więcej trzeba było do szczęścia. Z radosną miną rzuciła się na słodkie, pakując lepkie kawałki sera do buzi palcami.
- Yarnhill jest w Teksasie. Wujek tak mówi, a on się zna i jest bardzo mądry i to na pewno prawda. I umie mapy. Zawsze wie gdzie iść jak na mapa popatrzy. Ja tam widzę tylko kolorowe plamy i te no… literki. Literki są strasznie dziwne - powiedziała przełykając pospiesznie i popatrzyła na Pana Roba ciekawie -
To będzie pan mieszkał w Teksasie i zostanie kowbojem? Albo szeryfem z gwiazdą i lassem? Umie pan jeździć na krowie w rodele? - wyrzuciła entuzjastycznie garść pytań, mieląc intensywnie szczękami -
Nie jestem młoda, tylko duża! Wujek tak powiedział - wyjaśniła bo chyba pan z blizną jeszcze tego nie wiedział -
Miałam dziadka i dziadek był najlepszy na świecie! I najmądrzejszy. Miał włosy białe jak mleko i umiał walczyć i wiedział wszystko. - kiwała entuzjastycznie głową, pochłaniając dalej sernik z miną najszczęśliwszej Angie na ziemi -
On mnie uczył. Jak się skradać i zasadzkować i walczyć i strzelać i trupić i toruro… - zacięła się, uśmiech na chwilę spełzł z umazanej ciastem buzi, ale szybko tam wrócił -
Był najlepszy! - powtórzyła -
Nigdy nie pudłował i umiał bardzo ważne rzeczy. Strzelanie jest ważne. Bo można upolować obiad i nie chodzi się głodnym. I można się obronić jak trzeba i swoje stado. Z karabinu, strzelby, maszynówki, pistoletu, rewolwera. Tego też mnie nauczył - nagle w dłoniach blondynki pojawił się Miś. Podrzuciła go w powietrze, łapiąc za rękojeść i zakręciła nim wokół nadgarstka, chwytając za ostrze palcami. Znowu je podrzuciła, tym razem łapiąc za rękojeść -
Umiem noże i kije i kastety i maczety i te takie długaśnie ciężkie noże też, a teraz Roger dał mi topora - powiedziała konfidentowym szeptem ciągle kręcąc Misiem -
Lubię polować, a tu jest tak fajnie! Inaczej niż na pustyni! Dużo wody… lubię wodę, chociaż ta tutaj co wylała jest zła - wzruszyła ramionami -
Ale tyle tu zielonego… i widziałam śnieg! - przypomniała sobie bardzo ważną rzecz -
Jak szliśmy z wujkiem z domu przez góry. Wyglądał jak piasek, ale się lepił i był zimny. A pan miał dziadka? To on pana nauczył walczyć?
- Yarnhill? To nie słyszałem. - pan Rob zmarszczył brwi gdy chwilę zastanawiał się nad nazwą wymienioną przez siedzącą obok blondynkę. Kiwał zakapturzoną głową obserwując jak nastolatka a z drugiej strony dziewczynka pałaszują kawałki ciasta. -
Ale my też jedziemy do Teksasu. Ciekawie się składa. - Robert pokiwał głową z pobliźniona twarzą.
-
Ale chyba kowboj czy szeryf byłby ze mnie słaby. Ja raczej zajmuje się czym innym. I to mi sporo czasu zajmuje. Jestem myśliwym. - powiedział pan w kapturze a do rozmowy niespodziewanie włączyła się jego córka.
-
Tata poluje na potwory! A mama jest lekarzem. - rzuciła wesoło dziewczynka chyba zadowolona z kawałka ciasta tak samo jak o kilka lat starsza blondynka po drugiej stronie stołu. Jej ojciec uśmiechnął się do niej i słysząc co mówi i pokiwał twierdząco głową na jej słowa.
-
A to jest nasza najmądrzejsza córka na świecie. - ojciec zrewanżował się córce komplementem a ta się uśmiechnęła zadowolona tak bardzo, że aż jej w oczkach widać było ten uśmiech.
- Ale to widzę dziadek nauczył cię bardzo ciekawych rzeczy. I przydatnych. - ojciec Maggie wrócił do rozmowy z siedzącą obok nastolatką. -
A śniegi widziałem kilka razy. U nas na Ścieku to czasem człowiek może się zdziwić co tam z tego syfu potrafi spaść. Albo wypaść. Na przykład śnieg. - mężczyzna trochę pokręcił głową nieco mniej zadowolony jakby temat z radosnymi rzeczami mu się nie kojarzył. -
Z tą wodą faktycznie, masz rację mnóstwo z tym się kłopotów narobiło. - kapturnik podniósł głowę i zerknął za okna. Wodę z głębi sali słabo było widać ale i tak wszyscy wiedzieli, że tam jest. Obserwował chwile ten niezbyt ciekawy miejsko - wodny krajobraz za oknem. -
I Roger dał ci toporek? - odwrócił się znowu do blondynki jakby przypomniał sobie o tym jej zdaniu. -
Znasz go? - zapytał zaciekawionym głosem.
Nastolatka dojadła ciasto i w międzyczasie jak pan z blizną mówił, wylizała talerz do czysta. Był taki fajny! I też polował!
- Poluje na potwory? Takie z Nowego Jorku? - popatrzyła na dużego mężczyznę wielkimi, zachwyconymi oczami
- Lubi pan polować? Ja też! Na obiady, bo jak się upoluje obiad to się nie chodzi głodnym. Nie lubię być głodna, to smutne i przykre - humor się jej zważył, spuściła wzrok na deski baru i zaczęła w nich dłubać Misiem. -
I na wrogów też poluję. Jak chcą zrobić krzywdę wujkowi, bo mam… tylko jego. Dziadek usnął jak byłam mniejsza i zmienił w kości… a ja czekałam w domu na piasku aż wróci wujek, bo obiecał że wróci. To czekałam, bo on zawsze dotrzymuje słowa. Długo czekałam… włosy mi urosły - chwyciła jasny pukiel i okręciła go na palcu a potem spojrzała w dół na swoje ciało -
No wszystko mi urosło… trochę miesiaców to było, albo dłużej. Ale przyjechał - rozweseliła się, ciągle dłubiąc w stole -
Zabrał mnie i teraz jedziemy do cioci Ellie. Bo on musi wracać żeby nie być dezerterem, ale za rok przyjedzie i już zawsze będziemy razem. Jak rodzina. To moja rodzina - uśmiech nastolatki stał się smutny -
Nie mam mamy, ani taty. Dziadek usnął… jest wujek. I jest najlepszy. Chciałabym być taka jak on, ale… - wzruszyła nerwowo ramionami -
Ciągle robię problemy. Nie umiem ludziów. Słów. Ciagle coś mieszam albo źle powiem. Albo nie tak zrobię. Albo zatrupię kogo nie trzeba… no i czasem zasadzkuję jak mnie ktoś przestraszy… a potem on musi sprzątać i się denerwować i… - wzdrygnęła się i spojrzała przestraszona na pana z blizną, bo za dużo powiedziała. Zamrugała, odetchnęła. Ścisnęła mocniej Misia -
Uważam że nie powinnam mówić. Jak teraz. Bo jak powiem to pan przestanie mnie lubić. Zacznie bać, albo będzie chciał żebym… żebym sobie poszła.
- Poszła? Taka ciekawa partnerka do rozmowy? No nie żartuj. - ojciec Maggie uśmiechnął się znowu łagodnie. -
No i twój wujek musi być niesamowitym facetem. Pasujecie do siebie. Słyszałem trochę o takich jak on. O Pazurach. Chociaż wcześniej żadnego nie spotkałem. Ale patrząc po twoim wujku myślę, że spora z tych opowieści jest prawdziwa. - łowca pokiwał głową i machnął przyzywająco na Mike. Ten podszedł do nich zerkając pytająco.
-
A może jakiś koktajl dla tych dwóch młodych dam? - trochę zapytał a trochę zaproponował patrząc i na dziewczynę, i na dziewczynkę, i na kelnera. Maggie błyskawicznie pokiwała brązową główką.
-
Bez alkoholu? No to mamy mleczny z kakao i posypką. Taki deser. - powiedział młody kelner gdy zobaczył potakujące skinienie głowy mężczyzny, że bez alkoholu. Patrzył jednak na nóż dziadunia żłobiący blat i wyglądał jakby chciał coś powiedzieć.
-
Angie, może nie dłub po tym blacie? Mike będzie miał kłopoty u szefa a przecież takie dobrze rzeczy nam przynosi prawda? - zaproponował łowca i zerknął na kelnera. Ten trochę skrzywił się i pokiwał twierdząco głową.
-
A na potwory ja poluję różne. I zwykle nie pytam skąd są. No ale za każdym razem jest inaczej albo całkiem inaczej to pytać trzeba. - odpowiedział na jej pytanie o jego zajęcie. Zaś młody kelner poszedł pewnie przygotować tą porcję dla obydwu panienek.
Nastolatka zrobiła się czerwona i odłożyła Misia na miejsce. Dmuchnęła na blat, ale kreski zostały. Postawiła więc na nich talerzyk i trochę się rozweseliła. Przynajmniej nie było widać… no i pan Rob też zauważył jaki fajny jest wujek. Ją chyba też lubił i jeszcze nie wygonił. No i chyba powiedział o czymś słodkim, ale do picia. Słowo deser jak najbardziej blondynka rozumiała.
-
Ja rozumiem - powiedziała cicho, patrząc na talerz nieobecnym wzrokiem -
Przychodzą, są groźni. Chcą zrobić krzywdę, nie ma czasu na słowa. Robi się to co trzeba. Trupi zanim podejdą bliżej i zrobią kłopot. Albo ranę… nie lubię ran. Bo potem boli i często się robi gorączka. Nie chcę żeby wujek znowu dostał ranę, już ma jedną na nodze a drugą na ramieniu… przeze mnie - zacisnęła splecione dłonie oparła o nich brodę, ciągle gapiąc się w talerzyk -
Nie powinnam wtedy mierzyć, tylko od razu strzelać. Szybko… a potem w kolejnego i kolejnego i znowu. Ale… no nie jestem dziadkiem. - pokręciła smętnie głową -
Bo pojechaliśmy po dobrą wodę do studni, a tam przyjechali tacy niemili panowie i zaczęli strzelać. To ich utrupiliśmy. Ale mogłam ich trupic bardziej - powiedziała z dziwnym zacięciem i westchnęła ciężko -
Moze wtedy wujek by nie oberwał. - wzdrygnęła się, spoglądając żywiej na pana z blizną -
Nie wiem gdzie Yarnhill, ale wujek wie. Spytaj go i tak. Jest super - pokiwała entuzjastycznie głową -
Co to jest kakao? A ścieku? Nie znam tych słów. Znam Rogera od wczoraj. Jest fajny, tylko ludzie na niego dziwnie patrzą i dziwnie mówi, ale to nie szkodzi, bo ja też jestem dziwna. No i rozmawia z Khainem, którego nie widzę. I zbiera mu czerwoną wodę bo jest teraz Arena i próba. Wojna… no i robi obrazki! - życie całkowicie wróciło w Angie. Odwinęła rękaw i pokazała ciemne linie na przedramieniu -
Zrobił mi go wczoraj, zanim przyszła zła woda. Powiedziałam że lubię motylki które latają nocą i cukierki… to mam - koniec wyszedł jej wyjątkowo zadowolony.
- No faktycznie, bardzo ciekawy. - powiedział Robert oglądając rysunek na skórze nastolatki o wciąż bardzo mocnym kontraście. Chciał pewnie coś powiedzieć jeszcze ale przerwała mu córka. Wychyliła się wyżej by zobaczyć obrazek jaki pokazywała nastolatka.
- O! Ale ładny! - powiedziała dziewczynka z entuzjazmem patrząc na wytatuowanego nocnego motyla z czaszkami i cukierkami na skrzydłach. -
Tata też ma! Ale nie motylka tylko wilka. - córka rezolutnie spojrzała wyżej na siedzącego naprzeciw ojca. Ten uśmiechnął się i rozłożył w geście bezradności ramiona. Potem podwinął bluzę i kurtkę do łokcia i na ramieniu ukazał się jego tatuaż.
[MEDIA]http://i.pinimg.com/474x/f7/69/5e/f7695ea2a22c3d625ba6cdaad0434823--real-estate-tree-tattoos.jpg[/MEDIA]
- A kakao to chyba jakaś roślina była. Ale teraz to takie coś do rozpuszczania i picia jak kawa. - powiedział z zastanowieniem chyba sam się właśnie nad tym zastanawiając nad tym całym kakao po jakie poszedł Mike.
-
Ściek. To tak mówimy… Albo zobacz. - zaczął mówić ale chyba sobie o czymś przypomniał bo odwrócił się znowu w stronę okna. Chwilę przez nie zerkał aż pewnie dostrzegł to co chciał dostrzec by pokazać blondynce.
- Widzisz tą ciemną smugę na horyzoncie? - zapytał wskazując ramieniem w dal. Angie widziała, że pokazuje na wschód. Przez okna lokalu trzeba było się bardziej domyślać, że tam jest bo aż tak wyraźna nie była. Ale wiedziała, że tam jest. Wcześniej od dobrego tygodnia jak nie dłużej wędrowali z północy i każdego dnia zamiast wschodu Słońca była ta ciemna smuga albo czarna ściana. W zależności od tego jak blisko niej podróżowali. Wujek mówił, że lepiej się trzymać od niej z daleka. No i właściwie trzymali się od niej z daleka. -
No to jest nasza sławna Mississippi. Różnie ją wołają. U nas utarło się mówić, że to Wielki Ściek albo po prostu Ściek. - powiedział i opuścił ramię przez chwilę nadal wpatrując się w ten niewyraźny obrazek.
Pan z blizną też miał obrazka! I to z piesem i drzewami! Nastolatka ledwo go zobaczyła, zrobiła “wooooow” i zaraz zaczęła go macać, jeżdżąc palcami po namalowanych pniach i pyszczku. Las. Pan Robert miał na ręku las. Angie lubiła lasy - były zielone.
-
Wiem co to kawa. Wujek czasem ja pije… dziwna. Gorzka i szczypie w język - powiedziała nie przerywając badania atramentowego wzoru -
A ściek… to rzeka? Taka inna nazwa? To tutaj też był ściek, tylko mniejszy i wylał. - próbowała ułożyć w głowie zdobyte informacje -
Pan też robi obrazki?
- Hmm… - myśliwi zrobił trochę niepewną minę i zwlekał z odpowiedział. Albo się nad nią zastanawiał. -
Nie, to kiedyś jeden taki wisiał mi przysługę a robił dziary to sobie kazałem taką zrobić. - odpowiedział ojciec dziewczynki siedzącej po drugiej stronie lady. -
No, znaczy właśnie tak, kakao jest podobne do kawy, też gorzkie no chyba, że słodzone trafisz, ale można posłodzić cukrem albo miodem. - kapturnik zdawał się wybrnąć wreszcie ze zmieszania ale znów chyba nad czymś się zastanawiał. -
Nie no wiesz, rzeka to rzeka a ściek to ściek. - powiedział trochę z zakłopotaną miną. -
Po rzece to się pływa łódką albo statkiem jak większa, czasem mosty nad nią są. A ściek to takie jak pod miastem. Takie kanały. Pod ziemią. - mężczyzna mówił trochę niepewnie i z zauważalną rezerwą. Trochę machał przy tym rękami chyba chcąc pomóc sobie i rozmówcy zwizualizować ten problem ale ruchy też za bardzo pewnością nie ociekały.
Z kłopotu wybawił go Mike który wrócił z dwoma, smukłymi pucharkami. Podobnie jak wcześniej postawił talerzyki tak teraz postawił te pucharki. Tym razem wystawały z nich łyżeczki a nie słomki jak przy drinkach po których wciąż stały szklanki na blacie. Sama masa w pucharkach była jasnobrązowa, na wierzchu była taka pianka jak wujek używał do golenia a pod spotem inna, taka skłębiona jak przy gotującym się mleku. Tylko się nie ruszała. No i sama szklanki i ten gesty napój który wydawał się równie dobry do picia jak do jedzenia łyżeczką był jednak chłodny. A w ten tropikalny, gęsty ukrop wszystko co chłodne wydawało się dobre. A na samym wierzchu tej białej pianki i ten jasno brązowej pod spodem były czekoladowe okruszki.
Maggie znowu zaświeciły się oczy i uśmiech.
- Dziękuję! - krzyknęła radośnie na raz i do ojca i do kelnera po czym od razu złapała za łyżeczkę i zaatakowała koktajl.
Mina blondynki wyrażała czyste niezrozumienie, gdy padły dziwne nazwy jak kanały, ścieki i to jeszcze pod miastem. Chyba musiała zapytać o to wujka… potem.
- To tu też jest ściek? Taki tunel z wodą! - skojarzyła o co może chodzić i z uciechy aż klasnęła w ręce.
-
Oooo… - skwitowała nagłe pojawienie się kubka z mlekiem i pianką. Patrzyła na niego, a on odwzajemniał spojrzenie, mrugając do niej małymi, kolorowymi kamykami. Bardzo ładnie pachniał, jak cukierek albo ciastko, aż ślinka ciekła. Tytanicznym wysiłkiem nastolatka powstrzymała się od rzucenia na desera. Zamiast tego popatrzyła w napięciu na pana z blizną. Kupował jej dobre rzeczy, bo już wiedziała że za takie cosie się płaci. Były za dobre żeby rozdawać je za darmo.
-
Nie jest zatrute… tak? - zadała pytanie, spinając się nagle na stołku i patrząc uważnie w buzię pana taty Maggie
- Pan chce za to rzeczy? Pestki albo nóż? Mam… zapłacić?
- Truciznę miałbym podać własnej córce? - mężczyzna w kapturze lekko zmrużył oczy z wyrzutem ale jakoś blondynka wyczuwała, że to tak na niby ten wyrzut. -
I nie chcę nic za to, potraktuj to jak prezent. Za sympatyczne towarzystwo. - wyjaśnił Robert lekko rozchylając ramiona. Mała dziewczynka po drugiej stronie blatu pałaszowała deser bez mrugnięcia okiem. Zerkała na nastolatkę i ojca po drugiej stronie ale nie przeszkadzało jej to w pochłanianiu jasno brązowej i chłodnej masy. -
A ze ściekiem właśnie, brakowało mi słowa, no taki tunel z wodą pod ziemią. - myśliwy zmienił temat i chyba też się ucieszył, że blondynka pomogła znaleźć wyjście z tych rozmów o rzekach i kanałach.
- Mogła być w jednym kubku - Angela wymamrotała i nagle sięgnęła do bioder. Rozpięła pasek od knujowego pistoletu i razem z nim i kaburą połozyła mężczyźnie na kolanach.
-
Prezent - speszyła się, sięgając po jedzenie. Bez dalszej zwłoki zabrała się za jedzenie, mrucząc pod nosem z przyjemności.
-
Dlaczego pani doktur tak strasznie mówi? - zadała pytanie kiedy już musiała przełknąć i złapać oddech. Zimny płyn był lepki, słodki, czekoladowy i jeszcze te zamrożone kwadraciki. Jak lód z jeziora - coś idealnego na upał. -
Czasem nie rozumiem o czym ludzie mówią. Dziwnych, obcych słów… a ona takie całe zdania mówi - wyjaśniła i wróciła do jedzenia.
-
O. Dziękuję ci bardzo Angie. Hej! Zobacz Maggy jaki Angie mi prezent dała! - Robert wyglądał najpierw na zaskoczonego gdy pistolet wylądował na jego kolanach a potem na ucieszonego. Córka się uśmiechnęła ale dalej bardziej wydawała się zajęta pochłanianiem deseru więc tylko pokiwała głową.
-
Pani doktor? Znaczy Izzy? - spojrzał na siedzącą obok blondynkę lekko mrużąc oczy. Zerknął ponad nią na drugi koniec sali gdzie widać było rozmawiającego wujka nastolatki i jego żonę. -
Izzy jest bardzo mądra. Przeczytała więcej książek niż ja widziałem. Mówię więc mądre rzeczy. Ale dla mnie czasem za mądre. Dobrze, że jak do mnie mówi to tak bym nawet ja zrozumiał. Taka jest dla mnie dobra. - powiedział Robert znów opuszczając pochylając się w stronę blondynki i lekko ściszając głos. -
Ale wiem, że można ją zapytać jak coś niejasne i ona wtedy umie to powiedzieć inaczej, prościej. Mówię, ci, że jest bardzo mądra. - wydawał się o tym przekonany i pokiwał do tego głową.
-
Musi być bardzo mądra, skoro umie literki i książki - blondynka przytaknęła zlizując z palca kawałek bitej śmietany -
Ja próbowałam te książki, ale mi nie idą. Mają dziwne literki, inne niż dziadkowe. One były jak ptasie ślady, takie ostre i kanciaste. Ciocia Vex mówiła że to jakaś cyrulica, ale z niej też nie byłam dobra. Wolałam… no nie umiem mądrych rzeczy - przyznała szczerze -
Pan też ma włochate nogi, tak?
Robert kiwał lekko głową słuchając blondynki bawił się jakąś łyżeczką obracając ją w dłoniach ale pytanie o nogi chyba kompletnie zbiło go z tropu. -
Eee… No tak, chyba można tak powiedzieć. - powiedział stropiony podobnie jak niedawno pytaniem o kanały i ścieki. -
A dlaczego pytasz? - spojrzał zaciekawiony na nastolatkę.
-
Sprawdzam czy to prawda że każdy pan ma włochate nogi… jak pająk. - nastolatka odpowiedziała rozbrajająco poważnie, kończąc desera -
Lubie pająki, bo są mięciutkie… prawie jak małe futerka. Kotki… mam jednego, nazywa się Uzi. Został w bryku przy domu pani mamy Jamesa i Johna. Bo jego gniazdo było przy złej wodzie, to zabraliśmy je żeby się nie potopiły. I czarna mamę też. Oprócz Uziego są jeszcze cztery małe - pokazała odległość małego futerka rozkładając dłonie. -
No… i dziękuję. Za słodkie. - uśmiechnęła się i kiwnęła głową jak uczył wujek -
Roger pewnie kończy piwo, a mamy wścieknietego pana do utrupienia.
- Masz kotki?! A pokażesz mi? - tym razem Maggie była szybsza w reakcji od swojego ojca. W lot wyłapała co powiedziała nastolatka po drugiej stronie blatu i wychyliła się w przód by przysunąć się bliżej do blondynki. Ojciec uśmiechnął się lekko.
- Maggie też lubi kotki. - wyjaśnił na wypadek gdyby było trzeba. -
Ale Maggie może porozmawiaj z Angie o tych kotkach ale nie wiem czy teraz jest pora by gdzieś wychodzić. - ojciec zwrócił jej uwagę.
Puste kubki po shake’ach, talerzyki po cieście - dla Izzy cała ta góra cukru równała się próchnicy. Widząc że deser przeciągnął się z jednej porcji ciasta na o wiele więcej sapnęła Robowi w kark i zacisnęła mu palce na ramieniu. Mocno.
-
Z wycieczkami na razie musimy poczekać kochani - powiedziała uśmiechając się do dziewczynek, a męża gromiąc wzrokiem -
Cieszmy się tym, że możemy odpocząć od podróży i posiedzieć w cieniu. Jak się bawiłaś Myszko? Znasz nowe przepisy? - spytała córki.
- J
akby co to… no potem możemy pojechać do kotków. Są tam, gdzie nasze rzeczy - Angela odstawiła pusty kubek i westchnęła. -
Pani doktur ma rację, na razie… nie ma co nigdzie chodzić. Tu jest dobrze. - wzruszyła nerwowo ramionami.
-
No dobrze mamo. - westchnęła córka i klapła z powrotem na stołek. -
Mike mi pokazywał jak robić różne rzeczy. Ale teraz nie mam składników to nie mogę pokazać. - podniosła wzrok na rodzicielkę odpowiadając z poważną minką na jej pytanie.
-
No właśnie, potem spróbujemy się przejść czy pojechać. - Robert skinął głową wspierając pomysł i żony i nastolatki. Zaciśniętych na swoim ramieniu palców udawał, że nie zauważa. Za to odwrócił twarz od córki ku niej i zapytał z sympatycznym wyrazem twarzy. -
A potem będzie jeszcze ciasto, zjesz z nami kochanie? - zapytał zupełnie jakby pytał się o najsympatyczniejszą rzecz na świecie.
-
Ciasto? - nastolatka od razu zbystrzała, oblizując wargi z resztek kremu i czekolady. Przez sekundę dopadło ją pytanie czy jeszcze ma ochotę na coś słodkiego. Szybko się rozpromieniła. Odpowiedź była oczywista -
No tak, ciasto! A pani zje z nami? Jest dobre. Serowe i słodkie i smaczne. Możemy jeszcze zjeść ciasto? Ach… - westchnęła. No tak, najpierw musieli jeszcze kogoś utrupić.
-
Chętnie aniołku, ale później. Mamy troszkę pracy wpierw… - lekarka uśmiechnęła się ciepło do blondynki, a mężowi wciskała paznokcie w ciało.
-
Dobrze słyszałam że rozmawialiście o kotach? - tu popatrzyła na Maggie i udała że się nad czymś zastanawia. Mogli jej załatwić zwierzątko, była już na tyle duża aby o nie zadbać i zacząć uczyć się odpowiedzialności -
Nic nie szkodzi Myszko, potem porozmawiamy z Mike’iem i poprosimy żeby coś przyniósł. Tatuś na pewno chętnie będzie testował twoje dzieła - drugą ręką poklepała Roberta po ramieniu i stanęła mu za plecami żeby patrzeć w dół bezpośrednio na jego głowę -
Jesteś taki kochany że pytasz… co ja bym bez ciebie zrobiła - mówiła lekko, śląc mu gromy wzrokiem. -
Z pewnością nie musiałabym wspominać o próchnicy.
- Tak, Angie ma kotki. Jeden jest jej, Uzi, ale ma jeszcze inne. - córka lekarki i łowcy mutantów szybko podchwyciła wdzieczny dla niej temat.
-
Tak kochanie. - Robert uniwersalnie kiwnął głową zgadzając się do całości wypowiedzi żony. -
A może sobie usiądziesz co? - zaproponował klepiąc stołek obok niego. Na tym z drugiej strony siedziała już Angie.
-
Kotki to wspaniałe, śliczne zwierzęta, do tego bardzo czyste i urocze, ale trzeba się nimi zajmować. Karmić, dbać aby były zdrowe i szczęśliwe… myślisz, że potrafiłabyś też zająć się takim kotkiem? - spytała córki. Do drugiej połówki zwróciła się mniej ciepło, ale nadal uprzejmie -
Dziękuję, postoję. Stąd mam dobrą perspektywę.
- Ja mogę pomóc! - Angie wyprostowała plecy gotowa do wsparcia małej ludzi. Małe futerka były super, każdy powinien takie mieć!
- Pokazać jak się poluje i zdobywa jedzenie. Mogę to robić najpierw sama, ale się nauczysz, to łatwe - popatrzyła na Maggie z szerokim uśmiechem -
Znajdujesz obiad, strzelasz i skórujesz. A potem dzielisz i jesz. Gotowanie też jest fajne. To jak z… - zacięła się, bo nie za bardzo wiedziała do czego porównać, więc zmieniła temat -
A jakie będzie potem to ciasto?
- O tak! - mała dziewczynka z entuzjazmem pokiwała głową zgadzając się i z mamą i z blondynką. -
Będę się nimi zajmować! Jak coś nie będę wiedzieć to zapytam taty! Albo Angie! - dziewczynka spojrzała pytająco z matki na ojca i nastolatkę chyba czekając na jakieś wsparcie w tej materii przekonywania.
-
Ciasto to chyba sernik. Take ja zamówiłem przynajmniej. - odpowiedział nastolatce pan O’Neal. Potem zwrócił się do pani O’Neal. -
Ależ kochanie to jest nieco kłująca perspektywa. - mąż zadarł głowę do góry by spojrzeć w twarz żony ale, że stała za jego plecami patrzyli na siebie do góry nogami. Za to poczuła jak jego dłoń wędruje przez jej biodro w kierunku jej pośladków sunąc jak rozleniwiony wąż.
Lekarka uśmiechnęła się ciepło do blondynki, kiwając głową do tego co mówiła.
-
Będzie nam bardzo miło Angie, jeżeli pomożesz Maggie i wytłumaczysz jej jak się zajmować kotkami. - pogłaskała lekko jasne włosy -
Tylko nie odchodźcie nigdzie, dobrze? Jak będziecie chciały pić poproście Mike’a. Niech nam doliczy do rachunku. Myszko słuchaj się Angie, my niedługo z tatą wrócimy. Musimy porozmawiać o tym kotku dla ciebie - zdradziła część planu obu dziewczynkom, a Robowi przestała wbijać paznokcie w bark.
-
Tak jest! - nastolatka wyprostowała się na krześle i spojrzała bystro na panią doktur. Dotyk na głowie powitała ze zdziwienie, zesztywniała… ale to było miłe. Przyjemne. Zrobiło się jej ciepło w środku, a potem jeszcze usłyszała że mogły z małą ludzią coś jeszcze wziąć! Na przykład takie drugie picie z czekoladą!
- Pani się nie martwi, będę bezpieczyć Maggie. Nikt nie podejdzie - poklepała karabin, uśmiechając się szeroko - Pan też się nie martwi, idzie mówić. Ja wszystko wytłumaczę!