Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2017, 15:10   #14
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Koszty pogrzebu...
Dwa słowa, które zastanowiły i nieco zaniepokoiły Madoca. Jakoś nie marzył o pogrzebie, nawet najbardziej wystawnym, za który na dodatek nie musiał płacić. Nie było też nic pocieszającego w słowach "konstruktor pułapek". Kto mógł zapewnić, że Halbarad syn Ohtara nie zaprojektował kilku, strzegących jego spokoju po śmierci? Madoc, na jego miejscu, wolałby, by nikt nie grzebał w jego grobowcu (albo w trumnie). A jako że wyruszali w jakieś dzikie strony, prawdopodobieństwo napotkania jakichś niebezpieczeństw zwiększało się niewyobrażalnie.
Ale, mimo wszystko, miał nadzieję, że nie będzie aż tak źle.

* * *

- Oszalałeś?! - Jako pierwsza na wieść o wyprawie do Briee zareagowała siostra. Młodsza.
- Wszak nie potrzebujesz stu sztuk złota - stwierdził ojciec.
- Może to przez jakąś dziewczynę? - spróbował zgadnąć brat, starszy dla odmiany, nie wnikając w to, czy powodem jest zawód miłosny, czy chęć popisania się.
- A może nie pozwolimy mu jechać? Wszak nie jest jeszcze dorosły... - Matka spróbowała tej metody, by powstrzymać syna. Na szczęście przeważyła opinia, że skoro się zgłosił (i podpisał umowę), to raczej nie można się z niej wycofać bez wywołania skandalu i ściągnięcia wstydu na zbyt samodzielnego syna i na całą rodzinę.

A potem zaczęło się udzielanie dobrych rad. Nie rób... Unikaj... Ubieraj się... Pamiętaj...
Gdyby Madoc miał nieco talentów pisarskich, mógłby napisać 'Poradnik początkującego podróżnika'. A gdyby miał słuchać tych wszystkich porad, to w ogóle nie powinien ruszać się z domu dalej, niż do ogródka. Jednym więc uchem rady wpuszczał, drugim - wypuszczał. I miast tracić czas na notowanie, gromadził ekwipunek, czyli to wszystko, co - jego zdaniem - mogło mu się przydać podczas podróży przez dzikie ostępy - od procy począwszy, na chusteczce do nosa skończywszy. Dbając o to, by wszystko razem nie zajmowało za dużo miejsca i nie ważyło za dużo - na wypadek, gdyby trzeba było chodzić pieszo, zamiast rozgościć się wygodnie w siodle.

* * *

Mało kto rozpoznałby eleganckiego Madoca w hobbicie, który skoro świt opuścił progi Badger Burrow. Podróżne ubranie, w zdecydowanie stonowanych kolorach, które w niczym nie przypominało wykwintnego stroju, w jakim Madoc pojawił się na urodzinowym przyjęciu Isengara Tuka. Do tego plecak, z którego wystawał trzonek małego toporka. No i kapelusz, który mógł chronić posiadacza tak przed słońcem, jak i deszczem.
Parę pożegnań i ruszył w drogę - na spotkanie z przygodą.

* * *

Nie spóźnił się.
Po przywitaniu się z Isengarem, Maddie, tudzież towarzyszami podróży Madoc postanowił zaprzyjaźnić się ze swym kucykiem, noszącym wdzięczne imię Biskwit.



Poczęstowany marchewką i połówką jabłka kuc dał się przekonać, że znajomość z tym akurat hobbitem nie jest rzeczą aż tak złą, a noszenie go na swym grzbiecie może zostać wynagrodzone różnymi smakołykami.

* * *

Pierwsza część podróży nie zapowiadała żadnych spodziewanych się przygód - mniej czy bardziej nieprzyjemnych. Miło było z wysokości siodła spojrzeć na tych, co pracowali na polach czy zbierali zioła, pozdrawiać tych, co wędrowali tą samą drogą, wymieniać ukłony z tymi, co jechali wozami.
Zresztą te okolice Madoc nieco znał. Był tu parę razy, przywożąc różne produkty z farmy Hornblowerów, nie tylko tytoń. Jednak poprzednio był tu w interesach i nie bardzo miał czas podziwiać okolicę, czy spędzać zbyt wiele czasu po gospodach. Częściej musiał żywić się tym, co zabrał ze sobą, a więc aktualna wędrówka była całkiem miłą odmianą. A to, że musieli spać w stodole... Podczas wypraw z wujkiem Wilibaldem zdarzało mu się sypiać pod gołym niebem - i też to przeżył.

Poranek, zapoczątkowany porządnym śniadaniem, nie zapowiadał żadnych niespodzianek i szarża sporego wieprza zaskoczyła (zapewne) nie tylko Madoca. Co prawda nie on znalazł się na pierwszej linii obrony, ale nie sądził, by Nytuś dał się ot tak zatrzymać. Co prawda każdy z nich był większy od goniącej świniaka dziewczynki, co prawda każdy z nich był konno, ale... wieprz nie wyglądał na pokojowo nastawionego. A radość z wolności mogła dodatkowo Nytusia uskrzydlić.
- Spróbujmy go przestraszyć krzykiem - zaproponował. - Albo, w ostateczności, poczęstować paroma kamykami...
 
Kerm jest offline