Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2017, 20:55   #40
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- Chętnie - wyznała blondynka, starając się jednak pamiętać o dobrych manierach. Ukłoniła się każdemu satyrowi z osobna.
- Jestem Alicja, miło was poznać i... - zwróciła się do Napa - Bardzo ci dziękuję za ratunek.
- Do usług
- odparł rycersko. - Usłyszałem twoje krzyki i nie mogłem tak po prostu tego zostawić.
- A co robiłaś w kniei? Sama? Tak późno?
- zapytał jeden z braci. Niestety wciąż byli w oczach dziewczyny zbyt podobni. Oświetlenie też nie ułatwiało sprawy - czy to był brunet, czy szatyn?
- Idę do Kapelusznika. Chyba... chyba zabłądziłam. - Wyznała zawstydzona Alicja, siadając pomiędzy satyrami przy ognisku. Ten po prawej podsunął jej garnuszek i powiedział.
- To sporo wyjaśnia. Tu nikt nie przychodzi celowo. A już na pewno nie przypominam sobie, żeby młode dziewczyny przychodziły tutaj na spacerki.
- Ja nie spaceruję!
- prychnęła urażona Alicja, poprawiając nagle swoją sukienkę i prostując plecy z godnością.
- No właśnie. Bo się tutaj zgubiłaś. Tutaj nikt nie spaceruje - pokiwał głową.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, ale już nic nie powiedziała, zajmując się jedzeniem. Było nawet smaczne, w potrawce było jakieś mięso i warzywa. Poszczególne smaki trudno było zidentyfikować, ale całość dawała radę i była pożywna.
- I tak byłaś odważna - rzucił Nap. - Tym nożem można zrobić dużą krzywdę - podrapał się po koziej bródce.
- Dziękuję... - powiedziała, nieśmiało zerkając na broń, którą schowała teraz za paskiem. - Ja... nie mam doświadczenia.
- A ja uważam, że to dobrze
- wtrącił się inny kozioł. - Walka jest nieprzyjemna, lepiej nie mieć z nią doświadczenia.
- Tak, choć niestety... czasem to konieczność.
- Powiedziała dziewczyna, myśląc o Lalkarzu - Wy tutaj mieszkacie?
- Brzydko, zimno i niebezpiecznie, ale dom to dom
- kiwnął głową Nap.
- Ale zawsze można się czymś rozgrzać - uzupełnił ten siedzący po lewej stronie Alicji i nie wiadomo skąd wyciągnął bukłak. - Skosztujesz? - zaoferował blondynce.
- Em... a co to? - wyciągnęła ostrożnie rękę i powąchała. Pachniało trochę jak wino.
- Rodzinny wyrób - odpowiedział. - Nie jest trujące. - A już znacznie ciszej dodał - przynajmniej nie bardzo.
Panna Liddell miała zakaz spożywania wyrobów alkoholowych w swoim świecie, ale czy obowiązywał on tutaj? Dziewczyna postanowiła, że po takiej porcji strachu należy jej się pocieszenie i pociągnęła łyka z bukłaka. Płyn był cierpki i trochę gęsty, drapał w gardło.
- Smakuje? - zapytał częstujący z uśmiechem.
- Em... ciekawy, owszem. - Powiedziała zachowawczo, oddając bukłak.
- Nie krępuj się, gdybyś chciała jeszcze - zaoferował. - Mam jeszcze trochę zapasu.
Alicja czuła, że robi coś złego, a jednocześnie nie mogła się oprzeć. Znów pociągnęła łyk z bukłaka.
- Czy jestem daleko od domu Szalonego Kapelusznika? - zapytała.
- No to już zależy, co kto uważa za blisko, a co za daleko - odpowiedział Tyr. A może to był Koz? - Dla mnie, jak jest za lasem, to jest daleko - tymczasem koźle “wino” okazało się mieć efekt rozgrzewający. Ewentualnie dziewczę siedziało za blisko ognia.
Alicja słuchała go i odruchowo poluzowała dekolt sukni. Znów napiła się trunku. Sat chyba łypnął na nią okiem, ale szybko wrócił do garnuszka i potrawki.
- A... ile to dni, godzin pieszej wędrówki? - zapytała.
- No to zależy, jak kto szybko się porusza, prawda? - odpowiedział filozoficznie Nap. Prawdę mówiąc, to dziewczyna sama nie umiałaby powiedzieć ile dni zajęło jej dotarcie od domu Kapelusznika do wybrzeża.
- Och... - Nie wiedziała co powiedzieć, w głowie zaczęło jej dziwnie szumieć, jakby znajdowała się na łódce - A którędy mam... iść?
- Teraz jest ciemno i późno. Nie warto nigdzie iść - zaprotestował Nap. - Za to skoro już zjedliśmy i wypiliśmy, to konsekwentnie trzeba zatańczyć - rozpromienił się i wyciągnął z obozowych klamotów fletnię.
- Świetny pomysł - poparli go bracia. - Czy tańczysz Alicjo?
Coraz bardziej podpita dziewczyna zmarszczyła brwi i z największym obrzydzeniem powiedziała:
- Nie cierpię! W ogóle... ale to w ogóle tego... nie rozumiem! Takie gibanie się jest bez sensu, jaka w tym przyjemność? Już małpy robią to ciekawiej bo chociaż gibają się na drzewach, a tak... dwa kroki w lewo, jeden w prawo, ukłon, prawa ręka tu, lewa tam... co to w ogóle jest? Czemu to miałoby mi sprawiać przyjemność? - marudziła.
- Bo trzeba poczuć rytm, trzeba się oddać melodii - tłumaczył… Tyr, tak zadecydowała Alicja. Nap zaczął grać skoczną melodyjkę, do której to jego brat śmiało skoczył na nogi i zaczął zabawnie podskakiwać.
- To bez sensu... - zamruczała dziewczyna podpierając się ręką pod brodą i patrząc z ponurą miną na te radosne podskoki.
- Bo nawet nie próbujesz. No chodź - Tyr złapał ją za rękę. Melodia fletni nawet wpadała w ucho…
- Nie znam tego tańca... - protestowała, choć pozwoliła się pociągnąć i wstała na nogach, które jakoś tak dziwnie wydawały się chętne do pląsów.
- Tutaj nie ma czego znać - zaoponował… Sat. - Po prostu ruszaj się, jak chcesz - zaczął klaskać do rytmu.
- Ale po co?
- zapytała, choć biodra, a potem nogi same jakoś tak zaczęły się kiwać w rytmie muzyki i podkreślonej klaśnięciami melodii.
- Dla przyjemności - wyjaśnił cierpliwie Koz, spoglądając na ruchy dziewczyny.
- Bez sensu... - skomentowała, podskakując wesoło i okręcając się wokół osi.
- My zawsze widzieliśmy sens - zaprotestował Tyr, zwalniając trochę kroki i też przypatrując się Alicji.
Dziewczyna zatrzymała się, zawstydzona.
- Ja nie umiem, widzicie? Gapicie się na mnie jak na dziwadło. - Poskarżyła się. - wszyscy tak na mnie patrzą!
Ale nogi nie chciały pozostać w bezruchu. Zaczęły z własnej woli poruszać się w rytm melodii fletni.
- Gapimy się, bo bardzo ładnie tańczysz - zaprotestował jeden z satyrów.
- Wcale nie! - zaprotestowała. - Po prostu... nie umiem przestać... co to jest?![/i]
- To miłość do tańca się w tobie rodzi - wyjaśniono jej spokojnie. - Tańcz, tańcz śmiało. Nam się podoba.
- Ale... ja nie chcę sama...
- powiedziała, zawstydzona, jednak nie opierając się już dłużej.
- Ale bardzo dobrze ci idzie - zapewnił Tyr. - Tylko nogi mogłabyś unosić wyżej - ni to poprosił, ni to nakazał.
- Czemu? - zapytała Alicja wirując dookoła ogniska. Choć w głowie jej się kręciło, a całe ciało trawiła gorączka, nie umiała oprzeć się szałowi tańca.
- Bo to… klasyczne ruchy naszego tańca - wyjaśnił po chwili Koz.
- Pokażcie mi... - poprosiła, nie ustając ani na chwili. Koz z chęcią to zrobił, podrygując śmiało na kozich nóżkach, kopiąc nimi tak wysoko, że podwijała mu się przepaska, ukazując w płomieniach ogniska co też miał między nogami.
- O, właśnie tak!
Alicja zawstydzona odwróciła wzrok.
- Ja... ja tak chyba nie umiem. - kłamała, nie chcąc prezentować satyrom swoich koronkowych majteczek.
- Spróbuj, spróbuj, spróbuj - zaczęli skandować, a jej nogi słuchały ich nawet z pominięciem uszu.
Dziewczyna dosłownie zaczęła brykać, podskakując tak wysoko, że sukienka podnosiła jej się aż po pas. Satyry patrzyły się jak zaczarowane, bez żadnego śladu wstydu.
- Wspaniale, właśnie tak - chwalili. - A teraz tyłem do publiczności!
Podpita Alicja nazbyt radowała się odkrytą przyjemnością z tańca, by rozważać ich słowa. Zresztą melodia satyrzej fletni miała jakąś dziwną magiczną moc, która sprawia, że panna Liddell nie mogła oprzeć się zachętom widowni. Odwróciła się więc tyłem do satyrów i kontynuowała swoje popisy.
- Ślicznie, prześlicznie - twierdzili uradowani. - To teraz raz skłon i raz wyprost - prosili. Sama zainteresowana tego nie widziała, ale ich spojrzenia były lubieżnie wlepione w jej pośladki.
- Aale...ale co to za taniec? - Dziwiła się Alicja i spojrzała do tyłu na publiczność.
- Rozgrzewający - zapewnił Sat.
- Nie jest ci od niego cieplej? - dopytał Tyr. Trzy kozły zbiły się w grupkę, której dziwny taniec najwyraźniej bardzo się podobał. Nap zaś grał niestrudzenie i potuptywał kopytem do rytmu.
Alicja uśmiechnęła się szeroko, oddychając przy tym ciężko.
- Tak, ale... chyba jest mi już za gorąco. - Wyznała.
- No tak - Sat pokiwał głową. - Nam też jest od takiego tańczenia gorąco. Dlatego chodzimy w samych przepaskach.
- Tutaj sami swoi i nikt nie podgląda
- poparł brata Koz. - Możesz… zdjąć sukienkę -[/i] zasugerował lekko beczącym głosem.
Dziewczyna przystanęła, rumieniąc się.
- Ale... nie, to nie wypadałoby. I tak ta sukienka... jest bardzo kusa. - Oponowała, zerkając niepewnie na koźle przepaski na biodrach.
- Skoro jest i tak kusa, to co za różnica? - podłapał Tyr. - A po co się grzać i pocić?
Alicja zastanowiła się nad tymi slowami. Miało to wszak sens. Jednakże pod spodem miała tylko kuse białe majteczni, które kryły jeszcze mniej niż przepaski satyrów. W dodatku choć uwagi były wypowiadane tonem dobrych rad, dziewczyna czuła, że... coś się za nimi kryje, coś, co czasem widziała w oczach braci - specyficzny rodzaj błysków.
- Nie trzeba... naprawdę... zaraz ochłonę, to będzie mi znów chłodno. Mogłabym się przeziębić. - próbowała się wymówić grzecznie.
- Po naszej potrawce?
- I naszym winie?
- Przy naszym ognisku?
- I w ramach tańca?
- Nie przeziębisz się!
- zapewnili wszyscy trzej. Melodia trwała i ciało dziewczyny wciąż chciało przy niej pląsać.
Gąsienica mówił, że aby wygrać z Lalkarzem powinna wyzbyć się ograniczeń, zaś wypity trunek dodawał dziewczynie odwagi.
- No... dobrze. - Powiedziała.
Nie przestając kręcić biodrami i podskakiwać, Alicja podciągnęła sukienkę do góry i zaczęła ściągać ją przez głowę. Ubranie było ciasne, więc blondynka utknęła na trochę z tkaniną owiniętą wokół ramion i głowy, prezentując przy tym satyrom swoją delikatną bieliznę na dole. Nie widziała przez to, jak mężczyźni się oblizują na jej widok.
- Brawo - zaklaskali. - Od razu się lepiej tańczy, jak ubrania nie przeszkadzają, prawda?
- Taak... chyba... - Alicja wreszcie pozbyła się odzienia, odrzuciła je na bok i w ferworze zabawy złapała za ręce najbliższego satyra, by pociągnąć go do wspólnej zabawy. Ten zaśmiał się i ochoczo do niej dołączył. Tak się złożyło, że akurat ten...hmm, chyba Sat, trzymał w rękach bukłak. Wywijając swoimi kopytami pociągał to jeden łyk, to drugi.
- Nogi mi się lepiej zginają, jak coś łyknę - wyjaśnił.
Alicja zaśmiała się na to wesoło.
- Śmiało, sama spróbuj - podsunął jej trunek. Dzięki temu, że spoglądała na bukłak, nie widziała jak jej tanecznemu partnerowi wybrzusza się powoli przepaska. Pociągnęła śmiały łyk, a potem jeszcze jeden i oddała bukłak.
- Faktycznie - przyznała roześmiana i już naprawdę mocno podpita - Aż się chce fikać i brykać i skakać... - aż zachwiała się w trakcie prezentacji. Satyr zaraz ją złapał, bo choć wypił więcej, był nawykły do alkoholu. Nie przepuścił jednak okazji i jedna z dłoni trafiła o wiele za nisko, chwytając za krągły pośladek.
- Ostrożnie, trochę tu nierówno - przestrzegł troskliwym tonem.
- Tttak, dziękuję. - Powiedziała dziewczyna, nie zauważając jego ręki lub po prostu będąc zbyt pijaną, by uznać dotyk na posladku za coś niestosownego.
Zaśmiała się znów.
- Straszna ze mnie niezdara…
- Nie, nie
- zaprotestował od razu Tyr. - Tutaj naprawdę jest nierówno. No i przy tańcu, to się można trochę zadyszeć. Trzeba głęboko oddychać. Wdech i wydech - doradził, wlepiając swe spojrzenie w nagie piersi.
Alicja wyprostowała się i zaczęła oddychać nabierając powietrza w płuca, aż jej krągłości unosiły się i opadały gwałtownie, kolebiąc się lekko przy wydechu.
- Tak dobrze? - zapytała.
- Dokładnie, rewelacyjnie - wszyscy zgodnie potwierdzili, a Sat pomocną dłonią dbał, by nie straciła przy tym równowagi. O ile biust miarowo wznosił się i opadał, to z coraz większym trudem skrywane pod przepaskami męskości jedynie się unosiły.
Alicja jednak nie widziała tego, w ogóle nie wiele już widziała wyraźnie. Oparła ramiona na barkach partnera w tańcu i kołysała się przy nim coraz wolniej.
- Chyba... za dużo wypiłam. - Wyznała.
- To już więcej nie dostaniesz - odparł niemrawo. W takiej bliskości panna Liddell nawet nie potrzebowała patrzeć, bo coś ją wyraźnie kuło w biodro. - Ale nic się nie bój, efekt jest tylko przejściowy.
- To dobrze... - przyznała, o czym zapytała - Czy ty masz nóż?
- Nie - zaprotestował. - W tańcu można by nim zrobić niechcący krzywdę. Czemu pytasz? - zapytał, choć dobrze znał odpowiedź.
- Coś mnie tu... - dotknęła “dźgającej” ją części ciała satyra dłonią, po czym uniosła na niego zdumione, nieostre od alkoholu spojrzenie - [i]... och.
- To dowód na to, że bardzo nam się podoba twój taniec - wyjaśnił bezwstydnie. - Nie możemy tego ukryć - mówiąc to, śmiało rozsupłał skrawek materiału, który opadł na ziemię. Nie krępowana już niczym włócznia uniosła się na całą swoją długość.
Alicja jęknęła strachliwie na ten widok, ale nie odsunęła się. Niepewnie pogładziła palcami męskość satyra i rozejrzała się.
- I wy tak... wszyscy? Podobało wam się? - zapytała niepewnie.
- Dalej nam się podoba - potwierdził jeden z widzów i również, bez skrępowania, obnażył się przed Alicją. Jego brat poszedł w ślady i teraz już trzy sztywne członki dowodziły męskiego zadowolenia. Tylko Nap, zajęty grą, pozostawał okryty.
- Ale mogłoby nam się podobać jeszcze bardziej - zauważył Koz.
- Taak? -
dziewczyna spojrzała na niego pytająco, zamglonym nieco wzrokiem, pieszcząc coraz bardziej satyra, z którym tańczyła, a którego imienia wciąż nie była do końca pewna.
- Tak - potwierdził, poruszając delikatnie biodrami w rytm ruchów jej dłoni. - My już jesteśmy nadzy. Mogłabyś do nas dołączyć - poprosił.
Alicja pokręciła głową. Zawsze czuła się dziwadłem, odszczepieńcem, toteż jej rozbudzona empatia uczulała ją na krzywdę innych. Blondynka wskazała na Napa.
- Nie wszyscy jesteście nadzy... - powiedziała i oderwała się od satyra, z którym tańczyła, by opaść na kolana przed grajkiem. Uśmiechnęła się do niego słodko i pijacko zarazem, po czym zaczęła drobnymi palcami rozwiązywać jego przepaskę. Trudno powiedzieć czy to przypadek czy wrodzona kobieca kokieteria spowodowały, że odziana w białe majteczki pupa dziewczyny była teraz wypięta przed pozostałymi braćmi kusząc ich i drażniąc wyobraźnię. Przyglądali się jej jak zahipnotyzowani, bardzo łasi na damskie wdzięki. Nap zaś wstał usłużnie, by łatwiej było go obnażyć. On też już stał na gotowości. Coś w upitej, dziewczęcej głowie sprawiało, że czuła odrobinkę dumy. To ona doprowadziła ich do takiego stanu i to samym wyglądem i tańcem.
- Usiądź. - Poprosiła, gdy sterczał przed nią nagi i dumny. - Jeszcze nie podziękowałam ci za ratunek…
Usłuchał od razu, siadając z szeroko rozstawionymi nogami. Muzyka ucichła, a wraz z nią natrętna ochota na taniec.
Brak muzyki jakby otrzeźwił Alicję, by zdała sobie sprawę z tego, że właśnie klęczy półnaga między stadkiem pobudzonych satyrów. To sprawiło, że poczuła strach... lecz nie tylko. Specyficzne łaskotanie w podbrzuszu sprawiało, iż sama zaczęła sobie tłumaczyć jak nieładnie by było obiecując nagrodę swemu wybawicielowi, teraz wycofać się. Ponadto jego stercząca męskość była niczym hołd dla urody blondynki, co wiecznie niedocenione dziewczę mile łechtało.
Przełknęła ślinę i spojrzała na siedzącego przed sobą satyra. Nie przymuszał ją do niczego, a jego bracia nie zachowali się względem niej brutalnie, raczej wszyscy dobrze się bawili i mieli nadzieję na więcej zabawy. Alicja też tego pragnęła, dlatego kołysząc wypiętą pupą, przybliżyła się do Napa. Powoli pochyliła się nad jego męskością, ujmując jej czubek w usta. Satyr zabeczał radośnie, ale zaraz się uciszył zawstydzony swoją reakcją. Oddawał się w ręce swego gościa, swoje trzymając na razie przy sobie. Jego bracia też zachowywali dystans, choć po prawdzie niewielki. Otoczyli baraszkujących w kręgu i bez żadnego skrępowania przyglądali się rozwojowi wypadków.
Czując jak bardzo jest wilgotna, Alicja rozszerzyła nieco uda, by i oni mogli to zauważyć. Wstyd, rozsądek gdzieś zniknęły, zastąpione przez pożądanie i jakiś dziwny rodzaj dumy, że to właśnie jej pragnęli bracia. I nie przeszkadzały tutaj dziewczynie nawet ich połowicznie owłosione sierścią ciała czy typowo zwierzęce odnóża. Jedynie z jakąś dziwną radością zauważyła, że jeśli chodzi o przyrodzenia, zbudowani byli bardziej jak mężczyźni. Nawet bardzo ‘bardziej’. Alicja w ustach czuła jak podziw satyra wciąż rośnie. Nie trzeba było wielu pieszczot, by zaczął wypuszczać pierwsze soki. Wraz z nimi ulatniały się też opory i panna Liddell poczuła na głowie dłoń, przeczesującą jej włosy. Inna dłoń ścisnęła jej pośladek.
- Jest... mokra - dosłyszała za sobą szept, a potem poczuła jak po jej majteczkach przesuwa się badawczo palec.
Zamruczała niby Kotka z Cheshire pod wpływem dotyku, lecz nie przerywała oralnych pieszczot napa, dołączając do nich swoją dłoń, którą gładziła trzon męskości, który nie mieścił się w jej usta.
- To bardzo... przyjemne - ni to stwierdził, ni to pochwalił Nap. Za to jego bracia chyba postanowili odwzajemnić jej pieszczoty. Do jednej dłoni dołączyła druga, a potem trzecia. Ściskały wypięty tyłeczek, masowały uda, oraz pieściły przez coraz bardziej mokry materiał muszelkę Alicji.
Dziewczyna chciała, by już ją rozebrali, lecz takie przeciąganie i odwlekanie rozkoszy też było podniecające. Postanowiła więc kusić satyrów kręcąc pupą i ocierając się o ich dłonie, lecz usta wciąż miała zajęte coraz intensywniejszym pieszczeniem Napa. Kozły chyba jednak znajdowały przyjemność w takim niespiesznym dotyku i rozpalaniu żądzy kobiety. Majtki pozostały zatem na miejscu, ale dotyk stawał się bardziej i bardziej intensywny, tak że bielizna zaczynała wsuwać się do szparki. Ktoś zaś, Tyr albo Sat, zaczął lizać jej wciąż okryte pończochami stopy.
Alicja jęknęła.
- Nie, przestańcie... mam łaskotki... - zaprotestowała, choć to nie łaskotki teraz odczuwała.
- A co mam za to zrobić? - usłyszała pytanie z okolic swoich nóg. Nap oddychał głęboko w tej przerwie od przyjemności i głaskał złote loki. Alicja pieściła go dłonią, lecz po prawdzie jej uwaga skupiła się teraz na jej tylnych partiach.
- Ja...em... możesz polizać... - zaczerwieniła się - Em... taaaam... wyżej…
- Czyli tu?
- spytał inny głos, a zaraz potem na majteczkach zamiast palców poczuła długi język.
- Och... - jej słodkie westchnięcie i wyprężenie tyłeczka było najlepszą odpowiedzią.
- Ten materiał tylko przeszkadza - stwierdził ktoś i zaczął zsuwać z niej bieliznę, czego niefortunnym efektem było przerwanie pieszczoty.
- Teraz już nikt nie musi się czuć skrępowany - stwierdził Nap, odbierając od brata świeżo zdjęte majtki. - Pachniesz żądzą - stwierdził, a jego duma wyprężyła się jeszcze bardziej. Chyba satyry miały czuły węch.
Alicja podniosła głowę, by na niego spojrzeć.
- To przez was... - szepnęła a potem sama zaczęła języczkiem muskać męskość satyra.
- A my jesteśmy tacy twardzi przez ciebie, więc chyba jesteśmy kwita - odparł ze śmiechem. W międzyczasie za Alicją nastąpił jakiś zamęt, gdy trio kozłoludów próbowało sobie znaleźć jakieś miejsce. W końcu dziewczyna poczuła jak ktoś wsuwa pod nią głowę i ponownie przystępuje do całowania jej kobiecości. Ale co wymyśliła pozostała dwójka?
Nie miała jednak głowy do zastanawiania się nad tym, całkiem oddając się lubieżnościom, w których uczestniczyła, biorąc sobie za punkt honoru doprowadzenie Napa przed sobą do szczytu rozkoszy. Tym samym więc jej pieszczoty języczka i dłoni stały się szybsze, bardziej zdecydowane - tak, jak robiła to Księżna z Księciem. I choć to bardziej zdecydowane podejście nie pozostawiało Napa obojętnym, to Alicji wcale nie miało być łatwo spełnić swojego postanowienia. Ona bowiem do wykorzystania miała tylko jeden język, ale bracia aż trzy. Jeden, zafascynowany chyba stopami, których sam nie posiadał, przygryzał jej palce, ssał i lizał. Drugi podobnym działaniom poddał jej pupę, wodząc po niej językiem i składając na niej pocałunki.
To doprowadzało Alicję do szaleństwa i bynajmniej nie z powodu łaskotek. Coraz ciężej było jej panować nad swoim ciałem, by nie oddawać się chaotycznemu, szybkiemu rytmowi, do którego dążyły jej własne biodra. I wtedy język wślizgnął się między pośladki i dotarł do znajdującego się tam ciasnego otworka.
Alicja obejrzała się zawstydzona i przestraszona.
- Co... cooo wy...? - nie potrafiła zebrać nawet myśli, by sformułować pytanie. Jej ciało całkiem już jej nie słuchało, a pośladki rozluźniły się, by ułatwić języczkowi satyra poznawanie nowych obszarów. Zmasowane natarcie wcale nie słabło. Oba języki, jeden od dołu, drugi z góry zaczęły powoli wwiercać się w głąb Alicji. Nap pochylił się nad zdezorientowaną kochanką i złapał ją delikatnie za pierś. Ostatni z satyrów na przemian pieścił to jedną, to drugą stopę. Honorowe postanowienie znikało gdzieś hen, daleko. Nie wiedząc już co się z nią dzieje, blondynka znów zaczęła ssać męskość satyra, co paradoksalnie jeszcze bardziej ją podnieciło. Doszła ze stłumionym jękiem z powodu przyrodzenia w jej ustach. Widok szczytującej Liddellówny okazał się ostatnim bodźcem potrzebnym mężczyźnie, by samemu skończyć.
- Już… już… - ostrzegł na chwilę przed eksplozją. Do Alicji jednak niewiele teraz docierało, toteż nasienie trysnęło prosto w jej usta i twarz. Nap spoglądał dziewczynę półprzytomnie, pochłonięty przez własną rozkosz.
- Trochę cię ubrudziłem - zauważył głupkowato.
Alicja zatrzepotała rzęsami jakby dopiero się przebudziła i zawstydzona otarła swoją buzię ręką. Zawstydzona, czy nie, wciąż jednak była otoczona przez trzech niespełnionych mężczyzn. Którzy, trzeba im było przyznać, dawali jej czas by trochę ochłonęła. W końcu jednak, i nie było to jakiś długi czas, podniósł kluczowe pytanie.
- A my?
Dziewczyna popatrzyła nieco speszona na pozostałych braci, będących wciąż w stanie pełnej gotowości bojowej. Wszak to dzięki nim przeżyła tak wspaniałą ekstazę, nie mogła pozostać niewdzięczna. Nieco zawstydzona kiwnęła potakująco głową, a każda z jej dłoni ujęła po jednym gorącym palu. Obaj uśmiechnęli się z takim pustym, rozmarzonym wzrokiem. Tylko ten trzeci popatrzył to na prawo, to na lewo, w końcu na dziewczynę.
- Czyli… czyli dla mnie są twoja usta? - zapytał z nadzieją.
Uśmiechnęła się, spuszczając wzrok.
- Mhmmm... - powiedziała cichutko, jakby miała wystraszyć się własnej śmiałości. Satyr rozpromienił się, jakby spełniło się jego najśmielsze marzenie. Nie marnując czasu wsunął się między dziewczęce wargi. Po chwili cała trójka postękiwała z przyjemnością, ale poza tym robili już niewiele. Za to Alicja uwijała się skrzętnie, starając zaspokajać każdego z kochanków. Gdzieś zniknęły opory. Dziewczyna miała natomiast poczucie pewnej sprawiedliwości - skoro kozi bracia dbali o nią, ona zamierzała dbać o nich. Jeden z braci nie wytrzymał. Zaspokajała go akurat dłonią i wytrysnął gęsto na jej piersi i szyję. Wywołało to niemal reakcję łańcuchową, bowiem jego brat w chwilę potem doszedł w jej ustach. Ostatni jednak, Sat… miał ochotę na coś innego.
- Czy mogę o coś… poprosić? - wyjęczał.
Alicja przełknęła i oblizała usta, nie mając pojęcia jak zmysłowo to zrobiła. Liz mogłaby się od niej uczyć w tym względzie.
- Tak? - zapytała satyra.
- Bo mi… bo mi się zawsze podobały... - szukał odwagi, by się zwierzyć, czym wywołał chichoty swoich braci. - Stopy - wydusił z siebie wreszcie.
- Oho... - Alicja spojrzała odruchowo na swoje. - Ale jakbym miała... - zastanowiła się. To było wykonalne, choć stanowiło kolejny obszar nieznanych wcześniej perwersji.
- To... w sumie... dobrze. - Zgodziła się w końcu.
- Jakbyś tak usiadła na pieńku… - zaproponował. - A potem ja u twoich stóp i byś… - urwał, niemal drżąc w oczekiwaniu.
Skinęła na znak zgody. Usiadła tam, gdzie wskazał, a gdy sam przysiadł na ziemi niedaleko, sięgnęła obutą jedynie w pończochę stópką do jego przyrodzenia i zaczęła je powoli pieścić. Ten od razu zaczął wodzić palcami po jej łydce, ale nie pośpieszał dziewczyny, ani nie próbował podpowiadać jej co ma robić. Po prawdzie, to chyba sam nie wiedział. Nie przeszkadzało mu to jednak uśmiechać się od ucha do ucha.
Alicja starała się więc na wyczucie pieścić go poprzez ocieranie się stopy i ruchy paluszków. Prężył się pod dotykiem i drżał, ale jednocześnie co chwilę męskość wyślizgiwała się spod stópki to w jedną, to w drugą stronę. Dziewczyna nie wiedziała czy to dobrze, czy źle, więc czekała na instrukcje. Sat się trochę zafrasował, bo wielkie marzenie nie zgadzało się tak do końca z rzeczywistością.
- A… jakbyś spróbowała dwiema stopami? - poprosił.
Alicja spróbowała więc, opierając się dłońmi o pieniek, by z niego nie spaść. Pieściła dumę satyra, ściskając ją pomiędzy stopami i przesuwając nimi w górę i w dół. Efekt był znacznie lepszy. Satyr już po chwili zaczął jęczeć i powtarzać.
- Och, Alicjo... Alicjo... Alicjo...
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline