Żak Przemysław załamał ręce. W pokoju „Kardynalskim” o rozmiarach klatki na szczury nie było to proste, ale na szczęście żak zdecydował się na wykonanie tego w formie mentalnego ćwiczenia. I w tej formie znakomicie się to udało. Następnie w sposób niedwuznaczny zasugerował Ptasznikowi, że pójdzie, ale potrzebuje chwili na przygotowanie. Na czym to przygotowanie miało polegać nie wyjaśnił, ale i mężczyzna nie pytał. Wszystko odbyło się w formie, krótkiego męskiego dialogu pełnego treści i jasnych deklaracji. Żadnych niedomówień, elaboratów, uzasadnień oraz lania wody. Całość dało się zawrzeć w dwóch zdaniach i jednym geście.
- Pójdę Panie, jeno się szybko przygotuję do drogi – rzekł żak.
- To ja poczekam na zewnątrz – rzekł Ptasznik.
Przemysław kiwnął głową.
Gdy tylko drzwi od pokoju gorszego sortu ponownie znalazły się obrębie framugi żak zdjął sznurek i przeczytał list. Potem przeczytał go jeszcze dwa razy, zanotował w pamięci, a następnie schował list najlepiej jak umiał, poprawił wilgotne i obrzydliwe ubranie, załamał ręce raz jeszcze, tym razem nad brakiem wody i wyszedł z pokoju.
Literatura pełna jest opisów zdarzeń, w którym bohater po przeczytaniu otrzymanej korespondencji przechodzi wewnętrzną przemianę, prowadzącą go na wyżyny pozytywnych emocji, albo też toczącą w najgłębsze odmęty rozpaczy. Niektórzy bohaterowie pozbawiali się życia, inni bez zwłoki bieżeli na ślubny kobierzec, albo na epicką wojenną wyprawę. Tak było i tym razem. Przemysław zmienił się nie do poznania i z człowieka niepewnego szukającego wieści stał się człowiekiem, który ważną wiedzę posiadł i musiał ją komuś przekazać. Po drodze zamierzał zaś uczynić na świecie porządek. Wlazł do głównej sali, stanął na pierwszym stabilniejszym zydlu i zwracając tym na siebie powszechną uwagę powiedział krótko.
- Inkwizycja jest w zakonie. Inkwizycja posłana przez samego papieża, który rozkazał ogniem i wodą święconą (dodajmy na marginesie, że woda tylko do święcenia się nadaje) herezyję wszelką tępić i świat nawracać ku Bogu. Szukać tedy będzie wiedzy wszelakiej, a potem sąd przeprowadzi i winnych ukarze. Słuchać jej się należy i tylko jej pomocy udzielać. Każden, który więc gębę swoją otworzy w sprawie rzekomego wąpierza i innych niesprawdzonych przez Świętą Inkwizycję rzeczy, przed kimkolwiek ze zbrojnymi i księciami włącznie pod sąd postawion być może i wina jego uznana. Kilka marnych miedziaków – spojrzał wymownie na karczmarza – może nie być wartych wiecznego potępienia, bo spalenie na stosie dla zdradzieckiej duszy, to wszak szansa na oczyszczenie i odkupienie win. To ku waszej rozwadze.
Następnie nadwyraz zręcznie wrócił na podłogę, a chwilę potem opuścił karczmę. Tam wypatrzywszy Ptasznika ruszył razem z nim w mrok i deszcz.
- Panie – zwrócił się do rozmywającego się w mroku człowieka - gdybym zagwarantował wam nietykalność, ze strony kogokolwiek w zakonie, ruszylibyście z pomocą Świętej Inkwizycji? Wiedza wasza może pomóc podjąć wiele dobrych decyzji, a może i uratować komuś życie.