Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2017, 00:11   #52
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Zanim Borys zajął się opatrywaniem ran rozejrzeli się bacznie po okolicy. Gdy wszystko wskazywało na to, że mogą chwilę odsapnąć od potyczek ze zmutowanym inwentarzem, Bogdanov wyciągnął swoje podręczne medyczne narzędzia. Nie zapomnieli jednak o gospodarzu, który najwyraźniej zabarykadował się w swym domostwie, nie mając zamiaru go opuścić. Korzystając więc z chwili rozpoczęli burzliwą naradę. Różnice w zdaniach były znaczne i oscylowały między profilaktycznym spaleniem całej farmy, a prób konwersacji z właścicielem budynków.
- Pochodnia na strzechę i lecimy – Borys był zdecydowany.
Moze cłecyna nicemu nie winien, a moze winien, (…) Pogadajmy z cłecyną, a nóz się coś wyjaśni. (…) A i psecie ognisko moze zwiezaki pomutowane z lasu psywołać. – Powstrzymywał go krasnolud. Bogdanov dał więc szansę pozostałym realizacji planu według ich wizji, sam jednak dla bezpieczeństwa realizował swoją. Zawsze lepiej mieć alternatywny sposób załatwienia sprawy. Pewnie również dzięki takiemu podejściu jeszcze stąpał po tej ziemi.

Podszedł do stracha na wróble, zawiązawszy zawczasu szmatę na ustach i nosie. Zdjął okaleczone truchło psa i ułamał kij na którym wisiał. Szybkim krokiem wrócił na podwórze. Tam owinął szmatą końcówkę kija i ku zniesmaczeniu Franca oblał ją alkoholem, by następnie rozpalić swoją prowizoryczną pochodnię. Był gotowy na każdą ewentualność.

Ellidar uważał podobnie jak drugi elf i po krótkiej rozmowie z Raenem ruszył na drugą stronę gospodarstwa, by udaremnić ewentualną ucieczkę tylnymi drzwiami. Idąc dokoła domostwa uważnie obserwował okiennice, te na dolnym które były szczelnie zabite, jak i te na górnym piętrze. Nie zobaczył jednak w nich żadnej postaci.

***

- Wyjdź z chałupy inaczej puścimy ją z dymem! – gromki krzyk rozległ się po podwórzu, gdy zajęli swe pozycje. Pozostał on jednak bez jakiegokolwiek odzewu. Obserwacje okiennic też nic nie przyniosły. Zero reakcji.
- Pochodnia już płonie! Wyjrzyj! – zawtórowali, jednak efekt był jak przed momentem. Groźby, choć bardzo realne, na nic się nie zdały.

***


- Aaaa! Icta! – podirytował się Madock. Chwycił mocniej w dłoń swój kilof, podszedł spokojnie do chaty i paroma uderzeniami wybił dziurę, która umożliwiła otworzenie solidnych dębowych drzwi. Odór bijący z wewnątrz zaatakował go w momencie.

***


Wnętrze chałupy było w zatrważającym stanie. Gdyby posilili się niedawno z pewnością potrawa wróciłaby właśnie z ich żołądka. To co by się zwróciło wpasowałoby się jednak idealnie do obrazu otoczenia. Podłogę pokrywały zwierzęce odchody oraz gnijące mięso leżące w kałużach pomieszanych ze sobą moczu, krwi i piwa. Po podłodze były porozrzucane w nieładzie ubrania, garnki i inne przedmioty domowego użytku. Przy ścianach stały pootwierane szafy i skrzynie oraz powywracane beczułki po złotym trunku. Madock pochwycił mocniej swój kilof. Coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że nie dojdzie tu do rozmowy, tylko rozlewu krwi.

Detlefowi już z daleka rzuciła się w oczy popisana koślawymi literami ściana.
- Ludzie som wrogi
- My som równe. Niektóre równiejsze.
- W dzień się noś ubrania.
- I czapki
- Śpi się gołe
- Alkoholu nie chlej. Przed południem.
- Inne zwierze nie zabijaj. Bez pszyczyny.
Wyczytał stojąc u progu.

Mijając izbę przy kuchni ujrzeli coś jeszcze przerażającego, coś czego ich psychika nie mogła łagodnie przyjąć. Uchwyty na broni zdecydowanie zelżały. Po środku syto zastawionego stołu leżało na półmisku ciało małego chłopca. Nadżarty, pozbawiony kończyn, tors leżał na półmisku z którego zwykło się serwować pieczone prosiaki. Na domiar wszystkiego w jego rozwartych ustach znajdowało się zgniłe jabłko. Teraz już Madock nie wytrzymał, mimo mocnych nerwów i pustego żołądka zwymiotował żółtą treścią. Na swoje nieszczęście podszedł do niego również i Raen. Teraz zrozumieli też, że porozrzucane szczątki, które mijali uważnie, były ludzkie. Po ocknięciu się. Gniew w nich wezbrał. Zaklęli szpetnie i chwycili mocniej w dłonie swe oręże.

Chyba wtedy gospodarz musiał zrozumieć nadchodzącą śmierć, gdyż nagle wybiegł zza jednego z kątów. Biegł w kierunku schodów jednak na zakręcie pośliznął się na ludzkiej dłoni i wywrócił się na ziemię. Z głowy spadł mu kapelusz, który do tej pory cały czas ją zakrywał. Madock i Raen dopadli go w paru susach unosząc w górę broń.
- Nrrie zrrabijarricie – odezwało się, jak się okazało po upadku, stworzenie o różowym świńskim łbie. Patrzyło weń skulone, niemal ludzkim, przerażonym spojrzeniem pokwikując ze strachu. Przebierając świńskimi nóżkami próbował się wycofywać ochraniając się ręka od mogącego nadejść ciosu. Szary płaszcz mutanta przecierał podłogę.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 30-12-2017 o 00:21.
AJT jest offline