Kroki stawiał ostrożnie. Ciągle zresztą czuł zawroty oraz pulsowanie rany na głowie. Mimo to nie spuszczał wzroku z okiem budynku, chociaż kosztowało go to całą siłę jego woli. Starał się trzymać kłosów zboża, żeby nie być zbytnio na widoku. Także z tyłu budynku skrył się i znieruchomiał z lotka strzały luźno przyłożoną do cięciwy. W głowie, poza bólem, kołatało się jedno. Co za szaleństwo spadło na tę okolicę?
__________________ you will never walk alone |