Lennart był przerażony tym, co się dzieje w spokojnym do niedawna miasteczku. I gdyby to od niego zależało, kazałby pozbyć się zarazy ogniem i żelazem, tak, by nawet cień śladu nie pozostał po przeklętych wyznawcach przeklętego boga. A potem kazałby ruiny zaorać i posypać solą.
Problem na tym polegał, iż był w środku, a nie na zewnątrz, i uwieńczona sukcesem próba wycięcia w pień mieszkańców i spalenia miasteczka dla niego skończyłaby się źle. Wyrzynający nie pytaliby, czy jest zarażony, czy jest wyznawcą Siewcy czy nie. Każdy poszedłby pod miecz, a stawiający opór tylko by potwierdził swą winę.
Jakie mieli szanse przeciwko tłumowi ozdrowieńców? A może lepiej było spróbować wynieść się z miasteczka, wyminąć straże i pozostawić mieszkańców swemu losowi?
Musiał porozmawiać z pozostałymi.