Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2017, 13:23   #151
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Roba Izzy spotkała w pokoju w którym spędzili i ostatnią nerwową noc. Sprawdzał swój karabin, pakował magazynki i ogólnie było widać, że szykuje się do drogi. Spojrzał w stronę drzwi w jakich stanęła żona i uśmiechnął się spod kaptura.
- Taakk. To mówisz, że mnie spławiasz, dziecku dajesz zajęcie i zostajesz tu z tym przystojniakiem? We dwoje. Mmhmm. - łowca z udawanym zamyśleniem pokiwał głową jakby udało mu się z detektywistyczną przenikliwością przejrzeć jakiś bardzo chytry spisek.

Kobieta nie odezwała się. Zamknęła drzwi i przeszła szybko przez pokój aż wpadła na niego, obejmując mocno ramionami w pasie i przytulając. Znajomy zapach i ciepło. Coś normalnego, potrzebowała tego.
- Obiecaj że będziesz uważał i nie wpakujesz się w nic bez sensu. W żadne kłopoty. - odezwała się słabym głosem - Obiecaj że nie dasz się ugryźć, ani zadrapać. Że będziesz ich trzymał na dystans i zabijesz każdego z tych świrów zanim się zbliżą. Obiecaj że do nas wrócisz… nie zgrywaj bohatera… wróć do Maggie i do mnie. Żebyśmy mogli razem stąd wyjechać do domu. Proszę - ścisnęła go mocniej.

- Hmm… Wiesz co kochanie? Myślę, żeby było fair to ty też chyba musiałabyś mi coś obiecać. - Rob wydawał się dalej udawać tego detektywa czy kogoś podobnego ale kobieta czuła jego mocny, opiekuńczy uścisk i wargi które pocałował ją najpierw w czoło a potem zeszły niżej, w stronę ucha. Głos też przyciszył mu się prawie do granic szeptu. - No wiesz, coś w stylu, że nie będziesz zgrywać Dr. Quinn, ratować kogoś swoim życiem i zdrowiem i takie tam. No wiesz, ja też chciałbym móc wrócić do was obu. - powiedział pochylając się nieco w stronę żony tak, że teraz właściwie stali wtuleni w siebie nawzajem.

- Nie do nas dwóch - Izzy przełknęła gulę i zamknęła oczy biorąc go za rękę. Wcisnęła ją między ich ciała i przyłożyła do swojego brzucha - Trzech. To miała być niespodzianka, gdy przyjedziemy do Henderson. Poczekamy tu na ciebie… we trójkę. Obiecuję, że nie zrobię nic lekkomyślnego. Teraz twoja kolei.

- O! Ooo! Naprawdę!? O! O rany!
- Robert zareagował tak z jeden oddech po tym jak dłoń żony pokierowała jego dłoń do swojego brzucha. Cofnął się z jakieś pół kroku jakby chciał własnymi oczami obejrzeć jej brzuch zupełnie jakby miał szansę coś tam dostrzec. - Kochanie to cudownie! - ucieszył się mąż i złapał żonę za biodra i bez trudu podrzucił do góry. Chyba w ostatniej chwili zorientował się, że pokoje niezbyt są dostosowane do takich wyskoków bo dłonie które dopiero co puściły kobiece biodra znów się na nich zacisnęły i ściągnęły ją z powrotem na dół. Nie przeszkodziło to końcówkom opadających włosów Izzy poczuć na sobie deski sufitu. - To będzie nas więcej! - zawołał ucieszony łowca mutantów. - Nas O’Nealów będzie więcej. - pokiwał głową w kapturze - I dobrze! No ale zobacz jak się ładnie układa nawet z tymi kotami. Maggie się przyda. Będzie miała wprawę jak się kimś zajmować. Pomoże ci. A już wiadomo czy to chłopiec czy dziewczynka? No tak, za wcześnie. Ale co tam! Co by nie było to będzie dobrze. - pod wpływem entuzjazmu Robowi włączył się raczej niezbyt częsty u niego słowotok. Gadał tak szybko i głośno, że nie szło mu przerwać. Aż się wygadał i ta pierwsza fala radości przeminęła i wreszcie dał coś powiedzieć czy zareagować żonie.

Izzy przytakiwała w rytm tego co mówił bo wzruszenie nie pozwalało się jeszcze odezwać. Rob był w tym lepszy, bardziej opanowany. Jej brakowało słów, bo żadne nie wydawały się odpowiednio mocno wyrazić radości. Patrzyła do góry mokrymi oczami i kiwała głową, uśmiechając się równie szeroko co mąż.
Ucieszył się szczerze i gorąco, a jego uśmiech był wszystkim czego lekarka mogłaby przejść boso całą trasę od San Antonio aż do Henderson gdyby było trzeba. Kiedy skończył gadać i zrobił przerwę na odetchnięcie wykorzystała okazję. Pocałowała go, przyciągając do siebie.

Mąż oddał pocałunek żonie również mocno ją przyciskając do do siebie. Trwali tak chwilę w milczeniu ciesząc się swoją bliskością i obecnością.
- No to teraz musimy na ciebie uważać. - wyszeptał do jej ucha odsuwając kosmyk ciemnych włosów za ucho.

- Na ciebie też… bo jak mnie zostawisz samą z ośmiolatką i pieluchami to znajdę cię i zrobię krzywdę bez przyjemności. Obiecaj że będziesz ostrożny Robbie - lekarka skorzystała z okazji że ich usta się rozdzieliły i też podjęła szept nie zwalniając uścisku - Inaczej będę musiała się zająć tym przystojniakiem, chyba wiem o którego ci chodzi i masz rację. Nie tylko niezły w frontu, tyłek też ma świetny, nie wiem czy zauważyłeś - zwolniła trochę uścisk żeby odsunąć się na długość przedramion i móc złapać kontakt wzrokowy. Mówiła poważnie i z zastanowieniem - Do tego te oczy, uśmiech… nic tylko iść i postawić mu drinka, a potem zaprosić na korepetycje z geometrii - pokiwała głową i przyłożyła rękę do popalonej skóry na policzku męża - A ta blizna tylko dodaje mu uroku. Myślisz, że da się wieczorem wyciągnąć gdzieś na bok jak Maggie pójdzie spać? Mogę mu umyć plecy bo sam tam nie sięgnie. Trzeba sobie pomagać.

- Ah tak?
- Robert też płynnie przeszedł do kolejnej tury tej gry w jaką oboje tak często grali. - Mówisz, że ten wujek takie ciacho tak? Mhm. - głowa ze zsuniętym gdzieś w międzyczasie kapturem pokiwała krótkimi brązowymi włosami. - Wiesz, właściwie jak tak to ja jadę z dwiema fajnymi foczkami. Angie jest w sumie całkiem niezła. Chociaż trochę za młoda jak na mój gust. Ale ta Vex właściwie to też od frontu wygląda całkiem nieźle. Myślisz, że gdzieś tam w międzyczasie tego ganiania za tą laską co mamy po nią jechać gdzieś znalazłoby się chwilę i kąt zapoznać tak lepiej? - mąż zmrużył oczy jakby na poważnie się nad tym zastanawiał. Zaplótł dłonie gdzieś na wysokości paska żony pozwalając sobie zwiedzać dłońmi tylne rejony pod paskiem. Sam nieco odchylił się do tyłu by nabrać lepszej perspektywy na twarz żony. Ale pozwalając sobie też bezczelnie zjechać niżej na szyję i jeszcze niżej. Wtedy też z korytarza doszedł ich nawołujący głos blondynki. Chyba ich szukała ale pewnie nie wiedziała w którym są pokoju.

Lekarka sapnęła zrezygnowana… akurat zaczynało się robić przyjemnie, a tu już wypadało wrócić do szarej, podmokłej rzeczywistości.
- Jeżeli chcesz się zapoznawać z Vex lepiej weź najgrubszą gumę jaką znajdziesz. Przy takim przebiegu i parokrotnie przekręconym liczniku dziewczyna może mieć w gratisie połowę plag egipskich. Różne rzeczy się teraz lęgną na autostradach z takim ruchem - uśmiechnęła się niewinnie i równie niewinnie zacisnęła dłonie na pośladkach Roberta - A potem gruntowna dezynfekcja i dezynsekcja. Zanim przekroczysz ponownie próg tego pokoju. A pod tym dachem jest tylko jeden przystojniak z blizną na którym można zawiesić oko, reszta to płotki - pocałowała go w nos i cofnęła się, idąc do drzwi. Otworzyła je i wyjrzała na korytarz.

Ledwo skrzypnęły zawiasy, Angela czujnie obróciła głowę w odpowiednim kierunku, lecąc przed siebie. Zatrzymała się akurat gdy pani doktur skończyła się wychylać.
- Dzień dobry… bo wujek powiedział że powinnam zdjąć spodnie, a pani mówiła że ma jakieś, to pomyślałam że przyjdę i się spytam czy mogę je pożyczyć, a potem oddać i obiecuję nie pobrudzić… za bardzo - wyrzuciła na jednym wydechu, uśmiechając się szeroko.

Izzy przesunęła się i zrobiła zapraszający ruch ręką.
- Wejdź aniołku, nie będziesz się przecież rozbierała na korytarzu. Zaraz coś znajdę, a twoje rzeczy damy Lou do prania. Na rano będą czyste i suche - powiedziała uśmiechając się łagodnie.

Blondynka pokiwała energicznie głową i zaciekawiona przeszła przez próg. Tam zobaczyła pana z blizną i dwa łóżka. Parę toreb. Pomachała panu z blizną i bez ociągania ściągnęła spodnie, bo i tak miała to zrobić.

- Ee. To ten. To ja poczekam na dole. - pan z blizną narzucił z powrotem kaptur na głowę, zabrał swój karabin i mały plecak i wyszedł na korytarz zamykając za sobą drzwi. Chwile jeszcze i dziewczyna i kobieta słyszały jego miarowe cichnące kroki na korytarzu. Pani O’Neal wyczuwała, że pan O’Neal chyba był dość zaskoczony nie tyle nagłym przybyciem nastolatki którą zdawał się lubić, ile bezceremonialnym ściągnięciem spodni. Pod którymi zresztą nic więcej nie miała.

Izzy wybałuszyła oczy na tak beztroski wyczyn i wryło ją na chwilę. Opanowała się i dopiero zaczęła ogarniać nie swój bajzel.
- Aniołku dlaczego rozbierasz się przy kimś kto to widzi i jeszcze jest mężczyzną? - zapytała spokojnie - I gdzie masz bieliznę?

- Bieliznę?
- Angie popatrzyła w dół i zrobiła miną “aaaaaa!” - Majtki! No one strasznie cisną i drapią szwami. Nie noszę ich bo nie lubię… ale mam stanik - pochwaliła się, ściągając koszulkę wujka - Od cioci… no i lubię pana Roba… no i się spieszymy, a wujek kazał się przebrać. - wyjaśniła rozbrajająco szczerze.

Lekarka westchnęła i pochyliła się nad bagażami ustawionymi w kącie pokoju.
- Aniołku to że kogoś lubisz nie znaczy, że trzeba się przed nim rozbierać. - tłumaczyła powoli, grzebiąc w ubraniach - Szczególnie jeśli to mężczyzna. Roba nie musisz się bać, nie zrobi ci krzywdy, ale widziałaś go, prawda? Jest duży i silny. Gdyby na jego miejscu był ktoś inny mógłby ci zrobić krzywdę. Poza tym jesteś śliczną dziewczyną, a takie zrzucanie ubrań to zachęcanie do… - zawahała się, ale powiedziała dalej -... odbycia stosunku. Seksu. Powinnaś uważać, bo nie każdemu kto się uśmiecha można ufać. Ktos cię kiedyś skrzywdzi, albo okradnie, albo jeszcze gorzej… pomyśl jakby się poczuł twój wujek, gdyby coś ci się stało?

Angie przekręciła głowę w bok, przypatrując się co pani doktur robi. Odkopała też brudne ubrania w kąt i słuchała.
- Wiem co to seks - powiedziała i wzruszyła ramionami - To miłe… te robaczki w brzuchu. Roger mi pokazał, potem ciocia mówiła i widziałam jak się tula z wujkiem od środka. A jakby ktoś próbował mnie okraść albo skrzywdzić, umiem się bronić. Dziadek mnie nauczył… wujkowi byłoby smutno… jakby zauważył - przygryzła wargę i odwróciła głowę do okna - Bo oni się ciągle całują, albo tulają albo dotykają. No często. Ciocia go zajmuje, a ja… - wzruszyła ramionami i doburczała - Ja sobie poradzę.

- Powiedz długo już podróżujecie we trójkę?
- O’Neal wyjęła wreszcie mały zwitek białego materiału i drugi większy niebieskiego - I nie mów takich rzeczy, oczywiście że by zauważył. Szukałby i się martwił. Bardzo mu na tobie zależy - uśmiechnęła się, chociaż w duchu klęła jak szewc. Dlatego Pazur pałał niechęcią do Rogera. Westchnęła w duchu i podała pakunki nastolatce - Załóż je proszę, zacznij od bielizny. Nie mam spodni w twoim rozmiarze, ale tu jest sukienka - wskazała niebieski pakunek - Używam jej jako tuniki… takiej długiej bluzki, tobie powinna sięgać gdzieś do połowy uda. Wujek wspominał że mieszkałaś z dziadkiem. Dużo było tam dzieci? - też przekręciła głowę.

- No już trochę podróżujemy razem - Angela wzięła ubrania i jak pani doktur mówiła, najpierw założyła to białe. Przełożyła nogi przez odpowiednie dziury i podciągnęła na biodra. Ledwo to zrobiła już czuła te głupie, gryzące szwy, ale nie chciała robić miłej pani przykrości - Od wczoraj wieczorem. Spotkaliśmy się na drodze, potem byliśmy u Rogera, bo jego też wczoraj poznaliśmy. I Mewę i Patyka i knuję, ale knuja była głupia i knuła i już nie żyje. Nie ja ją utrupiłam - dodała szybko, kręcąc niebieskim materiałem i nie wiedząc jak go założyć. - Zależy… ale krzyczy. Nakrzyczał na mnie przez ciocię. Była niemiła i… -zacięła się, więc znowu wzruszyła ramionami - No i nakrzyczał na mnie przy ludziach, bo źle coś jej powiedziałam. Próbowałam mu wyjaśnić dlaczego jest mi smutno, ale i tak… Mówił że się mnie wstydzi, to jak się wstydzi nie będzie tęsknił. Ja mu przeszkadzam. Intruzuję. Bardzo go kocham, ale będzie lepiej jak sobie pójdę. Jak już nie będzie wściekniętych ludzi. Zniknę tak, ze mnie nie znajdzie. Dziadek tego też uczył. Mieszkaliśmy na pustyni, ja i on. A potem przyjech… no był na trochę wujek, a potem znowu byliśmy we dwoje, a potem byłam sama aż wujek nie przyjechał. Nie było dzieciów, nikogo poza nami. Jak ktoś już jakoś przyszedł w okolicę to dziadek go trupił z karabinu, ale to bardzo, bardzo rzadko, bo tam ciężko było dojść przez piach i upał i słońce. A teraz jedziemy do cioci Ellie ale nie wiem jak tam będzie… i czy będzie. - potrząsnęła głową.

Lekarka podniosła się powoli i tylko zaciskała szczęki. Powinna podbić cenę za usługi wychowawcze, a najlepiej wziąć karabin i zacząć strzelać piętro niżej. Podeszła do dziewczyny i pogłaskała ją po głowie, po czym pocałowała jasne włosy na czubku.
- Pomogę ci, dobrze? - delikatnie odebrała sukienkę i sprawnie rozprostowała materiał. Pomogła przełożyć ręce przez otwory, a kiedy znalazły się tam podciągnęła do góry, zabierając się za szybkie zapinanie guzików - Jeżeli będziesz chciała dam ci kartkę z adresem. Nawet jak pojedziesz do cioci Ellie, będziesz mogła do nas wpaść, a jak będzie ci tam źle, wyślesz nam wiadomość i po ciebie przyjedziemy z Robem. - skończyła zapinać guziki i popatrzyła krytycznie. Uśmiechnęła się - Ślicznie wyglądasz, ale zrobimy jeszcze jedną rzecz - wyjęła z kieszeni wstążkę i zaczęła zaplatać warkocz z jasnych włosów - Tak będzie ci wygodniej, nie będą ci włoski pchały się do oczu i odsłonią buzię. - mówiła nie przerywając pracy - Twój wujek to dobry człowiek, ale też się denerwuje, a zobacz jakie tu dziwne rzeczy się dzieją. Chciałby ochronić ciebie i ciocię i wszystkich którzy sami nie mogą się obronić. Jak mu uciekniesz to nie spocznie dopóki cię nie znajdzie, a jak będzie szukał sam może wpaść w tarapaty. Lepiej się trzymać razem, w rodzinie. Czasami się nie zgadzamy, pokłócimy, albo na siebie nakrzyczymy w nerwach. Nie zmienia to jednak faktu że bardzo się kochamy. Też kiedyś nakrzyczałam na Roba i to nie raz. Połamałam nawet na nim miotłę… ale go kocham i zawsze będę kochać. Gdyby zniknął byłabym pełna najgorszych przeczuć. Że ktoś go porwał, albo utknął gdzieś w dziurze ranny i jest zbyt słaby żeby wyjść. Kiedy znika ktoś nam najbliższy od razu widzimy najgorsze rzeczy i wariujemy ze strachu że mogą się okazać prawdą. Więc nie uciekaj wujkowi… porozmawiam z nim, spróbuję chociaż, dobrze? - popatrzyła blondynce w oczy.

- Połamała pani miotłę na panu Robie? - Angie zrobiła wielkie oczy, a potem milczała. Sukienka była dziwna, ale fajna. Nie krępowała ruchów, sięgała do połowy uda więc może się nie zamoczy. No i miała ładny kolor, trochę jak niebo. - Pani mówi że… on by się martwił i szukał? I coś sobie zrobił? Dobrze… to nie będę uciekać. Bo… - myślała nad tym co usłyszała. Nie chciała żeby wujek jej szukał i został dezerterem... - Dziękuję. Będę bezpieczyła pana z blizną, nie pozwolę żeby go ci wścieknięci dopadli. Wróci do pani i do Maggie - popatrzyła poważnie na wyższą kobietę.

- A ja obiecuję, że będę miała oko na twojego wujka - lekarkę ścisnęło w dołku. Wyciągnęła ramiona i objęła nastolatkę - Też ci dziękuję kochanie. Uważaj na siebie… bo czeka na ciebie sernik. Ktoś go musi zjeść - zmieniła temat na weselszy, zwalniając uścisk i sięgając po stojący pod ściana karabin. Skoro też miała “bezpieczyć”, musiała go zabrać.

- Właśnie! Sernik! Musimy się pospieszyć! Szybko wrócić od Rice! - w nastolatkę jakby ktoś wlał nową energię. Też objęła panią doktur, a potem zawinęła pas z misiem, bo karabin został przy stoliku. - Pani tez lubi sernik?

O’Neal zaśmiała się i przytaknęła, pokazując na drzwi.
- Chodźmy w takim razie. Nie możemy pozwolić sernikowi czekać dłużej niż to konieczne.

Obydwie wyszły z pokoju wynajmowanego przez rodzinę O’Nealów i zeszły z powrotem do sali głównej. Tam towarzystwo znowu zdawało się grupować przy stole przy jakim rozmawiali wcześniej. Robert stał oparty o rant stołu z ramionami skrzyżowanymi na piersiach. Przy okazji miał niezły widok na bar i wejście na schody więc zauważył ich pewnie jako jeden z pierwszych. Machnął do nich przyjaźnie dłonią w pozdrowieniu. Przy stole byli też Vex i Roger z czego khainita siedział do nich tyłem. Przez co ładnie były wyeksponowane plamy nagiej skóry gdzie czyszczący wacik lekarki zmył z brudem i okruchami szkła także białą farbę jaka pokrywała tors mężczyzny. I teraz wyglądały te plecy jak w jakieś plamy na białym tle. Od strony baru zaś wracał w stronę stołu wujek. Zerknął na wracającą ze schodów dwójkę i zatrzymał się. Z całej tej grupki wujek wydawał się najbardziej zaskoczony.

- O... Angie. Bardzo dobrze wyglądasz w tej sukience. To od Izzy? - zapytał trochę jej a trochę lekarki gdyż przeniósł zaskoczone spojrzenie z sylwetki nastolatki na twarz lekarki. - Dzięki wielkie Izzy. - skinął jej ciemno blond głową.

Blondynka rozpromieniła się i uśmiechnęła szeroko. Wujkowi się podobało, czyli musiało być ładnie!
- Tak! Pani doktur mi ją pożyczyła za spodnie - powiedziała przejęta jakby miała zaraz dostać cukierka. Spojrzała w dół na koniec materiału - Ładna. Niebieska… tylko dziwnie się chodzi i wieje… ale majtki mam, też mi pożyczyła - wyszeptała konspiracyjnie do opiekuna dumna i zadowolona - Warkocza też zrobiła.

O’Neal puściła Pazurowi oko i milczała, rozglądając się po sali. Sama musiała zebrać myśli i uporządkować któremu problemowi najpierw urwać łeb, które mnożyły się jak u mitycznej hydry.
- Jeśli macie jeszcze coś do prania to dajcie od razu, zaniosę Lou - powiedziała po chwili.

- Bardzo ładny. Ładniejszy niż te co mi wychodzą. - ciemny blondyn wziął w dłoń zapleciony przez lekarkę warkocz nastolatki oglądając go i przesuwając po nim kciukiem. - Świetnie wam poszło. - najemnik wydawał się być bardzo zadowolony z tego co widzi w tej zmianie wizerunku swojej podopiecznej. - A pranie. Nie, teraz chyba nie. Co od nas to ja pozbieram i oddam do prania. - zmrużył oczy starając sobie chyba przypomnieć jak to jest z aktualnym stanem ich garderoby. On wciąż miał na sobie swój mundur i ekwipunek który jak ubrania większości ludzi w okolicy był przynajmniej mokry od tego brodzenia w wodzie. Ubrania nastolatki zostały w pokoju O’Nealów a teraz miała na sobie tą sukienkę od Izzy. Vex była w tym co rano ale i tak była w ekipie jaka miała iść na zewnątrz więc niezbyt było sens się przebierać. Roger zaś poza swoimi toporkami i tarczą miał właściwie tylko spodnie i buty może coś jeszcze w furgonetce. I też zaraz miał ruszać na zewnątrz.

Doktor podeszła do męża i objęła go, całując na pożegnanie w rozchylone uśmiechem wargi.
- Tylko bądź grzeczny, nie zgub się, ani nie zrób czegoś, czego oboje będziemy żałować. Miotły mi się kończą - udała żywą powagę, ale oczy miała zmartwione.

Nastolatka za to skoczyła na wujka, wieszając mu się na szyi i mocno przytulając.
- Wrócimy na sernik i… - chciała coś jeszcze powiedzieć, ale zacięła się. Zamiast tego dała mu buziaka w policzek. Zrobiło się jej smutno, że muszą się rozstać. Zwykle to on wychodził do pracy, a ona zostawała gdzieś w bryku, albo w pokoju. - Bezpiecz tutaj… i bądź cały jak wrócę.
 
Driada jest offline