Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2017, 13:53   #152
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 31 - I szęśliwego Nowego Roku! :D



No i odjechali. Gdy Roger wreszcie odpalił maszynę. Znowu były z tym kłopoty tak samo jak przy motelu. Chociaż na oko Vex to ten furgon jak na takie brodzenie w wodzie to i tak radził sobie całkiem nieźle. Wcale nie była pewna jak poradzi sobie “psi” autobus. Wcześniej jednak zaliczyli drobne spięcie na temat obciętej głowy. Roger jakoś o niej nie zapomniał i nie chciał ustąpić. Znowu przez chwilę zrobiło się nerwowo gdy wujek Angie i mąż Izzy stanęli po stronie lekarki by Roger zostawił głowę lub poczekał aż ona zrobi swoje. W końcu zawarli kompromis na tyle, że pomalowany mężczyzna co prawda zabrał głowę ale zgodził się by Izzy pobrała wymaz z rozbitej głowy. I obiecał, że nie będzie jej patroszył od razu jak tych psich przy autobusie. Obiecał nawet poczekać z tym patroszeniem aż wrócą a nawet dać lekarce do zbadania tą głowę. Vex miała wrażenie, że dla pomalowanego faceta to cholernie wielkie ustępstwo a Angie pamiętając jak szybko i sprawnie pan z obrazkami wyprawił i oskórował głowy bandytów przy autobusie wiedziała że z jedną głową na pewno uporałby się jeszcze szybciej. Dla wszystkich zaś było jasne, że dla khainity wszystko co związane z Khainem i zabijaniem dla niego traktował śmiertelnie poważnie a większość pozostałych sprawa raczej obojętnie.

Przy okazji tej głowy jednak wyszła znowu sprawa mikroskopu. Nawet tak doświadczona lekarka jak pani O’Neal miało dość związane ręce w badaniu próbek jeśli nie miała tego podstawowego środka badań próbek biologicznych. W piwnicy natknęli się na ślady szczura który pewnie spijał krew zabitego lub nadżerał jego ciało. Pewnie uciekł gdy słyszał nadchodzących ludzi.

- One nie chodzą same. Tam gdzie jest jeden jest całe gniazdo. - powiedział zatroskanym głosem Rob patrząc na krwawe szczurze tropy prowadzące pod regał. Ale nie mieli już czasu przeszukiwać piwnicy mieli inne zadanie. Mężczyzna z pokaleczoną twarzą powiedział jeszcze, że najbezpieczniej byłoby pójść tym tropem i odnaleźć i wypalić całe gniazdo. No ale już musieli się zbierać by odnaleźć tą Rice która naprawdę była ugryziona i naprawdę mogła być zarażona. Powiedział, że najwyżej po powrocie spróbuje poszukać tego gniazda. Jak szczur zdołał zjawić się tu tak szybko to nie mógł mieć gniazda zbyt daleko. Pewnie w tym budynku lub bardzo blisko. Potem właściwie wszystkich przyszpiliło na zewnątrz. Jedni po odjeżdżali czarną furgonetką drudzy bo przyszli się z nimi pożegnać lub zwyczajnie życzyć powodzenia.

- Trzymaj się Angie. Jeśli coś byś chciała to będę na jedynce. - Pazur objął podopieczną i miał tą swoją poważną minę. Klepnął się lekko w przypiętą krótkofalę mówiąc o kanale na jakim zazwyczaj rozmawiali gdy się musieli rozdzielić. - Ale jeśli się wszystko spieprzy to rób to co cię dziadek nauczył. On się świetnie znał na sytuacjach gdy już wszystko się spieprzy. - powiedział poważnie patrząc jej w oczy i jeszcze raz ściskając ją na pożegnanie.

- Bez sensu. Ona jest Ćmą. Jak widzi swój płomień, jak czuje swój księżycowy zew to nic jej nie zatrzyma. Jak jesteś jej płomieniem to wróci do ciebie choćby przez całą arenę. No chyba, że zginie po drodze. No a jak nie jesteś jej płomieniem to poleci dalej i będziesz tylko jej przypadkową szybą. - khainita musiał usłyszeć słowa wujka gdy przechodził obok nich idąc do swojego samochodu. Zatrzymał się i odwrócił mówiąc pewnym siebie głosem jakby cytował coś pewnego z ksiąg mędrców czy naukowców. Widząc i słysząc to Pazur znów zacisnął szczęki ze zmilczanej złości.

- Rany, jak oni z nim wytrzymują? - Rob szepnął w ucho przytulonej do niego żony. Uściskał ją mocno i czule jednym ramieniem, drugim obejmując również córkę.

- Była jednak gotowa walczyć ze mną o ciebie więc chyba nie jesteś dla niej byle szybą. Szkoda. Byłbyś na pewno ciekawą próbą i jeszcze ciekawszym trofeum. - dorzucił obojętnie odchodzący khainita brnąc przez wodę. Doszedł do swojego pojazdu i nieśpiesznie zaczął otwierać drzwi wrzucając głowę zabitego do środka. Wujek wciąż obejmował Angie ale różnica wzrostu między nimi była na tyle duża, że swobodnie mógł patrzeć na pakującego się do furgonetki khainitę ponad jej głową. Na twarzy jednak grymas twarzy zmienił mu się z troskliwego i poważnego gdy przed chwilą mówił z Angie, na pełen tłumionej złości gdy pomalowany topornik wtrącił swoje khainickie trzy grosze aż po zamyślenie i zaskoczenie gdy dokończył swoje złote myśli wybrane. Spojrzał w dół na trzymaną w objęciach blondynkę. - Oh, Angie. Po prostu wróć do mnie. Reszta się nie liczy. - powiedział i nastolatka poczuła jak uścisnął ją nagle bardzo mocno jakby chciał ją udusić albo połamać. Tylko tak wyraźnie z uczuciem.

- Tak. Na czym to stanęliśmy? A już wiem! - Robert chwilę przyglądał się scenie rozgrywanej między tym dziwnym trójkątem też musiał być zdziwiony rozwojem sytuacji. Ale jednak przypomniał sobie po co wyszli na ten ganek przed lokalem. Wrócił więc do trzymanej żony i tej odwiecznej gry jaką ze sobą prowadzili. Objął ją na moment puszczając córkę i drapieżnie przyciągając żonę do siebie. A potem wpił się mocno najpierw ustami a potem i językiem w jej usta a potem i język. Potem puścił ją, puszczając jej jeszcze łobuzerskie oczko i kucnął by zrównać się wzrostem z córką.

- No Maggie. Tatuś ma sprawę do załatwienia na mieście. Ale wrócę. Zajmiesz się mamą jak mnie nie będzie? Mama może coś nie wiedzieć to może się coś ciebie pytać o radę to jej pomożesz wtedy? Tak? O rany, to świetnie, teraz wiem, że zostawiam ją w dobrych rękach! - klęczący mężczyzna o gabarytach znacznie powyżej średnią uliczną, powiększonych jeszcze optycznie przez ubranie, kaptur, karabin i cały ten szpej gdy tak klęczał przy drobnej dziewczynce i niby mówił poważnie jakoś wcale nie wydawał się dominującą sylwetką z tej dwójki. Oczywiście na wszystkie pytania uzyskał twierdzącą odpowiedź od córki bardzo przejętej i z bardzo poważnie wyglądającą miną. Izzy wyłapała jednak ten stały tekst z jaką Rob, żegnał się z żoną a z córką. Córce nie obiecywał kiedy wróci. Żonie jednak mówił chociaż kiedy sam spodziewa się wrócić. Miał jednak taką a nie inną profesję i z tymi powrotami potrafiło być naprawdę różnie. Jak dotąd zawsze jednak w końcu wracał. Ale zawsze gdy się rozstawali żadne z nich nie wiedziało czy tak będzie i tym razem. Teraz sprawa była niby prosta. Pojechać na drugi kraniec osady i znaleźć jakąś laskę i przywieźć ten autobus. Powinni wrócić najpóźniej na wieczór. Ale różnie było z tymi powrotami.

- Trzymaj się Vex. I wracaj cała i szybko. Zamówiłem tą kąpiel na wieczór. - uśmiechnął się wujek do cioci trzymając ją w objęciach po tym gdy ją pocałował. Przy rosłym najemniku motocyklistka trzymana w jego objęciach wydawała się krucha i drobna. A jednak jakoś była prawie pewna, że ten umięśniony facet nie zrobi jej krzywdy tymi ramionami.

- To słuchaj stary może zrobimy deal? - Robert gdy już miał odchodzić do furgonetki a nawet znów wszedł w tą powodziową wodę do kolan. Zatrzymał się przy schodach ganku i zagadała do najemnika. - Ty zadbasz o moje a ja zadbam o twoje? - zaproponował najpierw wskazując na swoją żonę i córkę palcem wskazującym a potem na nastolatkę i motocyklistkę.

- Stoi. - Pazur uśmiechnął się lekko i zszedł te kilka schodków by uścisnąć dłoń łowcy mutantów i przybić umowę. Obydwaj wydawali się zadowoleni z tego paktu. No a potem zapakowali się do furgonetki i odjechali.




Przez wodę jechało się opornie co Vex słyszała po ciężko pracującym silniku. Kilka razy zderzyli w coś po drodze albo rozjechali. Przez tą wodę często nie było nawet wiadomo w co i o co ani, że to coś tam w ogóle jest. Mieli niejako pasażera na gapę. Bo okazało się, że Roger wrzucił głowę zabitego do jednego z licznych pudeł i pojemników jakie miał na pace wozu. Okazało się to na jakimś zakręcie gdy pudło z głową wysunęło się nieco spod ławy na jakiej siedzieli. Na chwilę uwagę i ciekawe spojrzenia wzbudził monster truck. Prawdziwy monster truck! Tylko zaparkowany z tyłu lokalu a wcześniej podjechali i parkowali od frontu więc nie było go widać. Ale monster truck został w tyle za tylnymi oknami furgonetki a w końcu zniknął po jakimś kolejnym zakręcie.

Roger jednak bez większych przeszkód i problemów dowiózł ich na miejsce. Znowu parkowali przed domem Westów. Samochodem, nawet pomimo tępego oporu powodziowej wody było to parę chwil jazdy. A pieszo to by się pewnie szło z kwadrans albo i dłużej. Faktycznie więc o ile najemnik i lekarka jakoś nie zdobyliby na chybcika samochodu to ich przybycie musiało oscylować wokół takiego czasu.

- Angie, próba łączności. Słyszysz mnie? - krótkofalówka Angie nagle zatrzeszczała głosem wujka. Widocznie sprawdzał czy jest w porządku i z nią, i z nimi, i z radiem. Mieli też inne towarzystwo.

Przez podwórze Westów biegli radośnie rozchlapując wodę i Jack i James machając radośnie rękami i drąc się niemiłosiernie.
- Aaangieee! Wróciłaś! - darli się jeszcze zanim dopadli do czarnej furgonetki. - O. Dzień dobry! - przywitali się gdy z bliska okazało się, że przyjechała też ta miła pani co im dała poprowadzić autobus. Chłopcy zerkali też ciekawie na pomalowanego kierowcę jakby zastanawiając się czemu znowu Vex nie siedzi za kierownicą.






No i pojechali. Nie tak od razu bo khainita miał zauważalne problemy z odpaleniem maszyny. Izzy nie była pewna czy to przez tą wodę czy ta jego furgonetka tak ma. Woda na pewno nie pomagała w działaniu wszelkiej elektryce i bazującej na niej urządzeniom. Ale Roger jednak w końcu uruchomił czarnego vana i ruszyli. Najpierw samochód wycofał tyłem na drogę a potem odjechał kierując się za najbliższy róg więc przez chwilę widzieli jeszcze znikający bok pojazdu a potem zostały po nim tylko wzbudzone przez niego fale.
- Zawsze boję się ją zostawiać albo tak puszczać samą. - westchnął cicho Zordon patrząc na uspakajające się fale jakie zostawiła po sobie czarna furgonetka.

Wraz z Rogerem odjechała też głowa tego zabitego w piwnicy. Khainita nie chciał ustąpić i wydawało się, że jest gotów o nią walczyć z nimi wszystkimi. Mimo, że wyraźnie i Robert i wujek Angie stanęli w obronie racji lekarki i ich obydwu opór khainity wyraźnie już wkurzał. W końcu stanęło na czymś w rodzaju kompromisu. Roger zgodził się by Izzy pobrała próbkę z rozbitej głowy albo nawet da jej do zbadania ale jak wrócą. Obiecał też jej nie patroszyć od razu jak z tymi przy autobusie tylko dopiero jak wrócą. I tak lekarce została mała próbka pobrana z wnętrza czaszki chociaż bez mikroskopu i reszty sprzętu niezbyt można było coś z nią więcej zrobić. Za to próbek krwi było w piwnicy od cholery. Jak i samo ciało denata. Na szczęście dalej leżało tak je zostawili wychodząc.

Zapach krwi i trupa zwabił jednak padlinożerców. Na podłodze widać było małe ślady łapek odciśnięte na podłodze. Krwawy ślady. Angie była prawie pewna, że szczurze. Albo czegoś bardzo podobnego. Bez dodatkowych badań. I mikroskopu. Nawet Izzy nie wiedziała, czy choroba może przenosić się na inne gatunki. Mogły być podatne tak samo jak ludzie, mogły reagować jakoś inaczej, mogły w ogóle być odporne i nie reagować w ogóle a mogły być tylko lub przy okazji nosicielami. I Robert i Zordon mieli poważne miny zdając sobie chociaż częściowo sprawę z tego zagrożenia. Khainita wydawał się być całkowicie obojętny na to wszystko jak chyba wszystko co nie dotyczyło zabijania dla Khaina i kwestii wiary. W pomieszczeniu dało się wyczuć ostrzegawczy i nieprzyjemny trupi zapach. Ciało jeszcze nie śmierdziało jak pełnoprawny trup. A jednak na doświadczenie i lekarki i bywalców Pustkowi znacznie bardziej niż powinien świeży trup co go zdjęto z godzinę czy dwie może trzy temu. Raczej jakby miał już z pół doby, może dobę. A ten upał na pewno nie spowalniał procesów gnilnych rozkładu każdego ciała. Te łażące i bzyczące po nim muchy też nie.

- Angie, próba łączności. Słyszysz mnie? - zapytał już z wnętrza Pazur unosząc dłoń do wpiętej w kamizelkę krótkofalówki i nieco pochylając głowę. Czekając na odpowiedź podopiecznej zerknął na stojącą obok brunetkę. - No to skoro zostaliśmy sami. - zaczął mówić jakby miał coś istotnego do przekazania. - Porozmawiałem z Lou i Marią. Zgodzili się by związać tych na górze. Ale myślę, że lepiej byś brała w tym udział. Żeby ich nie połamać czy co. I Lou zgodził się nam też pożyczyć łódź więc w razie czego możemy popłynąć razem. A autobus jest na tyle duży, że pomieści i łódź, i motocykl, i nas, i nasze bagaże. A tam gdzie się nie da dojechać możemy wtedy spróbować popłynąć. - najemnik płynnie powiedział swoje zupełnie jakby zdawał jakiś raport z kolejnego zadania.

- To od czego zaczynamy? - zapytał spokojnie ocierając pot z czoła. W lokalu wciąż była Maria ale chyba zbierała się do odejścia sądząc po gestach i strzępkach jej głośnego tonu jaki chyba był jej naturalnym sposobem komunikowania się. Naturalnie był też i Lou, i Mike, czasem pokazywała się ta małomówna dziewczyna i reszta obsługi. Pod ich okiem i ręką gdyby nie błoto naniesione z zewnątrz przez liczne, mokre buty to jak się nie widziało utopionego w powodzi krajobrazu za oknami to nawet można było uznać, że jest całkiem normalnie. Kolejna przydrożna knajpa jakich tysiące. Chociaż trochę lepsza bo grało radio i działał jeden sufitowy wentylator. Leniwie ale działał więc jakiś powiew był. Wcześniej też był chociaż dotąd nie był włączony, dopiero niedawno ktoś go włączył. Niemniej była najgorętsza pora doby i nawet klientów było mniej niż gdy tu przybyli a ci co byli też zdawali się ulegać sennej atmosferze sjesty. Kilka sylwetek zdawało się nawet drzemać oparci o ściany czy stoły.





Miły półmrok ciepłych płomyków świec. Rzecz całkowicie praktyczna. W tym lokalu jak w całej masie innych jakie przez lata podróży natykała się leżąca w wannie kobieta nie było elektryczności. Więc oświetlano jak kiedyś na Dzikim Zachodzie albo jeszcze dawniej czyli świecami i lampami. Ale niejako przy okazji teraz te świece dawały przyjemne, spokojne światło pomagając zbudować kojący nastrój odpoczynku i relaksu. Drugim czynnikiem była woda. Nie taka przez jaką od rana brnęła przez ten cholerny zatopiony powodzią krajobraz. Zimna, mętna o zapachu nadbrzeżnego jeziora silnie kojarzący się z bagnem. Do tego zwyczajnie utrudniała marsz bo każdy krok był okupiony wyciąganiem nogi z wody i pokonywaniem jej biernego oporu. Do tego woda była na tyle mętna, że nie było widać co tam pod spodem jest. Aby iść po drodze trzeba było trzymać się między też zatopionymi znakami czy drogowskazami. Ale nie zawsze było to takie pewnie i szkoda była liczyć ile razy się potknęła o zatopione coś a z raz czy dwa nawet wpadła cała w wodę gdy te zatopione coś okazywało się czymś głębszym lub większym. Jednym słowem lekko nie było.

W przeciwieństwie do nóg które brodziły w zimnej wodzie góra zmokła jej i tak od mżawki która padała od rana. Gdzieś w południe się skończyła i wyszło Słońce. Ale wcale nie poprawiło to jakoś sytuacji. Teraz dla odmiany zaczął się lać z nieba tropikalny żar który zdawał się wydusić i wypalić całe życie w okolicy. Cokolwiek na sobie miała wydawało się zbyt ciężkie i sprzyjać temu, że poza mokrymi nogami gotowała się we własnym sosie. Ale była już blisko. Widziała budynki osady która była jej celem. Mozolnie zbliżały się od jakiejś godziny aż wyławiała kolejne detale. Jak tą pokiereszowaną kolumnę samochodów przed wjazdem do miasta. Kręciło się tam parę osób, chyba właścicieli którzy próbowali postawić na nogi swoje pojazdy albo szykowali się do dalszej drogi pieszo gdy okazało się to daremne. Też poruszali się niemrawo urządzając sobie typową o tej porze doby sjestę. Ale od nich dowiedziała się, że to właśnie ta osada. Dew. Tu gdzie planowała dotrzeć. Udało się.

Już była blisko. Przejść ostatni kawałek do centrum. Tam znalazła lokalną knajpę gdzie miały być pokoje do wynajęcia. Chyba trafiła od zaplecza chociaż też widziała zaparkowane pojazdy. W tym jeden wybitnie się rzucał w oczy. Prawdziwy monster truck! Z wielkimi kołami i tak wysokim zawieszeniem, że tą wodę w której topiła się i ona od rana i zwykłe pojazdy traktował pewnie jak zwykłą kałużę. Ale sądząc z odgłosów dobiegających z wnętrza chyba jakaś parka się tam zapoznawała bardzo osobiście.




Przeszła przez ten parking, przeszła przez bok budynku by znaleźć się od frontu i głównego wejścia. Weszła do środka otwierając podwójne drzwi. Jedne siatkowane antyinsektowe i drugie zwyczajne. Wewnątrz panował przyjemny cień i powiew dawany przez działający jeden sufitowy wentylator. No i błoto na podłodze pozostawione przez ludzi wchodzących tu z zewnątrz w mokrych butach i ubraniach. Też dorzuciła swoje mokre ślady do innych jakie tu już były przed nią. Ale przy barze wreszcie spotkało ją coś miłego. Na półce nad barem było radio. I działało. Grało jakąś muzykę ale po chwili dało się słyszeć głos DJ-a zapowiadający kolejny kawałek i namawiający do optymizmu i trzymania głowy do góry przy tej całej powodzi. Więc jak byłoby to jakieś nagranie a nie radio to musiało być bardzo umiejętnie dobrane pod tą sytuację. Tak bardzo dobrane, że to, że jednak jest to prawdziwa audycja wydawało się dużo bardziej prawdopodobną opcją. Czyli gdzieś tu musiała być radiostacja tak jak słyszała o tym wcześniej. A kolejnymi miłymi rzeczami był wolny pokój. Chociaż musiała wziąć albo dwójkę bo jedynek nie mieli. Ale za to mieli kąpiel. I to właściwie gotową do użycia. Cała wanna ciepłej, czystej wody czekającą na kogoś kto z niej skorzysta. Nagrzali dla kogoś ale ten ktoś zrezygnował. Dopiero co więc wanna wciąż była z tą czystą, ciepłą i czekającą wodą. Za skromną opłatą można było domówić bąbelki i/albo łaziebną.

I tak wreszcie mogła wyciągnąć się w pełnej ciepłej wody wannie. Ta woda była całkiem inna niż ta na zewnątrz. Przyjemnie wypłukiwała zmęczenie, brud, ogrzewała wymarznięte nogi i zdawała się koić wszelkie smutki, lęki, obawy. Można było zamknąć oczy i zapomnieć o wszystkim co jest poza ścianami łazienki. Ciepła, czysta, pachnąca pianą woda tworzyła przyjemną kompozycje z tym światłem świeczek. Z jednej strony działała kojąco, wlewając w ciało błogie rozleniwienie, że aż chciało się wrócić do pokoju i rozwalić się ponownie, tym razem na łóżku. A z drugiej jednak dodawała energii usuwając zmęczenie i znużenie pobudzając i ciało i umysł.

Na taborecie i podłodze leżało mokre ubranie które dotąd miała na sobie. Ale z rozmowy z właścicielem wiedziała, że mogła je zostawić do prania. Chociaż nie dawał gwarancji, że upiorą jeszcze dziś. Jak nie to jutro i wtedy suche, czyste i gotowe do zabrania powinny być na kolejny wieczór. Sama mogła przebrać się po tej kąpieli w zapasowe i suche ciuchy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline