Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2017, 15:42   #315
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Christmas Special - część szósta

- Miranda, pomożesz mi? - zapytał Christopher.
- Oczywiście - odpowiedziała kobieta, odbierając od niego dwie siatki z zakupami.
Opuścili parking za blokiem Harper, obładowani towarem. Emily również chciała pomóc nieść, więc Bones podał jej najlżejszą torebkę.
Alice prawie wywróciła się na skutej lodem powierzchni, jednak w porę odzyskała równowagę. Podeszła do drzwi frontowych i odblokowała je, wstukując kod. Następnie weszła do środka, przytrzymując drzwi reszcie. Ruszyli w górę schodów. Kiedy dotarli na drugie piętro, Alice spostrzegła mężczyznę. Był w średnim wieku i średniego wzrostu. Miał na sobie bardzo elegancki, skórzany płaszcz. Czarne włosy, przerzedzone na czubku i zakolach, zaczesywał do tyłu. Lśniły dzięki brylantynie, lub innemu specyfikowi. Stał przed mieszkaniem zmarłej sąsiadki, przyjaciółki pani Dawson. Zawieszał na nim wieniec świąteczny. Wyglądał na przybitego. Kompletnie nie zareagował na przybycie Alice i pozostałych.
Śpiewaczka wprowadziła ich do budynku, a spotykając mężczyznę na klatce, kiwnęła mu głowa
- Dzień dobry, wesołych świąt - powiedziała uprzejmie.
- Dzień dobry - mężczyzna odparł ze smutkiem.
- Najpierw zameldujemy się u pani Dawson, a następnie skoczymy do mnie i zajmiemy się przygotowywaniem części jedzenia - wyjaśniła spokojnie.
- A gdzie będziemy gotować? - zapytał Bones, kompletnie nie zważając na obcego mężczyznę. Ruszył po schodach w stronę trzeciego piętra. Emily prędko wyminęła go, mknąc po schodach jak błyskawica. Miranda trzymała się przy prawym boku Alice.
Śpiewaczka zerknęła na mężczyznę
- Przyszedł pan odwiedzić mieszkanie pani Sehlberg? - zapytała, zwalniając nieco kroku.
Zajęło kilka sekund zanim nieznajomy uświadomił sobie, że Alice mówi do niego.
- Tak, to moja matka - odparł. - To była moja matka. Co roku spędzaliśmy razem święta - mruknął ciszej, poprawiając zielony wieniec pełen czerwonych kokardek i drobnych, złotych bombek. - Nie wiem, dlaczego przyjechałem tutaj dzisiaj. Chyba nie mogłem znieść myśli, że jej mieszkanie będzie puste i smutne w Wigilię. W nim wychowałem się - pogładził złotę cyfrę przykręconą do drzwi.
Tymczasem Chris, Emily i Miranda ruszyli w górę, znikając im z oczu. Zapewne niedługo uświadomią się, że nie wiedzą, pod którym numerem mieszka pani Dawson.
Harper milczała chwilkę, zerkając na wieniec. Zaraz przeniosła spojrzenie na mężczyznę
- Alice Harper - przedstawiła się, wyciągając do niego dłoń. Ten odwzajemnił gest.
- Jeśli nie ma pan planów na Wigilię, może chciałby pan dołączyć do mnie i pani Dawson? Wiem, że wcześniej obie panie spędzały święta wspólnie, a w tym roku… No cóż… - powiedziała spokojnie i uśmiechnęła się lekko.
Mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie. Wyglądało na to, że zaproszenie Alice zawstydziło go.
- Dziękuję, pomyślę nad tym. Myślę jednak, że najlepiej spędzić ten czas z rodziną… - mruknął. - Czy znała pani moją mamę? - zapytał nagle. - Co pani o niej pamięta? - wydawał się naprawdę tym zaciekawiony.
Alice zastanawiała się bardzo krótko
- Pańska mama zawsze robiła pyszne ciasta. Szczególnie szarlotkę - przypomniała na głos i uśmiechnęła się lekko
- I miała mnóstwo kwiatów, kilka tych, które mam u siebie dostałam od niej, gdy były jeszcze tylko malutkimi sadzonkami odskubniętymi od jej kwiatów. No i miała przemiłą sunię… Kropkę, dobrze pamiętam? - zapytała śpiewaczka
- Kilka razy była na przedstawieniach w operze i po tym zaczęłyśmy częściej rozmawiać - powiedziała wspominając dalej
- To była uprzejma, elegancka kobieta - zakończyła i uśmiechnęła się do mężczyzny pocieszająco.
- Tak, to moja mama. Dziękuję - odparł mężczyzna, otworzył drzwi, wszedł do mieszkania i prędko je za sobą zamknął, pozostawiając Alice samą. Ta jednak zdążyła zobaczyć łzy spływające po policzkach mężczyzny. Bez wątpienia nie chciał wybuchnąć płaczem przy obcej, dopiero co poznanej kobiecie.
Śpiewaczka widząc, że mężczyzna lekko się podłamał i wolał zostać sam, ruszyła na górę, by znaleźć resztę towarzyszy swojej podróży. Zerknęła na Mirandę i uśmiechnęła się do niej
- Lubisz swetry? - zapytała szukając jakiegoś luźnego tematu.
Kobieta wzdrygnęła się. Stała za Chrisem i Emily. Przypatrywała się swojej bransoletce. Kiedy Alice do niej podeszła, prędko naciagnęła na nią rękaw płaszcza, jakby chcąc ukryć ją przed wzrokiem rudowłosej.
- T-tak - odparła prędko, choć jej mina sugerowała, że nie dosłyszała pytania.
Niechcący na ratunek przybył jej Bones.
- Tu jesteś, Alice! Czekaliśmy na ciebie - niby skrzywił się, niby uśmiechnął. - Do którego mieszkania idziemy?
Harper przyglądała się chwilę dziewczynie, po czym przeniosła spojrzenie na Chrisa
- Dwadzieścia sześć, to mieszkanie pani Dawson. Powiedzmy jej najpierw, że mamy gości, a potem zabierzemy się za przygotowywanie wszystkiego - wyjaśniła swój plan, po czym podeszła do drzwi mieszkania sąsiadki i zadzwoniła.

Trwało minutę zanim pani Dawson zdołała dokuśtykać do drzwi i je otworzyć.
- O, witaj słoneczko! - przywitała się z uśmiechem. Następnie zmrużyła niedowidzące oczy i spojrzała ponad ramię Alice. - Widzę, że przyprowadziłaś przyjaciół! Witajcie kochani, gość w dom, Bóg w dom!
Ustawiła się bokiem, aby wszyscy mogli wejść do środka.
- Dzień, nazywam się Christopher Bones - przedstawił się mężczyzna. - Jestem znajomym Alice z pracy.
- O, pan też jest fanem muzyki? - staruszka zachwyciła się.
Detektyw IBPI zmarszczył brwi, ale wnet pokiwał głową i ruszył dalej, obawiając się kolejnych pytań.
- Dzień dobry, nazywam się Emily - tym razem dziewczynka podeszła do pani Dawson. Dygnęła, jak mała dama. Następnie spojrzała prędko na staruszkę, chcąc ocenić, czy doceni jej maniery.
- Jaka dobrze wychowana laleczka! - ta zachwyciła się, zaklaskała i splotła ręce. - Uważaj słoneczko, bo cię ukradnę i nie wypuszczę! - dodała, po czym obróciła się i sięgnęła do stojącego koszyka z piernikami. - Poczęstuj się, moja miła.
- Dziękuję! - Emily wyszczerzyła się i ruszyła dalej.
Ostatnia w kolejce była Miranda.
- Dzień dobry - skinęła głową staruszce i odeszła, zanim ta zdołała odpowiedzieć.

Pani Dawson dalej stała, wpatrzona w otwarte drzwi. Czekała na jeszcze jedną osobę. Swojego wnuka.
Harper zrobiło się przykro, bo natychmiast zarejestrowała, że pani Dawson czeka jeszcze na kogoś
- To na razie wszyscy, pani Dawson. Byliśmy u pani wnuka, ale był zbyt zajęty, by z nami przyjechać. Może zjawi się na Wigilię, o ile jego plany go nie zatrzymają… Bardzo przepraszam, że od razu się nie udało - powiedziała i oparła dłoń na ramieniu staruszki. Alice rozejrzała się po zakupach, które wszyscy wnosili
- Zakupy mamy w torbach, część rzeczy mogę wziąć do siebie, jeśli chce pani odrobinki spokoju przy gotowaniu, to wejdę z ferajną do mnie i tam przyrządzimy niektóre dania. No chyba, że nie przeszkadza pani taki tłum - zaproponowała próbując zabrzmieć pogodniej.
Kobieta zamilkła na moment. Była dobrą aktorką. Skryła się za maską uśmiechu. Pokiwała głową w zrozumieniu. Jednak Alice dostrzegła skryty pod tym smutek. Pani Dawson obróciła się i poczłapała w stronę kuchni.
- Nie przeszkadzają mi ci uroczy ludzie, a jakże! - krzyknęła lekko zachrypniętym głosem. - Ale mamy tutaj jedną kuchenką i to na dodatek skromną. Myślę, że może nam się zrobić trochę ciasno. Ale z chęcią przyjmę pomocnicę, lub pomocnika.
Emily szybko wystrzeliła rękę w górę, zgłaszając się na ochotnika. Pani Dawson spojrzała na nią ciepło.
Alice westchnęła cicho. Po prostu nie mogła powiedzieć tej kobiecie prawdy o jej wnuku. Kiedy Emy zgłosiła się do pomocy pani Dawson, śpiewaczka lekko uśmiechnęła się
- To my z Mirandą skoczymy do mnie i nieco się przygotujemy do gotowania. U mnie możemy również skorzystać z piekarnika i palników, więc możemy podzielić co gotujemy tutaj, a co u mnie - zaproponowała rudowłosa pogodnie.
Staruszka uśmiechnęła się pogodnie i pokiwała głową.
- Czy będę mógł skorzystać z pani ku…? - Bones zaczął pytanie, jednak pani Dawson przerwała mu w pół słowa.
- Oczywiście, kochanieńki! - uśmiechnęła się szeroko. Zdawało się, że kompletnie zapomniała już o swoim wnuku. A przynajmniej takie wrażenie sprawiała.
- Z chęcią również skorzystałbym z pani porad - Chris dodał. - Nie będę udawać, że moje doświadczenie w kuchni jest ogromne - uśmiechnął się niepewnie, skrobając po głowie.
Harper pozostawiła więc Emily i Chrisa pod okiem pani Dawson, a sama odwróciła się w stronę korytarza i Mirandy.
Tymczasem Miranda podeszła do Alice.
- Jestem gotowa - uśmiechnęła się niepewnie. - Jeszcze raz dziękuję za płaszcz - rzekła, rzucając wzrokiem na odwieszony na wieszaku ubiór.
Śpiewaczka kiwnęła głową
- Nie ma za co. Chodź - poprosiła ją za sobą i poprowadziła do swojego mieszkania.

W środku ruszyła do swojej sypialni, po czym zawołała Mirandę za sobą
- Wybierz sobie coś do ubrania, co nie jest przemoczone i wychłodzone. Tu sa swetry i spodnie - wskazała jej półki w szafie. Sama wyszła na moment do salonu, by zapalić świąteczne lampki i dać Mirandzie nieco prywatności by mogła się przebrać w spokoju.
- Dobrze - usłyszała zanim wyszła. - Zdaje się, że mamy ten sam rozmiar.
Minęło kilka minut. Dźwięki dobiegające z sypialni ucichły już jakiś czas temu. Miranda musiała do tej pory skończyć się przebierać… jednakże z jakiegoś powodu nie wychodziła.
Alice odczekała moment, po czym ostrożnie zajrzała do środka
- I jak, znalazłaś coś pasującego? - zapytała rozglądając się, gdzie wcieło dziewczynę.
Miranda stała naprzeciw lustra. Drżała, cała blada i zalękniona. Spoglądała w górę i ponad swoje prawe ramię… jednak tam nic nie było. Czy kobieta miała atak paniki? Jak tak, to z jakiego powodu? Czyżby chorobliwie bała się samotności i to wyzwoliło taką reakcję?

Harper zrobiła krok do przodu i wtedy uświadomiła sobie, że prawda jest jeszcze dziwniejsza.


Alice ujrzała odbicie Mirandy w lustrze. Tuż za nią unosiła się straszna, przedziwna mara. Była ubrana w lekko fosforyzujący, białoczerwony strój Świętego Mikołaja. Jednak zamiast twarzy tkwiła okropna, przeraźliwa, czarna maska. Jej kolor kontrastował z burzą siwych włosów oraz długą, splątaną brodą. Spoglądał na Mirandę w spokoju, wydawał się obejmować ją od tyłu. Kobieta zastygła w bezruchu, niezdolna do żadnej reakcji.
Śpiewaczka otworzyła szeroko usta, po czym je zamknęła i zrobiła kilka błyskawicznych kroków wgłąb pomieszczenia
- Hej ty! Maro! Akysz! - zakrzyknęła na istotę, chcąc zwrócić jej uwagę na siebie. Nie takie strachy już widziała, ten nie różnił się wiele od pozostałych, zastanawiało ją tylko, czemu prześladował Mirandę.
Wtem upiorny Mikołaj podniósł głowę i spojrzał na Alice. Poczuła ciarki na przedramionach, jednak to odczucie zdawało się niczym w porównaniu do następnego momentu, kiedy duch uśmiechnął się. Tym samym odsłonił cztery rzędy żółtych, przegniłych zębów, pomiędzy którymi wiły się robaki. Następnie Harper mrugnęła oczami i twór zniknął. Miranda zwaliła się na podłogę.
Alice stała z zapartym tchem. Gdy istota opuściła pomieszczenie, przeniosła wzrok na Mirandę
- Mirando? Kontaktujesz? - zapytała, podchodząc do niej i przyklękując obok. Rozejrzała się po pokoju w odbiciu lustrzanym. Zdawało się, że okropne widmo zniknęło na dobre.
- T-tak - kobieta jęknęła. Z trudem podniosła się i nerwowo zerknęła w lustro. Westchnęła z ulgą, widząc, że są same. Poprawiła odświętny, beżowy sweter z dzianiny, który znalazła w szafie Alice. - Nic się nie stało - szepnęła. - Wolałabym o tym nie rozmawiać - dodała, po czym ruszyła w stronę wyjścia, jak gdyby chcąc opuścić sypialnię Harper… a potem jej mieszkanie, blok i zapewne również miasto.
Harper zerknęła za nią
- To wielka szkoda, bo tak się składa, że może mogłabym ci pomóc - powiedziała spokojnym tonem obserwując uważnie plecy Mirandy.
Kobieta przystanęła w pół kroku. Jej dłoń zastygła na klamce. Minęło kilka niepewnych sekund. Nic nie odpowiedziała. Wyglądało na to, że czekała, aż Alice będzie kontynuować.
Śpiewaczka wyprostowała się i ruszyła w jej stronę
- Nie jesteś szalona, a to coś istnieje naprawdę. Wiem, bo też widywałam takie rzeczy. Jeśli powiesz mi czym to jest, będę wiedziała gdzie szukać pomocy, by dało ci spokój - wyjaśniła i zatrzymała się obok niej.
Miranda lekko zadrżała. Obróciła się bokiem do Alice.
- A co, jeżeli na to zasługuję? - zapytała cichutko, błądząc wzrokiem po podłodze. - Być może niektórzy ludzie nie zasługują, by ich ratować - szepnęła. - Zresztą… już i tak jest za późno - mruknęła i znów obróciła się w stronę drzwi, jednak nie ruszyła się z miejsca.
Rudowłosa zmarszczyła brwi
- Pozwól mi w takim razie chociaż poznać twoją historię, bym wiedziała z czym się mierzysz - poprosiła, ale w tonie było słychać, że nie miała zamiaru odpuścić i chciała pomóc Mirandzie.
Kobieta skinęła głową, po czym otworzyła drzwi i wyszła na korytarz mieszkania Alice.
- W trakcie gotowania? - zapytała. - Obawiam się, że nie wytrzymałabym rozmowy twarzą w twarz na kanapie. Chyba… łatwiej mi będzie, jeżeli zajmę czymś ręce - mruknęła.
Alice kiwnęła głową
- W porządku. W takim razie wymyślę nam takie zajęcie, byś nie ucięła sobie palca niechcący w trakcie - zażartowała leciutko, po czym ruszyła za nią
- Ale najpierw, wróćmy do mieszkania pani Dawson i ustalmy plany - oznajmiła i poprowadziła Mirandę z powrotem do sąsiadki
- Już jesteśmy! - oznajmiła od wejścia, melodyjnym tonem.

Chris szatkował kapustę i nawet nie odwrócił się, kompletnie pochłonięty zadaniem. Emily natomiast siedziała na podłodze z miską i ugniatała ciasto.
- Czy mogę dodać więcej kakaa? - zapytała, patrząc błagalnie na panią Dawson.
- Nie, już starczy - mruknęła staruszka, walcząc z piekarnikiem. - Witajcie, Alice i Mirando! - krzyknęła łamiącym się głosem. - Tutaj przygotowania idą pełną parą - dodała.
Śpiewaczka rozejrzała się po kuchni, po czym uśmiechnęła się
- W takim razie my zajmiemy się u mnie pierogami i indykiem? - zaproponowała przechylając głowę wyczekująco.
- Indykiem? - zapytała pani Dawson. - Jesteś pewna, że będziecie potrafiły go przyrządzić? To główne danie - rzekła tak, jakby sugerowała, że ona sama najlepiej nadawałaby się do tego zadania.
Harper mruknęła
- No dobrze, to w takim razie pierogi i sałatki? - zaproponowała
- I może słodkie ziemniaczki, to akurat na wszystkie palniki wyjdzie - zaproponowała takie rozwiązanie.
- Dobrze! My z Emily zajmiemy się pieczeniem. W międzyczasie będę przygotowywać indyka. Zajmiemy się również zapiekanką z zielonej fasolki i innych warzyw - dodała. - Mamy dużo czasu, wszystko przygotujemy - uśmiechnęła się rozkosznie.
Alice kiwnęła głową
- W porządku - podniosła jedną z toreb zakupowych, w której wiedziała, że były materiały na pierogi i ziemniaki
- W takim razie chodźmy Mirando - oznajmiła i podała jej torbę ze słodkimi ziemniaczkami, uśmiechając się, by dodać jej nieco otuchy.
Dziewczyna blado uśmiechnęła się.
- Emily, bardzo lubię ciasta z dużą zawartością kakaa - uśmiechnęła się do dziewczynki i pogładziła ją po głowie. Ta wyraźnie ucieszyła się na te słowa. Następnie kobieta obróciła się w stronę drzwi i ruszyły obie do mieszkania Harper.
 
Ombrose jest offline