No, to rzutem na taśmę.
20/12 Neil Gaiman - Koralina ****** - fajnie się czytało
Pozostaję zupełnie nieobiektywny wobec Gaimana - mógłby napisać instrukcję obsługi pralki, a ja i tak bym twierdził, że to literatura wysokich lotów.
Koralina to książka ewidentnie nie skierowana w czytelnika takiego jak ja, ponieważ jest to opowiadanie dla dzieci. Krótkie, z morałem i gadającym kotem. Ale to Gaiman, więc wiadomo że to rewelacyjna bajka i każdemu dziecku powinno się ją przeczytać. Każdemu!
Mnie urzekła sama postać Koraliny Jones, 11-o letniej badaczki. Bystrej, ciekawskiej i bardzo odważnej dziewczynki. To wprost rewelacyjny wzór do naśladowania dla dziecka, a dla mnie (trochę starszego dziecka, bo przecież faceci nie dojrzewają nigdy) po prostu bardzo sympatyczna bohaterka.
I choć jest to bajka, to jest to taka bajka z rodzaju strasznych. Neil poważnie traktuje swojego młodego czytelnika i nie unika momentów dramatycznych ani groteskowych. Inaczej, jego opowieść byłaby fałszywa. I ostrzeżenie, żeby nie otwierać dawno zamkniętych drzwi, porada by kochać swoich rodziców nawet jeśli karmią niesmacznymi obiadkami i przestroga, by nie ufać ludziom z guzikami zamiast oczu nie zabrzmiałyby poważnie. A są przecież śmiertelnie poważne.
21/12 Andrzej Ziemiański - Virion. Tom 1. Wyrocznia *** - kiepściucha, ale były momenty
Ziemiański rozbudowuje swoje uniwersum, opowiadając o szermierzu natchnionym Virionie, który pojawił się już kiedyś na kartach Achai. I przy okazji wraca do nawyków z czasów pisania Achai - wypisuje swoje bajdurzenia jakby były oznajmianiem prawdy objawionej.
W oryginalnej trylogii potwornie mnie raziły te mądrości autora, jak to on prawdziwie opisuje armie i tajniki zarządzania imperiami, jak to on opisuje na czym tak naprawdę polegają pojedynki i walka na śmierć i życie. I przy każdym tym wylewie madrości, ja sam się czułem jakbym wylewu dostał. No i niestety "Virion" od mniej więcej połowy wpada właśnie w tę manierę.
Pokrótce, główny bohater Virion, to bardzo inteligentny, młody mężczyzna, który w wyniku jednej tragicznej chwili staje się najbardziej poszukiwanym w cesarstwie przestępcą. I nie, nie jest niewinny - wprost przeciwnie, jest winny jak cholera, po prostu niekoniecznie wszystkiego, co mu zarzucają. I niech jeszcze będzie, że do momentu tej życiowej tragedii, książka trzyma się jakiejś logiki. Ale potem Ziemiański stwierdza, że już on pokaże, jak napisać prawdziwą historię o ucieczce z więzienia! I stamtąd jest już równia pochyła. Bohaterowie, zarówno ten, kto ucieka, jak i ci, co gonią, wykazują się serią idiotycznych decyzji, które autor wszem i wobec ogłasza, za jedynie logiczne i możliwe do podjęcia. Virion podejmuje inteligentne działania, a ścigający go bezbłędnie dedukują, że właśnie takie działania podjął, bo przecież żadnych innych nie mógł. Mają na to jakieś dowody? A skąd! Ale autor pisze, że innych rzeczy się wymyślić wprost nie dało, więc fabuła ślepo podążą jedyną właściwą ścieżką.
Bardzo nie lubię opowiadań detektywistycznych, które polegają na bezpodstawnych zgadywankach. A właśnie na tym polega w dużej mierze 'Virion". Napisane toto jest nienagannie i oczy nie krwawią od języka, ale mózg już niestety tak.