Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-01-2018, 13:16   #16
Morfik
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Pogrzeb? Wyprawa? Poza domem tak długo i to jeszcze nie wiadomo gdzie? Gdy Willie podsunął mu kieliszek brandy, Hildi bez zastanowienia wypił całą zawartość od razu. O dziwo nawet nie zakasłał, gdy zaczęło go palić po tym gardło. Hobbit nigdy nie pił alkoholu w dużych ilościach… Można by zapytać, przecież to tylko dwa kieliszki, jaka duża ilość? Dla Grubba niestety była to dawka, po której cały otaczający go świat zaczął powoli falować. Nie wiedział, czy ma być wściekły na swojego przyjaciela, czy ma go zabić w jakiś okrutny sposób pierwszą rzeczą, która mu wpadnie w dłonie, a może uściskać go serdecznie i zaśmiać się głośno? Wszystko zaczęło mu się mieszać… Jednego był pewien, chce jak najszybciej położyć się w swoim łóżku i zasnąć.

Hildi gwałtownie wstał od stołu, przewracając przy tym pusty kieliszek stojący przed nim na stole.
- Na mnie już chyba… Pora, tak pora… Dziękuję za tak wspaaaniałe przyjęcie… – powiedział lekko bełkocząc, ukłonił się nisko i nie czekając już na nic ruszył do wyjścia.

~*~

Drzwi od jego norki otworzyły się z hukiem, gdy Hildi wpadł do środka. Uciszył głośno sam siebie i powoli, delikatnie wręcz zamknął drzwi. O dziwo, pomimo stanu w jakim się znajdował, bez żadnych problemów udało mu się odnaleźć drogę do łóżka i bez żadnych problemów położyć się spać. Oczywiście bez zdejmowania ubrań i przykrywania się kocem. Jutro czeka go ciężki dzień…

~*~

Te przeklęte ptaki, czy one muszą tak hałasować… Nie wiedział tak naprawdę, czy to one go obudziły, czy kłucie w skroniach… Wstał powoli i usiadł na łóżku. Całe szczęście, że zasłony w jego sypialni, jak i w reszcie domostwa, były szczelnie zasłonięte. Promienie słoneczne mogłyby go zabić w tym momencie.

Strasznie chciało mu się pić. Na stoliku obok jego łóżka stał wazon z kwiatkami, jedna z pozostałości po Ruby. Bez chwili zastanowienia, Hildi sięgnął po wazon i wypił kilka dużych łyków zimnej wody, która się tam znajdowała. Było to jedno z najwspanialszych uczuć w jego życiu.

Powoli wstał i zaczął chodzić po swojej norce. Cały czas starał się sobie przypomnieć, co też takiego się wczoraj wydarzyło. Pamiętał tylko, że na przyjęciu podawano świetne potrawy, a później czarodziej próbował ich na coś namówić… Na pewno, gdyby była przy nim Ruby, nie napiłby się, aż tak dużo. Willie miał go pilnować… Willie miał uważać… Willie… Willie… Nagle hobittowi stanęło serce. Teraz przypomniał sobie, w co wpakował go jego najlepszy przyjaciel. Wyprawa, gdzieś daleko… Na kilkanaście dni… Poza domem. Oczywiście, że nigdzie nie pojedzie. Wytłumaczy czarodziejowi, że był w takim, a nie innym stanie i nie był świadomy tego, na co się pisze. Ten na pewno zrozumie całą sytuację i pozwoli mu zostać w domu. Pójdzie do domu Isengara i wszystko odkręci, tak… Tylko nie dzisiaj. Dzisiaj zostanie w domu i odpocznie trochę. Lepiej, żeby Willie nie odwiedzał go w tym momencie, bo nie ręczy za siebie.

~*~

Mijały dni, a Hildi cały czas zastanawiał się nad tym wszystkim. Może jednak wyruszyć w podróż? Ruby na pewno namawiałaby go do wzięcia udziały w tej przygodzie. Może powinien to zrobić, właśnie dla niej? Nagle jego serce podskoczyło. A gdyby tak udało mu się, gdzieś ją znaleźć? Siedząc w domu i czekając tylko, z pewnością nie osiągnie niczego. Może Ruby się gdzieś zgubiła, może ktoś ją porwał i właśnie dlatego jego przeznaczeniem jest wyruszyć w tą podróż? Podjął w końcu decyzję, zrobi to, dla Ruby…

~*~

W dzień wyjazdu, gdy wszyscy byli już gotowi do drogi, Hildi przestał już mieć mordercze zmiary wobec Williego. W nocy poprzedzającej wyruszenie, bardzo kiepsko spał, strasznie się denerwował i miał nadzieję, że gdy już spotka się ze wszystkimi, a przede wszystkim ze swoim przyjacielem, to całe to zdenerwowanie już mu przejdzie. Na szczęście, tak właśnie się stało. Oczywiście już tęsknił za swoim domem i lekko jeszcze drżały mu ręce, ale cały czas myślał o Ruby i to mu pomagało.

Wyprawa powinna, według jego planu, przebiegać bez żadnych większych problemów i w miarę szybko, tak, żeby mógł jak najszybciej wrócić do domu. Po raz kolejny, w ciągu ostatnich kilku dni, Hildi bardzo mocno się mylił…

~*~

Szarżowała na nich dzika świnia. Hildiemu, aż zaschło w gardle. Takie coś musiało się wydarzyć akurat wtedy, gdy już zaczął się cieszyć w duchu, że cała podróż minie im w takim samym spokoju ja do tej pory.

Na szczęście obok niego był Willie, który już miał plan jak zatrzymać wieprzka. Hildi szybko zajrzał do swojego tobołka. Był przekonany o tym, że zabrał ze sobą linę. Niestety, oprócz kilku najpotrzebniejszych rzeczy, jedzenia i jakiś naczyń, nie było tam liny. Zapewne została na krześle w jego domu, zwinięta i oczekująca na spakowanie.

- Wiem, co ci chodzi po głowie – powiedział do Williego i delikatnie uśmiechnął się na wspomnienie pewnego zdarzenia ze starym Fildegardem. To się mogło udać, choć nie byli już tak młodzi jak wtedy. Najgorsze było to, że nie miał liny, a wieprz był coraz bliżej.
- Czy ktoś ma linę? Mamy plan jak zatrzymać tego prosiaka, tylko potrzebujemy liny… I to najlepiej szybko…
 
Morfik jest offline