Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-01-2018, 15:57   #87
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

We śnie się spotkamy i we śnie pożegnamy
Auriel & Malthael

Dla Anielicy świat nie uległ zmianie. Wciąż tkwiła w komnacie, w której Malthael próbował skraść duszę poległych we śnie wojowników. Kobieta ochroniła ich. Auriel była zaskoczona blaskiem jaki otoczył jej kruche ciało. Nie sądziła, że łaska bogów wróci do niej tak szybko, a jeszcze nawet nie zdążyła sprzeciwić się Malthaelowi. Spojrzała na niego zza blond grzywki, która opadła jej na czoło. Cały wygląd anielicy uległ zmianom. Kruczoczarne do tej pory włosy stały się jasne i błyszczące, zaś ciemne jak węgiel oczy zajaśniały wyraźnym błękitem. Spojrzała na Archanioła Śmierci, kiedy dzieliło ich zaledwie parę metrów.
- Przestań to robić! Przecież nie byłeś taki, po co ci to wszystko? Po co roztaczasz wokół siebie tyle zła i nienawiści? - nie wiedziała po co skierowała do niego te pytania, ale zrobiła to. Białe jak śnieg skrzydła rozpostarły się wokół jej osoby.

Malthael unosił się parę stóp ponad ziemią, będąc przy tym praktycznie nieruchomy. Wyglądał na niewzruszonego pokazem mocy Auriel, ale mimo to w jego pozagrobowym głosie dało się słyszeć nutkę podziwu.
- Piękna jak niegdyś… Widzisz teraz co rada nam uczyniła? Wygnała nas obu, ponieważ przestaliśmy się słuchać czyichś rozkazów i wzięliśmy nasz los w swoje ręce. Poświęciłem całe tysiąclecia walcząc z piekielnymi legionami w wiecznym konflikcie, którego nie ma końca. Zrozumiałem, że nie pokonam odwiecznego wroga, jeśli nie zniszczę źródła grzechu, z którego czerpie on swoją moc - powiedział Malthael, mając na myśli ludzi i wszelkie śmiertelne rasy, których grzeszne życie było karmą dla demonów.
- Wybrałem mniejsze zło, aby pokonać przeciwnika jego własną bronią. Dołącz do mnie, Auriel, a zaprowadzimy ład w całym Stworzeniu.

- Oszalałeś!
- uniosła się kobieta, w emocjach jak i nad ziemią. - Nigdy nie dołączę do Thantosa i jego poronionej wizji światów. - Auriel zmarszczyła nos, a jej twarz złagodniała, ukazując anielskie dobro. Patrzyła chwilę na Archanioła jakby tęskniła za jego obliczem.
- Wróć do nas, Malthaelu - anielica wyciągnęła otwartą dłoń w jego kierunku - Wróć do mnie. Wiem, że nie jesteś taki. Brakuje mi ciebie i twojej mądrości - kobieta wyraźnie posmutniała, jednak wciąż trzymała dłoń wyciągniętą w jego kierunku, jakby licząc na to, że ten ma w sobie wciąż gamę uczuć i emocji.
- Wiem jacy są ludzie, ale gdyby nie oni i ich grzechy, nie byłoby też nas. Gdyby nie było tego wszystkiego, nie bylibyśmy potrzebni. Moja nadzieja, twoja mądrość, na co to wszystko, gdy nie ma przeciw czemu toczyć boju? Nie słuchaj Thantosa, proszę cię… Tęsknimy za tobą… Ja tęsknię.

- Thantos to tylko narzędzie - odparł archanioł śmierci, wyraźnie rozgniewany słowami Auriel. - Myśli, że ma nade mną kontrolę, ale jest w błędzie. To tylko chwilowy sojusz, zawarty z potrzeby. Później i jego pokonam, ale najpierw zdobędę resztę kryształów. Mam już kamień dusz, teraz dzięki Tobie wpadł w moje ręce kamień snów, zaś pozostała trójka to tylko kwestia czasu - spod kaptura nie dało się dostrzec jego twarzy, być może w swej wypaczonej postaci nie miał żadnej, ale w jego głosie dało się usłyszeć całkowitą pewność swoich przekonań. Malthael oszalał, o czym dobrze wiedziała Auriel i żadne z jej słów nie przemawiało do jego na wskroś przesiąkniętej złem duszy. Obserwując go w takiej postaci czuła ból widząc kim się stał i obwiniając się, słusznie bądź też nie, że sama do tego doprowadziła.
- To ty jesteś jego narzędziem, wycofaj się! - próby Auriel zdradzały jej przywiązanie.

- Zbyt długo spędziłaś czas ze śmiertelnymi i stałaś się równie miękka jak oni. Ta kraina kieruje się innymi prawami; zdobyłaś się na to, by wyzwolić swe anielskie moce, ale wśród śmiertelnych na zawsze pozostaniesz jedną z nich. Niczym więcej… Czyż nie tęsknisz za dawną potęgą i chwałą? Jeśli dołączysz do mnie, to wspólnie obalimy Thantosa i wyplenimy ten świat z zarazy jaką stała się ludzkość. Jeśli zostaniesz z nimi, umrzesz tak jak i oni, mimo że czas nie ma już nad Tobą władzy… Wybór należy do Ciebie. Przybyłem tu po ten kryształ i wrócę do Planu Żywiołów z Tobą lub bez Ciebie - powiedział, wymownie celując sierpem w stronę anielicy.

- Przypomnij sobie kim naprawdę byłeś, kim ‘my’ byliśmy. Nie pozwól by zło pochłonęło cię do reszty. Chcę być z tobą, iść z tobą… ale nie chcę tej ścieżki. Obrałeś złą drogę, Thantos cię skrzywdzi! Przestaniesz istnieć i trafisz w pustkę, bo tam lądujemy po ostatecznej klęsce. Przestaniesz istnieć, Malthaelu, nie rób mi tego. - Auriel miała nadzieję, że choć część z jej słów trafia do mężczyzny, choć miała wrażenie, że Archanioł jest tylko powłoką, bytem bez cienia uczuć i emocji, chodzącą pustką próbującą dosięgnąć celu. Ściągnęła brwi w zastanowieniu. Zabrała rękę, ale w zamian tego, dała krok w jego stronę.
- Jeśli chciałabym pójść z tobą… To gdzie byśmy byli? Z Thantosem, u jego boku? Nawet jeśli to twoje narzędzie, ja go nie chcę widzieć. - spróbowała zagrać w inną nutę pomału rozumiejąc, że do Malthaela nie trafi żaden argument.

- To my jesteśmy narzędziami, dziećmi bogów, tak jak oni niegdyś byli dziećmi tytanów i im służyli - odparł lodowatym głosem Malthael.
- Bogowie jednak obrócili się przeciwko tytanom, strącili ich do tartaru i sami przejęli władzę nad światem, kreując go na własny obraz. Mieli dość bycia narzędziami w czyiś rękach, tak jak ja mam dość wykonywania rozkazów w niekończącym się cyklu istnienia. Na nic taki los, kiedy nie ma się wolnej woli, jaką chociażby posiadają istoty, z którymi przebywasz. Widzisz, Auriel… - Malthael zbliżył się do anielicy na odległość ledwie kilku ludzkich kroków. - Nie pragnę jedynie zniszczenia demonów, ale także strącenia wszystkich bogów i odebrania im władzy nad tym światem. To oni stworzyli ludzi, demony i grzechy tego świata, oni są sprawcami wszystkich wielkich konfliktów, a kiedy wreszcie znikną wszystkie ich twory, co mi się uda dokonać dzięki Kamieniom Tytanów, to też oni przestaną istnieć, a wtedy wreszcie zapanuje harmonia i ład we wszechświecie.

- Gdzie więc byśmy byli, jeśli nie tu, gdzie jesteśmy? I od kiedy kamienie mają taką moc, byś samodzielnie mógł pokonać wszystkich bogów? No i niby kto wtedy rządziłby wszechświatem? Ty?
- Auriel nie odsunęła się, patrząc w pustkę spod jego kaptura. Nie wydawało się, że miałaby się go bać. Wiedziała, że zostali tutaj już tylko sami, a czy uda jej się wyrwać z tego snu czy nie… Póki co nie robiło jej to większego znaczenia.
- My. Jeśli do mnie dołączysz. Prędzej czy później to uczynisz, jestem tego pewny - odparł niewzruszenie Malthael. - Zaś co do bogów… Swą moc czerpią od wyznawców, do pewnego stopnia. Im więcej ludzi się ich boi, im więcej ludzi składa im każdego dnia modlitwy, tym większą potęgą się otaczają. Pozbywając się grzeszników, osłabie ich, a jeśli to nie zadziała… - Malthael odwrócił głowę w bok, jakby chciał spojrzeć gdzieś daleko.
- Jeśli wciąż będą dla mnie zbyt potężni, to uwolnię tytanów z ich więzienia. Obalimy bogów, a moje poświęcenie Władcy Stworzenia na pewno docenią i nagrodzą.

- Czym będziesz rządził, kochany, jeśli wszystko zniszczysz?
- spytała czule anielica, nie odrywając od niego błękitu swych oczu.
Malthael nie odpowiedział na to pytanie. Przez chwilę stał nieruchomo spoglądając na nią spod nieprzeniknionej czerni, która kryła się pod kapturem, po czym odsunął się od niej i wzniósł się w powietrze na wysokość kilku łokci.
- Zdobyłem to, po co tu przybyłem. To co robię jest słuszne i ty też to w końcu pojmiesz… - Były to jego pożegnalne słowa, bowiem chwilę później pochłonęła go szara mgła i wraz z nią Malthael rozpłynął się, pozostawiając anielicę samą sobie. To właśnie wtedy Auriel spostrzegła, że jej towarzyszy już nie ma wokół niej. Nie było po nich żadnego śladu. Nawet ciała, które wcześniej leżały na podłodze komnaty, zniknęły. Było tylko te należące do niej. Obserwując je, dostrzegła na swej porcelanowej twarzy dwie niewielkie łzy, które spłynęły w dół, zostawiając po sobie mokry ślad.
- Przebudź się, błagam… Auriel… - Dobiegł jej uszu znajomy głos, pochodzący jakby z pustki.
Ściany komnaty zniknęły, pozostała po nich jedynie bezkresna czerń, którą nie sposób było przeniknąć wzrokiem. Nie było już piedestału, ani żadnej innej rzeczy w zasięgu wzroku. Jedynie mrok oraz jej własne ciało, które wydawało się emanować delikatnym, ciepłym, kojącym oczy światłem. Wykreowany przez kryształ świat zaczął sypać się jak domek z kart, więc nie zostało jej już nic więcej jak podejść do własnego ciała i przebudzić się z tego koszmaru... Co okazało się nie być taką prostą sprawą.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline