Gnorix Okrutniak spędził swój wolny czas nazbyt banalnie. Jego ciało było całe pokiereszowane i poranione. Zielonoskóry wypił kilka pełnych rogów pitnego miodu, który zabrał napotkanym ludziom tuż po tym jak wraz z innymi orkami ich zabił.
Sen miał twardy i błogi, a śniły mu się wielkie bitwy i zwycięstwa. Latał na grzbiecie potwornej wywerny, która pluła strasznym jadem imperialnych jeźdźców. Kiedy w końcu się zbudził pożądnie się najadł a potem udał się do kamratów gdzie przy dudniących dźwiękach bębnów relaksował się grając w kości i opowiadając jak wraz z grupą goblinów i snotlingów odnieśli kilka spektakularnych zwycięstw.
Czarny ork ostrzył głowicę swego krasnoludzkiego topora, kiedy do jamki wbiegł posłaniec Blorka i nakazał stawienie się.
~***~
Gnorix dotarł na wezwanie wielkiego szefa od razu bez chwili zwloki. Czarny ork doskonale znał korytarze wielkiej jaskini i trafił na miejsce bez trudu. W środku unosiła się uderzająca w nozdrza woń ziół i zgnilizny. Wokół paleniska znajdowały się porozkładane futra, a na nich leżała masa fantów wodza, od kości po wielki młot, którego zielonoskóry czasem używał do miażdżenia głów tych, którzy śmiali mu się sprzeciwiać. Gnorix dotarł na miejsce chwilę po Waezilu.
-
Dać grzypki, ja widzieć, że wy przeżyć, co tak długo? Nie być was długo! - Gnort wyszczerzył kły - [i]Ty szaman, coś się stało w rączke? - zapytał z ironią Weazila. - No już dawaj dawaj - wielki czarny ork wyciągnął łapę po plecak.
-
Ty - Gnort wskazał na czarnego orka -
co tam masz?
-
To? - spytał poklepując zawieszone na warkoczach z bród krasnoludów skalpy -
To trofeum być… Gnorixa i jego świty - odparł ukazując paskudne uzębienie.
-
Świty? - Gnort prychnął -
za świtę uważasz tych goblinów i snotlingi? - wódz zniósł się śmiechem. -
Dobrze więc na następną wycieczkę pójdziecie razem!-
-
Dzie spotkaliście pokurczów? - zapytał Gnort.
-
Spotkalimy ich we jaskini. Ale to już nie ważne być… Krasnoludy zaciukane, już nie stanowią problema.- odparł ze spokojem wodząc wzrokiem za wielkim szefem.
-
Bladoskóre tam się krencić. My poobijani wczoraj. Ale patroli trza posłać co by zarżnąć tamtych ludziów…- zamilknął na chwilę i uśmiechnął się pod nosem -
Chyba, że wielki szefu chce co by Gnorix poszedł… - zaproponował najszybsze rozwiązanie.
-
Bladzi zawsze byli w tamtych okolicach, nie bende im spuszczał łomotu teraz - odpowiedział Gnort. -
Jak ty być taki skory do bitki to wykończ Urwignata bo panoszyć sie zaczou. Jutro rano staw sie u mnie z jego łbem.
-
Grrr… - odparł czarny ork, co chyba oznaczało że zrozumiał rozkaz. Gnorix już od dawna miał ochotę pogruchotać czaszkę tej jałzy, a teraz skoro sam szefu zlecił to Okrutniakowi, zrobi to z jeszcze większą przyjemnością.
-
Coś jeszcze? - spytał by mieć pewność, że może odejść.
-
Wyjść - odburknął Gnort.
Zielonoskóry nie czekał na Weazila. Opuścił jamę i wyszedł na chłodny korytarz gdzie spotkał chyba czekającego nań Nozudga.
-
Sprowadź mnie Fika i to na jednej nodze. Wielki szefu chce żeby Gnorix przyniósł głowem jednego orka, wienc cza go uleczyć jegom rany!- rozkazał i udał się do jaskini, gdzie zazwyczaj sypiał w oczekiwaniu na małych zielonoskórych.