Krasnolud wyrzucający z siebie swój ostatni posiłek zwrócił uwagę Raen'drela na źródło nagłego ataku mdłości brodacza. Makabryczny widok sprawił, że elf przez chwilę stał niczym wmurowany - nie chciało mu się uwierzyć w tak wielkie okrucieństwo i groteskowość tej sytuacji.
Nim wzburzony umysł mógł na spokojnie przeanalizować to co widział asrai tuż obok mignął cień. Razem z krasnoludem skoczyli za uciekinierem, jednak ten upadł i znalazł na ich łasce, prosząc o litość w łamanym staroświatowym. - To dziecko na stole też błagało o życie, prawda? - Raen'drel syknął ze złością wbijając sztych pałasza pod obojczyk mutanta przyszpilając go do podłogi. Nie chciał go zabić, a uniemożliwić ucieczkę lub zaatakowanie kogokolwiek.
Na uśmiercenie tego mordercy przyjdzie jeszcze czas... - Ilu was jest!? Skąd się tutaj wzięliście!? - Zaczął zadawać pytania jęczącemu świnioludowi.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |