Albrecht pospiesznie opróżniał kolejne flakoniki. Różnobarwna woda z sykiem dymu ratowała Kislevczyka przed spopieleniem, a jednocześnie zabarwiła te fragmenty jego ubrania, które nie sczerniały, liźnięte płomieniem.
- Nie ma za... - Nim Albrecht zdążył odpowiedzieć, cuchnący dymem i pieczonym mięsem Wiktor poderwał się z ziemi. Nim zdążył zawołać towarzysza, zauważył brata i zrozumiał, że Wiktor chciał poświęcić się dla Josefa. Wiedział, że mieli dług. Zaklął pod nosem, ale poza tym nie był w stanie wymusić z siebie nawet jednego słowa.
Nie pamiętał, jak wydostał się na zewnątrz. Z bratem, z całą kompanią, ale bez Wiktora. Zdusił w sobie chęć popędzenia wgłąb kurhanu, bo wiedział, że ledwo żywy Josef ruszyłby za nim - i najpewniej zginęliby obaj.
- Nie możemy zostawić tam Wiktora, do diabła! - zdarł sobie gardło. Żałował tylko, że nie miał bladego pomysłu co robić. Sięgnął dłonią do torby ze składnikami czarów.