Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-01-2018, 21:27   #108
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Carmen spojrzała na Korsykankę spod na wpół przymkniętych powiek.
- O taaak... urozmaiciłam sobie... czas... - powiedziała, po spytała - Chcesz spróbować jego... nektaru? Chyba niedługo…
- Z chęcią. - uśmiechnęła się Corsac wsiadając do limuzyny i zamykając za sobą drzwi.
- Niemniej ważniejsza jest sprawa… gdzie spędzimy noc. Wolisz pojechać do mnie, czy do ciebie? - usiadła tuż obok głowy kochającej się Carmen i pochwyciła łakomie drugą falującą pierś ściskając ją bezlitośnie i łapczywie. Równie mocno jak jej kochanek.
Brytyjka jęknęła głośniej i przeciągnęła się, czując, że niedługo dojdzie.
- Obo...jętne... może znasz jakieś... niegrzeczne... miejsca... och! - poczuła jak zalewa ją fala ekstazy. Jej ciało wygięło się w łuk, a mocne, niemal brutalnie pieszczoty oboje kochanków, które czuła tylko przeciągały ten cudowny moment.
- Dobra chłopczyku… wyjmij swój instrumencik zanim zrobi bum. I napoj nim mnie.- zwróciła się do Orłowa, który posłusznie odsunął się od drżącej kochanki, zanim wystrzelił ze swej armatki.
- Hmm… kochałaś się może kiedyś… za sceną wiedząc, że tylko kurtyna cię oddziela od widowni i grających za nimi aktorów. Albo… w przedziale jadalnym pociągu?- zapytała z gracją chwytając palcami za oręż Orłowa i muskając jego czubek językiem.
- Cyrk to prawie jak teatr... - powiedziała Carmen, z trudem łapiąc powietrze - Pociąg brzmi... intrygująco... może skusimy kontrolera biletów - zaśmiała się, choć po chwili pożałowała. Corsac mogła potraktować ten pomysł dosłownie.
- Możemy… ale wpierw musimy cię jakoś ubrać. - uśmiechnęła się Corsac i powoli objęła męskość Orłowa na oczach Carmen, nie przejmując się śladami wilgoci Brytyjki… a może to dodatkowo ją podekscytowało? Powoli i sugestywnie wodziła ustami, pochłaniając to wypuszczając dumę Rosjanina z okowów swych warg.
Carmen wiedziała, że to dla niej samej ciężkie, ale starała się podchodzić tak, jak Orłow mówił, traktować akt jako część misji. Poza tym... ostatnie dni utwierdziły ją w przekonaniu, że są dla siebie kimś więcej.
- Janie... obiecałam mojej przyjaciółce, że pozwolisz jej skosztować swojego nektaru. Nie czyń mnie gołosłowną... - Szepnęła jednocześnie podniecona i pełna obaw.
- Tak madame…- odpowiedział Orłow, choć nie miał w tej sprawie nic do gadania. Ciało reagowało samo. Andrea rozkoszowała się słodką paróweczką mężczyzny, z wyraźnym entuzjazmem i talentem doprowadzając Rosjanina do fanfary rozkoszy. Co prawda wiele napracować się nie musiała, bo ciało Carmen doprowadziło go wcześniej do wrzenia.
Po wszystkim Andrea usiadła grzecznie obok leżącej Brytyjki i otarła usta chusteczką.
- Smakowity… ale ja mam duży apetyt. Także na ciebie.- rzekła z uśmiechem i podała kierunek. - Sklep Goldsmanna. I niech ktoś zapłaci za to, by zarezerwować cały budynek dla mnie.-
Po wydaniu tych poleceń Limuzyna ruszyła, a Orłow usiadł udając obojętność i nie przejmując się faktem, że jest nagi od pasa w dół.
- Zamierzasz mi coś wybrać? - zaśmiała się Carmen, po czym zwróciła do Orłowa pozornie obojętnym tonem - Ty masz w co się ubrać, więc to zrób.
- Liczyłam że czymś mnie zaskoczysz. Ale mogę coś dla ciebie znaleźć.- zaśmiała się Andrea i założywszy nogę na nogę, zaczęła powoli podwijać suknię, odsłaniając kostki, łydki osłonięte delikatną pończoszką.
Orłow zaś zaczął szybko porządkować swoją garderobę.
- Więc…masz jakieś życzenia co do… osoby, którą ci użyczę w ramach naszej… spółki?- zapytała odsłaniając już zgrabne kolana.
Carmen przymknęła na moment powieki, znów mając przed oczami to jak jej kochanek dochodzi w ustach innej. Odetchnęła, zbierając w sobie siłę.
- Może lepiej by była to kobieta, wtedy Jan nie będzie czuł się pominięty. - Powiedziała, po czym dodała - Ważne, by mi nie przeszkadzała, a raczej pomagała w odkryciach. Cenię więc dyskrecję.
- I ja zdaję sobie sprawę, że dyskrecja w tym przypadku ma duże… znaczenie.- odparła z uśmiechem Andrea przyglądając się obojgu.- Nie martw się. Moja prawa rączka przy twoim boku, będzie szeptała sekrety tylko do mojego uszka. Jeszcze jakieś inne życzenia?
- Powinna umieć się obronić i... dobrze gdyby sama zbadała temat Hekesh na własną rękę. Wymiana informacji jest bardziej wartościowa niż wykładanie komuś podstaw bez korzyści dla siebie. - Odpowiedziała Carmen, gładząc jej łydkę.
- Dobrze… postaram się by taka była.- mruknęła Corsac również pieszczotliwie wodząc po udzie akrobatki.- Przysuń się bliżej mnie.
- Mmm jak blisko? - Carmen przysunęła się tak, że jej nos niemal stykał się z nosem kobiety.
- A jak bardzo chcesz…- usta Korsykanki przylgnęły do warg Brytyjki całując je zachłannie i prowokująco. Zapewne także po to by “Jan” miał ciekawe widoki. Carmen nie odpowiedziała. Jej usta i język były zajęte Andreą. Tak całując powoli dojeżdżali na miejsce. Panna Stone miała świadomość, że jej namiętny pocałunek jest obserwowany przez Jana Wasiliejwicza i… wiedziała, jak to na niego działa. Jakie to lubieżne myśli, pragnienia w nim budzi oddając się pieszczocie ust Korsykanki.
- Mmmm… to było przyjemne, ale… chyba nie będziemy męczyć twojego sługi zakupami? - zapytała z uśmiechem Andrea, gdy jej limuzyna podjeżdżała pod zamknięty przedwcześnie dom handlowy.
Carmen znów okryła się płaszczem.
- Co masz na myśli? - zapytała.
- Nie ma co iść z nami i czekać przed przymierzalnią, gdy my będziemy przymierzać ciuszki. No… ty będziesz. Ja suknię mam. I majteczki też.- rzekła zadziornie Andrea spoglądając na wspólniczkę w interesach i miłości.
- Może nosić nam torby... ale jak wolisz. Jednak wiem, że jego to na pewno nudzić nie będzie. Prawda, Janie? - zapytała wyniosłym tonem.
- Oczywiście madame.- stwierdził spokojnie Rosjanin, a Andrea zapytała wprost.- Jakie torby? Wszystko wyniesiesz na sobie.
Po czym pierwsza opuściła limuzynę.
- Chodźmy. - Powiedziała mimo wszystko Carmen do partnera. Nie chciała się z nim rozstawać, nawet jeśli przez to będzie on świadkiem... wielu niemoralnych scen.
- Tak jest madame. - Orłow ruszył za swą panią, co wywołało jedynie lekko ironiczny uśmieszek na ustach Corsac. Ta podała dłoń Brytyjce i poprowadziła do wejścia, przy którym czekał oddźwierny wpuszczając całą trójkę do środka.
- Wpierw bielizna. - zadecydowała Andrea ciągnąc za sobą Brytyjkę. Za nimi szedł Rosjanin wyraźnie rozbawiony całą sytuacją. Zaczynała się ciekawa noc… jakże się mylił.

Bielizna, pończochy, suknia. Carmen stała się laleczką, którą Andrea ubierała wedle własnego gustu i nie dając jej i sobie okazji do figli. Przy tym była hojna… nie liczyło się ile warte były ciuszki, skoro Corsac za nie płaciła.
- I jak się sobie podobasz? - spytała po wszystkim.
- Pięknie, ale ten gorset... - jęknęła - Nie mogę oddychać.
- Ale jak ci uwypukla biust. Aż kusi by dotknąć, całować, pieścić. - zachichotała Andrea chwytając za piersi i ściskając je lekko. W końcu jakiś kuszący widok dla Orłowa, który wyraźnie nudził się czekając, aż dwie kobiecy skończą przebieranki.
- Och, ale te rzemienie się wrzynają... to prawie tortura... - zaprotestowała słabo Brytyjka.
- To co mam cię teraz rozebrać z sukni? A może wolisz sama na naszych oczach? - mruczała Andrea mocniej pieszcząc dwie uwięzione w gorsecie krągłości.
Carmen stęknęła, lecz nie wyrywała się.
- Nie dam rady... pomóż mi... proszę…
- Mogę pomóc… ale przy czymś innym. Janie… podwiń swej pani suknię.- Andrea uśmiechnęła się drapieżnie mocniej ściskając biust Carmen i masując go gwałtownie. Skrzypiała skóra gorsetu, a twarde kamyczki na szczytach piersi Brytyjki były przez nią pocierane. Andrea zamierzała wykorzystać ją do swych zabaw, nie przejmując się ani miejscem, ani obecnością widza.
Carmen, choć faktycznie było jej niewygodnie, po prawdzie nakręcała całą scenę rzekomym cierpieniem, postękując i wiercąc się w objęciach kochanki. Dyskretnie dała przy tym znak Orłowowi, by wykonał polecenie.
Rosjanin podwijał suknię odsłaniając nogi Carmen, a Andrea pieściła jej piersi ściskając je drapieżnie sprawiając zarówno nieco bólu, jak i dużo rozkoszy.
- Przejmij jej biust, a ja zajmę… się dołem.- mruknęła Corsac kucając i władczo zsuwając bieliznę do kostek Brytyjki. Przylgnęła dłońmi do pośladków, a ustami do łona Brytyjki łapczywie muskając językiem jej kwiatuszek. A Orłow posłusznie pochwycił biust akrobatki, ugniatając go stanowczo dłońmi. Skóra zaskrzypiała, gdy panna Stone znów znalazła się uwięziona pomiędzy dwójką wielbicieli jej urody.
- A...ale... to mi nie pomaga... nie... - jęknęła z trudem zachowując równowagę. - Janie trzymaj mnie, ale nie taaak... och! - poczuła jak jej sapnięcia i słodkie jęknięcia stają się coraz bardziej szczere. To była szalona sytuacja, ale jakże... podniecająca zarazem.
- Tak madame…- “sługa” mocniej zacisnął dłonie na torturowanych krągłościach Brytyjki. Nie był delikatny, ale ból i tak nie mógł zagłuszyć rozkoszy. Carmen pochwycona w pułapkę czuła wbijające się w jej pupę paznokcie Korsykanki i języczek śmiało wodzący głęboko w kielichu jej kwiatuszka.
- Ja... nie dam rady... - ciało Carmen drżało pod wpływem pieszczot i emocji. Patrzyła szeroko otwartymi oczami na swego kochanka. Znał ją, wiedział, że jej podniecenie jest prawdziwe, gdy syczała za każdym razem, kiedy język Andrei zagłębiał się w niej.
- Oboje wiemy, że o to jej chodzi.- szepnął cicho Rosjanin wprost do ucha kochanki, nie przestając drapieżnych pieszczot, podczas gdy Corsac rozsmakowywała się w dowodzie podniecenia kochanki, zlizując ów nektar namiętnymi muśnięciami języka.
- Mmmm Andreo... błagam... jeszcze... więcej... - skamlała, wczepiona w Rosjanina, stojąc na drżących nogach i dociskając się pulsującym łonem do kochanki.
I otrzymywała więcej… język zastąpiły palce. Sięgające głębiej, równie gwałtowne jak te zaciskające się biuście dziewczyny. Żadne z jej kochanków nie było delikatne w swych pieszczotach. Ale Andrea czule muskała językiem guziczek rozkoszy, na zdobywaną palcami kobiecością, a Orłow wodził równie delikatnie ustami po szyi ramionach uwięzionej kochanki.
To ją pogrążyło. Czuła jak traci panowanie nad sobą, jak bezwstydnie ociera się o kochanków, jak błaga ich o więcej mową swojego ciała.
- Pupę.. ma wolną… na razie... - zasugerowała Orłowowi Andrea sama skupiona zabawą jej kobiecością i muskaniem językiem jej łona powoli i lubieżnie. Doznania były coraz intensywniejsze, tym bardziej że Carmen czuła ocierając się pośladkami, że jej sługa ma czym ją wypełnić. Choć w obecnej sytuacji było to niemożliwe i pozostawało w sferze szalonych marzeń.
- Andreo... torturujesz mnie... w tej sukni... jeszcze... potrzebuję... jeszcze... - Carmen coraz bardziej rozpaczliwie ocierałą się o nią. Pieszczoty Corsac podniecały ją strasznie w połączeniu z dotykiem kochanka, lecz po prawdzie nie dawały ostatecznego spełnienia, trzymając na granicy szaleństwa.
- Zrobisz wszystko… co zechcę? - wymruczała Andrea i sięgnęła do ukrytej przy biodrze kieszonki wyjmując obły metalowy przedmiot, przypominając składaną pałkę do obrony przed napastnikami. Nie była to jednak pałka. Po naciśnięciu przycisku, zaczęła brzęczeć i wibrować energicznie. - Nawet zostaniesz testerką wynalazku Roberta?
Agentka spojrzała ze strachem, ale i fascynacją na przedmiot. Czy to możliwe żeby on... że ona...
Przygryzła wargi. Chciała odmówić, lecz była już za daleko. Opory zostały przełamane, bariery przestały istnieć.
- Tak... jeśli każesz... i wyciągniesz mnie z tych ubrań... - powiedziała i zerknęła na Jana Wasilijewicza, by ocenić co on myśli o tym “wynalazku”.
- Żadne jeśli.. tak… albo nie…- wymruczała Corsac liżąc podbrzusze Brytyjki językiem i wodząc drżącym metalowym przedmiotem po pończoszkach swej “ofiary”. Carmen czuła te wibracje całym ciałem, a Orłow… zdębiał, w ogóle nie wiedząc co robić i jak się zachować. Czegoś takiego pewnie nie widział.
Brytyjka jednak była zbyt podniecona, by dbać o zdrowy rozsądek.
- Tak... chcę... - wyszeptała, drżąc na całym ciele i to nie z powodu strachu czy chłodu.
- Dobrze… Spodoba ci się. Mnie się spodobało. Ale nie można oceniać wynalazku na podstawie jednej osoby. - zachichotała zakładając sobie jedną nogę akrobatki na ramię i sięgając owym twardym przedmiotem do muszelki Brytyjki. Dość duży, ale nie niewygodny. Zimny, ale szybko się rozgrzewał. Twardy i wypełniający jej ciało. Wibrujący gwałtownie i te wibracje przetłumaczone zmysłami na rozkosz rozchodziły się po ciele pieszczonej Carmen. Andrea zaczęła powolnymi ruchami symulować sztychy kochanka, podczas gdy mężczyzna pieścił jej uwięzione w gorsecie piersi. Niewygoda… przestała mieć w tej chwili znaczenie dla akrobatki, tym bardziej że oprócz zabawy przedmiotem Corsac językiem nadal wodziła po łonie swej “ofiary”.
Dziewczyna wczepiła się paznokciami w ramię kochanka jak tonący. I była to w pewnym sensie prawda - tonęła. Tonęła w morzu rozkoszy. Czuła, że zaraz dojdzie.
Wiedziała, że jej ciało nie wytrzyma tej nawałnicy doznań. Szarpane było spazmami przyjemności, których ciasny gorset nie potrafił utrzymać w ryzach. Mogła nie pożądać Andrei, mogła jej nie potrafić polubić tak ja lubiła Yue. Ale to nie zmieniało faktu, że Korsykanka potrafiła ją doprowadzić do ekstremalnych i szalonych doznań. I dlatego wygięła się w łuk krzycząc z rozkoszy głośno i bezwstydnie.
- Będziesz miała okazję się zemścić. Ba… nawet pozwalam ci użyć Orłowa samolubnie na sobie jeśli chcesz. Lub w dowolny sposób.- zsunęła nogę Brytyjki z ramienia i wstała podając Carmen oręż zemsty. Nadal wibrujący, bo włączony. - Natomiast ty musisz własnoręcznie…
Objęta w pasie arystokratka ledwie trzymała się na nogach, łapiąc oddech i próbując odzyskać równowagę zarówno fizyczną jak i duchową.
Tymczasem sama Andrea podciągała bieliznę odsłaniając gustowne koronkowe majteczki ametystowej barwy, chroniące jej intymność.
- W takim razie Janie... pomóż mi z tą suknią... zdejmij ją ze mnie... tak żeby pani Corsac się podobało. - rozkazała Carmen, przyglądając się urządzeniu w dłoni. To było coś... fascynującego.
- Tak jest madame… - Orłow zajął się rozpinaniem sukni swej pani, podczas gdy Andrea oparła się o pobliski kontuar podciągając suknię i drżąc lekko ze strachu i podniecenia.
Metalowa różdżka drżała w dłoni Carmen, dając pewne poczucie władzy i potęgi, zwłaszcza gdy zerkała na Corsac… zachowującą się jak nieśmiała dziewica.
Suknia opadła na ziemię odsłaniając więcej ciała Brytyjki, ale to tylko dodało sytuacji pikanterii.
Carmen uśmiechnęła się kocio do Korsykanki i podeszła do niej niespiesznie. Przeciągnęła niezwykłym przedmiotem pomiędzy jej piersiami tak, by poczuła na skórze jego wibracje.
- Rozłóż nogi Andreo i pokaż mi dokładnie, gdzie mam włożyć ten skarb…
- Dddobrze…- zadrżał zarówno głos jak i ciało Korsykanka, szeroko rozchyliła uda i palcami odchyliła majteczki odsłaniając dobrze znany słodki skarb swej kobiecości.
- O tttuu. - dodała cicho.
Carmen przysunęła się do niej bliżej, by jej usta znalazły się tuż obok ucha kochanki. Dotkneła wibrującą zabawką teraz jej uda i powoli przesuwała w górę.
- Gdzie “tutaj”? - zapytała, muskając płatek ucha wargami.
- W mojej… muszelce?- pisnęła cichutko Andrea tracąc całą swą dumę i pewność siebie, na rzecz wyraźnego pobudzenia. Drżała z emocji… tak silnych jak wtedy gdy kochały się w pędzącym po szynach na złamanie karku stalowym kolosie.
Ale tym razem Orłow to obserwował, a jego skupione na pośladkach Brytyjki spojrzenie mówiło jej, że tylko czeka na okazję, by wykorzystać sytuację. Carmen jednak igrała ze swoją prywatną bestią, ignorując teraz zupełnie Rosjanina.
- Pokaż mi gdzie... włóż tam palec... - wyszeptała znów do ucha Corsac, ocierając się o nią i pieszcząc urządzeniem wewnętrzną część jej uda.
- Dobrze…- mruknęła podnieconym głosem Andrea przymykając oczy i oblizując wargi.-... moja pani.
Jej palec sięgnął bu swej bramie rozkoszy wodząc powoli palcem ponad nią i masując wrażliwy punkcik. Niespiesznie, ale z wyraźną przyjemnością.
Carmen podążyła tym tropem i zaczęła pocierać wibrującym cudeńkiem łechtaczkę kochanki.
- Tak… to przyjemne. - poddając się pieszczocie zabawki, Andrea chwyciła za włosy Carmen i przyciągnęła jej twarz do swojej całując zachłannie i drapieżnie. Całkowicie poddając się nowym doznaniom zapomniała o swej “niewinnej” pozie. Ale cóż poradzić… była drapieżnikiem. Nie ona jedna zresztą. Orłow zbliżył się do całowanej Brytyjki i bezczelnie chwycił za jej pośladki masując je ruchami dłoni.
Zamruczała odruchowo, jednak gdy Korsykanka uwolniła jej usta, powiedziała z wyrzutem:
- Wy chyba macie problemy z samodyscypliną. Janie, nie wołałam cię. - Powiedziała wyniośle, jednocześnie nacierając niespodziewanie zabaweczką na rozpaloną grotę rozkoszy Andrei.
- Dyscyplina jest… dla słabych… my nie musimy się ograniczać.- zażartowała pojękując Andrea, gdy jej ciało poczuło drżącego intruza.- Cuuudowny wynalazeek.
Podczas gdy Orłow wycofał się do tyłu, starając się ukryć niezadowolenie pod maską obojętności. Carmen miała rację. Oboje nie lubili się ograniczać.
- Mhmmm... - przyznała Carmen pieszcząc jednocześnie szyję kobiety ustami.
- Mocniej.. nie musisz… być… delikatna. Jestem cała twoja.- Andrea poddawała się ruchom dłoni kochanki, wychodząc biodrami naprzeciw broni dzierżone przez Carmen. Dłonią pochwyciła mocno pierś Brytyjki miętosząc ją i ściskając przez materiał skórzanej bielizny, który sam otulał zaborczo jej skarby.
Carmen zaśmiała się.
- Wychodzisz z roli uciskanej dziewicy, wiesz? - zapytała i nim Andrea odpowiedziała, ugryzła ją w szyję, nacierając na jej kobiecość urządzonkiem.
- Przepraszam…- pisnęła głośno, za bardzo cieniutkim głosikiem, prężąc drżące ciało, pod ruchami dłoni kochanki. Corsac dyszała i drżała, a jej skóra pokryła się drobnymi kropelkami potu. Dodała po chwili z trudem poruszając biodrami w tempie sztychów Carmen.
- Ty natomiast… tobie się… obecna rola… bardzo... podoba… jak… jak...widzę.
- Nie narzekam - przyznała Brytyjka, zwiększając tempo pieszczot - I tobie też nie radzę. - Dodała z uśmiechem, znów podgryzając szyję kochanki.
Ta pochwyciła nagle Brytyjkę boleśnie za włosy odciągając usta od swej szyi, tylko po to by docisnąć własne wargi do jej w namiętnym i długim pocałunku. Jej ciało drżało od szarpiącej je rozkoszy, a jęk ekstazy Andrea zdusiła tym właśnie pocałunkiem.
Po tej chwili rozkoszy mruknęła cichutko.
- Wyglądasz apetycznie w tej bieliźnie i w wybranej przeze mnie sukni. Nawet jeśli są trochę ciasne.- wyszeptała cicho prężąc się leniwie, po dotarciu na szczyt.
- Ciężko ci odmówić gustu. - połechtala jej miłość własną Carmen - Dobrze, pomęczę się trochę. Zresztą.... nie tylko ja przybiorę dziś poze męczennika - powiedziała posyłając promienny uśmiech Orłowowi.
- Więc chodźmy wywoływać skandal w moim pociągu?- zapytała żartobliwie Corsac całując policzek panny Stone.- Chyba że chcesz być… litościwa.
Tu spojrzenie Corsac również spoczęło na Orłowie, tyleż zdecydowanie poniżej jego twarzy.
Carmen udała, że się zastanawia.
- Nie... - powiedziała patrząc w oczy kochanka - Nie ma we mnie litości. Ubiorę się i chodźmy.

Przejażdżka na dworzec kolejowy była długą torturą… dla Rosjanina. Andrea bawiła się jego kosztem przyciskając swym ciałem Brytyjkę do siedzenia i całując ją powoli i z pietyzmem, raz po raz. Usta Korsykanki i jej języczek wielbiły więc wargi i twarz Angielki tak długo że arystokratka mogła się rozsmakować w tej pieszczocie. Andrea niewątpliwie potrafiła całować. Niemniej ta przyjemność musiała się zakończyć, gdy pojazd dojechał w końcu do dworca kolejowego.
- Poślę kogoś z moich ludzi, by załatwił mój kaprys. Ta linia kolejowa należy do mnie… jak wszystkie w Szwajcarii zresztą.- wyjaśniła, po czym zapukała w szybę, by przywołać któregoś ze swoich ochroniarzy. Carmen nie pozostało więc nic innego jak czekać, by kobieta wszystko załatwiła. Spojrzała z błyskiem psoty w oku na Orłowa.
Ten milczał, ale miało się wrażenie, że wręcz kipi z emocji. Brytyjka niewątpliwie bawiła się jego pożądaniem poddając do “torturze” pocałunków z Andreą… jak i wcześniejszych z nią “zabaw”.
Do pojazdu podszedł jeden z mężczyzn pilnujących dyskretnie bezpieczeństwa swej chlebodawczyni i zaczęła się krótka rozmowa między nimi. Andrea zażyczyła sobie wagonu restauracyjnego na wyłączność… w dowolnej podmiejskiej linii. Wraz z kucharzem i kelnerem.
Po czym czekała uradowana.
- Mam nadzieję, że parę wścibskich oczu podglądających cię przez szczelinę drzwi cię nie strapi. - wyjaśniła łobuzerskim tonem. - W zamian za to coś przekąsimy przy okazji.
- Ojeeeej, a kucharz? On też będzie patrzył... chyba się zawstydzę. - rzekła nieszczerze Carmen, udając wstydliwość.
- Jak znam mężczyzn… to tak.- tu spojrzenie Andrei spoczęło na słudze pani archeolog.
Po kilku minutach wrócił ochroniarz i wyjaśnił, że wszystko zostało załatwione. I że pociąg czeka na peronie numer 3.
- Chodźmy więc.- rzekła wesoło Corsac opuszczając limuzynę z wesołym uśmiechem.
Carmen ruszyła za nią posłusznie.
Ruszyły więc razem, ramię pod ramię. Orłow podążał za nimi, a ochrona dookoła nich. Andrea była w wyjątkowo dobrym nastroju, dowcipkując wesoło i drażniąc kochanka Carmen bezczelnie muskając pupę Brytyjki na jego oczach i wypinając własną.
- Aż kusi by sprawdzić do jakiej “furii”i zdołamy go dopro... - słowa zamarły w jej ustach. Zatrzymała się nagle i rzekła głośniej. - Konrad… co ty tu robić. To znaczy… w Zurychu?! Nie powinieneś rozkoszować się urokami Berna?
Adresatem tych słów, był nadchodzący z przeciwnego kierunku mężczyzna o ostrych rysach twarzy i ubrany na czarno...

z wyszukaną elegancją.
- Andrea… jak miło cię widzieć. Nie mogłem wytrzymać bez blasku twej urody, więc przybyłem targany tęsknotą.- odezwał się na powitanie.
- Żarty na bok. Co tu robisz Konradzie.- Korsykanka nie wydawała się nabierać na lep jego słów.
- Interesy… interesy… interesy. Cóż innego? Chciałbym żeby powodem była przyjemność, ale cóż… - westchnął teatralnie. - Niestety na przyjemności rzadko mam okazję. W przeciwieństwie do ciebie… jakże ci zazdroszczę. A propo przyjemności.-
Podszedł do Brytyjki i ujął jej dłoń, składając na niej pocałunek.
- Kim jesteś piękna damo? Twarz wydaje mi się znajoma.- zapytał.
Carmen od pojawienia się mężczyzny szperała w pamięci, starając sobie przypomnieć czy kojarzy jego imię. Jednakże nic nie przychodziło jej do głowy. Uśmiechnęła się jednak promiennie do Konrada, podając mu dłoń.
- Carmen Stone, archeolożka. Nie dość widać piękna, by uchodzić za jedyną i oryginalną. - Zażartowała.
- Carmen… słodkie imię, panujące do tak pięknej i zjawiskowej istoty. Acz… nie kojarzę panny z grzebaniem w ziemi. Raczej… z przestworzami. Więc… bogini stali i ognia, oraz nimfa powietrza. To gwarantuje bardzo wybuchowy wieczór, nieprawdaż moja śliczna Andreo? - zapytał z uśmiechem zwracając się do Korsykanki.
-A-a-a-a… żadne “twoja” Konradzie. - rzekła ironicznie Andrea “grożąc” mu palcem. - Już od dawna nie twoja.
- Detale… detale… nic nie znaczące detale. Nieprawdaż?- spytał się Brytyjki próbując spojrzeniem przekonać ją do swej argumentacji. - Nawet gdy byłaś moja, to byłaś zbyt niezależna, bym mógł cię tak naprawdę “mieć”.
Carmen tymczasem “umknęła” bliżej Orłowa.
- Może... może was zostawimy? Wygląda, że macie sporo do omówienia, a my... - popatrzyła na Jana - Nudzić się nie będziemy.
- Ach… to moja wina.- rzekł smutnym tonem Konrad kłaniając się nisko obu damom.- Masz rację panno Stone. Nie powinienem wam zakłócać zabawy. Zresztą i tak się spieszę na spotkanie. Może później się spotkamy Andreo? By pogadać o starych czasach i okazjach jakie przyszłość przynosi?
- Może… kto wie? Ty wszak wiesz, gdzie mieszkam drogi Konradzie.- rzekła Corsac wesołym tonem, dodając zmysłowy pomruka koniec.
- Wiem. I jeśli czas pozwoli, ja pozwolę sobie zakłócić ci spokój.- skłonił się Andrei, a potem samej Carmen.- Panno Stone, to była przyjemność poznać pannę.
Po tym pożegnaniu ruszył dalej. A Andrea uśmiechała zalotnie wędrując spojrzeniem za nim. Aż znikł jej z pola widzenia. Wtedy uśmiech Corsac znikł z jej twarzy ustępując miejsca zafrapowaniu.
- Masz rację Carmen… może rzeczywiście… ja powinnam zostawić ciebie i twojego sługę. Jakoś straciłam nastrój na figle.- zamyśliła się pocierając czoło.- Jutro podeślę łączniczkę do hotelu, w którym się zatrzymałaś, a wieczorem limuzynę. I pojedziemy razem do Archibalda.
Więc... stalowa dama miała czuły punkt. Carmen nie dała po sobie poznać reakcji na tę obserwację.
- Oczywiście, moja droga. Dziś mieliśmy dość zabawy. Mam nadzieję, że zgłodniejesz przed jutrem. - Podeszła i delikatnie pocałowała Korsykankę w policzek.
- Z pewnością…- wymruczała rozkojarzona wyraźnie Andrea i spojrzała na pociąg do którego zmierzały. - Możesz z niego skorzystać lub nie. Zdaję sobie sprawę, że mając pomoc sługi, też możesz uczynić sobie ów wieczór przyjemnym.
Carmen chciała już odmówić, lecz przypomniała sobie, że nie przyjechali tu własnym samochodem a powrót limuzyna z zamyśloną Andreą byłby co najmniej dziwny, toteż skinęła głową.
- Dziękuję. Z przyjemnością się przejedziemy, skoro już zaplanowałaś nam podróż.
- Baw się więc dob… co ja mówię… przecież z pewnością będziesz tak się bawiła.- rzekła z uśmiechem Andrea żegnając się z Carmen, po czym ruszyła do swojej limuzyny. A Orłow przyglądał się jej w milczeniu.
- To było niespodziewane.- skomentował, gdy Korsykanka była już poza zasięgiem jego głosu.
- Taa... - Carmen ruszyła w kierunku wagonu, który miał być przeznaczony do jej dyspozycji. - Kojarzysz tego człowieka?
- Nie bardzo… wygląda na kolejnego miejscowego bogacza. - zastanowił się Rosjanin podążając za dziewczyną. - Szkoda że nie podał nazwiska.
- A jednak mnie kojarzy. Pewnie z areny.
- Na szczęście nie dość dobrze, co jest nam na rękę. Bo gdyby się Andrea zorientowała czym się zajmowałaś, to pojawiły się kłopotliwe pytania.- stwierdził Orłow pomagając Brytyjce wejść do wygodnego wagonu jadalnego.
- Cóż, zawsze mogę powiedzieć, że cyrk to przelotny epizod, który się skończył. Już prawie nie pamiętam jak to jest na scenie. ostatnio ciągle jesteśmy w tej innej pracy. - Powiedziała, wchodząc do środka i rozglądając się.
Zarezerwowany dla Andrei wagon jadalny należał do tych przeznaczonych dla bogatszych podróżnych. Siedzenia pokryte skórą wyglądały na wygodne, a drewniane blaty na solidne i szerokie. Czekający na gości kelner skłonił się w ciszy czekając na polecenia, a kucharza widać nie było. Za to były były białe drzwi prowadzące zapewne do małej kuchni.
- Cóż… cieszmy się z tego, że nie musisz się tłumaczyć. - stwierdził Orłow.
- No i perspektywą miłej przejażdżki... - Carmen uśmiechnęła się niewinnie, po czym rzekła do kelnera: - Co szef kuchni poleca?
- Choco-Brulées, jabłka zapiekane i wypełnione kawałkami banana i polanymi czekoladą.- zaproponował kelner, podczas gdy Rosjanin stanął za Brytyjką z obojętną miną posłusznego sługi, ale jego dłonie bezczelnie chwyciły za pupę kochanki, ściskając drapieżnie i zachłannie pośladki… nie przejmując się tym, czy kelner zauważy jego działania.
- Poprosimy więc dwie porcje i butelkę najlepszego różowego wina, jakie macie. - Powiedziała, próbując się odsunąć poza zasięg dłoni niegrzecznego lokaja.
- Oczywiście… za około trzydzieści minut będzie gotowe. Wino podać od razu?- zapytał kelner, gdy oboje kochanków bawiło się w “dreptanego berka”.
- Tak, poproszę. A ty Janie spocznij. - Powiedziała, patrząc znacząco na Orłowa. - Zaraz ruszamy.
- Tak pani.- odparł Rosjanin posłusznie siadając przy jednym ze stolików, nie wychodząc z roli sługi. A kelner ruszył powiadomić kucharza.
Carmen usiadła po drugiej stronie z uśmiechem.
- No właśnie, nie wychodź z roli. - Rzekła rozbawiona.
- Przyjdzie czas zapłaty… madame. Co planujemy na jutro?- zapytał z ironicznym uśmiechem Orłow nie odrywając spojrzenia od kochanki.
- Poza wizytą u Archibalda?
- Tak… poza wizytą i poza wtajemniczeniem Gabi w sytuację. - przypomniał o tym fakcie.
- Nie myślałam o tym. Coś proponujesz?
- Tak. Ale wiąże się to z łóżkiem, fartuszkiem pokojówki na twym nagim ciele i jest całkowicie bezproduktywną acz przyjemną stratą czasu. - odparł z ironią mężczyzna i podrapał się po karku.- Poza tym… nie mam żadnych propozycji. Żadnego pomysłu na razie. Może Gabriela będzie coś miała.
- Chętnie bym zbadała ten atak na posiadłość Andrei. Może odwiedzimy ją wcześniej i rozejrzymy się? - Zaproponowała Brytyjka, dodając - Na kostium pokojówki musisz zasłużyć, a przed chwilą byłeś niegrzeczny.
- To jest dobry pomysł. Ja się rozejrzę, a ty dopilnujesz by się Andrea nie interesowała moją obecnością.- mruknął Orłow podążając spojrzeniem za kochanką.
- A poza tym… ty nie lubisz jak jestem grzeczny.- uśmiechnął się bezczelnie, acz ten uśmieszek szybko zgasł, gdy kelner wszedł niosąc butelkę trunku i dwie lampki.
Carmen spojrzała na kelnera a potem na swego “sługę”.
- Kojarzysz jaki dworzec jest najbliżej naszego hotelu? Chciałabym żeby panowie nam powiedzieli, gdy będziemy na miejscu.
- Tak madame… stacja Rosenblueme? Która to będzie?- zapytał Orłow, a kelner uprzejmie odpowiedział.- To będzie trzecia stacja na której się zatrzymamy.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline