Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-01-2018, 22:10   #41
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
XVIII. Życie towarzyskie cz. II



- Alicjo… panno Alicjo - ktoś delikatnie potrząsnął dziewczynę za ramię. Menhiry i mroczny las zastąpił smutny, jesienny ogród.
Dziewczyna zatrzepotała rzęsami i podskoczyła przestraszona, zakrywając piersi rękami, jakby nie miała nic na sobie. I zobaczyła osobę, której spodziewała się jeszcze mniej niż satyrów - Angusa McIvory.
- Dobry wieczór panno Liddell - ukłonił się i odruchowo sięgnął do kapelusza, którego jednakże nie miał na głowie.
Upewniwszy się, że ma na sobie suknię, wciąż rozkojarzona Alicja skinęła powitalnie głową.
- Dobry wieczór. - Tylko tyle była w stanie powiedzieć, zanim dotarło do niej gdzie jest i z kim.
- Czy wszystko jest w porządku? - zapytał, chyba dostrzegając rozkojarzenie dziewczyny.
Ta rozejrzała się wokół jakby czegoś lub kogoś szukając. Znów poprawiła sukienkę dyskretnym ruchem.
- Taak, zamyśliłam się... to znaczy... przyszłam tu pomyśleć. - Powiedziała z ociąganiem, po czym spojrzała na swojego rozmówcę. - A pan?
- A ja... cóż - Szkot poprawił nerwowo fular. Tego wieczora zadbał o wygląd wyjątkowo i prezentował się całkiem przystojnie w kruczo-czarnym garniturze. - Ja panny szukam - odpowiedział.
Alicja przekrzywiła lekko głowę.
- Ale tak... jakiejkolwiek? - zapytała, minę mając przy tym zupełnie szczerą.
- Nie, nie, ja szukam… - urwał. - Panna sobie ze mnie żartuje? - spytał i zachichotał pod nosem, bo jej słowa w pełni do niego dotarły.
- Ależ jak bym śmiała? - wzbraniała się chwilę, po czym również pozwoliła sobie na lekki uśmiech.
- Bo widzi panna, panny siostra, pani Elisabeth, się niepokoi - wyjaśnił, mało sobie języka nie wyłamując od grzeczności.
Alicja westchnęła, a jej postawa wyrażała rezygnację.
- No tak... już wracam. Dziękuję za troskę. - Powiedziała, nie patrząc na mężczyznę i kierując się w stronę schodów na taras. Angus z początku milczał i Alicji już zdawało się, że uniknie z nim rozmowy. Jednak usłyszała za sobą.
- Przepraszam pannę? Czy moja obecność jest ci aż tak niemiła? - zapytał wprost.
Podniosła wzrok, zdziwiona.
- Nie... dlaczego? - Po chwili jednak dodała. - Po prostu to trochę... krępujące.
- Do tej pory wyraźnie mnie panna ignorowała - westchnął. - I nie wiem, czy robię coś źle, czy to ze mną jest coś nie tak - wyznał.
Zawstydziła się.
- Ja... nie rozumiem czemu pan poświęca mi tyle uwagi. - Mówiła bawiąc się w palcach jakąś kokardką - Pewnie pan słyszał... jak się mnie nazywa. I w ogóle.
- Nie słuchałem - zaprzeczył. - A własnej opinii nie sposób mi wydać, jeśli panny choć trochę nie poznam. Na razie wiem tyle, że kwiatami nie zmiękczę panny serca.
Alicja zatrzymała się i popatrzyła na mężczyznę marszcząc brwi.
- Ale czemu akurat ja? Przecież... no ciężko nazwać nasze spotkania udanymi.
- Mam wrażenie, że właśnie dlatego - rozłożył bezradnie ręce. - Nie jestem żadnym bożyszczem, panny odrzucały moje zaloty nie raz - przyznał się. - Ale żadna tak definitywnie, jak panna. Może to przez to?
- Więc jestem po prostu... trudną zwierzyną? - zapytała cicho. Angus zamilkł na chwilę, choć taras i sala balowa były już bardzo blisko i czas na rozmowy mu uciekał.
- Nie, to nie to - zdecydował wreszcie. - Chciałbym pannę zrozumieć. Zaintrygowałaś mnie.
- Obawiam się, że by się pan rozczarował. - Odparła Alicja nie patrząc na niego. - Będę wdzięczna jeśli... przeleje pan swoje zainteresowanie na inną damę.
Mężczyzna westchnął ciężko.
- A czy mogę chociaż liczyć na nasz pierwszy i ostatni taniec? - zapytał z nadzieją. - To w końcu bal.
Alicja westchnęła. Wszak sama obiecała siostrze, że nie będzie odsyłać każdego chętnego z kwitkiem. Skinęła głową.
- Skoro pan sobie tego życzy... - Powiedziała.
Po tej obietnicy, McIvory odstąpił. Powrót na salę balową w towarzystwie mężczyzny, w dodatku po dłuższym czasie, wzbudziłby niewątpliwie niezdrowe zainteresowanie i plotki. Zamiast tego, samotnym powrotem panny Liddell nie zainteresował się nikt, z wyjątkiem jej siostry. Elisabeth na jej widok bardzo starała się nie dawać po sobie poznać, że jest zdenerwowana.
- Alicjo Liddell, gdzieś ty była? - spytała.
Dziewczyna zmarszczyła brwi. Kochała siostrę, ale jej protekcjonalne podejście względem niej coraz częściej przypominało matkę.
- Na balu, siostro. Z tego co wiem, do dyspozycji gości przeznaczono nie tylko tę salę.
Lizzie tupnęła nóżką.
- Uciekałaś od tańców, prawda?
- A czy moim obowiązkiem jest tylko tańczyć? - Alicja była coraz bardziej zeźlona - Wybacz, siostro, nie wiedziałam. Myślałam, że mam się po prostu dobrze bawić. Jednakoż teraz postaram się naprawić ów straszny błąd, bowiem pan McIvory poprosił mnie do tańca, a ja się zgodziłam. Jedyne co nas powstrzymuje, to twoje wykłady.
Siostra aż się cofnęła na ten wybuch złości.
- Przepraszam - bąknęła. - Wiesz, że chcę dla ciebie dobrze, ale czasem się martwię.
Alicja poczuła wyrzuty sumienia.
- Wiem, też przepraszam, ale... nie możesz wymagać że będę się bawić tak, jak ty byś się bawiła. Jestem już dorosła, Liz.
- Wiem o tym, wiem - pokiwała głową. - Ale dorosłość to też trzymanie się konwenansów i sprawianie pozorów i całe to… - znaleźć słowa, więc tylko machnęła ręką. - Więc czasem trzeba zatańczyć, wyjść do teatru z jakimś kawalerem. Choćby i tylko po to, by dano ci spokój.
Cóż mogła na to powiedzieć? Starsza siostra jak zwykle miała rację. Blondynka skinęła pokornie głową, po czym rozejrzała się za Angusem. Ten grzecznie podpierał ścianę, przyglądając się roztańczonym gościom. Nie wypadało mu wszak przerywać komuś rozmowy, a już na pewno nie damom.
Alicja westchnęła.
- Wybacz siostro, nie wypada mi już dłużej nadszarpywać uprzejmości pana McIvory’ego. - Skinęła lekko głową, po czym odeszła kilka kroków i również przystanęła pod ścianą, by dać znać, że jest już wolna. Musiała chwileczkę zaczekać, szkot kurczowo trzymał się bowiem etykiety. Może to był jeden z powodów, dla których uważała, że jest nudziarzem. Wreszcie jednak podszedł do niej i skłonił się.
- Czy wyświadczy mi panna ten zaszczyt? - sztywniej się już chyba nie dało.
- Z przyjemnością.
Dziewczyna skinęła twierdząco głową bez entuzjazmu i podała kawalerowi dłoń, by wprowadził ją na parkiet. Orkiestra zaczęła grać skoczną polkę. Angus pewnie złapał partnerkę, ale tak jak w mowie, tak i w ruchach był trochę sztywny.
- Jakie ma panna przemyślenia, na temat teorii pana Darwina? - zapytał ponad dźwiękami muzyki.
To pytanie jakby przebudziło Alicję z apatii. Wcześniej uznała, iż tę lekturę Angus podesłał jej tylko po to, by się przypodobać, teraz jednak zaczęła zastanawiać się czy sam owej książki nie przeczytał.
- Coś... fascynującego. - Powiedziała z ociąganiem, jednocześnie starając się nie wypaść z rytmu oraz dobrać właściwie słowa. - Choć brzmi to wszystko nieprawdopodobnie. Pewnie wybiorę się któregoś dnia by... przyjrzeć się zwierzętom pod tym kątem... jak to nazwał pan Darwin... ewolucyjnym. - Odpowiedziała, po czym dodała - A czy pan... czytał tę książkę? Muszę przyznać, że to dość... niezwykły prezent.
- Pytała mnie panna o to, czy słyszałem co o pannie mówią? - odparł, na pozór nie na temat. - I słyszałem, że masz opinię ciekawej świata. Skoro nie wywołałem żadnej reakcji rozmową, ani kwiatami, to miałem nadzieję, że chociaż literatura mnie uratuje w panny oczach - wyjaśnił tok swojego rozumowania. - Pan Darwin wykazał się wielką odwagą. Stanąć naprzeciw prawdy spisanej w Piśmie Świętym… Jakie miałoby to konsekwencje, gdyby okazało się prawdą?
Alicja zastanowiła się nad tym omal gubiąc krok. Na szczęście pan McIvory dbał o odpowiedni rytm i bez słów dał znać partnerce, co powinna teraz zrobić. Dziewczyna poczuła wdzięczność.
- Myślę, że wielu ludzi długo by tego nie umiało zaakceptować, inni jednak... cóż, czy tak ważnym jest skąd się wzięliśmy? Czy nie jest ważniejsze raczej to, kim jesteśmy lub... stajemy się?
- W naszej naturze jest zadawać pytania. A trudno jest zrozumieć teraźniejszość, nie rozumiejąc przeszłości. A bez zrozumienia teraźniejszości, jak możemy być pewni, że właściwie planujemy swoją przyszłość? - no proszę, Szkot okazał się mieć ciągoty filozoficzne.
- Tylko czy to nie będzie formą usprawiedliwienia? Skoro nie pochodzę od Boga, mogę odrzucić jego prawdy, człowieczą dobroć i zachowywać się jak zwierzę, które walczy o przetrwanie. - Przedstawiła swoją tezę Alicja, wciągając się w ten dialog.
- Ale odwracając to rozumowanie… czy jeżeli jesteśmy dobrzy tylko dlatego, że boimy się Boskiej opinii, to czy naprawdę jesteśmy dobrzy? No i czy walka o przetrwanie nie jest sensem życia, skoro prowadzi do ewolucji? - Angus nie ustępował pola.
- Tylko, że większość z nas nie musi dbać o swoje przetrwanie, tak bardzo się rozwinęliśmy. Mamy za to możliwość zaopiekować się innymi ludźmi czy zwierzętami... choć bez Boga brakuje ku temu argumentacji. - Alicja uśmiechnęła się delikatnie - Niemniej w kwestii robienia dobrych uczynków po to tylko, by przypodobać się Bogu, zgadzam się z panem. Zawsze, gdy moja matka wyciąga mnie na mszę, mam ochotę zaproponować, żebyśmy zamiast tego poszły do przytułku dla ubogich z pomocą, ale... cóż, nawet ja nie jestem dość odważna, by sprzeciwić się rodzicielce. - Zakończyła już szczerze rozbawiona, przy okazji wirując w tańcu z coraz większą swobodą. McIvory pozostawał sztywny, choć kroki stawiał z wielką wprawą. Rozochocił się jednak wymianą przemyśleń.
- Z tego co słyszałem, z tezy Darwina i jej antytezy kreacjonistycznej, niektórzy ukuwają syntezę. Co, jeśli Bóg stworzył świat, lecz potrzebowaliśmy tysięcy lat by zbliżyć się do jego geniuszu i choć troszkę zrozumieć jak? Skoro człowiek jest na podobieństwo boże, to kiedyś powinien zrozumieć świat, jak Bóg - takie zażyłe rozmowy w trakcie tańca nie uchodziły, szczególnie między obcymi sobie ludźmi, ale w rozmowie oboje już dawno się zapomnieli.
Panna Liddell znów się zamyśliła, nie przerywając jednak tańca i jakby bliżej i zwiększą swobodą dopuszczając do siebie partnera. Dla kogoś, kto ich obserwował, mogło wyglądać nawet na to, że tańczący mają się ku sobie.
- Myślę... że ta teza podoba mi się najbardziej. - Rzekła Alicja nieco już zdyszanym głosem - Bóg, który uczy, który wskazuje drogę, lecz nie ocenia, pozwala korzystać z wolnej woli do czegoś więcej niż tylko... wielbienia go. To bardzo... ciekawy obraz. - Dziewczyna podniosła wzrok i spojrzała w oczy Angusa. Zastanawiała się o ile może być od niej starszy. Wąsy dodawały mu powagi, a wypomadowane włosy upodabniały go do większości dżentelmenów na sali, ale Angus nie mógł mieć więcej niż trzydziestu lat. I tym drobnym gestem, zwykłym spojrzeniem, wywołała u niego uśmiech.
Zarumieniła się, odwracając wzrok.
- Przepraszam, dałam się... ponieść. - Wyznała.
- Proszę nie przepraszać. Ma panna piękne oczy - skomplementował. Taniec tymczasem dobiegał końca.
Blondynka nie bardzo wiedziała jak zareagować na komplement, więc... udała, że go po prostu nie słyszała. No prawie, uśmiechnęła się bowiem delikatnie, samymi tylko kącikami ust. Taniec z panem McIvorym okazał się nie być taki straszny, jak się tego obawiała.
- Ja... przepraszam, że... byłam niemiła. - Powiedziała pod koniec, gdy został im już tylko jeden ukłon.
- Przeprosiny przyjęte - orkiestra umilkła. To był już drugi taniec, w którym nie ucierpiały niczyje buty. - Czy gdybym podarował pannie kolejną książkę, mógłbym żywić nadzieję, że dane będzie nam o niej podyskutować? - ośmielił się zapytać.
Alicja spuściła wzrok.
- Pod warunkiem, że faktycznie interesuje moje zdanie, a nie jest to tylko pretekst. - Powiedziała, wciąż stojąc w tym samym miejscu, jakby ona i jej partner czekali na kolejny taniec.
- Po dzisiejszej rozmowie, panny zdanie interesuje mnie bardzo - dłużej rozmawiać się nie dało. Niektóre damy zaczynały spoglądać w ich kierunku. Angus oddalił się zatem, w obawie o reputację Alicji jak i swoją.
Dziewczyna chwilę nie wiedziała co z sobą począć, po czym szybkim krokiem oddaliła się w przeciwnym kierunku sali. Ona i etykieta wyjątkowo miały dziś nie po drodze.
 
Zapatashura jest offline