Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-01-2018, 23:59   #243
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Gotte był tak wymęczony już tą wędrówką i ostatnimi wydarzeniami, że przy spotkaniu z khazadami nawet słowa z siebie nie wydobył. Korzystając z okazji przykucnął gdzieś z tyłu modląc się by ta gadanina była jak najdłuższa, a on mógł jak najwięcej odpocząć. Myślami już był w… burdelu. Ciepłym, miłym, przyjaznym, burdelu. A nie wśród tych okropnych, zimnych, szczytów. W co on się biedny wpakował… Za swe wybory kolejny raz płacił ciężką cenę.

***



To co zobaczył w grocie, przerosło jego wszelkie oczekiwania i fantazje. Przetarł oczęta parę razy ze zdziwienia, biadoląc że ze zmęczenia już jakieś wielkie gady widzi. Ale smok nie znikał... I po minucie nie zniknął i nie zniknął po dwóch. Nawet po trzech. No spał i spał, jak spał. Oho jednak jego towarzysze jak fantazjowali o smoku, to nie fantazjowali…

***


Gdy większość zaczęła się krzątać. Gotte leniwym krokiem to podszedł do alchemika, to znowu odszedł. To zaproponował pomoc, to po tej propozycji już po chwili go przy alchemiku nie było.

Patrząc na tego wielkiego gada, od razu sobie pomyślał, że cosik trzeba sobie stąd zabrać. Czy to na pamiątkę, czy to na sprzedaż. Pewniakiem jednak coś trzeba było brać. Oblazł go dookoła raz, oblazł i drugi. Przy trzecim go szturchnął. A przy czwartym parę razy dziabnął. Bestyja ani nie drgnęła więc przy piątym zatrzymał się przy nosie. Wyjął sztylet i ciachnął z jego wielgachnego nochala włos. Toż wspaniała pamiątka będzie – pomyślał. A jako, że smok smacznie spał dalej ciachnął sobie i drugiego do pray.

Teraz jednak smok poruszył nozdrzami, otwarł powoli paszczę i kichnął tak głośno, że z sufitu posypały się odłamki małych kamieni i stalaktytów. Gotte stał jak wmurowany. Już się żegnał ze światem. Już zobaczył cały swój bogaty żywioł. Już też cały zbladł. I już miał nawet orosić smoka o litość, ale gadzina ponownie jednak usnęła. Szybcikiem się Miller więc wycofał.

- A to ta gadzina śpi, czy kichuje? Czemy łona nie śpi, jak śpi. Co łona w końcu obi, co?– zapytał alchemika
- Pogrążony on w śnie długowiecznym. Śpi wciąż i choć nie łatwo go z niego wybudzić, to wybudzić się może – usłyszał odpowiedz, która sprawiła że Gotte więej do smoka nie planował się zbliżyć. Od teraz zajmował miejsca jak najbliższe ujścia z groty.


***


Sam Gotte też dał jednen błyskoltliwy pomysł rozwiązania problemu:
-Czy jakimś takim lepikiem mazianiczo leczniczym nie można go pozasklepiać? Ja żem widział jak takimi smolakami rany się łatało. Smok to też człowiek, powinno się udać. Ino musita taki proszek sklejający z tych twych płynników zrobić.Tyle . Łatamy i zbieramy się.” - Nie spotkał się on jednak z wielkim entuzjazmem

- … złoto, złoto, złoto… - szeptał Jan Vahn gładząc smocze łuski.
Zatrzymał się przy ranie.

- To nie jest zwykłe drzewo. To broń magiczna i stara. Bardzo, bardzo stara. A magia jeszcze starsza, może nawet starsza od smoka. Może stara jak stare są elfy. Albo jeszcze starsza…
- Gdybyśmy się z czymś takim zaczęli obnosić - powiedział Kaspar - to w każdym mieście mielibyśmy na karku szlachtę, rycerzy różnej maści, magów, inkwizycję i

- będę potrzebował twojej pomocy Jurgenie. - powiedział Jan wyjmując z plecaka skrzyneczki z narzędziami i preparatami.
Ochroniarz z ociąganiem i przestrachem zbliżył się do smoka.

- To może trochę potrwać. - wyraźnie zmęczony podróżą, lecz ożywiony znaleziskiem alchemik zwrócił się do Stirlandczyków. - przygotujcie nam tu obóz i dobre oświetlenie. Reszta zgodnie z poleceniem przystąpiła do pracy.

***


Po kilku długich godzinach, przed południem następnego dnia.

- Wydaje mi się, że wiem co tu się stało. - zaczął Jan. - Dawno, dawno temu, ów smok został trafiony drzewcem, czy to włócznia była, czy ogromna strzała, ale pewnym jest że z magicznego zaklęcia i rodzaju drzewa żywego zrodzona była. Owe właściwości są źródłem infekcji, bo krew smocza, jako taka, nie jest szkodliwa, tak mi się wydaje. Ów smok, bo nie jest to smoczyca, zaległ w grocie niszcząc wejście. - Wskazał ręka na zwaliska skał. - Niedawno, może na wiosnę, po tylu latach, góra odsłoniła część rumowiska. Może lawina, może lód rozsadził skałę. Owi nieszczęśnicy znaleźli smoka i w swej niepojętej głupocie zdecydowali albo dopchnąć drzewiec, lub go wydobyć. Strup pękł, oni oberwali kwasem a strumyk stał się zatrutym. Potem wyście znaleźli coście znaleźli. Mądrością wykazaliście się nie popełniając błędów poprzedników. -zakończył zadowolony ze swoich dedukcji.
- Wydobyć zapewne - stwierdził Kaspar, gdy już przetrawił wiadomości, podane przez alchemika. - Cóż zatem radzicie, byśmy mogli coś na zarazę zaradzić, równocześnie nie wysyłając smoka na świat, który raczej nie pragnie, by taki stwór zaczął tam grasować? - spytał.
- Wydaje mi się, że największa i chyba jedyna szanse dałoby zalanie rany czystym złotem. Łuski smoka są odporne na kwas. Płynny metal stygnąc winien zasklepić ranę. Tylko trzeba działać szybko nim przyjdą tu krasnoludy - zerknął na Arno - albo ludzie z Heisenbergu… ale jest problem. - popatrzył na wszystkich. - Ja mam tylko ten złoty wisiorek, rodzinna pamiątka oraz dwie złote monety. A potrzeba więcej, dużo więcej… Macie złoto? - zapytał poważnie.
- Ja mam kilkanaście Koron. Mogę dołożyć do puli z trzynaście aby nie zostać bez grosza. - powiedział Wagner śmiało.
- Dużo tego złota potrzeba? - spytał Kaspar. - I chyba, przed zalaniem, trzeba usunąć tę... drzazgę.
- A co się stanie, jak sądzisz, gdy tu przyjdą krasnoludy? - zadał kolejne pytanie. - Chyba też rozwiążą nasz problem...
- Moim zdaniem to one mogą sprawić, że nasz problem się powiększy. - rzucił Wagner bez namysłu. - Poglądy krasnoludów są dość… radykalne. - powiedział spoglądając na Grimma.
- Zatłuką smoka i nie będzie problemu - rzucił Kaspar.
- Zatłuką albo i nie zatłuką, ale pewnym jest że ja żadnych badań tutaj prowadzić mieć nie będę miał możliwości. A do tego potrzebuję tego niezwykłego gada… - odpowiedział Jan. - Nie warto ryzykować wyciąganie drzewa. Jeżeli nie obudzimy smoka, to przecie skończyć któryś z nas może jak poprzednicy. - zauważył.
- Czy oni by sobie z tym poradzili nie wiemy. - powiedział Moritz. - My mamy Herr Jana, który może zaradzić sytuacji, z naszą pomocą, bez zabijania tego niewinnego stworzenia.
- Czy niewinnego to również nie nam oceniać. - wtrącił zakłopotany alchemik. - Nie będę ukrywał, że magia dawna, stara, zdaje się być jakby was najbliższa elfiej, a one raczej na dobre smoki chyba nie polowały…
- Słowa 'smok' i 'niewinny' tak jakoś gryzą się ze sobą - stwierdził Kaspar. - Myślałem raczej o przywiązaniu liny do włóczni i pociągnięciu z pewnej odległości. Bezpiecznej. Wtedy nie popełnilibyśmy błędu poprzedników.
- A tak. Mogłoby to pomóc z tym problemem, lecz nie z tym, iż on obudzić się może. Nie znam sposobu na ten rodzaj istoty, ani alchemicznego, ani chemicznego. Walczyć ze smokiem chyba nikomu tutaj się nie uśmiecha.
- Już to widzę… - odezwał się Jurgen. - najpierw przyjdą chciwe krasnoludy, zobaczą i pójdą do twierdzy po resztę. A kapitan z Heisenbergu prowadzi tu ekspedycję. Ludzie smoka oddać nie zechcą. Słyszeliście, że jedni i drudzy prawo sobie do gór przypisują. Może do bitwy, a może i wojny dojść przez to, co nie?
- Najlepiej zatem pozbyć się problemu zatrutej wody i zamaskować wejście do jaskini. Można nawet naznosić kamieni, gałęzi i takich tam. - powiedział Wagner.
- Też tak uważam. - rzekł Jan. - potrzebuję co najmniej sto złotych monet, aby dokładnie zalać strup. - westchnął. - to kolejny problem. Skąd wziąć w ciągu dwóch dni taka fortunę?
- Nie może być jakiś inny metal? Jakiś posiadający niższą temperaturę topnienia i nie będący tak drogocenny? - zapytał Wagner.
- Nie.
- Rozumiem… - powiedział Wagner. - Nawet jak dam całe swoje złoto to nadal brakuje nam bardzo dużo. Ile wy możecie dać? - zapytał towarzyszy Moritz. - Chodzi o ludzkie życie i zalecam hojność. Gdybym tylko dokończył i sprzedał swój traktat to pewnie miałbym dość Koron… - zamyślił się czeladnik.

- Strupem drzewce obrosło razem poprzednim. Jeśli pozbyć by jego się, to czasu może ile minąć nim rana sama zamknie się? - zapytał khazad.
Gotte był rad, że khazad naturalnie i zgrabnie odwrócił temat. Sam mógł jedynie rzec, że złota to on nie ma. Słysząc, jednak że rozmowa przybiera takie niewygodne tory cichaczem ruszył w kierunku wyjścia z groty. W pierwszym wypadku nie chciał uczestniczyć w rozmowach mogących doprowadzić do jego biedoty. W drugim mogły one doprowadzić do utraty zdrowia, czy życia. Lepiej być pierwszym, który ujdzie, jak smoczysko otworzy ślepia.
- Panowie, inteligentnym gad niezmiernie jest wedle alchemika naszego słów. Jeśli przebudzić raczy się, to przekonać może uda nam się, że zamiarów nie mamy złych. Moritz nasz usta złote ma bardziej niż smoka łuski. Zabijać nie trzeba wcale go. Jakby źle zaczęło robić się, to umknąć w chwili każdej możemy. No, nie mów, że wypróbować sił swych w ze smokiem rozmowie nie chciałbyś - wyszczerzył się Arno i szturchnął łokciem gawędziarza.
- Mamy w sumie kogoś o zdecydowanie bardziej złotawych ustach… - powiedział rozglądając się Moritz. - Mieliśmy? - zapytał nie widząc Gotte. - Nie wiem czy taki potwór zna nasz język, a nawet jak zna to nie wiem jaki jest cel życia tego smoka. Podejrzewam, że nie będą go obchodzić ludzie, którzy umierają po tym jak zatruwa ich jego krew skażona również przez ludzi.
 
AJT jest offline