Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-12-2017, 09:13   #241
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pościg za uciekającymi goblinami był bez sensu. Tamtych było tylu, że mogli ewentualnym ścigającym narobić kłopotu, nie mówiąc o tym, że mogli wciągnąć pościg w pułapkę.
No i nie wszyscy poszukiwacze smoka byli cali i zdrowi
Być może rozsądek nakazywał wrócić do miasteczka, ale większość, podobnie jak Kaspar, optowała za kontynuowaniem wyprawy. Pozostali, z mniejszymi czy większymi oporami, w końcu się zdecydowali nie wracać na własną rękę.

* * *

Spotkanie z krasnoludami stanowiło miłą odmianę po znacznie mniej przyjemnym spotkaniu z goblinami, chociaż określenie 'naszej ziemi' niezbyt przypadło Kasparowi do gustu. No ale krasnoludy znane były z różnych nietypowych zachowań.
Ale z krasnoludami najlepiej powinien dogadać się inny krasnolud, więc wyjaśnianie powodów ich bytności w tym miejscu pozostawił w rękach (czy ustach) Grimma.
 
Kerm jest offline  
Stary 01-01-2018, 21:18   #242
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Rany Wagnera zostały opatrzone przez Herr Vahna. Patrząc na robotę jaką wykonał alchemik Moritz musiał przyznać, że jeszcze wiele brakowało mu do takiej sprawności w temacie pierwszej pomocy. Może starszy uczony był obciążeniem jeżeli chodziło o sam marsz, ale swoimi umiejętnościami i doświadczeniem stanowił idealne zaplecze dla nawet doświadczonej ekipy poszukiwaczy przygód.

Spotkanie dwójki krasnoludów mogło być zbawienne, ale też nieco komplikujące wyprawę. Jako, że byli to rodacy Grimma czeladnik nie chciał im zwyczajnie nawciskać. Musiał opanować swoją fantazję i wymieszać prawdę z fikcją w sposób w pełni akceptowalny i nie zdradzający kłamstwa w reakcji jego towarzyszy.

- Bardziej uciekamy mości krasnoludzie. - jako pierwszy na zagadnięcie brodacza odpowiedział Wagner. - Jam jest Moritz Wagner, czeladnik. Wraz z moimi przyjaciółmi zostaliśmy zaatakowani przez gobliny w czasie postoju. Od czasu starcia uciekamy. Osobiście ledwo uszedłem z życiem… - dodał pokazując na swoje opatrzone rany.

- Mów za siebie. - wyszczerzył się Grimm.

- Aye. Pałęta się w okolicy banda zielonych ścierw. - splunął Khazad. - Nic się nie bójcie. Odprowadzimy was do Imperium waszego bezpiecznie.

Brodacz gwizdnął cicho. Zza głazów wyszło trzech krasnoludzkich kuszników.

- Akurat w tamte stronę idziemy. Pokażecie nam gdzie was napadli. - stwierdził.

- Tylko, że my akurat nie w tamtą stronę zmierzamy. - powiedział Moritz. - Chcieliśmy sprawdzić jedną z tutejszych jaskiń, która źródłem jest nieszczęścia mieściny w dole. - dodał. - Woda wychodząca z niej jest zatruta i ludzie umierają. Liczymy, że jak zbadamy sprawę u źródła uda nam się znaleźć lek na tajemniczą zarazę. Musieliście słyszeć o chorobie panującej ostatnio w Heisenbergu.

Krasnolud popatrzył na Wagnera.
- Elfy uszy nastawiają. - wzruszył ramionami mijając Moritza. - Czasem tak się dzieje, kiedy podziemne szyby przebija żyły czarnej mazi. - splunął do strumienia. - Zajmiemy się rzeczki problemem, pewnie już inżynierowie nad tym pracują.

Krasnolud podszedł do Grimma.
- Borak Ulfarson. - przedstawił się. - A to Hurgar Ketilfind. - skinął głową na towarzysza. - Ragni, Rogni, Rorek Thorisony. - palcem wytknął po kolei trójkę braci z kuszami. - Jak się nazywasz synku i dla kogo pracujecie? Heisenberg wam płaci?

- Ano Heisenberg uradzić coś zatruciom przeciw chciał i złożyło tak się, żeśmy pod ręką byli. Arno z klanu Hammerfist. - powiedział, kończąc nieco ciszej, by alchemik i ochroniarz nie dosłyszeli. - Moi towarzysze. Moritz Wagner, Kaspar Heiner, Gotte Miller, Jan Vahn i Brecht Jugen. Prawdą atak goblinów jest, ale osobiście ja przeciwko nic kolejnemu nie miałbym spotkaniu. - uśmiechnął się szeroko Arno.

- To z nami wracajcie, może będzie okazja. - rzekł stary krasnolud. - Powiedzcie miastu, że następnym razem może nikt z gór bezpiecznie nie wrócić. Wiedzą oni żeby bez pozwolenia tak blisko twierdzy sie nie zapuszczać, a nie powiedzieli wam. - pokręcił głową. - Zajmiemy się strumykiem, ale wprzódy trzeba oczyścić górskie ścieżki z tych przybłęd zielonych…

- Przyjemnościami przyjemności są, ale do gęby włożyć trzeba coś. Nikt dobrze tak ze sprawą tą sobie nie poradzi jak Khazadowie... - wypiął dumnie pierś Grimm. - … ale jeśli co w mojej mocy nie zrobię, to zapłaty przyjąć mógł nie będę i do zlecenia kolejnego za to, co mam wyżyć musiał będę. A Grungni wie jeden kiedy to trafi następna się. Uczonego choćby doprowadzić chciałbym, aby maź zbadał tę. Dlatego o pozwolenie na marszu wznowienie prosić chciałbym.

Krasnolud pomyślał kilka sekund.
- To tymczasem. - wzruszył ramionami i podniósł rękę idąc przed siebie.

Reszta Khazadów bez słowa obojętnie minęła wędrowców i poszła za białobrodym.


Reszta drogi, uciążliwej i trudnej pośród białych czap śniegu, minęła bez żadnych nowych spotkań w górach. Było już kilka godzin po zachodzie słońca, gdy stanęli z lampami u zwaliska głazów, których kręte korytarze wiodły w głąb góry. Alchemik zaniemówił, a Jurgen usiadł z szeroko otwartymi oczami tam gdzie stał.

- Pomysł jakiś jak przed juchą uchronić można się? Spieszyć z namysłem nie trzeba się - zwrócił się Khazad do Vahna, popluł w dłonie i ruszył do ujścia koryta krwistego strumyka, by zbadać czy na podłożu nie widać niczyjej ingerencji w jego drogę.

- Nie będę mówił “a nie mówiłem”... - skwitował Wagner pamiętając jak zabawne były wcześniej dla alchemika i jego ochroniarza słowa o smoku. - Oferuję swoją pomoc we wszystkim na co tylko Herr wpadnie. - dodał patrząc na Jana.

Alchemik kiwał głową chodząc obok smoka, nie mogąc oderwać od niego oczu i ręki, która gładziła złote łuski. Jeśli słyszał słowa towarzyszy, to, przynajmniej na razie, kompletnie ignorował.
 
Lechu jest offline  
Stary 02-01-2018, 23:59   #243
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Gotte był tak wymęczony już tą wędrówką i ostatnimi wydarzeniami, że przy spotkaniu z khazadami nawet słowa z siebie nie wydobył. Korzystając z okazji przykucnął gdzieś z tyłu modląc się by ta gadanina była jak najdłuższa, a on mógł jak najwięcej odpocząć. Myślami już był w… burdelu. Ciepłym, miłym, przyjaznym, burdelu. A nie wśród tych okropnych, zimnych, szczytów. W co on się biedny wpakował… Za swe wybory kolejny raz płacił ciężką cenę.

***



To co zobaczył w grocie, przerosło jego wszelkie oczekiwania i fantazje. Przetarł oczęta parę razy ze zdziwienia, biadoląc że ze zmęczenia już jakieś wielkie gady widzi. Ale smok nie znikał... I po minucie nie zniknął i nie zniknął po dwóch. Nawet po trzech. No spał i spał, jak spał. Oho jednak jego towarzysze jak fantazjowali o smoku, to nie fantazjowali…

***


Gdy większość zaczęła się krzątać. Gotte leniwym krokiem to podszedł do alchemika, to znowu odszedł. To zaproponował pomoc, to po tej propozycji już po chwili go przy alchemiku nie było.

Patrząc na tego wielkiego gada, od razu sobie pomyślał, że cosik trzeba sobie stąd zabrać. Czy to na pamiątkę, czy to na sprzedaż. Pewniakiem jednak coś trzeba było brać. Oblazł go dookoła raz, oblazł i drugi. Przy trzecim go szturchnął. A przy czwartym parę razy dziabnął. Bestyja ani nie drgnęła więc przy piątym zatrzymał się przy nosie. Wyjął sztylet i ciachnął z jego wielgachnego nochala włos. Toż wspaniała pamiątka będzie – pomyślał. A jako, że smok smacznie spał dalej ciachnął sobie i drugiego do pray.

Teraz jednak smok poruszył nozdrzami, otwarł powoli paszczę i kichnął tak głośno, że z sufitu posypały się odłamki małych kamieni i stalaktytów. Gotte stał jak wmurowany. Już się żegnał ze światem. Już zobaczył cały swój bogaty żywioł. Już też cały zbladł. I już miał nawet orosić smoka o litość, ale gadzina ponownie jednak usnęła. Szybcikiem się Miller więc wycofał.

- A to ta gadzina śpi, czy kichuje? Czemy łona nie śpi, jak śpi. Co łona w końcu obi, co?– zapytał alchemika
- Pogrążony on w śnie długowiecznym. Śpi wciąż i choć nie łatwo go z niego wybudzić, to wybudzić się może – usłyszał odpowiedz, która sprawiła że Gotte więej do smoka nie planował się zbliżyć. Od teraz zajmował miejsca jak najbliższe ujścia z groty.


***


Sam Gotte też dał jednen błyskoltliwy pomysł rozwiązania problemu:
-Czy jakimś takim lepikiem mazianiczo leczniczym nie można go pozasklepiać? Ja żem widział jak takimi smolakami rany się łatało. Smok to też człowiek, powinno się udać. Ino musita taki proszek sklejający z tych twych płynników zrobić.Tyle . Łatamy i zbieramy się.” - Nie spotkał się on jednak z wielkim entuzjazmem

- … złoto, złoto, złoto… - szeptał Jan Vahn gładząc smocze łuski.
Zatrzymał się przy ranie.

- To nie jest zwykłe drzewo. To broń magiczna i stara. Bardzo, bardzo stara. A magia jeszcze starsza, może nawet starsza od smoka. Może stara jak stare są elfy. Albo jeszcze starsza…
- Gdybyśmy się z czymś takim zaczęli obnosić - powiedział Kaspar - to w każdym mieście mielibyśmy na karku szlachtę, rycerzy różnej maści, magów, inkwizycję i

- będę potrzebował twojej pomocy Jurgenie. - powiedział Jan wyjmując z plecaka skrzyneczki z narzędziami i preparatami.
Ochroniarz z ociąganiem i przestrachem zbliżył się do smoka.

- To może trochę potrwać. - wyraźnie zmęczony podróżą, lecz ożywiony znaleziskiem alchemik zwrócił się do Stirlandczyków. - przygotujcie nam tu obóz i dobre oświetlenie. Reszta zgodnie z poleceniem przystąpiła do pracy.

***


Po kilku długich godzinach, przed południem następnego dnia.

- Wydaje mi się, że wiem co tu się stało. - zaczął Jan. - Dawno, dawno temu, ów smok został trafiony drzewcem, czy to włócznia była, czy ogromna strzała, ale pewnym jest że z magicznego zaklęcia i rodzaju drzewa żywego zrodzona była. Owe właściwości są źródłem infekcji, bo krew smocza, jako taka, nie jest szkodliwa, tak mi się wydaje. Ów smok, bo nie jest to smoczyca, zaległ w grocie niszcząc wejście. - Wskazał ręka na zwaliska skał. - Niedawno, może na wiosnę, po tylu latach, góra odsłoniła część rumowiska. Może lawina, może lód rozsadził skałę. Owi nieszczęśnicy znaleźli smoka i w swej niepojętej głupocie zdecydowali albo dopchnąć drzewiec, lub go wydobyć. Strup pękł, oni oberwali kwasem a strumyk stał się zatrutym. Potem wyście znaleźli coście znaleźli. Mądrością wykazaliście się nie popełniając błędów poprzedników. -zakończył zadowolony ze swoich dedukcji.
- Wydobyć zapewne - stwierdził Kaspar, gdy już przetrawił wiadomości, podane przez alchemika. - Cóż zatem radzicie, byśmy mogli coś na zarazę zaradzić, równocześnie nie wysyłając smoka na świat, który raczej nie pragnie, by taki stwór zaczął tam grasować? - spytał.
- Wydaje mi się, że największa i chyba jedyna szanse dałoby zalanie rany czystym złotem. Łuski smoka są odporne na kwas. Płynny metal stygnąc winien zasklepić ranę. Tylko trzeba działać szybko nim przyjdą tu krasnoludy - zerknął na Arno - albo ludzie z Heisenbergu… ale jest problem. - popatrzył na wszystkich. - Ja mam tylko ten złoty wisiorek, rodzinna pamiątka oraz dwie złote monety. A potrzeba więcej, dużo więcej… Macie złoto? - zapytał poważnie.
- Ja mam kilkanaście Koron. Mogę dołożyć do puli z trzynaście aby nie zostać bez grosza. - powiedział Wagner śmiało.
- Dużo tego złota potrzeba? - spytał Kaspar. - I chyba, przed zalaniem, trzeba usunąć tę... drzazgę.
- A co się stanie, jak sądzisz, gdy tu przyjdą krasnoludy? - zadał kolejne pytanie. - Chyba też rozwiążą nasz problem...
- Moim zdaniem to one mogą sprawić, że nasz problem się powiększy. - rzucił Wagner bez namysłu. - Poglądy krasnoludów są dość… radykalne. - powiedział spoglądając na Grimma.
- Zatłuką smoka i nie będzie problemu - rzucił Kaspar.
- Zatłuką albo i nie zatłuką, ale pewnym jest że ja żadnych badań tutaj prowadzić mieć nie będę miał możliwości. A do tego potrzebuję tego niezwykłego gada… - odpowiedział Jan. - Nie warto ryzykować wyciąganie drzewa. Jeżeli nie obudzimy smoka, to przecie skończyć któryś z nas może jak poprzednicy. - zauważył.
- Czy oni by sobie z tym poradzili nie wiemy. - powiedział Moritz. - My mamy Herr Jana, który może zaradzić sytuacji, z naszą pomocą, bez zabijania tego niewinnego stworzenia.
- Czy niewinnego to również nie nam oceniać. - wtrącił zakłopotany alchemik. - Nie będę ukrywał, że magia dawna, stara, zdaje się być jakby was najbliższa elfiej, a one raczej na dobre smoki chyba nie polowały…
- Słowa 'smok' i 'niewinny' tak jakoś gryzą się ze sobą - stwierdził Kaspar. - Myślałem raczej o przywiązaniu liny do włóczni i pociągnięciu z pewnej odległości. Bezpiecznej. Wtedy nie popełnilibyśmy błędu poprzedników.
- A tak. Mogłoby to pomóc z tym problemem, lecz nie z tym, iż on obudzić się może. Nie znam sposobu na ten rodzaj istoty, ani alchemicznego, ani chemicznego. Walczyć ze smokiem chyba nikomu tutaj się nie uśmiecha.
- Już to widzę… - odezwał się Jurgen. - najpierw przyjdą chciwe krasnoludy, zobaczą i pójdą do twierdzy po resztę. A kapitan z Heisenbergu prowadzi tu ekspedycję. Ludzie smoka oddać nie zechcą. Słyszeliście, że jedni i drudzy prawo sobie do gór przypisują. Może do bitwy, a może i wojny dojść przez to, co nie?
- Najlepiej zatem pozbyć się problemu zatrutej wody i zamaskować wejście do jaskini. Można nawet naznosić kamieni, gałęzi i takich tam. - powiedział Wagner.
- Też tak uważam. - rzekł Jan. - potrzebuję co najmniej sto złotych monet, aby dokładnie zalać strup. - westchnął. - to kolejny problem. Skąd wziąć w ciągu dwóch dni taka fortunę?
- Nie może być jakiś inny metal? Jakiś posiadający niższą temperaturę topnienia i nie będący tak drogocenny? - zapytał Wagner.
- Nie.
- Rozumiem… - powiedział Wagner. - Nawet jak dam całe swoje złoto to nadal brakuje nam bardzo dużo. Ile wy możecie dać? - zapytał towarzyszy Moritz. - Chodzi o ludzkie życie i zalecam hojność. Gdybym tylko dokończył i sprzedał swój traktat to pewnie miałbym dość Koron… - zamyślił się czeladnik.

- Strupem drzewce obrosło razem poprzednim. Jeśli pozbyć by jego się, to czasu może ile minąć nim rana sama zamknie się? - zapytał khazad.
Gotte był rad, że khazad naturalnie i zgrabnie odwrócił temat. Sam mógł jedynie rzec, że złota to on nie ma. Słysząc, jednak że rozmowa przybiera takie niewygodne tory cichaczem ruszył w kierunku wyjścia z groty. W pierwszym wypadku nie chciał uczestniczyć w rozmowach mogących doprowadzić do jego biedoty. W drugim mogły one doprowadzić do utraty zdrowia, czy życia. Lepiej być pierwszym, który ujdzie, jak smoczysko otworzy ślepia.
- Panowie, inteligentnym gad niezmiernie jest wedle alchemika naszego słów. Jeśli przebudzić raczy się, to przekonać może uda nam się, że zamiarów nie mamy złych. Moritz nasz usta złote ma bardziej niż smoka łuski. Zabijać nie trzeba wcale go. Jakby źle zaczęło robić się, to umknąć w chwili każdej możemy. No, nie mów, że wypróbować sił swych w ze smokiem rozmowie nie chciałbyś - wyszczerzył się Arno i szturchnął łokciem gawędziarza.
- Mamy w sumie kogoś o zdecydowanie bardziej złotawych ustach… - powiedział rozglądając się Moritz. - Mieliśmy? - zapytał nie widząc Gotte. - Nie wiem czy taki potwór zna nasz język, a nawet jak zna to nie wiem jaki jest cel życia tego smoka. Podejrzewam, że nie będą go obchodzić ludzie, którzy umierają po tym jak zatruwa ich jego krew skażona również przez ludzi.
 
AJT jest offline  
Stary 04-01-2018, 09:24   #244
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zostać bezimiennym bohaterem - to raczej nie było marzenie Kaspara. Bezimiennym nie w znaczeniu lokatora grobowca ku czci nieznanego z imienia herosa, co ocalił całe miasto (chociaż to też nie była miła perspektywa). Gdy więc przyszło do rozważań na temat tego, jak owo miasteczko ocalić, Kaspar nie bardzo miał ochotę na opróżnienie sakiewki i wydanie (co i tak nie gwarantowało sukcesu) kwoty, jaką przeciętny chłop musiałby pracować kilka lat. Kilka koron by odżałował, ale nie tyle. Jaka była szansa, że chociaż część złota wróci do ofiarodawców? Kaspar był pewien, że niewielka, bo nawet jeśli wyznaczono nagrodę za powstrzymanie zarazy, to ledwo ona ustanie, to od razu znajdzie się wielu takich, co sobie przypiszą zasługi. A jak udowodnić prawdziwość swych słów, nie pokazując równocześnie źródła zarazy?
Oczywiście wystarczyłoby przynieść łeb olbrzyma i powiedzieć 'zabiliśmy i zaraza się skończyła', ale nie mieli pod ręką olbrzyma, więc i o jego głowę trudno było.

Pominął więc Kaspar milczeniem sprawę wyłożenia (jego zadaniem - wyrzucenia) pokaźnej kwoty i nie zasugerował, by iść do miasteczka by pożyczyć od kogoś złoto. Zapewne nie znalazłby się hojny darczyńca.
A i tak Kaspar uważał, że przy leczeniu rany najpierw należało usunąć to coś, co ranę zadało. Tak robiono przy strzałach, dlaczego więc i teraz nie warto by było tego zrobić? Smok wyglądał na takiego, co sam sobie poradzi z raną, nawet przez sen.
Przyznać jednak należało, że istniała pewna szansa, że smok się obudzi, a w takim wypadku Kaspar miał zamiar znaleźć się jak najdalej od niego. Smok może i był inteligentny, ale Kaspar nie bardzo wierzył, by zechciał okazać swą wdzięczność tym, co wyciągnęli 'drzazgę z jego cielska. Ballady różnych szarpidrutów pełne były opowieści o zwierzętach, które okazały swą wdzięczność za uwolnienie od kłopotu, ale między balladami a rzeczywistością ziała przeogromna przepaść. Im więc dalej od zwierzaka, tym lepiej.

Lina zdała się Kasparowi dużo za krótka, istniały jednak sposoby, by tę linę przedłużyć. Pasy od plecaka, od spodni... każdy sznurek, na tyle silny, by wytrzymać szarpniecie, mógł się przydać, by jak najbardziej oddalić się od smoka przed próbą usunięcia wbitej w jego ciało włóczni.
Pozostawała jeszcze kwestia przywiązania liny do włóczni, ale Kaspar był pewien, że z krasnoludem do spółki zdołają coś wymyślić.
 
Kerm jest offline  
Stary 04-01-2018, 15:10   #245
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Wszedł do smoczej pieczary i niemalże natychmiast podążył zbadać koryto, którym płynęła żrąca krew w poszukiwaniu ingerencji osób trzecich. Niegdyś, dawno temu, jeszcze kiedy mieszkał w Biberhof i wyjeżdżał do kuzynów w górach, zajmował się nieco górnictwem. Nigdy nie był specjalistą w tym fachu, ale jednak trochę się znał. Był całkiem przekonany, że będzie potrafił rozpoznać działanie kilofa czy innego narzędzia zdatnego do kształtowania kamienia.

Dotarł do ujścia, skąd krok za krokiem szedł pochylony w kierunku smoka. Zboczył z trasy tylko na moment, nieopodal złotej ściany opancerzonego cielska, aby przyjrzeć się dokładniej leżącym tam trzem ciałom. Obejrzał je ograniczając kontakt fizyczny do minimum, a kiedy było to konieczne, dokładnie patrzył za co chwyta. Posoka z łatwością mogła przepalić jego rękawice.

Byli to ludzie w znacznym stopniu rozkładu, lecz nie mieli przy sobie nic ciekawego. Prócz tego, który wyglądał na herszta. Posiadał listy gończe i stare, zasuszone skalpy orków. Arno uśmiechnął się lekko wiedząc, iż niektórzy płacą za dowody śmierci zielonoskórych.
Zabrał zarówno listy jak również fragmenty ciał poległych.

Szybko jednak wrócił na obraną wcześniej drogę i dotarł do celu. Przyjrzał się dokładniej broni wbitej w smoczy bok. Stary, pęknięty strup, z którego sączyła się krew otaczał drzewce. To z kolei było połamaną, grubą włócznią bez grotu. Chyba, że był w całości zanurzony w ciele. Na to właśnie stawiał khazad. Wystająca część miała sześć stóp długości i nie wiadomo ile tkwiło pod łuskami.

Chrząknął i niespiesznie odszedł od celu. Nie zakończył bynajmniej oględzin, przeciwnie. Zaczął przeszukiwać smoczą jamę, lecz niczego niezwykłego nie znalazł. Choć zwykłego też nieszczególnie.

Teraz jednak należało oddać pierwszeństwo alchemikowi, który potrzebował czasu na swe badania.

Dopiero przed południem następnego dnia orzekł swoją opinię. Zarówno w sprawie drogi jaką smok dostał się do środka, jak również sposobu poradzenia sobie z "Klątwą Gigantów" w postaci zalania rany złotem.
Alternatywą było wyciągnięcie drzewca.

Khazad nie wydawał się być przekonany do żadnego z pomysłów. Pierwsze rozwiązanie widział jako tymczasowe. Owszem, pomoże na pewien czas, lecz za jakiś czas mogą pojawić się kolejni goście, którzy nieświadomi zagrożenia będą chcieli oddzielić stopione złoto od drogocennych łusek lub wydobyć magiczną broń. Problem zacznie się na nowo. Znowu w Heisenbergu będą umierać ludzie.
Pod tym kątem usunięcie źródła problemu wydawało się znacznie lepsze. Skrzep świadczył o tym, iż magia nie uszkodziła zdolności regeneracji, więc po jakimś czasie rana zrośnie się. Wtedy awanturnicy żądni przygód będą musieli walczyć z gadem zanim dobiorą się do skarbu pokrywającego skórę. Ponadto nawet jeśli im się uda powalić stwora, to możliwe, że jego krew nie będzie już tak toksyczna dzięki usuniętej broni nadającej żrące właściwości.

Z drugiej jednak strony zalanie rany złotem dawało niemal natychmiastowe korzyści i rozwiązanie problemu bez obawy, że pobratymcy Hammerfista czy inni pragnący rozwiązać problem, przybędą wiedzeni za nitką do kłębka tak jak oni w tej chwili.
Ponadto wyciągnięcie drzazgi groziło wybudzeniem, czego wszyscy pragnęli uniknąć. Nawet alchemik nie znał sposobu, którym można było skutecznie walczyć z bestią, a jak zauważył, drzewce posiadało elfią magię. Długouche natomiast raczej nie polowały na dobre smoki. Wedle tego, co mówił.

- Badyla tego wyciągnijmy - powiedział w końcu Arno dość niepewnym głosem.

Nie był przekonany o słuszności podjętej przez siebie decyzji, ale teraz przynajmniej Heisenberg wiedział czego ma unikać i jak się przed tym bronić. W przyszłości ta wiedza może zaniknąć zbierając kolejne ofiary. Hammerfist natomiast preferował rozwiązania ostateczne nad czasowymi.

Razem z Jostem podeszli do smoczego boku.
- Po mojemu to lina ześlizgnąć może się. Dodatkowego trzeba zabezpieczenia nam. Pasek zacisnąć byśmy mogli i nacięcia zrobić na drewnie niewielkie. Takie tylko, aby dodatkowy zaczepienia pasek miał punkt. Do niego linę twoją dowiązać byśmy mogli, do twojej moją potem. No i upewnić się przed wyciąganiem musimy, że jak należy trzyma wszystko - zaproponował Arno.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 08-01-2018, 06:57   #246
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Sommerzeit, 2522 roku K.I.
Wielkie Hrabstwo Wissenlandu,
Góry Szare

Liny z pasami dały łącznie niemal dwadzieścia pięć jardów i był to dystans zdecydowanie bezpieczny z mniemaniu wszystkich zgromadzonych. Na końcu powrozu znalazł się Gotte. Stanął za plecy wysokiego Wagnera. Moritz za Jana, alchemik za Brechta, Jugen za Josta, Kaspar za Arno, a krasnolud za linę i na jego znak werbalny tak się zaparli, że sznur naprężył się drgając w powietrzu wraz z wyskoczoną na skroń Millera żyłka. Pocili się, sapiąc i stękając srogo… Ciągnęli i ciągnęli, wyciągnąć nie mogli!

Lecz tak się zawzięli, tak się nadęli, że nagle drzewiec z rany wyciągnęli! Wszyscy na siebie poupadali. Arno na Josta, Kaspar na Brechta, ochroniarz na Jana, alchemik na Berta a Winkel na Gotte, który kość ogonową potłukł na skale!

Wyjrzeli wszyscy zza siebie wychylając głowy, prócz krasnoluda, który wyglądał zza swego brzucha. Jucha buchała z otwartej rany obficiej aniżeli wcześniej, lecz nie to było przyczyną ich rosnącego przerażenia. Łeb smoka wyraźnie się poruszył i nie było to bynajmniej senne ziewanie. Dostrzegli krwiste ślepię zupełnie otwarte i po chwili wielkie cielsko w blasku ognia ozłociło pieczarę setkami lśniących odblasków ruchomych łusek magicznego stwora.

- Chodu… - stęknął Jan Vahn poruszając się na czworaka jak rak, do tyłu.

Ochroniarz zgadzał się ze swym pracodawcą w zupełności, bo już i tak zaczął biec ku jedynemu wyjściu z jaskini.

Smok obrócił łeb i zmierzył ich ognisto lodowatym okiem.


Niespiesznie zaczął wstawać obracając się w ich kierunku!





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 08-01-2018, 09:31   #247
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dwie dziurki w nosie... i udało się.

Przez dłuższą chwilę Kaspar nie wierzył, że mimo połączonych sił uda im się wyciągnąć włócznię, a gdy w pewnym momencie opór nagle zniknął, był pewien, że po prostu lina się zerwała, kładąc w ten sposób kres ich usiłowaniom.
Wnet jednak został wyprowadzony z błędu. Smok się poruszył.
Kaspar zamrugał oczami, lecz zaskoczenie nie trwało długo. Nie potrzebował nawet słów alchemika i przykładu, jaki dał ochroniarz. Zdecydowanie nie miał zamiaru podziwiać, jak pięknie światło odbija się od złotych łusek, ani też próbować przekonać smoka, iż przybyli tu w pokojowych zamiarach, a na dodatek wcale nie są smaczni.
Ledwo stanął na nogach chwycił linę, na końcu której stale tkwiła przywiązana włócznia, i ciągnąc ją za sobą rzucił się do wyjścia, z nadzieją, że smok nie zmieści się w wąskim korytarzu.

Rozważania na temat, jakie będą skutki tego, co się stało, postanowił odłożyć na później.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 08-01-2018 o 09:41.
Kerm jest offline  
Stary 16-01-2018, 12:38   #248
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
I bolała dupka Gotte, bolała. Ale potraktował to jako kolejne doświadczenie życiowe, coś czego należy unikać w przyszłości. Mianowicie, gdyby życie potoczyło się tak, że kolejny raz uczestniczyłby w takich przeciąganiach, należało pamiętać, by znaleźć się na początku, nie na końcu liny. Ważne i warte zapisania, tylko nauczy pisać się trzeba.... Teraz jednak należało ponieść konsekwencje swego niedoświadczenia. Trzeba było wstać, otrzepać się i pomasować dupkę.

Jak postanowił, tak miał zamiar zrobić… Zabrał się za to, ale nagle minął go Winkel, po chwili Jan i alchemik, a za nimi pędził Kaspar. Co na bogów? Odprowadził ich wzrokiem, by po chwili się odwrócić. Już widział, łolaboga, smoczysko się ruszyło. Trzeba się brać. Ale jak i on się weźmie, to i tak z pewnością głodna gadzina, puści się za nimi. Swoje plany musiał więc zrewidować…

Stanął jak skała i o dziwo nie rzucił się do ucieczki. Czy upadając potłukł nie tylko swój zadek, ale i przypadkiem uderzył też się głową? Możliwe. A może po tym, jak przy sobie posiadał kawałek smoka, jego włosy z nosa, poczuł z nim więź? Nie wiadomo… Ale jedno było pewne. Nie uciekał. Stał teraz mocno. A w głowie rodził się niespotykany dla niego heroizm. Tak, to był jego dzień! Tak to on dziś będzie bohaterem! On Gotte Miller! On Bohater Gór Szarych!
- Jam Motte Giller – rzekł chłodno po przejściu paru kroków w kierunku smoka. Czemu przekręcił nazwisko, chyba sam nie wiedział. Może rzeczywiście coś mu się w głowie przestawiło... – Jam cię uratował istoto – dodał. – Tamci też, nie jedz ich więc – wskazał ręką do tyłu. - Chcę ci rzec, że witam ja cię i dzień dobry! - skinął głową kończąc przedstawienie się.

- Pani, Panie smoku. - ponowił próbę dialogu, ze zbliżającym się smokiem, Gotte. - Jeśli mówisz, to możesz mówić stamtąd, usłyszymy. Jeśli nie mówisz i jednak zjeść nas być se chciał, to powiedz, a uciekniem w te pędy.- niespodziewana odwaga Millera mogła być ulotną.
I tyle było z rozmów… Smok coś jakby rzekł, a później z pyska zionął ogniem… Długonosy, wielce zdziwiony nietowarzyskością gadziny, nie zdążył uciec. Poczuł gorąc na cały ciele, poczuł też i nieprzyjemny swąd spalenizny.

Biegł co sił przed siebie, próbując opuścić grotę, słysząc jednak zbliżające się uderzenia łap. Po chwili już otumaniony leżał. Nie wiedział co się stało. Łeb bolał, a przed oczyma, mimo panujących ciemności, było biało.

Wstał i zaczął biec, ile miał jeszcze sił, na oślep. Po chwili sił miał już tylko na człapanie i trzymanie się ściany. Nagle ktoś go jednak chwycił i pociągnął za rękę. Kaspar jak się okazało, uratował go przed walącym się stropem i pogrzebaniem żywcem.
 
AJT jest offline  
Stary 17-01-2018, 14:08   #249
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Arno padł na ziemię, gdy drzewce w końcu wysunęło się ze smoczego cielska, a kiedy podniósł głowę, zobaczył rozwarte, gadzie ślepia.
Wstał pospiesznie i zamarł z szeroko otwartymi oczami nawet nie oglądając się za siebie na czmychających towarzyszy. Tyle słyszał.
- Dzień dobry, panie smoku! - odchrząknął, gdyż nawet jemu jego własny głos wydawał się nieco chrapliwy.

- Że szanowny bok smoka szanownego przebitym był, to pomóc postanowiliśmy. Drzazgę wyciągnęliśmy, coby rana szlachetnego zregenerować zdołała się. Nadzieję mam, że eks… ekslece… ekscelec… ekscelencja nie ma za złe nam tego. Jeśli wysokość wasza historii trafienia naszego do… sypialni waszej wysłuchać by chciała, to opowiedzieć możemy chętnie, a nie jeśli, to nie trzeba frasować nami się. Snu zakłócać nie będziemy już - zapewnił Hammerfist.

Smok jednak zaczął się zbliżać do nich, lecz Arno potraktował to jako dobry znak. Nie rzucił się na nich, nie zionął ogniem. Być może po prostu nie rozumiał, co do niego mówili. Odchrząknął ponownie mając nadzieję, że jego myślenie jest poprawne. Sądził, że gdyby gad chciał ich zabić, prędzej rzuciłby się na nich niźli powoli się zbliżać. Ukłonił się smokowi mając nadzieję, że jest to uniwersalny gest.
- Dzień dobry - rzekł w języku krasnoludów.

- Raczej smacznego - odpowiedział w mowie antycznej khazadów z akcentem o wiele bardziej prawidłowym niż imperialny krasnolud i już po chwili jego i Gottego ogarnęły płomienie. Hammerfist wypuścił lampę, a ta potłukła się rozlewając płonące paliwo.

- Wyciągnęliśmy drzewce z boku wysokości waszej, coby rana zasklepić mogła się! Coby pomóc! Do jedzenia co przynieść możemy niż my większego! - krzyknął w języku khazadów zasłaniając się tarczą przed nadlatującym ogonem smoka. Pofrunął w powietrzu i upadł na ziemię od siły uderzenia. Wyglądało jednak na to, że wszystko było w porządku. Dalej jednak było tylko gorzej.

Kiedy tylko udało mu się złapać chwilę oddechu rzucił się w kierunku korytarza razem z Gottem, gdzie za rogiem czekał Jost. Chwilę później wybiegali z walącego się korytarza.

Kiedy byli na powierzchni krasnolud klapnął na tyłek wpatrując się w znikającą sylwetkę odlatującego stwora. Już w tej chwili wiedział, że nie polubi smoków. Szkoda jednak było magicznego drzewca, który ugrzązł dość niedaleko, lecz Arno ledwie mógł się podnieść, nie mówiąc już o jakiejkolwiek wspinaczce.

Musiał zapytać Berta czy będzie mógł mu choć trochę pomóc, a w drodze powrotnej zedrze skalpy z zabitych zielonoskórych. Przynajmniej tyle będzie zysku na wyprawie. Potem do kapłanek z prośbą o uzdrowienie, do medyka, zje, do kaplicy Grungniego, jeśli jakąś znajdzie i do świątyni Morra. Potem pójdzie spać.

Żeby jednak dotrwać do łóżka trzeba było zrobić pierwszy krok. Ale to za chwilę. Musiał odpocząć choć trochę.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 17-01-2018, 18:22   #250
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Po pierwszej sekundzie wzmożonego wysiłku Wagner przestał wierzyć, że może im się udać wydobyć drzewiec z cielska bestii. Czeladnik sapał, stękał i prężył swoje mało pokaźne umięśnienie. Moritz chciałby krzyknąć z wysiłku, ale bał się przebudzenia smoka, po którym mógłby spłonąć żywcem. Mimo braku efektów żaden z ciągnących za broń śmiałków nie odpuszczał. Może właśnie dzięki temu uporowi włócznia drgnęła, poruszyła się, aby po kilku chwilach wypaść z dziury w najprawdziwszym smoku niczym bełt wystrzelony z kuszy. Wagnerowi szkoda było Millera, który stał jako ostatni w rzędzie i na którego wszyscy jedną masą upadli. Moritz wiedział, że ciężar jaki przyjął gawędziarz musiał być potężny, bo sam poczuł masę czterech chłopa chwilę wcześniej ciągnących z całych sił linę...

Smok nie spieszył się z reakcją. Otworzył oko, powoli obrócił potężny łeb i zaczął ruszać w kierunku grupy podróżników. Nie spieszył się dając ekipie czas do namysłu i albo zostanie na pozycji albo ucieczkę. Wagner myślał przez ułamek sekundy aby zostać na miejscu i podjąć dialog ze starą, mądrą istotą, ale kiedy smok ozłocił całą jaskinię i pokazał się w pełnej krasie Moritz był już daleko. Może Wagner był początkującym czeladnikiem, ale w uciekaniu to on był mistrzem. Kiedy trzeba było wiać ten podróżnik nie miał sobie równych!

Moritz był pewien, że za ucieczkę wzięli się Jan oraz jego asystent, ale czy podobnie postąpili Gotte, Grimm i Kaspar? Nie miał zielonego pojęcia. Wagner był zbyt przerażony aby troszczyć się nawet o najbliższych przyjaciół. Czeladnik chciałby być silny i odważny, ale czy to było możliwe kiedy był już wygadany, mądry i przystojny? Raczej nie. Musiał zadowolić się swoimi atutami i kontynuować ucieczkę.

Kiedy tylko udałoby mu się uciec, ukryć, a cała wrzawa związana ze smokiem by ustała Moritz chciał zebrać swoich towarzyszy i wracać do ich podróży. Tutaj nie mieli już czego szukać, bo smoka posoka nie zatruwa już rzeki, a zbytnie zainteresowanie straży nie było im na rękę. Jeszcze znajdzie się w tej straży jeden co od kłębka do nitki powiąże ich z pamiętnym świętem kiełbasy i... będą mieli łowców czarownic, stos i tego typu mało przyjemne atrakcje.
 
Lechu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172