Reklama dźwignią handlu oraz turystyki,
Raczcie więc wybaczyć me w rymach wybryki.
Jako akwizytorka Travel Office „Gienia”,
Przedstawię tu ofertę nie do odrzucenia.
Będzie to propozycja pół-serio, pół-żartem,
Dla tych, co lubią zwiedzać szlakiem nieutartym.
Jest niewielka osada Mysie Kiszki zwana.
Choć droga tam nie wiedzie wyasfaltowana,
Warto i po wertepach wytrząść się kawałek,
By obejrzeć to, co dotąd niewielu widziało.
Muzeum tam urządził ktoś anonimowy,
Chcąc świat uczynić bardziej kolorowym.
To małe panopticum w mysieckiej remizie:
Wypchana ryba-piła twardą ścianę gryzie,
Obok maska z Zimbabwe diabelsko się szczerzy
[choć w Kusego, prócz księdza, mało kto tu wierzy].
Jest tam karapaks skrzypłocza i boa wylinka,
No i całkiem jak żywa małpka-kapucynka.
U sufitu bumerang wisi, niby w ruchu,
A niżej się pyszni cud z piórek i puchu –
Błękitna cudowronka. Nieżywa. Aż szkoda,
Że przyczyną tej śmierci jej własna uroda.
Jak do owych Kiszek trafić, zapytacie?
Chętnie Wam opowiem... Ale po zapłacie.
Kelly, przepraszam.
To nie plagiat, tylko przypadek.