Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2018, 21:32   #63
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Warto było zastanowić się nad dziwną sytuacją.
- Hm, ewentualnie Rebecca mogłaby posiadać jakiś pokój dla chwilowych gości, ale póki co chodźmy do Roberta - potwierdził słowa wampirzycy. Oczywiście identycznie Charlotta miała prawo do swojej opinii, ale rozumiał, iż wyrażona przez kobietę obawa wskazywała na zgodę na przespanie gdzieś dnia poza własnym domem.
- Możemy go tu wezwać. Jakbyś mógł pociągnąć za tamtą linę. - Anna wskazała wiszący z sufitu jedwabny sznur. - Na pewno coś się znajdzie. Jeśli mogłabym prosić nie kłopoczcie Rebecci. Biedna ma teraz sama potworną panikę. Musi chronić księcia przed czymś czego nie zna.

Skinął pociągając za sznurek. Rebecca wydawała się zawsze wcieleniem pokoju oraz wytworności. Tymczasem postawiono ją przed wyzwaniem, któremu mógłby nie sprostać nawet najpotężniejszy wampir. Dlatego postanowił jej nie przeszkadzać. Pozostawało poczekać więc na mości Roberta.
Syn Anny pojawił się po chwili. Odrobinę zaskoczony przyszedł w towarzystwie Elisabeth.
- Coś się stało?
- Wybacz - Gaheris powstał podchodząc do Elisabeth oraz całując na powitanie jej dłoń. - Wybaczcie, że przeszkodziliśmy - poprawił się. - Rozmawialiśmy o problemach oraz niebezpieczeństwach dochodząc do wniosku, że być może dobrze by było spędzić dzień poza własnym miejscem. Czy byłaby jakaś możliwość pozostania na terenie klubu, albo może miałbyś jakiś dobry pomysł pod tym względem - mówił oględnie nie wiedząc, jak bardzo wtajemniczona została panna Elisabeth. Bowiem włodarz klubu niewątpliwie poznał doskonale sytuację.
- Hm… w sumie. Nie kojarzysz moja droga w jakim stanie jest sypialnia w podziemiach? - Robert obejrzał się na ghulicę, która wyraźnie się zamyśliła.
- Musiałabym sprawdzić. Jeśli pozwolicie udam się tam w tej chwili.
Gdy wampir przytaknął kobieta opuściła pokój.

- W razie czego nie będzie problemu byś stamtąd wyszła, Charlie. Pokój jest połączony z resztą klubu, klatką schodową, którą zazwyczaj wychodzimy. - Syn Anny uśmiechnął się ciepło do Ashmore. Gaheris widział, że nadal ma do niej wyraźną słabość. Czego akurat nie mógł nie zrozumieć. Bowiem posiadał identyczną przypadłość, bardzo sympatyczną.
- Byłoby to nadzwyczaj dobre rozwiązanie oraz może szansa uzyskania jakiegoś poziomu bezpieczeństwa wobec zaistniałej sytuacji. Jesteśmy naprawdę bardzo wdzięczni - faktycznie Gaheris był, bowiem ostrzeżenia malutkiej wampirzycy traktował odpowiednio. Lepiej zadbać aby było bezpiecznie, niźli przeoczyć cokolwiek.
- Niestety to miejsce nie jest fortecą… szczególnie jeśli bierzemy pod uwagę, kto może być atakującym. - Robert przyjrzał się uważnie Charlotcie. - Jak twoja ręka?
- Dzięki Henryemu i lekarzowi Florence, bardzo dobrze. - ghulica uśmiechnęła się. Nadal wydawała się być potwornie zmęczona. - Ja… będę chciała napisać do domu, że będę nocować gdzieś indziej. Czy istniała by możliwość by zrobić to tak by was nie narażać?
- Tak. Przygotuj list, a mój człowiek pośle go z innego lokalu.
- Nie jest fortecą, ale przynajmniej ktoś cały dzień się kręci. Tam nie ma takich warunków. Ponadto zawsze ktoś, ktoby nas poszukiwał, będzie zaskoczony, że nas nie ma. Charlotto - poprosił swoją ukochaną - jeśli planujesz napisać do naszej landlady, poproś ją, żeby założyła cieniutką niteczkę na dole drzwi. Praktycznie niewidoczną, taką, która zerwałaby się lub odpadła, jeśli ktoś otwierałby drzwi oraz sprawdzał lokum nie chcąc za sobą pozostawiać jakichkolwiek śladów - wedle tego co wspominała Charlie, landlady bez problemu powinna chwycić, co jest grane oraz wiedzieć, jak przymocować niteczkę. Właściwie tylko jakoś tyle mogli wykombinować.
- Dobrze. - Charlie uśmiechnęła się do niego ciepło, po czym spojrzała na Annę. - Czy mogłabym skorzystać z czegoś do pisania.
- Oczywiście kochana.
- Może w moim gabinecie? - Robert podał ghulicy ramię, które ta po chwili wahania przyjęła. - Niebawem wrócimy.

Gaheris skinął odprowadzając ich ciepłym spojrzeniem.
- Florence wspominała, że interesowałaś się bardzo owymi zabójstwami - powiedział swojej ulubionej przyjaciółce. - Teraz zaś jeszcze wspomniałaś o jakimś magu. Czy można się przed nim obronić jakoś, albo osłabić jego wpływ, bowiem za moich czasów potęga Morgan choćby czy mojej prawdziwej mamy Morgawse, była uważana za prawdziwie wielką. Merlina zaś niemal przewyższającą wszystko.
- Owszem… obawiałam się udziału mego klanu. - Anna spojrzała na Gaherisa, popijając krew z kielicha. - Wspomniałam, że mam takie podejrzenie. Sposób w jaki tamtemu Gangrelowi namieszano w głowie… to nie jest nasza robota. Niestety nie jestem w stanie ocenić jak potężny jest ten mag, nie widziałam żadnego od kiedy jestem w Londynie.
- Jeśli właściwie rozumiem. Osoba właściwa przybędzie ze Wie … Wie … - nie mógł sobie przypomnieć nazwy miasta. Ostatecznie było ich tyle. Kiedyś Camelot, Winchester oraz parę innych, szczególnie Rzym, wystarczało tyle. Tymczasem wiktoriańska epoka przynosiła nazw tysiące. - Wie … coś tam - dodał wreszcie nie mogąc sobie przypomnieć nazwy. - Wspomniany wampir oceni sytuację? Dlaczego akurat stamtąd? - spytał ciekaw.
- Z Wiednia. A przybędzie stamtąd bo to nieśmiertelny wybrany przez Radę. - Anna uśmiechnęła się słabo.
- Eee, jaki proszę, wybacz nie pojmuję słów? - Gaheris przypuszcza, że może jego przyjaciółka się przejęzyczyła lub cokolwiek, albo to jakaś nazwa wampirzej funkcji, ale jakiej? Liczył szczerze na jakieś sensowne wyjaśnienie. Wydawało bowiem się, potrzebuje jeszcze wieleeeeeee dowiedzieć.

Wampirzyca przyglądała się mu uważnie.
- Wiele lat temu wampiry podzieliły się na dwie frakcje. - Anna obserwowałą go ciekawa jego reakcji. - Na Camarillę i Sabat. Należymy do tej pierwszej frakcji. Posiadamy Wielką Radę złożoną z najpotężniejszych wampirów wszystkich zrzeszonych klanów. Oficjalnie siedziba jest w Wiedniu, ale… - Uśmiechnęła się ironicznie. - … nie wiadomo gdzie dokładnie zasiada Rada. Gdy książę ma poważny problem może się zwrócić do nich o pomoc. Robert to zrobił.
- Camarilla i Sabat? Właściwie po co podzieliliśmy się oraz gdzie jest co? - pytał usiłując się dowiedzieć. Stanowił część Camarilli nie wiedząc nawet, czym jest wspomniana organizacja.
- Różnice poglądów na władzę i sposób jej egzekwowania. - Wampirzyca upiła kolejny łyk. - niestety nie ma bardzo wyraźnych granic podziału. Są klany które skłaniają się ku jednej frakcji i inne które skłaniają się ku drugiej, ale to tylko i wyłącznie kwestia większości. A terenach większości miast trwają walki.
- Przepraszam cię, ale wspomniałaś, że należymy do Camarilli. Czyli właściwie jakie mamy poglądy oraz jakie mają tamci, choć jak rozumiem twoją wypowiedź, jesteśmy podzieleni, bo tak - wampir zmarszczył się mocno dumając. - Ponadto wobec tego, skoro trwają walki, czy mógł to zrobić jakich magik Sabatu - spytał dziewczynkę, ewentualnie wrzucił delikatną sugestię.
- Kodeks, który podpisałeś gdy poznałeś księcia to w większości zasady Camarilli. - Anna zamyśliła się. - Ja nie widzę tu działania wampira, a sabat to nadal nieśmiertelni. Magicy to wrogowie zarówno nasi jak i ich… tak samo jak łowcy.

Widać przyjaciółka starała się jak najogólniej przedstawiać sytuację. Pewnikiem miała własne powody, ewentualnie jakieś niespecjalnie ciekawe wspomnienia.
- Wszyscy magowie to tacy dranie, albo przeciwnicy? Choćby dawnego Merlina pamiętam jako sensowną osobę. Pomyślałem jednak, że można jakiegoś zaprzyjaźnionego magika poprosić, jednak pewnie skoro tego nie uczyniliście sprawa jest niemożliwa do jakiegokolwiek wykonania. Aha, jeszcze sprawa, wspomniałaś, żeby nie przeszkadzać Rebecce, jednak może potrzebuje wsparcia.
- Nie znam wielu magów jak już mówiłam. - Anna westchnęła ciężko. - A ostatniego którego widziałam nie chciałbyś spotkać. Co do Rebecci ja nie wiem jak jej pomóc, a ty masz jakiś pomysł?
- Cóż, według mnie mógłbym pomóc jako dodatkowa ochrona. Znam się na tym, zaś jak sama wiesz, Rzemieślnicy mają naprawdę duże zdolności widzenia aur, czyli rozpoznawania ludzi mających większe talenty niźli przeciętne powiedzmy. Ponadto co dwóch to nie jeden. Gdyby wspomniany magik próbował coś zrobić, miałby do czynienia ze skoncentrowana obroną.
- Rebecce będzie na pewno miło jeśli jej to zaproponujesz. - Anna odstawiła pusty kielich na stolik. - Ale jestem pewna, że odmówi.
- Wobec tego zrobię inaczej. Postawię się po prostu do dyspozycji. Jeśli Rebecca zdecydowałaby się, zawsze chętnie pomogę. Jeśli zaś nie, nie będę jej krępował -.trochę nie rozumiał postawy kochanki księcia Peela. Chyba, że obawiała się też jego. Ostatecznie był przybyszem dla nich jedynie - Cóż, tym bardziej jestem wdzięczny tobie oraz Robertowi, że nie odmówiliście mi gościny na terenie klubu - powiedział wobec tego.
- Nie gniewaj się. Po prostu przy księciu są w takich chwilach tylko osoby związane z nim krwią. Zarówno wampiry jak i ghule. - Anna postukała paluszkiem okielich. - Dolejesz nam jeszcze trochę?
- Nigdy się nie gniewam - odparł - noooo prawie nigdy. Rycerze powinni odrzucać takie uczucia - wyjaśnił dolewając do kielichów. - Wypijmy za pozytywne rozwiązanie sprawy. Aha faktycznie, panna Florence wspomniała, iż Rada będzie chciała wysłuchać naszych wyjaśnień. Jesteś członkinią wszak Rady Londyńskiej, dlatego chciałbym dowiedzieć się, cokolwiek już zadecydowano co do owego spotkania?

Podniósł kielich wykonując wspomniany toast. Anna odpowiedziała na toast i upiła odrobinę.
- Jeśli jakieś decyzje zapadną to po tej nocy. Wszyscy starsi bardzo chcieli obejrzeć sobie waszą znajdę. Mieliście sporo szczęścia, że mnie tu zastaliście. Gdyby Florence nie dała mi pierwszeństwa, zaraz po księciu, pewnie bym tu jeszcze nie dotarła.
- Wobec właściwie tego udało się. Chciałem bowiem, żebyś się dowiedziała wszystkiego wcześniej oraz mogła przeanalizować - wyjaśnił jednak nie dodając, jak się zdawało, oczywistej oczywistości, że po prostu lubi ją oraz było dla niego przyjemnością odwiedzić oraz opowiedzieć przygodę.
Anna uśmiechnęła się popijając krew z kielicha.
- Florence wezwała mnie już poprzedniej nocy. Muszę przyznać, że była bardzo zadowolona.
- Wcale jej się nie dziwię. Wiesz właściwie, kiedy patrzyłem na nią wcześniej, wydawała się smutna, wściekła, rozbita. Może nie jest wzorem opiekunki, jednak naprawdę się wszystkim przejmowała. Przypuszczam jednak, iż skoro ktoś potrafi wpływać na umysły, należy uważać, bowiem mógłby wpłynąć na kogoś kolejnego.

- Florence niestety bardzo przywiązuje się do swych “dziewcząt”. Kiedyś ją to zabije.
- Albo ocali. Pamiętaj moja droga, że przywiązanie może urodzić wzajemne przywiązanie. Dlatego powiedzieć trudno, będzie pozytywne to dla szanownej Florence, alboli jednak negatywne - widać było, iż Gaherisowi spodobał się wspomniany rys Florence, owej specjalnej dbałości. Przypuszczał ponadto, że dziewczęta milady wiedziały, iż mogły trafić znacznie gorzej, niźli pod jej skrzydła, więc mogły być wdzięczne oraz mocno lojalne. - Aha, Anno, jeśli miałabyś okazję spotkać Rebeccę, przekaż jej proszę, iż jakby co jestem do dyspozycji. Właściwie faktycznie, pewnie liczą na najbardziej zaufanych, jednak ewentualnie kiedyś mogłaby się przydać dodatkowa solidna dłoń.
- Oczywiście, przekażę. - Anna uśmiechnęła się. - Niestety moje doświadczenie mówi, że przywiązanie do ghuli i trzody prowadzi zazwyczaj do zguby. Już własne dzieci potrafią tak bardzo… - Mała wampirzyca spoważniała, a jej oczy zmętniały. - … zawieść rodzica?
- Ale też zaufanie niekiedy popłaca. Rycerze Okrągłego Stołu są uczciwi - powiedział pewnie, choć zreflektował się - prawie wszyscy. Jednak powiem szczerze większość tworzyli dzielni wojownicy, którzy niejednokrotnie przedkładali dobro swojego suzerena nad własny sukces.
- Niestety, tak jak rozmawialiśmy, czasy rycerzy odeszły bezpowrotnie. - Anna upiła łyk z kielicha. - Nie wiem czy w twoich czasach też tak mawiano. Pilnuj swych wrogów, a jeszcze bardziej swych przyjaciół. - wampirzyca machnęła dłonią jakby coś przeganiając.
- Nie mawiano. Wiesz droga przyjaciółko, kiedy były moje czasy, mówiono właśnie, iż słowo rycerza jest synonimem pewności. Tacy, którzy je złamali, bowiem niestety zdarzało się, byli napiętnowani niczym najgorsze szumowiny. Dlatego współczuję szczerze, że tak podchodzicie do swoich znajomych. Pojmuję owszem, że taka to już rzeczywistość. Jednak trudno mi się do niej przyzwyczaić - przyznał markotnie rycerz króla Artura sprzed mnóstwa wieków.
Gdy mówił do ich uszu dobiegły odgłosy dochodzące z korytarza. Robert wracał i to najwyraźniej w towarzystwie zarówno Charlotty jak i Elisabeth. Anna jednak najwyraźniej nie zwracała na to uwagi.
- Niestety takie są czasy, w których przyszło ci się obudzić Henry. Szczerze… nie chciałabym być na twoim miejscu.
- Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Przynajmniej na to liczę, jednak liczę także na to, i że zmiana owa nie będzie zbyt wielka - przerwał czekając na wchodzących, którzy może przynieśli informacje dotyczące spania.

Robert wprowadził do środka dwie ghulice. Widać było, że udało mu się podreperować nastrój Charlotty, która teraz jeszcze zaśmiała się cicho z jakiegoś opowiedzianego na korytarzu żartu. Elisabeth uśmiechnął się widząc siedzące w saloniku wampiry i dygnęła.
- Posłałam dwie osoby by uprzątnęły tamtą sypialnię, niebawem powinna być gotowa.
Ucieszył się, że Charlotcie jest lepiej. Posłał dziewczynie prawdziwie zadowolony uśmieszek.
- Jestem bardzo wdzięczny. Dziękuję wam trojgu - objął ciepłym zerknięciem swoją dziecięcą przyjaciółkę, Roberta oraz Elisabeth. - Pewnie nic by się nie stało, jednak lepiej uważać. Szczególnie biorąc pod uwagę niedawne wydarzenia - machnął ręka, jakby odpędzając muchę. Widać jednak było, iż rzeczywiście obawia się nieco ewentualnego ataku.
Anna zeskoczyła z fotela i stanęła na podłodze poprawiając dziewczęcą sukienkę.
- Odprowadzę was do pokoju i udam się na spoczynek do siebie.
- Oczywiście Pani, wezwę dorożkę. - Elisabeth dygnęła głęboko i opuściła pokój. Wyglądało trochę tak, jakby była ghulicą nie Roberta, lecz małej wampirzycy.

Przeszli pustym korytarzem do ukrytej od reszty klubowiczów klatki schodowej i nią zeszli do podziemi. Ta część budynku wydawała się być dużo starsza od reszty klubu, zaś do samej komnaty prowadził labirynt korytarzy.
- Poproszę dwóch ochroniarzy by byli w okolicy. - Robert podążał kilka kroków za swą matką, która w charakterystyczny dla siebie sposób wymijała niewidoczne przeszkody. O tym, że dotarli na miejsce poinformowała ich obecność dwóch uzbrojonych ghuli i mężczyzny w białych rękawiczkach, czekających na nich przed jednymi z drzwi.

- Pokój gotowy. - Głos lokaja brzmiał jakby wydobywał się z dna studni. Skłonił się nisko wskazując pokój w zapraszającym geście.

[MEDIA]http://78.media.tumblr.com/tumblr_ltf6zbPQSP1qggdq1.jpg[/MEDIA]

Spoglądał dookoła zszokowany nimal. Wyglądało to na iście królewskie miejsce do sympatycznej drzemki.
- Wspaniałe - powiedział rozglądając się. Chyba przypominało mu młodość na zamku rodziców oraz w pięknym Camelot. Oczywiście wiadomo, kompletnie inny był tam styl budowania mebli, czy ogólnie wszystkiego, jednak podobnie było wiele zdobień oraz prawdziwej elegancji.
- Trochę przykurzone… - Anna zerknęła na lokaja, a Gaheris był pewny, że ten nerwowo przełknął ślinę. - Łoże jednak z tego co pamiętam jest wygodne. Pozwólcie teraz, że się oddalę. - Uśmiechnęła się do swego syna i jego gości.
- Dziękuję ci oraz miłego dnia - pochylił się nad swoją przyjaciółką ujmując jej dłoń oraz całując. Pokój zaś rzeczywiście był nieco przykurzony, ale cóż zrobić.
- Odprowadzę cię matko. - Robert podszedł do małej wampirzycy i ujął jej dłoń. - Jakbyście czegoś potrzebowali to zostawiam wam dwójkę ochroniarzy.

Pomachał parze narzeczonych i opuścił pokój wraz z mała wampirzycą, pozostawiając ich sam na sam ze sporym pokojem niemal w całości wypełnionym łożem. Wyglądało nadzwyczaj sympatycznie, ale Gaheris po prostu nie miał ochoty na igraszki.
- Połóżmy się oraz przytulmy po prostu kochanie, dobrze? - poprosił dziewczynę. Widać było, iż jest dosyć zestresowany wiadomością dotyczącą magika wpływającego na umysły członków rodziny. Nawet uwielbiają seks wampiry spośród Toreadorów nie mają ochoty zawsze oraz przy każdej okazji. Obecnie własnie tak było przy poddenerwowanym Gaherisie. Chciał jakby rzec, zwyczajnie przytulić się oraz poleżeć czując bliskość dziewczyny.
Charlotta zerknęła na niego. Przez chwilę zobaczył w jej spojrzeniu… chyba najbliżej było temu czemuś do rozczarowania. W sumie obiecał jej tej nocy co nieco czułości. Po chwili wrażenie zniknęło.
- Oczywiście. Pomożesz mi tylko z suknią? - Na twarz ghulicy wypłynął słaby uśmiech.
- Przepraszam jeszcze raz. Oczywiście pomogę przy sukni i jeśli chcesz oczywiście dotrzymam obietnicy, ale prosiłbym, żebyś mi wybaczyła tym razem. Przyznaję, że obawiam się całej sytuacji. Rozbija mnie to wszystko, ten cały magik - zabrał się za pomoc przy sukni. - Nie gniewaj się proszę, jednak zwyczajnie nie mogę wyplenić poza moje myśli owego człowieka. Jeśli oczywiście to jest jakikolwiek normalny człowiek - widać faktycznie było, iż jest dosyć mocno poddenerwowany.

Charlotta stanęła do niego tyłem i zdjęła żakiet, odsłaniając sznurowanie sukni.
- Nie potrafię się na ciebie gniewać. - Zagarnęła włosy, odsłaniając swoją smukłą szyję i szczyt wiązania. - Też obawiam się tego maga, tyle że przy tobie zawsze dzieje się ze mną coś dziwnego. - Mówiła bardzo cicho dając sobie rozsznurować suknię. - Potrafię myśleć tylko o tym by być bliżej.
- Bądźmy więc bardzo blisko, ale kiedy jestem z tobą, chciałbym się poświęcić tobie oraz twojej radości. Teraz jednak po prostu - przerwał na chwilkę, jakby nie wiedząc, jakimi słowami to wszystko oddać - obawiam się mocno. Taka potęga wpływająca na umysły mogłaby wpłynąć nie tylko na tamtego schwytanego gangrela. Kim jest? Przypuszczam właściwie, że wszystkie wampiry zadają sobie takie pytanie.

Suknia opadła na ziemię i Charlotta stanęła przed nim w jednej z tych swoich przejrzystych halek. Obróciła się w jego stronę, rozplatając włosy. Gaheris bez trudu rozpoznawał znajomy kształt jej piersi rysujący się pod cienką tkaniną.
- Nie tylko wampiry zadają sobie to pytanie. - Uśmiechała się ale nadal bez przekonania. - Jeśli ten mag jest w stanie wpłynąć na wampira, to co dopiero na ghule albo zwykłych ludzi. Rozmawiałam o tym trochę z Robertem. On najbardziej obawia się, że tak naprawdę pod wpływem tego maga jest już wielu śmiertelników i nie wiadomo kiedy tamten użyje swoich marionetek.
- Wcale mu się nie dziwię. Kogoś ponoć planują sprowadzić, takiego fachowca. Jednak nie znam się na tym oraz jedyne, co można czynić to po prostu uważać - też się zaczął obnażać układając ubiory na boczku. - Bardzo ciebie kocham oraz jesteś bardzo piękna - powiedział obejmując dziewczynę oraz przytulając mocno.

Charlie objęła go mocno. Czuł że jej ciało jest rozpalone, ale ghulica nie wykonywała żadnego ruchu, który nie byłby zgodny z prośbą wampira. Czuł, że jej dłonie spokojnie spoczęły na jego plecach, a nie przesuwały się po nich jak zazwyczaj, tak jak i jej biodra nie napierały na jego ciało.
- Ja ciebie też rycerzyku. - Uniosła głowę i delikatnie pocałowała go w usta. - Kładźmy się, dobrze?
Położyli się więc przytulając się. Czuł, że Charlie długo walczyła z sobą, męcząc się wywołanymi przez vitae pragnieniami, w końcu jednak usnęła, nim go zmorzył zwiastujący jutrzenkę sen.
 
Aiko jest offline