Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2018, 22:54   #154
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- Wiem, że jestem dla niej ważny. A ona dla mnie. Chociaż z tym światem i zabieraniem nie myślałem dotąd w ten sposób. No ale chyba masz rację. Jakby chodziło o zastawienie zasadzki albo rozpykanie wrogiej pozycji to bym wiedział jak i co czytać ale z czymś takim w ogóle nie mam doświadczenia. - westchnął ciemny blondyn znowu pocierając spocone czoło. Chyba niezbyt pomogło więc otarł je rękawem. Upał musiał dawać mu się we znaki bo z bliska widziała, że nawet końcówki włosów przy głowie ma mokre. A mimo to poza podwinięciem rękawów nie pozwolił sobie na żadne ustępstwo względem zdjęcia z siebie czegokolwiek z wojskowego badziewia jakim był obwieszony.
- Dobrze porozmawiam z nią. Z Vex. Zobaczymy. A nad resztą się zastanowię. - powiedział blondyn i odbił się od ściany. Od strony lady nadszedł w końcu młody kelner trzymając jakieś sznurki.

- Tutaj nic nie było musiałem poszukać w piwnicy. No wiecie zwykle do obsługi kuchni czy gości to nie trzeba żadnych sznurów. - powiedział tłumacząc się młody kelner i zaczął pierwszy wchodzić po schodach. - A w ogóle wiecie jak ich związać? Bo ja to nigdy nikogo jeszcze nie wiązałem. Serio myślicie, że mogą mieć to co ten z piwnicy? - Mike szedł po schodach ale co chwila odwracał się na pozostałą dwójkę sprawdzając czy idą albo by nawiązać kontakt wzrokowy z rozmówcą.

- Ja ich zwiążę. A pani doktor dopilnuje by im nic nie połamać. Ale na wszelki wypadek wejdę pierwszy dobra? - Pazur odpowiedział pierwszy wracając do tego spokojnego tonu który był chyba jego firmowym. Wziął na siebie te wiązanie i wyprzedził młodzika na początku korytarza. Rozwalone drzwi były pierwsze od strony schodów i dalej były tylko przymknięte. Mike dał się bez oporów wyprzedzić ale nerwowo oblizał wargi widząc jak najemnik zatrzymuje się przed drzwiami i nasłuchuje chwilę. Młodzik spojrzał nerwowo na idącą na końcu lekarkę, potem na drzwi i na nasłuchującego Pazura. Było w nim coś takiego, że widząc tą obwieszoną bronią i pancerzem sylwetkę w stanie czujności jakoś od razu wyglądało na żółte światło ostrzegawcze.
- Wchodzę. - powiedział spokojnie, a kelner nerwowo oblizał wargi i skinął głową. Tym razem jednak alarm okazał się próbny. Zdemolowany pokój co prawda dalej wyglądał niezbyt przyjaźnie jak to ze zdemolowanymi pomieszczeniami bywało. Dwaj pacjenci jednak dalej leżeli na swoich łóżkach. Może nie do końca tak jak lekarka ich zostawiła ale jednak dalej mieściło się to w normie. Kelner wyraźnie odetchnął z ulgą ocierając rękawem czoło.

- A właśnie. Szef kazał się zapytać co z tym ciałem w piwnicy. No nie może tak tam leżeć. Jakoś to trzeba posprzątać. No ale póki on tam leży… - kelner przekazał słowa szefa patrząc na zmianę to na najemnika to na lekarkę. Akurat oboje byli od niego wyżsi a do tego najemnik wyraźnie jeszcze górował nad nim masą.

- Daj to. - powiedział Pazur wyciągając dłoń w stronę kelnera i ten podał mu trzymany kłębek sznurka. Właściwie cienkiej plastikowej linki w gumowym oplocie. Ciemny blondyn szarpnął na próbę i skinął z zadowoleniem głową. - Z utylizacją ciała tu jest najlepszy ekspert. Ja mogę najwyżej pomóc go gdzieś przenieść. - powiedział wskazując na Izzy. - A właśnie Mike jak już tak gadamy. Znasz się na samochodach? Mamy kluczyki bez samochodu. Poznajesz? Jest tu przy knajpie jakiś obcy samochód? - najemnik skorzystał z okazji i podpytał kelnera o kolejny trop.

- Jakie kluczyki? - zapytał młodzik patrząc pytająco na rozmówcę ale ten znowu wskazał na lekarkę. Sam zaczął rozwijać sznurek i podszedł do piętrowego łóżka patrząc to na jednego to drugiego pobitego. Kelner zaś posłał pytające spojrzenie lekarce.

- Dobra to od czego zaczynamy? Mam ich po prostu przywiązać czy na coś mam uważać? - zapytał Zordon też kończąc na pytającym spojrzeniu skierowanym na brunetkę.

Przez drogę na piętro i dalej do pokoju lekarka milczała, analizując zasłyszane od najemnika deklaracje. Musiało wystarczyć, na razie. Szło w dobrym kierunku, chociaż przy paru wątkach miała wrażenie, że coś im obojgu umyka. Gdy mężczyzna mówił o celibacie i nie byciu mnichem potakiwała, bo przecież też o tym mówiła, ale przy wspomnieniu jednego stosunku i pytaniu retorycznym przekrzywiła głowę i popatrzyła na niego z powątpiewaniem. Widziała wystarczająco wiele na dole, aby w tym temacie mieć obiekcje i inne przypuszczenia. Zmilczała, a potem przyszedł Mike i zanim zdążyła poukładać myśli, już stali przed wyważonymi drzwiami. W środku na szczęście panował spokój, pacjenci leżeli tam, gdzie powinni… w przybliżeniu.

- Ekspert od utylizacji ciał? - odezwała się w końcu dosyć pogodnie, ale rozłożone dłonie uniosła na wysokość piersi jakby chciała się przed czym lub kimś obronić. - Mam parę pomysłów, co nie znaczy że zawodowo zajmuję się pozbywaniem zwłok. - spojrzała wesoło na pomocnika Lou - Soda kaustyczna lub stężony ług. Coś czym rozpuszczacie padlinę przed zakopaniem, albo wyprawiacie skóry. Mamy powódź, lepiej zwłok nie wrzucać w wodę, skoro nie mamy pojęcia co im dolegało za życia. Ale idzie je rozpuścić. Ciecz która pozostanie będzie sterylna i łatwa do tymczasowego przechowania, bo wystarczy beczka - wyjaśniła pokrótce o co chodzi - Spytaj Lou czy ma coś na zapleczu, a kluczyki należały do tego z piwnicy. Ma je w kurtce. Chcemy znaleźć jego samochód, tam mogą się kryć jakieś wskazówki. Kojarzysz czym przyjechał? Albo co nowego stoi w okolicy? - spytała i popatrzyła na najemnika. - Najpierw ten z lewej. Ma złamany nos, mniejsza szansa że go uszkodzimy. Zwiąż mu ręce… i może przywiąż jedną nogę do łóżka - pokazała na ramę - Z drugim musimy uważać, ma pęknięte żebro. Ten sam schemat: związać ręce i jedną nogę przywiązać do ramy. Chyba, że masz inny pomysł - pokazała wzrokiem na kłębek sznura.

- Może być. - odparł najemnik kiwając głową. Klęknął przy łóżku i zaczął obowiązywać sznurek wokół nadgarstka pierwszego z pacjentów. I sądząc po pewności ruchów nie robił tego po raz pierwszy.

- Beczka? Beczka to chyba jakaś się znajdzie. Ale ług i sodę to musiałbym zapytać szefa. - odpowiedział po chwili zastanowienia młody kelner. Trochę się krzywił gdy lekarka mówiła o rozpuszczaniu ciała i podobnych rewelacjach. Gdy dowiedział się o jakie kluczyki chodzi podszedł do kurtki i zaczął w niej grzebać. W tym czasie Pazur chyba skończył przywiązywać pierwszą kończynę bo wyjął nóż i odciął nadmiar sznurka.

- A tamten. - Mike zmrużył brwi gdy odwrócił się wpatrzony w wyjęte z kurtki kluczyki. - No miał samochód. Osobówkę. Jakaś ciemna. Ale widziałem tylko przez okna sam dach. Był tu z parę dni temu. - mówił w skupieniu przypominając sobie kolejne fragmenty. - Na pewno nie brał u nas pokoju, musiał spać gdzie indziej. Znaczy wcześniej, te parę dni temu. - powiedział podnosząc w końcu głowę do góry na lekarkę. Pazur zaś zaczynał obwiązywać drugie ramię. - Ale chyba Robin się koło niego kręciła. Ona się zawsze kręci przy tych z lepszymi furami. Nawet teraz chyba jest na dole. - dopowiedział kelner wyciągając dłoń w stronę lekarki jakby chciał jej oddać kluczyki. Ale przy łóżku zaczęło się jakieś zamieszanie.

- Kurwa! Co ty robisz?! Co ty robisz człowieku!? Puszczaj! - krzyknął przestraszonym głosem pacjent na górnym łóżku. Niefortunnie przebudził się akurat w momencie gdy wujek Angie go nie trzymał tylko przycinał sznurek. Więc facet zobaczył przede wszystkim ten nóż i sznur. No i obcego rosłego faceta prawie na sobie który go wiązał.

- Zamknij się jak chcesz żyć. - warknął do niego Pazur zyskując krytyczny moment spokoju by złapać za jeszcze wolny nadgarstek wiązanego faceta. Co prawda wynik takiego starcia gdzie jedną stroną był rosły Pazur a drugą pobity i już częściowo związany facet raczej nie był trudny do przewidzenia ale nie znaczyło, że ta słabsza strona w desperacji nie zada strat tej silniejszej. Albo ta silniejsza nie straci panowania nad sobą i nie użyje noża tylko do przecinania sznura.

- To dla twojego bezpieczeństwa - lekarka stanęła przy łóżku i położyła dłoń na ramieniu rannego - Ten z którym nocowaliście był chory. Jest szansa że wam sprzedał tego syfa. Jeżeli nie chcesz zrobić sobie krzywdy, połóż się i odpocznij. Nie rozwiązuj liny i poczekaj aż wrócę z lekarstwem. - tłumaczyła powoli - Posłuchasz się nas, to jutro do wieczora będzie po sprawie. Na razie odpoczywaj. Potem Mike przyniesie wam kolację. Maria też prosiła abyście zostali w pokoju.

- Co?! Kurwa to jest pojebane! Jestem zdrowy! Serce mi kołacze ale poza tym jestem zdrowy! Nic mi nie jest!
- facet na moment się uspokoił znaczy przestał wierzgać choć najemnik nadal wyraźnie siłował się z jego ramieniem. Ale już widocznie zdołał umocować nadgarstek do łóżka i teraz kończył tylko obwiązywać na stałe.

- Słuchaj co ci pani mówi. Póki ona ci coś mówi. - burknął już trochę zasapany najemnik dalej obwiązując drugi nadgarstek.

- No. Przyniesiemy ci szamę. Oj. A ten drugi powinien się tak gapić? - Mike chyba starał się wesprzeć pozostałą dwójkę chociaż słowem. Ale końcówka płynnie mu przeszła w udane zaskoczenie i patrzył na te parterowe łóżko z niepewnym wzrokiem.

Izzy zmroziło w jednej sekundzie. Na dole leżał ten, który gorzej oberwał. Nie widziała ugryzień, ale mogła je przeoczyć w natłoku drobnych ranek. Bardzo powoli cofnęła się pół kroku żeby zajrzeć na niższe łóżko.
- Jak się czujesz Garry? - spytała - Pamiętasz mnie?

Ten Garry czy Barry oddychał ciężko i świszcząco co nawet dla laika nie wyglądało zbyt dobrze i zdrowo. Patrzył na pochylającą się nad łóżkiem kobietę. Mike chyba nie wiedział co robić czy mówić więc stał na środku pokoju czyli gdzieś krok od niej. Za to na górze znów odgłosy szarpaniny wzmogły się. Pazur jęknął gdy chyba ten na górze go kopnął kolanem czy coś w tym stylu.

- Mam ci natrzaskać?! No mam?! - krzyknął przez zęby rozzłoszczony Pazur nachylając się nad wiązanym pacjentem i przysuwając mu z bliska pięść do twarzy. Przez moment zapanowała cisza i słychać było tylko przyspieszone lub świszczące oddechy wszystkich w pokoju. - Teraz zwiążę ci nogi. - zapowiedział Pazur i faktycznie z wolna wyprostował się, zabrał nóż i sznurek i skierował się w stronę kostek tego na górze.

- Co… Co wy robicie?... Co tu się dzieje… - wycharczał z trudem Garry czy Barry choć wyraźnie był zaniepokojony nawet pomimo bólu jaki musiał odczuwać przez swoje liczne rany.

- Mam słabe serce, umrę jak mnie tak zostawicie. Moje serce tego nie wytrzyma. - ten na górze wydawał się być bliski płaczu. Przestał aktywnie wierzgać a przynajmniej coś nie było widać by Zordon miał z tym jakieś zauważalne trudności.

- Musimy was unieruchomić… na wszelki wypadek i tylko chwilowo - O’Neal wyjaśniła temu na dole i przeniosła się do tego na górze. Stanęła przy łóżku i ostrożnie złapała za brodę żeby na nią spojrzał.
- Nie umrzesz - zbliżyła twarz do jego twarzy, uśmiechając się współczująco - Chodzi o to, żeby nikt tu nie umarł, rozumiesz? Nie zostawiamy was, będziemy cały czas na dole, to tylko przejściowe. Uspokój się… oddychaj. Jak masz na imię? - puściła brodę i zaczęła głaskać go po włosach powoli w rytm słów - Ja jestem Izzy, to Zordon. Tamten z blizną co był tu poprzednio ze mną nazywa się Robert. Chorujesz na serce… masz gdzieś leki? Trzeba ci je podać? Jestem lekarzem, możesz mi zaufać.

- Tak! W plecaku! Naprawdę, nie żartuję! Jak silnie przeżywam coś to zaraz mnie dusi w piersiach i zaraz mi słabo! A teraz przeżywam jak cholera!
- facet dalej był coraz bliżej płaczu i załamania. Wygiął się by głową wskazać na rozbitą szafę. Tam z poprzedniego przeszukania Izzy wiedziała, że leżą plecaki. Dwa. Bo ten co już nie żył przyszedł o gołym grzbiecie i w tym akurat była zgodność i od paru świadków i po przeszukaniu pokoju. Jako lekarz wiedziała, że to możliwe jeśli facet naprawdę miał problemy z krążeniem. Może nie do końca klasyczny zawał ale kłopoty z krążeniem mogły wywołać jako efekt uboczny stan podobny do omdlenia. A przy pechowym zbiegu okoliczności lub bardzo poważnej wersji ataku faktycznie mogły zabić. Ale jeśli miał lekarstwo znacznie powinno zmniejszyć te niebezpieczeństwo.

- E. On chyba chce wstać.
- powiedział niepewnie Mike patrząc znowu na łóżko piętro niżej. Pazur chyba skończył wiązać jedną kostkę i zabierał się do drugiej. Czyli już prawie skończył. Z dołu słychać było pasujące do tego trzeszczenia i jęki.

- Leż, zaraz ci przyniosę proszki. Poczekaj chwilę i nie ruszaj się. Oddychaj… nikt nie zrobi ci krzywdy - powiedziała i przeniosła się na dół.
- To samo się tyczy ciebie - westchnęła, kładąc Garremu rękę na ramieniu - Leż spokojnie, wszystko pod kontrolą. To tylko kwestia bezpieczeństwa. Nikt ci nic nie zrobi, póki będziemy się słuchać wzajemnie i nie utrudniać pracy. Nie szarp się, bo bardziej nadwyrężysz żebra. Spróbuj się przespać. Pomogłam ci ostatnio, pamiętasz? Teraz też nie chcę dla ciebie źle. Uspokój się i połóż. Chcesz żeby coś ci podać?

- Nie… Nie… Nie…
- mężczyzna z pękniętym żebrem ciężko świszczącym oddechem dalej usiłował podnieść się i wstać. Udało mu się podnieść do pionu. Lekarka czuła napór jego ciała na swoją dłoń. Chciał wstać. Czuła to. Wydawał się być w jakimś amoku jakby nie do końca do niego docierało co się wokół dzieje poza zwierzęcą potrzebą ucieczki. Czuła, że słowa chyba niezbyt do niego docierają. Siłować się z nim? Za sobą usłyszała jęk podłogi gdy ciężar objuczonego sprzętem najemnika wylądował z powrotem na podłodze.

- Oj chłopie lepiej się połóż jak ci pani mówi. - powiedział zza jej pleców podchodząc za nią do krańca łóżka gdzie leżała poduszka i szykując znowu sznur do użycia. - Nie wiem czy starczy. Będę musiał mniej wiązać. - powiedział do pozostałej dwójki. - Mike. Słyszałeś? Proszki są potrzebne. Przynieść tutaj te plecaki. - zwrócił się do kelnera i ten szybko skinął głową i prawie pobiegł do tej rozwalonej szafy. Wujek zaś klęknął przy łóżku i posłał lekarce pytające spojrzenie. Z górnego łóżka zaś dochodził szloch zapłakanej ofiary pobicia właśnie przywiązanej przez Zordona. Przy nieżycie nosa a bez wolnych rąk mógł mieć trudności z oddychaniem. Zwłaszcza jak ten nos i tak miał złamany więc zakrzepłej i nie tylko, krwi miał pewnie sporo.

- Garry daj spokój - lekarka wciąż trzymała go za ramiona, ale wydawał się słabo kojarzyć i włączyła mu się chęć ucieczki. Przeklinając się w duchu kobieta przysiadła obok niego, obejmując ostrożnie żeby nie urazić pękniętego żebra i obolałego boku - Jesteś bezpieczny, no już, uspokój się. Nic ci nie będzie. Prześpisz się i za parę godzin będzie po wszystkim… ale musisz mi pomóc. Nie sprawiać kłopotów. Nie jestem twoim wrogiem Garry, chcę ci pomóc. Połóż się… i tobie i mnie będzie wygodniej. - sapnęła czując opór. Ciągle próbował wstać. Z trudem i frustracją, ale udało się jej go położyć.
- Szkoda, że nie mam nic aby wysłać go do Morfeusza - mruknęła do Pazura.

- Przytrzymaj go tak. Nie chcę mu czegoś połamać. - powiedział najemnik zaczynając wiązać kolejny nadgarstek. Z bliska Izzy widziała, że ruchy miał w tym naprawdę sprawne, szybkie i pewne. Jakby to robił na czas albo wyścig. Wrócił też młody kelner stawiając obydwa plecaki przy butach lekarki.

-Krępowania też was uczą w jednostce? - O’Neal nie wytrzymała i zadała gryzące ją pytanie, a potem westchnęła - Podam temu z góry leki i oczyszczę mu nos, to chwilę zajmie. Nie może się przecież udusić… i te leki. Poszukasz ich jak skończymy z Garrym?

- Oj dziewczyno, czego nas tam nie uczą. - Pazur pozwolił sobie na uśmiechnięte prychnięcie do tego machając nożem który właśnie chwycił by odciąć nadmiar sznura. Przeciął go i zabrał się za drugi nadgarstek. - Mike, możesz poszukać prochów w plecakach jak pani doktor mówi. - rzucił krótko do kelnera i chłopak skinął głową, kleknął przy pierwszym plecaku i zaczął sprawdzać od bocznych kieszeni. Izzy zaś poczuła, że napór Barry’ego wyraźnie zelżał gdy najemnik odjął mu właściwie obie górne kończyny. Pacjent na górnym łóżku płakał na całego. Albo próbował ale zmiażdżony i zatkany nos bardzo mu to utrudniał. Więc dochodziły z góry jakieś dławiąco kaszlące odgłosy na tyle niepokojące, że Mike zabierając się za kolejną kieszonkę zerkał na górne łózko to na siedzącą na dolnym lekarkę.

- Cholera jasna! - Izzy poderwała się jak oparzona, zgrzytając ze złości zębami. Tylko dwie minuty, tyle potrzebowała, a facet ze złamanym nosem nawet tego nie chciał jej dać. - Pospiesz się z tymi lekami - ponagliła Mike’a, ładując się na górną pryczę.

- Na razie nie znalazłem. - odpowiedział prędko kelner który też chyba był zdenerwowany jak i cała reszta. Z jego strony dochodziły brzdęki i klekoty sprzączek i przeszukiwanego plecakowego ekwipunku.

Pazur się podniósł obszedł go i znów klęknął przy kostkach Garry’ego.
- Będzie mało sznurka. - powiedział spokojnie choć obecnie Izzy już go nie widziała. Słyszała jednak jak łóżko skrzypi gdy siadło na niego dodatkowa setka kilo umundurowanych i uzbrojonych mięśni.

Facet na górnej pryczy zaś miał pełne objawy niedrożności górnych dróg oddechowych. Czyli kaszlał i krztusił się opluwając się krwią i śliną. W tak nagłej sytuacji lekarka nie była jednak pewna czy to sam zator tych dróg oddechowych czy to zaczyna się to o czym przed chwilą mówił. Widziała jednak jego krew. By przeczyścić mu krtań dobrze było odwrócić mu głowę w dół ale w tej pozycji było to niemożliwe. Zostawało przekręcić w bok i liczyć, że da radę wypluć ten zator i, że to tylko zator. Jeśli nie to trzeba było mu w tym pomóc a ona nie miała na sobie nawet rękawiczek.

- Obracamy go na bok, szybko - nie patrząc na towarzystwo zaczęła go przekręcać, zaczynając od głowy - No dalej chłopie, nie rób mi tego… i bez nieplanowej resuscytacji mam co robić - mruknęła zrezygnowana, a rezygnacja zaraz przeszła w niepokój. Wiedziała że ten dzień będzie do dupy, ale nie spodziewała się że aż tak.

- Mike, zostaw to i rób co pani doktor mówi. - z dołu doszedł głos wujka nastolatki i zaraz potem nad górnym poziomem łóżka pojawiła się głowa i ramiona chłopaka. Ale popatrzył pytająco i z wyraźnym strachem to na krztuszącego się faceta który wyglądał jakby naprawdę dogorywał żywota to na siedzącą na łóżku brunetkę. Ta zaś widziała, że kryzys trwa. Odwrócenie głowy pomogło. Chyba. Znaczy facet nadal się krztusił i rzęził ale zapluwał krwią i śliną poduszkę. Na wyplutej krwi widziała coś. Jakieś kawałki. Skrzepy? Pasowałoby. W końcu w nozdrzach i okolicy krew miała wystarczająco dużo czasu by zakrzepnąć. I jak teraz pacjent miał tak gwałtowną reakcję to te skrzepy mogły się odrywać i lądować właśnie na nim, jego koszuli czy poduszce. Ale po tym co widziała niedawno w piwnicy nie była pewna. Może ta gęsta krew co miał tamten w piwnicy właśnie od tego sie zaczyna? Od takich skrzepów? W końcu nie miała jak ani czym tego zbadać. A tu facet się wyraźnie dusił zapluwając poduszkę własną krwią. Mike z obawy i odrazy cofnął się o krok by facet go nie zapluł swoimi wydzielinami.

Wyglądało że pacjent albo zejdzie, albo przetrwa kryzys. Izzy nie mogła ryzykować kontaktu, nie przy tylu wątpliwościach. Co jeżeli zakażenie przechodziło przez krew? Co wtedy stanie się z jej dzieckiem.
- Rękawice. Potrzebuje rękawic. Albo rękawiczek z mojej torby. Przytrzymam go, ale… dalsza pomoc dopiero po zabezpieczeniu. - rzuciła najemnikowi szybkie spojrzenie - Nie wiemy jak to się zaczyna.

- Nie ryzykuj. Zrób co możesz. Mike! Rękawiczki! -
najemnik nadal nie był widoczny ale na słuch i jego było słychać i on widocznie słyszał co się dzieje. Kelner który zdążył się już cofnąć na połowę pokoju i prawie pod przeciwne łóżko drgnął jak smagnięty gdy Pazur go wezwał. Młodzik podbiegł pod drzwi gdzie leżała torba medyczki i wrócił z nią pod łóżko.

- Ale ja nie wiem gdzie! - powiedział zdenerwowanym głosem patrząc na ogrom torby to na jej właścicielkę. Pacjent zaś kaszlał i zachłystywał się dalej. Jak jeszcze tego zatoru nie wypluł to co prawda nadal były jakieś szanse, że organizm da radę sam to zrobić ale jednak zapowiadało się, że jest to albo duże albo głęboko więc rosły szanse, że interwencja medyka będzie potrzebna. Poduszka już wyglądała jakby ktoś tam wylał czerwony kleks przetykany dodatkowo klejącą flegmą i zakrzepami. Facetem szarpały spazmy przechodzące na całe ciało. Znowu nie szło zgadnąć czy to organizm rozpaczliwie próbuje samodzielnie udrożnić te drogi oddechowe czy już zaczyna się ten atak duszności o jakim mówił wcześniej.

- Boczna kieszeń, ta z dużym suwakiem. Od zewnątrz - lekarka powiedziała spokojnie, przytrzymując nadal głowę bezimiennego problemu - Nie denerwuj się, sytuacja jest pod kontrolą, ale musisz nam pomóc Mike. Nie nerwowo. Otwórz boczną kieszeń i wyjmij pomarańczowe pudełko. W nim są rękawiczki. Zordon… na wszelki wypadek bądź w pogotowiu - na zakończenie spojrzała szybko na najemnika i jego karabin. Jeżeli mieli do czynienia z zarażonym, lepiej było mieć ubezpieczenie.

Głos i tłumaczenia lekarki chyba pomogły ogarnąć się kelnerowi. Zaczął szarpać zamkiem w zdenerwowaniu ale przynajmniej próbował coś zrobić.
- Połóż torbę na ziemi. - odezwał się najemnik. Pomogło. Gdy torba znalazła się w stabilnej pozycji i młodzik miał dwie dłonie zamiast jednej nawet w takim zdenerwowaniu udało mu się wreszcie rozsunąć boczną kieszeń i wyjąc te pudełko z rękawiczkami. Podawał je lekarce z mieszaniną triumfu i obawy. Temu na górnym łóżku nie polepszało się i sprawa zaczynała się robić poważna sama w sobie. Już chyba z minutę takich spazmów i ograniczonego pobierania tlenu. Dla organizmu był to bardzo wielki wysiłek. Pazur też skończył. Wstał i widząc jak lekarka bierze swoją parę rękawiczek sam machnął do młodego i też się poczęstował. Zakładał ale mimo czujnego napięcia na twarzy musiał być spięty bo przy zakładaniu pierwsza rękawiczka strzeliła przy nadgarstku. Najemnik sapnął ale dokończył zakładać tą rękawiczkę a potem następną. Jeszcze chwila i powinien skończyć.

- Bardzo dobrze panowie, świetnie wam idzie - O’Neal dokończyła zakładanie własnych rękawiczek i pochyliła się nad charczącym. Teraz już mogła spróbować go zbadać z mniejszym lękiem. - Ostry nieżyt dróg oddechowych, spróbujemy je oczyścić. Podajcie kawałek materiału. Może być poszewka - powiedziała, odchylając głowę pacjenta i zaczynając badanie.

- Podaj tamtą poduszkę. - Zordon przyjął słowa lekarki dość spokojnie. Odwrócił się za siebie i wskazał chłopakowi na leżącą na rozwalonym łóżku poduszkę. Sam znowu wyjął nóż w tym czasie i gdy kelner podał mu rzeczony przedmiot rozciął brzeg z guzikami wyszarpując poduszkę i oddając ją kelnerowi. - Chcesz worek czy płachtę? - Pazur zapytał lekarki przykładając nóż do workowatej obecnie poszewki i gotów ją rozciąć jeszcze bardziej. Lekarka zaś szybko natrafiła na kolejne przeszkody. Tym razem zębów pacjenta. Mając nieżyt nosa jedyną drogą pobierania tlenu zostawały usta. A te mu właśnie prawie całkowicie zatamowała swoją dłonią. Facet czy świadomie czy nie to rozwierał to zaciskał szczęki a wraz z tym ruchem czuła na swojej dłoni jego zęby. Ale na koniuszkach palców czuła też coś czego raczej nie powinno tam być. Tyle by to usunąć musiała wsadzić dłoń jeszcze trochę głębiej i na pewno pomocne by było by głowa pacjenta tak nie latała na wszystkie strony a zęby nie szorowały po jej skórze. Zwykłe ludzkie zęby na pewno miały dość siły by przeciąć i lateksową rękawiczkę i skórę pod spodem.

- Uczyli was w jednostce jak złapać człowieka i unieruchomić mu jednocześnie głowę i szczękę? Trzymasz przy złączeniu żuchwy z czaszką - popatrzyła na blondyna - Ma skrzep w gardle, trzeba go wyciągnąć, a nie chcę stracić paluchów.

- Uczyli nas unieruchamiać. Ale w trochę innych celach.
- odpowiedział Pazur i oddał i nóż i poszewkę kelnerowi. Sam stanął na dolnym łóżku i złapał za głowę i szczękę pacjenta. Musiało mu być mało wygodnie bo podpierał się właściwie tylko na jednym łokciu. Ale gdy złapał głowa pacjenta od razu nabrała stabilności a lekarka poczuła jak zęby odsuwają się od jej dłoni. Teraz miała na tyle luzu by móc operować dłonią głębiej w gardle pacjenta. Poczuła na palcach coś. Coś czego nie powinno tam być. Jeszcze trochę mocowania i dalej poszło już szybko i samo. Wyczuła moment i cofnęła dłoń a facet zaraz potem zwymiotował czerwonego, śliskiego gluta na poduszkę. Jeszcze trochę pokasłał ale to było to. Oddech zaczął mu się uspokajać a spazmu ustąpiły. I wtedy Izzy to zauważyła. Miała rozerwaną rękawiczkę. Tą którą właśnie wyjęła z ust pacjenta. Widziała krew ale krew była rozmazana ze śliną na całej rękawiczce. Nie czuła zadrapania czy rany ale wiedziała, że w takich emocjach i stresie mogła takiej małej ranki zwyczajnie nie poczuć.

- Jeszcze coś? - zapytał Zordon wracając nogami na podłogę i patrząc pytająco na lekarkę.

- Obrzydliwe. - powiedział w końcu Mike patrząc na całokształt właśnie zakończonej sceny. - Chyba trzeba by mu zmienić poduszkę. - powiedział niepewnie i nie wyglądało by kwapił się do tego zadania.

- Teraz niech złapie oddech, a potem podamy mu leki na serce - O’Neal powoli wycofała ręce, chowając tą z uszkodzoną rękawiczką aby Pazur nie zobaczył. - Zmiana poduszki to świetny pomysł, ja w tym czasie… pozwolicie że zdezynfekuję ręce. Przezorny zawsze ubezpieczony - zmusiła się do uśmiechu, gramoląc się na podłogę. Zachowywała spokój, był tylko nie biec jak oszalała prosto do torby i nie wylać na ręce skażonego eteru do odkażania. Zrobi to powoli, żeby nie wzbudzić podejrzeń. Zobaczy czy pacjent zaczepił ją zębem… jeśli tak. Dopiero wtedy zacznie się porządnie martwić.

- Sprawdź tą drugą. - powiedział do kelnera najemnik i sam zaczął przeszukiwać jeden z plecaków. Chłopak kucnął przy drugim i obydwaj wydawali się być pochłonięci szukaniem lekarstwa dla tego na górnym łóżku. W tym czasie torba lekarki i ona sama została wolna. Izzy kucnęła przy tak znanym elemencie ekwipunku i starała się zachować spokój. Zdjęła rękawiczki, dostała się do dezynfektyku i przemyła dłonie. A potem jeszcze raz. Widziała to miejsce na prawej dłoni gdzie zauważyła przebicie na rękawiczce. Na skórze też było. Chyba nie weszło zbyt głęboko. Ale zacięcie było. Drobne. Nawet krew się nie pokazała.

Krew za to odeszła lekarce w twarzy. Zobaczyła przed oczami piwnicę i tego człowieka, któremu Angie odcięła maczetą głowę. Ona też tak skończy? Strach zaatakował ją ostrym bólem brzucha i dusznościami. Nagle zaczęła dyszeć jakby się zmęczyła, przyciskając dłoń do brzucha. Drugą oparła na podłodze, ze świstem nabierając powietrza. Co powie Maggie… i Robowi, jeśli coś… dostało się do jej organizmu. Nie wiedziała. Nie wiedziała czy z podejrzeniem infekcji da spojrzeć mężowi w oczy. Przecież obiecała…
Mikroskop. Potrzebowali pilnie mikroskopu. Człowiek na łóżku mógł nie nosić w sobie wirusa. Ale mógł go też mieć..

- Izzy? Hej Izzy! - usłyszała najpierw zdziwiony a potem zaniepokojony głos Pazura. Poczuła jak zaraz obejmują ją jakieś ręce. - Otwórz okno! - głos najemnika krzyknął na kelnera i usłyszała jak chyba brzęczy te otwierane okno. - Hej Izzy. Co ci jest? Słyszysz mnie? Powiedz coś. - słyszała jak głos najemnika mówi do niej w klasycznej próbie nawiązania kontaktu.

Co jeżeli się zaraziła? Ile miała czasu zanim zapadnie w śpiączkę? O’Neal próbowała myśleć, zebrać się w garść, ale szło nie najlepiej. W myślach kołowało się jej jedno słowo.
- Dz...dziecko - wyszeptała między sapnięciami, przyciskając mocniej dłoń do brzucha.
Słyszała też inny głos, powtarzający opanuj się, opanuj się, opanuj się. Kiwnęła głową na potwierdzenie, że rozumie, ale chwilowa ciemność przed oczami utrudniała namierzenie mówiącego. Głupia! Była tak głupia!

- Już? - w głosie najemnika dało się słyszeć zdziwienie. - No… To poleż. Odpocznij. - powiedział uspokajająco gładząc ją po czole i włosach. Chyba położył ją sobie na kolanach. Przynajmniej górę. Lekarka poczuła powiew gorącego powietrza z zewnątrz. Ale jednak dało się poczuć i powiew. - Mike co tak stoisz? Weź tą poszewkę i wachluj. Przewiew trzeba zrobić. Drzwi na korytarz otwórz. - w głosie najemnika dało się słyszeć z trudem tłumiona irytacja. - No Mike rusz się wreszcie! - syknął w końcu już nie ukrywając irytacji.

- A… Ale krew… Na ręku… - wyjąkał zdenerwowanym głosem, zdenerwowany kelner. Przez te uda i plecy lekarka wyczuła jak ciało najemnika tężeje.

Zobaczyli to, co i ona widziała… czyli jednak.
- Mówiłam… żebyś trzymał… mu szczękę - dyszała, zbierając się do kupy. Widok powoli wracał, zaczynała kojarzyć co się wokół dzieje. Po omacku wyszukała przedramię najemnika i zdrową ręką je mocno chwyciła. Odchyliła głowę, szukając jego zamazanej jeszcze twarzy - Mikroskop… zanim wrócą… zanim Rob wróci. Muszę wiedzieć… ile… ile mi zostało. Jak… jest zarażony… jak ja… jestem zarażona. Zabijesz mnie. Zanim się zmienię. Żeby Rob nie musiał… on… nie da rady. I Maggie… nie może tego widzieć… mikroskop. Musimy znaleźć mikroskop.

- Co? Co ty mówisz? Nie przejmuj się pójdziemy po ten mikroskop.
- najemnik uciekł i spojrzeniem i dotykiem. Wysunął się spod lekarki wstając z podłogi. - Mike, potrzymaj ją. - powiedział zwracając się do kelnera. Ten jednak nadal nie ruszał się z miejsca. - Mike! Rusz się! Nic jej nie jest. - powiedział ostrzej ciemny blondyn.

- Ale… Ale krew… Krwawisz. - chłopak dalej mówił niepewnym, przejętym głosem nacechowanym obawą.

- Przemyję to. Pewnie się skaleczyłem gdzieś o te łóżko. Nie ma co panikować. No już, potrzymają. - odpowiedział Pazur i wreszcie kelner zajął jego miejsce i plecy lekarki spoczęły na kolanach chłopaka. Najemnik otarł rękawem pot z czoła i sięgnął po tą samą buteleczkę z jakiej niedawno korzystała O’Neal. Mówił względnie spokojnie ale oblał dłonie sporą ilością dezynfektyku a potem wyraźnie nerwowo próbował doczyścić swoje dłonie. Wreszcie znowu przetarł twarz rękawem by w końcu usiąść na podłodze i skryć twarz w dłoniach.

Lekarka zebrała się na tyle żeby usiąść, potem na kolanach przeszła przez pokój i przysiadła obok Pazura. Panika przechodziła, był w końcu jeszcze jeden problem i to poważny. Sięgnęła do torby po bandaż, zmięła go w rękach patrząc na człowieka obok. Poszło źle, bardzo źle.
- Spójrz na mnie - powiedziała łagodnie, dotykając jego twarzy. Pogłaskała jasne, mokre włosy i równie mokre czoło - Krwawisz, opatrzymy cię. - stanowczo chwyciła skaleczone ramię, ciągnąc je do siebie. - Widziałeś już tych zarażonych, któryś pluł krwią? No właśnie - próbowała brzmieć fachowo i pewnie, mimo strachu wciąż ściskającego brzuch - To tylko skrzep ze złamanego nosa, będzie dobrze. Popatrz na mnie kochanie i daj rękę.

Najemnik chwilę nie reagował w ogóle. Wydawało się, że nie słyszy nic co się wokół niego dzieje. Jednak głowa wciąż skryta w mokrych od dezynfektyków dłoniach wykonywała przeczące ruchy. Lekarka widziała też krew. Właśnie na prawej dłoni najemnika. Błyszczała się, ze świeżego rozcięcia na knykciu. Pasowało jak ulał gdyby właśnie zahaczył o coś czy kogoś. Może o jakiś rant łóżka a może i o ząb któregoś z tych dwóch. Rana sama w sobie była zwykłym zadrapaniem. Zwykle nawet dzieci nie przejmowały się taką drobnostką. A jednak wszyscy widzieli co się działo niedawno w piwnicy. I nikt nie wiedział jak się takie coś zaczyna. Czy taka drobina wystarczy bo to złapać czy trzeba coś poważniejszego. Pazur siedział oparty na swoich butach i trzymał łokcie na swoich kolanach wciąż z twarzą ukrytą w dłoniach.

Lekarce pękało serce. W moment zapomniała o swoim strachu i obawach. O czym myślał najemnik w tej właśnie chwili? Część tych myśli kręciła się pewnie wokół niewysokiego obiektu o równie jasnych jak jego włosach.
- Daj rękę, trzeba ją opatrzyć. Weź się w garść żołnierzu, to jeszcze nie koniec zadania - powiedziała ostrzej z nadzieją że znajomy ton pomoże mu pokonać niedyspozycję. Długo tak nie wytrzymała. Westchnęła i oklapła. Wychyliła się i bez zawahania objęła go, opierając czoło o jego czoło.
- Nie rozwalaj mi się tu, potrzebujemy cię. Angie cię potrzebuje... ja też. Wszyscy cię potrzebujemy. Chyba się nie poddasz, co? - mruczała tuż przy jego twarzy i kołysała ramionami i nim przy okazji. - Zbieramy się po mikroskop. Zdobędziemy go i potwierdzimy że nic ci nie jest. To tylko zacięcie, słyszysz? Głupie zacięcie. - ścisnęła go mocniej i sapnęła długo, ściszając głos do szeptu - Daj tą łapę, bo uświnisz całą okolicę. Mi nie zaszkodzi, ugryzł mnie. Zahaczył zębem. Jedziemy na tym samym wózku.
 
Driada jest offline