Kij ci w oko, powiadano.
Kij to drewno, strzała to też, mniej więcej, drewno. No i okazało się, że strzała wbita w czerep, mniej więcej w oko, nie wystarczyła, by wysłać rycerza w zaświaty. I chociaż Josef wspaniałym ciosem rozpołowił drugiego, to sytuacja niewiele się poprawiła. Magiczny miecz stale atakował, rycerz (mimo strzały wbitej w czaszkę) nie odpuszczał, a na dodatek wytworzył wokół siebie jakąś barierę, która nie przepuszczała żadnych pocisków.
Jakby tego brakowało, kurhanowi jakby się pogorszyło...
Jeśli gdzieś w głębi miał nastąpić wybuch, to Gerhart wolał znaleźć się jak najdalej od wylotu korytarza.
- Uciekać na zewnątrz! - krzyknął.
Strzelił raz jeszcze, po czym zajął 'strategiczną' pozycję z boku wejścia do kurhanu.