Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2018, 15:26   #317
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Christmas Special - część ósma

Przygotowania szły pełną parą. Zniknięcie Mirandy nieco je spowolniły, lecz mimo to udało się wszystko ugotować i upiec. Aromaty indyka pani Dawson roznosił się po całym piętrze, a pewnie i bloku. Ślina sama napływała do ust. Alice skończyła gotować pierogi, przygotowała również do końca słodkie, duszone ziemniaki. Christopher również skończył swoje potrawy. Pakował je do specjalnych pojemników, kupionych wcześniej w sklepie.
- Spróbuj eggnog - poprosił Bones. - Robię na bazie brandy. Według mnie jest lepszy, niż z rumem lub whiskey.
Harper potwierdziła, że słodki napój był pyszny. Bones zostawił im dużą jego porcję, jednak większość wlał do pojemnika.
- Czy naprawdę nie może pan zostać? - pani Dawson wydawała się szczerze zasmucona pakowaniem się Chrisa.
Alice przyszła mu z pomocą w pakowaniu i zerknęła na staruszkę
- Też go namawiałam, ale Chris organizuje dziś Wigilię między innymi dla naszej dobrej znajomej, która jest w ośrodku rehabilitacji i nie może się stamtąd ruszyć. Sprawienie jej frajdy to dobry uczynek, pomogliśmy mu i myślę, że Chris na pewno przekaże jej pozdrowienia i ciepłe życzenia - zakręciła śpiewaczka i uśmiechnęła się do sąsiadki. Zerknęła na zegar. Było w pół do szóstej.
- Lepiej sam bym tego nie powiedział - Bones uśmiechnął się do Alice. Następnie podszedł do staruszki i przytulił ją. - Wesołych świąt, pani Dawson! I szczęśliwego Nowego Roku!
- Tobie też, tobie też - kobieta obcałowała go.
- Emily - mężczyzna obrócił się do dziewczynki. Przykucnął i poklepał ją po ramionach. - Wesołych świąt, skarbie - pocałował małą w policzek. Ta zacisnęła na nim uchwyt drobnych rączek.
Następnie obrócił się do Harper.
- Wesołych świąt, Alice!
Śpiewaczka uśmiechnęła się do niego i uniosła brew
- Wesołych świąt, Chris. Pozdrów wszystkich ode mnie - oznajmiła i stanęła na palcach by ucałować go w policzek na pożegnanie. Zaraz cofnęła się. Gdyby nie jego pomoc dzisiaj, nie mogłaby zrobić tych wszystkich rzeczy i nie miałaby jak pozdrowić Yuki.
- Tak zrobię - obiecał. Niezręcznie podniósł ręce, jakby chciał nimi objąć Alice, jednak brakowało mu śmiałości. - Dzwoń do mnie w przypadku jakichkolwiek problemów - zapowiedział tonem sugerującym, że w głównej mierze ma na myśli kłopoty paranormalne.
Alice kiwnęła głową
- Dobrze, zadzwonię jakby coś - obiecała i jeszcze raz uśmiechnęła się do niego pogodnie na drogę
- Uważaj na siebie na trasie - powiedziała, mając na myśli drogę do przenosin teleportem. Zastanawiała się, czego jeszcze mogłaby mu życzyć, ale wkrótce, gdy już pójdzie, będzie musiała zabrać się za sprzątanie po przygotowaniach.
- Spójrzcie potem pod choinkę, bo widziałem, że przyszedł Mikołaj - mężczyzna rzucił na odchodne, po czym wyszedł z mieszkania pani Dawson.
Śpiewaczka pomachała mu ręką na pożegnanie, po czym gdy zostały we trójkę z panią Dawson, westchnęła leciutko
- No to co? Zabieramy się za porządkowaniem czy mamy jeszcze jakieś przysmaki do zrobienia? - zapytała. Wkrótce nadejdzie wieczór i dobrze by było powoli już zacząć szykować się do kolacji wigilijnej.
- Już wszystko gotowe - pani Dawson uśmiechnęła się. - Proponuję, abyśmy u mnie zasiadły do kolacji.
- Jak najbardziej pani Dawson - zgodziła się pogodnie Alice.

Rzeczywiście, mieszkanie staruszki było pięknie urządzone. Kupiła choinkę pod koniec listopada, jednak drzewko wciąż wyglądało świeżo, a jego igły były soczystego, zielonego koloru. Wokół tkwiło mnóstwo ustawionych bożonarodzeniowych motywów: figurek świętych, aniołków, Mikołaja, elfów, bałwanków. Pani Dawson nie posiadała prawdziwego kominka, jednak włączyła telewizor i puściła kasetę przedstawiającą palące się kłody drewna. W tle leciały świąteczne piosenki - akurat w tej chwili Merry Christmas. Po obu stronach ekranu tkwiły przybite do ściany deseczki ze skarpetami wypełnionymi słodyczami.

Na każdych drzwiach tkwił malutki, symboliczny wieniec stworzony z prawdziwej, żywej gałązki sosny. Z tego też powodu w mieszkaniu unosił się przyjemny, żywy aromat lasu. Staruszka nie zapomniała również o światełkach - te migały najróżniejszymi kolorami nie tylko na choince. Na dywanie tkwił rozłożony okrągły dywan z motywem skaczących sarenek oraz reniferów. Wszystkie miały czerwone nosy. Najwyraźniej Rudolf posiadał mnóstwo bliźniaczego rodzeństwa.

- O której zaczynamy? - zapytała pani Dawson.
Rudowłosa została przyzwyczajona w domu dziadków, że święta urządzało się elegancko i raczej mało widowiskowo pod kątem ozdóbek. A tutaj? Tutaj było tak ciepło i domowo, jak w bajce i opowieściach. Rozejrzała się po mieszkaniu, po czym zabrała za przenoszenie torebek z prezentami pod choinkę, włącznie z tym małym dla pani Dawson
- Może… Może o wpół do dwudziestej? - zaproponowała, dając wszystkim jeszcze trochę czasu, a na dodatek kupując go ewentualnym odwiedzinom wnuka sąsiadki. Miała cały czas nadzieję, że Jeremy jednak przybędzie.
- Dobrze - staruszka zgodziła się. - Przygotowania zajęły nam trochę czasu, więc to odpowiednia godzina. Zazwyczaj wcześniej zasiadaliśmy do wieczerzy. To znaczy, jak mój mąż jeszcze żył. Jednak wtedy gotowałam przez cały tydzień, a nie jedynie ostatniego dnia - uśmiechnęła się życzliwie.
Alice uśmiechnęła się do kobiety
- No, po dzisiejszej kolacji będziemy spać bardzo mocno - stwierdziła i zerknęła na Emily
- A ty dobrze się bawisz Emy? - zapytała dziewczynkę miłym tonem.
- Pójdziemy się trochę odświeżyć przed wigilią? - zaproponowała jej.
Dziewczynka odwróciła się do niej znad pudełka z czekoladą. Miała pełne usta i wolno przeżuwała. Wyglądała jak złapana na gorącym uczynku. Spróbowała zasłonić usta umazane brązową słodyczą, co sprawiło, że tylko bardziej się ubrudziła. Pokiwała głową.
- Chodźmy!
Śpiewaczka zaśmiała się cicho
- Nie jedz tyle słodyczy Emy, bo ci w brzuszku miejsca na kolację wigilijną nie zostanie - rzuciła i podała jej rękę, żeby razem mogły pójść do jej mieszkania
- To my za moment wracamy - oznajmiła do pani Dawson uprzejmie.


O odpowiedniej godzinie trzy kobiety - każda z innego pokolenia - usiadły do suto zastawionego stołu. Odmówiły modlitwę, po czym zaczęły śpiewać kolędę.
- Cicha noc, święta noc, pokój niesie ludziom wszem…
Aromat pieczonego indyka był niepowtarzalny. Alice spoglądała na spieczoną, polaną miodem skórkę i poczuła ślinę bezwolnie napływającą do ust. Emily patrzyła łakomie na egg nog zostawiony przez Chrisa, jednak po niego nie sięgała. Pani Dawson wydawała się prawdziwie rozradowana, że nie musi spędzać tego dnia w samotności.
- A u żłóbka Matka Święta, czuwa cała uśmiechnięta…
Ich wspólny głos rozbrzmiewał w zgodnej harmonii. Unosił się wraz z pięknymi zapachami i dźwięczał z nagraniem płonącego kominka. Alice spostrzegła łzę spływającą po policzku Emily. Wydawała się bardzo szczęśliwa. Pani Dawson nachyliła się do dziewczynki i opuszką palca starła wilgoć.
- Nad dzieciątka snem… nad dzieciątka snem.
Kiedy skończyły śpiewać kolędę, pani domu uśmiechnęła się i spojrzała po swoich dwóch towarzyszkach.
- Miło mi widzieć was, moje drogie - podźwignęła się na obie nogi i wyjęła opłatek. Podeszła do Harper. - Życzę ci szczęścia, pogody ducha, radości i wspaniałego, ukochanego mężczyzny, który zatroszczy się o ciebie i uczyni każdy twój dzień wyjątkowym. Abyś nigdy nie nudziła się, a praca przynosiła ci satysfakcję. Żeby twój głos cały czas brzmiał tak rześko i wyjątkowo jak do tej pory, a każda opera była uwieńczona burzą oklasków - wyciągnęła opłatek w stronę śpiewaczki. - I też życzę ci, choć nie wiem czy tego pragniesz, aby dobry Bóg pobłogosławił cię darem założenia rodziny, a twoje dzieci wyrosły silne, zdrowe i żeby bardzo cię kochały… - oczy pani Dawson zaszkliły się z jakiegoś powodu.
Alice zatkało lekko na takie życzenia, po czym uśmiechnęła się ciepło do sąsiadki i podziękowała
- Pani Dawson… Ja natomiast życzę pani, aby zdrowie dopisywało jak najdłużej. Aby mimo lat i bagażu doświadczeń, nadal dostrzegała pani piękno otaczającego świata. Oraz aby zawsze miała pani blisko kogoś dobrego i drogocennego, kto poda pomocną dłoń i pocieszy - powiedziała z uśmiechem i przełamała opłatek, a następnie uściskała staruszkę ostrożnie i czule. Następnie ustąpiła, by pani Dawson złożyła sobie życzenia z Emily.
Staruszka nieco straciła elokwencję. Nie znała dziewczynki i tak właściwie nie wiedziała nic na jej temat. Zapewne musiała uznać, że mała jest krewną Alice.
- Życzę ci, moja słodka kruszynko, abyś miała same najlepsze oceny w szkole, a pan Bóg błogosławił ci na każdym roku. Dużo szczęścia i żebyś szła przez życie z wysoko uniesioną głową. Miłości, pomyślności, spełnienia marzeń! I…
Emily nie dała kobiecie dokończyć, gdyż się w nią mocno wtuliła. Zapadła krótka chwila ciszy przerywana jedynie przez jęki płonących kłód na nagraniu.
- A ja pani życzę, żeby nigdy pani nie umierała - zaczęła, chyba ze względu na zaawansowany wiek staruszki. - I żeby dalej pani tak dobrze gotowała i szeroko się uśmiechała…
Pani Dawson poklepała dziewczynę po plecach, nieco rozbawiona i wzruszona. Następnie puściła ją. Emily podeszła do śpiewaczki. Wydawała się lekko zawstydzona.
- Życzę pani, aby pani włosy cały czas były takie długie i piękne - zaczęła. - I żeby dalej była pani taka miła, radosna i dobra. Żeby same dobre rzeczy przydarzały się pani - dodała.
Alice przyjęła życzenia od Emily i uśmiechnęła się do niej ciepło
- A ja ci życzę Emily, żebyś miała dużo siły i zapału i mądrości, byś wiedziała jak dobrze postępować w życiu i mimo trudu, byś zawsze osiągnęła swój cel - powiedziała po czym przełamała się z nią opłatkiem i obięła małą dziewczynkę w opiekuńczym uścisku.
Po tym mogły zasiąść do kolacji. Rudowłosa miała zasadę, że zawsze próbowała zjeść choć trochę wszystkiego, ale często bywało tak, że jej faworyzowane potrawy wygrywały i po prostu nie dawała rady.

Przez kilka minut zapadło mimowolne milczenie, kiedy kobiety - głodne po całym dniu przygotowań - złapały za nóż i widelec. Po pierwszym kwadransie, kiedy żołądek zdążył się już nieco napełnić, pani Dawson zaproponowała zaśpiewanie następnej kolędy. Potem wróciły do spożywania wspaniałych dań, stygnących na suto zastawionym stole.
- Dlaczego nie ma z nami Mirandy? - wreszcie zapytała pani Dawson. Bez wątpienia już wcześniej zastanawiała się nad tym, jednak nie było odpowiedniej sposobności do poruszenia tej kwestii.
Śpiewaczka podniosła na nią wzrok znad swojego talerza i zrobiła przepraszającą minę
- W całym tym przygotowaniu zapomniałam wspomnieć, że Miranda pobiegła kupić jeszcze coś do przygotowań. Gdy wróciła, powiedziała, że w międzyczasie zadzwoniła do niej rodzina i poprosili by jednak spędziła z nimi święta - powiedziała, nie wchodząc w to kłamstwo za głęboko.
Staruszka pokiwała głową.
- Tak właściwie to dobrze, uspokoiłaś mnie. Już przestraszyłam się, że wydarzyło się coś złego. Na przykład pokłóciłyście, lub też…
Pani Dawson zamarła w pół słowa, kiedy rozległo się stukanie do drzwi.
- Święty Mikołaj! - ucieszyła się Emily i od razu zaskoczyła z krzesła.
- Alice, może ty otworzysz? - zaproponowała pani Dawson.
Harper kiwnęła głową. Zaskoczona podniosła się i ruszyła do drzwi wejściowych, by najpierw zerknąć przez judasza, kogóż to do nich przyniosło. Ujrzała pana w średnim wieku… to był syn zmarłej pani Sehlberg. Czego mógł chcieć o takiej porze?
Alice ostrożnie otworzyła drzwi i uśmiechnęła się blado do mężczyzny
- Dobry wieczór - powitała go pytającym tonem, czekając aż wyjaśni co go do nich sprowadza.
- Dobry wieczór - mężczyzna przywitał się niepewnie. - Mamy sytuację… - zaczął, po czym spojrzał na Alice, a potem na panią Dawson, jak gdyby nie wiedząc, do kogo zwrócić się z nią.
Śpiewaczka uniosła brwi
- Sytu… Sytuację? - zapytała nieco niepewnym tonem, zastanawiając się co na Boga mogło się przydarzyć i komu.
- To delikatna sytuacja… dla pani Dawson. Nie wiem, czy powinienem omówić to z nią, czy najpierw z panią. Bez obaw, nie wydarzyło się nic strasznego - rzekł tonem wskazującym na to, że może jednak.
Rudowłosa zerknęła w głąb mieszkania, gdzie pozostawiła sąsiadkę i małą Emily
- Proszę na chwileczkę - poprosiła by się przesunął krok w tył i sama wyszła na korytarz, zamykając drzwi za sobą
- Proszę mi powiedzieć, dziś pracuję cały dzień nad tym, by pani Dawson miło spędziła wigilię - wyjaśniła skąd taka postawa i czekała.
- Myślę, że najlepiej byłoby pokazać, w czym rzecz - mężczyzna zawiesił głos. - Czy chciałaby ruszyć pani ze mną do mieszkania po mojej zmarłej matce? Tak wszystko wyjaśni się. Przepraszam, że tak bezczelnie wyciągam panią z kolacji wigilijnej, jednak - rozłożył ręce - chyba nie było innego wyjścia.
Alice pokręciła głową
- Nic nie szkodzi. Zaraz przyjdę - powiedziała, po czym cofnęła się do mieszkania sąsiadki
- To syn pani Sehlberg. Za momencik wrócę, kontynuujcie chwilkę beze mnie - poprosiła uprzejmie obie damy, po czym ponownie wyszła by dołączyć do mężczyzny w podróży na dół.

Zaprowadził ją na drugie piętro. Weszli przez nieco rozwarte drzwi do wnętrza mieszkania. W środku panował lekki, domowy zaduch, kojarzący się ze starszymi ludźmi. Alice nagle przypomniała sobie, że pani Sehlberg spędziła cały tydzień martwa, siedząc w swoim fotelu, zanim jej śmierć została odkryta. Poczuła gęsią skórkę na ramionach, choć było ciepło. Weszli do salonu. Ujrzała tam siedzącego na kanapie wnuka pani Dawson… a także Mirandę. Młody mężczyzna wyglądał tak, jakby był chory. Pochylał się do przodu, opierając ciężko o kolana. Zdawał się niezwykle blady i rozedrgany. Oczy miał zaczerwienione, jak gdyby niedawno płakał. Miranda siedziała natomiast na feralnym fotelu, spoglądając na niego z pewnego rodzaju troską.
Rudowłosa aż zamurowało na moment. Przeniosła spojrzenie to na Jeremy’ego, to na Mirandę, to znów na chłopaka, aż w końcu spojrzała na ciemnowłosego, eleganckiego mężczyznę i zapytała krótko
- Jak? Co się stało? - znów zerknęła na oboje siedzących w pomieszczeniu.
- To ja może zostawię was samych - syn pani Sehlberg mruknął i wyszedł z pomieszczenia. Wyglądało na to, że swoje zadanie już wypełnił.
Rozległa się chwila ciszy, kiedy trójka młodych ludzi została sama.
- To może ja zacznę - mruknęła Miranda, spoglądając na Jeremy’ego. Wyglądało na to, że nie ma ochoty na opowieści, jednak młody Dawson bez wątpienia nie chciał wykrztusić ani słowa. - Kiedy weszłam do taksówki i usiadłam na siedzeniu przy kierowcy… moja torebka, to znaczy twoja torebka, Alice… wypadła mi na podłogę - wyjaśniła. - Rozsypała się cała jej zawartość. Kierowca pomógł mi ją zebrać. Wziął do ręki karteczkę, na której był zapisany adres Jeremy’ego… i zapytał, czy tam właśnie chcę jechać. Skinęłam głową, zmartwiona, że depczecie mi po piętach. Kiedy już ruszył, chciałam zmienić kurs… jednak wtedy uświadomiłam sobie, że przecież nie mam gdzie jechać. Zanim uspokoiłam się na dobre, byliśmy już na miejscu…
Alice słuchała uważnie i co jakiś czas zerkała na Jeremy’ego
- Zmartwiliśmy się z Chrisem. Nie żartowałam mówiąc, że bylibyśmy w stanie ci pomóc - powiedziała zaraz, poważnym tonem. Miranda uciekła wzrokiem. Zdawało się, że nie wierzyła, aby ktokolwiek mógł jej pomóc.
- Co wydarzyło się dalej? Jak zdołałaś wyciągnąć Jeremy’ego z jego bazy imprezowej? - zapytała zaraz.
- Kiedy dotarłam na miejsce, poczułam ukłucie… ciekawości. Czy to tutaj mieszkałaś? Wydajesz się bardzo porządna, Alice… - Miranda mruknęła. - Czego miałabyś szukać w tej spelunie? Czyżbyś tam mieszkała? Czyje byłoby w takim razie mieszkanie w tym bloku? Ciekawość to pierwszy stopień piekła, a ja i tak już byłam w nim jedną nogą. Równie dobrze mogłam podejść i dowiedzieć się. Kiedy weszłam, jeden z imprezowiczów - zmarszczyła brwi, korzystając z tego łagodnego określenia - próbował mnie zaczepić. Zdołałam go wypytać. Mruknął, że widział ciebie oraz Bonesa. Jak weszliście do pokoju gospodarza. Zasugerował, że byliście klientami i kupowaliście… - Miranda tylko pokręciła głową, urywając zdanie. - Też zapukałam do drzwi, w trosce o Emily. Weszłam do środka.
Alice zamrugała zaskoczona
- Klientami… Mhmmm… - westchnęła ciężko
- No dobrze… Więc z ciekawości ruszyłaś do pokoju gospodarza? - zapytała, chcąc by Miranda kontynuowała.
- Wziął mnie za dziewczynę do towarzystwa - pokręciła głową. - Kiedy wyprowadziłam go z błędu, wspomniał, że dzisiaj taka pomyłka przydarzyła mu się już drugi raz. Rozmowa ruszyła w twoim kierunku, a potem ku celowi twojej wizyty, Alice. Kiedy usłyszałam, że wysłała cię stara babcia, chcąca spędzić święta z wnukiem… wpadłam w szał. Znasz moją historię - dodała cicho, nawiązując kontakt wzrokowy z Harper. Zapewne nie chciała wszystkiego mówić wprost przy Jeremym. - Kiedy potrzeba, wiem co to perswazja. A Jeremy’ego nie trzeba było aż tak długo namawiać - kobieta mruknęła. Następnie spojrzała na chłopaka i zmarszczyła brwi. Wstała z fotela i usiadła obok niego na kanapie. Chwyciła jego dłoń i zmusiła, aby na nią spojrzał.
- Byłam taka jak ty - szepnęła do niego, uśmiechając się blado. - Nie popełnij tego samego błędu, co ja…
Harper przyglądała się im, po czym wzięła mały, głębszy wdech
- A ty co myślisz o tym wszystkim Jeremy? - zapytała zawieszając teraz spojrzenie na chłopaku.
Ten milczał przez kilka sekund. Trzymał mocno dłoń Mirandy.
- Tak szczerze, to wyszedłem z domu tak dla zwały - mruknął. - Kiedy ładna dziewczyna proponuje ci przejażdżkę - uśmiechnął się półgębkiem. Próbował żartować i choć był tą samą osobą, z którą Alice wcześniej rozmawiała, to zdawało się, że przeszedł jakąś zmianę. - Dopiero oprzytomniałem, kiedy ruszyłem z Mirandą po schodach na górę. Zamarłem, wyszarpnąłem się i skierowałem do wyjścia. Jednak wtedy… ech, wpadłem na pana Sehlberga. Jak w Opowieści Wigilijnej, same duchy wokół mnie zebrały się.
- Zabrał nas do siebie i opowiedział o swojej matce - kontynuowała Miranda. - Jak bardzo za nią tęskni i chciałby z nią porozmawiać oraz spędzić te święta… choć to niemożliwe.
- Tak - przyznał Jeremy. - Poczułem, że to dla mnie za dużo. Wszystko mnie boli - mruknął, jak gdyby został pobity przez gang, a nie przeprowadził dwie rozmowy z młodą kobietą i mężczyzną w średnim wieku.
Śpiewaczka milczała chwilę
- Powiedz mi, czemu nie chciałeś spędzić świąt z babcią, wiedząc, że jest samotna i że tak bardzo jej na tym zależy? - zapytała poważnym tonem Alice.
Zdawało się, że ta powaga przelała czarę goryczy. Jeremy pokręcił głową i zerwał się na nogi, choć nie ruszył się z miejsca.
- Dajcie mi święty spokój - warknął, choć na jego twarzy malowała się troska… i po części, jakby, skrucha.
Alice zmarszczyła brwi
- No dobrze. Tak czy inaczej… Tak czy inaczej jesteście tutaj. I co teraz? Przyjdziecie na kolację? - zapytała obserwując to Mirandę to Jeremy’ego
- Nie mogę być zbyt długo nieobecna, bo Emily i pani Dawson zaczną się niepokoić, gdzie zniknęłam - dodała zaraz.
- N-nie wiem - głos Jeremy’ego zadrżał jedynie nieznacznie - Czy babcia chce mnie widzieć.
Uciekł wzrokiem w bok i usiadł z powrotem.
Śpiewaczka kiwnęła głową
- Oczywiście, że chce. Czekała na ciebie i nieważne o której byś przyszedł, będzie się cieszyć - powiedziała spokojnym tonem, już łagodniej. Zerknęła na Mirandę
- A ty jak się czujesz? - zapytała z troską o dziewczynę.
- O dziwo… trochę spokojniej. Jeżeli już mam odejść… to dobrze, że przynajmniej z jakimś pozytywnym akcentem - spróbowała zażartować, choć bez wątpienia ten temat był dla niej ciężki. - To idźcie na kolację, a ja ruszę swoją drogą. Przepraszam za kradzież - spojrzała na torebkę Alice i oddała ją kobiecie. - Nie powinnam była tego wziąć.
Rudowłosa mruknęła
- Nigdzie nie idziesz Mirando. Zostajesz tutaj. Zdążyłam już postawić wcześniej na nogi osoby, które mogłyby ci pomóc, gdybyś nie uciekła wtedy… Z drugiej strony, nie przywiozłabyś Jeremy’ego… Wychodzi więc na to, że nie pozwoliłaś na powtórzenie historii. A teraz. Chodźcie ze mną oboje - powiedziała i spojrzała w stronę wyjścia z mieszkania zmarłej kobiety.
- Nie wejdę tam bez ciebie - mruknął Jeremy. - To ty mnie namówiłaś.
Miranda wyglądała na pokonaną.
 
Ombrose jest offline