Wściekły niedźwiedź rozwarłby samochód an strzępy, gdy ten wcześniej nie wybuchł. To jednak nie otrzeźwiło rządnego krwi umysłu. Wręcz przeciwnie. Fal szału wzbierała w nim tylko coraz bardziej i potrzeba czegoś, jakiegoś celu, na którym mógłby dać jej ujście. W pierwszej chwili pomyślał o skalnym potworze, ale zaraz potem zobaczył szamotaninę, na pobliskim dachu. Z rykiem ruszył ku budowli i z impetem począł wspinać się po ścianie, chcąc dopaść walczącej pary. Jeszcze nie wiedział, kto tam jest swój a kto obcy, ale człowieka nie znał na pewno a drugi stwór, wyglądał na jakiegoś latającego gada, więc to mógł być profesor... Zapyta, jak będzie na górze. Albo i nie.
Wielkie pazury wbijały się w tynk i beton, jak w masło, więc z wejściem, na dach nie powinno być problemu. Biurowiec, sosna, co za różnica. Ważne, że gdzieś tam na końcu czeka miodek. |