Nikt nie jęczał przesadnie i wszyscy szybko zabrali się do roboty. Niektórzy nawet gadali całkiem sensownie i przejmowali inicjatywę, co dobrze wróżyło ich małej zbieraninie. Ryk z dżungli już mniej. Tajga nigdy nie lubiła lasów, dodatkowo ten wyglądał dziwacznie i wyjątkowo mało przyjaźnie.
-
Mogę spróbować, choć nie jestem pewna, czy używanie magii na kapłance jest dobrym pomysłem. Kto wie, czy to nie właśnie przez nią się rozbiliśmy... - w końcu mogła wykorzystać swą moc nie do ujarzmienia sztormu, a wręcz przeciwnie. Z drugiej strony mogła się przydać, choć Tajga wątpiła czy ma na podorędziu jakieś ofensywne modlitwy. Sądząc po stanie jej nogi leczyć też nie umiała.
- Ale mogę z nią pogadać. Lepiej mieć bogów po swojej stronie niż nie mieć.
Tajga nieprzyjaźnie spojrzała na morze, westchnęła i zaczęła brnąć w stronę skały. Przynajmniej opłucze się z piasku, który wlazł jej dosłownie wszędzie. Wypłukanie go z majtek wydawało się coraz lepszym pomysłem, zwłaszcza w perspektywie dłuższej wędrówki nie wiadomo dokąd.
-
Zbieramy zapasy i idziemy na północ - oświadczyła, nie bawiąc się w powitania. W końcu nadal czuła irytację za przymusową kąpiel w słonej wodzie. Z drugiej strony dzięki temu szybciej znaleźli się na lądzie, więc... -
W pakunkach... Jeśli chcesz mogę spróbować podleczyć twoją nogę - podlizała się, zmieniając zdanie w pół słowa. Sojusznik czy mięso armatnie, Kasandra mogła się przydać, ponad to majtek wyraźnie preferował jej towarzystwo; widać było, kto w tej dwójce nosił spodnie.
-
Potrafisz określić gdzie jesteśmy? - Tajga nie znała się na morskich bóstwach; kto wie jakie zdolności mogła mieć kapłanka Umberlee.