Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2018, 21:32   #157
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Balia z gorącą, parującą wodą!
Gotowa do użycia od razu, nie trzeba było czekać!

Smith nie wiedziała czy to karma odpłaca się za ten gówniany żart z powodzią czy co innego, ale nie zamierzała kwestionować faktu, że właśnie leżała w ciepłej wodzie rozluźniona i zadowolona:


„Nie wyjdę póki nie będę pomarszczona jak rodzynka” – obiecała sobie.

*


Obietnicy dotrzymała.

Zaróżowiona od ciepła, rozleniwiona od długotrwałego moczenia się w balii, Bri zabrała swoje przemoknięte i śmierdzące mułem ciuchy.
Opcja wyprania i wysuszenia ich kusiła za bardzo by obecnie oszczędzać na tym resztki kasy. Poza tym żołądek dopominał się czegoś ciepłego i niekoniecznie mokrego.

Rozglądała się po gościach przybytku z zaciekawieniem spod wilgotnych pasm ciemnych włosów. Próbowała ocenić nastroje zebranych nim klapnęła przy barze, rzucając bambetle na podłogę.

Zastukała z uśmiechem w bar, chcąc zwrócić na siebie uwagę szefa pubu.

- Tak? - tykowaty i już starszym wiekiem barman podszedł do stukającej w bar klientki. Ta zaś czuła, że kąpiel pozwoliła się jej odświeżyć jakby założyła na siebie nową skórę. Nawet ten panujący żar lejący się z nieba nie wydawał się zbyt męczący. Choć podróżnicze doświadczenie też robiło swoje więc wiedziała, że w końcu znów stanie się to męczące. Ale na razie było lekko, czysto i przyjemnie. W przeciwieństwie do niej gości zbyt wiele nie było. Nie znała tych okolic więc nie była pewna czy to piętno sjesty czy tej powodzi za oknami. A ci co byli zachowywali się leniwie lub biernie pogrążeni w zmęczonym letargu a kilku chyba zwyczajnie spało. Dlatego szum leniwie kręcącego się wentylatora był słyszalny mimo, że nie był sam w sobie zbyt głośny. Od sufitu za to dało się czuć przyjemny powiew.

- Ta kąpiel to niemal jak kawałek nieba do wynajęcia - uśmiech drobniutkiej brunetki poszerzył się i poszybował w kierunku mężczyzny - Jest szansa na coś do jedzenia i zimne piwo?

- Oczywiście. Dziś jeszcze tak. Ale przez tą wodę szykują się ciężkie dni. Wybierze sobie coś pani. - barman uśmiechnął się równie przyjemnym, stonowanym choć ciepłym uśmiechem. Wskazał na tablicę nad ścianą baru gdzie można było przeczytać jadłospis. Królowały na nim dania z jajecznicą, kurczakiem i wołowiną w roli głównej. I wyglądało po samym spisie, że da się tu człowiek najeść jeśli na talerzu wygląda to równie obiecująco jak na spisie. Barman zajął się szykowaniem szklanki i nalewaniem piwa. Za barem był mało standardowy obsługant bo kilkuletnia dziewczynka która siedziała na barowym stołku. Opierała buty o jego poprzeczkę bo nie miała szans sięgnąć nimi do podłogi. Twarz dziewczynki wydawała się Briannie w jakiś sposób znajoma. Chodź dziewczynka spojrzała na nią i uśmiechnęła się grzecznie to jednak chyba potraktowała ją jak zwykłą nieznajomą. Za to przy tej chwili czekania aż barman wróci z piwem Smith miała już prawie pewność. Tam na drugim krańcu baru toczyła się rozmowa. I poza młodym i starym barmanem ruszającymi się za barem była to chyba jedyna rozmowa w jakiej widoczna była jakaś werwa i energia. Tego sporych rozmiarów faceta o krótkich, ciemno blond włosach nie rozpoznawała. Ale na ramieniu widziała, że ma tarczę. Przy klasycznym umundurowaniu powinna to być tarcza ze logo jego jednostki macierzystej. Pulchnej i żywiołowej Latynoski też nie rozpoznawała. Ta ubraniem niczym się nie wyróżniała poza nadmiarem tej latynoskiej energii. Nawet broni nie było przy niej widać. Chociaż czujne oko łuczniczki dojrzało, że u jednej z dłoni nie ma wszystkich palców. Ale ta smukła brunetka z którą rozmawiała ta dwójka jednak wydawała się jej znajoma. Gdy za którymś razem odwróciła się bardzie była już prawie pewna, że to chyba jest O’Neal. Żona Roberta O’Neala. Izzy jak na nią mówił. No albo ktoś bardzo do niej podobny. Samego Roberta jednak na sali nie widziała. Ale jak by miała do czynienia z rodziną O’Nealów to ta mała dziewczynka za barem pasowała na ich córkę. Chociaż teraz już była większa.

- Proszę. Trzy fajki. - barman wrócił z pełną szklanką i postawił ją przed klientką.
- Jeszcze burgera z kurczaka - Bri wysupłała fajki za napój i podsunęła ku barmanowi. Siorbnęła głębokiego łyka zimnego napoju jednym okiem rzucając to w kierunku starszego mężczyzny to w stronę grupki. - I jeszcze jedno pytanko, jeśli można. - dziewczyna oblizała z przyjemnością górną wargę i czując przyjemny chłodek rozlewający się po ciele - ten DJ brzmi jak swój człowiek. Pomocny. - Brianna oceniała reakcję barmana - pomógłby w namierzeniu zagubionych przyjaciół?

- DJ De Witt? - zapytał barman spoglądając na półke z grającym radiem. - Ktoś zaginął? To tak, on przyjmuje ogłoszenia. Możesz pójść do niego i pogadać. Jak się dogadasz to wtedy puści na antenie to ogłoszenie. Wiesz, że ktoś zaginął, będzie tu i tu, i prosi o kontakt. No coś takiego zwykle puszcza. I tak, bardzo pozytywny człowiek. - barman zdawał się mieć pozytywne zdanie i do pomysłu ogłoszenia i samego DJ-a. - Pójdę przygotować tego burgera. - powiedział lekko skinąwszy głową. W międzyczasie Brianna widziała jak tamta trójka rozeszła się. Właściwie ta Latynoska pożegnała się, uściskała pozostałą dwójkę i wyszła na zewnątrz. Zaś ta dwójka podeszła do baru i ten blond dryblas z karabinem na plecach przywołał gestem barmana.

*


Brianna gwizdnęła w myślach i dopiła piwo. Niespodziewane spotkanie dodało jej nieco animuszu. Jeśli O’ Neailowie tu byli, to nie jest źle. Zawsze lepiej w kupie, niż solo.
Oddała mokre ciuchy barmanowi z prośbą o pranie i wykorzystując czas oczekiwania na zamówionego burgera ruszyła by zagadać z właścicielem monster trucka. Była dość zdesperowana by nie musieć bez konieczności moczyć zadka po raz kolejny w zimnej wodzie. Otrząsnęła się na samą myśl.

- Zaraz wracam na burgera - dała znać barmanowi i wyszła na skwar, ściągając turban z włosów. Zmrużyła oczy i ruszyła ku ostatniemu miejscu, w którym parkował monster. Wspięła się na dolną część alufelgi i Zastukała lekko w karoserię:

- Hej! Nie mów, że śpicie.

Chyba nie spali. Chociaż tym razem tropicielka nie słyszała już tych rytmicznych pracujących odgłosów dwójki ludzi dochodzących z góry i wnętrza kabiny. Przez chwilę nic się nie działo i stała z zadartą do góry głową znowu w tej zimnej wodzie. Kontrast z tą czystą, ciepłą i powleczoną pachnącą pianką był jeszcze bardziej przykry niż wcześniej gdy brnęła przez pół dnia dziś rano i wczoraj w końcówkę wieczora. Aż żal było brudzić dopiero co wykąpane i przyjemnie rozgrzane tą kąpielą ciało. Z góry doszedł zgrzyt sprężyn i z wnętrza o drugiej stronie szyby zobaczyła twarz jakiegoś ogorzałego bruneta. - Czego chcesz? - musiał podnieść głos by być słyszalny przez szybę. Musiał wciąż być na tylnej kanapie kabiny i tylko wychylił się by wyjrzeć na zewnątrz.

Bri otrząsnęła się z obrzydzeniem na paskudztwo otaczające jej nogi ale na widok gęby bruneta błysnęła szerokim uśmiechem. Skoro dopiero co skończył szanse na zadziałanie uroku osobistego kobiety nie były wielkie ale motywację zwiadowczyni miała mocną i chlupoczącą.
- Pogadać chciałam - odgarnęła włosy do tyłu odsłaniając szyję niby to w upale - Interes mam. Nie znalazłbyś chwili na zimne piwo i gadkę? - dorzuciła bonus.

- Dobra, zaczekaj! - facet przyjrzał się stojącej na zewnątrz kobiecie gdy ta mówiła i pewnie z góry miał całkiem przyzwoity widok na nią. Na pewno lepszy niż ona na niego bo właściwie widziała tylko jego wychyloną głowę. Ale chyba jej urok zadziałał bo zgodził się. Znowu nastąpiła chwila jakichś skrzypień i ruchów, krótkie głosy ale zbyt ciche by dało się zrozumieć co, kto mówił poza tym, że należały do niej i do niego. Po chwili drzwi kliknęły i otworzyły się.

- Dobra wyskakuj. - odezwał się głos tego faceta. W otwartych drzwiach pojawiły się najpierw zgrabne kobiece nogi w krótkich, dżinsowych szortach.

- Ale tu jest taka woda, nie mógłbyś mnie podrzucić pod drzwi? - zapytał prosząco kobiecy głos.

- Nie. Wyskakuj. - facet odpowiedział zdawkowo balansując na granicy zniecierpliwienia. Kobieta więc pokazała się w całości stając w drzwiach. Spojrzała na czekającą tropicielkę ale nic nie powiedziała. Zeskoczyła w tą zimną wodę. Odeszła ze dwa kroki a w przejściu pojawił się znany już Briannie facet.


Kończył nakładać na siebie podkoszulek. Przez co mignął jego szczupły, pobliźniony tors. I jakieś wisiorki czy łańcuszki na szyi. Sam też zeskoczył w wodę tworząc taki sam rozbryzg jak przed chwilą dopinająca bluzkę dziewczyna. Odwrócił się do nich tyłem i trzasnął drzwiami. Wspiął się znowu by je zamknąć.

- A spotkamy się jeszcze? Będziesz tu jeszcze jakiś czas? - zapytała dopinająca się dziewczyna.

- Nie wiem. Zobaczę. A teraz słyszałaś, mam tu sprawę do obgadania. - odpowiedział facet wskazując dłonią na niższą dziewczynę. Z bliska Brianna widziała, że ma ogorzałą twarz i dłonie. Nawet włosy miał nie tyle czarne co naznaczone zrudziałym brązem od długotrwałego przebywania na wolnym powietrzu. Wydawał się też starszy i od niej i od tej drugiej. Ale może był to efekt tego znamienia wszystkich wędrowców. Dziewczyna lekko przygryzła wargi, spojrzała na ten czekającą sprawę, westchnęła cicho i odwróciła się idąc w stronę baru. - A ty właściwie kim jesteś? - zapytał facet gdy tamta druga odeszła już kilka kroków zostawiając za sobą ślady rozchodzącej się wody. Popatrzył pytająco na czekającą tropicielkę.

- Twoim wygodnym alibi na spławienie poprzedniej podrywki - Brianna wyciągnęła dłoń do ogorzałego faceta, mrugając żartobliwie - Bri od Brianna.
Przedstawiła się oceniając mężczyznę od góry do dołu, od dołu w górę. Nawykła do zadzierania głowy przy rozmówcach.
- Chodź, burger mi stygnie a głodna jestem, a Ty pewnie spragniony. Pogadamy w środku. Obiecuję być grzeczna, nie musisz się bać. - zaśmiała się uprzedzając jego reakcję. Jak można by bać się kogoś jej postury? - Jak Ci na imię?

- Poprzedniej podrywki? To jesteś następna? - facet błysną bielą uśmiechu. Nawet z tym ułamanym kłem na górze szczęki uśmiech wydawał się zadziorny i łobuzerski. - I jestem Spencer. - przedstawił się niższej od siebie dziewczynie. - Potrzymasz? - zapytał wyciągając w jej stronę skórzaną i nabijaną ćwiekami skórzaną kurtkę. Typową dla motocyklistów ale lubianą też przez wiele band gangerów. Chociaż bandy i gangerzy zwykle występowali właśnie w liczbie mnogiej a Spencer wyglądał na solistę. Teraz wyciągnął w stronę tropicielki kurtkę a sam trzymał jeszcze pas z kaburą który pewnie chciał zapiąć na sobie. Razem ruszyli tropem dziewczyny powtarzając trasę do głównego wejścia do lokalu.

- Nie mogę być następną, Spencer - Bri zarzuciła niesioną do tej pory kurtę na stołek przy barze. Sama wskoczyla na stołek obok i przysunęła sobie podsunięty talerz z burgerem. Gestem dłoni z dwoma palcami ułożonymi w literę V dała znak Lou, prosząc o dwa piwa. Spojrzała z żalem na bruneta - bo widzisz… to ja wyrywam Ciebie - brwi kobiety poruszyły się w górę i dół, a kącik ust powędrował chochlikowato w górę. No i chciałam pogadać, czy przypadkiem nie jedziesz w kierunku Pendleton? - Bri podsunęła jedno z podanych piw ku Spencerowi. Sama pazernie wgryzła się w burgera. Przymknęła oczy z lubością i palcem starła odrobinę ketchupu z wargi. - Hm?

- Oo. Czego to ja się dowiaduję. Ty wyrwałaś mnie? Taka pewna siebie jesteś? - Spencer uśmiechnął się. Mówił z mieszaniną ironii i rozbawienia. Klapnął na stołku obok i sięgnął po swoją szklankę z piwem. Upił pierwszy łyk a piana zostawiła białe wąsy na jego wargach które wytarł ramieniem. - A czemu chcesz wiedzieć czy mam interes w Pendleton? Bo pytasz jakbyś ty miała jakiś romans w Pendleton. - zapytał odstawiając z powrotem szklankę na blat baru. Patrzył na nią z zaciekawieniem.

Bri się dobrze bawiła.
Dla osoby, która ostatnie dni spędziła samopas brnąc po kolana w zamulonej wodzie, możliwość przekomarzania się na luzie była cenna. Dodatkowo kolejne kęsy jedzenia wypełniały burczący żoładek, a zimne piwo przyjemnie chłodziło. Dobry humor zatem nie opuszczał zwiadowczyni.
- Nie no, romans mam tutaj. Na miejscu - Brianna spojrzała znacząco na towarzysza spod rzęs, ewidentnie się z nim żartobliwie drocząc. Kto powiedział, że interesy muszą być nudne? - A pytam, bo jeśli byś jechał, to może znalazłoby się miejsce dla takiej drobinki jak ja?
Bri odstawiła niedojedzonego burgera na talerz i łyknęła piwa. Odwróciła się na stołku nieco w stronę Spencera.
- Co myślisz?

- Aha. - Spencer skinął głową i też się uśmiechnął. Bez żenady zmierzył spojrzeniem siedzącą obok tropicielkę zaczynając od jej butów, przesuwając ię wzrokiem po jej nogach, kolanach, idąc w górę po jej torsie i kończąc na jej twarzy. - To szukasz stopa. - powiedział jakby dopiero teraz domyślił się o czym rozmawiają. Wrócił spojrzeniem do swojej szklanki i upił kolejny łyk piwa. - No nie wiem. - powiedział z udawanym nieźle namysłem. - Brać autostopowicza… - skrzywił się i ułożył palce w widełki machając nimi na boki na znak, że to niepewna opcja. - Wiesz, tyle się teraz słyszy o tych psycholach na drogach. A jak jesteś jakimś psycholem albo jakaś banda wystawiła się na wabia by zwabić mnie i moją furę w pułapkę? Tak strach zabierać tak nieznaną osobę. - Spencer zatrzepotał rzęsami jakby udawał niewinną pensjonarkę. Ale choć w żartach to jednak na Pustkowiach o takich numerach krążyło wiele opowieści.

- No szukam. I nie za darmo - wyjaśniła Brianna - i coś mi mówi - dziewczyna pochyliła się poufale do ucha Spencera - że z bandami lub psycholami już sobie radziłeś. A może to Ty mnie ubijesz gdzies po drodze albo komuś odsprzedasz? Też ryzykuje, a zobacz. - Bri odsuneła się nieco z rozbawieniem - Pomogłam Ci już z podrywką i postawiłam piwo. Całkiem jakbyśmy byli starymi znajomymi. - ponowny łyk piwa zamusował na języku Bri. - Do P. niedaleko. Towarzystwo może Ci dobrze zrobić. - Bri założyła wyschnięty lok za ucho. - Nie mów, że nie kusi - uśmiechnęła się do bruneta.

- Aha. - ogorzały brunet pokiwał głową z podgolonymi bokami. Zmrużył oczy upijając łyk ze szklanki i wpatrując się gdzieś w półki na ścianie baru przed nimi. Wyglądało jakby się poważnie namyślał nad tym co właśnie powiedziała rozmówczyni. - Wiesz towarzystwo może i dobrze mi robi ale jest parę rzeczy jakie robią mi dobrze lepiej. - powiedział odstawiając szklankę po kolejnym łyku i spojrzał w bok na siedzącą obok kobietę. Spojrzenie miał balansujące pomiędzy rozbawionym a drwiącym z pewną domieszką ciekawości. - Ale chyba na to jest pewien sposób. - powiedział nieco tajemniczym tonem unosząc palec w górę. - Zanim coś zdecydujemy czy ktoś z kim wsiada czy nie to musimy się lepiej poznać. Dogłębniej bym nawet powiedział. - popatrzył wyczekująco na siedzacą na stołku tropicielkę.

- Spencer, no proszę Cię. - Brianna machnęła dłonią - pójdziemy, bzykniesz mnie, a potem potraktujesz jak tę cizię kwadrans temu. Krótkotrwała przyjemność dla Ciebie - o sobie kobieta nie dodała nic biorąc Spencera nieco pod włos - A jeśli rzeczywiście boisz się band czy napadu mogę pomóc i wiesz… Cię obronić. - Bri zniżyła głos do konfidencjonalnego szeptu - To jest korzyść długotrwała tym bardziej, że nie protestujesz za bardzo przed kursem w tamtym kierunku. Przemyśl sprawę.
Bri umilkła i dojadła hamburgera. Odsunęła talerz i dopiła resztkę piwa, zakładając nogę na nogę.

- Aha. - Spencer rozejrzał się po sali gdzie szybko namierzył tą dziewczynę jaka wyskoczyła z nim z szoferki. - No wiesz, nie do końca to samo. Ona jest miejscowa i tutaj zostaje. A ja nie. A tu z tobą i mną rozważamy opcje, że nam obojgu po drodze. - kierowca wrócił spojrzeniem do siedzącej tropicielki. Przyglądał się jej wyeksponowanym nogom dobrą chwilę. - I mówisz, że w razie potrzeby mnie obronisz? - zapytał i spojrzenie zaczęło znowu wędrować po jej sylwetce. - A masz czym? Poza tym jak widzę sama nie masz nic przeciw bzykaniu się ze mną. To czemu sama masz sobie przyjemności odmawiać? - mężczyzna zapytał z rozbrajającym bezczelnym uśmiechem.

- Nic się nie martw. A co mam nie mieć? - Brianna wzruszyła ramionami - Ale interesy najpierw a potem przyjemność. A teraz na wakacjach niestety nie jestem - dodała brunetka z wyraźnym żalem - A Ty? - spojrzenie jakim obdarzyła mężczyznę było nieco poważniejsze - Niezły burdel się tu zrobił…

- Nie jak masz taką furę jak ja. - roześmiał się beztrosko kierowca. W śmiechu i z całej sylwetki biła i duma i pewność siebie. Dalej w świetnym humorze wypił kolejny łyk ze szklanki. - I najpierw interesy a potem przyjemność? No mam nadzieję, że nie łudzisz się, że numer, że ja cię wezmę w ciemno a ty mi gdzieś tam na końcu mety może dasz przejdzie. Bo mówię ci, z góry, że nie przejdzie. - wrócił do bezczelnego stylu i uśmiechu znowu pijąc łyka ze szklanki. - I nie jesteś na wakacjach? To jakie masz tu interesy? - zapytał ciekawie bawiąc się już bardziej pustą niż pełną szklanką.

- No to mamy pata, Spencer. Bo do łóżka z Tobą nie pójdę zanim nie dogadamy się w jakiś sposób. - nie dodała, że to i tak była jedna z ostatnich opcji - Co prawda dogadać się nie musimy, ja będę tylko stratna piwo. - Brianna rozłożyła ręce ze smutną miną - Życie. Ty będziesz mieć dobre wspomnienia ze spotkania ze mną. - uśmiechnęła się równie bezczelnie spoglądając w oczy mężczyzny bez lęku - Noooo...chociaż takie wspomnienia.
Brianna skinęła na barmana chcąc uregulować należności.
- Szukam swoich. Mamy się spotkać w P. i muszę tam dotrzeć. Ta bryka pewnie dużo pali, co? - zwiadowczyni zmieniła temat - Masz w ogóle zapas paliwa na jazdę do P.? Czy utknąłeś tutaj bez benzyny?

- Ależ dziewczyno miła, sympatyczna. - Spencer nieco przekrzywił głowę i odezwał się tak jakby Brianna popełniła jakąś głupiutką gafę. - Ale kto mówi, że mamy iść razem do łóżka? - zapytał nadąsanym tonem, że musi tłumaczyć takie oczywistości. - Przecie jest tyle opcji. - mężczyzna z podgolonymi bokami głowy wymownie rozłożył ramiona wskazując na całą salę a pewnie i nie tylko. - I nie mów, że po Spencerze Monsterze będziesz coś stratna. Jeszcze raz to samo. - powiedział do Lou który akurat podszedł. Spencer wskazał na puste już szklanki a barman skinął głową i odszedł zrealizować zamówienie.

- A co? Masz jakieś paliwo czy cynk na nie? - facet popatrzył na tropicielkę z zaciekawieniem bawiąc się pustą już szklanką.

Brianna pokiwała głową:
- Duma dobra rzecz - mruknęła, odwracając się już całkiem przodem do bruneta, a bokiem do baru i opierając o blat łokciem. Zanotowała w pamięci, że Spencer Monster jest czuły w tym temacie. Czuła też lekki rauszyk po piwie - Zawsze się można dowiedzieć. Jeśli Ci potrzeba. No bo nie wiem czy potrzeba. Widzisz, jest wiele opcji jakie możemy dobić targu, a bzykanie zostawić na deser.
Brianna przy okazji leniwej rozmowy ze Spencerem rozglądała się po barze sprawdzając, czy “mamuśka” się gdzieś nie pojawi. Rozkminiała też inne opcje dostania się do Pendleton. Szczerze i bez przekory brodzenie na piechtę jej się nie uśmiechało za cholerę. W ostateczności zostanie jej jednak tylko to. Może po drodze do DJa znajdzie jeszcze jakąś opcję.

- Dobrze powiedziane z tą dumą. - facet pokiwał głową i odebrał od barmana dwie pełne szklanki. Jedną postawił przed łuczniczką a drugą zatrzymał w swojej dłoni. - Wypijmy za to. - zaproponował wznosząc swoje chłodne szkło do toastu. Taka niespecjalnie wyróżniajaca się osada i knajpa a jednak umieli podawać schłodzone piwo. Nie taki znowu standad na Pustkowiach.

- Czyli nie masz i nie wiesz z tym paliwem ale możesz się dowiedzieć dumna spryciulo. - powiedział trochę kpiącym a trochę rozbawionym tonem odstawiając szklankę na blat. Też się nieco przesunął na swoim stołku, tak, że jednym swoim kolanem prawie się stykał z jednym z kolan tropicielki a drugie miał oparte o bar. - I deser mówisz. - powiedział znowu objeżdżając po jej sylwetce. - Czyli chcesz to ze mną zrobić tylko musimy wymyślić pretekst żeby to przeszło. - powiedział po chwili zastanowienia patrzac gdzieś w górę ściany. Za jego pleców ani po reszcie sali Brianna nie widziała ani “mamuśki” ani tego Zordona. Chyba poszli na górę. Ale nie była już taka pewna czy widziała ich wracających. Ale dłuższą chwilę gadali stojąc przed schodami. - Wiesz co? Nie powiem, fajna jesteś. Ale chyba widzisz, że ja też nie? A moja bryka to już w ogóle. Chcesz się bryknąć? Teraz. Na koszt firmy. Jechałaś kiedyś czymś takim? - Spencer popatrzył z chytrym i troche wyzywającym uśmiechem na siedzącą naprzeciw niego brunetkę.

- Ech Spencer. Każdy facet może gadać o furze, gnacie i wielkości swojego… małego cały dzień - Brianna oparła dłoń o wyzywająco podsunięte męskie kolano i pochyliła się nieco w kierunku Spencera - a furą chcę pojechać do P. Jeśli oferujesz jazdę próbną to w czym problem jazdy do celu? No chyba… że coś stoi na przeszkodzie. Może macie z Monsterem tylko tyle pary, że na jazdę próbną tylko starcza? - głos Brianny był nieco kpiący a oczy błyszczały żartobliwie.

Dziewczyna pokiwała palcem na mężczyznę by się pochylił.
- Dobrej jakości towar się ceni - nie czekając na reakcję pociągnęła za koszulkę na piersi bruneta, zmuszając go do pochylenia się w jej stronę. - bez zachwalania.

Gdy twarz Spencera znalazła się w odległości kilku centymetrów od jej twarzy mruknęła:
- Ja mogę Ci dać namiary na mechanika, co Ci podrasuje tę Twoją zabawkę. Pierwsza naprawa na mój koszt. Jest najlepszym specem jakiego znam. Sam będziesz mógł z nim pogadać i przekonać się, że to nie ściema, tylko znajdziemy dobrą radiostację. Zainteresowany?

- Uuuu. Jak mogłaś? To bolało? - Spencer artystycznie skrzywił się jakby go nagle objęły boleści i przyłożył równie artystycznie dłoń do piersi gdy kobieta mówiła o tych brykach i małych. Dał się jednak złapać za podkoszulek i przysunął się całkiem chętnie. Popatrzył z bliska na twarz Brianny po czym oczy zjechały mu gdzieś niżej.

- Ale dziewczyno miła, sympatyczna masz w jednym rację. Jakość się ceni. - zgodził się i wykonał bliźniaczy gest jak przed chwilą brunetka. Zahaczył palcem o jej koszulkę i przyciągnął ją do siebie. A, że byli już po jej ruchu przy blisko siebie teraz prawie stykali się nosami. A Spencer bezczelnie zaglądał w jej odchylony właśnie dekolt. Pokiwał głową i widziała jak nozdrzami chłonie jej zapach. - Hmm. Kąpałaś się. Dopiero co. - powiedział jakimś niższym i bardziej drapieżnym głosem. Przez chwilę Brianna miała wrażenie jakby na moment zdjął maskę i odsłonił się co mu w duszy gra.

- Ale z Pendleton to widzisz nie pasi mi na jazdę próbną. To jakaś godzina drogi. I po drugiej stronie Arkansas. Wylanej Arkansas. - kierowca zdradził się całkiem niezłą znajomością lokalnej topografii. Brianna dopiero co przeszła tą drogę pieszo i zajęło jej dobre kilka godzin gdyby liczyć wieczorny i poranny etap jako jeden. Ale i tak samochodem była właśnie gdzieś z godzina jazdy albo podobnie. I po drugiej stronie rzeki, tej południowej, było Pendleton. Ale choć sama wieczorem zostawiała za sobą zwykłą rzekę to nie było się co łudzić, że jeśli tu jest tyle wody to tam, w jej pobliżu, będzie tego jeszcze więcej. A rzeka nawet przed wylaniem potrafiła mieć po kilkaset metrów nawet do kilometra szerokości w zależy w jakim miejscu.

- I radio mówisz? Ja mam u siebie radio. CB radio. Sama widzisz, że wszystkie twoje drogi i interesu i przyjemności prowadzą do mnie i mojej fury. - Spencer uśmiechnął się. Puścił koszulkę tropicieli i przesunął palcami po zwisającym z boku twarzy kosmyku jej włosów przesuwając go wolno między palcami.

- Jak silne masz to radio? - Brianna nieco zazezowała obserwując ruch palców Spencera na swoich włosach. Dla odmiany to ona skopiowała gest bruneta. Wyciągnęła dłoń i czubkami palców przesunęła po wygolonym boku głowy i pulsującym miejscu na szyi. - Zależy Ci bardziej na seksie czy na nowym akumulatorze? Albo wzmocnionym napędzie? - wydęła lekko wargi i cofnęła dłoń, sięgając po piwo. Pianę topniejącą na powierzchni lekko zdmuchała. Pijąc zmrużyła oczy i przyglądała się Spencerowi spod przymkniętych powiek.

- Ja już mam wzmocniony napęd. I chyba wszystko co się da wzmocnić to mam. - odpowiedział łagodnie ogorzały mężczyzna bawiący się włosami tropicielki. Przesunął je do końca i palce znowu powolnym uchem wróciły mu do skóry głowy. Mężczyzna chwilę wydawał się całkowicie pochłonięty tym zajęciem. Albo swoimi myślami. Palce zjecału mu po włosach do ich końcówek i powtórzyły ruch wracający do góry. Tym razem jednak założyły niesforny kosmyk za ucho właścicielki. Palce więc zaczęły też przesuwać się delikatnie po płatku ucha i w te delikatne miejsce za nim. - Nie mogę cię rozgryźć. - powiedział w końcu po dłuższej chwili kierowca. Oderwał dłoń od głow Brianny, złożył dłonie na piersi i przechylił głowę nieco w bok jakby nagle okazało się, że przed nim siedzi ktoś całkiem inny niż dotąd. - Tak na serio to o co ci chodzi? Ja ci powiem o co mi chodzi. Tak na serio. Fajna jesteś i podobasz mi się więc mam ochotę cię zaliczyć. Mam ochotę przewieźć cię by zaszpanić moją ekstra furą. I lubię wozić laski moją ekstra furą. Ale do Pendleton ani nigdzie indziej gdzie mi nie po drodze nie zabiorę cię za friko czy piękne oczy. Zapomnij. A jakiś tam spec gdzieś tam kiedyś tam to sorry. Powiedzmy, że już tego wyrosłem. No. Teraz ty. - powiedział szybko, zdanie za zdaniem jakby przedstawiał plan albo wymieniał jakieś punkty czekającej ich trasy. Wydawał się być zdecydowany i pewny siebie i tego co mówi.

- Ja wyrosłam z sypiania z kim popadnie, bez urazy - Brianna uniosła brwi z uśmiechem i spoważniała - i dorosłam na tyle, by się nie certolić i mówić otwarcie gdy mi się ktoś podoba. Podobasz mi się. Ale - Bri odstawiła kapiący zroszoną wodą kufel na bar - bardziej zależy mi na transporcie i odnalezieniu swoich. Ty masz brykę. I jak się okazuje radio. Oferowałam zapłatę, opcję zdobycia paliwa, albo załatwienie obslugi u jednego z najlepszych tech speców Posterunku. Żadna Ci nie odpowiada więc wymień cenę. - Bri uśmiechnęła się i zeskoczyła ze stołka stając pomiędzy nogami mężczyzny a swoim krzesłem. Oparła dłonie o uda Spencera lekkim gestem - Inną niż zaliczenie kolejnej miłej i sympatycznej dziewczyny, której imienia nie pamiętasz.

- Aha. - mężczyzna skinął głową i przyjął kobietę między swoje uda. Dłoń jakoś sama wylądowała na jej biodrze. A druga z drugiej strony. Znowu badał ją wzrokiem ale na twarzy gościł mu wyraz zastanowienia. - Nie zabiorę cię do Pendleton. To po drugiej stronie rzeki. Wylanej. A moja fura sporo może ale nie pływa. Ale myślę, że żadna fura jaką tu widziałem nie zabierze cię teraz do Pendleton. - Spencer mówił i jedna z jego dłoni, a właściwie kciuk, zaczął sunąć wzdłuż górnego brzegu jej spodni. Doszedł trochę nad guzik akurat jak skończył mówić. I w tym momencie Spencer wrócił spojrzeniem znowu na twarz brunetki.

- A jakbyśmy mieli gadać o cenie. To chciałbym zapłatę tu i teraz. Tak na kilka kanistrów pewnie. No ale to tak dla klientów. - uśmiechnął się Spencer chytrze jakby powiedział właśnie jakiś żarcik. - Co innego jakbym spotkał funfelę. Wiesz jakaś miłą, fajną laskę która nie próbowałaby mnie orżnąć. A jeszcze jakby się nam rżnęło razem fajnie to w ogóle miodzio. To tak. Taką fajną funfelę mógłbym wtedy podrzucić taki kawałek. - powiedział brunet z niedorobionym irokezem i tym razem dłoń zawędrowała wyżej, w kierunku kołnierzyka kobiety i coś tam niby poprawiała. - Ale nawet takiej fajnej funfeli nie dałbym radę przewieźć przez tą cholerną rzekę. - dłoń mężczyzny wróciła do blatu łapiąc za swoją szklankę i upijając kolejny łyk. Druga wciąż spoczywała na biodrze kobiety. - Więc teraz pytanie do ciebie. Jesteś fajną funfelą, stać cię na mnie tu i teraz czy chcesz mnie orżnąć. - powiedział po przełknięciu piwa i odstawieniu szklanki z powrotem na blat baru.

Brianna się roześmiała w głos z jakimś dziwnym rozczuleniem patrząc na Spencera. Zdawał się być szczery. A to była rzadkość. Pod tym względem przypomniał jej nieco Aliego. Zwinęła palce dłoni i czule musnęła policzek mężczyzny ich wierzchem, wspiąwszy się uprzednio na palce stóp.
- Pójdę do radia pogadać. Może dowiem się, gdzie są moi. - mruknęła ściszonym, niemal sennym głosem patrząc w twarz mężczyzny - Nie chcę Cię orżnąć, mogę być funfelą ale przelecieć Cię nie przelecę. Może ona - Bri skinęła brodą w kierunku kobiety, którą Monster wywalił bezceremonialnie z bryki nie tak dawno temu - będzie chętna na powtórkę. Choć nie wiem jak dawno temu się kąpała. - tropicielka starała się ukryć prowokacyjny uśmiech, z wolna wysuwając się z ramion Spencera.

- Aha. - Spencer pokiwał głową widząc wysuwającą się z objęć kobietę. - Szkoda. - powiedział wracając do bardziej klasycznie barowej pozycj frontem do baru. - No i powodzenia. Ale z tą rzeką to ci nie będzie lekko teraz. Też jechałem na południe. Cholera a tak mnie kusiło wieczorem jechać do oporu. - cmoknął z niezadowolenia ustami na ten swój pechowy los. - Zostaje teraz jechać w górę rzeki. - dodał kiwając głową. - A ty? Właściwie to kogo tak konkretnie szukasz? - zapytał patrząc w bok na tropicielkę.

- Też żałuję - Brianna pokiwała ciemnym łebkiem ze smutkiem - Przyjaciół. Jeden z nich to facet koło pięćdziesiątki, ciemne włosy, ciutkę wyższy niż Ty, ale niedużo. Druga to dziewczyna, chuda i z burzą brązowawych włosów, mniej więcej w moim wieku. Rozdzieliliśmy się jakieś 900 km stąd w okolicach St. Louis. A Ty? Ciągle sam? Dokąd właściwie chcesz jechać?

- Na rodeo. Motorodeo. Do Teksasu. Nie uwierzysz jakiego te rednecki mają głoda na takie rzeczy. Jakby była opcja to by pewnie do Detroit na Wyścigi jeździli co sezon chociaż na jeden. - kierowca roześmiał się wesoło spoglądając znowu na chwilę w bok na tropicielkę ale znów umoczył dzioba w piwie dla poprawy smaku i samopoczucia. - Jedziesz z St. Lois? Kawał drogi. Zwłaszcza jak na samotną foczę. - dodał z uznaniem. - Jesteś z Posterunku? - zapytał z nowym zaciekawieniem na twarzy i w głosie.

Brianna zatrzymała się w połowie ruchu zbierania ręcznika. Z ciekawością spojrzała na Spencera.
- Motorodeo? Nigdy nie byłam. Tam same takie maszyny jak twoja? - spytała opierając się o stołek, na którym do tej pory siedziała. - Taki dobry jesteś? - zadała kolejne pytanie brunetowi. - Opowiedz coś więcej.
Pokiwała głową w odpowiedzi, pusząc suche już włosy:
- No, część drogi na barce, ostatnie dwa dni na piechtę. Też mnie ta cholerna powódź złapała z zaskoczenia… coś musiało się podziać, że to tak nagle. Nie wiem czy to normalne w tych stronach - spojrzała w górę na twarz Spencera z uśmiechem - Aha, jestem. A co?

- A nic. Z ciekawości pytam. Wiesz, myślałem, że jesteście obwieszeni jakimś laserowym szpejem czy innymi takimi gadżetami. Nie wiem czy ktoś kogo spotkałem był z Posterunku. Tak na serio. Ale spotkałem parę osób co mówiły, że są. - Spencer odpowiedział beztrosko pijąc kolejny łyk ze szklanki. To akurat Brianna znała z doświadczenia swojego i innych Posterunkowców. Gdyby Posterunek był tak liczny jak to się spotykało ludzi co mówili, że są z Posterunku to pewnie dawno by się przekształcił w regularną armię. I sporo rozsądnych osób zdawało sobie z tego sprawę nawet poza Posterunkiem.

- A motorodeo to różnie. - wzruszył ramionami pijąc znowu łyka ze szklanki. - Zawsze jest rozgniatanie różnych wozów. To obowiązek. Przecież po to stwarza się każdego monstertrucka nie? - zapytał raczej retorycznie i prychnął do tego z rozbawieniem. Wydawał się lubić mówić o swojej furze i pasji. - No to je rozgniatam. Ale zawsze jest jakieś udziwnienie. A to się palą, a to trzeba je przeskoczyć, a to czas się liczy no różnie. Czasem są wyścigi. Na przłaj. Wiesz po takim terenie, że buldożer czy czołg się potrafi zatopić a takim żałośny jeepem to nie masz co wjeżdżać. Czasem jest wojna i wtedy zderzasz się i ciebie zderzają. No wojna no. I czasem są drużyny ale to jak się uzbiera nas więcej. Coś jak mecz. O! Albo króliczek. Znaczy zdobycie flagi. Bierzesz jakiś szpej i uciekasz a wszyscy chcą ci zabrać. Jak zabiorą to ucieka a ty go gonisz razem z innymi. No w pytę tego jest i co sezon i na każdym torze jest inaczej. Dlatego dobrze przyjechać wcześniej i się przygotować. - odpowiedział całkiem na luzaku kierowca monster trucka przybierając gawędziarski ton i jak tak mówił wydawało się to jawić jako czysta zabawa. Przynajmniej dla niego.

- A powódź nie. Jeździłem tędy już dwa sezony i było w porządku. Jechało się do Pendleton i tam był prom. Przewozili. No jest jeszcze most ale jest rozjebany. - opowiedział swoje rajdowiec z podgoloną głową.

- Brzmi nieźle ale dosyć niebezpiecznie. Oprócz adrenaliny masz coś jeszcze z tego wszystkiego? - zapytała niewielka kobieta z wścibską ciekawością waląc bezpośrednio jak do tej pory.
Kwestii Posterunku nie skomentowała - bo i po co? Nie widziała sensu mówienia o rzeczach oczywistych dla niej osobom postronnym. A chociaż ciągle robili rekrutacje, to Spencer nie wyglądał na kogoś potencjalnie zainteresowanego i nadającego się na kandydata.

- Nie wiesz co poszło nie tak zatem? Może barman będzie wiedział? - Brianna z niecierpliwością przestąpiła z nogi na nogę i ponownie wskoczyła na stołek. Gdzie do cholery podziewa się Izzy? - Hej a z tego Twojego radia nie dałbyś mi skorzystać? - zapytała bruneta z bezczelnym uśmiechem.

- Nie wiem czy ktoś wie na pewno. Ale mówią, że tama w nocy poszła. - Spencer lekko skinął szklanką w stronę obsługi baru i znowu upił z niej łyk. - I pewnie, że coś z tego mam. Ale lepiej to widać tam gdzie się ścigam a nie tylko parkuję na noc. - brunet uśmiechnął się lekko i odstawił szklankę na blat stołu. Chwilę bawił się nią przekrzywiając ją na boki i obserwując jak żółta ciecz sięga prawie do brzegu szklanki. A gdy już prawie miała się wylać zmieniał stronę tworząc chwilowy sztorm w szklance. - Nie mam tutaj radia. Mam go w furze. By z niego skorzystać trzeba być w furze. - powiedział spokojnie obserwując jak ciecz w szklance uspokaja się.
Brianna przez chwilę obserwowała wracających Pazura i Izzy. Żadno z nich nie wyglądało na szczególnie palących się do rozmowy. Przez chwilę oceniała co robić dalej.
- Hej, Spencer. A gdzie się zatrzymałeś na noc? Tutaj?

- Ano. - skinął głową kierowca.

Od strony gdzie siedziała O’Neal z Pazurem dobiegło małe poruszenie. Barman zniknął na zapleczu, najemnik siedział jak siedział do tej pory, za to lekarka podniosła głowę i pomachała do Bri dość zdenerwowanym gestem.

Dziewczyna pokiwała w jej stronę głową i zeskoczyła ze stołka lekko klepiąc Spencera po plecach.

- Ja mam tu pokój. Dwójkę jakby co. - stwierdziła mu do ucha i ruszyła w stronę lekarki.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 05-01-2018 o 22:09.
corax jest offline