Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2018, 22:15   #158
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Izzy, Bri i Pazur

- Co się dzieje? - Brianna zapytała pozornie wyluzowanym tonem. Spojrzała na kobietę i na wojskowego. - Co robiliście? - wścibska natura wygrała z uprzejmością.

- Opatrywaliśmy rannych - Izzy odpowiedziała i wypuściła z sykiem powietrze - I unieruchamialiśmy ich. Coś tu się dzieje Bri, a my mamy bardzo mało czasu. Dziś rano widziałam pogwałcenie wszystkich znanych mi dotąd medycznych reguł. W piwnicy jest trup - popatrzyła na “córkę” - Śmierdzi jakby leżał tam od wczoraj co najmniej… a zabito go może dwie godziny temu. Kompletne szaleństwo - potarła czoło - Nie reagował na ból, światło i próby słownego nawiązania kontaktu. Jakby się czegoś naćpał… ale naćpanie nie tłumaczy innych objawów. On wstał z dziurą w głowie - zacisnęła dłonie jedna na drugiej, kładąc je na kontuarze - Poza tym jego krew wygląda na skrzepniętą, co nie jest możliwe, bo krzepnie dopiero po śmierci. Został ugryziony przez innego człowieka… tak to się roznosi. To rodzaj wirusa niszczącego tkankę mózgową, takie przynajmniej mam podejrzenia. Blokuje odczuwanie bólu, wymazuje pamięć i rozsądek. Zostawia tylko pierwotne odruchy i potrzeby. Potrzebę jedzenia… dlatego gryzą. Atakują wręcz, nie pamiętają jak używać narzędzi. W Dew były cztery przypadki, ludzie Zordona pojechali do ugryzionej. Podobno jeden z zabitych wstał bez ćwierci czaszki… odstrzelonej. I nadal chciał walczyć. Brzmi jak szaleństwo, ale widziałam - zacisnęła mocniej ręce - Widziałam w piwnicy. Sama walkę też. Uszkodzeniu ulega też błędnik, poruszają się jak pijani… i chyba rozkładają się za życia. Najpierw następuje ugryzienie, potem śpiączka. Budzą się już zezwierzęceniu i ekstremalnie niebezpieczni. Odpoczniemy chwilę i idziemy szukać mikroskopu, udało się nam zdobyć kilka tropów. Potrzebujemy pomocy. Nie prosiłabym cię o to, gdybyśmy nie stali pod ścianą.

- Jak mogę pomóc?
- Brianna nie była lekarzem, nie była wyedukowaną osobą ani nawet kimś kto miałby pojęcie jak ugryźć kwestię chodzących trupów. Wiedziała jednak jak przeżyć a teraz wszystkie wewnętrzne dzwonki alarmowe rozdzwoniły się jak oszalałe - Ile osób wie? Wybuchnie panika. Ewakuacja będzie ciężka. Znaleźć transport? Mikroskopem ich nie uleczysz. - dziewczyna zmarszczyła brwi - Skoro mówisz, że nie żyją…

- Nie wiemy na jaką to skalę, wie podobno tylko parę osób. Zachowywali się jak żywi… nie umiem tego wyjaśnić. Transport po tej stronie rzeki mamy, pojechał po zainfekowaną. Nie uleczę ich mikroskopem, ale gdzieś w dorzeczu jest maszyna w której może być szczepionka. Albo notatki. Coś co pomoże i ułatwi pracę… nie mogę tego tak zostawić. Mikroskopem sprawdzę, czy ktoś jest zarażony, nim nadejdzie ostatnia faza. Póki nie dojdzie do etapu śpiączki proces może dać się obrócić. Zastopować.
- rozluźniła ręce i jedną położyła na przedramieniu Pazura. Siedzieli tu oboje przerażeni, niepewni i chyba tylko oni rozumieli czarne zimno przelewające się w ich głowach - Na dole w piwnicy, tam gdzie trup, są szczury. Jeden taki mały, wredny skurwysyn dziabnął sobie kawałek mięsa i uciekł do gniazda. Znalazłabyś je i wypaliła? Nie wiadomo jak to coś działa na zwierzęta, ale jeżeli mamy tu spać lepiej się zabezpieczyć.

- Chcesz tu zostać? W tych warunkach?
- Brianna spytała zaskoczona - Z rodziną? Co na to Robert?
Zaskoczenie i niedowierzanie pojawiały się na przemian w jej oczach.
- Mogę spróbować ale najpierw trzeba zająć się trupem. Jeśli to wirus to nie przejdzie wodą? - Bri wspomniała zalaną okolicę - albo komarami? Muszę uprzedzić Sola by się tu nie pchał. Najpierw oni, potem szczury. - Brianna zacisnęła usta z uporem.

- Komary wylęgną się za dwa dni, tyle zwykle trwa cykl rozrodowy. Dokładnie tyle mamy czasu. Nie wiemy jak to się przenosi, dlatego muszę mieć mikroskop - O’Neal mówiła mechanicznie, patrząc na zwiadowczynię poważnie - Nikt nie da gwarancji, że nie poszło już dalej. Że cała okolica nie jest skażona… potrzebujemy szczepionki, a tu jest jej ślad. Lepiej ruszyć w dalszą drogę przygotowanym, niż liczyć na fart. Nawet nie wiem jak sprawy stoją w Pendleton. Nie uciekniemy od tego Bri - westchnęła przełykając gorzką ślinę - Skoro nie uciekniemy, musimy walczyć. Działać. Próbować znaleźć rozwiązanie na miejscu. W strefie zero. To świeża sprawa, wirus jeszcze nie zdążył za bardzo zmutować. Jest duża szansa go zlikwidować. Robert zrozumie, widział co potrafi wyjść ze Ścieku, walczy z tym całe życie. Nie chcemy czegoś takiego w domu… a tam też to może dojść. Poza tym… - zacisnęła usta i przymknęła oczy - Gdzie znajdziesz innego lekarza-chemika, umiejącego obsługiwać komputery i robić leki? To muszę być ja, ktoś inny… może popełnić błąd. - otworzyła oczy i położyła przed niższą kobietą kluczyki od samochodu - Należą do gościa z piwnicy. Ciemna osobówka. Robin się koło niego kręciła, teraz kręci się gdzieś tutaj. Mike powie ci jak wygląda, ona może znać więcej szczegółów. Do DJ-a szybciej dostaniesz się bryką. Pogadaj z nim, brzmi na rozsądnego gościa. Powinien bez problemu puścić ogłoszenie i uważaj tylko na to co w środku bryki, potem ją przeszukamy. Bagaże… ślad. Łudzę się - pokręciła głową - Mamy tu pokoje, wieczorem wrócimy. Rano jedziemy do tego wraku w dorzeczu. Zrobimy warty i jakoś przetrwamy noc… i dzięki Bri. Jakoś ci się odwdzięczymy.

- Kto to jest Robin? Wasza znajoma? Barman i ci tutaj -
skinęła na przysypiających gości pubu - widzieli te trupy? Przeszukam auto.
Powaga rysująca się na twarzy brunetki ściągnęła jej rysy. - Też tu mam pokój.
Brianna zamyśliła się.
- Jak się tu dostali? Ci martwi?

- Robin to dziewczyna stąd. Mike o niej wspominał. Ten młody pomocnik barmana
- Izzy pokazała na kręcącego się po sali chłopaka - On, właściciel i Maria, taka energiczna Latynoska która tu robi chyba za quasi-burmistrza, widzieli zwłoki. Widzieliśmy też my - pokazała oczami Pazura - Rob, Roger… świr z toporem wymalowany jak szkielet, Angie - kilkunastoletnia podopieczna Zordona i Vex… gangerka - darowała sobie inne określenia - Im mniej osób go widziało tym lepiej. Niech siedzą na miejscach, to lepsze niż panika i samosądy bo ktoś wygląda podejrzanie. - przełknęła ślinę - Nie mam pojęcia jak się dostali… ten z dołu wieczorem był jeszcze normalny. Wynajął łóżko we wspólnej sali i poszedł spać. Rano wstał już taki, a nie inny. - potrząsnęła delikatnie ciągle trzymanym przedramieniem najemnika żeby zwrócić jego uwagę. Uśmiechnęła się do niego ciepło - Musisz nam pomóc kochanie. Walczyliście z innymi zarażonymi, co udało się wam ustalić? Zaraz się zbieramy, jeszcze chwila. Na Bri można polegać, to solidna firma i dobry człowiek, zresztą sam słyszysz. Razem to ogarniemy, ale potrzebujemy twojej pomocy.

- Są odporni. Kanciaści w ruchach. Działają w jakimś amoku. Angie jednemu odstrzeliła ćwierć głowy i mało go to ruszyło. Innej przestrzeliła rzepkę i mało ją to ruszyło. Odbija im jak się przebudzą. Budzą się i już ten szał czy amok. Roger tego w piwnicy trzasnął toporkiem w łeb aż rozbryzgał się wszystko dookoła. I też cholerę ogłuszyło tylko na chwilę. To za cholerę nie jest normalne. Nie widziałem jeszcze czegoś takiego. Nawet u mutków, jakichś cyborgów czy naćpanych. No jakimś cudem może jeden, może dwóch ale no to już któryś pod rząd. Za dużo tego. Dobra. Na nas czas. Chodźmy po ten mikroskop.
- zagadnięty najemnik mówił szybko i trochę jakoś automatycznie właśnie jakby chciał najwięcej konkretów przekazać w jak najkrótszym czasie. Odsunął pusty kieliszek na stronę barmana i sięgnął po coś do kieszeni. Ale barman zaprzeczył gestem ręki. Pazur skinął w podzięce głową i skinął na lekarkę, że czas ruszać.

- Lou pokaż tą notatkę, tą z kurtki. Będę wdzięczna jeżeli zajmiesz się jeszcze trochę Maggie… odwdzięczę się jak tylko będę umiała. Przepraszam że tak ci ja zostawiam, ale nie… sam widzisz co tu się dzieje. Będziesz miał na nią oko? - Izzy poprosiła barmana, wstając ze stołka. Rozejrzała się po sali i westchnęła. Zrobiła krok do przodu i uściskała mocno Bri. Brunetka oddała uścisk.
- Uważaj na siebie, nie daj się ugryźć - szepnęła, prostując się - Tak, zbieramy się. Tylko jeszcze się pożegnam. Daj mi chwilę - zwróciła sie głośniej do najemnika, robiąc proszącą minę.

- Jasne. - zgodził się ciemny blondyn. Spojrzał za odchodzącą lekarką i przekierował spojrzenie na Briannę. Różnica w gabarytach i wzroście między nim a nią była ogromna. Czubek jej głowy kończył się gdzieś trochę pod jego obojczykami. - Masz tylko klamkę? To lepiej nie podchodź. A jak już to strzelaj w głowę. W resztę sporo ołowiu ci zejdzie. - odezwał się do niej najemnik czekający aż Izzy się pożegna.

Bri zadarła głowę by spojrzeć mu w twarz:
- Mam łuk. Zapamiętam. - skinęła głową mierząc go spojrzeniem. Zdawało się, że chciała coś powiedzieć ale ugryzła się w język. Zacisnęła dłoń na kluczykach do samochodu, wolną dłonią klepnęła Pazura w surowym pożegnaniu.
 

Ostatnio edytowane przez Driada : 05-01-2018 o 22:18.
Driada jest offline