Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2018, 23:33   #313
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Wzgórze zostało przygotowane. Po prawdzie nie było tam zbyt wiele roboty - ot wydłubać żelazne kule z ziemi i zniwelować pozostawione przez nie bruzdy. Do tego narobić śladów wozem tak, aby wyglądało na często odwiedzane miejsce, wykarczować nieco krzewów, a następnie spalić je w otoczonym kamieniami ognisku.

Kapral doglądał gospodarskim okiem pracy przydzielonych mu żołnierzy, którzy niezbyt rozumieli powody całej tej akcji. Detlef nie zamierzał jednak wyjawiać planu Ferreta, zamiast tego podnosił ich morale półsłówkami na temat miejsca postojowego dla spodziewanych posiłków z Nuln i tak dalej. Jeśli nadzieja na rychłą odsiecz mogła sprawić, że będzie im łatwiej umierać od mieczy najemników, to i lepiej. Po co mieli ginąć ze świadomością, że żadnej odsieczy nie będzie?

Po powrocie do Meissen nakazał zebrać trzy dziesiątki ludzi i czekać na niego w garnizonie. Sam wysiadł z wozu nieopodal dzielnicy zasiedlanej przez krasnoludy i poszukał zbrojmistrza. Liczył na uczciwe ceny, czego nie mógł się raczej spodziewać u ludzkich sprzedawców - niechęć do khazadów rosła wraz z postępami armii Wernicky'ego.

Od zbrojmistrza wyszedł z metalowym kapturem. Wytrzymały czepiec kolczy miał być zakładany w razie potrzeby, a w spokojniejszych chwilach zsunięty na kark, by nie krępował ruchów.

Następnie, pokierowany przez białobrodego zbrojmistrza dotarł do płatnerza. Normalnie zapewne nawet by tutaj nie zajrzał, bowiem warsztat nawet nie miał szyldu, ale zgodnie z uzyskanymi informacjami tutaj właśnie urzędował najlepszy w mieście specjalista od wykuwania broni. Przy tym stary i zrzędliwy jak mało kto. Szukał jakiegoś godnego pomocnika dla wysłużonego młota - wybór padł na niezbyt wyszukany w formie, ale tak mistrzowsko wykonany topór, że Detlefowi gęba sama rozciągnęła się w szerokim uśmiechu. Kosztował niemało, ale był wart każdego wydanego karla.

Pamiętając o bardzo prawdopodobnym ostrzale łuczników wybrał jeszcze okrągłą tarczę z okuciami, którą zadziwiająco zręczne dłonie starego rzemieślnika szybko przystosowały do noszenia na plecach. Kilka sprytnie poprowadzonych pasków robiło różnicę, a przy tym tarcza mogła być wciąż używana w tradycyjny sposób.

Na koniec, ponownie idąc za radą sprzedawcy trafił do ciemnego wnętrza pełnego różnego rodzaju glinianych i szklanych słojów, drewnianych pudełek, mieszków i wreszcie haków, na których wisiały pęki suszących się ziół. Detlef nawet nie próbował zgadywać, do czego służą wszystkie te dziwacznie pachnące osobliwości, dlatego wprost zapytał o mikstury leczące. Niedługo później wyszedł z niewielkim ich zapasem.

W drodze powrotnej do garnizonu wstąpił na kufel zimnego ale domyślając się, że później może nie być na to czasu.

Tak też było w istocie. Na miejscu czekali na niego żołnierze, którym krótko wyjaśnił, co będą robić. Mieli zbudować palisadę wokół miasta w miejscach, gdzie brakowało już istniejących umocnień. Za materiał miały posłużyć płoty, zadaszenia, szopy, meble, worki wypełnione piaskiem, skrzynki i tym podobne.

Zaczęli od strony południowej. Kapral Thorvaldsson postanowił wzmocnić brygady pracujące nad barykadami, które miały przegradzać ulice idące od rzeki w kierunku serca miasta. Przedstawił propozycję nie do odrzucenia okolicznym mieszkańcom - albo pomogą przy budowie umocnień, albo ich domy pójdą do rozbiórki, bo materiału szybko zaczęło brakować. Kilku protestujących uciszył swoim słynnym już złym spojrzeniem, a reszta już zrobiła się sama - nikt nie zamierzał ryzykować swoim mieniem, więc wkrótce prace szły pełną parą.

Późnym popołudniem w towarzystwie dziesiątki żołnierzy Czwartej przeprawił się na południowy brzeg w poszukiwaniu drewna na budowę barykad. Mieszkający tutaj ludzie nie zamierzali nic oddawać na potrzeby obrony miasta. Uważali, poniekąd słusznie, że skoro Meissen nie będzie ich bronić, to oni nie dadzą nic na obronę miasta. Kapral po krótkim namyśle zrezygnował z możliwości zabrania materiałów siłą. Ewentualne zamieszki byłyby na rękę wrogowi osłabiając i tak niezbyt wysokie morale obrońców.

O zachodzie słońca wydał rozkaz, aby wstrzymać prace do następnego dnia. Z pomocą oswobodzonej z niewoli Leo zorganizował trzyosobowe patrole wzdłuż całego brzegu pozbawionego palisady. Jeden żołnierz z regulaminowym wyposażeniem plus dwóch mieszkańców uzbrojonych w co tylko mieli pod ręką. W razie ataku ich rolą nie było odeprzeć wroga, a zaalarmować resztę.

Ze względu na późną porę postanowił nie wracać do garnizonu, tylko odwiedzić przesiadujących nad balistą inżynierów. Tam poza sprawdzeniem postępów prac mógł znaleźć jakiś kąt, żeby przymknąć oko choćby na chwilę.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline