Gospodarz w Czarnym Kapturze nazywał się Michael Schwarzhaube. Okazał się całkiem dobrym źródłem informacji o mieście. Wyjaśnił, że od roku 1066 miasto, dzięki nadaniu Imperatora Borysa Nieudolnego posiadało pełną niezależność. Rządzone było przez twór zwany Radą Trzynastu, składającą się z największych kupców miejskich oraz przedstawicieli świątyń Sigmara i Shallyi. Możliwość dysponowania pieniędzmi pochodzącymi z podatków sprawiła, że od wielu wieków wzrastała majętność miasta, które dodatkowo zlokalizowane było w strategicznym punkcie. Właściwie w Kemperbadzie można było kupić wszystko i niemal wszystko sprzedać, oczywiście pouiszczeniu opłat podatkowych, które w przypadku szlachcica nie wyglądały na wysokie. Zainteresowany tym tematem Lothar dowiedział się, że przyjdzie mu zapłacić dwie korony od każdych stu jakie zdobędzie na handlu w obrębie miasta. Zwyczajny kupiec, nie mogący legitymować się zaszczytnym urodzeniem, a do tego pochodzący spoza Kemperbadu musiałby zapłacić niemal trzydzieści od stu! Von Essing drążył temat i uzyskał też informację, że właściwie dalej w górę rzeki pohandlować można dopiero w Nuln, a sam Grissenwald to ośrodek szkutnictwa, nie produkujący towarów na własne potrzeby.
Wolfgang tymczasem, mimo późnej pory udał się na poszukiwania magistrów-rezydentów. W miarę szybko udało mu się skontaktować z dwoma z nich - Szarym Czarodziejem Gundulfem Grauem i Magistrem Alchemikiem Atanathesem von Ansbach. Byli to dwaj aktualnie przebywający w mieście czarodzieje i po chwili rozmowy Wolfgang uznał, że jest dla nich persona non grata. Zakupił więc wszystko co potrzebował, a ceny magistrowie mieli całkiem wysokie i wrócił do gospody. Zaczynało wiać, a z gromadzących się nad miastem chmur zaczynał pokapywać deszcz.
Pogoda się załamała. Lało i wiało tak, że ciężko było poruszać się po ulicach miasta, które wolno zamieniały się w potoki wypełnione wodą zmieszaną z wymywanymi z zakamarków nieczystościami. W takich warunkach można było zapomnieć o pływaniu rzeką. Można natomiast było poszukać kupca na deski i to właśnie Lothar robił od rana. Gdy w końcu spotkał się z Herr Siegfriedem Schongerem, szybko dobił targu, uznając że zysk, już po odliczeniu opłaty transportowej i podatku wyniesie okrągłe trzysta pięćdziesiąt koron. Był jednak pewien problem. W tym dniu, ze względu na pogodę windy nie działały, więc trzeba było czekać na poprawę warunków. Awanturnicy czas spędzali przedzierając się przez miasto w próbie sprzedaży antycznych książek i zakupu czarnego prochu.
-
Wyglądacie mi na takich, co z niejednego kufla piwo pili - niespodziewanie odezwał się krasnolud już po zakończonej transakcji. -
A pewien mój znajomy niziołek szuka ludzi właśnie takich jak Wy. I dobrze płaci... No nie do końca on, ale jego pracodawca. Jakbyście byli zainteresowani albo chcieli poznać więcej szczegółów, to odwiedźcie Geflugelsalat - a potem wyjaśnił jak dotrzeć do owego domu o dziwacznej nazwie.