Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2018, 23:11   #318
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Sharif potrzebował kilku chwil, by wszystkie myśli i wspomnienia zaczęły wypływać z jego podświadomości na świadomość. Dziewczyna, która była supłem w przeszłości Habida wtulała się w niego, nieświadoma jego myśli.

Źrenice Irakijczyka rozszerzyły się, a mięśnie napięły jak sprężyna. Wykrzesając ze swojego ciała resztki dynamiki, odepchnął od siebie kobietę i spróbował pochwycić jej szyję w kurczowym uścisku dłoni. Jego oczy zapłonęły słabymi ognikami, kiedy przewiercał jej twarz surowym spojrzeniem.
Kobieta, kompletnie zaskoczona, poddała się mu. Habid zacisnął dłonie na szyi kobiety spowitej słodkim i ostrym zapachem perfum. Afaf otworzyła szerzej oczy, wpatrując się w swojego brata… ze strachem.
- Sharifie… - pisnęła rozpaczliwie. - Przestań… To boli…

- Ty nie żyjesz - wychrypiał maniakalnie. Prawa ręka, którą przytrzymywał Afaf, drgała, a na jego spiętej skroni wyskoczyła żyłka.
- To wszystko jest fikcją. Jesteś wytworem Kościoła Konsumentów, tak? Mów!
- Sharif, żyję - kobietą wychrypiała. - Ale to zmieni się… jeżeli mnie… nie puścisz - załkała. - Porozma… wiajmy…
Wtem rozległo się stanowcze pukanie do drzwi.
- Pani Habid? - rozległ się stanowczy, męski głos. - Wszystko w porządku?!
Irakijczyk rzucił nerwowym spojrzeniem na drzwi, jakby spodziewał się stamtąd zagrożenia. Warknął i zerknął na dziewczynę, którą uważał za nieprzyjemny podstęp. Po chwili namysłu puścił ją w końcu i spróbował zerwać się z posłania, jednocześnie rozeznając się po pomieszczeniu.


Pomieszczenie było przestronne i urządzone w skandynawskim stylu. Głównie biele i szarości. Sharif leżał na rozłożonej kanapie. Na podnóżku tuż przed nim siedziała Afaf. Dochodziła powoli do siebie po ataku brata.
- Wszystko w porządku, Jonathanie - odpowiedziała zduszonym głosem. - Nie wchodź.
Rozległa się chwila nerwowej ciszy, w trakcie której Afaf spoglądała na brata nerwowo, jakby spodziewając się, że znowu rzuci się na nią.
- Tak właściwie… powinnam się tego domyślić - mruknęła smutno. - Co oni ci zrobili, Sharifie...
Afaf zdawała się o kilka lat starsza… ale to bez wątpienia była ona. Ta sama mimika, gesty, ruchy… Czy ktoś byłby w stanie stworzyć tak doskonałą iluzję?

Sharif złapał się za głowę, jednocześnie próbując utrzymać równowagę. Czuł się znacznie osłabiony.
- Gdzie jestem? - zapytał, przemieszczając się żywo po pokoju. Przy okazji sprawdził swoje wyposażenie. Nie istniało. Był nagi, nie licząc dwuczęściowej piżamy wykonanej z miękkiego, czarnego materiału.
- Jesteśmy w apartamencie mojego znajomego w Sankt Petersburgu - odparła Afaf łagodnym tonem. - Jak się czujesz? Boli cię coś? Potrzebujesz czegoś? - mimowolnie dotknęła śladów na szyi, jakie zostawiły za sobą paznokcie Habida. Wydawało się, że mimo to nie czuła żadnej urazy do brata.

- Sankt Petersburg… - mruknął Habid, patrząc po sobie niezadowolony. Był bezbronny, ale nie bezradny. W końcu się zatrzymał i skupił spojrzenie na dziewczynie. Nie wierzył, że to, co widział, jest prawdziwe. Kolejne wizje?
- Ogar - powiedział, przypominając sobie ostatnie, co pamiętał przed straceniem przytomności. - Cmentarz w Helsinkach. Alice. Lotte. Co z Valkoinen? Kościół Konsumentów. Należysz do nich? - obrzucił domniemaną siostrę pytaniami.
- Nie - kobieta wstała. - Nie mam nic wspólnego z Kościołem Konsumentów. To on zabił naszego ojca i przez niego stał się tym, czym się stał. Dlaczego? Tylko po to, aby skonsumować wybitne wynaturzenie - parsknęła. - Jednak nasza zemsta zakończyła się, bracie. Joakim Dahl, przywódca tego parszywego stowarzyszenia, leży bez życia. Za sprawą Alice Harper, której powinniśmy być wdzięczni.
Kobieta podeszła i ponownie chwyciła dłoń Sharifa. Jakby obawiając się, że mężczyzna wnet zaciśnie ją na jej szyi.
- Jesteśmy razem, bracie. Jesteśmy wolni. Przez te lata uzbierałam środki, aby zapewnić nam ten luksus. Teraz już wszystko będzie dobrze. Pozostaniemy razem. Bezpieczni. Przyrzekam ci to.
Irakijczyk pokręcił głową, przyglądając się trzymanej go dłoni.
- To nie jest koniec. Ta istota… Starzec z kartami... Nad światem ciąży zagłada. Muszę… - skrzywił się, jak z bólu. - Muszę to powstrzymać. Dotrzeć do IBPI. Do wszystkich, którzy będą w stanie mi pomóc - Sharif przemawiał z przejęciem, jakby do siebie. - Całe życie wypierałem się tego, co we mnie siedzi. Ale co jeśli Allah wybrał mnie, bym zaprowadził nowy porządek?
- Porządek nad czym? - mruknęła Afaf. - Posłuchaj siebie, bracie. Starzec z kartami? Kogo to obchodzi? Zagłada świata? Kolejna? Prorocy przepowiadają koniec na rok 2012, tak wynika z kalendarza majów. Do tego czasu mamy jeszcze trochę czasu. IBPI nie ma z nami nic wspólnego. Nigdy nie kiwnęło palcem, aby pomóc nam w Iraku. Jesteśmy tylko my. I to o mnie powinieneś zatroszczyć się - kobieta skuliła kolana i oparła o nie dłonie, uciekając wzrokiem. - Bardzo długo byłam silna i odważna… bo wierzyłam, że odnajdę cię. To było nadrzędnym celem i napędzało mnie każdego dnia. I teraz, kiedy tu jesteś… nie opuszczaj mnie, bracie. Jesteś jedyną rodziną, jaką posiadam - po jej policzku popłynęła łza.

- Jeśli jesteś moją siostrą, to byłabyś na tyle bystra, by zrozumieć sytuację. Nie ma na tym świecie bezpiecznego miejsca. Odejdę teraz, to już nigdy nie będę miał szansy czegoś zmienić - Habid potarł głowę, na której pojawiły się już krótkie odrosty. - Nie wiem, czy to rzeczywistość, czy tylko kolejna wizja. Nie wiem, czy całe moje życie było w ogóle jawą. Tak samo nie wiem, czy jesteś następnym omamem, który ma mnie zwieść ze ścieżki. Wiem natomiast, że nie mogę się teraz poddawać. Prawdziwi Habidowie, w których wierzyłem, zginęli dawno temu, pod gruzami naszego domu. Tata, mama, ty i ja… wszyscy tam leżą - uniósł głos, wytykając palcem.
Afaf podeszła bliżej i mocno chwyciła dłonie brata.
- Czy nie czujesz mojego dotyku? Jak możesz wątpić w jego prawdziwość? Wszyscy nasi wrogowie cieszą się, że choć jesteśmy razem, to nie możemy się pojednać - pokręciła głową. - Zadaj mi pytania. Takie, na które tylko ja będę znała odpowiedź. Wtedy kiedy kazałeś mi iść z tamtą kobietą do domu sąsiadów… spojrzałam na ciebie ostatni raz, obawiając się, że po raz ostatni widzę swojego brata. Proszę, nie każ mi myśleć, że to była prawda… - opuściła wzrok z rezygnacją.
Sharif westchnął i przyjrzał się jej uważniej.
- Kim ty w ogóle w tym wszystkim jesteś? Co wiesz, o Fluxie? Jak mnie znalazłaś? I kto jest naszym wrogiem? - obrzucił ją pytaniami.
- To dobre pytania - Afaf odpowiedziała. - Będę potrzebować trochę czasu, aby na wszystko odpowiedzieć, jednak… zdaje się, że czas właśnie posiadamy.

Następnie odchyliła się, zaklaskała, a do środka wszedł mężczyzna.
- Zrób nam kawę, herbatę i przynieś coś do jedzenia - Afaf rzuciła wzrokiem na niego. Następnie przesunęła go na swojego brata. - Musisz się wzmocnić.
Kiedy już zostali sami, a przed nimi parowały aromatyczne napoje oraz smakowicie wyglądające przekąski, kobieta splotła ręce, westchnęła i zaczęła:
- Zacznijmy od tego, w jaki sposób cię znalazłam - rzekła. - Kiedy trafiłeś w ręce Valkoinen, dowiedział się o tym ówczesny jego członek, Noel Dahl. Ten przekazał informacje swojemu mistrzowi, a mojemu znajomemu, Kirillowi Kaverinowi. Ten mężczyzna, Rosjanin, przechwycił ciebie wraz z pomocą Alice Harper. Kiedy już nie byłeś pod pieczą Valkoinen, Kaverin dokonał wymiany ze mną. Otrzymałam od niego ciebie, w zamian przekazując informacje o pewnym mężczyźnie, handlarzu broni z Kairu. Skąd je posiadałam? To najpierw musiałabym wyjaśnić, co działo się ze mną przez te wszystkie lata - westchnęła.

Sharif przysłuchiwał się siostrze, jednocześnie popijając kawę. Nie mógł ukryć, że po takim czasie spędzonym w swego rodzaju śpiączce, smakowała znakomicie. Podobno jak większość rzeczy, które podano mu na talerzu.
- Wrócimy do tego później. Przejdź do następnych pytań - kiwnął głową.
Wyglądało na to, że Afaf zapomniała je, odpowiadając na jedno z nich.
- Co teraz chcesz wiedzieć?
- Co wiesz o Fluxie? Kto ci o nim powiedział?
- Tuż po ataku na Bakubę wróciłam do tego mężczyzny w szpitalu. Nazywał się Brandon Baird. Powiedział mi, że umarłeś, Sharifie i rzeczywiście mógł tak pomyśleć, bo Kościół Konsumentów postarał się, aby ukryć ciebie i naszego wujka. Kiedy ty rozpoczynałeś szkolenie do bojówki, ja cię opłakiwałam. Baird wytłumaczył mi wszystko i zaproponował moją kandydaturę w IBPI. Następne lata życia spędziłam w Oddziale w Tunisie pod zmienionym nazwiskiem. Moje stare jedynie bolało, więc porzuciłam go. Poza tym nie chciałam, aby Kościół Konsumentów mnie wytropił i zabił. Chyba nie miał żadnych powodów, żeby tak uczynić… jednak popadłam w paranoję. To był mroczny etap w moim życiu. Właśnie podczas jednej z misji poznałam Kirilla Kaverina. Podczas innej poznałam przydatne dla niego informacje. Stałam się ekspertką co do obiektów z kultury muzułmańskiej. Chciałam dowiedzieć się jak najwięcej o Ifrytach i innych potworach. To było ostatnią rzeczą, która trzymała mnie w jednym kawałku. Do czasu… aż dowiedziałam się, że wciąż żyjesz.

- Rozumiem - pokiwał głową Sharif. - Wspominałaś coś o naszych wrogach. Kto nimi jest?
- Co do twoich wrogów, to ty powinieneś się wypowiedzieć. Ja ich nie znam. Natomiast jeżeli chodzi o moich… nie są to ludzie, którymi należałoby się przejmować. Są daleko stąd i zajmują się ważniejszymi rzeczami, niż ty czy ja. Jak wiadomo, wystarczy wyjść z domu, aby zrobić sobie wroga. Natomiast ja podróżowałam po całym świecie - uśmiechnęła się smutno, popijając łyk gorącej herbaty.
- Tak, co do tego masz rację. Zdążyłem już zrazić do siebie chyba wszystkie organizacje, włącznie z państwowymi - mruknął Sharif, upijając kawę. - Mówisz, że jesteś z wydziału Tunis… Jak się tam trzymacie? I czy wiesz, co z wydziałem w Portland?
- Nie, już dawno temu odeszłam z IBPI - Afaf odpowiedziała. - Przestałam potrzebować tej organizacji. Udałam się do Kairu w poszukiwaniu Marida. Podobno to ojciec wszystkich Ifrytów. Nie udało mi się go odnaleźć, choć starałam się jak mogłam. Nawet wstąpiłam do Eayan. To zakon widzących. Doszłam aż na sam szczyt dzięki Skorpionowi oraz mojej wiedzy wyniesionej z IBPI. Z łatwością odgrywałam boskie wizje i widzenia. Dzięki modułowi języków potrafiłam rozczytywać nawet najbardziej zamierzchłe teksty. Stałam się najwyższą kapłanką - mruknęła. - A co działo się z tobą? - zapytała.
Sharif zrobił lekko zaskoczoną minę. Przeszłość Afaf była co najmniej imponująca. Wyglądało na to, że podobnie jak on, poświęciła się zemście, tyle tylko, że była zgoła bardziej ambitna.
- Cóż… najpierw zaciągnąłem się do bojówki Saddama Husajna i walczyłem z Amerykanami. Później zwerbował mnie Kościół Konsumentów, który wyszkolił mnie na ich agenta. Nigdy jednak nie zostałem wyznawcą - westchnął, przypominając sobie lata spędzone w tajnej placówce. - Moim zadaniem była infiltracja IBPI Portland, co zresztą powiodło się całkiem dobrze. No, może pomijając fakt, że ostatnio załapałem się na rolę terrorysty poszukiwanego przez policję - uśmiechnął się lekko. - Współpracując z KK, zwiodłem Alice Harper i zaprowadziłem ją do fresku Stworzenia Świata, gdzie przelałem jej krew. Z tego co rozumiem, Alice jest potomkinią, bądź kolejnym wcieleniem jakiejś istoty z przeszłości. Wygląda też na to, że tamten rytuał sprawił, iż wchłonęła moc Fluxu, stając się jeszcze potężniejsza. Niestety nie wiem, co się aktualnie z nią dzieje. Mówisz, że zabiła Dahla? Może chciała przejąć władzę w Kościele. Jedno jest pewne, IBPI straciło wielu swoich agentów, a dodatkowo ważną osobę w postaci Harper - Sharif odstawił pustą filiżankę i sięgnął po ciasteczko maślane z talerzyka.
- Wiesz coś może o moich byłych partnerach z wydziału? Imogen Cobham, Natalie Douglas i Lotte Visser.
- Nie - kobieta pokręciłą głową. - Te nazwiska nic mi nie mówią - mruknęła półprzytomnie. Wydawało się, że bardziej była skoncentrowana na rozmyślaniu nad opowieścią Sharifa. - Ale powiedz mi… jak mogłeś dać się zwerbować Kościołowi Konsumentów? Po tym wszystkim, co uczynił naszej rodzinie? - zmarszczyła brwi, patrząc na Sharifa z troską.

Sharif mruknął coś pod nosem i pokręcił głową.
- Tak jak mówiłem… Dla mnie wy wszyscy zginęliście podczas bombardowania naszej wioski. Nie było Ifryta, tylko Amerykanie. I tej wersji będę się na razie trzymał, pomimo tej wizji, jaką zaserwował mi przeklęty ogar, kiedy mnie dopadł na cmentarzu - mężczyzna splótł dłonie za głową i odchylił się wygodniej na kanapie.
- Nie ma to jednak żadnego znaczenia. Mówisz, Dahl zginął. Wolałbym widzieć martwego Georga Busha, ale bez tego pierwszego moje życzenie już raczej się nie spełni. Interesuje mnie bardziej sytuacja na… no właśnie, jakim froncie. Skupiony na zemście, straciłem z oczu większy obraz. Nie wiem, co planuje IBPI ani Konsumenci. Czy na horyzoncie pojawiły się jakieś nowe siły? Nie zdziwiłbym się, gdyby tak było. Nastały szalone czasy, gdzie potężne istoty Fluxu przemierzają naszą ziemię za dnia. Świat dąży do globalnego konfliktu i żadna organizacja nie kontroluje sytuacji. Powiedz mi więc… siostro, gdzie tak właściwie planowałaś się przed tym wszystkim schować?

Afaf milczała chwilę. Zwiesiła głowę na dość nieprzychylną i oschłą wypowiedź brata. Według niego wcale nie była jego siostrą, a jedynie oszustką.
- Czy słyszałeś może o sanktuariach? Jest ich niewiele, to prawda, jednak znalazłam jedno z nich. Wszystkie istoty paranormalne tracą na ich obszarze swoje nadzwyczajne umiejętności, jak gdyby ich PWF wynosiło zero. Mam na myśli coś w rodzaju Pittock Mansion. Może kojarzysz tamtą posiadłość, bo jest na terenie Portland. Chodzi o oazy zbudowane lub stworzone przez naturę na bazie wielokrotności liczby czterdzieści sześć. Niedaleko dawnej lokalizacji Wiszących Ogrodów Babilonu na terenie naszego ojczystego Iraku są ruiny posiadające te właściwości. Właśnie teraz są przekształcane na odpowiedni apartament dla nas. Zawsze marzyłam o bunkrze przeciwko istotom paranormalnym. Gdzie żaden Ifryt, czy inne cholerstwo mnie… nas nie dosięgnie. Skryjemy się w nim. Bo nasze życia są najważniejsze - rzekła z całą pewnością siebie. - Sharifie, to świat odebrał nam ojca, matkę, znajomych, wioskę, pobliskie miasto i nasze życia. Nie jesteśmy temu światowi nic winni. Jeżeli ma się skończyć, to niech tak będzie. My w tym czasie będziemy w bezpiecznym miejscu. To nie jest samolubne, by być sprytnym i posiadać instynkt przetrwania. To co prawda biblijna analogia, ale nikt nie piętnuje Noego za to, że opuścił Sodomę i Gomorę. Jeżeli jesteś żołnierzem, Sharifie Khalidzie, to nie bądź jak ten mężczyzna z Bakuby, który ruszył na Ifryta i zginął, zostawiając żonę i dziecko. Bądź żołnierzem, który ochrania swoją rodzinę. Jeżeli nie wierzysz w moją tożsamość, to polećmy do Bakuby i zobaczmy, czy to obraz z twoich wspomnień. Polećmy, żebyś przekonał się, co jest prawdą, a co ułudą.

- I gdzie się podziała ta waleczna Afaf, która własnoręcznie chciała zabić mordercę naszego ojca? - mruknął Sharif i wsparty na kolanach, pochylił się w stronę kobiety. - Mam lepszą propozycję. Dołącz do mnie. Zaprowadźmy na tym świecie porządek, na jaki zasługuje. Razem pokonamy wszystkie stronnictwa, które dążą do zagłady naszej ziemi. Tylko ty i ja - na ustach Sharifa przebiegł maniakalny uśmiech.
Afaf milczała.
- Jakie stronnictwa? Jak chcesz je pokonać? Jakie masz środki? Waleczna Afaf dorosła. Wraz z śmiercią Joakima Dahla jej zemsta wypełniła się. Nie obchodzi mnie pionek, który działał na jego polecenie.
Dziewczyna wstała i przeciągnęła się.
- Czy powinnam zamówić lot do Bakuby, abyś przekonał się o tym, jak wyglądała przeszłość? Nie wiem dlaczego, ani z jakiego powodu straciłeś pamięć. Czy uderzyłeś się mocno w głowę, czy też może IBPI lub KK wyprało ci mózg. Ale nie mogę żyć, kiedy mój własny brat patrzy na mnie jak na obcą osobę.
- W porządku, w porządku - Sharif uniósł dłoń. - W sumie mogę się tam przelecieć, skoro na razie nie mam żadnych planów.
- Może od razu? - zaproponowała Afaf. - Myślę, że nie ma na co czekać. Im prędzej będziemy mieć to za sobą, tym lepiej.
- Niech będzie - skinął mężczyzna, wstając z kanapy. - Musiał… musiałbym cię jeszcze prosić o jakieś ubrania - mruknął patrząc po sobie. - I właściwie przez jak długo byłem nieprzytomny?
- Nie wiem, kiedy straciłeś przytomność. Obecnie mamy dwudziestego piątego czerwca jakoś przed południem - rzekła Afaf. - Chcesz coś jeszcze oprócz ubrań? Coś poza bronią. Nie chcę, żebyś źle to odczytał, ale dopóki wszystkiego nie wyjaśnimy… wolałabym cię nie uzbrajać - podniosła rękę i dotknęła szyi, na której wciąż były widoczne ślady po dłoniach Sharifa.
Habid wzruszył ramionami i spojrzał ponownie na Afaf. W jego oczach kryło się poczucie winy.
- Ubrania wystarczą - odparł, podchodząc do drzwi.
Wyszli na korytarz.
- Tutaj jest toaleta - kobieta wskazała drzwi. - A tam kuchnia, gdybyś czegoś potrzebował.
Sama ruszyła do zupełnie innego pokoju, w którym zapewne chciała zająć się praktyczną stroną przygotowań lotu do Iraku. Kiedy obróciła się tyłem, Sharif ujrzał tatuaż z tyłu szyi siostry. Został wykonany złotym tuszem, co ładnie kontrastowało z nieco ciemniejszym kolorem skóry Afaf.


- Sharifie - kobieta przystanęła zanim przekroczyła próg drzwi. - Co takiego mógłbyś zobaczyć w Khalis lub w Bakubie, co rozwiałoby twoje wątpliwości?
- Nie mówiłem, że lecę tam w takim celu - odparł Sharif i wszedł do łazienki, zamykając za sobą drzwi.
Kobieta wyglądała, jak gdyby chciała coś powiedzieć, jednakże tego nie zrobiła.

Godzinę później Sharif był już czysty, najedzony i ubrany w swoje własne ubrania. Te zostały w trakcie jego nieprzytomności wyprane, wysuszone i wyprasowane. Afaf wdziała czarny płaszczyk, dzięki któremu jej sylwetka nie wydawała się aż tak przeraźliwie chuda. Ruszyli samochodem na lotnisko wraz z Jonathanem, pomocnikiem Afaf. Mężczyzna siedział za kierownicą, bez słowa wioząc ich na samolot.
- To prywatny samolot Eayan - rzekła kobieta, chcąc zagaić rozmowę. - Odrzutowiec. Powinien szybko przetransportować nas na miejsce. Najbardziej po opuszczeniu Tunisu tęskniłam za Portalami.
- Radzisz sobie całkiem nieźle - Sharif co rusz wyglądał za okno, obserwując otoczenie. - Nigdy nie byłem zwolennikiem portali - odpowiedział, posyłając kobiecie przelotne spojrzenie.
- Jakieś efekty uboczne? Miałam koleżankę, która cierpiała na biegunkę po każdym skoku - Afaf nieznacznie uśmiechnęła się. - Uwierz mi, nic przyjemnego.
Kiedy weszli do środka i zajęli miejsca, kobieta kontynuowała rozmowę.
- Samolot nie należy do mnie, lecz do organizacji. Podobnie jak wszystkie środki, którymi dysponuję, nawet Jonathan. Jestem na wysokim stanowisku, lecz bardzo szybko mogę zlecieć i pozostać sama. Dlatego cieszę się z twojej obecności. Bardzo mało jest osób, którym możemy ufać - uśmiechnęła się, lecz bardzo szybko grymas pojawił się na jej twarzy, kiedy przypomniała sobie, że ich obecna relacja wcale nie jest oparta na wzajemnej ufności.
- Z tym ostatnim się zgodzę. Alice mi zaufała i najlepiej na tym nie wyszła - Sharif rozparł się na fotelu i wyjrzał na płytę lotniska.
- Ile potrwa lot?
- Kilka godzin, zapewne. Wylądujemy w Bagdadzie, a potem wynajmiemy samochód. Chcesz wpierw udać się do Khalis, czy Bakuby? - zapytała Afaf, nalewając wody mineralnej do kieliszka. Następnie podsunęła butelkę Sharifowi, aby mógł się napić.
Habid przyjrzał się butelce, a następnie po chwili zastanowienia napił się z gwinta.
- Zacznijmy od Bakuby - skwitował, przecierając usta kciukiem.

Afaf pokiwała głową. Wcisnęła się głębiej w fotel i przymknęła oczy. Zasnęła. Jej twarz lekko przechyliła się. Teraz wyglądała znacznie młodziej i bardziej niewinnie. Zdawało się, że na jawie obowiązki dodawały jej lat. Sharif miał do dyspozycji barek z najróżniejszymi napojami - w tym alkoholowymi, a także telewizor z zamontowanymi słuchawkami. Mógł spędzić czas w sposób dowolny.


Kiedy wylądowali w Bagdadzie, Sharif spojrzał na charakterystyczną architekturę tamtejszego lotniska. A szczególnie na sufit głównej hali, który łukami opuszczał się w stronę pasażerów. Ruszyli prędkim krokiem w stronę wyjścia.
- Byłeś kiedyś w stolicy? - zapytała Afaf.
Sharif pomimo szybkiego kroku zachowywał ostrożność. Dłoń ciągle zahaczała o biodro, chociaż nie było tam ani kabury ani pistoletu.
- Tylko raz. Kiedy Konsumenci wyciągali mnie z Iraku.
Kobieta zamilkła na moment.
- A chciałeś kiedyś tu powrócić? Myślałeś o tym? To znaczy… nie, żeby było do czego - westchnęła. - Dom, to ludzie, którzy w nim przebywają. A nie geograficzne dane południków i równoleżników.
Wyszli na zewnątrz i wsiedli do samochodu, który już na nich czekał. Afaf poleciła kierowcy jazdę do Bakuby. Następnie spojrzała na Sharifa, chcąc usłyszeć jego odpowiedź.
- Nie… Raczej nie. Właściwie pogodziłem się z tym, że nie mam domu - odparł Sharif, rozsiadając się w fotelu. - Całe moje życie jest podróżą, nawet jeśli osiadałem gdzieś na trochę dłużej - dodał, przyglądając się swoim dłoniom.

Jechali po ulicach Bakuby. Niektóre obiekty były naprawione i odrestaurowane, jednak piętno bombardowania sprzed kilku lat wciąż zdawało się widoczne. Ulice miasta jakby płakały od wylanej krwi jego mieszkańców. Sharif rozpoznawał poszczególne sklepy, biura, urzędy… wszystko zdawało się jakby snem. Wysiedli, kiedy pojazd dojechał do celu. Znaleźli się tuż przed Głównym Szpitalem w Bakubie. Miejscem, w którym drzemała dokumentacja na temat ojca Sharifa… lub też nie. W pierwszym przypadku oznaczałoby, że sen, którego przed chwilą doświadczył, przedstawiał właściwą wersję wydarzeń. Natomiast w drugim… Afaf byłaby jedynie oszustką, próbującą wcielić się w jego zmarłą siostrę, która zginęła pod gruzami domu w Khalis.

- Całe życie jest podróżą, Sharifie - kobieta skinęła głową, uśmiechając się do mężczyzny. - Masz rację. Nasza własna rozpoczęła się w tym miejscu. I teraz nadchodzi jej kontynuacja. Ty i ja kontra reszta świata - dodała, wyciągając rękę w stronę mężczyzny. - Od teraz aż do jego końca. I jeszcze dalej.

Południowe słońce tkwiło wsparte wysoko na nieboskłonie. Jego jasne i ciepłe promienie oblepiały ich dwójkę spoglądającą na gmach Głównego Szpitalu w Bakubie.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline