Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2018, 07:58   #35
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Euforia, zamiast gasnąć i wyciszać się, trwała. Ogrzewała Anny serce, tak jak krew rozgrzała jej ciało. Czuła się niepokonana i zaczynała rozumieć nie tylko Skrzyńskich z ich upodobaniem do likantropów, ale również i tych spośród jej rodzaju, którzy polowali na lupiny dla ich krwi. Ekstatyczne szczęście potęgowała obecność Krzesimira, popijającego wino i gładzącego ukradkiem pod pledem jej biodro. Wyspał się i wróił do sił, a wszystko dzięki niej, uratowała go, sama, bez niczyjej pomocy... jeśli nie liczyć pochodni ofiarowanej przez Laurentina. Ten jednak był obecnie tylko bladym cieniem w Aninej pamięci, wobec natłoku i siły obecnych wrażeń nie miałby wszak niczego, co mogłoby się mierzyć z tym, czego doświadczała.
Etienne wina sobie nie żałował, jak nigdy, i przez Annowe ramię obserwował lupina. Otakar pił bardziej oszczędnie i siedział na samym skraju łoża. Choć to, pomyślała z rozbawieniem, jego barłóg przecie. Wziął się wreszcie do opowiadania, choć ku skrytej frustracji Anny – zaczął od osoby, która obchodziła ją chyba najmniej ze wszystkich zamieszanych w sprawę wieży.
- Zwabiłem ich światełkiem ducha i... znaleźliśmy Adele, w miejscu, które wskazałaś.
Dość oględnie opisał ciało, ale z obrażeń i po latach wynikało jasno, że panna Valdstein nie miała śmierci ani łatwej, ani szybkiej.
- Wtedy zobaczyliśmy płomienie...
I rzecz jasna, wszyscy rzucili się na oślep ku zabudowaniom. Coś takiego jest w ludziach, bardzo silnego, że przebija nawet przez wilkołaczą naturę – jak się pali, wszyscy pędzą popatrzeć. Do gaszenia zwykle biorą się tylko bezpośrednio zainteresowani.
- Skoczyłem w ogień, wołałem cię, ale nigdzie cię nie było. Potem...
- Potem mogło być już tylko zabawniej i wszyscy się pobili – zawyrokował podpity już cokolwiek Etienne, jego palce pełzły ospale w górę po wcięciu Aninej talii.
- W tej pożodze wpadłem na dziewkę. Tę z Żywca, po którą tu jechałaś. Tylko włosów nie miała jasnych, bo się jej spaliły całkiem. Krzyczałem do niej, żeby uciekała, ale słuchać nie chciała.
Tak, to wybitnie wyglądało na Jitkę, z uporem ignorującą wszystkie dobre rady.
- Zginęła? - wciął się ostro Etienne, a Anna zacisnęła powieki. Śmierć w płomieniach była straszna, czego i kogo ta dziewka tam szukała? Laurentina? Jej, Anny?
- Nie, widziałem ją potem – skrzywił się lekko Otokar. - Wypadłem z wieży, a wataha zdążyła się zorientować do tego czasu, że Martina gdzieś przepadła. Dalejże szukać... i znaleźli ją, z twymi druhami. Zaszyli się w jednej z ruin chat otaczających wieżę. I wyszli, jak żeśmy nadciągnęli, z chrzęstem i rumorem. Wyprowadzili Martinę związaną, z nożem na szyi. Przedstawili uroczą propozycję, że mamy odstąpić i opuścić te ziemie, to zwolnią Martinę całą i zdrową. Na to Vaclav wystąpił z kontrpropozycją, też urokliwą. Oni puszczą Martinę tu i teraz, a my ich nie rozerwiemy na strzępy. Padło też kilka obelg oraz obietnica, że po pijawach zajmie się mną, bo z rozmysłem wprowadziłem watahę w błąd... Na to mnie krew zalała.
- Zaiste – zgodził się Etienne z powagą, która pojawia się po paru kielichach wina – nic tak nie burzy krwi w mężczyźnie, oprócz ładnej niewiasty, jak potwarz. Zupełnie wszak pozbawiona podstaw.
- I co tu dużo gadać... ja jestem tutaj. Ja wygrałem, Vaclav przegrał i gryzie ziemię.
W jego głosie aż nadto wyraźnie słyszała dumę ze zwycięstwa.
 
Asenat jest offline