Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-12-2017, 08:04   #31
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Wahanie odbiło się na urodziwej twarzy Horaku, ale po chwili skinął głową. Może pod wieżę ciągnęło go bardziej, tam gdzie dwie osoby, którym hołdował. A może te wielokrotne więzy pozwalały zachować więcej zdrowego rozsądku. Bowiem Anna sama przed sobą musiała przyznać, że ta ciemność napawa ją strachem, i nikt, komu nie pożarła skarbu najcenniejszego, nie przestąpi progu z własnej woli.

- Rozumiem – skinął jej Laurentin i uśmiechnął się smutno. - Jest ważny.
Był ważny, i to nie tylko dlatego, że serce wampirzycy krwawiło boleśnie bez jego towarzystwa. Tak samo krwią zabroczy serce Bożywoja na wieść o śmierci ghula, a wymyślny odwet Diabła za to, że powiodła na zatracenie jego umiłowanego Krzesimira, przekraczał możliwości Aninej wyobraźni.
- Poczekaj.

Horaku wyrwał kawał drewna ze szczątków łóżka, upuścił kropli krwi i polano zamieniło się w żagiew. Wsunął ją jej w rękę.
- Bądź czujna... różne rzeczy tam widywałem. Oko w ciemności samo buduje kształty – wytłumaczył nader racjonalnie. - Ale mrok miewa też swoich mieszkańców.

Ruszyła. Długo towarzyszyło jej tylko trzaskanie pochodni, odgłos własnych wytłumionych kroków i zachrypniete już od krzyku wołanie za Krzesimirem. Nie mogła ocenić, ile czasu minęło.
A potem nagle dostrzegła światło. Chybotliwe i nieduże, jakby od osłoniętego lampą ogarka.
 
Asenat jest offline  
Stary 02-01-2018, 10:54   #32
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Anna była znużona błąkaniem się po ćmoku. Czas płynął tu inaczej, nie była w stanie określić odcinków czasu. Ile upłynęło odkąd pożegnała Laurentina? Kilka minut? Godzin? Dni?
Czy tam pod wieżą Horaku jeszcze na nią czekano czy już postawiono na Annie krzyżyk? Laurentin zostawił ją lekką ręką. Ołdrzych by tego nie zrobił, kochany lojalny Ołdrzych, czy już przedarł sie przez śniegi? Czy rozwali wszystko w pył na wieść, że Anny nie ma i może już nigdy nie być? Co mu nakłamali bo nakłamali na pewno.
Naraz z ponurych myśli wyrwał ją widok światła. Pomna, że może leźć w pułapkę ruszyła w tamtą stronę. Nie miała za dużego wyboru. Błąkać się tu po wsze czasy albo stanąć oko w oko z demonami tego miejsca.
Poznała na pierwszy rzut oka tę sylwetkę kanciastą, zgarbione plecy i kołtun koloru błota na głowie. Poznała też charakterystyczny rytm, jaki łopata wydawała w zderzeniach z ziemią. Pochylony, zgięty w kabłąk, w świetle świecy zamkniętej w osłoniętej lampie, rodzic jej śmiertelny kopał grób.
Nic w tym nie byłoby nadzwyczajnego, wszak był grabarzem.
Tyle że nie powinno go tu być, a do tego ponad wszelką wątpliwość był martwy.
Anna pomyślała wpierw, ze to mara jakaś, ale potem przeszła jej przez myśl możliwość, ze po prostu trafiła na tę drugą stronę, gdzie chodzą umarli.
- Tatul? - zapytała cicho a z tym słowem odezwała sie w Annie jakaś uśpiona tęsknota. W końcu nigdy się z nim pożegnała.
Nie rzekł nic, westchnął ciężko. Łopatę odrzucił, a z zakamarków cuchnącej kapoty wyjął długi ćwiek żelazny i młotek. W trzewia grobu zsunął się, płaszcz jeszcze bardziej w błocie walając i zasłaniając Annie ciało w mogile złożone.
- Winienem główkę ci odciąć, córuś - odezwał się nagle.
Anna okrążyła mogiłkę łukiem by zoczyć kogo tatul w ziemi chowa.
Ujrzała włosy smoliście czarne i twarz bladą, o porcelanowej cerze i idealnych rysach. Rysach świętej z kościelnego obrazu i jawnogrzesznicy naraz. Oblicze bogini, kobiecości skończonej i doskonałej. Jej twarz.
- Tatku, przecież to ja, Ania - powiedziała nie wiedząc do końca czy ma na myśli siebie czy truchło w dole. - Pomóż mi, tatku. Błąkam się tak długo w ciemności. Szukam mężczyzny. Ciemne loki, piękne oblicze. Pewnikiem cierpi w niewoli. Muszę go znaleźć.
- To ci pomoże, córuś - stary grabarz otarł ślozy cieknące z oczu i nosa, i przytknął ćwiek do piersi złożonej w grobie Anny. - Nie będziesz się już błąkać. Spoczniesz wreszcie w spokoju.
Anna osunęła się na kolana, białą rączką zasłoniła usta i patrzyła bez zrozumienia na to co dzieje się w dole. Na krew i łamane pod ciosem żebra.
Poczuła lodowate łzy cisnące się z oczu a potem juz tylko wybrzmiewał furkot halek gdy znów rzuciła sie w ciemność, byle dalej od rodziciela i utraconej na zawsze przeszłości.
W uszach ciągle rozbrzmiewał jej dźwięk ziemi rzucanej na powrót do grobu, ale gdy się odwróciła, ujrzała znów tylko ciemność, nieprzeniknioną noc.
- Spokojnie - usłyszała za sobą wyważony głos Mikołaja. - To tylko ciemność. Sama w sobie nie jest zła ani dobra.
- Tak ojcze, jak zwykle masz rację - Anna odpowiedziała na głos i zwolniła kroku.
Wystawiła przed siebie pochodnę i spróbowała odszukać umysł Krzesimira. Może gdyby nawiązała z nim kontakt… potrafiłby ją jakoś nakierować na miejsce swojego pobytu?
- Nadal trwonisz czas i siły na miłostki? Ważysz sobie lekce moją krew i nauki, i swój talent - w głosie ojcowym pojawiła się przygana.
- A i nie jest zapisane w księgach, że nie ma na tym świecie siły potężniejszej niż miłość? - broniła się Anna. - Dlatego jeszcze nie zwariowałam, tak myślę.
Po kilku chwilach Annę otoczyły zmaterializowane strzępki obrazów: rozjuszony Bożywoj, ściana tarcz najeżona włóczniami, Bożywoj uśmiechnięty, rozluźniony i nagi, śpiąca w łożu Anna.
- Dziwne - rzekła na głos ciekawa czy ciemność ukazuje jej prawdziwe wydarzenia, fragmenty wspomnień czy raczej jej skrywane życzenia?
Choć właściwie nie było to ważne. Ważny był Krzesimir. Ruszyła dalej nawołując jego imię. Miała przeświadczenie, mocne i niewypływające z nadziei - że ghuk żyw jeszcze. Gdyby zginął, odczułaby to, była przekonana.
Ojciec pozostawał niewzruszony na jej rozpaczliwe wołania.
- Jako rzecze Awicenna - oznajmił z drwiną w głosie: - Miłość określana jest jako dręczące rojenie natury melancholijnej, które rodzi się wskutek ustawicznego rozmyślania o licu, gestach i obyczajach osoby przeciwnej płci. Remedium na to jest połączenie dwojga kochanków węzłem małżeńskim, i choroba minie.
Zaśmiał się krótko, zgrzytliwie.
- Opuściłaś mnie dla mrzonek i fantasmagorii.
- Ja jestem po ożenku i mnie choroba nie minęła - uśmiechnęła się w geście małego zwycięstwa. - Mógłbyś to zaakceptować, ojcze. Jedno nie koliduje z drugim, znaczy ty z Oldrzychem. I Krzesimirem… Choć tyle, ze Patrycjusz wypadł z tej sztafety. Mogłabym być lojalna i im i tobie.
- Oszukujesz mnie, siebie i ich - uniósł głos i skrzywił wargi. - Brak ci stałości. Wytrwałości. I konsekwencji. W sumie to i lepiej. Nie będzie mi żal.
Blade wargi ojca rozepchnęły wysuwane kły.
- To nawet nie jestes ty! - wrzasnęła Anna i skierowała w jego stronę pochodnie. - To kraina umarłych a ty żyjesz.
Nie chciała spalać krwi. Miała jej tak mało a bóg jeden wie ile czasu tu spędzi. Płomień oświetlił pociągłą, ascetyczną twarz o bladej skórze i sinawych ustach.
- Młodość mówi przez ciebie - Mikołaj przewrócił oczami w sposób, który Annę zawsze denerwował. - Pełna niczym nieuzasadnionej pewności siebie. Doświadczenie uczy wątpić. Cóż, wątpię, by twoja krew uczyniła mnie bardziej żywym, jak to praktykują niektóre upiory…
MWestchnął ze złością i znów przewrócił oczami.
- … jednak i tak spróbuję.
Skoczył, szybki jak lis, nurkując pod trzymaną przez Annę pochodnią. Uderzył ją pięścią pod sercem, gruchocząc żebra.
Anna instynktownie użyła mocy Kapadocjan by pozbawić ojca przytomności. Jednocześnie pchnęła pochodnią z całych sił mierząc w pierś wampira.
Kapadockie czarostwo krwi nie wywarło na Mikołaju żadnego wrażenia. Przed pochodnią odskoczył jednak, z instyktownym przestrachem w oczach, zrzucił płaszcz, którego rąbek zajął się żarłocznym płomieniem. Wyciągnął ręce, ale zacisnął je na pustce.
- To tylko jedna żagiew! - syknął przez zęby. - I niebawem zgaśnie.
Miał rację. Żagiew w końcu zgaśnie a wtedy pochłonie Annę ciemność i wszystkie stworzenia, które czają się gdzieś tutaj rzucą się na nią. Potrzebowała planu. Ale jak mogła znaleźć tu Krzesimira? Nie odpowiadał na jej nawoływania. Czy mógł ją widzieć z oddali? Płomyk pośród ciemnicy?
Anna rzuciła się do biegu by zgubić ojca, zaraz jednak pomyślała że dopóki ma w ręku żagiew dopóty jest łatwym do namierzenia celem.
Spróbowała wbić pochodnie w ziemie i sie oddalić. Kiedy Mikołaj tam dobiegnie Anna rzuci się na niego od tyłu. Wbije kły w jego kark i już nie puści.
Tak też i uczyniła, ale choć poczuła, jak kręgi zgrzytnęły pod jej zębami, ust nie wypełniła jej krew. Mikołaj wrzasnął i stężał, by zaraz potem - rozpaść się w pył. Zdawało jej się, że to ten popiół osypujący się z jej sukni tak szeleści. Ale po chwili wiedziała już, że się omyliła. Gdzieś w ciemności łuski tarły o siebie, pełzł wąż.
- Mary, zewsząd mary - szepnęła Anna i usiadła na ziemi obok płomyka pochodni.
Był ojciec, teraz czas na węża. Będą ją tak wszyscy nawiedzać by narastał w niej obłęd.
Powinna spróbować wyjść z ciała. Zobaczyć czy może animą wyrwać się na tamtą stronę, zobaczyć czy da sie skontaktować z Jitką, Liborem bądź Laurentinem. Ale wpierw tu poszukać umysłu Krzesimira, sprawdzić czy jej moce będą w tej otchłani działać normalnie.
Ale nie teraz. Nie by wystawiać się wężu na pożarcie. Gdy zostawia ciało bez ducha czyni je zupełnie bezbronnym.
- Podpełznij - zachęciła by przyspieszyć nieuniknione. - Kimś jest? Bozywoj? A moze sam Zoltan?
Szelest rozlegał się to z jednej, to z drugiej strony. Jakby ją podchodził, jak zwierze na polowaniu. Na widok twarzy, któa wyłoniła się z ciemności, nie była przygotowana…. A może była?
Oldrzych nadal miał nieludzkie, ptasie oczy, ale skórę na nagich przedramionach pokrywały łuski. Palce zaciskał na drzewcu włóczni.
- Nie wierzę, ty też bedziesz chciał mnie zabić? - Anna wsparła się na ręce gotowa odturlać się gdyby włócznia poszła w ruch. - Ciebie pośród wszystkich kocham najbardziej, wiec za co?
Przykucnal obok, wspierając się o włócznię, uśmiechnął z rozbawieniem, które za bardzo przypominało wieczny uśmiech żmiji.
- Zdaje ci się, że musi być wina? - Sięgnął po jej dłoń i pocałował czubki palców. - Coś się na pewno znajdzie, jeśli nalegasz.
- Może. Czasem kłamię, wiem, ale jestem zawsze lojalna względem swego męża. Wszystko co robię, robię po to by zbudować coś dla nas. - Nie cofnęła palców, przeciwnie, widok Oldrzycha nawet jeśli był tylko marą, przyniosła Annie cień ukojenia w jej mrocznych wędrówkach. Dotknęła dłonią jego policzka, pogładziła łuskę na przedramieniu. - Jeśli to ma mnie obrzydzić, to nie wyjdzie. Zdaję sobie sprawę, że będzie tobie… jemu - poprawiła się - dochodzić zwierzęcych znamion. To nic nie zmieni.
- Łeż piękna jak twe liczko - uśmiechnął się z pobłażaniem. - Wszystko się zmienia, Anno. Czyś kiedyś nie odmówiła Diabłu więzów? Dziś pijesz krew cudzą - dla wyższej konieczności. Dorastasz - obnazył wąskie, nieludzkie zęby. - By nie powiedzieć - starzejesz się - zaznaczył dwornie.
- Piję bo to nie ma na mnie wpływu gdy więzy juz mam od dawna przypieczętowane, silne i trwałe. Nie widzę w tym ni zdrady, ni starości. Z Bozywojem walczyłam jak wilczyca bo i stawka była ogromna. Utrata własnej woli.
- I gdzież cię ta wola doprowadziła... - rozejrzał się po otaczających ciemnościach. - Do tego, że dziś z własnej woli podjęłabyś inną decyzję.
- Nie mów mi co bym zrobiła i co myślę. Jestem tu by ratować przyjaciela. Tak jak i do Horaku przybyłam by ratować Jitkę za namową Libora. Chcę dobrze. Chcę byśmy byli silni rodziną. Nie mąć mi w głowie.
- Przyjaciela… osobliwie zwiesz tę relację. Co do zamętu, nie umieściłem w twej wdzięcznej główce niczego, czego tam wcześniej nie było - przymrużył oczy, tęczówki pociemniały, z dymnoniebieskich przeszły w czerń, jakby inkaust się rozlał, twarz zaczęła szczupleć, włosy opadły długimi, ciemnymi pasmami na ramionami.
- Zaś co do twego przyjaciela - oznajmił sucho Bożywoj Skrzyński - to w pierwszej kolejności jest moim ghulem. I zawsze wiem, gdzie przebywa, Anno. Zawsze. Nawet gdy zdaje mu się, że nie wiem.
O ile nieludzka postać Oldrzycha była Annie ulgą, o tyle teraz cofnęła się po ziemi wyraźnie wystraszona, byle bliżej ognika pochodni.
- Skoro wiesz, to mnie do niego powiedź. Lub chociaż odejdź i pozwól mi go szukać. Nie chcę cię tutaj Bożywoju Skrzynski. Spośród wszystkich tych mar ciebie nie chcę najbardziej.
Zaplótł szponiaste dłonie na kolanie, wyraźnie rad z jej strachu.
- Wszystko po tej stronie śmierci ma swoją cenę i nic nie jest za darmo. Lecz ty tego nie pojmujesz, prawda? Jak nie pojmowałaś w Pieskowej Skale i nic nie potrafiłaś z siebie dać.
-W Pieskowej Skale zażądałeś zbyt wygórowanej ceny - syknęła przez zęby, które rosły wraz z jej gniewem. - Jaką podasz w zamian za wskazanie drogi do Krzesimira?
- Rok twego istnienia to niezbyt wygórowana cena, dla odmiany - ocenił, kącik wąskich ust drgał mu w tłumionym, złośliwym śmieszku. - Wszak masz ich nieograniczony rezerwuar.
- Jeśli to nie podstęp… - Zamyslila sie. - Niech będzie, jeden rok. Ale Krzesimir będzie wolny od teraz. Moje cyrografy nie dotyczą jego.
- Nie widzę przeciwwskazań - wyciągnął szponiasta rękę - Na przypieczetowanie umowy pocałunek. Zaczniesz teraz, szybciej przywykniesz.
- Ty nie jestes nim. Bozywojem - podniosła dłoń ale nie wyciągała wciąż w jego stronę. - Skoro mam być przez rok twym więźniem, proszę o dodatkową klauzulę. Nie podszywaj się pod osoby, które znam. Noś swą własną twarz.
- Bądź tu wytworny - skrzywił się, ale kiwnął głową. - I nie więźniem. Sługą… choć wizja potrzymania cię pod kluczem ma w sobie coś kuszącego. Diabeł w tym znajdował upodobanie, nieprawdaż?
- Tego nie wiem - mruknęła cicho choć bała się, że ma rację. - W takim razie prowadź do Krzesimira. Odprowadzę go pod próg chaty w lesie. Potem… jeden rok służby, żadnych masek - wstała z ziemi i uniosła pochodnie.
Wstał również, wskazał pazurem kierunek. W niczym nieodrozniajacy się od innych. A jednak po pewnym czasie usłyszała płytki oddech, a potem światło pochodni wyluskalo z mroku skurczona, znajomą sylwetkę.

Krzesimir dychał, choć zdawał się wycieńczony. Dała mu z miejsca krwi, jeszcze tam, w ciemnicy by choć odzyskał moc powłóczenia nogami.
Doszli do wyjścia, poczuła Anna na twarzy powiew leśnego powietrza. Dała Krzesimirowi księgę rzekłszy:
- Strzeż jej dla mnie. I opiekuj się Gangrelami.
Bała się, że z ciemności wychyną ciemne macki i wciągną ją z powrotem do swego więzienia lecz nic takiego nie nastąpiło. Wznowiła więc marsz na zewnątrz chaty a tam lato w pełnym rozkwicie. Ani rzuciła się w oczy malutka sylwetka stojąca pod zżeranym przez drzewka murkiem. Chłopiec z sinymi wargami.

Anna ujęła Krzesimira pod ramię i wlekła go siłą zboczywszy w stronę wieży Horaku tak by wyminąć chłopca.
-Jitka! - wydarła się na całe gardło. - Laurentin!
Libor! Pomóżcie, prędko!
Gdy rzuciła za siebie spanikowane spojrzenie, dostrzegła, że chłopca nie ma już w miejscu, w którym stał.
- Nie ma ich - posłyszała cichy, syczący głos. - Odeszli dawno temu.
- A Ołdrzych? A wieża? Kopalnia? Mieliśmy tyleż planów - Anna szukała spojrzeniem właściciela głosu. - Jak to odeszli? Nie poczekali na mnie nawet jednego dnia?
Ułożyła Krzesimira pod drzewem i znów upuściła krwi z nadgarstka wciskając mu go w usta. Musi nabrać sił. Odzyskać zdrowie i równowagę.
Gdy pierwsze krople spadły na usta ghula, Etienne drgnął, zatrzepotał powiekami. Przycisnął wargi do jej nadgarstka i zaczął pić, jeszcze zanim otworzył oczy na dobre i w jego spojrzeniu pojawiła się świadomość, kim on jest i kim jest ona.
- Minęło trochę czasu - oznajmił głos lekkim tonem, jakby to nie było istotne. Był tylko głos, a choć rozglądała się wokół, nie mogła znaleźć osoby, która wypowiada słowa. Czy to możliwe… że rozlegał się tylko w jej głowie?

Nawiedziła ją myśl, że na to podpisała umowę. Na rok więzienia, tyle że nie ją w nim będą trzymać, a jego w niej. Czy od tego zwariuje?
W wieży, tak jak przypuszczała zostały same zgliszcza, porośnięte już młodą trawą i kwieciem.
- Musimy iść - oznajmiła Anna pomagając ghulowi wstać. - Nie wiem jak to się stało ale minęła już zimna. Czas tam płynął inaczej. Pozostali, jeśli na nas czekali, musieli dać za wygraną.

Była głodna. Do świtu pozostało jeszcze trochę czasu, wykorzystają go na powolny marsz, w tempie na jakie Krzesimir może sobie pozwolić. Trzeba im znaleźć schronienie. Przeczekać kilka dni aż on wydobrzeje i zdolny będzie oddać Annie jej twarz, z którą się będzie mogła pojawić we młynie. W domu.

- Pójdziemy do Otokara. Miał chatę niedaleko. On opowie nam co się tu zadziało po naszym zniknięciu i gdzie jest reszta.

I zdaje się miała mu dług do spłacenia.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 02-01-2018 o 10:56.
liliel jest offline  
Stary 02-01-2018, 12:55   #33
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Las nie był cichy, jak powinien być. Nocą słychać tylko zwierzęta i puszczyki. Tymczasem w niematerialne uszy Anny uderzyła pieśń, śpiewana w jakimś niemieckim dialekcie zrazu młodym dziewczęcym głosem, do którego potem dołączyły i inne.


Chata Otokara była pusta, choć nie opuszczona. Dymarka była jeszcze ciepła, snuła się z niej wąska smużka dymu. Drzwi podparto belką. Na stole w domu leżał chleb i gomółka sera, puchar z resztką wina. Kufer z ubraniami był otwarty i wybebeszony, giezła i kaftany walały się w nieładzie. Prędzej dowód pospiesznego wyjścia, nie rabunku. Gdyby ktoś chciał kraść, sięgnąłby po barwione i malowane szkło, a naczynia stały na półkach w najlepszym porządku. Na jednym zobaczyła własną twarz, otoczoną przez ogniste kwiaty.

Wol dir, wol dir, wîbes güete!
wol dir, daz du saelic iemer müezest sîn!
wol dir, dû kanst trûren swachen,
swâ diu Minne ein sendez herze hât verwunt.
dîn vil rôsevarwer munt,
sô der lieplîch wolde lachen,
sam der rôse in touwen blütee
fröide machen kan dîn spilnder ougen schîn.

Śpiew dobiegał z doliny pod wzgórzem. Towarzyszył mu gwar, krzyki i śmiechy. Widziała światła ognisk między pniami i migające sylwetki tańczących. Tam, gdzie wcześniej stały tylko drzewa. Wiele wykarczowano, na wolnej przestrzeni wyrosły w kręgu chaty. Między nimi stały liczne i mocno nadwyrężone kryte wozy, w głębi doliny widziała stado koni. Jakby niektórzy z ucztujących pod gołym niebem przybyli niedawno.

Śpiewała młoda blondynka z rumianymi policzkami i zielonym serdaczku. Przy głównym stole zaś zasiadało dwóch starszych mężów w podniszczonej czarnej przyodziewie i grubych skórzanych kaftanach. Po drugiej stronie u boku Otokara wilkołaczyca z bandy zbójców, która zaatakowała wieżę, perorowała po niemiecku ze swadą, co jakiś czas poprawiając wieniec z bluszczu ozdabiający jej skronie. Druh Aniny zapuścił brodę i może dlatego wydał się jej już dojrzałym mężczyzną. A może przez smutek w oczach, choć do rozmówców uśmiechał się i mitygował rozgadaną Martinę.

Przy ogniskach nastało jakieś poruszenie… ale w ocenie Anny zbyt małe i słabe, i niewłaściwie ukierunkowane. Pojawienie się ogromnej bestii o okrwawionym pysku stapającej jak człek winno tchnąć we wszystkich paniczny strach, winni uciekać albo próbować walczyć. Tymczasem tutejsi więcej uwagi poświęcali dzikowi, którego potwór przytargał na ramieniu, niż samemu lupinowi.
 
Asenat jest offline  
Stary 05-01-2018, 13:43   #34
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Anna nigdy nie była subtelna względem Otokara. Wlaziła mu w głowę jak w buciorach do domu, bo i zwykle jej się jakoś spieszyło. A może po prostu nie wymyśliła łagodniejszej na kontakt metody. “To ja, Anna” - brzmiało już jak wyświechtany tekst domorosłego szpiega, ale teraz też nie był czas aby bawić się słowem.
“To ja, Anna” - posłała mu myśli wprost do głowy.- “Jestem w twojej chacie. Nie chcę ci przerywać biesiady, widzę żeś dołączył wreszcie do watahy. Poczekam. Ne śpiesz się.”
Powstał gwałtownie i zaraz potem usiadł z powrotem. Twarz nawet mu nie drgnęła, ale Martina musiała coś wyczuć, złapała go za rękę. Odrzekł coś cicho po niemiecku.
“Zarygluj drzwi, schowaj się i nie wychodź. Dzisiaj będą polować”.
“Co gorsza ja też powinnam. Nie jadłam nic kilka dni… tak sądzę.”
“Mam konia i kozy. W szopie za domem… Myśleliśmy, że cię już nie ma”. Urwał, żeby odpowiedzieć rozmówcom.
“Przyjdę, gdy łowy się skończą. To, co teraz się dzieje, jest ważne”.
“Nie będę tedy przeszkadzać.”
Anna urwała, nie wycofała się jednak od razu. Rozumiała, że trafiła na jakieś obrządki watahy, ale to co ją naprawdę ciekawiło to zażyłość jaka łączy Otokara i Niemkę.

Po powrocie do ciała zajęła się Krzesmirem. Znalazła w spichlerzyku jedzenie i wino, ułożyła na talerz i podała mu do łóżka. Potem zaryglowała drzwi jak polecił Otokar.
- Może to zabrzmi dziwnie ale… chyba upłynęło kilka lat.
Sięgał po chleb, ale po tej rewelacji złapał gąsiorek.
- Bożywoj wypatroszył Gangreli i zrobił sobie z ich skór buty - oznajmił ponuro. - Za mnie. I za ciebie.
- Nawet nie wygaduj takich bzdur. Przecież to nie ich wina. Sama się w to wpakowałam. I ciebie.
- Tobie się wydaje, że musi być wina? - skrzywił lekko wargi, a dobór słów był zaiste zastanawiający. Podobnego argumentu w odniesieniu do Bożywoja użył upiór. - Nie musi. Wystarczy że byli obok i nie zrobili tego, co jego zdaniem powinni.
Przykucnęła przy łóżku, pogładziła go po dłoni.
- Złyś na mnie? Jak tam… było? W ciemności?
- Widziałem wiele rzeczy. Takich, o których szczęśliwie udało mi się zapomnieć. Teraz będę musiał znów pić, żeby zapomnieć znowu - poruszył niespokojnie ramionami i przykrył się pod brodę pledem. - Nie wiem, czy jestem. Nie miałem czasu by się nad tym pochylić. Ale wróciłaś po mnie, hm?
- Jakbym mogła nie wrócić? - Nie pytając o zgodę uchyliła pled i wślizgnęła się obok niego. - Też się błąkałam tam, szukając ciebie. Też widziałam mary. A jedną nawet zabrałam ze sobą. Cena za ciebie jaką mi zaoferowano i na którą przystałam.
- Trzeba było mnie zostawić - rzekł po chwili. -
Tak, wiem co by ci za to zrobił… same zgryzoty masz przeze mnie.
Był przygaszony i zmęczony, jedyne, co chciał wiedzieć, i po swojemu pytał dookoła, to czy Skrzyński ciągle stąpa po tym świecie.
- Była taka bajęda… Włodek ją spisał, może nawet wymyślił. Iż trzej bracia spotkali węża-potwora nad brzegiem rzeki. Jeden z nich go przechytrzył i wąż obdarzył go znajmością pradawnych tajemnic. Drugi uderzył i zranił węża, dostał za to siłę i jeszcze większą wprawę w walce. Zaś trzeci zawiódł pokładane w nim nadzieje, i wąż go za to zabił. Piękna gawęda - westchnął przeciągle. - Tyle że to nieprawda. Widziałem go, trzeciego brata… będę chciał jechać do Żywca, Anno. Ty winnaś odszukać Gangrela.
-Chcesz mnie zostawić? - Anna słuchała z głowa złożoną na jego piersi. Ani drgnęła. - Nigdy nie będę zdolna z nim konkurować, prawda? Nawet, gdy idę za tobą pod mury samego piekła.
- Piekło tam, gdzie Diabły. Idź ze mną - poprosił nagle, wplótł palce w jej włosy. - Toć muszę mu się pokazać, po takim czasie. I ty także.
-Wiesz, ze nie moge. Muszę znaleźć Oldrzycha. Zdolny zorać pazurami ziemię w całych Czechach żeby znaleźć choćby moje truchło.
Pocałowała Krzesimira w czoło, podniosła sie niechętnie, nagle dziwnie zmęczona.
-Może do was dojadę. Jakby sie okazało ze nie mam tu do czego wracać.
Po Aninej twarzy rozlał się smutek na myśl, ze Krzesimir miałby ją porzucić.
Zasnął niedługo potem, rzucał się niespokojnie przez sen, jego piękną twarz raz po raz szpecił grymas ni to strachu, ni to gniewu. Anna trwała jak w stuporze, ale wrażliwy słuch wychwytywał odległe wycie i skowyty.
A potem, tuż przed świtem, usłyszała kroki… potem uderzenie drewna o drewno i pluski. Gdy wyszła, Otokar nachylał się nad beczką i w deszczówce obmywał nagie ciało z krwi.
Anna nie spuściła nawet wzroku. Czekała w milczeniu aż zakończy mycie i ją zauważy.
-Ile czasu tam byliśmy?
Oparł się ramionami o krawędź beczki, prysnął jeszcze wodą na twarz.
- Trzy i pół roku.
Obrócił się i przyglądał się jej badawczo, ale ani drgnął, by podejść czy wykonać jakikolwiek gest na powitanie.
Anna poczuła się nieswojo, jakby przez te skradzione lata stała się inną, niemile widzianą osobą. Lub inni stali się wszyscy poza nią.
-Opowiesz co się stało potem? Laurentin wrócił i… - przykucnęła na deskach ganku. Odruchowo powiodła dłońmi do twarzy, bo zdążyła już niemal zapomnieć, że wciąż ma cudzą twarz. Moze stad rezerwa lupina?
- Co stało się tobie? - odparł pytaniem na pytanie, postąpił krok w przód i nachylił się, przyglądając się jej obliczu. Nie przejmował się przy tym brakami w przyodziewie i dostrzegła nowe blizny, po pazurach i po kulach najpewniej, gdy wypalono z bliska, z przyłożenia chyba, bo otaczały je drobinki prochu wżarte w skórę. Wisiał nad nią jak wyrzut sumienia.
To pytanie i sposób w jaki się przyglądał zaniepokoiło Annę jeszcze bardziej, jakby to co jej się stało znalazło odzwierciedlenie na jej twarzy i to w jakiś sposób Otokara odrzucało. Dotknęła raz jeszcze nosa, ust i policzków by się upewnić czy wszystko z nimi w porządku, czy nie pokryły się ropieniami bądź nie przybyło jej rogów.
-Po tym jak odprawiłam rytuał i odesłałam upiora, rozgorzał pożar. Musieliśmy skoczyć w mrok by się nie usmażyć. A potem doprowadziłam Laurentina do wyjścia a sama zawróciłam. Snułam się długo pośród ciemności. Spotykałam jeno mary i szaleństwo ale wciąż szukałam Krzesimira, nie mogłam go tam zostawić samego. W końcu… - spuściła wzrok - się udało.
Zaczęła skubać palcem przyschnięte błoto z trzewików.
-Co jest nie tak? Masz do mnie jakowyś żal? Nie pojmuję jednak za co.
- Byłaś w złym miejscu. Powinnaś pomówić z Martiną - oznajmił twardo. Ten ton też był nowy, brzęczący twardym nakazem.
-Jeśli muszę - na jego niechęć odpowiedziała wreszcie tym samym. Podniosła się, wyprostowała. - Nie w smak mi być besztaną za coś czegom nie zrobiła. Wróciłam z piekła, moze nawet dosłownie i takie mnie czeka przywitanie.
Ruszyła w stronę drzwi do chaty.
-Nie będziemy ci się narzucać. Zabiorę Krzesimira i juz nas nie zobaczysz. - nie miała pojęcia czy jest on na siłach ale słowo się rzekło.
- Nie besztam. Martwię się i proponuję pomoc.
Zatarasował sobą drzwi, gdy tylko weszła do chaty. Przez chwilę słychac było tylko oddech śpiącego ghula.
- Cokolwiek tam było, odesłałaś to. Sprawdziliśmy okolice wieży, wielokrotnie, gdy cię szukaliśmy.
-Nie wyglądasz jakbyś się martwił - Anna spoczęła na zydelku, wzrok jej utkwił w malowanym pucharze ozdobionym jej twarzą. - Skoro upiora nie ma to chyba wyszło na dobrze. Skąd więc twoja rezerwa? I czemu mam mówić z lupinką? Naprzykrzał się wam ktoś z powodu naszego zaginięcia? Ołdrzych? Bożywoj Skrzyński? - zgadywała dalej.
Przyglądał jej się z góry, mrużąc oczy.
- A dziękuję. Radzimy sobie - skomentował krótko możliwość naprzykrzania. Wszedł wreszcie do chaty, przymknął drzwi za sobą. Spuścił Annę ze wzroku tylko po to, by obejrzeć sobie Etienne’a, śpiącego snem sprawiedliwych na jego łóżku. Zgarnął giezło i portki z podłogi i szybko wciągnął na siebie.
- Jest w tobie coś innego i nie jest to twarz - oparł dłonie na stole. - A ja nie jestem biegły w duchowych sprawach. Martina jest - dokończył łagodniej.
Anna bezczelnie mu sie przyglądała gdy wciągał na siebie ubranie, gdy skończył równie bezczelnie straciła zainteresowanie i odwróciła wzrok.
-Ach, wy lupiny. Nic nie umknie waszym wyczulonym zmysłom. Owszem, kogoś ze sobą przywleklam - postukała palcem w skroń. Puk, puk, jesteś tam jeszcze? Odezwij się. Wcześniej ciągle mieliłeś ozorem, głównie gdy nie potrzeba. A moze boisz sie Otokara, co? On ciebie wyczuwa, to jasne. A jego niewiasta wyczuje cię jeszcze wprawniej i wytoczy ci wojnę. Ja zaś będę polem bitwy?
Wstała i zaśmiała się widząc minę lupina.
-Jest nią? Twoją niewiastą?
Ogień na palenisku ledwo się żarzył, zbyt nikły, by wziąć za jego poblask czerwony sztandar rumieńców, który się rozwinął na policzkach wilkołaka.
- Za takową uchodzi przed ludźmi. Uznałem jej dziecko za własne - nakreślił tonem informacyjnym, jakby powiadamiał o pogodzie albo najbliższym jarmarku. Rumieniec nie schodził mu z twarzy.
- Coś przywlekłaś? Wiesz, co to jest?
Pokręciła głową na znak, że nie ma pojęcia.
-W ludzkich plotkach zwykle prawdy jest połowa. A drugą połowę dopowiada twój rumieniec. Kochasz ją?
Zawahał się, wreszcie kiwnął milcząco głową.
Anna uśmiechem zamaskowała zawód.
-No widzisz, nie było tak trudno.
W trzech krokach przeszła całą izbę i pchnęła drzwi.
-Przyjdę jutro po zmierzchu po Krzesimira.
- Poczekaj… gdzie zamierzasz iść? Tu nie jest dla ciebie bezpiecznie.
Wyraz twarzy zmienił jej się na drapieżny, kły spęczniały w ustach.
-Nie jadłam trzy i pół roku. Na pewno chcesz żebym została? - zapytała przymilnie.
Zaplótł ramiona na piersi i oznajmił z niewzruszoną pewnością:
- Nie skrzywdzisz mnie. Nie podniesiesz na mnie ręki. - Potarł o ramię pobliźniony policzek. - Nie ty i nie po tym. Za to jeśli ktoś cię z naszych w lesie zdybie, ubije bez ochyby.
-Kto mówi i krzywdzeniu. Niektórzy biorą sobie ukąszenie wampira za najwyższą rozkosz - zawróciła domknąwszy drzwi i okrążała Otokara okręgami, coraz ciaśniejszy. - Zapytaj Krzesimira, mówi ze to lepsze niż wszystko co kobieta może dać mężczyźnie. Poza tym jestem ci winna przysługę, nie zapomniałam.
- Raczej nie. Nie zamierzam go budzić - uśmiechnął się szybko i równie szybko podszedł do drzwi, by je Annie zamknąć przed nosem i zaryglować. - Po co mi wiedza z drugiej ręki?
Zamrugała zbita z tropu. Uwodzicielski uśmiech zgasł w oczach.
-Ja… nie mogę. To groźne. Mogłabym stracić rozsądek. Wasza krew uwalnia bestie. Wtedy mogłabym cię skrzywdzić a tego w istocie nie chce.
Pogładził ją po twarzy i może coś odpowiedział, ale nie usłyszała. Na poczesne miejsce jej uwagi wybił się lodowaty, ale kuszący podszept.
- Ależ, nie mityguj się. Sam chce, wie, co robi i co dobre. Zrób to, Anno.
-Zamknij się - warknęła nagle Anna a zdawało się, że do Otokara choć nie patrzyła mu w oczy, raczej gdzieś obok. - Moze i chce ale by potem żałował. Mówił że ją kocha, wyczułaby na nim mój zapach i nie wybaczyła. To taka noc co może zrujnować życie.
Klepnęła ramię wilkołaka by zszedł jej z drogi do drzwi. Ten ani drgnął.
- Śpij tutaj - polecił szorstko, kryjąc zawód. Gadanie do kogoś, kogo nie widział, mniej go zdziwiło i ubodło niż nagła odmowa.
-Teraz jesteś wściekły ale potem mi podziękujesz - uścisnęła jego dłoń, gorącą w dotyku. Z powodu tego ciepła i bliskości bijącego serca zęby znów zmieniły się w kły. - Nie warto zaprzepaszczać wszystkiego dla chwili podniety. - tłumaczyła ni to jemu, ni sobie, ni głosowi wewnątrz głowy.
- Dla ciebie to chwila podniety? - skrzywił się Otokar, ściągnął usta w gniewnym grymasie.
- Zaraz nas lutnie - oznajmił upiór głosem Kasandry. - Rozerwie na strzępy. Żeby być dokładnym - uścislił z satysfakcją: - To nie była sugestia. To było polecenie.
-Nie -ciągnęła ostrożnie Anna - ale dla ciebie nią będzie. Bo niby co potem? Odejdziesz ze mną? Do Gangreli i mojego męża? Zostawisz swoją niewiastę i jej pacholę? Mówiłeś przed chwilą, że ją kochasz.
- Dzieci to potwory - ocenił głos w jej głowie z powagą, jaką daje wielkie znawstwo i doświadczenie w temacie. - Nic dziwnego, że marzy mu się chwila zapomnienia, przesrał swój wilkołaczy żywot, wsadził łeb w obrożę. Ulituj się nad biedakiem!
- Kocham i jak mnich przy niej żyję! - z gardła Otokara razem ze słowami dobywało się tłumione warczenie.
I dalej na jednym tchu odparła demonowi, czy co tam przywlekla z zaświatów.
-A ty sie zamknij, nie uderzy nas. I dlaczego miałabym słuchać twoich poleceń.
- Bo dzieci to potwory bez serca i lubią się bawić - odparł mściwie, rozradowany złośliwie całą sytuacją. Krzesimir jęknął przez sen.
-Jak mnich? Nie zezwala ci się dotknąć? - zdziwiła się a zaraz dodała sycząc drugiemu z nich. - No tak, jesteś chłopcem o sinych ustach. Wstrętnym bachorem, który zsyła koszmary. Nękałeś mnie w ciemnym pustym piekle. I Krzesimira.
Otokar nachylił się tak nisko, że poczuła podmuch oddechu.
- Zgwałci już teraz, czy wytrzyma jeszcze trochę? - snuł domysły upiór, a perspektywa sądząc po tonie napawała go zaciekawieniem i radością.
Anna pokręciła głową, zafalowały złote loki.
-On nie jest taki. - Ale ziarno niepewności zostało zasiane i zajrzała w myśli lupina. Trafiła w wir gorących myśli i wizji tego, co wilkołak zamierzał z nią zrobić. Na tych obrazach trzymał w ramionach jej ciało, nie to, które ulepiła na podobieństwo Nataly diabelska sztuka. Ugryzienia tam nie było - ale trudno wszak wyobrazić sobie coś, o czym nie ma się pojęcia.
- Z Martiną nie możesz być, prawda? - spekulowała - Mam wiec ci być pocieszeniem?
Zacisnął zęby, ale zaraz potem uśmiechnął się wymuszenie.
- To ty jesteś wprawniejsza w słowach. Na pewno znajdziesz jakies lepsze.
- Zbicie gorączki? - zasugerowała kładąc dłonie na jego potężnej piersi. - Męska potrzeba? A może spłata długu? Które określenie ci pasuje? Bo raczej nie „morze uczuć”.
Ewidentnie trawił, czy Anna nie żartuje - lub czy nie rozmyśli się jak przed chwilą.
- Zacznijmy od męskich potrzeb. Jakie są niewieście? - położył jej palec na ustach.
- Jakiekolwiek nie byłyby jedne i drugie, zaspokajaj je nie zdejmując sukni - skomentował upiór znienacka, a już miała nadzieję, że się zamknął. - Jak zobaczy, co wyhodowałaś na plecach, zerzyga ci się na głowę. Ah. Nie napijesz sie jego juchy, to nie będę usatysfakcjonowany, cokolwiek byś z nim nie nawyprawiała.
-W tym jednym masz rację - Anna wzięła sobie do serca sprawę plamy zgnilizny. Nie pokaże jej nikomu, moze poza Krzesimirem, choćby to wymagało cyrkowych akrobacji. Otokara pchnęła na krzesło skoro łóżko, dawno zajęte, aż trzęsło się od pochrapywań wycieńczonego ghula. Rozgościła się wówczas na kolanach lupina, ząbki znów wyjechały z ust jak figurki z zegara na praskiej wieży a wcale jej uroku musiały nie dodawać. Poza tym lodowaty ziąb ciała zwykle nie pomagał takoż w amorach, choć teraz akuratnie stanowił przeciwwagę do gorączki trawiącej likantropa. - Ja nie jestem niewiastą to i nie mam ich potrzeb. Jeśli bestia zechce cię zabić to nie marudź, że nie uprzedzałam. I wiedz, ze nie ma w tym mojej intencji.
I zabrała się za całowanie jego policzków, brody, płatków uszu i szyi, niemal całkiem omijając usta. Te w końcu, nawet rynsztokowe murwy rezerwowały dla miłości swego życia. Otokar nią Annie nie był. Czy miała z nim zalec z litości? Z wdzięczności? Z powodu przyjaźni i szacunku jakim go darzyła? By spłacić dług? By zastąpić kogoś kogo wolałby na tym miejscu? Sprzedać się poniekąd.
-Jestes idiotką, Anusiu - rzekła choć miała wrażenie, że to wcale nie ona mówi a siny chłopiec. - Ołdrzych cię kiedyś zabije.
Otokar nie trwonił czasu na odpowiedzi. W słusznym poniekąd mniemaniu, że słowa odciągną ich od istoty rzeczy i zniechęcą Annę do tego, na co już wyraziła zgodę. Zamiast zajmować się jej rozterkami, uwagę poświęcił gorsetowi i przez moment miłosne zmagania przypominały bardziej walkę, zanim zrozumiał, że wampirzyca suknię pozwoli mu rozsznurować, ale zdjąć jej nie ma zamiaru. Zostawienie sukni było jedynym kompromisem. Annie zdało się, że dotyka jej jak swych szklanych cacek - delikatnie, by nie skruszyć w dłoni, a jednocześnie nieubłaganie wymusza kształty i obrazy, które sobie umyślił. Poderwał ją do góry i usadził na stole, przy którym zwykł pracować. Szarpnął się, gdy wbiła zęby w jego szyję, ale jej nie puścił ani z niej nie wyszedł, po chwili westchnął z przyjemności i wtulił się w nią mocniej, nie rozluźnił objęć nawet gdy skończyła pić. Po raz pierwszy od śmierci zrobiło się jej ciepło, gorąco nawet. W uszy uderzył gwar dżwięków - oddech śpiącego Krzesimira, trzeszczenie stołu, na którym półsiedziała, myszy harcujące w ścianach, odgłosy nocnych zwierząt i odległe wycie w górach. Szklane puchary i kielichy na regale mieniły się jej w oczach feerią żywych kolorów. W środku Anny rozlewał się gorąc, a razem z nim poczucie niewyobrażalnej siły. Czuła, że swoimi kruchymi paluszkami mogłaby łamać wiekowe dęby i przedzierać się naga piersią przez zaciężne szeregi zbrojnych. Czuła, że ma wielu wrogów i wiele do odzyskania. I pokona ich wszystkich, i odzyska wszystko z naddatkiem.
W oczach Otokara radość i zaspokojenie były tak samo wyraźne jak zmieszanie.
- Spójrz tylko, w wierne ślepia psa - zanucił upiór, uprzejmie zachowujący milczenie, dopóki zbliżenie trwało. - Strzelisz palcami, a zacznie skakać przez obręcze… Nie spodziewałem się, szczerze mówiąc, niczego nadzwyczajnego, po takiej cnotce jak ty. A tu proszę, życie jest pełne niespodzianek, i śmierć także. Zostawię was teraz samych. Pewnie masz wiele istotnych pytań… Czy było ci dobrze? Ile niewiast miałeś przede mną? Co stało się w wieży? Kto kogo tam zabił? - złośliwy głos cichł, jakby upiór się oddalał.
Anna ignorowała głos skupiając się na sobie, na poczuciu siły, władzy i upragnionego ciepła, którego nikt wcześniej nie potrafił jej dać. Aż kręciło jej się w głowie od euforii.
-Jest mi ciepło - przymknęła oczy i zasmiala sie w głos. - Nie było mi ciepło od dwóch dekad.
Zaczęła rozumieć upodobanie Skrzyńskich do likantropów. Mogli mieć praktyczne zastosowania na wielu polach…
-Podoba mi się. Blizna - pogładziła palcami pobrużdżony policzek. - Jesteś mną naznaczony już na zawsze.
Przygryzła swoją dłoń klem, z poduszeczki pod kciukiem trysnęła krew.
-To obłęd. Lepsze niż wszystko. Spróbuj sam. - podsunęła krwawiącą dłoń pod usta Otokara. - Od teraz ja też będę w tobie.
Nozdrza mu zadrgały i myślała, że to od zapachu krwi. Ale wpatrywał się przy tym w nią intensywnie i pojęła, że szuka tego, co w pierwszej chwili kazało mu zachować ostrożność i wezwać Martinę. Teraz jednak nie znalazł, i otoczył jej nadgarstek palcami, przyciskając do warg.
Gdy skończył pic a znów się zabrał do Aninych halek zorientowała się, że Krzesimir już nie śpi, od jak dawna, bóg jeden wie. Pewnie dość by sie napatrzeć.
-Obudził się - poinformowała Anna wesoło jako pretekst by juz uciąć dalsze umizgi. Ruszyła do Krzesimira, nadal pijana wrażeniami. Klepnęła przy łożu i odnalazłszy dłoń ghula przycisnęła do ciepłych warg.
-Lepiej ci? Noc sie zaraz kończy a Otokar miał właśnie opowiedzieć co sie działo po naszym zniknięciu. Posłuchamy? Głodnyś?
- Jak wilk - oznajmił gorąco, tuląc jej dłoń. Z kurtuazją nie skomentował, że Otokar, który jakoby miał opowiadać, podciąga właśnie spodnie, ale bez żenady wbił spojrzenie w wyzwolone z gorsetu Anine piersi i przymrużył jedno oko kpiąco i porozumiewawczo.
Anna wybuchnęła radosnym szczerym śmiechem co, znający ją dobrze Krzesimir, mógł uznać za szczególne. Tym bardziej ze nie poprawiła wcale wiązań sukni a zwaliła sie obok niego na łóżko a nawet pod pled i przytuliła policzek do jego policzka.
-Czujesz? To niesamowite. Dziś jest dzień w którym zaczynamy podbijać świat. Nie możesz od nas odejść.
I żeby nie było iż straciła całkiem zainteresowanie lupinem poklepała pościel ze swojej drugiej strony dając znać by i on się dołączył do rodzinnego lenienia.
- Tak na trzeźwo? - brew Krzesimira podskoczyła do góry. - Nie jestem nadzwyczajnie biegły w historii, ale z mojego doświadczenia… wypływa, że do bitew nie idzie się na sucho.
Delikatnym ruchem wymodelowanej dłoni powstrzymał wilkołaka, który zdążył już usiąść przy Annie i poderwał się znowu, by jako gospodarz zapewnić poczęstunek. Mierzyli się wzrokiem nad płynącym z butelki szkarłatnym strumieniem wina, ale Otokar podany przez ghula kielich przyjął i umoczył usta.
-Od dawna nie czułam takiej werwy. Później ją wspólnie spożytkujemy. Ale najpierw opowieść - zarządała Anna władczo układając się wygodnie w poprzek łóżka dokładnie pośrodku i nakazując by usiedli po obu jej stronach jak uczciwie zdobyte trofea.
 
Asenat jest offline  
Stary 07-01-2018, 07:58   #35
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Euforia, zamiast gasnąć i wyciszać się, trwała. Ogrzewała Anny serce, tak jak krew rozgrzała jej ciało. Czuła się niepokonana i zaczynała rozumieć nie tylko Skrzyńskich z ich upodobaniem do likantropów, ale również i tych spośród jej rodzaju, którzy polowali na lupiny dla ich krwi. Ekstatyczne szczęście potęgowała obecność Krzesimira, popijającego wino i gładzącego ukradkiem pod pledem jej biodro. Wyspał się i wróił do sił, a wszystko dzięki niej, uratowała go, sama, bez niczyjej pomocy... jeśli nie liczyć pochodni ofiarowanej przez Laurentina. Ten jednak był obecnie tylko bladym cieniem w Aninej pamięci, wobec natłoku i siły obecnych wrażeń nie miałby wszak niczego, co mogłoby się mierzyć z tym, czego doświadczała.
Etienne wina sobie nie żałował, jak nigdy, i przez Annowe ramię obserwował lupina. Otakar pił bardziej oszczędnie i siedział na samym skraju łoża. Choć to, pomyślała z rozbawieniem, jego barłóg przecie. Wziął się wreszcie do opowiadania, choć ku skrytej frustracji Anny – zaczął od osoby, która obchodziła ją chyba najmniej ze wszystkich zamieszanych w sprawę wieży.
- Zwabiłem ich światełkiem ducha i... znaleźliśmy Adele, w miejscu, które wskazałaś.
Dość oględnie opisał ciało, ale z obrażeń i po latach wynikało jasno, że panna Valdstein nie miała śmierci ani łatwej, ani szybkiej.
- Wtedy zobaczyliśmy płomienie...
I rzecz jasna, wszyscy rzucili się na oślep ku zabudowaniom. Coś takiego jest w ludziach, bardzo silnego, że przebija nawet przez wilkołaczą naturę – jak się pali, wszyscy pędzą popatrzeć. Do gaszenia zwykle biorą się tylko bezpośrednio zainteresowani.
- Skoczyłem w ogień, wołałem cię, ale nigdzie cię nie było. Potem...
- Potem mogło być już tylko zabawniej i wszyscy się pobili – zawyrokował podpity już cokolwiek Etienne, jego palce pełzły ospale w górę po wcięciu Aninej talii.
- W tej pożodze wpadłem na dziewkę. Tę z Żywca, po którą tu jechałaś. Tylko włosów nie miała jasnych, bo się jej spaliły całkiem. Krzyczałem do niej, żeby uciekała, ale słuchać nie chciała.
Tak, to wybitnie wyglądało na Jitkę, z uporem ignorującą wszystkie dobre rady.
- Zginęła? - wciął się ostro Etienne, a Anna zacisnęła powieki. Śmierć w płomieniach była straszna, czego i kogo ta dziewka tam szukała? Laurentina? Jej, Anny?
- Nie, widziałem ją potem – skrzywił się lekko Otokar. - Wypadłem z wieży, a wataha zdążyła się zorientować do tego czasu, że Martina gdzieś przepadła. Dalejże szukać... i znaleźli ją, z twymi druhami. Zaszyli się w jednej z ruin chat otaczających wieżę. I wyszli, jak żeśmy nadciągnęli, z chrzęstem i rumorem. Wyprowadzili Martinę związaną, z nożem na szyi. Przedstawili uroczą propozycję, że mamy odstąpić i opuścić te ziemie, to zwolnią Martinę całą i zdrową. Na to Vaclav wystąpił z kontrpropozycją, też urokliwą. Oni puszczą Martinę tu i teraz, a my ich nie rozerwiemy na strzępy. Padło też kilka obelg oraz obietnica, że po pijawach zajmie się mną, bo z rozmysłem wprowadziłem watahę w błąd... Na to mnie krew zalała.
- Zaiste – zgodził się Etienne z powagą, która pojawia się po paru kielichach wina – nic tak nie burzy krwi w mężczyźnie, oprócz ładnej niewiasty, jak potwarz. Zupełnie wszak pozbawiona podstaw.
- I co tu dużo gadać... ja jestem tutaj. Ja wygrałem, Vaclav przegrał i gryzie ziemię.
W jego głosie aż nadto wyraźnie słyszała dumę ze zwycięstwa.
 
Asenat jest offline  
Stary 08-01-2018, 01:06   #36
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Jesteś więc przywódcą watahy. Gratuluję - Anna splotła paluszki z długimi śniadymi palcami lupina a bezwiednie w myślach wyliczała korzyści jakie by płynęły gdyby ona, poprzez niego, mogła taką watahą sterować. Dałoby się zrobić? W tej chwili miała wrażenie, że bez trudu.. - Pozwoliłeś odejść Jitce i Liborowi jak przypuszczam. Pojawił się jeszcze wtedy Laurentin? I Ołdrzych? Biegł do nas przez zamieć - ta z kolei myśl jako jedyna była zdolna wybić ją ze stanu euforii i ścisnąć martwe serce dokuczliwą tęsknotą.
- Pozwoliłem - potwierdził. Jego nieruchoma dłoń, choć ciepła, zdała się Annie martwa. Dopiero po chwili odwzajemnił pieszczotę i nakrył wielką prawicą jej małą rączkę. - I pojawił się pan na Horaku. Dlatego też ostatecznie nie doszło do jatki. Rzekł, żeś przegnała zło, co się zalęgło w wieży. Martina mu na to, że są sposoby, by to sprawdzić. A on na to: sprawdzajcie. Takim tonem, jakby król przemawiał - pokręcił głową. - Chyba najwięcej wampierzy ze wszystkich w watasze widziałem, ale takiego - to nigdy. W trakcie sprawdzania wyszło, że mówi prawdę. Zły duch odszedł. Co prawda Martina twierdziła, że wyczuwa coś jeszcze, ale nie jest to związane z murami, drzewami ani ziemią. Podejrzewała, że po prostu was, umrzyków, czuje. Wyszło też, że długo cię nie ma… zszedłem w ciemność razem z panem na Horaku, wołaliśmy cię, ale na próżno. Martina próbowała jeszcze potem cię znaleźć lub chociaż nawiązać kontakt, ale wszystko na nic…
- A Horaku, Jitka i Libor? Odeszli razem? Potem już nikt nas nie szukał? - dopytywała się dalej i posłała pełne niepokoju spojrzenie Krzesimirowi. Wiedziała, że miał rację co do Bożywoja. Musiał drążyć sprawę a z jego gwałtowną naturą ktoś ucierpiał. Jeśli nie tutejsza wataha to Anine Gangrele.
- Szukali. Wpierw wpadli dwaj, jeden ze świtą, o oczach zielonych jak liście. Drugi jasnowłosy. Ptaki się go słuchały… Pierwsi zawinęli się szybko. Ten drugi w ruinach zamieszkał, tośmy go w końcu pogonili - skrzywił się lekko i Anna zrozumiała, że Oldrzych łatwo wyprosić się nie dał. - Horaku też wracał kilka razy, aż wreszcie przy którymś żeśmy się dogadali - i my teraz tu siedzim, a on w Pradze, czy pod Pragą, nie wiem dokładnie. Wrócił tylko raz jeszcze, jak się kolejny gość rozbijać po okolicy zaczął. Bożywoj Skrzyński, podobno…
- No tak - skomentowała Anna sucho, bo i na nic z tego nie miała wpływu. To już się wydarzyło i to, niestety, całkiem dawno. - Muszę im wszystkim powiedzieć, że żyjemy. A gdy mnie nie bedzie a ty nabierzesz sił mógłbyś mi zwrócić moją fizjognomię - zmierzwiła włos ghula i przytuliła go dość zaborczo. - I może swoją? Krzesimir mógłby chyba wreszcie wrócić.
- Ta sztuka kosztuje - przypomniał, zerknął na Otokara. W obecności likontropa wyraźnie nie chciał mówić, w jakiej walucie płaci za swoje cuda. - Zacznę od ciebie, jak będziesz spała.
Podniosła sie oznaczała poprawiać suknię, wiązania i halki, jakby szykowała się w istocie do drogi.
- Coś przekazać Bożywojowi? Nadal chcesz do niego wrócić?
- Powinniśmy mu się pokazać. Obydwoje - odparł ghul szybko i wymijająco. Za szybko, by się nie zorientowała, że wywinął się od odpowiedzi jak piskorz. Otokar obserwował w milczeniu jej przygotowania.
- Kiedy chcesz odejść? - zapytał, gdy się skończyła doprowadzać do ładu.
- Jak on wydobrzeje a ja odzyskam twarz. Pewnie niedługo - usiadła przy stole, czoło ułożyła na splecionych dłoniach. - Narazie ide jeno duchem. Powiedz… czy kopalnia działa? Obiecałam. - Nie w smak jej było łamanie danego słowa.
- Trochę kopiemy - przyznał. - Ale z wilkołaka to marny jest górnik.
- A duchy? Odeszły?
- Większość. Trochę zostało. Służą Martinie.
Nie dowierzała, że Laurentin zostawił kopalnię jak ugór. A przecież pokazywała mu kopaliny, tłumaczyła…
- Przekazać coś Bożywojowi? - zapytała raz jeszcze, stanowczo i nie podnosząc głowy.
- Poszedłem z własnej nieprzymuszonej woli - wyrecytował Etienne na jednym tchu, musiał to sobie obmyślać od jakiegos czasu. - W niewole popadłem z własnej nieostrożności i brawury.
-To tłumaczenia. Te pewnie i tak spadną na mnie. Pytałam czy mu rzec coś od ciebie, osobistego? Właśnie wyrwałeś się ze szponów piekła, musiałeś sobie przetasować życiowe priorytety. Dojedziesz do niego pewno za kilka tygodni - Anna nie miała złudzeń, że ją zostawi. - Teraz, już, na gorąco, nie chcesz mu czegoś przekazać?
- Powiedz mu, że Lederg znów przywdział własną twarz. Pewnie chce mieć pewność, że zostanie rozpoznany, gdy dobierze się rodzinie do gardeł. I że niebawem będę przy nim.
Unikał patrzenia jej w oczy, opadła z niego cała pijacka wesołość.
Może dlatego Anna opierała się nadal czołem o własne dłonie, by na niego nie patrzeć. By ułatwić to jemu lub sobie.
- Zapyta skąd to wiesz. Skąd? Chyba nie zawierzasz majakom jakie tam na nas zsyłali?
- To było prawdziwe - zaprotestował. - Barwne i żywe, widziałem go, jakbym stał obok. Powiedz mu, trzeba go ostrzec - naciskał.
- Jeśli wszystko tam było prawdą to Oldrzychowi przybyło zwierzęcych znamion. Zweryfikuję to niechybnie. I ostrzegę twego pana - to ostatnie wypowiedziała z jawną urazą. - Otokarze, ostatnie pytanie. Szeryf odzyskał swego konia? Zielonooki?
- Karosza takiego? Oddaliśmy Horaku, jak paktowaliśmy, by nam ziemię z kopalnią oddał.
- Nim odejdziesz mam jeszcze jedną prośbę - zwróciła się znów do ghula, nadal na żadnego z nich nie patrząc. - Gdy poprawisz moje ciało, podobnie zrobisz z klaczą. Mam jeszcze trochę kolorowych kamyków z kopalni, kupisz coś i wyrzeźbisz jak tylko ty potrafisz - pogładziła woreczek przy pasie ciekawa czy nadal jest tam jej pomocny duszek-pajączek. - Muszę odkupić jakoś swoje winy w Pradze, poczynając od szeryfa właśnie. Klacz do pary to coś czemu się nie oprze, jeśli ma karego. Jeśli nie ma, klacz bedzie mu zadośćuczynieniem.

Uzgodnili, że klacz odkupi Krzesimir od Lupinów. Nie potrzeba mu cudu na czterech nogach, byle była młoda i silna, resztę sobie wyrzeźbi. Otokar zaś może w tym czasie wydmuchać dla Anny kilka szklanych flakonów, jak poinformowała - na krew. Nie oświeciła go, że ma zamiar do nich spuścić jego własnej juchy. Na to przyjdzie czas gdy stworzy bardziej przyjazne otoczenie.
- Kopalnia - rzekła już na sam koniec. - Mówisz ze Horaku przepisał ją na was, czyli na kogo? Na ciebie czy Martinę?
- Na mnie - mruknął i potarł pobliźniony policzek.
-Chcę mieć w niej udział, w zamian pomogę ją rozruszać by dawała zyski i to niemałe. Złoża są tam bogate. Ale o tym jak wrócę. Tyle czeka nas pracy.
I opuściła ciało. Najpierw znaleźć trzeba Oldrzycha.
Wyczuła go lecz było w tym coś dziwnego, z czym się dotychczas nie spotkała. Po prostu nie mogła tam sięgnąć, nic zobaczyć, nic usłyszeć. Prawdopodobnie znalazła się w miejscu, które w jakiś sposób ekranowało wąpierskie moce i było zabezpieczone przez złodziejkami pokroju Anny.

Wszystko to ją bardzo zaniepokoiło. Gdzież on mógł być? Dlaczego ktoś zadał sobie tyle trudu by zabezpieczyć miejsce przed takimi złodziejami jak Anna? Czy wtrącono go do więzienia? Jeśli tak to odpowiedzialny za to musiał być Bożywoj Skrzyński, nikt inny. Dlatego tam skierowała w dalszej części swą animę a wszystko w niej buzowało i się piekliło na myśl że mąż jej może cierpieć więzienie i tortury i to z powodu jej, Anny, zaginięcia. A i pewnie swoje wycierpiał opłakując jej śmierć. A może nie? Może juz to przetrawił i zapomniał? Może teraz miejsce Anny zajął ktoś inny po tym jak Ołdrzych wygodnie owdowiał?
„Gdzie on jest?!” - huknęła w głowie Bożywoja nim zdołała choćby zarejestrować otoczenie, gdzie wąż jest i co go zajmuje.
 
liliel jest offline  
Stary 08-01-2018, 10:07   #37
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację


A u Skrzyńskiego działo się i to srogo.

- Nie poważysz się - wydarła się Gryfitka Skrzyńskiemu w twarz, nim Diabeł zdołał sklecić na użytek Anny jakąś odpowiedź. Nie odpowiedział też, za to w istocie się poważył. Uderzona pięścią w twarz Gertruda zachwiała się, ale ustała. Córka rycerskiego rodu, jakby nie patrzeć. Z draśniętego szponami różanego policzka pociekła krew.
- Ojciec mój usłyszy o wszystkim!
- I co to, twoim zdaniem, zmieni? - głos miał nieprzyjemny, zgrzytliwy i metaliczny, suchy jakby. Gryfitka zacisnęła zęby, zadarła kształtny nosek i wymaszerowała szparko, aż furkotały drogie jedwabie i adamaszki. Bożywoj opadł na krzesło jak podcięty.

- Otwórz okno, śmierdzi piżmem i ambicją - rzucił. Z ciemnego kąta wysunęła się Pężyrka i wykonała polecenie. W jej oczach bunt walczył z pokorą, ale i z dziwną uciechą. Ani chybi rada była, że możnej Rzemieślniczce się oberwało.
- Konia rychtować? Jedziem na łów? - spytała tak przymilnie, jak nigdy by się Anna po niej nie spodziewała. Jakby skrzaty podmieniły wredną, pyskatą Pężyrkę na pokorną owcę.
- Później, ostaw mnie.
Siedział przez moment w ciszy, tylko raz po raz zgrzytał o podłokietnik długimi paznokciami.
“Gdzie jest?” - uderzyła Annę myśl razem z zapiekłym gniewem. “O to samo zapytać mogę”.
 
Asenat jest offline  
Stary 09-01-2018, 00:55   #38
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Jeśli Anna pozapominała lekcje, że przy Bozywoju Skrzyńskim warto powściągnąć gniew, to teraz gryfitka sprezentowała jej tych lekcji krótkie przypomnienie.
To i Aniny ton złagodniał zaraz, co wcale nie było takie proste zważając na wilkołacką juchę, która dyktowała odwrotną postawę.
„Jest ze mną, bezpieczny. Udało mi się go sprowadzić z powrotem choć trwało bo dłużej niż bym mogła sądzić. A gdzie Ołdrzych?”
“Gdzie jesteście?” Zaczynał się uspokajać, ale twarz ciągle miał ściągniętą.
„Niedaleko Horaku. Ledwie dziś wyszliśmy z piekła na świat. Krzesimir do ciebie przyjdzie, musi trochę sił nabrać ale już się rwie. Gdzie Ołdrzych?” - ostatnie powtarzała z uporem, acz łagodnie, nawet prosząco.
“Nie mam pojęcia”, przyznał po chwili z oporem, obnażenie się z niewiedzą nie przychodziło mu łatwo, czegokolwiek by ta niewiedza nie dotyczyła. Ale przynajmniej nie próbował łgać. “A powinienem? Nie mój to sługa, a sojusznik patykiem po wodzie pisany. Nie widziałem go całe lata. Pisał listy do Włodka, ale nie pojawił się własną osobą. Co dość dobrze świadczy o jego siłach umysłowych i umiejętności przewidywania”
„Z Włodkiem? Listy? O czym?” - zdziwiła sie choć zaraz dopowiedziała. -„Chciał żeby mu pomógł mnie znaleźć?”
“Nie będę udawał, że nie przeglądam korespondencji brata”, sarknął Diabeł i rozluźnił się całkiem, rozparł po pańsku. “Ale tykam to, co ma istotny wpływ. Na mnie i dla mnie.”
Postanowił jednak okazać gest.
“Polecę Włodkowi, by dał ci znać, czego tyczyły listy. To cię uspokoi?”
„Obawiam sie, ze nie będę spokojna dopóki go nie zobaczę. Sam fakt, że nie mogę do niego dotrzeć jest niepokojąca. Nie zrobiłeś im nic, prawda? Gangrelom? Ze złości za Krzesimira.”
“Za kogo ty mnie uważasz?”, skrzywił się ze złością.
„Wszyscy wiemy, ze masz gwałtowną naturę. I słabość do Krzesimira. Nie musi być winy.” - powtórzyła słowa, tak często ostatnio powtarzane.
“I miałbym ukarać za jego zniknięcie, kogo?”. Zamilkł, wyraźnie szperając w pamięci. “Tego od stajni pańskiej oderwanego, czy wiejską dziewuchę bez pojęcia o tym, jak świat działa. Czy tego flisa? Odpowiedzialność za ten wrzód, który wyrósł w Horaku, ponosi księżna Drahomira i jej zelocki totumfacki. Pozwolili mu przez lata nabiec ropą, wyhodowali to sobie na własnym boku.”
„Jesteś w okolicy, trzy i pół roku później nadal go szukasz? To mi nie wyglada na zywieckie ziemie.”
“Interesy Gertrudy” zełgał bez zmrużenia okiem, ale za krótko i za szybko. Gdyby nie chciał tu być, Gryfitka końmi by go nie zaciągnęła.
„Musisz powiedzieć gdzie to. Bo jak ma do ciebie wrócić? Albo wyznacz miejsce w pół drogi.” - choć mówiła grzecznie to w tle pobrzmiewała chęć żeby sie wziąć za bary z całym światem. - „A co do księżnej i szeryfa, powinnam sie obawiać powrotu do Pragi? I jak sie tam urządził Ventrue? Laurentin?”
“Niewątpliwie znajomość ze mną nie przysporzy ci teraz sympatii księżnej pani i szeryfa. Jesteś chodzącym dowodem na ich niemoc i dyletanctwo w rządzeniu własną domeną. Pan z Horaku, z tego co mi wiadomo, wplątał się w wojny między zborami praskich Tremere… co też nie uczyniło mu przyjaciela w Sokole. Jestem niedaleko i niebawem odwiedzę Pragę. Zatrzymaj Krzesimira do tego czasu przy sobie i nie chwal się nim zbyt ostatentacyjnie.”
Zamilkł na chwilę, bawił się strużynami, które wydarł pazurami z krzesła.
“Doceniam, żeś się po niego wróciła”.
„Po przyjaciół się wraca.” - zmarkotniała ba myśl, ze ten przyjaciel ją niebawem opuści a wszystko w niej spina się na samą myśl orozstaniu. - „Nie wiem jak długo zostanę w Pradze. Trzeba mi szukać Oldrzycha wiec sie pośpiesz w miarę możliwości.”
“Czy Włodek go widział? Gangrela”, spytał po chwili. A i owszem, widział. Ugościła ich wszak Anna krwią z wazy na zupę, a Oldrzych długo jej zapomnieć nie mógł, że mu kazała łyżką siorbać i z Diabłem deliberować kurtuazyjnie.
„Widział. W zamku kasztelańskim, gdy gościł u Aureliusa. Czemu pytasz?” - Ale zaraz dopowiedziała dalej. -„A potem się frateryzował z mym ojcem, a ten Gangrela by chętnie widział martwym. Myślisz… ze to jego sprawka?”
“Jeśli jest jak mówisz - to możliwe, że wykorzystał sytuację, prawda? A Mikołaj dość blisko jest z mym bratem, smętny czarny bocian. Tak, mogę Coś zrobić. Ale wysłów się z prośbą, Anno.”
„Dowiedz się, proszę czy mieli coś wspólnego ze zniknięciem Oldrzycha i gdzie on moze być. Ech, miałam podbijać świat a jak zwykle plątam się by wszystkich uratować i nie utonąć.” - kontemplowała z żalem. - „Niemniej dziękuję. Że poskromiłeś gniew i nie wziąłeś odwetu na moich Gangrelach. Doceniam to.
“Cóż… ja miałem przeżyć kilka lat w spokoju. Tymczasem użeram się z fochami Gryfitki i robię za tło dla jej koafiur po książęcych dworach. Do zobaczenia na balu… lub wcześniej.”
„Poczekaj. Jeszcze pozostała jedna ważna sprawa. Krzesimir kazał ci przekazać iż Lederg żyje i wrócił do swej twarzy. Najpewniej by odwet wziąć na rodzinie. Masz być ostrożny. Brat twój zapewne też.”
Diabeł drgnął silnie.
“Skąd to wie?”
„Ja… nie wiem na pewno” - Anna zaczęła kręcić i nawet nie starała się tego maskować. - „Byliśmy w dziwnym miejscu. Tam… działy się dziwne rzeczy. Ale rzekł mi, że ma pewność. Byś wziął jego słowa do siebie.”
“Wezmę”, obiecał.
„Do zobaczenia Bozywoju.” - rzekła i w skromnym prezencie ukazała diabłu w głowie obraz Krzesimira w wąskim łóżku, zakrytego po pierś pledem, uśmiechającego się oszczędnie i popijajacego wino, jakim był ledwie kilka chwil temu.

Teraz pozostało jej zobaczyć, choć pobieżnie co z resztą. Skakała z miejsca na miejsce, widziała znajome twarze.
Jitka w młynie liczy worki z mąką.
Laurentin siedzi w oknie kamienicy i patrzy na Pragę, odziany jest cudnie i wygląda apetycznie. Wydaje się smutny.
Libor targuje się o konia z dobrze wyglądającym szlachcicem.
Tatul zasuwa borem, lasem, ciągnie za sobą osiołka, a z juków osiołka wygląda oskard.
Włodek i Kasia umacniają wzajemne więzy.
Alfa nie może znaleźć.
Czyli Alf jest tam gdzie Ołdrzych. Moze Libor będzie wiedział gdzie się udali. Nie tracąc czasu wraca do Libora, na targ. Mówią po czesku, obstawia więc Anna, że Gangrel jest w Pradze i z powrotem pod rządami miłościwie nam panującego zielonookiego szeryfa.

„Liborze, tak się cieszę, że cię widzę” zaczęła zgodnie zresztą z prawdą. Ostatnie dni na Horaku zacieśniły ich relację, choć wcześniej mocno skomplikowaną. „Udało nam się wrócić z piekła. Gdzie Ołdrzych? Nie mogę go znaleźć.”
Liborowi może i nie brakowało kultury, a i z Gangreli zawsze wydawał się Annie najbardziej zimnokrwisty i wążący wszystko rozumem, nie instynktem. Teraz jednak wytrzeszczył oczy na swego szlachetnego rozmówcę, jakby w jego miejscu Anne zobaczył, a właściwie ducha Anny.
„Liborze, wiem ze to dość niespodziewane ale to naprawdę ja, Anna. Skończ negocjacje, zapłać panu i odejdź w jakieś ustronne miejsce. Jesteśmy z Krzesimirem u Otokara, pod Horaku. Już mnie zdążyłeś opłakać, bo wyglądasz raczej na zmartwionego niż ucieszonego” - w ostatnie włożyła nieco humoru żeby Libora opuścił pierwszy szok.
“Dowód, albo to się nie dzieje”, trafił ją myślą jak łucznik w sam środek tarczy. Szybko wrócił do siebie.
„ Właśnie rozmawiałam z Otokarem. Wspomniał że po pożarze pierwszy zjawił się szeryf. Widzę, ze odpuścił ci kradzież konia. Ponoć wykupił go od lupinów Laurentin, by oddać Sokolowi?”
“Właśnie widzisz, jak mi odpuścił”, odparł bez złości. W końcu się spodziewał kary. “Robię, co robiłem. Pierwej jako zaufany druh, teraz jako rab. Zabiegi Ventrue tyle zmieniły, że nie w stajni sypiam, a w podschodówce”.
Urwał, by wygarnąć rozmówcy, że winien zastanawiać się szybciej, bo on całej nocy nie ma, i wiele lepszych ofert na niego czeka.
„Spróbuję cię wykupić. A co z Jitką? Ułożyło się wam czy popędziła za Patrycjuszem? I gdzie u diabła jest Ołdrzych. Liborze, ja go nie widzę. To nietypowe. Mówił ci gdzie się wybiera?”
Libor wstał, ignorując pokrzykiwania szlachcica. Wyszedł z komnaty i przeszedł przez karczmę pełną rozbawionych gości, by stanąć przy słupie do wiązania koni.
“Oldrzycha trafił szlag. Łagodnie mówiąc. Mieliśmy kilka… bitek. Musiałem ukryć Jitkę, bo oskarżył ją o wszystko. Wiem od Alfa, że mieli jechać do Wiednia z Oldrzychem. I pojechali, gdzieś, może i do Wiednia. To było półtora roku temu. Próbowałem się wywiadywać… ale teraz mam ograniczone możliwości ruchu.”
„Otokar mówił że długo siedział sam w ruinach, ale w końcu lupiny go przegnały. Czy wspominał czemu akurat do Wiednia? Czy on sie wpakował w jakieś kłopoty?”
“Nie wiem nic, niestety. Wygląda na to, że nie mamy obecnie przywódcy. Chyba że Laurentina…”
„A gdzie on? I jak Jitka? Nadal się w nim durzy?”
“Teraz to on durzy się w niej. Nie pytaj, nie rozumiem za bardzo. “
„A ona? W tobie? Toć twoją krew nie jego popijała wtedy.”
“A moja cierpliwość została nagrodzona. Nie żebym polecał podejście, ale spróbuj może kiedyś”
„Jestem bardzo cierpliwa Liborze. Trzy i pół roku szukałam w zaświatach przyjaciela.” - odparła w obronie choć oczywiście Libor miał rację, była w tej samej wodzie kąpana co i Ołdrzych. - „Na razie muszę iść. Niebawem przyjadę do Pragi a pierwej odwiedzę szeryfa. Zrobię co w mojej mocy by cię wykupić i złożyć rodzinę do kupy.”

Po Liborze zajrzała jeszcze duchem do Jitki, była jej to winna. Gangrelka zwyzywała wpierw Annę, jak to miewała w zwyczaju, że gdzie się ona tyle czasu podziewała, ojciec zniknął i nie ma go kawał czasu… Jazgotała i jazgotała ale Anna uśmiechała się w duchu bo Jitka chyba poczuła jakąś ulgę i się ucieszyła. Pytając o Laurentina dowiedziała się, że im pomaga. Próbuje wyciągnąć Libora, i odwiedza czasem Jitkę. Anna poleciła by mu Jitka powiedziała, że oboje z Etiennem wrócili i że jadą do Pragi, że Anna wyciągnie Libora od szeryfa i spotkają się wszyscy w młynie.

Wycofała się z powrotem do ciała, do ubogiej chaty Otokara. Opowiedziała Krzesimirowi jak się sprawy mają. Trzeba im isc do Pragi i tam czekać Bożywoja. Padło słowo “bal”, choć jaki bal się szykuje w czeskiej stolicy, tego Anna nie wiedziała.
Nim położyła się powtórzyła raz jeszcze swe prośby.
By za dnia Krzesimir zwrócił jej twarz. By ocenił jak źle z jej plecami (tę prośbę posłała mentalnie i ze skrywanym wstydem). By kupił od lupinów siwą klacz i wyrzeźbił ją na dzieło sztuki, w jakie tylko on potrafił obracać żywe tworzywo, w swym niepowtarzalnym stylu, nierzeczywistym i eterycznym.
Otokar miał zaś wrócić do Horaku, gdzie pod podłogą przybudówki powinny dalej tkwić Annowe fanty. Klejnoty, bronie i drobiazgi po zamożnej pani Adele. Poza tym mógłby wydmuchać jej kilka maleńkich flakonów. Nie rzekła mu na co one będą. Powie przed wyjazdem.

Ona zaś następną noc spędziła na przeglądaniu księgi o upiorach. Miała nadzieję, że znajdzie tam jakowąś formułę na pozbycie się sinego chłopca. Nie znalazła. Została więc rozmowa z ojcem. I Otokarem, o kopalni, fiolkach i… tym co zaszło. A potem w drogę. Pierwszy przystanek Praga. Co dalej? Wiedeń? Jedno jest pewne, Anna znajdzie Ołdrzycha, zbierze rodzinę w komplecie i wreszcie będzie mogła podbijać świat. I tak straciła już za dużo czasu.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 09-01-2018 o 00:58.
liliel jest offline  
Stary 10-01-2018, 09:33   #39
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Ojciec, którego zastała na rozstajach grób nad rozkopanych grobem kogoś, kto zgrzeszył mocno przeciw prawom boskim i ludzkim i dlatego pochowano go w takim miejscu, wpierw machnął reką, jakby jej słowa były natrętnymi muchami. Potem sarknął zniecierpliwiony i miast obrazu wychudzonego mężczyzny w habicie ujrzała ciemność, gdy odrzucił od siebie jej świadomość, zamykając się na kontakt. Właściwie czego się spodziewała, czy nie wyrzekła się ojcowskich faworów sama, z własnej woli?

Tym bardziej się zdziwiła, gdy godzinę potem odezwał się sam. Anna zdążyła oczyścić mniej-więcej swą suknię, obejrzeć z satysfakcją swoją prawdziwą, odzyskaną twarz w wypolerowanej miedzianej misie i przymierzyć przed nią klejnoty po Adele Valdstein, które ukryła w ruinach, a który Otokar przyniósł jej w dzień. Zdążyła też odnotować, że likantrop wyciszony jest i zmieszany, i nie naciska już na sprowadzenie Martiny. Właśnie gładziła go po ramieniu, podpytując, cóż się dzieje, gdy nagle głos ojca zadudnił jej pod czaszką.

- To istotny sojusznik czy znowuż miłostka?
 
Asenat jest offline  
Stary 11-01-2018, 21:07   #40
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Anna odstąpiła lupina i przeszła na tył chaty. Tam przycupnęła na ławeczce i zapatrzyła się w horyzont. Nie odpowiedziała na głos. Nie ryzykowała bo i po co, tym bardziej, że uszy likantropów były nieludzko wrażliwe.
“To jeno przyjaciel. Pomógł kilka razy, może pomoże jeszcze kiedyś. Wybacz, że ci przerwałam ważne zajęcia. Niby nie chciałeś mnie więcej widzieć, ale pomyślałam, że jestem ci winna wiadomość, że żyję. Nie wiem czy cię obeszło moje zniknięcie czy nie, ale nigdy nie lubiłeś żyć w niewiedzy”.
“Postanowiłaś zniknąć z miłostką Skrzyńskiego”, sarknął z niesmakiem. “Tedy wieści o twym zniknięciu miałem z pierwszej ręki”.
“Bożywoj ci tak rzekł?” nie dowierzała i sama sobie podpowiedziała dalej. “Nie, Włodek raczej. Twój nowy druh. Nie do końca tak to wyglądało. Ghula zabrałam bo musiałam. I z przyzwoleniem mości Bożywoja. Ale nie o to zniknięcie mi chodzi. Jeśli nie wiesz o jakie, znaczy że przez ostatnie trzy i pół roku ani raz żeś w mą stronę oka nie zwrócił.” - poczuła jak coś ją dźgnęło w martwe serce.
“Zdaje się, że nie wymagasz już nieustannego nadzoru. Określiłaś się dość dobitnie w tej kwestii”. Teraz już była przekonana, że wiedział. Zarówno o jej zniknięciu, jak i powrocie. Zbyt dobrze bawił się tą rozmową.
“Przywlekłam coś stamtąd.” - wyznała nie bardzo wiedząc czego właściwie oczekuje. Niechęć ojca była bardziej niż jasna. - “On siedzi w mojej głowie, ciągle do mnie przemawia. Jeśli to potrwa rok to stracę rozum. Zastanawiałam się czy znasz jakiś sposób by się pozbyć… demona. Z siebie. Lub znasz kogoś biegłego z tej materii. “
“To w istocie niełatwa i z pewnością dotkliwa przypadłość.”, przyznał ojciec po chwili. Przynajmniej przez chwilę okazując coś na kształt rodzicielskiej troski. Zaraz jednak wrażenie rozwiało się jak sen jaki złoty. ”Co słychać u Gangrela, w dobrym jest zdrowiu?”
“To twoja sprawka, że go nie ma? Bo, że cię to bawi, brak mi wątpliwości.”
Żachnął się duchowo, acz bardzo udanie.
“Doprawdy… nie kontaktowałem się z nim.”. Zabrzmiał szczerze i podejrzewała, że tak właśnie było. Jak i to, że starannie zatarł wszelkie ślady swego udziału. “W odróżnieniu od ciebie, nawet w pospolitowaniu się z niższymi klanami nie schodzę poniżej pewnego poziomu”. Wyznacznikiem tego poziomu były władza i wpływy, tych zaś Oldrzych nie miał. “Ale nie będę udawał, że jego brak jest mi na rękę. Może i ty spojrzysz prawdzie w oczy. Lalką mu byłaś. Znudził się i cię porzucił, gdy go najbardziej potrzebowałaś”
Anna zacisnęła pięści bo z ojcowskimi słowami rosła w niej fala gniewu, a był to gniew nie tylko na jego sugestie ale na myśl, że mogłyby one być prawdą. Czy Ołdrzych w istocie odpuścił? Machnął ręką? Może ma już nową lubą? Nowe sprawy? Była mu lalką?
“Widać tak już mam, najbliższe mi osoby się ode mnie odwracają, prawda ojcze?” - potarła białe czoło. - “Ostatnia rzecz, i nie będę ci się naprzykrzać. Choć nie wydajesz się skory do pomocy w niczym, i w tym pewno też nie będziesz. Ja… zachorzałam” - nie wiedziała jak ubrać w słowa wstydliwą przypadłość. A myśl, że ojca by mogła ona, jak cała reszta rozbawić, napawała Annę smutkiem. - “Zaczęło się od plamki na plecach… Jest coraz większa.”
“Nie mam pojęcia, o kim myślisz, mówiąc <<osoby>>”, uniósł się Mikołaj. “Ale może winnaś zatem uważniej dobierać przyjaciół? Przynajmniej ów pan na Horaku coś sobą reprezentuje. Chociażby wymarły właściwie klan. Ciekawy powrót zza bram śmierci. Rzadkie umiejętności. Ujmujący w pewien sposób… zrobił na mnie dobre wrażenie.”
“Kiedyś się z nim widział? Po co? Jesteś gdzieś w okolicy?” - dopytywała się Anna zaskoczona jego znajomością z Laurentinem. Musiał więc być w istocie bardzo mocno w temacie.
“Ostatnio wczesną wiosną. Zaalarmował mnie, bo wokół wieży pojawiły się ślady i miał nadzieję i powody podejrzewać, że były twoje. Kamienie nosiły twoje wspomnienie, ale nie potrafiłem umiejscowić go w czasie.”
Czyli ojciec się pofatygował pod samą wieżę. Szukał jej, mimo mostów, które za sobą spaliła. Ta myśl przyniosła ulgę.
“Nie rozumiem. To nie były moje ślady. Pierwszy raz opuściłam tamto miejsce wczoraj. I tylko dlatego, że weszłam w układ z siłami nieczystymi. Czyli jednak mnie szukałeś.”
“Jednak?” w głosie ojca całkiem materialnie wybrzmiała uraza. “To nie jestem twym rodzicem, niezależnie od tego, czy ci się to przestało podobać?”. I zanim zdążyła odpowiedzieć, wysnuł hipotezę. “Nie dopuszczasz, że podczas gdy ty… byłaś w przestrzeni stworzonej przez upiora, jak wywnioskowałem z tego, co opowiedział Laurentin… twoje ciało pozostawało poza twoją kontrolą?”
“O mój Boże” Annę przeszyła myśl prędka jak strzała i wbiła się dotkliwie w Aniny umysł. “To jasne. Rok. Wytargował ode mnie rok służby. I ten rok już najpewniej minął. Co przez ten rok robił, bogowie raczą wiedzieć. Ilu wrogów mi przysporzył. I… kogo z sojuszników wykorzystał.”
“Czyli jednak?”. Mikołaj był zadowolny. Jak zawsze, gdy udało mu się coś rozgryźć. Mógłby jednak swej satysfakcji nie afiszować aż taj jawnie. “Więc… to jest ta chwila, kiedy opowiadasz mi wszystko?”
“Jeśli chcesz słuchać” - Nim jednak się Anna zabrała za opowieść okręciła się na obcasiku w kałuży błocka i poluzowawszy tasiemki sukni odkryła swoją szpetną tajemnicę. - “I jest jeszcze to. Było już wcześniej, na długo przed Horaku. Ojcze… ja gniję.” - Pierwszy raz nazwała rzecz po imieniu i uderzyła ją powaga tego stwierdzenia i wszelkie jego implikacje na przyszłość.
“To…” Ojca zatkało. A nie zdarzało mu się to często. “... fascynujące!”
“Naprawdę? To jedyny komentarz jaki przychodzi ci do głowy!” - Anna poczęła ukrywać plamę pod ubraniem wszystko na powrót sznurując. Gdyby była w stanie pewnie twarz by jej teraz poczerwieniała ze wstydu i oburzenia.
“Kiedy to prawdziwie fascynujące”, Mikołaj zdawał się nie dostrzegać problemu. “Wreszcie natrafiłaś na coś ciekawego, czemu możesz się poświęcić. Gdybym się modlił, prosiłbym właśnie o to.”
“Dla siebie czy dla mnie, na zajęcie rąk czymś innym niż Ołdrzych?” - sarknęła ubodzona do żywego. - “Tymczasem póki nie mam rozwiązania choroba postępuje. Nie wiem czy będzie się dało odwrócić jej skutki. Gdy stanie się widoczna spełznę pod ziemię i już z niej nie wyjdę. Ludziom się na oczy nie pokażę” - wygrażała się. - “Nie masz pojęcia co to może być? Ojcze, miej litość.”
“Nie dramatyzuj” zganił ją jak małą dziewczynkę. “Nawet jeśli stanie się widoczna, możesz znaleźć Nosferatu, spospolitować się i wytargować ich sztukę niewidzialności. Czytałem o podobnym wypadku i kapadocjanka, którą to spotkało, tak właśnie rozwiązała problem. Choć niewątpliwie miała więcej okazji niż ty, by się czymś zarazić. Niemniej, to musi być związane z tym, jak mówisz, demonem”
“Kto więc jest biegły w dziedzinie demonów? Gdzie mam szukać punktu zaczepienia?” - Anna zmarkotniała. Może i sztuka niewidzialności była jakimś wyjściem ale jedynie połowicznym. Mogłaby pokazywać się innym, na krótko. Pomówić. Załatwiać interesa. Ale już nigdy nikt by jej nie dotknął. Ani Ołdrzych. Ani Krzesimir. Laurentin. Otokar. Bożywoj… Może powinna pofolgować swoim fantazjom z tym ostatnim póki jeszcze może. Żeby miała co wspominać jako strupieszałe zgniłe zwłoki snujące się nocą pomiędzy cmentarnymi kryptami. - “I mówiłeś, że Horaku jest z wymarłego klanu. Jakiego?.”
“W tej chwili Włodek Skrzyński jest najszybciej osiągalnym i najlepiej wyedukowanym z mi znanych… choć możesz i powinnaś szukać innych w Pradze. Zaś Laurentin pochodzi z małego klanu z południowych Karpat. Zwali się Ugain, i jako śmiertelni byli licznym i liczącym się rodem, gdy Bułgarią rządzili jeszcze chanowie. Formalnie to jakaś linia krwi Ventrue jak mniemam, a ich odmienność wynikła z barbarzyńskich zwyczajów pogrzebowych.”
„Nic to. Mam wiele do zrobienia więc sie bede żegnać.” - potarła nerwowo dłonie. -„Ojcze… cieszę się, że to między nami jeszcze nie stracone. Ułoży się kiedyś. Musi.”
“Główna przeszkoda, jak mi się zdaje, zniknęła gdzieś we mgle”, odparł Mikołaj.
 
liliel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172