Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2018, 14:56   #320
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Christmas Special - część dziesiąta

- Zadzwonię do odpowiednich instytucji - Amy rzekła ściszonym głosem. - Odkąd straciłam pracę, mamy problemy finansowe. A ja zareagowałam w najgorszy sposób z możliwych. Ale bardzo panią przepraszam, nie musi pani o tym słuchać, i to jeszcze w taki specjalny dzień, jaki dzisiaj mamy. Postaram się szybko uwinąć - dodała, po czym zniknęła za drzwiami łazienki. Odgłos strumienia wody od razu rozbrzmiał w małym pomieszczeniu.
Alice pokręciła głową
- Proszę się nie krępować. Każdy miewa ciężkie chwile w życiu. Po prostu, gdy coś nam nie idzie, znajdujemy nowy cel. Pani swego jeszcze nie wybrała - uśmiechnęła się do kobiety
- Proszę się czuć swobodnie. A swoją drogą, jestem Alice Harper - przedstawiła się, bo wcześniej zapomniała. Dała kobiecie prywatność, zajęła się lekkim porządkowaniem kuchni.
Prysznic trwał około dziesięć minut, następnie rozbrzmiała suszarka.
- Czy mogłabym skorzystać z pani kosmetyków? - kobieta zapytała nieśmiało. - Nie chciałabym się naprzykrzać… - zawahała się.
Rudowłosa odrzekła spokojnie
- Proszę, może ich pani użyć, to żaden kłopot - Alice nie miała zbyt wiele rzeczy do makijażu, jednak były wysokiej jakości. W końcu sama była ładna, przynajmniej według samej siebie, to używała kosmetyków głównie do podkreślania tego faktu
- Z ciekawości, czym się pani para z zawodu? - zapytała uprzejmie.
- Jestem… byłam… analitykiem giełdowym - głos Ferguson dobiegł zza zamkniętych drzwi. - Wystarczył jeden dzień i bardzo złe podszepty instynktu, aby całe moje życie zmieniło się - westchnęła. - Nie dość, że sama straciłam… całość kapitału, to również moi klienci. Choć nie aż tyle, jak ja. W tym zawodzie nie dostajesz drugiej szansy - Amy wyjaśniła smutno.
Alice milczała chwilę, bo niestety kompletnie nie znała się na giełdzie
- Cóż, przyznam się, że niestety nie znam się na giełdzie, ale sądzę, że ktoś niezaradny nie dałby sobie rady w tym klimacie. Na pewno jest coś, czym może się pani zająć i mieć stabilniejszą przyszłość, z takim doświadczeniem - powiedziała uprzejmie.
- Będę musiała coś znaleźć - rzekła. - A co do poszukiwania nowego celu… myli się pani, że go nie znalazłam. Jest nim Emily. Zrobię wszystko, aby zapewnić jej lepszą przyszłość. I żeby nie musiała wstydzić się swojej matki.

Następnie rozległ się trzask otwieranych drzwi i Ferguson wyszła. Była nie do poznania. Może nie zmieniła się w top modelkę, jednak wyglądała bardzo reprezentacyjnie oraz schludnie. Delikatny, zielony cień do powiek rozświetlił jej spojrzenie i bardzo ładnie współgrał z barwą oczu. Cienie pod oczami również znikły. Dzięki pociągnięciom różu na policzkach wyglądała znacznie zdrowiej. Włosy nabrały objętości, a ładny zapach unoszący się od niej dopełniał wrażenia świeżości.
Śpiewaczka przyglądała się chwilę Amy, po czym uśmiechnęła się
- Wyglądasz świetnie - stwierdziła, kiwając głową. Cieszyła ją postawa kobiety, chcącej dobra dla córki
- Mam nadzieję, że nie pogniewasz się, bo kupiłam małej nieco droższy prezent… Przed sklepem roztrzaskano jej lalkę, dostanie od Mikołaja nową - powiedziała przepraszająco.
Kobieta przez chwilę milczała, spoglądając na Alice.
- Emily mogła zostać porwana przez handlarzy dzieci, ale, jak widzę, trafiła w ręce aniołów - odparła, po czym schyliła się do ubrań i wyciągnęła portfel. - Oddam pieniądze za ten prezent, proszę nawet nie oponować.
Amy miała na sobie jedynie owinięty, biały ręcznik. Alice uświadomiła sobie, że rzeczywiście będzie potrzebować pomocy z jej szafy.
Śpiewaczka pokręciła głową
- Dzisiejszy dzień dla wszystkich był szczególny. Proszę się nie kłopotać, dla mnie to żaden problem, a dobre uczynki nie mają ceny - wyjaśniła
- Za tamtymi drzwiami jest mój pokój i szafa, możesz coś dla siebie wybrać. Jesteś głodna? - zapytała zaraz.
- Trochę - Amy przyznała, po czym wyciągnęła dwadzieścia dolarów. - Proszę powiedzieć, ile kosztowała ta lalka - poprosiła błagalnie. - Proszę spojrzeć na to moimi oczami. A także Emily. Jej matka nic jej nie da, a obca kobieta podaruje taki piękny prezent?
Alice milczała i odwróciła wzrok lekko na bok
- Nie pamiętam dokładnie, ale ponad sto… - przyznała się z niepewną miną. Przyjrzała się szafce w przedpokoju
- Ale mogę pani sprzedać bilety - zaproponowała inne rozwiązanie.
Kobieta zamarła, słysząc cenę lalki. Jeszcze raz otworzyła portfel i wyciągnęła kilka banknotów więcej.
- A może pokryłabym połowę kwoty i prezent byłby wspólny? - zaproponowała błagalnie.
Harper milczała chwilę, po czym kiwnęła głową
- W takim razie, skoro się upierasz, to przyjmę pięćdziesiąt - oznajmiła. Dla niej to naprawdę nie było nic takiego, ale wyraźnie duma Amy nie pozwalała jej odpuścić, a wizja wspólnego prezentu wydawała się w porządku.
Ferguson uśmiechnęła się, podając Alice pieniądze. Następnie ruszyła do sypialni, jeszcze raz przepraszając za kłopot. Zapewne nie miała w zwyczaju polegać na innych. Zwłaszcza że, jak wszystko wskazywało, była samotną matką.
- Co mogłabym pożyczyć, pani Harper? - zapytała.
Rudowłosa pokręciła głową
- Co tylko uznasz za stosowne na wigilijny wieczór i proszę, mów mi Alice - rzuciła pogodnie.

Przebieranie nie zajęło Amy bardzo dużo czasu. Wnet wyszła na zewnątrz. Miała na sobie białą sukienkę o prostym kroju oraz szeroki, brązowy pas zapinany dużą, srebrną klamrą na przodzie. Buty niskie, bez obcasów. Żadnych dodatkowych ozdób, ani biżuterii.
- Czy to będzie odpowiednie? - zapytała.
Alice pokiwała głową
- Tylko dodamy jeszcze jedną rzecz - powiedziała miłym tonem, po czym sama weszła do swojej sypialni. Po kilku chwilach wyszła z eleganckim, delikatnym wisiorkiem z dużą śnieżynką za przywieszkę. Pomogła Amy go zapiąć
- Myślę, że teraz będzie jak najbardziej w porządku - oznajmiła.
- Gotowa? - zapytała zaraz.
Amy spojrzała w duże, szerokie lustro. Obie kobiety były ubrane bardzo podobnie, tyle że sukienka Alice miała ciemnozielony kolor, a przewieszką był srebrny renifer, a nie śnieżynka.
- Wyglądam jak twoja starsza siostra - Amy wygięła usta w mimowolnym uśmiechu.
Śpiewaczka podparła biodra rękami
- No i świetnie. Nie miałam nigdy siostry, a zawsze chciałam mieć. To świetny prezent, choćby tylko świąteczny - powiedziała pogodnie. Sukienka Amy była też nieco dłuższa od tej, którą miała na sobie Alice. Rudowłosa zwróciła się w kierunku drzwi
- Swoja torbę i rzeczy możesz tu u mnie zostawić, później najwyżej zabierzesz - zaproponowała przed wyjściem z mieszkania.
- Jeszcze raz dziękuję. Mam u ciebie duży dług - Amy westchnęła głęboko.
Skierowały się korytarzem w stronę mieszkania pani Dawson. Przystanęły tuż przed nim. Ferguson zdawała się wahać.
- Czuję tremę - jęknęła. - Nie mogłabym mieć wyrzutów do Emily, gdyby nie chciała mnie widzieć. I myślę, że dobry makijaż oraz ładna sukienka mi w tym przypadku nie pomogą…
Alice spojrzała na Amy
- Jesteś jej mamą. Jakakolwiek byś nie była, mimo wszystko ona zawsze będzie cię kochać, bo nosiłaś ją pod sercem przez dziewięć miesięcy - kobieta powiedziała to takim tonem, jakby sama doskonale wiedziała jaką wagę mają te słowa. Nacisnęła klamkę do mieszkania pani Dawson
- Emily, jest tu specjalny gość - rzuciła tajemniczo zabawowym tonem, by wzbudzić pozytywne zainteresowanie małej.
Amy rzuciła na Alice spojrzenie, kiedy ta bez zapowiedzi weszła i zawołała jej córkę. Zdawało się, że chce coś powiedzieć, ale słowa uwięzły jej w gardle.

Emily, Jeremy i Miranda siedzieli na dywanie i grali w jakąś grę planszową, która wyglądała na bardzo starą, zakurzoną i nieużywaną. Zapewne pani Dawson znalazła ją gdzieś w szafie i była pamiątką z dawnych czasów, kiedy mieszkała z nią reszta rodziny.
- Czy mogłabym dołączyć do gry? - Amy spojrzała niepewnie na swoją córkę, która zastygła z pionkiem w ręku. Patrzyła na matkę szeroko rozwartymi oczami. Kompletnie nie spodziewała się jej. Zapadła cisza.
Alice milczała jak i pozostali. Czekała obserwując małą, badała jej odczucia. Uśmiechnęła się chcąc dodać dziecku otuchy. Mała na pewno zauważyła, że jej mama postarała się, by pozbierać i przyjść. Miała nadzieję, że żal w małym serduszku nie był jeszcze za duży.
- Mama? - zapytała niepewnie, wstając.
Amy zrobiła krok w jej kierunku. Jeremy i Miranda spoglądali po sobie, niepewni, czego tak właściwie są świadkami. Jedynie pani Dawson oraz Sven żywo gestykulowali w drugim końcu pokoju, rozprawiając o dawnych czasach. Lało się wino już z drugiej butelki.
- Emily, to ja, kochanie - Amy rzekła powoli. Sprawiała wrażenie osoby próbującej oswoić dzikiego tygrysa, zagubionej w trakcie safari.
- Mama… - dziewczynka powtórzyła. - Wróciłaś?
Łzy podeszły do oczu kobiety.
- Tak, skarbie, już wróciłam. I będę przy tobie już zawsze, obiecuję - dodała.
Emily ruszyła biegiem w jej kierunku. Jednocześnie Amy przykucnęła i rozwarła ramiona. Dziewczynka wpadła w jej objęcia. Ferguson przytuliła ją bardzo mocno, jak gdyby ktoś miał zaraz spróbować wyrwać jej dziecko z ramion.
Rudowłosa, jako jedyna z obserwatorów wiedziała, co tak naprawdę właśnie miało miejsce. Był to wspaniały dar świąteczny i Chris chyba lepszego dać Emily nie mógł. Łza zakręciła jej się w oku i Alice zamrugała nieco szybciej, odwracając głowę na bok, by nikt nie zauważył. Mieszały jej się sprzeczne uczucia - radość i bolesne wspomnienia ile to razy sama oddałaby najpiękniejsze zabawki, by jej mama powiedziała takie słowa, przychodząc do niej w wigilijną noc. Harper podeszła by nalać sobie lampkę wina i zebrała się mentalnie do kupy.

Amy pogładziła swoją córkę po włosach. Po chwili ją puściła.
- Emily, wracasz do gry? - Jeremy mruknął znudzonym głosem. Miranda spiorunowała go wzrokiem.
- Myślę, że możemy zacząć od nowa, mamy jeszcze jeden pionek - dodała szybko. - Jestem Miranda - wstała i podała dłoń Amy.
Następnie czwórka pogrążyła się w grze.

- Gdzie byłaś, Alice? - zapytał Sven. - Ciągle gdzieś wychodzisz i wracasz z ludźmi.
- O, rzeczywiście - pani Dawson zmrużyła oczy, patrząc na Amy. Chyba dopiero teraz zwróciła na nią uwagę. - Kim jest ta miła pani? - zapytała uprzejmie. Wzięła czysty talerzyk, nałożyła na niego porcję ciasta i podsunęła Alice wraz z łyżeczką.
Śpiewaczka uśmiechnęła się, widząc jak Amy dołączyła do gry. Słysząc słowa Svena, zerknęła na niego
- Jestem duchem świąt i zbieram zagubione dusze - zażartowała cicho
- To mama Emily - wyjaśniła, spoglądając na Penelope i zaczęła jeść ciasto, które pochwaliła pomrukiem zadowolenia.
- Och, jak miło - pani Dawson odpowiedziała, choć wydawało się, że tak naprawdę nie interesuje jej to. Sprawiała wrażenie, że chce poruszyć jakąś inną kwestię, którą wino podsunęło jej niespodziewanie. - Sven, czy mógłbyś przynieść jeszcze jedną butelkę? - zapytała mężczyznę. - Nie jesteśmy tutaj sami.
- Ach… tak, oczywiście - Sehlberg odpowiedział, po czym od razu wstał i wyszedł z mieszkania.
- Tylko szybko wracaj - Penelope rzuciła za nim.
Następnie spojrzała na Harper.
- No to zostałyśmy same - przysiadła się bliżej śpiewaczki i spojrzała na nią z zaciekawieniem. Nałożyła sobie porcję makowca i przełknęła jego pierwszy kęs. - Proszę, powiedz mi kochanie… czy jest coś pomiędzy tobą, a tym uroczym młodzieńcem?
Najwyraźniej alkohol aktywował w pani Dawson tę ciekawską część jej osobowości.
Śpiewaczka prawie zakrztusiła się ciastem
- Przepraszam… Znaczy… O kogo pytasz Penelope? - zapytała ostrożnie, zerkając na panią Dawson.
- No o Bonesa, rzecz jasna - staruszka odparła prędko, marszcząc brwi w niezrozumieniu. Dopiero po chwili roześmiała się. - No przecież, że nie miałam na myśli Svena, tego starego kozła - pokręciła głową z rozbawieniem.
Rudowłosa uśmiechnęła się krzywo
- Między mną i Chrisem są raczej stosunki czysto koleżeńskie. Znamy się z pracy, dogadujemy. Lubię go, ale nie myślałam tak o nim… - Alice zamyśliła się lekko.
- Najwyraźniej znacie się nie tylko z pracy, skoro po niej wybieracie się na wspólne zakupy, jak małżeństwo. Za moich czasów na takim etapie już wszystko było wiadomo - rzekła Penelope. - Trochę z nim rozmawiałam w kuchni i to fajny chłopak. Grzeczny, miły i kulturalny. Na pewno byłby dobrym mężem. Nie ma na co czekać, skarbie - pani Dawson pokiwała głową. - Młodzi ludzie teraz odwlekają ustatkowanie się i prowadzenie spokojnego życia, ale naprawdę nie jest takie straszne.
Alice milczała chwilę, rozważając słowa pani Dawson
- Cóż… Ym… Cóż - wydukała tylko, niezręcznie. Czy powinna się ustatkować? No w sumie bliżej jej było do trzydziestki, niż dalej… Dźgnęła kawałek ciasta, zjadając go
- Pomyślę nad tym - obiecała, choć wiedziała, że sama nigdy nie wyjdzie w takim temacie z inicjatywą. Była staromodną romantyczką.
- Tylko nie myśl zbyt długo, bo ładne dziewczęta w twoim wieku czekają i dają możliwość sprytnym lafiryndom, aby zakręciły się prędko i ukradły mężczyznę sprzed nosa. Mi się w młodości coś takiego przytrafiło. Nie bez powodu kobiety są silniejszą płcią od mężczyzn. Mamy więcej odwagi, niż oni będą kiedykolwiek mieć.

Następnie pani Dawson zaszurała w stronę wyjścia, kiedy Sven krzyknął zza zamkniętych drzwi, że zamek zatrząsnął się.
- Tak się czasami dzieje, to stary mechanizm! - odkrzyknęła mu gromkim głosem.
Zdaje się, że czwórka na dywanie skończyła rozgrywkę. Emily wróciła na swoje miejsce i nałożyła sobie nieco sałatki, natomiast Miranda i Amy ruszyły do kuchni, rozmawiając na jakiś temat. Jeremy przysiadł się do Alice.
- Szalony dzień - zagaił rozmowę.
Śpiewaczka rozważała w milczeniu dalej słowa pani Dawson.
Gdy Jeremy się przysiadł, zerknęła na niego
- Nie przeczę. Jeszcze nigdy nie pomylono mnie z kobietą do towarzystwa, no i nie organizowałam świat od podstaw w jeden dzień - przyznała się, popijając wina.
- Hmm.. - mężczyzna zastanowił się, nalewając sobie porcję szkarłatnego napoju. - Wiesz, że tylko droczyłem się z tobą? Wiedziałem, że to nie ty. Nie byłaś odpowiednio ubrana - uśmiechnął się nieznacznie.
Harper uniosła brew
- Ciesz się, że są święta, bo chciałam cię potrząsnąć - rzuciła półżartem
- Cieszę się, że jednak przyjechałeś z Mirandą, dla twojej babci to było bardzo ważne - zauważyła
- A jak tam się bawisz? Nie nudzisz się, mając w tle wizje zabawy na imprezie? - zapytała zaraz.
- Zawsze to coś innego - Jeremy wzruszył ramionami. Jego wzrok mimowolnie skierował się w stronę Mirandy, lecz prędko odwrócił go, jakby nie chcąc, aby Alice to zauważyła. - Miło było zobaczyć babcię, to prawda. Zapytała mnie, jak mi idą interesy. Odpowiedziałem, zresztą zgodnie z prawdą, że lepiej niż zazwyczaj - uśmiechnął się półgębkiem.
Alice podparła głowę ręką
- A czym się zajmujesz? - zapytała szczerze zaciekawiona. Zauważyła jak zerknął na Mirandę, ale nie skomentowała.
- No cóż, jestem biznesmenem, choć nie takim, jak myśli moja babcia. Ale więcej wiedzieć nie musisz - mężczyzna uśmiechnął się.

Pani Dawson przyszła ze Svenem. Usiedli przy stole. Miranda i Amy również wróciły z kuchni. Na szczęście krzeseł wystarczyło dla wszystkich. Ludzie jedli, pili, śmiali się… aż Emily poczuła się senna. Zegar na ścianie wskazał za minutę północ, więc nikogo to nie zdziwiło. Pani Dawson również dyskretnie przetarła oczy, zanim wróciła do rozmowy ze swoim wnukiem.

Jednak nikt jeszcze nie zdołał odejść do stołu, gdy wybiła północ. Momentalnie wszystkie świece zgasły, jakby niewidzialny i niewyczuwalny podmuch wiatru przeszedł przez mieszkanie. Żarówki zamigotały zanim zgasły. Zebrani przy stole spojrzeli po sobie w zdziwieniu. Zrobiło się bardzo zimno. Pani Dawson wstała i obróciła się w stronę okien, lecz te były zamknięte. Alice poczuła gęsią skórkę na ramionach. Jej oddech zmieniał się w parę w lodowatym wnętrzu mieszkania pani Dawson. Telewizor zabłysł. Przez kilka sekund ukazał nagranie kominka w negatywie i do góry nogami, lecz wtem zgasł. Na ekranie pojawiło się pionowe pęknięcie.

HO, HO, HO, rozległ się głuchy, przeraźliwy głos dobiegający zewsząd.

Następnie rozległo się pukanie do drzwi.
Jeszcze jeden gość zmierzał na kolację wigilijną.
 
Ombrose jest offline