Dwie dziurki w nosie... i udało się.
Przez dłuższą chwilę Kaspar nie wierzył, że mimo połączonych sił uda im się wyciągnąć włócznię, a gdy w pewnym momencie opór nagle zniknął, był pewien, że po prostu lina się zerwała, kładąc w ten sposób kres ich usiłowaniom.
Wnet jednak został wyprowadzony z błędu. Smok się poruszył.
Kaspar zamrugał oczami, lecz zaskoczenie nie trwało długo. Nie potrzebował nawet słów alchemika i przykładu, jaki dał ochroniarz. Zdecydowanie nie miał zamiaru podziwiać, jak pięknie światło odbija się od złotych łusek, ani też próbować przekonać smoka, iż przybyli tu w pokojowych zamiarach, a na dodatek wcale nie są smaczni.
Ledwo stanął na nogach chwycił linę, na końcu której stale tkwiła przywiązana włócznia, i ciągnąc ją za sobą rzucił się do wyjścia, z nadzieją, że smok nie zmieści się w wąskim korytarzu.
Rozważania na temat, jakie będą skutki tego, co się stało, postanowił odłożyć na później.