Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2018, 14:32   #12
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
[Wieczór, dzień zero]


Minęło dobre kilka chwil nim do namiotu zajrzała czyjaś głowa. Fioletowe włosy i dyndające na uszach dość charakterystyczne kolczyki z pewnością należały do kobiety.


Claude-Henri wstał na widok gościa - dziewczyny którą kojarzył ze szkolenia. Zresztą... takiej fryzury trudno było nie zauważyć.
- Witam w mych skromnych progach - powiedział. - Leokadia, prawda?
To, że namiot miał już swego lokatora, nie przeszkadzało jej w najmniejszym stopniu. To, że był to mężczyzna, którego znała tylko z widzenia - jeszcze mniej.
- Możesz mi mówić Lela. Wolne tu? A Ty toooo….? - Dziewczyna zadając te pytania weszła resztą ciała do namiotu. Na ramieniu miała plecak i łuk, a w ręku zakrwawioną chusteczkę. Widocznie należała do tych którym podróż przez Wrota nie zaoszczędziła wrażeń.
- Claude-Henri - odparł. - Możesz mi mówić Henri.
- Henri. Przyjemne dla ucha imię. Znałam kiedyś jednego Henriego. Miał rude włosy i grał w turniejach szachowych. Pewnego razu zaciął się w toalecie w uczelnianym wucecie a że akurat rozładował mu się telefon i zajęcia już się kończyły to musiał tak spędzić całą noc. Wyobrażasz sobie? Całą noc! Bał się rozwalić drzwi od tej toalety, że go wyleją z uczelni i wolał tak siedzieć. Zresztą nie wiem czyby potrafił je rozwalić. Pewnie wiele osób spędza noce w toaletach jak zapiją ale wiesz po pijanemu to inaczej niż na trzeźwo. - Dziewczyna gadając w międzyczasie położyła swój plecak koło jednego z łóżek. - A właśnie, wolne? Czy zarezerwowałeś już dla kogoś?
- Nie, nie... Trzy łóżka są do wyboru - powiedział Claude-Henri, nieco zaskoczony potokiem słów. - I nie, nie wiem. Jakoś mi się nie zdarzyło spędzić nocy w toalecie, ale z pewnością bym się nie zawahał przed ich otwarciem na siłę. - Uśmiechnął się do Leli.
- Jakie pierwsze wrażenia i myśli po przebyciu Wrót? - zmienił temat.
- Byłam bardzo zaskoczona tym, że mają tu prąd. No ale… no mają… - dziewczyna podrapała się po głowie urywając. - No i przypomniałam sobie jak to jest mieć chorobę lokomocyjna. Kiedyś miałam. Wiesz, jak byłam dzieckiem. Od kiedy mam sama prawo jazdy, to jakoś znikła. Ale pamiętam jak dziś jak jechałam z rodzicami w góry. Dobre sześćset kilometrów. Jechaliśmy z czternaście godzin, bo okropnie się czułam i rzygałam jak kot. Dosłownie jak kot! Nawet było tak, że jedziemy, jedziemy, czerwone światło a ja baaach rzyg na szybę. A tam z boku stał inny samochód i ktoś to widział. Ale wstyd. Masakra. Miałeś kiedyś taką chorobę? Dziś nie rzygałam. Ale ooo… - dziewczyna uniosła zakrwawioną chusteczkę.
- Po takim występie mało kto by chciał z tobą przechodzić przez Wrota - odparł. - A krew z nosa to nic w porównaniu z łatką tej, która zarzygała współpodrózników. Poza tym ktoś tam zemdlał tuż po przejściu, więc jesteś od niego lepsza.
- To prawda - odparła krótko dziewczyna. Usiadła na łóżku. - A ty? Jak wrażenia? - Zlustrowała też nieco dokładniej rozmówcę. - Nie jesteś wojskowym?
- Całkiem przyjemnie - odparł zagadnięty. - Fantastyczne powietrze. A jeśli chodzi o wojsko, to do tej pory trzymałem się od tej instytucji tak daleko, jak się dało. Nigdy mi nie odpowiadał wojskowy dryl i konieczność wykonywania rozkazów wydawanych przez ludzi, którzy na pagonach mieli więcej, niż w głowach.
- Polujesz z łukiem, czy tylko strzelasz do tarczy? - Zmieniając temat wskazał na łuk, stanowiący jeden z elementów ekwipunku Leli.
- Rozumiem. Bo wyglądasz jak jeden z nich. Eee trochę… - Lela nieco zmieszała się. Chyba nie powinna tego mówić. - W sensie wiesz masz posturę sportowca. W każdym razie strzelam do tarczy. Trenuję od czternastu lat hobbistycznie. Ale pomyślałam, że w sumie może się przydać. Wiesz skoro elektryka nie działa to może broń nam się zatnie kilka kroków od jaskini czy coś. Oby nie oczywiście. Zresztą z broni umiem strzelać tylko to co na szkoleniu. Chociaż to jedyne co mi tak źle nie szło, bo jednak mam trochę celności. Chociaż tyle. Faktycznie, że to powietrze tu jest całkiem inne. Pamiętam jak byłam kiedyś nad morzem w dzień taki, kiedy była burza, a później po burzy. Wtedy też czułam jakby powietrze było bardzo czyste. Niestety wystarczyło później kilka kroków w stronę miasta i czar prysł.
- Wady nadmiaru cywilizacji. - Claude-Henri skrzywił się odrobinę. - Podróżowałem trochę w różne rejony świata. Im dalej od miast, tym powietrze lepsze.
- Ah tak. Ja nigdy nie podróżowałam. Po za dzieciństwem ale to po kraju. To musi być ciekawe. Zresztą niebawem się może przekonam. Chociaż patrząc po szkoleniu może lepiej byłoby stacjonować gdzieś niedaleko wrót. Idziemy spać?
- A nie masz ochoty na kolację czy prysznic? Teoretycznie powinno tutaj istnieć coś takiego. W końcu to wojsko. Cokolwiek by o nich mówić, to zwykle są zorganizowani, a kuchnia to podstawa wojskowego życia. Głodny żołnierz to zły żołnierz. - Uśmiechnął się.
- W sumie czemu nie. Możesz przynieść jakąś kolację do namiotu? - zapytała uprzejmie.
- Zobaczę, co da się zrobić - obiecał. - Co pijesz?
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Wodę? Albo coś ciepłego cokolwiek będzie. Lubię zawsze wypić coś ciepłego przed snem. Po ciepłym lepiej mi się śpi. Kiedyś jak nie mogłam zasnąć piłam mleko z miodem. Mniam. Uwielbiam.

Wrócił po piętnastu minutach, niosąc na tacy dwa kubki z kawą i coś, co zdecydowanie nie było francuską kolacją, a Claude-Henriemu wyglądało na wojskowe racje żywnościowe.
- Tyle mi dali... Mam nadzieję, że nie jesteś na jakiejś specjalnej diecie?
Leokadia w pośpiechu wcisnęła jakąś antenkę do wnętrza plecaka gdy mężczyzna wchodził do namiotu. Widać było jeszcze diodę, którą dziewczyna z miną niewiniątka zakryła paskiem od plecaka.
- Diecie? Pizza-cud. Znasz? - fioletowowłosa zachichotała. - Nie jestem. Chociaż robaków - skrzywiła się wspominając szkolenie - szczególnie nie lubię. Wiem, że to nie możliwe ale zawsze mam wrażenie, że później pełzają mi w brzuchu.
- Mam nadzieję, że do takiej ostateczności nie dojdzie. Chociaż uważam, że na przykład taka szarańcza w miodzie wcale nie jest zła.
- Każdemu wedle gustu. - Lela sięgnęła po kanapkę i kawę zbożową. - Bardzo dziękuję. - Uśmiechnęła się do Henriego.

- A co ciebie pchnęło w dzikie ostępy, pełne stworów rodem z książek i filmów fantasy? - spytał, gdy połowa jedzenia zniknęła już z tacy.
- Szaleństwo! Ha ha ha! A co innego mogłoby kogoś do tego pchnąć? Dziesięć tysięcy razy myślałam czy nie zrezygnować, zwłaszcza na tym szkoleniu. Ale jednak. Jestem tu. Sam wiesz ile to możliwości! Poza tym rzuciłam dziewczynę, bo okazała się suką. Chyba nie jest z tego zadowolona, a tu mnie nie znajdzie! Co jak co. - Leokadia odpowiedziała wymijająco. Nie wyglądało aby kłamała, ale jakby nie podała całej gamy powodów a tylko kilka pomniejszych.
Claude-Henri, który bynajmniej nie czuł się szaleńcem, nie wnikał ani preferencje seksualne współlokatorki, ani też nie tracił czasu na zastanawianie się nad tym, czy dziewczyna czasem go nie wkręca, jak by powiedzieli jego siostrzeńcy.
- Świat pełen nowych możliwości - przytaknął. Niczym Dziki Zachód, dodał w myślach. Biedni Indianie, politycznie poprawnie zwani Pierwszymi Narodami... - A ona tu z pewnością cię nie znajdzie, bez względu na to, jaka jest zawzięta. Możesz o niej ze spokojem zapomnieć.
- Świat pełen nowych możliwości - powtórzyła dziewczyna. - Obyśmy go nie popsuli. A ty? Co ciebie tu sprowadza, Henri?
- To, że to całkiem nowy świat, gdzie jest wiele rzeczy, których jeszcze żaden inny człowiek nie widział - odpowiedział. - Obudziła się we mnie krew odkrywców - dodał pół żartem.
- A dlaczego cię wybrali? - zapytała krótko.
- Bo zaliczyłem szkolenie? Mam też paru znajomych, którzy uznali, że moje doświadczenia zdobyte w mniej znanych rejonach świata mogą się przydać, i którzy poparli moje zgłoszenie. No ale sama wiesz, że szkolenie było najważniejsze. A ty? Co robisz, prócz strzelania z łuku?
- Tak na codzień? Hmmm. Lubię pić kawę. Oglądać filmy i spacerować. Zwłaszcza o siódmej rano. Wtedy czuć zapach pączków w cukierni obok której mieszkam. Lubię ten zapach. Przypomina mi pewną wycieczkę klasową gdy tak jeden kolega poczęstował mnie pączkiem bo miał dwa. Zaimponowało mi to wtedy. Fajne czasy. Wszystko było takie inne. Czasami chciałabym być znowu dzieckiem. Może na tej wyprawie znów poczujemy się jak dzieci. W końcu dzieci to mali odkrywcy. No i pracuję. Kocham swoją pracę. W sumie… będę za nią tęsknić. Ale pewnie chodziło Ci o to co robię, że tu jestem? Napisałam całkiem niezłą pracę doktorską z robotyki. Na pięćset pięćdziesiąt trzy i pół strony. Myślę, że nikomu nie chciało się jej czytać więc uznali ją za superancką i tego się trzymają, a tak naprawdę chcą się mnie pozbyć bo za dużo gadam.
- A nie ze względu na to, że możesz być konkurencją dla tych starych wyjadaczy, których wiedza zatrzymała się kilkanaście lat temu? - Claude-Henri uprzejmie nie skomentował ostatniej części wypowiedzi.
Leokadia machnęła ręką w geście, który sam z siebie mówi “a tam”. Widać skromność przede wszystkim.
- Pewnie czytali te same książki co ja. No właśnie przed wyjazdem na szkolenie przeczytałam kilka książek fantasy ha ha ha. Nie wiem co mnie podkusiło, ale uznałam, że bardziej niż doktoraty czy inne tytuły może przydać się wiedza o elfach.
- Elfy, jeśli się nie mylę, mają parę twarzy. Inaczej wyglądają u Tolkiena, a inaczej w baśniach niemieckich. Tam są znacznie mniej sympatyczne. Słyszałaś kiedyś o tak zwanych wzgórzach elfów?
- Nie nie słyszałam. Opowiesz mi?
- Odgrywają pewną rolę w kilku książkach i są jakby bramami do krainy elfów. Problem na tym polegał, że w krainie elfów czas płynął całkiem inaczej - mogłaś tam spędzić jeden dzień i wyjść po stu ziemskich latach, a mogłaś bawić tam przez rok lub dwa, a do swojej krainy wrócić po kilku minutach, tak jak w Narnii Lewisa.
- Łał. To mi nasuwa coś na myśl. Słyszałeś kiedyś o paradoksie bliźniąt? To eksperyment myślowy w szczególnej teorii względności.
- Czy to było coś o tym, że jeden poleci w Kosmos i wróci młodszy od tego, co został? Bo dla tego w rakiecie czas płynie wolniej, czy jakoś tak? Czy może miało być na odwrót?
- Paradoks. Właśnie dlatego. Zgodnie ze szczególną teorią względności czas w poruszającym się układzie odniesienia płynie wolniej. Ten który poleciał będzie młodszy. W każdym razie wracając do elfów czas płynie inaczej. Przechodząc przez Wrota raczej nie spodziewamy się by czas płynął zatrważająco inaczej. Nasi już podróżowali w tą i z powrotem. Zauważyliby coś.
- To mnie pociesza. Najwyraźniej opowieści o wzgórzach elfów to tylko opowieści. Claude-Henri uśmiechnął się.
- Myślisz, że jesteśmy w kosmosie? Ciekawe jak wyglądają tu gwiazdy. Skoro rzekomo elektronika pada za jaskinią, pewnie nie wysłali żadnej sondy. - Leokadia była wyraźnie zawiedziona niemożliwością spojrzenia w niebo i wysłania elektronicznego zwiadowcy.
- Ciekawe, jak wysoko nad ziemią kończy się zły wpływ magii na elektronikę - odparł. - A żeby sporządzić mapę nieba nie potrzeba zbyt wymyślnych środków. Zwyczajny teleskop i parę zwykłych aparatów powinny wystarczyć. Mam wrażenie, że za bardzo polegamy na współczesnych gadżetach i zapominamy o tym, że nasi przodkowie ich nie potrzebowali.
- Ludzie wymyslili gadżety by ułatwić sobie życie. Wiec nie dziw że chcemy na nich polegać. Weź na przykład GPS jak jesteś w obcym mieście. Nie wyobrazam sobie jazdy samochodem bez niego. Kiedyś jak nie bylo jeszcze GPS zgubiłam się okropnie na autostradzie. Wyobrażasz sobie? Na autostradzie! Jak przegapiłam zjazd to musiałam nadrobić mega dużo kilometrów. Było ciemno i pamiętam że nie było łatwo się odnaleźć. Gdybym wtedy miała GPS byłoby zupełnie inaczej. - Leokadia dopiła do końca swoją kawę.
- Byli tacy, co za pomocą GPS-u wpadli do jeziora, tak ślepo wierzyli technice - odparł Claude-Henri. - A niektórzy są tak uzależnieni od, na przykład, komputerów, że trzeba ich leczyć. Ale nie mówię, że powinniśmy wszystkie nowinki techniczne wyrzucić do kosza. Ważne, żebyśmy potrafili się od nich oderwać i dać sobie radę, gdy ktoś wyłączy prąd. Ile do tej pory ile dni przeżyłaś bez prądu?
- Tyle ile kazano nam przeżyć ich na szkoleniu - odparła Lodzia. Faktem było, że poza dniami treningu w jej codziennym życiu technika była nieodłączna. I nieodłącznie uzależniająca. Nawet do toalety szła przecież z telefonem. Spała z słuchawkami na uszach i przy niebieskiej lampce. Wszędzie była technika.
- No to chyba będzie to dla ciebie ciekawe doświadczenie... - Claude-Henri z trudem powstrzymał westchnięcie. - Dzieci techniki mogą kiepsko się czuć w krainie fantasy. Ale jeśli jesteś bardzo uparta, to powinnaś dać sobie radę.
- Może sprawię, że zapanuje tu technika. - Lodzie puściła oczko do rozmówcy. Najwyraźniej chciała by brzmiało to pół żartem pół serio.
- Wtedy będa się tu mogły zwalić tłumy ludzi - odpowiedział podobnym tonem.
- Hmmmm… - odparła Leokadia a było to najkrótsze co dziś powiedziała. Do tego wydawało się, że nieco głębiej zamyśliła się nad tym co powiedział jej towarzysz.
- Jak powiadają, każdy plus ma swoje minusy - uśmiechnął się Claude-Henri. - Ale proponowałbym kontynuować naszą rozmowę jutro rano. Pewnie jutro nasi przyjaciele z Legii zrobią nam pobudkę skoro świt.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline