Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2018, 17:50   #321
Hakon
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Gustaw popatrzył na siedzącego obok Komendanta. Khazad był wzburzony wyborem miejsca twierdząc, że o pieniądze tu chodzi i chyba o pogardę dla jego stanu.
- Szanowny Panie - Zaczął spokojnie sierżant.
- Nie o obrazę mi chodziło, ale o to byśmy spotkali się w jakże trudnych czasach dla naszych ras na neutralnym miejscu. Wśród ludzi, chodź jak Pan Komendant twierdzi w poprzednim miejscu było dystyngowanie i dwornie to tu przy niziołczej rodzinie. Może i nie bogato, ale jadło przednie i trunki najlepsze zamówione. Ta rodzina nie miesza się w politykę a to moim zdaniem ważne w tej kwestii gdzie co i rusz słychać, że krasnoludy współpracują z tym psim synem Wernikiem - Baron splunął niemo w bok i przeprosił za uniesienie.
Khazad kiwnął głową, przekonany wytłumaczeniem żołnierza, nie przejął się też przekleństwem.
Na stole tymczasem zaczęły pojawiać się zamówione dania, a Ludo osobiście przyniósł najprzedniejsze trunki i zapytał co komu nalać. Gustaw zdał sobie sprawę, że jeśli będzie się ciągle ktoś kręcił przy stole, negocjacje będą trudniejsze.
Krasnolud jadł i milczał, dopóki niziołek sobie nie poszedł.
- Niech będzie, że na neutralnym terenie. O co zatem chcecie prosić krasnoludzką społeczność, ludzie? I ten tłum to po co? - dodał podejrzliwie.
Baron również kosztował zacnego jedzenia i wina, którego od długiego czasu nie smakował przez ostatnie przemarsze i wstąpienie do wojska jako zwykły halabardnik.
Gdy wszystko pojawiło się już na stole Gustaw poprosił Ludo do siebie.
- Dziękuję ci. Teraz potrzebujemy spokoju i jak coś poprosimy.- Uśmiechnął się ciepło do niziołka a ten kiwnął głową i odszedł, zapytawszy wpierw czy i ile napitków ma przynieść, żeby nie trzeba było donosić.
Baron zwrócił się do Starszego i Komendanta.
- Co Panowie preferują pić?- Zapytał dając do zrozumienia, że chciałby odprawić niziołka. Odpowiedzi nie zaskoczyły Gustawa. Szlachetne wino dla komendanta i piwo ze spirytusem dla Starszego.
- On stawia - uśmiechnął się Komendant do Barrudina. Ten skrzywił się na słowa Komendanta.

- Jako dowódca obrony proszę o wsparcie ratowania miasta. Żołnierzy mamy mało i do tego w większości rannych po ostatniej bitwie nad rzeką.- Zaczął spokojnie odrywając się od wieczerzy.
- Najemnicy z Księstw nie odpuszczą Meissen. Pan wie, że wasza huta srebra to jeden z głównych celów Wernickiego. Musi opłacić żołdaków, a najemnicy na łupy do Imperium przyszli.- Baron nie mówił wprost czego oczekuje, zdając się na Komendanta. Ten lepiej wiedział jak Khazadzi mogą pomóc. Od lat żyli obok siebie i współpracowali.

- A ja myślałem, że to Ty jesteś politykiem i zagadasz mnie na śmierć - Khazad uśmiechnął się do Komendanta, a ten rozłożył ręce. Widać było, że się znają i nie raz rozmawiali.
- Konkrety, człowieku. Podobno dowodzisz tutaj. Słyszałem, jak żeś tego Spod Wagi usadził, więc potrafisz prosto i szybko. Tu nie dwór, to wojenna narada. A my się obronimy sami, ani do huty ani do skarbca nie wejdą. Choć chętnie bym zobaczył jak próbują - pogłaskał swój młot bojowy. Niby ozdobiony by podkreślać funkcję, ale i mogący służyć jako broń.
Gustaw skrzywił się lekko słysząc, że Khazad ludzi nie potrzebuje do obrony.
- Nie przeczę, że w walce jesteście jak skała, ale gdy na przykład zdobędą miasto i otoczą hutę.- Spojrzał na Komendanta.
- Jesteśmy prawie na wyspie. Zalać ją jest ciężko, ale samą hutę mogą spróbować. Nie sądzę by szykowali atak na hutę krasnoludzką nie będąc przygotowanym.- Zaryzykował Baron.
- No ale do konkretów. Moi żołnierze potrzebują solidniejszej broni. Wojna na północy zabrała najleprzy oręż jak i ten średni.- Zaczął wymieniać.
- W porcie robimy prowizoryczną zaporę, a wiem, że Wy krasnoludy z niczego potraficie fortece zrobić. Mam wśród swoich podwładnych Khazada Detlefa. Już pokazał co jeden z Was potrafi Panie.- Spojrzał na Komendanta ponownie licząc, że też coś powie.
- Przyjąłem do miasta część uchodźców i wcieliłem do wojska jako ochotników do pomocy przy rannych itd. No ale to nie solidni wojacy jak Pańscy wojownicy, których bym z chęcią zobaczył przy obronie. Poza tym ludność miasta powinna zmienić zdanie o nieludziach gdy zobaczą wśród obrońców wielu z Was.- Baron przyglądał się słuchającemu szukając oznak zdradzających nastawienie.
Dostrzegł znudzenie i początki irytacji.
- Czyli chcesz broni, inżynierów i wojowników. Słusznie czynisz, że się do nas zwracasz, jesteśmy najlepsi w każdej z tych rzeczy. A czym zapłacisz? - zapytał Starszy. Gustaw był na tyle obeznany, że wiedział, że nie tylko o pieniądze tu chodzi. Komendant, któremu Gustaw wtrącał się w te negocjacje od początku, mimo że został od razu poinformowany, że tym zajmie się sam Komendant, teraz siedział i patrzył z uśmiechem jak się Gustaw wije.
Gustaw siadł jakby głębiej na krześle słysząc o zapłacie. Spojrzał na siedzącego obok człowieka i widząc uśmiech przymrużył oczy i lekko zacisnął niewidocznie zęby.
- Moje złoto to poszło na obronę. Z resztą nie wiem czy nawet gdybym miał całość to by na coś starczyło.- Mówił pochylając głowę i sięgając po wino.
Napił się trochę i już nie zwracając na Komendanta nachylił się do Starszego Barrudina.
- A co satysfakcjonuje Pana?- Zapytał i nie czekają na odpowiedź kontynuował.
- Jestem z Reiklandu. Nie musiałem stawać w obronie tego landu a wstąpiłem. Imperium dało mi dom, wizję na przyszłość dla mnie, mojej rodziny i innych mieszkańców. Ten śmieć Wernicki ruszył na Imperium od tyłu gdy było odsłonięte i nie pytam się nikogo co z tego będę miał. Nie wyciągam ręki po złoto czy tytuły a chcę bronić tego kraju by wszyscy czuli się bezpiecznie. Ludzie, niziołki czy też krasnoludy, które zamieszkały na tych ziemiach i starożytną umową wzajemnie się wspierają z ludźmi w biedzie i szczęściu.- Gustaw czuł, że nawet pod nożem khazadzi będą coś chcieli ugrać. Miał nadzieję, że zrozumie, że tu musi dbać o coś więcej niż tylko o skarbiec i hutę.

- I właśnie dlatego mówiłem, że tym zajmę się sam - Komendant wreszcie się odezwał -Kiedy z kimś rozmawiasz, dobrze jest coś o nim wiedzieć. Dla Ciebie czy dla mnie ważny jest kraj. Dla khazadów najważniejszy jest Klan. Musi zadbać o swoich. Nie może osłabić klanu. Nie oskarżaj naszego przyjaciela o chciwość. - interwencja starszego żołnierza nieco udobruchała obrażonego oskarżeniami i przechwałkami Gustawa Barrudina.


- By bezpiecznie się czuli, powiadasz. A powiedzcie mi, umgi, co zrobiliście, by kamienie przestały lecieć w nasze okna? - zapytał Starszy obu żołnierzy - Od pokoleń wypełniamy obowiązki wynikające z sojuszu. A wy?
Baron cofnął się w krześle zaskoczony wtrąceniem się Komendanta. Patrzył to na jednego to na drugiego.
- Nie miałem zamiaru Pana obrazić Panie Barrudin.- Zaczął z przepraszającą miną.
- Nie chcę w kłótnie wchodzić. Jedynie zależy mi na ocaleniu miasta i jego mieszkańców. Nie mogę odpowiadać za każdego człowieka mieszkającego w tym mieście czy całym Wissenlandzie.- Mówił spokojniej niż poprzednio.
- Jako żołnierz i dowódca obrony wystawiłem straże, które krążą po mieście pilnując porządku i naszego wspólnego bezpieczeństwa. Pod moim dowództwem jest Detlef. Khazadzki żołnierz i z mojej strony nie doznał żadnej niegodziwości jaką rasista może się poszczycić. Wśród ludzi są Sigmaryci, którzy przypominają i pamiętają o dawnych sojuszach i do nich należę i ja. Zaszczytem dla mnie byłoby stanąć ramię w ramię z Waszymi wojownikami.- Podniósł wzrok na khazada.
- Czego oczekujecie Panie Barrudin ode mnie za Waszą pomoc?- Zapytał prosto z mostu Baron.
- Ja? Niczego. To Wy czegoś ode mnie chcecie. I skoro nie możecie niczego zagwarantować, to muszę myśleć o swoim Klanie. Jeśli wasi żołnierze chcą, mogą się schronić w hucie. Oni nie wyrządzili żadnej krzywdy krasnoludom. Jeśli któryś z moich zechce dołączyć do was na murach, nie zabronię mu. Ale nie liczyłbym na to. Broń dostaniecie po kosztach. I wyślę kogoś do nadzorowania budowy tych umocnień, jeśli chcecie. - Khazad szykował się do wstania od stołu i wyjścia.
Gustaw słuchał odpowiedzi Starszego Barrudina i czuł, że mógłby wyciągnąć znacznie więcej od khazada. Zastanawiał się chwilę co jeszcze mógłby wyciągnąć od niego i czym teraz mógłby “zapłacić”.
- Panie Barrudin.- Zaczął sierżant.
- Nie powinienem tego mówić, ale dla dobra sprawy powiem.- Tu Baron konspiracyjnie nachylił się by móc ciszej mówić.
- Spotkanie w tym miejscu wybrałem z jednego powodu. Są w mieście szpiedzy w posiadaniu nie lichych jak mniemam środków finansowych. Te napady na Was są zaplanowane. W Nuln, gdzie stacjonował także podobne rzeczy się działy i wraz z moim oddziałem rozpracywowaliśmy tamtejszą siatkę. Niestety ktoś wyżej wysłał nas na w te rejony by walczyć i byśmy odczepili się od tamtej sprawy. Tu widzę to samo. Moi ludzie badają sprawę a i sam nie siedzę z założonymi rękoma. Chce by dobre relacje między nami. Znaczy ludźmi i krasnoludami wróciły i chcę wyłapać podżegaczy.- Gustaw mówił z przejęciem i czuć było moc jego wiary w słowa.
- Jak dorwę ich to obiecuję przynieść ich głowy pod wasze nogi. No wpierw ich przesłuchując rzecz jasna.-
- I co w związku z tym? - nie zrozumiał zszokowany antykrasnoludzkim spiskiem Barrudin. Komendant też wyglądał na wstrząśniętego nowinami, o których słyszał pierwszy raz.
- Nikt nie atakuje Imperium. Poza chaosem i zielonoskórymi. Nawet potężna Bretonia mimo wojny siedzi cicho. Wernicki głupcem nie jest. Mając armię najemników musi im płacić i obiecywać godne łupy. W końcu narażają się potędze. Bez pewności zdobycia Waszej huty czy innych miejsc w Wisse…- Nie dokończył Gustaw wywody.

- Stop, stop, nie gadajże tyle człeku - Barrudin zatrzymał kolejny monolog zachwyconego swoim głosem szlachcica - po co mi to mówisz i czego w związku z tym ode mnie chcesz? - zapytał Starszy.
- Waszego zaangażowania. Zbrojnej pomocy. Pomocy przy fortyfikacjach i pomocy w rozlokowaniu ludzi by panika czy pożary nie zniweczyły naszej obrony. Miasto to Wasz bratni, ludzki klan.- Gustaw uderzył z żądaniami.

Starszy Barrudin widząc, że na konkrety się nie doczeka, wstał i rzekł:
- Przygotujcie na jutro listę potrzeb. Do stu znaków. I przyślijcie z nią kogoś do skarbca
- Dziękuję Panie Barrudin.- Gustaw wstał i skłonił się.
- Mam nadzieję, że dostąpię zaszczytu walki w ramię z najwaleczniejszymi wśród wojowników i zobaczę Wasz kunszt walki.- Dodał pozwalając przejść khazadowi.
Sierżant odprowadził khazada do wyjścia i jego ochroniarzy po czym zwrócił się do Komendanta.
- Panie Komendancie. Jak Pan widzi negocjacje?- Stanął na baczność przed dowódcą.
- Chciałem go po prostu poprosić o broń i zaopatrzenie i połechtać jego dumę, że my nie jesteśmy w stanie sami dać rady. Przyznać, że będę mu za to winien przysługę. I obiecać, że w czasie oblężenia, jak przejmiemy władzę nad miastem, to wprowadzimy stan wyjątkowy i każdy kto będzie pyskował na krasnoludy da gardło za zdradę. To dumny ród. Ale takie rewelacje jakie dałeś… czemuś to ukrył przede mną?
- Panie Komendancie. Więc chyba osiągnęliśmy to samo, ale bez zbędnych obietnic?- Zapytał Baron pro forma.
- Zawsze wydawało mi się, że lepiej nie obiecywać niczego. Poza tym Pana Komendanta pomysł na szlachtowanie buntowników tylko w przyszłości na plus wyjdzie a nie jako obietnica za pomoc. A co do rewelacji Panie Komendancie to na początku nie wiedziałem komu mogę zaufać a później jakoś zająłem się obroną i nie chciałem kłopotać i robić zmartwień.- Mówił spokojnie.
- Prawdę mówiąc to dowodów na te akcje przeciw khazadom są moimi domysłami i podejrzeniami.- Dodał na koniec.

***

Po zakończeniu negocjacji do Barona podszedł Ludo, nerwowo mnąc białą czapkę trzymaną w dłoniach.
- To będzie sześć szylingów za jedzenie. I czterdzieści dwie złote korony za napitki.
Gustaw popatrzył na niziołka i usiadł ponownie za stołem. Wyjął sakiewkę i wyciągnął siedem Karli z niej i schował je do kieszeni. Sakiewkę przesunął ku niziołkowi a sam zaczął dojadać spokojnie.

- Ale mieliście minę Panie! - zaśmiał się radośnie Ludo - A, Pan Karczmarz Spod Wagi mówi, że teraz jesteście kwita. Ten, co ja to miałem. A - Niziołek wyjął z sakiewki dwadzieścia jeden koron i trzy szylingi, a resztę oddał Baronowi - Bo mówił, żeby podwójnie zawołać, to się Pan nauczy być milszy. Ale to kosztowało tylko tyle - Baron znał ceny najlepszych napitków. A w każdym razie najdroższych, takich jakie przejęty wagą spotkania niziołek zamówił z najlepszej karczmy w mieście…
- Widzę Ludo, że humor dopisuje.- Uśmiechnął się Gustaw smutno, ale życzliwie do niziołka.
- Dziękuję za Twoją uczciwość. A i jadło przednie. Podziękuj małżonce.- Gustaw wstał i położył jednego dwa złote Karle na stole.
- Mam nadzieję, że do rychłego Ludo.- Baron kiwnął głową na pożegnanie i w podzięce ukrywającej się za drzwiami rodzinie niziołka po czym uścisnąwszy rękę Ludo wyszedł.

***

Negocjacje ze Starszym Barrudinem trwały do świtu. Gdy Baron uregulował należność i wyszedł na świeże powietrze. Odetchnął z ulgą i poczuł zmęczenie po nieprzespanej nocy jak i całym wcześniejszym dniem.


Gustaw skierował swoje kroki do garnizonu gdzie mieściła się jego kwatera. Musiał jeszcze skontaktować się z Komendantem i Bertem robiącym za kwatermistrza. Musiał przygotować list dla Khazadów o który Barrudin prosił.

***

W bramie garnizonu zobaczył dwóch dziwnie patrzących na niego wartowników.
- Co się stało żołnierze?- Zapytał zatrzymując się przy nich.
- Panie Sierżancie. W nocy był atak na miasto. Dokładnie to na fort.- Oznajmił jeden z nich salutując uprzednio.
Baron wyszczerzył oczy i zaczął się robić czerwony.
- Czemu mnie nie powiadomiono?- Prawie krzyknął z nadmiaru emocji budzących się wewnątrz.
- Panie sierżancie. Komendant zabronił przeszkadzać Panom podczas spotkania. Nikt się nie odważył sprzeciwić rozkazom a skoro udało się obronić nie informowano Panów.- Odpowiedział żołnierz.

Gustaw tylko zacisnął zęby i warknął na odchodne wartownikom udając się do środka garnizonu. Omijał szybkim krokiem namioty i włócząc się bandę uchodźców i skierował się do Komendanta.
Po drodze natknął się na jednego z kaprali z Czwartej.
- Kto dowodził obroną podczas ataku? Jakie straty i czy są jacyś jeńcy.- Zapytał żołnierza starając trzymać się i nie poddając emocjom. Brak profesjonalizmu u dowódcy mógł być źle odebrany przez żołnierzy.
- Panie sierżancie. Ataków było kilka. Jeden na fort po drugiej stronie rzeki dowodzony przez Waltera z Ostatnich. Trochę strat ponieśli, ale to Pan musi z nim rozmawiać Panie sierżancie.- Raportował z lekką obawą w głosie kapral.
- Były także barki, ale dzięki ostrzałowi i czarom naszego oddziałowego magika zaniechali ataku i zaczęli wyładowywać się na zachodnim brzegu. Co do jeńców Panie sierżancie kilku jest.- Wskazał miejsce ich przetrzymywania.
Gustaw kiwnął głową zaspokoiwszy się znacznie.
- Posłać po Waltera i Loftusa. Niech stawią się u mnie. Jakby mnie nie było niech czekają lub do więzienia się ruszą.- Rozkazał i ruszył do jeńców.

***

Sierżant Gustaw von Grunnenberg wszedł z impetem do więzienia. Strażnik właśnie spożywał śniadanie i prawie się zadławił wystraszony impetem otwieranych drzwi.
- Gdzie jeńcy?- Rzucił stając przed łapiącym oddech miejscowym weteranem/kuternogą.
- Ekhm. Panie sierżancie. Ekh, ekh.- Krztusił się jeszcze nie połkniętym jedzeniem. Baron dał znać, że może popić i czekał.
- Panie sierżancie. Są tu w celi do Pana sierżanta dyspozycji.- Oznajmił wskazując jedną z cel.
- Otwierać i przygotuj wolną celę do przesłuchania.- Baron ruszył pod drzwi i gdy ciężkie drewniane okute wrota się otworzyły wszedł trzymając rękę na mieczu i sztylecie. Przeleciał wzrokiem po jeńcach po czym wskazał jednego.
- Idziesz ze mną.- Wskazany znieruchomiał, ale po przełknięciu śliny wyszedł bez oporów.
Gustaw omiótł jeszcze ciało najemnika leżące w kącie i po wyjściu gdy już jeniec był w drugiej celi zwrócił się do wartownika.
- Wezwać mi tu tego cyrulika. Bez zwłoki i w podskokach.- Spojrzał na drewnianą protezę weterana i zakręcił oczyma rozumiejąc, że popełnił faux pas.

Baron podczas przesłuchania był spokojny i dał możliwość współpracy najemnikowi. Pozwolił mu bez zastraszania mówić co wie i odpowiadać na pytania. Po kwadransie pojawił się Waldemar.
Tu przy cyruliku dał najemnikowi do zrozumienia, że jeśli wszystkiego sie nie dowie cyrulik zadba by zbyt szybko nie zdechł.
Po skończonym przesłuchaniu i zdobyciu kilku cennych informacji został sam na sam z Waldemarem.
- Czemu jeniec zdechł jak prosie? Mieliście o nich dbać. To są ludzie nie psy.- Mówił z zacięciem.
- Jeśli jeszcze raz w celi znajdę trupa boście się nim nie zajęli to uwierzcie. Z wyrwanymi jajami nie pójdziecie jako weteran do cywila a roboty przy latrynach czy grzebaniu zmarłych znajdzie się dla ciebie na kilka lat.- Po czym kazał zająć się rannymi jeńcami a sam skierował się do swojej kwatery.

***

Na miejscu już czekali wezwani Loftus i Walter. Baron bez słowa wprowadził ich do komnaty i wskazał krzesła.
- A teraz mówcie. Co tam się stało w nocy i czemu nikt mnie nie poinformował. Czekam na raport.- Rozkazał żołnierzom i zaczął słuchać.

***

Gdy Baron już wiedział wszystko o nocnej walce ruszył na mury by zobaczyć rozbijającą się armię wroga. Wziął ze sobą Loftusa i wydzierając mu lunetę z dłoni przyglądał się obozowisku.
- To te same kmioty co nad rzeką.- Rzucił do otaczających go żołnierzy. Krążył lunetą po każdym namiocie szukając dowódców i miejsca gdzie się zakwaterowali.

- Podwoić straże na murach a reszta w pogotowiu. W każdym punkcie obserwacyjnym ma być sygnalista. Rogi zarekwirować od wozaków jeśli będzie trzeba, ale bez przemocy i z obiecaniem zwrócenia zwrotu.- Przedstawił swoje zdanie i ruszył do miejsca gdzie inżynier stacjonował z balistą.

***

- Widzę, że z planu nici.- Zwrócił się do miejscowego inżyniera i do dwóch khazadów.
- Czy ja mam o wszystkim myśleć? Wydawaliście się bystrzejsi Panie Inżynier. Przecież wiadomym było, że dowództwo wroga woli pod dachem niż w namiocie się kwaterować. Jaki teraz macie plan?- Zwrócił się z ostatnim pytanie do całej trójki.

- Jeszcze jedno.- Sierżant zwrócił się już schodząc z wieży.
- Spiszcie czego potrzeba do zaminowania mostu i usprawnienia obrony. Jeno szybko bo muszę raport napisać i i na bogów. Mieliście kapralu przegonić tych ludzi spod bram. Nikogo już nie wpuszczamy. Posłów trzymać poza murami do czasu zjawienia się Komendanta lub mnie.- Po czym ruszył zobaczyć pole bitwy z fortu.

***

Idąc w stronę fortu Baron zobaczył zakotwiczoną barkę na środku rzeki i oczyszczony częściowo port.
- A co to?- Zapytał Waltera i Loftusa i towarzyszącym im sześciu żołnierzom.
- To pomysł tej kobiety co urwała się Trzeciej Panie sierżancie.- Odezwał się jeden z żołnierzy.
- Jaki pomysł? By zaszlachtowali ją samą?- Skrzywił się sierżant i kiwnął na żołnierza by się dowiedział o planie i go poinformował.

***

Droga do fortu była zaskoczeniem dla sierżanta. Nie spodziewał się wroga, który by szył do nich z łuków.
- Co to do cholery?- Warknął pochylając się i zasłaniając się tarczą.
- Pędem do fortu.- Rozkazał i sam ruszył czując jak jedna ze strzał przeorała nowy mundur na ramieniu.

We młynie był ruch. Wróg zrobił sobie dogodną pozycję do ostrzału i wspierania oblężenia fortu. Gustaw westchnął.
- Co myślicie z tym zrobić?- Zapytał dowódcę fortu.
- Macie jakiś plan?- Baron czekał na inicjatywę ze strony żołnierzy po czym skinął głową i kazał czekać.
- Spalcie mi to czym prędzej tylko bez szkód dla fortu.- Dodał na zakończenie i szykował się do niebezpiecznego przedarcia się do miasta.

Powrotna droga nie była wcale lżejsza. Łucznicy wroga już ocenili sprawnie odległość do mostu i krążących na nim wojskowych.
Niestety nie obyło się bez rannych. Całe szczęście, że wszyscy zostali przy życiu.

***

Gdy wreszcie byli w porcie Gustaw wezwał kilku ochotniczych noszowych i kazał czym prędzej Loftusa i drugiego żołnierza donieść do lazaretu. Sam usiadł i zajął się swoją raną po czym towarzyszącym mu żołnierzom.

***

W garnizonie zluzował towarzyszącego mu Waltera by odpoczęli i nabrali sił przed następną walką a sam udał się do swojej kwatery.
Pod drzwiami zaskoczył go Wielki Karl. Po krótkiej wymianie zdań sierżant wszedł z nim do kwatery i usiadł zmęczony na krześle. Wysłuchał pomysłu Karla z uwagą.
- Plan dobry, ale czy wiecie gdzie jest złoto? Wątpię by było w obozie. Tylko głupiec trzyma żołd dla najemników pod ich nosem. Moim zdaniem żołd jest przywożony regularnie z innego miejsca. To jedyny sposób na uniknięcie buntu.- Wyjawił swoje obawy sierżant.
- Jeśli macie tak dobrych ludzi to może wysłać ich na podpalenie tych domostw pod miastem by wrogie dowództwo zmieniło miejsce obozowania na dogodniejsze dla nas?- Zaproponował niezbyt entuzjastycznie. Baron wiedział, że tym bandytom o złoto chodziło a nie o wygraną bitwę.
- Diuk. Pogadaj z kimś z Ostatnich i chętnego ochotnika przyślij do mnie.- Zaproponował po czym podniósł rękę.
- Jeśli zdobędziesz pewność, że złoto tam jest to wróć do mnie. A i jeszcze jedno. Niech Twoi znajomi rozejrzą się za szpiegami. Coś czuję, że w mieście ich nie brak a nie chciałbym dywersji na tyłach.- Dodał na koniec po czym zwolnił Diuka.

***

Kwadrans później Gustaw zjawił się u Komendanta. Przedstawił mu sytuację i informacje jakie zdobył.
- Młody kadet zajmie się listą dla Khazadów Panie Komendancie. Ja muszę za pozwoleniem odpocząć bo podczas bitwy jedynie wypoczęty umysł może dobrze dowodzić.- Gustaw chciał by Komendant przejął częściowo dowództwo podczas jego nieobecności w szczególności w nadzorowaniu zaopatrzenia i liczył na wiedzę co Khazadzi mają na wyposażeniu. Może jakieś działa lub inne niespodzianki znajdują się u nich w huto/twierdzy?
Sierżant nakazał młodemu z gotową listą zjawić się u niego by mógł sam rzucić okiem na nią przed konsultacją z Komendantem i przekazaniu jej khazadom.

***

Po zjedzonym lekkim posiłku i uprzedzeniu Młodego o jego nowej robocie Gustaw udał się na odpoczynek. Uprzedził dwóch wartowników by kierowali wszystkich do Młodego i jeśli będzie atak na miasto ma być niezwłocznie obudzony.
 

Ostatnio edytowane przez Hakon : 10-01-2018 o 11:25.
Hakon jest offline