|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
08-01-2018, 17:50 | #321 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Hakon : 10-01-2018 o 11:25. |
08-01-2018, 21:45 | #322 |
Reputacja: 1 | Loftus dwoił się i troił. Ponowił większość swoich sztuczek, które wykorzystał jeszcze w czasie bitwy nad rzeką oraz dodał parę nowych. W ciemnościach wywoływał odgłosy wystrzału balisty i pluski w wodzie. Miał nadzieję, że wróg zwątpi, albo zwolni. Po pewnym czasie pojawił się ostrzał, wzbudził on pewne poruszenie wśród załogi barek. Mag dostrzegł również poruszenie w porcie. Nie wiedział zbyt dokładnie o co chodzi, ale odetchnął z ulgą. Uczeń czarodzieja gdzieś w głębi umysłu zdawał sobie sprawę, że mieli dużo szczęścia. Prowizoryczna, improwizowana obrona odstraszyła siły Wernicka. Gdyby najemnicy byli bardziej zdeterminowani i dokonali desantu skończyło by się rzezią… Na dźwięk alarmu, zareagowały nieliczne siły, obrona nie było skoordynowana. Mimo, że Loftus był laikiem w tych sprawach, to dostrzegł to aż nazbyt wyraźnie. Napawało go to lękiem i obawami. Gdyby wiedział, że w magazynie leżą części machin oblężniczych, to przeklinałby tych, którzy to zignorowali i nie wykorzystali.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
09-01-2018, 13:33 | #323 |
Reputacja: 1 | Włóczykij stał i jakby nigdy nic palił fajkę, co chwila odmachując się coraz bardziej natrętnych komarów. Kiedy całkowicie przepalony wsad pozostawił pierwszy nieprzyjemny posmak stuknął główką o podeszwę, splunął i wtarł resztki żaru w wilgotną ziemię. - Dobry! - krzyknął unosząc dłoń trzymającą kiść płoci i jednego pechowego okonka. - Doberek panom! - poprawił rozpoczynając pokraczny marsz przez nadrzeczne zarośla w kierunku zajętych swoimi żołnierskimi sprawami żołnierzy. - płoteczkę na śniadanie waszmoście? Spocony dryblas odwrócił się w kierunku włóczęgi prostując widocznie nadwyrężony przy stawianiu namiotów krzyż. Wykrzywił przypominający wciąż żywe zwierze futerkowe czarny, jak smoła wąs i szturchnął nogą kucającego grubaska, który pochłonięty bez reszty bezskutecznie starał się rozwiązać zasupłaną linę napinającą materiałową ścianę. - Nosz w jeżą dupe! - warknął zaskakująco wysokim głosem kucający grubasek - no tego się nie da.. - zaczął, ale nie skończył. Gapił się na wskazanego przez swojego wąsatego kolegę skinieniem głowy Olega. - Płotki mam. - Powtórzył raz jeszcze prezentując okazały połów. - A nie no, rybkę to bym opendzolił. - Mimo zmęczenia grubasek z kocią zwinnością podskoczył do Olega i zaczął przeglądać ryby. Początkowo nieufny wąsacz patrząc spod krzaczastych brwi również uległ wizji świeżej rybki i podszedł do włóczęgi. - Po ile masz te ryby - zapytał oschłym tonem. - Za sztukę tyle co na piwko Panie. Łapią się praktycznie same, bo urodzajne wody tu płyną. Za okonia wezmę na dwa piwka, albo piwko na miejscu, jak macie już rozpalony ogień. - powiedział z uśmiechem. - Mam też trochę fajkowego na sprzedaż, albo wymianę. - A co, zioła też sprzedajesz? - zainteresował się wąsaty - Zielarstwo to raczej dla przyjemności, a nie zarobku praktykuję, ale jak trzeba to nie tylko fajkowe mogę załatwić. Wiesz Pan, za coś trzeba pić, bo po resztę wystarczy wyciągnąć rękę, jak się wie, gdzie szukać. - dodał wymownie i odciął z porannego połowu trzy największe okazy, które upatrzył sobie grubasek. Olegowi nie spieszało się do miasta. A żeby wycieka za mury nie była stratą czasu postanowił pokręcić się po wrogim obozie. Posłuchać opowieści, jakimi wojacy sypali, jak z rękawa i podzielić się swoimi, pomijając rzecz jasna fragment dotyczący armii. Skorzystać z wojskowych zapasów, dzieląc się swoimi, jakich nie wojacy nie mieli na stanie. Jako włóczykij, niegroźny rybak i sprzedawca narkotyków postanowił przy okazji spróbować zdobyć zaufanie żołnierzy i zebrać wszelakie możliwe informacje. O liczebności wojsk, ich składzie, powodzie oblężenia, planie działania i takich tam. Oczywiście w nienachalny sposób, przy piwku, pieczonej rybce i dymku. Ostatnio edytowane przez Morel : 09-01-2018 o 14:27. |
10-01-2018, 20:53 | #324 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | - Trzeba tu posprzątać - mruknął skrzywiony Waldemar stojąc nad leżącym na noszach zmarłym obrońcą fortu. Na posadzce wykwitła plama krwi. - Nie chce mi się - parsknął sam do siebie i postawił kredą pionową linię obok pięciu kresek narysowanych na ścianie węgielkiem. Dopiero co się obudził, słońce nieśmiało wyglądało zza chmur a na zewnątrz trwał stan przedpaniczny. Przybyli także Herman i Konrad zapewniający, że podstawową pomoc otrzymali w nocy wszyscy lekko ranni a żywych jeńców – dwóch – przeniesiono do więzienia. Nim skończyli opowieść Siegfried chrapał na jednej z prycz. Cyrulik zakrzyknął na noszowych a ci sprowadzili do izby chorych wypuszczonych w nocy czterech operowanych obrońców. I choć każdy z nich doświadczył kolejnego zabiegu tylko dwóch izbę opuściło – i to o własnych nogach! Waldemarowi bowiem od najmłodszych lat wpajano, że jedynie ruch w rozsądnych ilościach może uchronić przed niebezpiecznymi powikłaniami pourazowymi. Każdy z żołnierzy został więc odprowadzony na odpoczynek do koszar przez jednego z noszowych lecz przedtem wpisany na listę pod tytułem: Rekonwalescenci. Dwaj, których stan nie poprawiał się w tak szybkim tempie byli młodzi więc cyrulik bez ceregieli zdecydował się na ponowienie zabiegów, mimo iż wiązało się to z częściowym otwarciem ran i ponownym zszywaniem. Był przygotowany na wszelką ewentualność dzięki maści z terrabeth, która mogła naprawić jego ewentualne błędy. Inną nauką, jaką raz na zawsze Brök przyswoił podczas terminu u swego ojca, była złota zasada leczenia: zawsze czysty opatrunek. Gdy zaczęli spływać lżej ranni w nocnych walkach każdy otrzymał od będącego w coraz lepszym humorze Waldka świeży opatrunek nasączony przeciwzapalnym wywarem – tylko jeden miast opatrunku usłyszał soczyste „won mi stąd z siniakiem, kurwa, no! Natychmiast do dziesiętnika i na służbę, leniu!”. Gdy nadeszła kolej dwójki obolałych ochotników cyrulik zażartował, że mogą normalnie iść na służbę, tylko nie mogą się schylać. Szczerze rozbawiony ich zmieszaniem wpisał ich na listę i nakazał nie wychodzić z koszar do następnego poranka. Do izby dotarł także pacjent z zakażoną raną. Natychmiast został przypięty pasami do stołu i gryząc z bólu podany kołek przypatrywał się jak Waldemar rozcinał mu ramię a następnie pieczołowicie czyścił całą ranę by ostatecznie pozszywać skórę do kupy i przypalając ją z zaskoczenia przygotowanym przez Hermana żelazem. Nie dając wiary słowom laików cyrulik miał w planie odwiedzić więzienie, by sprawdzić stan dwójki schwytanej ubiegłej nocy. Najpierw jednak, tuż po wyjściu z izby, zobowiązał jedną z kobiet z namiotu rozstawionego nieopodal do sprzątania. Celowo zajęcie zaproponował takiej, która przy dzieciach dużo pracy już nie miała z racji posiadania jednej córki a jednocześnie posiadała odpowiednie doświadczenie. Skoro i tak była pora śniadania Waldemar podreptał do kantyny zjeść coś ciepłego, sycącego i z dużą ilością deseru. Truskawki były jedyną rzeczą, która w Meissen od razu przypadła mu do gustu i od pierwszej wizyty na kuchni urabiał obsługę, by pozwalała mu częstować się tym specjałem. Gdy podczas posiłku zauważył na horyzoncie kulawego klawisza, pół owocu razem z szypułką zatrzymało się w połowie drogi do ust ze zdziwienia. Cyrulik natychmiast podążył za strażnikiem do więzienia, skoro był wzywany. Jak się okazało powodem wezwania był udział w przesłuchaniu. Waldemar nawet nie udawał, że nie interesują go nowiny jeńca, bo była to prawda. Próbując wczuć się w takiego pochwyconego żołnierza wyobrażał sobie, że najpewniej zwymyślałby samemu Sigmarowi, gdyby tylko miało to ocalić jego skórę. Przesłuchiwany okazał się nie być wyjątkiem i pewnie wiele z jego słów było wyssaną z palca bujdą. Bury od sierżanta cyrulik zupełnie się nie spodziewał. - Nie miałem pojęcia, że ktoś przytargał do celi tego człowieka! Gdy dotarłem do fortu jeden z jeńców właśnie umierał, wyzionął ducha nim rozeznałem się pośród strat i ustaliłem kolejność pacjentów. Zresztą - burknął już ciszej - sroży się pan Gustawie o tego tu, a w ciągu doby życie straciło jeszcze czterech innych. Słudzy Morra na bieżąco ich grzebią, ale teraz to będziemy musieli ich palić na własną rękę. Jeśli to prawda, żeśmy oblężeni z każdej strony - spojrzał na Gustawa pytająco. - Co najważniejsze, w nocy odszedł jeden z naszych żołnierzy wskutek krwawienia z wielu ran. Dwóch innych przebywa w lazarecie a czterech kolejnych ma dziś ode mnie zakaz opuszczania koszar. Zmarły to Dorian Hart. Nie znam tu nikogo, więc nawet nie wiem kogo powiadomić. Przekazać ciało morrytom? - Jeńcami zajmę się niezwłocznie! - rzucił za odchodzącym sierżantem i udał się do celi. Idąc korytarzem grzebał w swojej czarnej torbie poszukując cęg. W wyobraźni wyrwanie każdemu z nich po jednym zębie, najlepiej jedynce, wydawało się najlepszą możliwą formą napiętnowania. Ostatecznie jednak odłożył swoje katowskie zamiary, ograniczył się do rzucenia okiem do wnętrza celi i stwierdzenia, że wszystko w porządku. Wychodząc z więzienia obiecał, sobie, że wróci do tej celi razem z sanitariuszami. Najpierw trzeba było ich tylko odpowiednio umotywować. - Tak więc sami widzicie, panowie, niby normalni ludzie jak my w lochach siedzą, ale jednocześnie mendy to niehonorowe, skoro skrytym napadem za uchodźców się podając próbowali wedrzeć się do obleganego miasta. Na naszych żołnierzy dobroci i trosce żerujący! Otwarcie wam przyznam teraz – leczyć ich trzeba tyle, by nas jakimi chorobami nie pozarażali i nic ponadto. Od zbytnich wydatków na ich zdrowie można zacząć wymieniać powody, dla których warto byłoby dla przykładu kilkunastu obwiesić na murach. Tak podgadywał Waldemar podczas dokańczania śniadania w towarzystwie Konrada i Hermana siedząc na zydelku wystawionym przed drzwi izby. Łapał na twarz każdy promyk słońca, jaki sprytnie wymknął się spod pierzyny z chmur. Przerwy w błogim przysypianiu w tej pozycji robił jedynie na doglądanie pacjentów, wypuściwszy w międzyczasie Konrada na poszukiwania morrytów. Gdy zdawało się, że można spokojnie przespać się godzinkę czy dwie do izby przybyli dwaj ranni niesieni na noszach. - Matko miłosierdzia, co tym razem? - Zirytował się cyrulik. Okazało się, że sierżant wraz z trzema innymi zostali ostrzelani w drodze do fortu na wschodnim brzegu. Noszowi mówili także, że pozostałych lżej rannych sierżant opatrywał osobiście. Waldemar obiecał sobie w myślach uważnie dobierać słowa podczas kolejnych rozmów z tym człowiekiem. Niezwłocznie zabrał się do pracy i starannego usuwania z ciał rannych pocisków. Zacisnął im kończyny pasami powyżej ran. Sprawdzał palcem w ranie czy nie zostały naruszone kości gdyż aby uniknąć partaniny postanowił wyciągnąć także ewentualne ich ułamki. Na koniec zaszył otwory w ciele i rozpoczął bandażowanie. - No to mamy koniec, chłopaki. Jutro z rana przyjdziecie do mnie po świeże opatrunki. Do tego czasu kończyny nie używać – tak, po to ci ją przywiązałem do torsu. Nie szarp! Kretynie, każdy ruch może sprawić, że się we śnie wykrwawisz jak ten tu o - wysyczał Waldemar wskazując ręką zmarłego żołnierza leżącego na noszach. - A propo. Herman, Siegfried, rusz się który. Piaskiem krew mi z podłogi zdrapać i wyjebać do rynsztoku, ma być czysto. - A czy ja cię aby - zwrócił się do Loftusa po zakończonym zabiegu - nie widziałem wczoraj biegającego po murach? Rozkaz sierżanta czy sam żeś coś zoczył wartego pośpiechu? |
11-01-2018, 18:36 | #325 |
Reputacja: 1 | Bert ledwo się zdrzemnął po wystraszeniu wrogiej floty desantowej, a już go znowu budzili. Chłopcy przekazali mu informacje o krwawym ostrzale na moście. Niziołek zerwał się na nogi i szybko skoczył do lazaretu. Szczęściem okazało się że nie zginął ani jeden żołnierz, byli tylko ciężko lub lekko ranni. Dowiedział się też poważnie oberwał mag i trochę mniej poważnie dowódca, starych przyjaciół jednak w szpitalu nie spotkał. Bert postanowił coś z tym zrobić i nasączane strzały powinny nieźle się do tego nadać. Zebrał kilku ochotniczych łuczników i postanowił zrobić opancerzony wózek, którym dostaną się do fortu. Potrzebny był oczywiście wóz, deski i stolarz. Nizołek biegał po mieście załatwiając wszystko. Polegało to na przekonywaniu, grożeniu i w ostateczności kupowaniu odpowiednich materiałów i usług. Gdy pojazd był gotowy niziołek ze strzałami zapalającymi, łukami i ochotnikami, ruszył na most. |
11-01-2018, 20:28 | #326 |
Reputacja: 1 | Dopiero co zdołał ochłonąć po bitwie, a już wzywano go do miasta. Baron żądał raportu. Poddenerwowany, bo nie wiedział czy przypadkiem wrogowie znowu nie zaatakują, ruszył do miasta. Krocząc mostem miał obawy, czy wrodzy łucznicy nie zaczną w jego kierunku strzelać. Na szczęście chyba nie zdołali jeszcze przygotować się do ostrzału. Stanąwszy przed obliczem dowódcy, Walter rozpoczął raport: -Melduję, że w nocy ku bramie pędziła grupa uchodźców, goniona przez kawalerię. Zdołałem wpuścić część uciekinierów, nim zorientowałem się, że to są żołnierze wroga. Zdołałem zamknąć bramę i dzięki odwadze naszych wojowników pokonać przeciwnika. Z naszej strony nie było wielu zabitych, ale bardzo wielu rannych. Fort obsadziłem lżej rannymi i posiłkami, które przybyły nam z odsieczą. Do niewoli wzięliśmy kilku żołnierzy wroga. Ponadto pragnę poinformować, że wróg obsadził młyn rzeczny, z którego dogodnie może ostrzeliwać most. Po złożeniu raportu cyrkowiec musiał towarzyszyć Baronowi w obchodzie. Nie odzywał się zbytnio, był zmęczony. Jedynie od czasu do czasu komentował jego słowa krótkimi zwrotami. Ponadto podsunął pomysł zniszczenia młyna ostrzałem z balist, które podobno były na wyposażeniu garnizonu. Dzięki Sigmarowi, Baron pozwolił mu udać się do koszar i odpocząć. Zmęczony Walter skorzystał z tej możliwości. Po doprowadzeniu siebie do jako takiego porządku, runął na swoją pryczę i zapadł w głęboki sen. |
12-01-2018, 00:48 | #327 |
Reputacja: 1 | Karl warknął z niechęcią, stwierdziwszy, iż do pozbycia się bransolet potrzebne mu będą kowalskie narzędzia. Zdobycie rzeczonych pewnie nie byłoby problemem, ale już ich użycie na pewno zaalarmuje wszystkich w pobliżu i w zależności od rzemieślniczego talentu Karla, może mu nie starczyć czasu na rozkucie kajdan i ucieczkę. Uznawszy to za plan awaryjny, Karl postanowił przejąć inicjatywę. Na przemian klnąc i obiecując w myślach Ranaldowi złote góry, ruszył naprzeciw wracającym żołnierzom. - Ty! - opryskliwie rzucił już z daleka do jednego z nich. - Dość, kurwa, tego! Prowadź do porucznika, ale na-ten-kurwa-tychmiast! - Że jak? Ki chuj...? - popisał się bystrością trep, zaskoczony ofensywą Karla. - Do porucznika, bucu jeden! To ten, kto wydaje rozkazy twojemu sierżantowi, a ten wydaje je tobie, gdy już zdołasz wyciągnąć głowę z dupy! Minęły już całe godziny, a on nadal czeka na informacje o zdrajcach, które zdobyłem z narażeniem życia! Po czyjej stronie wy stoicie, żołnierzu!? Wissenlandu czy tych jebanych sprzedawczyków!? - nacierał nieustępliwie. Zawodowi żołnierze, co do zasady, napotkawszy problem radzili sobie z nim dwojako: bili, a jeśli problemowi nie dało się bądź nie było można obić mordy, zrzucali go na przełożonego. Pozostawało liczyć, że ten konkretny problem zaliczą do tej drugiej kategorii.
__________________ Now I'm hiding in Honduras I'm a desperate man Send lawyers, guns and money The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |
13-01-2018, 00:21 | #328 |
Reputacja: 1 | W czasie wizyty sierżanta na wieży i opierdzielu, jakim ten postanowił obdarować dwóch krasnoludów i starego śmierdzie... to jest Ferreta, kapral zachowywał milczenie. Głównie dlatego, że za niestosowne uważał dyskutowanie z przełożonym przy świadkach, a co gorsza - cywilach, ale też dlatego, że miał wielką ochotę użyć kilku popularnych wśród żołnierzy słów, jakich nie powstydziłby się przedstawiciel nulneńskich nizin społecznych. Jedyną oznaką niezadowolenia były coraz bardziej zmrużone oczy i krzaczaste brwi zbliżające się do siebie. Na pytanie Barona o plan miał ochotę zareagować wzruszeniem ramion. Przy okazji wydrzeć się, że skoro było od razu wiadomo, to trzeba było posłać ludzi i te jebane człecze budy puścić z dymem, a nie wygłaszać pierdolone mądrości następnego dnia, kiedy wróg już zajął pozycje. Mimo wszystko powstrzymał się i był z tego dumny. Siedział cicho, gdy Baron polecił robić jakieś spisy - ten nie skierował rozkazu do nikogo konkretnie, więc Detlef postanowił mieć to głęboko w rzyci. Gdzie się nie pojawili, zaraz kazano komuś robić jakieś spisy, wykazy, listy i inne dyrdymały - jak ta armia miała zwyciężać, skoro tyle wysiłku wymagała cała ta biurokracja?! Nie wytrzymał jednak, gdy sierżant wyraził rozczarowanie z powodu nie przepędzenia uchodźców spod miejskich bram. - Posłałem gońca z informacją o braku możliwości wykonania rozkazu. Widocznie gołowąs nie dotarł, albo coś mu się stało po drodze. Co do uchodźców, to w większości starcy, kobiety i dzieci. Zdrowych i silnych mężczyzn wpuszczono do miasta. Nie było czym ich stąd wywieźć, a nawet jeśli znalazłaby się wystarczająca ilość wozów, których rekwirowanie z pewnością potrwałoby cały dzień i zapewniło sierżantowi kolejki chętnych na skargę na działania armii przez następny tydzień, to zaopatrzenie ich na drogę zredukowałoby zapasy żywności miasta do marnych kilku dni. Brak zaopatrzenia oznaczałby śmierć z głodu lub powrót pod mury Meissen. - Zaczął spokojnie pozbawionym emocji głosem. - Nie wspomniałem o tym, że do każdego wozu trzeba by przydzielić sprawnego żołnierza, gdyż ci uchodźcy nie poradziliby sobie z powożeniem. Przy dwudziestu wozach to dwudziestu żołnierzy mniej do obrony... - kontynuował. - I pewnie spora część z tych zobowiązanych do czynnej obrony miasta w zamian za schronienie dla całej rodziny też próbowałaby wyjechać. Po co narażać życie tutaj, skoro można od wojny uciec? - Jeśli jednak sierżant chce, to mogę tam pójść i ich przepędzić siłą. Tych, którzy będą protestować i się opierać - zabiję. Porąbię staruchów toporem, kobietom kulasy przetrącę i zmiażdżę czaszki młotem. A dzieciakom po prostu karki poukręcam. Są takie małe, że na dwie ręce to i szybciej będzie robota szła... - zakończył ze smutnym uśmiechem, który nijak nie pasował do wyjątkowo poważnego spojrzenia. - Nie da się tego zrobić nie zamieniając w potwora takiego, jak ci siepacze Wernicky'ego. - Dodał po chwili dużo ciszej. W głosie kaprala słychać było jakiś żal, czy też wyrzut. Gdy Baron opuścił wieżę Thorvaldsson grzmotnął pięścią w kamienny mur okalający stanowisko balisty. Nie powiedział przy tym nic, chociaż poczucie obowiązku walczyło z jego wewnętrznym wzburzeniem i chęcią ulżenia sobie stekiem bluzgów pod adresem sierżanta, Wernicky'ego, zdrajcy Brocka i innych, którzy narazili się khazadowi ostatnio. Gdy doszedł do siebie polecił obu inżynierom robić, co uznają za słuszne dla obronności Meissen, ale pod żadnym pozorem mają nie zostawiać balisty bez nadzoru. Broń miała być gotowa choćby do tego jednego-jedynego strzału, gdy wojsko Księstw Południowych rozpocznie finalny szturm i dowodzący nimi Wernicky pojawi się jednak na wzgórzu. Na tę okazję Glorm miał skonstruować ładunek z materiałów pochodzących z posiadanych ładunków alchemicznych. Ten jedyny strzał miał być jak najbardziej skuteczny, bo okazji do poprawki mogło już nie być. Nim się oddalił obiecał, że podeśle kogoś z prowiantem i polecił krasnoludowi przygotować taras wieży do obrony - skrzynie, którymi można było zablokować klapę z niższego piętra, wiadra z wodą do gaszenia ewentualnego pożaru, przedmioty co ciskania we wspinających się po drabinach i takie tam. Detlef zamierzał pomóc w przygotowaniach po powrocie. Kapral planował teraz wrócić do budowy umocnień wzdłuż brzegu. Jeśli zabraknie materiału, to uzbrojone oddziały miały pozyskiwać go choćby kosztem wyposażenia domostw. Nie chodziło o całkowite ogołocenie nieruchomości, tylko o zabranie kilku sprzętów takich jak szafa, łóżko, stół, drzwi wewnętrzne i te pe. Jesli będą skubać po trochu, to mieszkańcom będzie łatwiej to zaakceptować. W razie ataku od wody zamierzał wziąć udział w obronie nabrzeża, a jeśli od zachodu, to wróci na wieżę zadbać o bezpieczeństwo ich Wunderwaffe, jak Ferret nazwał swoją balistę.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
13-01-2018, 21:16 | #329 |
Reputacja: 1 |
__________________ by dru' Ostatnio edytowane przez druidh : 21-01-2018 o 20:36. |
14-01-2018, 12:09 | #330 |
Reputacja: 1 |
|
| |