Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2018, 11:46   #19
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Szczeciniaste zagrożenie było prawie już przy nich, gdy dzielny Madoc wydarł się na całe gardło:
- Stój Nytuś! – treść przekazu nie była zbyt skomplikowana, ale w końcu któżby wysilał się na subtelną konwersację z wieprzem. Za słowami poleciał w stronę świni kamyk, jaki Hornblower znalazł na trakcie.

Pomimo tego, że cel zasłaniało mu aż czworo hobbitów Madoc trafił prosto w ubłocony ryj. Połączenie tych dwóch czynników sprawiło, że świniak zachwiał się i trochę zwolnił. Na pewno za to nieco oprzytomniał, bo nie pędził jak oszalał środkiem gościńca, ale wybierając lewą stronę drogi starał się przelecieć koło zagradzających mu drogę kucyków.

Mirt miała mniej szczęścia, gdyż wystrzelony z procy kamyk nie trafił wieprzka i nieszkodliwie wpadł w żywopłot. Z kolei Doderic z iście akrobatyczną zręcznością przeskoczył przez przydrożne krzaki i bezpiecznie wylądował na pobliskim polu.

Z kolei w zgoła dramatycznych okolicznościach starli się z Nytusiem Willie i Hildi. Wpierw Willie upuścił linę jaką mu rzucił Alatar. Szybko ją jednak podniósł i podał przyjacielowi. W tym celu musiał jednak zsiąść z kucyka. Raz że ciężko było mu zawrócić, a dwa, że drogę zagradzał porzucony wierzchowiec Doderica.

Pomimo tego, że wieprz był już tuż tuż Hildiemu udało się w ostatniej chwili zrobić pętlę i zarzucić z powodzeniem na głowę świniaka, gdy ten go mijał. Kucyki nawet te niekierowane przez hobbitów instynktownie przytuliły się do żywopłotu. Nytuś przeleciał bokiem. Lina nie była długa, a gdy się skończyła stawy Hildiego poczuły konsekwencję jego czynu.

Szarpnięcie było tak silne, że Hildi krzyknął z bólu. Został wyrwany z siodła, gdy jedna jego noga zaplątały się w strzemiono. Starczyło mu przytomności umysłu by puścić linę i chwycić się grzbietu kucyka, by całkiem nie spaść na trakt. Na szczęście stojący obok Willie podtrzymał go, gdy Nytuś z liną wokół łba popędził dalej.

Za nim zdyszana pobiegła dziewczynka z bezużytecznym postronkiem w rączce. Po chwili oboje winowajców zamieszania zniknęło za zakrętem. Podróżni mieli sporo szczęścia, dzięki przytomności Madoca skończyło się tylko na naciągniętych stawach Hildiego. Z resztą biednym hobbitem zajął się zaraz Alatar nacierając mu barki i nadgarstki maścią z arniki i rozmarynu, co przytłumiło ból.




Po chwilowej przerwie podjęli podróż już w nieco mniej radosnym nastroju. Wczesnym popołudniem dotarli do mostu na Brandywinie, lecz Alatar skręcił w prawo i powiódł ekspedycję ku pobliskim Słupkom. Gdzie znajdowała się słynna na cały Shire gospoda „Złoty Okoń”, gdzie podawano słynne na cały kraj piwo serwowane przez znanego miejscowego piwowara Odo Puddifoota. Smak ów trunek zawdzięczał sekretnej mieszance chmielu i ziół. Recepta zaś, pilnie strzeżona, była przekazywana w rodzinie Puddifootów z pokolenia na pokolenie i była powodem do dumy wszystkich mieszkańców Słupków.

Jeśli Alatar chciał podreperować nieco podupadłe nastroje, to wybrał świetny sposób. Popas bowiem złożony z miejscowych specjałów, to jest piwa i smażonych w maśle czosnkowym okoni z grillowanymi warzywami był w stanie rozweselić nawet najbardziej markotnego hobbita.
Pokrzepieni na ciele i duchu wyruszyli z powrotem na szlak. Jednak przerwał jaką uczynili niosła za sobą pewne konsekwencje. Podczas gdy oddawali się uciechom stołu z zachodu pędzone wiatrem nadciągnęły chmury. Z początku wyglądały jak nieszkodliwe baranki, jednak nim dotarli do mostu na Brandywinie wiatr się nasilił, a zachmurzenie było już pełne. W oddali za nimi niebo rozdarła błyskawica, a po chwili do ich uszu dotarł głuchy grzmot. Pierwsze krople deszczu zaczęły spadać im na głowy. Alatar zatrzymał swego wierzchowca na środku mostu i zwrócił się do towarzyszy podróży.
- Cóż. Do Bree mamy jeszcze jakieś 40 mil, a to znaczy, że będziemy musieli zanocować po drodze w dziczy, bo za mostem nie ma już przy trakcie żadnych osad. Radźmy zatem co robić. Ruszać w deszczu i dotrzeć do celu jutro w południe? Czy wrócić do Słupków i jutro z samego rana podjąć wyprawę, by być na miejscu wieczorem. Jak radzicie? Spakowałem sprzęt obozowy i namioty, więc poradzimy sobie w razie czego, choć nocleg nie będzie przyjemny.

Powiedział spoglądając na hobbitów pytająco. W tym czasie deszcz wolno, lecz nieubłaganie nasilał się.



 
Tom Atos jest offline