Włóczykij stał i jakby nigdy nic palił fajkę, co chwila odmachując się coraz bardziej natrętnych komarów. Kiedy całkowicie przepalony wsad pozostawił pierwszy nieprzyjemny posmak stuknął główką o podeszwę, splunął i wtarł resztki żaru w wilgotną ziemię.
- Dobry! - krzyknął unosząc dłoń trzymającą kiść płoci i jednego pechowego okonka. - Doberek panom! - poprawił rozpoczynając pokraczny marsz przez nadrzeczne zarośla w kierunku zajętych swoimi żołnierskimi sprawami żołnierzy.
- płoteczkę na śniadanie waszmoście?
Spocony dryblas odwrócił się w kierunku włóczęgi prostując widocznie nadwyrężony przy stawianiu namiotów krzyż. Wykrzywił przypominający wciąż żywe zwierze futerkowe czarny, jak smoła wąs i szturchnął nogą kucającego grubaska, który pochłonięty bez reszty bezskutecznie starał się rozwiązać zasupłaną linę napinającą materiałową ścianę.
- Nosz w jeżą dupe! - warknął zaskakująco wysokim głosem kucający grubasek - no tego się nie da.. - zaczął, ale nie skończył. Gapił się na wskazanego przez swojego wąsatego kolegę skinieniem głowy Olega.
- Płotki mam. - Powtórzył raz jeszcze prezentując okazały połów.
- A nie no, rybkę to bym opendzolił. - Mimo zmęczenia grubasek z kocią zwinnością podskoczył do Olega i zaczął przeglądać ryby. Początkowo nieufny wąsacz patrząc spod krzaczastych brwi również uległ wizji świeżej rybki i podszedł do włóczęgi.
- Po ile masz te ryby - zapytał oschłym tonem.
- Za sztukę tyle co na piwko Panie. Łapią się praktycznie same, bo urodzajne wody tu płyną. Za okonia wezmę na dwa piwka, albo piwko na miejscu, jak macie już rozpalony ogień. - powiedział z uśmiechem.
- Mam też trochę fajkowego na sprzedaż, albo wymianę.
- A co, zioła też sprzedajesz? - zainteresował się wąsaty
- Zielarstwo to raczej dla przyjemności, a nie zarobku praktykuję, ale jak trzeba to nie tylko fajkowe mogę załatwić. Wiesz Pan, za coś trzeba pić, bo po resztę wystarczy wyciągnąć rękę, jak się wie, gdzie szukać. - dodał wymownie i odciął z porannego połowu trzy największe okazy, które upatrzył sobie grubasek.
Olegowi nie spieszało się do miasta. A żeby wycieka za mury nie była stratą czasu postanowił pokręcić się po wrogim obozie.
Posłuchać opowieści, jakimi wojacy sypali, jak z rękawa i podzielić się swoimi, pomijając rzecz jasna fragment dotyczący armii. Skorzystać z wojskowych zapasów, dzieląc się swoimi, jakich nie wojacy nie mieli na stanie.
Jako włóczykij, niegroźny rybak i sprzedawca narkotyków postanowił przy okazji spróbować zdobyć zaufanie żołnierzy i zebrać wszelakie możliwe informacje. O liczebności wojsk, ich składzie, powodzie oblężenia, planie działania i takich tam. Oczywiście w nienachalny sposób, przy piwku, pieczonej rybce i dymku.
Ostatnio edytowane przez Morel : 09-01-2018 o 14:27.
|