Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2018, 18:45   #120
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Dotarli do niedużej jadłodajni na powietrzu, gdzie śniady mężczyzna piekł ryby i skorupiaki bagienne w połączeniu z miejscowymi owocami. Potrawy były dość proste, ale pachniały przyjemnie. W dodatku robione z miejscowych składników musiały być świeże. A na pewno były tanie.
Jarvis uznał, że humor bardce poprawi zetknięcie z żywnością, której to nigdy nie jadła i miał rację...
Ta przyglądała się rybom na ruszcie z wyjątkowym zainteresowaniem, jakby złociście przypieczona skórka wtłaczała w kobietę nieco życia. Gdy tawaif wyhaczyła stworka przypominającego wyglądem piranię, która zamiast płetw miała tycie łapki, lub szpatułki do odpychania, ścisnęła kochanka mocniej za ramię i wskazała palcem na wybrany przez siebie okaz.
- Chcę! Co to? Kup mi taką!
- Bagiennego żarłacza, całego wezmę… z… - Czarownik zwrócił się do sprzedawcy, by potem spytać ukochaną. - Z czym go chcesz Chaayu?
- Te błotniste... ziemniaki, bulwy są fajne… i to orzechowe coś, możemy wziąć jeszcze ślimaka, o tego ze szczypczykami?
- Właśnie... to wszystko - zgodził się z nią przywoływacz, a handlarz zaczął zwinnie szykować pachnący nowymi smakami posiłek dla tancerki. Całkiem obfity jak na jej możliwości.
Dziewczyna wyglądała jednak na zadowoloną, uśmiechnęła się nawet tak bardziej promiennie, a znajome iskierki na powrót zabłysły jej w oczach. Obserwowała uważnie, jak kucharz operuje wielkimi szczypcami i zdejmuje z ognia zamówione kąski.
Mag zauważył, że Dholianka wstrzymywała oddech, gdy chrupka skórka zdawała się odpadać od miękkiego mięsa ryby.
- Proszę panienko. - Nieznajomy podał z uśmiechem zamówione przez nią danie, a następnie zabrał się za kompletowanie posiłku dla jej opiekuna.
Sundari przyjęła swój “talerz” niemal z namaszczeniem i odeszła usiąść na ławeczce, po czym cierpliwie czekała, aż jej partner zostanie obsłużony. Od czasu do czasu próbowała zębami podważyć odstający płatek skóry i zedrzeć chrupki wierzch, ale ciągle parzyła wargi parą buchającą z mięsa.
- Mam napar z liści wodolistnicy. Do popicia - rzekł Jarvis, podchodząc ze swoim posiłkiem i bukłakiem z popitką zapewne.
Usiadł obok bardki i spoglądał na nią zamyślony.
- Nie musiałaś czekać na mnie.
- Jakbym nie chciała, to bym nie czekała - stwierdziła wartko, wyciągając z torby srebrny widelczyk, ryty w pawie pióra. Co ciekawe, nie miał na sobie ani jednej ryski, jakby dopiero co wyszedł spod polery sztukmistrza… a więc zdecydowanie był magiczny.
- Smacznego kochany - życzyła mu już z pełnymi ustami, chrupiąc z zadowoleniem najlepszą część swojego zamówienia.
- Nawzajem… skarbie ty mój - ostatnie słowa szepnął wprost do ucha kobiety i również zabrał się za jedzenie, przezornie milcząc. Uznał bowiem, że jego kochanka nie chce, by jej przeszkadzano w konsumpcji.
Chaaya faktycznie na początku jadła w milczeniu i z głową w chmurach. Rozglądała się po kamienicach, przechodniach i innych klientach posilających się nieopodal. Jednakże im bliżej była do przewrócenia żarłacza na drugą stronę, tym coraz częściej spoglądała na Smoczego Jeźdźca, obserwując jak się posila, jak oddziela mięso od ości, jak żuje, przełyka, popija. Uśmiechała się ciepło, choć skrzętnie chowała się za pełnym widelcem. W końcu nie wytrzymała i spytać musiała.
- Jesteś zły na mnie, że cie zostawiłam?
- Nie. Zmartwiony - odparł krótko i przyjrzał się tawaif. - Wyglądałaś jakby coś cię pożerało od środka, jakaś furia… i nie wiem czemu. Czy… Starzec sprawia ci problemy?
“He, he… Ferguś “ wtrąciła złośliwie Laboni, ale smok wydawał się ją ignorować, lub skupił się na planowaniu odwetu… albo obserwowaniu Deewani wspinającej się po jego łuskach.
- To nie on. Ssstarzec jest bardzo grzeczny - zająknęła się wypowiadając przydomek pradawnego. Nie zamierzała jednak wyjawiać jego sekretu, skoro od samego początku tak pilnie go strzegł.
- Trochę się denerwuje przed występem. Nie… przed balem znaczy się. - Westchnęła ciężko, po czym zaczęła obgryzać pieczoną bulwę.
- Czym się tak martwisz. Wampirami? Nie zaatakują nikogo na przyjęciu. Takie są zasady tych ichniej… Maskarady, czy jakie tam są obecnie reguły ich prawa - stwierdził ciepło czarownik.
- Nie obchodzą mnie wampiry, póki mnie nie zaczepiają - żachnęła się dziewczyna i jakby zaparła w sobie, znowu się denerwując.
Dźgnęła sztućcem orzeszka, ale ten wystrzelił z jej talerzyka i poturlał się do kanału.
- To co cię martwi? - zapytał cicho mężczyzna, wyraźnie zaniepokojony jej zachowaniem.
Tancerka obserwowała go spod rzęs, uciekając wzrokiem, gdy ją na tym przyłapywał. Zaczęła jeść pogrążona w milczeniu, a apetyt wyraźnie jej zmalał i bynajmniej nie od przejedzenia.
Każdy kęs wydawał się rosnąć gardle, a usta drgały niebezpiecznie, jakby ich właścicielka miała się zaraz rozpłakać.
- Nie chce ci przynieść wstydu… taki bal może otworzyć przed nami nowe możliwości w sprawie Starca… a ja, co tu dużo mówić. Nie mam sukienki, jestem niska, skórę mam ciemną, a włosy nie sięgają nawet połowy pleców… tam na pewno będą piękne kobiety i ja nie będę do nich należeć. - Przestała oszukiwać, że ma jeszcze jakąś sprawę do niedojedzonego posiłku i wytarła widelczyk o nogawkę spodni, po czym schowała go w kieszeni torby.
- Doprawdy? - zapytał przywoływacz wyraźnie powątpiewając. - Uważam cię za wyjątkowo piękną i pełną gracji istotę. Z pewnością żaden strój nie ukryje tego faktu. Poza tym… sukienkę możemy zawsze jakąś kupić.
Sundari wpatrywała się w nagie ości, bawiąc się płetewką jak łopatką, przesypując resztki z jednej strony na drugą.
- Miałam nadzieję, że ten krawiec da mi taką sukienkę… bym choć trochę pasowała do ideału piękna tego miasta… nie oszukujmy się jednak. Tu wszystko jest na opak… ja jestem na opak. Jak “egzotyczny” ptaszek - ostatnie słowa dodała z pewną pogardą, a wargi wygięły się w smutną łódeczkę.
Bogowie… nigdzie nie widziała takiego miejsca, gdzie nosiło się ubrania, by odsłaniały, a nie zakrywały, nie wspominając o tym… by robić je na przykład ze słodyczy.
Nie nadawała się do tego miejsca. Była zbyt konserwatywna, jak wiejska dziewuszka i pewnie za taką ją ludzie tutejsi brali.
- Egzotyczne ptaszki są najcenniejsze. I najpiękniejsze. - Jarvis pogłaskał tawaif palcem po policzku, czule i delikatnie. - Jeśli wystarczy mi, byś mnie zachwyciła na tym balu… poczujesz się lepiej?
- Nie mam sukienki… - odparła spoglądając po raz pierwszy od dłuższego czasu na kochanka. - Zresztą na pewno się zbłaźnię… moje bale ograniczały się do pracy. Nie znam nic innego.
- Spójrz na to tak. Naszym zadaniem będzie obserwowanie jak się inni bawią i baczenie, czy przypadkiem ktoś nie robi kłopotów gościom. Będziesz więc mogła bezpiecznie obserwować wydarzenie, bez konieczności uczestnictwa w nim. A suknię… suknię można kupić - przypomniał jej po raz kolejny z delikatnym uśmiechem Jeździec.
- Ale ja nie mam pieniędzy, nie mogę więc jej kupić! - rozzłościła się bardka, odkładając talerzyk obok siebie. - Nie sprzedałam jeszcze beczek, zresztą nawet jeśli... to ceny są za wysokie i to TYLKO za samą kreacje. A nie mam też i butów, ani pasującej biżuterii czy dodatków. To wszystko… tylko na jedną noc. To bez sensu. Wolę tam po prostu nie iść.
- Znaleźliśmy klejnoty… są pewnie sporo warte - ocenił mag zamyślajac się. - I pewnie moglibyśmy coś dorzucić z pieniędzy jakie dała nam suli zanim odleciała ze smoczycą.
- Daj spokój - ucięła krótko Dholianka, zapatrując się na przepływające gondole. Mogła też kreację wypożyczyć pod zastaw i wtedy zaoszczędziłaby wiele złota, ale bała się, że nie odzyska później swoich rzeczy, bo plamka, bo zadra, bo coś…
Tej całej krawcowej, którą poznała, dziwnie z oczu patrzyło, Chaaya miała wrażenie, jakby spotkała się z Godivą, która w końcu nauczyła się pożerać damy w całości, a nie je tylko podgryzać.
- Aaaaa… jeśli ja kupię ci suknię jako prezent dla ciebie? - zadumał się czarownik, rozważając różne opcje.
- Jarvisie… prosze cię… - Kurtyzana wydawała się żywo dotknięta, ale w pozytywnym sensie. - Nie stać nas. Nie chcę spędzać następnych tygodni na łupieniu niebezpiecznych miejsc i martwieniu się o ciebie… tylko dlatego, żebym miała co na siebie włożyć na jedną, jedyną noc.
- Mogę… możemy pożyczyć suknię od mojej znajomej - zaproponował ostrożnie, wiedząc jak delikatny temat porusza. - Może nie najnowszy fason, ale będzie ładna i odpowiednio podkreśli twoją urodę. I powinna pasować… mniej więcej.
- Chodźmy do pokoju… - Dziewczyna zmieniła nagle temat, wyraźnie zmęczona zmaganiami dzisiejszego popołudnia.
- Nie chcę o tym tutaj rozmawiać…
- Dobrze… chodźmy. - Mężczyznie nie pozostało nic innego jak zgodzić się, uśmiechając smutno, wyraźnie niepocieszony tym, że nie mógł jej pomóc z tym problemem.
Kamala zebrała resztki jedzenia, które postanowiła zabrać ze sobą na później, po czym markotna i w ciszy, udała się do pobliskiego postoju gondol.
Po powrocie do pokoju Chaaya zabrała się za porządki. Posegregowała przedmioty i pochowała te, których nie używali codziennie. Uprała i rozwiesiła na oknie bieliznę. Policzyła strzały i poprzekładała do jednego kołczanu. Wzięła kąpiel, starannie myjąc włosy, by wypłukać z nich resztki kurzu i pajęczyn. Przebrała się. Wytrzepała bojową sukienkę i spodnie. Wytarła buty, broń, a nawet stolik z książkami. Policzyła kamienie szlachetne znalezione w kuferku oraz zidentyfikowała magiczne precjoza.
Słowem… zapracowywała swoje problemy, starając się wyglądać przy tym, jak najbardziej naturalnie i swobodnie.
Uśmiechała się do ukochanego, gdy ten na nią intensywniej patrzył. Przychodziła się przytulić i nie unikała rozmowy, choć składanie zdań wychodziło jej jak po gruzie.
Bardka podświadomie, bo od urodzenia, czuła dużą presję. Musiała być zawsze „pierwsza”, najpiękniejsza, najdroższa, najpowabniejsza, najsłodsza, najseksowniejsza… A, że z reguły była też dodatkowo perfekcjonistką, to, gdy szło coś nie tak jak sobie zaplanowała, wpadała w panikę.
I teraz też tak było.
Myśli zjadały ją od środka. Wspomnienie babki zaprzestało prób gaszenia pożaru, kiedy ogień objął już całą głowę dziewczyny.
Laboni siedziała gdzieś ukryta w odmętach i obserwowała chłodnym spojrzeniem, jak maski i Kamala pogrążają się w histerii.
Gdy zabrakło niepotrzebnej pracy, którą można było wykonać, tawaif w pełni oddała się swojemu smutkowi. Siedziała przygaszona na brzegu łóżka i obracała w dłoni, ciepły już, anielski sztylecik.
Siedziała i dumała… wyciągając całą pozytywną energię z powietrza pokoju numer dziewięć, aż w końcu nie zostało nic czym można było… oddychać. Na szczęście zanim Jarvis zdążył spróbować powstrzymać energetycznego wampira, jakim stała się jego partnerka, przed dalszym wysysaniem życia ze wszystkiego dookoła, Sundari popatrzyła na niego jasnymi od nadziei oczami i… poprosiła o sto sztuk złota.
Wyglądało na to, że miała jakiś plan, choć nie chciała zdradzić szczegółów. Obiecała wrócić wcześnie, by zdążyli dopłynąć na bal. Pocałowała mężczyznę na pożegnanie, po czym wybiegła na korytarz.
Dzień chylił się ku końcowi. Styrany nieco Nveryioth, wrócił po całym dniu intensywnej walki z kurzem i pająkami do pokoju. Nie wyczuł w pobliżu tancerki, ale nie przejął się tym faktem za bardzo, choć za ścianą ewidentnie słyszał męskie kroki. Szybko jednak ucichły, a smok, rzuciwszy się na łóżko, przymknął zmęczony oczy.
- WSTAWAJ! - Chaaya krzyknęła chłopakowi prosto w ucho, aż ten poderwał się na równe nogi.
- Co jest? Kurwa… co jest, pali się..? - Albinosowi zakręciło się w głowie.
- Wyjdź stąd… i przynieś mi rzeczy z pokoju - odparła władczo tawaif, rozbierając się z sukienki pod którą kryła… gorset.
- Jestem u sieb… - zaczął protestować gad, ale został wypchnięty za drzwi przez półnagą dziewczynę.
~ Rzeczy! Kosmetyki, lusterko, szczotka i spinki do włosów… ~ wymieniała swoje żądania Dholianka, rozpakowując ostrożnie pożyczoną sukienkę i rozkładając na łóżku.
- CO DO JASNEJ CHOLERY TO MÓJ POKÓJ! - Ogoniasty kopnął w ścianę i zdenerwowany podszedł do drzwi obok. Zapukał, łomocząc pięścią jak kołatką i bez czekania na odpowiedź, zajrzał do pokoju czarownika, jak chłopczyk, który zagląda do sypialni rodziców.
- Ja po rzeczy… dla niej… - burknął w usprawiedliwieniu, wodząc do środka i kręcąc się wyraźnie instruowany mentalnie, co gdzie ma szukać. Zbieranie szpargałów szło mu całkiem gładko, dopóki nie otworzył torby z „dodatkami” w których to Kamala trzymała… wszystko. Rzeźbione spinki do włosów: zwykłe, tradycyjne, egzotyczne, orientalne, z łańcuszkiem, rzeźbione, z kamyczkami lub sztucznymi kwiatami. Guziki i guziczki: kamienne, drewniane, metalowe i kościane. Bransoletki: szklane, złote, miedziane, rzeźbione, tkane, ryte. Pierścionki z oczkiem, lusterkiem, kamykiem, duże, małe, drogie i tanie, niektóre znoszone, inne jakby nigdy nie używane. Do tego łańcuszki i kolczyki oraz biżuteria, których nazw nawet przywoływacz nie znał. Wszystko misterne i wszystko w takiej ilości, że można było umrzeć, zanim się to wszystko zliczyło.
Zielonołuski wyglądał, jakby wpadł do otchłani. Szukał czegoś, przeglądał, złorzeczył, przewalał, rozplątywał, zaplątywał, przeklinał, aż wreszcie wyglądał jakby miał zamiar wyrzucić całą torbę za okno, gdy wtem znalazł coś, co było małe i niewyględne, a poza tym w słabym świetle trudno było dostrzec kształty.
- ZNALAZŁEM! - krzyknął triumfalnie, zamykając w dłoni kilka drucików, po czym schował pakunek do szafy i wyszedł z pokoju.
Zaciekawiona hałasami, Godiva wyjrzała na korytarz, obserwując Nverego, jak siedzi pod drzwiami swojego pokoju i patrzy się w ścianę, wyraźnie nie mając co ze sobą zrobić. To było podejrzane… tak samo jak te krzyki i to, że bardka najwyraźniej wróciła do hotelu, ale nie była w pokoju z Jarvisem, a z jakiegoś powodu u swojego skrzydlatego…. który siedział na zewnątrz jak znudzony i bezzębny cerber.
Musiała to zbadać i to najlepiej… teraz, od razu.
- Co ty robisz… - spytała, spoglądając na białaska z góry.
- Siedzę, nie widać? - burknął jaszczur, nie fatygując się, by na nią spojrzeć.
- Ale dlaczego tutaj… co z Chaayą?
- GÓWNO! CO MA BYĆ!? - wydarł się rozeźlony chłopak, któremu wystarczyło, że został wysiedlony z własnego łóżka. Nie musiał być jeszcze przesłuchiwany.
- Posuń się - zawyrokowała twardo kobieta, otwierając wejście i wchodząc bez ostrzeżenia.
Zamarła, gdy przed sobą zobaczyła pochyloną kurtyzanę, a raczej jej okrągłą i gładką, niczym wypolerowane złoto, pupę, opiętą w przeźroczyste i bardzo kuse majteczki, przez które widziała więcej, niż powinna widzieć.
Gorąc zalał trzewia niebieskoskrzydłej, która zamknęła za sobą drzwi, opierając się o nie plecami. Uśmiech radosny i lubieżny zarazem pojawił się na obliczu smoczycy. Uśmiech szeroki.
Sundari miała na sobie podwiązki z delikatnego materiału, haftowanego na udach w rozkwitłe lilie. Na wąskich kostkach mieniły się sznury dzwoneczków, na stopach zaś pantofelki… które aktualnie z ostrożnością przymierzała, kiedy smoczyca wkroczyła.
- Ojej… to ty Godivo… - Tawaif obejrzała się za siebie. Na twarzy miała ostry makijaż, który w przedziwnie eteryczny sposób, uwydatniał jej dzikie i zmysłowe rysy. - Właśnie przymierzam buty… dziś je kupiłam, specjalnie na bal, mam nadzieję, że łatwo się w nich chodzi - wyjaśniła wesoło, prostując się i odwracając przodem do przyjaciółki. Jej gorset nie osłaniał, jędrnych piersi, które teraz nieco ściągnięte i uniesione, wydawały się większe i pełniejsze. Boleśnie idalne, że wręcz nierealistyczne.
Wojowniczka przełknęła głośno ślinę, czując jak płynie. Pot wystąpił jej na czoło i pod pachami, a między nogami od dawna był już prawdziwy wodospad tętniący własnym życiem. Bała się ruszyć, czy odezwać, a oddech przychodził jej z wielkim trudem. Nozdrza rozchylały się jak u drapieżnika, który widzi swoją zdobycz w zasięgu łap.
- Tylko nie mów nic Jarvisowi… chcę by to była niespodzianka. - Chaaya zdawała się nie dostrzegać, lub ignorować erotyczne napięcie w powietrzu, połączone z wygłodniałym spojrzeniem koleżanki. - Podoba ci się sukienka? - spytała siadając na krześle, przez co wyglądała jakby nie miała na sobie bielizny.
Przeglądając się w lusterku, zabrała się za rozczesywanie włosów, które dzieliła na różne sekcje.
- Chodź pomożesz mi ułożyć włosy.
Smoczyca nawet przez chwilę nie oderwała wzorku od kochanki swojego jeźdźca. Żadna sukienka nie była warta rezygnacji z takiego widoku, jakim była przepiękna Dholianka. Nie wiedząc jak, ani kiedy… udało jej się dojść do krzesła, by pomóc tancerce uczesać się na bal. Chłonąc i zapisując dokładnie tę chwilę w swojej pamięci. Każdy gest, każdy nieświadomy dotyk, uśmiech, spojrzenie i zapach. Słodki, ciężki zapach kwiatów pomieszany z kadzidłem i cynamonem, delikatnie drażniąc zmysły. Tylko dyscyplina jaką wpoiły jej: pierwsza nauczycielka i straż miejska, tylko ta część natury, która uważała bardkę za delikatnego ptaszka, którego należy chronić i pielęgnować… trzymały wrodzoną, samolubną “żarłoczność” Godivy na wodzy.
Z jednej strony były to dla niej ciężkie chwile, z drugiej… nie zrezygnowała by z tych momentów za żadne skarby.
Tawaif zapukała do drzwi pokoju czarownika, po czym zajrzała do niego nieśmiało. Jej krótkie, rozwiane przez wiatr włosy, upięte były w fantazyjną fryzurę, ozdobioną szpilkami z rzeźbionymi gałązkami kwiatów. Dziewczęca buźka o delikatnych rysach, teraz była umalowana, nadając charakterności i drapieżności, nasuwając na myśl aniołka, który zszedł na złą drogę.
Ubrana była w [url=http://pre00.deviantart.net/a978/th/pre/f/2014/203/1/e/original_princess_zelda_gown_by_lillyxandra-d7rrz2d.jpg]zwiewną sukienkę, przez którą przebijały się kształtne i… nieokryte stanikiem piersi.
- Ubrałeś się już na wyjście? - spytała nieśmiało, zamykając za sobą drzwi. Była wyższa, niż ją pamiętał, a przecież widzieli się tylko kilka godzin temu…
- Eeee… ten… wyglądasz… wyglądasz… - Mężczyźnie ciężko było się wysłowić, ale jego spojrzenie mówiło bardce wszystko. I to jak mu się podoba i to, że najchętniej pochwycił by ją i całował i pieścił w zapamiętaniu. - ...wyglądasz …zachwycająco.
Mag był ubrany w nie tak olśniewający strój. Podobny do tego, który nosił zawsze… ale co najwyżej z lepszych materiałów i barwy czarnej. Przy tancerce był jak czarna jaskółka przy rajskim ptaku.
Chaaya uśmiechnęła się szeroko i ze szczerością, która potrafiła kruszyć lodowce. Ciężki kamień spadł jej z serca, a burzowe chmury rozwiały się, rozpromieniając całą Dholiankę, jakby stanęła w pełnym świetle słońca.
- Jest pożyczona - ostrzegła, podchodząc do ukochanego i obejmując go z łatwością za szyją. Na pewno była wyższa! - Musisz być delikatny i bardzo ostrożny - odparła czule, dotykając czubkiem nosa jego własny.
- Da się wślizgnąć pod nią? - zapytał przywoływacz z łobuzerskim błyskiem w oku, wodząc opuszkami palców po kobiecej pupie.
- To może być ryzykowne, ale nie niewykonalne… to jak idziemy? - Musnęła delikatnie męskie usta i obejrzała się na drzwi. - Nvery jest gotowy… chce iść z nami.
- Im więcej tym weselej. - Uśmiechnął się ironicznie Jarvis, powoli osuwając się w dół i kucając przed dziewczyną. - Zrobimy próbę generalną?
Kamala popatrzyła na niego mało rozumiejącym wzrokiem, a w szparze pod ich drzwiami pojawił się cień.
- Te wślizgnięcie się pod suknię. - wyjaśnił żartobliwym tonem jej kochanek.
- Och… - Ta wyraźnie się zawstydziła, ale za chwilę na powrót uśmiechnęła. - Tylko się nie pobrudź… - Odeszła trzy kroki w tył i delikatnie podciąnęła spódnicę do góry, jakby szykowała się do wejścia po schodach.
Czarownik ostrożnie i powoli zbliżył się do partnerki, jego spojrzenie było pełne zachwytu i pożądania, gdy wędrował wzrokiem po odkrywanych przed nią sekretach.
Powoli musnął palcami jej uda, a ustami bieliznę, wodząc leniwie językiem po linii płatków jej kobiecości. Czule i delikatnie, niczym muśnięcia motyla.
Kobieta zadrżała pod tym dotykiem wzdychając cicho. Ostatnie godziny były dla niej bardzo stresujące. Czuła się zmęczona nie tylko psychicznie, ale i fizycznie, a ciepłe łono z budzącym się powoli do życia kwiatuszkiem, tylko potęgowało to odczucie.
“Słodkogorzkie zwycięstwo.”
Tak mogłaby określić mężczyznę między jej nogami. Słodki triumf zniewolenia kochanka, gorzki, bo okupiony wielogodzinnymi zmaganiami i stresem.
- Nie przestawaj… proszę - wyszeptała, chwiejąc się na wysokich obcasach i opierając dłoń na głowie klęczącego.
~ Dobrze… ale będę delikatny. ~ Jego dłonie sięgnęły do tyłu, pochwyciły za pośladki tancerki powoli masując je i pieszcząc… wyjątkowo powoli i... z pietyzmem. Jarvis nie spieszył się, skupiając na precyzji swego języka, który wszak nie mógł wiele zdziałać przez bieliznę Chaai.
- To cienki materiał… uważaj, prosze… - Bardka odchyliła głowę do tyłu, pozwalając oddać się chwili. Mięśnie jej ud napięły się pod ażurowymi oczkami pończoch, podtrzymując całą jej osobę ostatkiem sił.
~ Będę… ~ Tawaif poczuła coraz silniej zaciskające się dłonie maga na własnej pupie, by ułatwić jej utrzymanie się w pozycji pionowej.
Jeździec rozkoszował drżeniem jej ciała, jakie wywoływał w niej leniwymi ruchami języka. Znalazłszy jej wrażliwy punkcik pod materiałem, skupił się na nim, by przyjemność przyszła jak najszybciej i jak najbardziej intensywnie.
Sundari oddychała coraz szybciej i głośniej, dysząc jakby biegła lub nawet przed czymś uciekała. Miała pewien kłopot, by zaznać spełnienia, ale nieustępliwość warg czarownika w końcu pokonała, to co trzymało ją w klatce wzmożonego oczekiwania.
Dziewczyna westchnęła z ulgą i zadowoleniem, a nogi pod nią ugięły się lekko. Mężczyzna czuł jak jej mięśnie drżą z wysiłku, by utrzymać ciało w pionie.
- Kocham cię mój słodki. Na prawdę, bardzo cie kocham - wymruczała, podpierając się na ukrytym pod sukienką ukochanym, by stanąć pewnie.
- Ja ciebie też Kamalo... - Usłyszała odpowiedź spod własnej kreacji. - …i myślę, że próba generalna nam wyszła?
- Czyli… idziemy? - spytała niepewnie, nieznacznie się martwiąc.
- Tak. Chodźmy. - Powoli zaczął się wynurzając spod jej sukni. Uśmiechnął się ciepło oblizując wargi. - Jeśli się natrafi okazja…
- Skończyliście? To wspaniale! - zawołał od progu Nvery, który otworzył drzwi, bez zbędnych uprzejmości. - Spóźnimy się… później przed nim uklękniesz. - Machnął na parkę ręką i ruszył w głąb korytarza.
Chaaya popatrzyła przepraszająco na partnera, wyciągając do niego dłoń.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline