Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2018, 00:03   #110
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Obudziła się nagle… w środku nocy. Łóżko, na którym spała, okazało się okrągłe i pełne poduszek. Sama komnata też była mniejsza i okrągła. Jak w wieży. A Brytyjka miała na sobie jedwabną przepaskę piersiową i biodrową, z materiału tak cienkiego, że równie dobrze mogła być naga. Doświadczyła tego już tak często, iż wiedziała, że to kolejny senny koszmar stworzony przez cień Aishy. I szybko ją zresztą dostrzegła. Siedziała przy okrągłym stoliku, na którym stała karafka z winem i dwa srebrne kielichy. Naga i piękna w swej nagości, z wyraźnymi rogami wyrastającymi z jej czoła i twardą męskością w stanie permanentnego wzwodu. Włócznią zdolną przeszywać ciała intensywną rozkoszą. Co zresztą potwierdzały tęskne spojrzenia dwóch “Carmen” przykutych do ściany komnaty.
Brytyjka podniosła się na łokciach. Mimo wszystko było to nietypowe tło. Czyżby Aisha chciała... pertraktować?
Powoli zsunęła się z łoża.
- Widzę że się obudziłaś. Mam wrażenie, że ostatnio wiele się wydarzyło w naszym życiu. - mruknęła zadziornie Aisha nalewając trunku do obu kielichów.
- Porozmawiamy jak cywilizowane istoty, czy też mam cię dociskać do łóżka i wykazywać swoją wyższość w tym miejscu… I spełniać twoje pragnienia? - dodała z ironicznym uśmiechem.
- A potrafisz rozmawiać? - zapytała niemniej zadziorna Carmen, podchodząc wolnym krokiem do stolika.
- Czego chcesz? - zapytała bez wstępów.
- Wiem, że zaczynasz mieć wątpliwości co do swojej roli. Chcesz się zbuntować wobec swoich obecnych panów. Uważam, że to mądra decyzja… możesz wybrać naszą stronę. - upiła nieco wina dodając.- Zaczęłaś kiepsko z Aishą. Walczyłyście. Ale teraz już niekoniecznie musicie być wrogami.
Carmen spojrzała na tę istotę jakby z namysłem. Wiedziała, że nie ma ochoty na sojusz, lecz... jak mówił jej Orłow - w tej wojnie nikt nie grał czysto.
- Co konkretnie mi proponujesz? - zapytała, wciąż stojąc kilka kroków od stolika.
- Dla nas… zniewolenie umysłu blondynki. Dla ciebie… to co zechcesz. Mogę nadal dręczyć cię tak jak dotąd czyniłam, mogę też… sprawić twe sny tak przyjemnymi jak tylko pragniesz. Mogę pomóc ci znaleźć Aishę… byś znów mogła z nią porozmawiać. Jestem częścią ciebie. - wstała powoli. Przeciągnęła się zmysłowo i musnęła pieszczotliwie palcami swój imponujący męski atrybut.
- Możesz tego nie cierpieć, ale… jestem częścią ciebie. Tą której się wstydzisz, którą ukrywasz przed sobą. - wyjaśniła.- Jesteś na mnie skazana.
- Blondynki? Chodzi ci o Andreę? - zapytała Carmen, odwracając wzrok i ignorując to ostatnie wyznanie.
- Nie… ona się nie liczy. Zresztą jej okiełznanie idzie ci całkiem dobrze, nieprawdaż? - zapytała retorycznie Aisha podchodząc z dwoma kielichami do Brytyjki. - Nie mów mi, że potrzebujesz pomocy z tą ślicznotką?
- Nie planuję się z nią widywać więcej. Nie jest w moim typie. - Powiedziała Carmen, domyślając się już o kogo chodziło.
- To… dobrze…- gospodyni podała jej kielich uprzejmie. - … i źle też zarazem.
Wyglądało na to, że wtargnięcie Carmen i Claire Warwick do domeny Aishy oraz ich ucieczka, wstrząsnęło nią mocniej niż była gotowa przyznać.
Czerwone oczy skupiły się na Brytyjce mówiąc. - Dobrze by było… żebyśmy sobie ułożyły przyjemnie nasze relacje. Ty i ja. Nie chcesz chyba bym gnębiła cię co każde nasze spotkanie, co?
Agentka spojrzała jej w oczy.
- Nie próbuj mnie zastraszać. Nie boję się ciebie, co już udowodniłam. Masz dla mnie ofertę, możemy ponegocjować, ale straszaki zostaw na małe dzieci. - Odparła znudzonym głosem.
- Och… nie zamierzałam cię straszyć. - zamruczała zmysłowo Aisha przesuwając spojrzeniem po ciele Carmen. - Zakładam, że męczyło cię moje droczenie z tobą. I to jest częścią mojej oferty. Koniec z tym bawieniem się twoimi pragnieniami.
- To urocze... - skwitowała Brytyjka.
- Urocze… ale też oczekuję czegoś w zamian. - stwierdziła popijając swój trunek. - Na początek, koniec boczenia się. Ani nie patrzysz na mnie, ani nie raczysz spróbować drinka którego ci przyszykowałam. To… niegrzeczne.
- I mam uwierzyć, że cię to obchodzi? - Carmen spojrzała na postać, lecz nie ruszyła się o krok. - Mów, co dokładnie proponujesz.
- Sojusz z Aishą. Połączenie się z nią. Obie tego pragniemy… - przesunęła palcem po swej piersi, tak jak to robiła sama Aisha. - Ten urok jest cudowny. Dlatego tak długo trwa w tobie. Bo pragniesz mu ulec. Myślę, że jeśli nie będziesz aż tak wrogo nastawiona, możesz wiele zyskać. Na przykład prawdziwą moc, a nie te kuglarskie sztuczki załatwiane zastrzykami serum.
Brytyjka udała, że się zastanawia.
- Wiesz jednak, że nie zgodzę się na bycie jej niewolnicą.
- Doprawdy? Są różne rodzaje niewoli.- wskazała dłonią na dwie przykute Carmen tęsknie wpatrzone w męskość istoty, z którą arystokratka rozmawiała. - Skąd wiesz, czy rzeczywiście byś się nie zgodziła? Nie znasz tak naprawdę jej oferty, więc skąd wiesz co mogłabyś wynegocjować, a czego nie? Co masz do stracenia?
Carmen uśmiechnęła się półgębkiem.
- No tak, zapomniałam, że ty nie masz prawa głosu. Dobrze, porozmawiam z Aishą... jeśli ją spotkam.
- Z tą samą wyniosłością co podczas rozmowy ze mną? - stwierdziła Aisha podchodząc do Carmen i obejmując ją w pasie. Przytuliła się do niej i Brytyjka poczuła jej miękkie piersi ocierające się o jej własny biust. I twardy instrument rozkoszy, którego wyuzdaną pieśń raz już miała okazję dobrze poznać.
- Pozostaje jeszcze kwestia nas. Co będziemy robić, gdy znów trafię do twych snów? - zapytała polubownie rogata kobietka.
Trudno było się jej oprzeć. Jakiś głos w głowie Brytyjki podszeptywał, że przecież to bez znaczenia i faktycznie może z niezwykłą istotą spełnić swoje najdziksze fantazje erotyczne. A może nawet odkryć nowe?
- Nie... - powiedziała, odsuwając się zdecydowanie. - Nie będzie żadnych “nas”. Jeśli mam być miła dla Aishy, ty masz zniknąć.
- Nie mogę zniknąć.- rzekła ironicznie rogata wpatrując się w oczy Brytyjki. - Równie dobrze możesz kazać zniknąć swemu uczuciu do Rosjanina. Ciekawe czy cię posłucha. Ostatnim razem… nie posłuchało.
Brytyjka zagryzła wargi.
- Nic od ciebie nie chcę... - wysyczała przez zaciśnięte zęby.
- Wiesz co jest… zabawne? - uśmiechnęła się bezczelnie rogata kobietka, nachylając się twarzą ku Carmen. - Obie wiemy, że kłamiesz… obie znamy twoje pragnienia. Twoją ciekawość i żądzę przygód. Twój nieposkromiony temperament seksualny. I to jak bardzo okłamywanie samej siebie cię raniło. Ale tkwij w swoim uporze… jeśli cię to.. bawi. - oblizała lubieżnie wargi.
Brytyjka spuściła wzrok. Zaciskając pięści, powiedziała po chwili:
- Kiedy spotkam Aishę?
- Nie wiem… przypuszczam, że wkrótce… jest blisko. Może na nas patrzy, może o nas myśli. - mruknęła rogata wodząc leniwie opuszkami palców po swych piersiach.- Może na nas zagra jak na instrumencie. Pragniemy tego, ty i ja.
Dreszcz przeszedł plecy Brytyjki, bo pamiętała wciąż to, co zrobiła jej Arabka.
- Nie chcę ich widzieć. - Wskazała nagle na niewolnice Aishy ze swoich snów - Nie chcę, by... wyglądały jak ja. Ani jak Orłow.
- Dobrze…- skinęła głową rogata i obie Carmen z jękiem zawodu zniknęły rozsypując się w pył. - nie ma ich.
To zdziwiło Brytyjkę. Poparzyła na nadnaturalną postać.
- Opowiedz mi więcej o Aishy i jej siostrach. I o samej Hekesh.
- Jestem częścią ciebie, częścią twego pożądania. I pragnieniem. Aisha nadała mi kszatł swym urokiem… cóż… część kształtu. - uśmiechnęła się smutno istota i podeszła do stolika siadając na nim. -... ale ulepiła mnie z ciebie. Nie wiem więcej niż ty o przeszłości, o Hekesh. I o samej Aishy. Czuję że jest blisko.
- Ale wiesz to, co ja wiem. Czy coś więc przeoczyłam? Coś pominęłam? - dopytywała się agentka.
- To że ma siostry wszędzie. Także tu… więc może Aisha nie jest jedyną magiczką w tym mieście. Może przyjdzie ci zmierzyć się i z nią i jej siostrą.- zadumała się rogata.- Albo im służyć obu. Wyobrażasz sobie to ?
Wodziła dłońmi po piersiach i brzuchu tęsknie i pożądliwie zarazem.- Melodię nie na dwie, a na cztery ręce?
- Zamknij się. - Warknęła Carmen, szukając wzrokiem wyjścia, którego tu nie było.
- Czemu ? - zaśmiała się istota. - Przecież wyrażam też i twoje pragnienia. I czego spodziewałaś się po własnym mrocznym pożądaniu. Cnotliwej gadki? Jestem tym co stworzyłaś. Aisha nadała mi tylko kształt.
- Jesteś pasożytem. Może i jesteś częścią mnie, ale nie jesteś mną, bo mnie powstrzymuje wiele innych... rzeczy. Ty służysz tylko jednemu i tylko jedno oferujesz. Tymczasem ja nie jestem zainteresowana. Zrozumiałaś? - warknęła rozeźlona Carmen.
- Wiele rzeczy... strach, wstyd, upór… może nawet głupota. - potwierdziła rogata z drwiącym uśmiechem. - Mnie nie… Jestem tylko pożądaniem. Mam jedną naturę i nic mnie nie ogranicza poza nią samą. A zaoferowałam ci przyjemność. Czystą i nieskażoną niczym. W dodatku w płynie, byś nie musiała się zasłaniać resztkami swojej pruderii.
- A ja podziękowałam! - prawie wykrzyczała Carmen.
- No właśnie... głupota.- nalała sobie trunku i wypiła z wesołym uśmiechem na obliczu. Spojrzała na Carmen.- Czasami mam wrażenie, że zależy ci na tym, bym siłą sprawiła ci przyjemność. Zaciągnęła do łóżka i wykorzystała bezwstydnie. Wtedy mogłabyś rozkoszować się doznaniami i zrzucać winę na mnie. Jakie to wygodne, prawda?
Brytyjka oparła się o stolik i pochyliła w kierunku istoty.
- Tak ciężko zaakceptować ci odmowę? - zapytała z wrednym uśmieszkiem.
- Nie pochlebiaj tak sobie. Powstałam by cię dręczyć, by nie pozwolić zniknąć twej tęsknocie. Nawet nie wiesz ile wysiłku wkładam w to, by przeciwstawić celowi swego istnienia. - chwyciła nagle za włosy akrobatki i przyciągnęła jej twarz ku swemu dumnie sterczącemu atrybutowi.
- A to że ty czujesz do mnie pożądanie, nie ułatwia tej sytuacji. Powinnaś leżeć związana i wystawiać swoje ciało na mój dotyk wiedząc, że spełnienie może dać ci tylko prawdziwa Aisha. - burknęła trzymając władczo i silnie Brytyjkę, która spoglądając na imponujący okaz przed swymi oczami, wiedziała że rogata ma tu nad nią pełnię władzy. - Więc doceń moje opanowanie, z łaski swojej.
Carmen z trudem odchyliła twarz. Czuła pożądanie, lecz na równi czuła też złość.
- A ty zapominasz, że ta słodka blondyneczka nauczyła mnie z tobą walczyć. - Powiedziała, a w jej dłoni zmaterializował się długi nóż. - Na pewno chcesz w ten sposób grać?
- Widać nie dość dobrze cię wyszkoliła… skoro tak łatwo zapominasz otrzymane lekcje. - zaśmiała Aisha się ironicznie patrząc jak nóż w dłoni Carmen staje się gumową zabawką. - Nie weszłaś tu z Claire, a to nie jest twoja głowa. To sen, a nad snami nie masz żadnej władzy. -
Przyciągnęła twarz Carmen do swojej całując pożądliwie i puszczając w końcu jej włosy.
Uśmiechając się ironicznie spytała oblizując językiem wargi.
- Naprawdę sądzisz, że jedna jej lekcja uczyni z ciebie moją pogromczynię? Zwłaszcza po tym jak obie uciekałyście z podkulonymi ogonami?
- Naprawdę chcesz się przekonać? - Carmen spojrzała w oczy istoty. - Masz rację, jesteś częścią mnie. Tylko częścią. Beze mnie nie istniejesz. Dręcz mnie, a znów sprzymierzę się z tą blondyneczką i całą masą jej dziwnych przyjaciół, by się ciebie pozbyć. Bądź mi pomocna, a będziesz królową tego świata i... może faktycznie spędzimy tu miło czas. - Powiedziała agentka, prostując się dumnie.
- Może?! - teraz to rogata Aisha uniosła się dumą. Wstała ze stolika i stanęła przed Carmen. Jej czerwone oczy płonęły gniewem i pożądaniem. - Doprawdy… co za arogancja.
Podparła się dłońmi na biodrach i natarła całym ciałem dociskając pupę Brytyjki do stolika.
- Nie myśl, że robisz mi łaskę. Jest raczej odwrotnie. - syknęła gniewnie Aisha i pocałowała szyję Brytyjki, po czym zaczęła lizać jej skórę.
- A tych twoich się nie boję. Następnym razem może mi się udać ich złapać. - mruczała kłamiąc i całując szyję Carmen. Ta czuła zresztą nie tylko pieszczotę jej ust, ale i duże krągłe piersi ocierające się o jej własny okryty cienkim jedwabiem biust. Jak i twardą imponującą męskość, która trzymana przez Aishę dłonią ocierała się prowokująco o intymny zakątek Brytyjki.
- Będzie bardzo przyjemnie o ile odważysz się wyrażać swe życzenia. - zaśmiała się Aisha kusząc cicho.
Carmen oblizała usta, lecz nie spuszczała wzroku z oczu Aishy.
- Tylko tyle masz tych straszaków? - zapytała cicho.
- Nie. Mogłabym zrobić to miejsce… straszne. Sięgnąć do koszmarów. Zniewolić cię w sposób tak… upokarzający, że nie czułabyś nic poza bólem i wstydem. Ale jestem twoim pożądaniem. - szepnęła. - I to mogę wywoływać… to lubię wywowyłać najchętniej. Myślisz że czemu moje tortury zmuszały cię do porannych zabaw swym ciałem?
- Wcale nie... - Carmen przerwała. Ciężko było oszukiwać samą siebie. - Posłuchaj... wierzę ci, ale... naprawdę nie mam ochoty na zabawy teraz. - Próbowała przekonać Aishę i siebie.
- Doprawdy? - palce Aishy sięgnęły pod zasłonkę z jedwabiu. Wodziły po kwiatuszku agentki. Sięgnęły głebięj i rozkoszowały się delikatnością intymnego zakątka Carmen. - Obie wiemy, obie znamy twój sekret. Jak mocno ulegasz dominującym kochankom obu płci. Orłow… Lizbeth, Andrea… Im mocniej będę naciskać, tym bardziej mi ulegniesz. Bo pragniesz ulec, bo cudownie jest być obiektem czyjegoś pożądania. Doprowadzać kogoś do szaleństwa.
Carmen wyprężyła się, lecz nijak bardziej nie zareagowała na pieszczotę.
- Coś przeoczyłaś. Żadna z tych kobiet, które wymieniłaś, nie pociągała mnie tak jak Huai, a to znaczy, że poza twardą ręką, musi być coś jeszcze... Sama musisz wpaść na to, co to jest.
- Och… doprawdy? Nie sądzisz, że nie powinnaś mnie pragnąć tak jak pragniesz Huai?- zachichotała Aisha, poruszając palcami między udami kochanki, z wprawą zanurzając się w jej wrotach rozkoszy. - To by wszak zakrawało o… narcyzm.
Pochwyciła dłoń Brytyjki i położyła ją sobie, na swym męskim atrybucie, twardym i gotowych do podbojów.
- Poza nawet Huai nie ma tego co ja mam.- rzekła dumnie i ironicznie zarazem.
- Spłycasz temat. - Odparła Carmen, cofając dłoń, po czym dodała z sarkastycznym uśmiechem - Chcesz mi zrobić dobrze? Nie krępuj się.
- Czyżbyś ty chciała mnie teraz wykorzystać. Jako swoją zabawkę?- zaśmiała się ironicznie Aisha przymykając oczy. - No dobrze… niech ci będzie. Usiądź wygodnie, połóż się… pokażę ci co potrafię. Co potrafimy. -
Bo obok pierwszej Aishy pojawiła się druga, identyczna i równie hojnie wyposażona przez “naturę”.
- Jakie masz kaprysy pani? - zapytały unisono, niczym jeden umysł w dwóch ciałach.
Brytyjka zastanawiała się na ile te istoty są wrażliwe na jej prawdziwe emocje. Ten podział wszak zupełnie na nią nie działał pobudzająco.
- Pokażcie mi co potraficie... na sobie nawzajem na początek. - Powiedziała.
- Maruda.- odparła jedna ze śmiechem, a druga przytuliła się do pierwszej ocierając zmysłowo swym ciałem o swą kopię. Jej usta powoli muskały szyję kochanki, gdy tamta przymykała oczy rozkoszując się pieszczotą. Jej palce wodziły po szczycie piersi, zataczając kółeczka. Jedna była dominująca, druga się poddawała dotykowi. Tuliły się do siebie i ocierały z wyraźnym pragnieniem bliskości. Carmen miała więc czas by rozejrzeć się za jakąś inna opcją wyjścia.
Te było tylko jedno. Okno. Bo ta okrągła komnata nie miała drzwi. Okno za którym… z miejsca w którym się znajdowała akrobatka, mogła dostrzec jedynie krwisto-czerwone i purpurowe chmury. Jak podczas zachodu słońca. Pognała więc w kierunku oknia i wyskoczyla przez nie… lecąc w dół prosto ognistą Otchłań.

[media]http://i.telegraph.co.uk/multimedia/archive/03583/volcano-2_3583926b.jpg[/media]

Skok przez okno okazał się początkiem upadku na tyle długiego, że Carmen mogła przeanalizować swoje decyzje. Wieża w której skoczyła była absurdalnie wysoka, biały gładki słup ciągnący się od piekła do nieba.
- No… czeka cię dość długi lot na dół.- stwierdziła pojawiająca się obok Brytyjki rogata Aisha, z dziwnie złośliwym uśmieszkiem. - Na twoim miejscu obudziłabym się zanim zakończysz skok. Raczej nie umrzesz od uderzenia, ale upadek z takiej wysokości w płynny ogień… hmmm... Będzie boleć… bardzo. Nieśmiertelność czasem nie bywa błogosławieństwem.
Carmen mimo przerażenia, a może z uwagi na nie, skupiła się i spróbowała obudzić. Tak bardzo, bardzo tego chciała!
- Powodzenia… przyda ci się… - rzekła ze złośliwym uśmiechem Aisha i rozpłynęła się w szarym dymie pozostawiając Carmen sam na sam z ognistą zagładą, do której się zbliżała w błyskawicznym tempie.

Obudziła się z krzykiem, głośnym i pełnym bólu oraz przerażenia. Szeroko otwarte oczy wpatrywały się w sufit. Spocone ciało drżało jak w febrze. Krzyczała i krzyczała dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że Orłow ją tuli do siebie i próbuje uspokoić.
Oddychała ciężko, nie wiedząc czy lepiej by zamknęła oczy i spróbowała się uspokoić, czy lepiej nie, bo znów może zobaczyć morze lawy.
- Już... koszmar... z Aishą. - Wyrzuciła z siebie w ramach wyjaśnienia.
- Chcesz… whisky z lodem, może?- zapytał Rosjanin nie pytając o szczegóły.
Złapała się za głowę. Po chwili jednak skinęła głową.
- Dużo jednego... i drugiego.
- Ja zwykle je mieszam. Ty chcesz oddzielnie?- ostrożnie puścił Brytyjkę zsuwając się z łóżka. - Nie pamiętam żebyś kiedykolwiek tak krzyczała przez sen. To musiał być wyjątkowo straszny sen.
- Razem, razem. - Odsunęła dłonie spojrzała na niego udręczonym wzrokiem - Będzie ich więcej... jeśli nie będę współpracować z Aishą.
- Może jakieś proszki na sen by pomogły.- zadumał się Jan Wasilijewicz nie rozumiejąc istoty problemu. Na samą myśl o proszkach nasennych Carmen zadrżała ze strachu. Nie mogłaby wszak wtedy w ogóle uciec z sennego więzienia Aishy.
- Bez przesady. - Spróbowała się uśmiechnąć żeby zbagatelizować sprawę - Whisky z lodem brzmi dużo lepiej.
Orłow skinął głową i odszedł. Po kilkunastu minutach wrócił z dwiema szklankami. Jedną dla niej, jedną dla siebie.
- Ranek blisko, więc nie musisz się już kłaść spać.- rzekł ciepło podając trunek akrobatce i siadając obok niej.
Z uśmiechem przyjęła szklaneczkę, słowem nie wspominając o tym, że tych kilkanaście minut samotności w pokoju było dla jej wyobraźni torturą. Co gorsza, bała się nawet podejść do okna, by nie zobaczyć za nim morza lawy.
- Opowiesz mi coś? - poprosiła - Dla odwrócenia myśli. Może... czym się interesowałeś jak byłeś młody? Poza kobietami. - Dodała przezornie.
- Czym? - podrapał się po karku Rosjanin wspominając. - Szermierką. Ale nie szpadą. Szablą. Matka miała skarb. Ojcowską szablę, co ją husarską zwała. Nie huzarską, a husarską właśnie. Mój ojciec jej ponoć używał. Nigdy takiej szabli nie widziałem w życiu. Miała taki guzek chroniący kciuk. No i ptakami… też się interesowałem.
Słuchając go Brytyjka upiła łyk trunku i skrzywiła się, jakby zapomniała, że to alkohol.
- Masz wciąż tę szablę? - zapytała, starając się skupić myśli na obecnym - jakże cudownie neutralnym - temacie.
- Tak Co prawda nie przy sobie, ale jest w depozycie bankowym w Sankt Petersburgu. - wyjaśnił Jan Wasilijewicz z uśmiechem. - Ta praca nie daje zbyt wielu okazji do machania szabelką.
- Może... powinieneś ją zabrać przy okazji... wiesz, potem możesz nie mieć okazji.
- Musielibyśmy polecieć do Sankt Petersburga.- zaśmiał się Orłow i zerknął na dziewczynę dodając.- Ty mówisz poważnie?
Wzruszyła ramionami.
- Jeśli to dla ciebie ważne, to tak.
- Na razie nie ma co o tym myśleć. Nie mamy aeroplanu. - mężczyzna przesunął spojrzeniem po sylwetce dziewczyny. - A ty… jakie to słabości skrywasz przede mną. Jakie to zainteresowania… miałaś w młodości, lub masz. Acz nie mówimy tu o tym, czego łatwo się domyślić. Tylko o reszcie… o tych zainteresowaniach, które są twoim sekretem.
Zaśmiała się.
- O nie... po dobroci tego ze mnie nie wyciągniesz. - Pogroziła mu palcem.
- Więc spróbuję…- rzucił się nagle na Carmen przyciskając ją siłą do łóżka. Stanowczym ruchem dłoni zsunął koszulkę nocną z jej lewej piersi i przylgnął ustami do niej, kąsając ową krągłość i liżąc. - ... tortur. Nie dam ci spokoju, dopóki mi nie powiesz.
Krzyknęła trochę zaskoczona, a trochę rozbawiona tym atakiem. Choć po prawdzie bliskość mężczyzny była dla niej przyjemna, postanowiła tanio nie sprzedawać skóry i zapierając się nogami i rękami walczyła z Rosjaninem. Był jednak silniejszy od niej i już dociskał ją do łóżka nie dając uciec swej zdobyczy.
- Przestań wierzgać, bo będę musiał przywiązać cię do łóżka.- mruknął przyssawszy się ustami do piersi Brytyjki, zyskując kolejną przewagę. Bo ciało arystokratki coraz bardziej mimowolnie lgnęło do swego oprawcy.
Choć jej ciało wciąż było napięte, Carmen zaprzestałą faktycznie oporu wyprężając się pod wpływem drapieżnej pieszczoty.
- Przessstań... - wysyczała - No dobra... powiem... szkoła baletowa... wstyd, ale... lubiłam ją…
- No… z takimi zgrabnymi nóżkami… to się nie dziwię.- Orłow rzeczywiście zaprzestał pieszczoty, choć uczynił to z żalem. I nie puścił Brytyjki. - Była z ciebie mała baletnica? To musiał być uroczy widoczek.
- Zależy... - uśmiechnęła się na te wspomnienia - Koleżanki mnie nie lubiły, bo byłam... podnosiłam poprzeczkę. Nauczycielka zaś mówiła, że choć wszystkie figury wykonuję dobrze, to brakuje mi giętkości... że wyglądam bardziej jakbym walczyła, wyrażała złość niż czerpała przyjemność z tańca. - Rzekła, niby to mimochodem ocierając się ciałem o leżącego na niej, muskularnego mężczyznę.
- Nie zauważyłem tego braku giętkości. Z drugiej strony… balet i baletnice, to jednak nie było coś co mnie kusiło w młodości. Nie mam więc porównania.- Orłow zdecydowanie był za grzeczny. Mimo odsłonięcia krągłości Carmen, trzymał się swego słowa i nie sięgał dłonią po ów kuszący owoc.
Brytyjka zaś kiedy on grzeczniał, sama zaczynała pokazywać różki. Uniosła nogę i oparła ją o biodro kochanka, obejmując jego udo.
- Hmmm czyżbyś chciał więc wybrać się na balet i porównać? A może miałabym cię przekonywać, że nic nie straciłeś? - zagadnęła, chcąc rozbudzić jego wyobraźnię.
- Może… raczej nie poszedłbym oglądać baletu. A ciebie w stroju baletnicy, aczkolwiek… nie gwarantuję, że dałbym ci potańczyć.- stwierdził z zadziornym uśmiechem jej kochanek, wodząc palcami po udzie Carmen.- Mogłabyś się skupić na tańcu, wiedząc że rozbieram cię wzrokiem?
Prychnęła zadziornie, dociskając się do niego i patrząc mu głęboko w oczy.
- Wiesz, że tak. Tak byliśmy szkoleni, niemniej... marzyłabym pewnie o tym, co zrobisz mi potem…
- A co bym… zrobił potem? - zadumał się Orłow, acz jego dłoń powoli podwijała koszulkę nocną w pełni odsłaniając udo, a potem biodro kochanki.
- Hmmm... chyba w tym właśnie urok, że nie wiem do końca, poza tym, że zmieniłbyś się w bestię... - Powiedziała, przejeżdżając powoli pazurkami po jego plecach. Nagle jednak zastygła w pół pieszczoty i spojrzała poważniej na Jana Wasilijewicza.
- Myślisz, że... pociąga mnie w tobie tylko to, że masz dominującą naturę w łóżku?
- Nie wiem… - zadumał się Orłow. - Sądziłem, że też jestem zabójczo przystojny, niezwykle charyzmatyczny, no i… oczywiście prawdziwy dżentelmen ze mnie.
Zaśmiał się głośno i spojrzał w oczy akrobatki.
- Nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Natomiast jeśli chodzi o ciebie to… jesteś urodziwa, zmysłowa, kusząca, masz uroczy charakterek i gorący temperamencik. Poza tym... pragnę cię Carmen i nie dbam o powody tego pragnienia. -
Pchnął ją na plecy i nachylił się całując jej usta zachłannie, potem szyję, potem odsłoniętą już pierś.
- Za dużo o tym myślisz, za dużo się przejmujesz. Pozwól instynktom… prowadzić się.
Zamruczała, pobudzona jego apetytem. Jednak cień nocnej mary wciąż pokrywał jej duszę. Kiedy Rosjanin całował jej ciało, z przymkniętymi oczami, tuląc się do niego, szepnęła.
- To... z mojego snu. Aisha mówiła, że przez to... nadaję się na niewolnicę... że tego chcę... a ja... nie chcę być taka. Cenię wolność.
- Nie potrafię na to odpowiedzieć. - mruknął nie przerywając tym razem pieszczot na odsłoniętej krągłości Carmen. - Może po prostu jesteś pełna skrajności? Jest taka możliwość.
Westchnęła zarówno pod wpływem ciężaru myśli, jak i rozgrzewającego ją podniecenia.
Orłow zaś przesunął dłonią po brzuchu sięgając między uda kochanki. Stanowcze i władcze palce kochanka wślizgnęły się do uległej doliny między jej biodrami, leniwie pieszcząc ukryte tam skarby. Choć leżała ulegle poddając swoje ciało kaprysom kochanka, to on w tej chwili był niewolnikiem, nie ona.
To jej ciało było pieszczone i wielbione. To ona przyjmowała hołd jaki jej składał.
- W recepcji zostawiono wiadomość. Huai Sien Go oczekuje panny Carmen w swoim hotelu około godziny jedenastej. - odezwała się oficjalnie Hilda, a agent mruknął pod nosem.
- A czego ona chce od ciebie?
Brytyjka westchnęła, mrucząc i prężąc się z rozkoszy pod nim.
- Nie wiem... zazdrosny? - zapytała z szelmowskim uśmiechem.
- A powinienem być? W tej chwili to bardziej jestem podniecony niż zazdrosny.- ocenił z szczerze i bezpruderyjnie Orłow. - Nie wiem też co ty tam knujesz ze Wężową Księżniczką i Huai za moimi plecami. Sądziłem że ustaliłyście jakieś plany między sobą.
- Przeceniasz mnie, po prostu... dobrze mieć wpływowe znajomości, czyż nie? - Brytyjka uniosła nieco twarz, by lubieżnie prześlizgnąć się językiem po szyi i policzku kochanka.
- Doprawdy? Mam wrażenie że zazwyczaj… nie doceniam.- odparł ironicznie Rosjanin przyglądając się spod półprzymkniętych oczu. - W końcu zaskakujesz mnie swoimi planami, co chwila.
- Wiesz... to wcale nie trudne, gdy myślisz tylko o jednym... - zbliżyła usta do jego ucha - I jak, zaplanowałeś co mi zrobisz, gdy znów założę tę obróżkę od ciebie?
- Planuję...- skłamał, bo w tej chwili z pewnością ciężko mu się było skupić na myśleniu.
- Zdradzisz mi coś? - zapytała, szepcząc mu do ucha. Jej ciało coraz bardziej niecierpliwie reagowało na jego pieszczoty, dociskając się do dłoni kochanka.
- Myślałem o twym… tańcu… tylko dla mnie, tylko w kabaretkach i pantofelkach na obcasie. Na stole… i nagrodzie za ów taniec… jeśli będzie śliczny.- szeptał złośliwie wodząc powoli i delikatnie po kwiecie kobiecości kochanki, domagającym się wszak bardziej stanowczej pielęgnacji.
- A jeśli nie będzie... mogę liczyć na karę? - zapytała oddychając coraz bardziej gwałtownie i coraz mocniej pieszcząc dłońmi plecy kochanka, właściwie teraz drapiąc je bardziej już niż smyrając.
- A jak właściwie mam cię… wtedy ukarać. Jakieś propozycje? - mruknął Orłow nie przestając rozpalać żaru w jej ciele za pomocą czułego i delikatnego dotyku palców w jej najbardziej wrażliwym zakątku. Drażnił się z jej apetytem, choć Carmen miała świadomość że on sam też jest “wygłodniały.”
- Och... nagle zabrakło ci inwencji twórczej? - zdziwiła się dziewczyna, a jej rączka powędrowała wzdłuż jego boku w kierunku bioder, by tam ześlizgnąć się na krocze.
- Tego nie powiedziałem… ale nie zdradzę ci jaka to kara cię czeka.- odparł cicho Orłow nie przeszkadzając kochance w “eksploracji”, tym bardziej że stan jaki zastała pod palcami Carmen, był wielce… obiecujący.
- Widzę, że zacząłeś się ze mną droczyć... czyżby zabawa w sługę spowodowała, że nauczyłeś się lepiej panować nad temperamentem? A może... już tak na Ciebie nie działam? - zrobiła “smutną minkę” i znacząco pogładziła męskość kochanka.
- Czy wyglądam jakbyś… na mnie nie działała?- stwierdził cicho Jan Wasilijewicz drżąc i przymykając oczy lekko. - Po prostu chcę w tobie obudzić… bestię.
Uśmiechnęła się czule i pogładziła go znów prowokacyjnie.
- Niby agent, a taki niedomyślny... Nie zauważyłeś? Bestią staję się, gdy ty wyzwalasz swoją. Im bardziej dziki się robisz, ty mocniej ja szaleję... Te pieszczoty... rozbudzają mnie, ale obawiam się, że szybko nie ulegnę w ten sposób.
- Hmm… a wyraźnie chcesz ulec.- zadumał się Orłow i popchnął akrobatkę na plecy. Po czym uklęknął na łóżku i chwyciwszy za jej nogi zaczął je stanowczo rozchylać wpatrując się koszulkę nocną kochanki łakomym wzrokiem. Zamierzał ją samolubnie i bezczelnie posiąść nie dbając o jej opory, prawdziwe czy pozorowane. Gra aktorska… ale pod jej kaprys.
- Tak myślisz? - kiedy uniósł jej nogi, wywinęła się i zaparła stopami o jego ramiona. Jako akrobatka nie miała problemu z przyjęciem pozycji tak zwanego mostka, by w ten dość niezwykły sposób zatrzymać mężczyznę.
- Tak… myślę.- pochwycił za jej stopy i cofnął ciągnąc za nie i znów znalazła się w pozycji lężącej. - Mam ci złoić skórę?
Nie zabrzmiało to złowieszczo w jego ustach. Lubieżnie bardziej.
- Ależ gdzie twoje opanowanie? Może poczytasz mi poezję? - droczyła się z nim, wijąc tak, że choć wciąż była pod nim, to Rosjanin musiał skupić się na trzymaniu ofiary i ciężko mu było zaplanować dalszy atak.
- Poezję? Co ty sobie myślisz? Za kogo ty mnie masz? - trzymał Carmen za stopy, ale przyciskając je do łóżka niewiele mógł obecnie zrobić. Był silny. Silniejszy od niej. Nie mogła wyrwać się z jego zaciśniętych dłoni. Był silny, ale nie był pająkiem. Miał dwie ręce i obie zajęte, więc… uniósł jej stopy górę utrudniając jej wicie się i… zaczął lizać, stopy i łydki. A czubek jego dumy prowokacyjnie, acz pewnie niezamierzenie, ocierał się o pośladki dziewczyny i podstawę jej pleców…. tym wyraźniej i mocniej próbowała się “wyrwać” kochankowi.
Carmen zaśmiała się, lecz z powodu wysiłku i podniecenia zabrzmiało to raczej wymuszenie.
- Pamiętam jak... czytałeś Gabrieli.... w Skylordzie... ach, przestań, ty moskiewski łobuzie! - oboje grali ostro. Brytyjka szarpnęła nogą, chcąc kopnąć Orłowa.
- Czytałem… no i co z tego? - zapytał retorycznie Rosjanin unikając kopnięcia i odpowiadając delikatnym ukąszeniem jej łydki. - Czytałem… ale nie po to by deklamować ją krnąbrnej księżniczce. Nie jestem mężczyzną przychodzącym z kwiatkami i słodkimi oczętami do kobiety.
Taaa… akurat. Nie wierzyła mu ani trochę. Carmen była świadoma, że Rosjanin potrafił być czarujący i romantyczny. Jeśli wymagała tego rola, lub tylko tak mógł dobrać się do majtek wybranki.
Jakie więc był naprawdę? Przyszło jej do głowy, że to, co ich przyciągało to być może też fakt, że oboje byli zagubieni gdzieś pomiędzy rolami, które przyszło im odgrywać. Każda rola była częścią nich, aby była prawdopodobna, ale jednak za każdym razem też inna, pozostawiająca ślad, jakby rysę na ich właściwej naturze.
- A jeśli pozwolę... ci się wziąć... tylko jeśli... zadeklamujesz mi jakiś wiersz? - zapytała z psotnym uśmiechem, nie przestając jednak opierać się i walczyć.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline