Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2018, 16:31   #129
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Tymczasem w Alamo...


Holofon Chrisa rozdzwonił się informując, że dobija się do niego nikt inny jak znowu Liz. Gdy odebrał na ekranie pojawiła się równie spocona co poprzednio, tyle, że na tle rozkotłowanego łóżka. Właśnie dopinała gacie i przeszła do sznurowania butów odpalając jednocześnie papierosa.
- Hej, mam prośbę i będę się streszczać. Właściwie to zaraz czeka mnie ekscytująca ucieczka przez las sekwojowy, czy to nie odlot? - Liz oscylowała gdzieś pomiędzy stanem podniecenia i paniki jednocześnie.
- Ucieczka? Prośba? - Chris wpasował się w sytuację perfekcyjnie. Zupełnie nie wiedział o co chodzi. - Co się dzieje, Liz?
- Ja tylko tupnęłam a zrobiło się, kurwa, trzęsienie ziemi. Nie moja wina. - Liz przykucnęła i pakowała na szybko szmaty do sportowej torby. - A teraz szukają nas policyjne drony i pewnie głupia pizda pociągnie mnie do sądu. Nieważne, nie będę cię zanudzać. Sęk w tym, że jak mnie skażą, to mogę trochę posiedzieć, a kapela będzie bez jednego członka zespołu, i to teraz gdy nam się zaczyna powodzić, więc żeby tak pozostało musisz mi uratować dupę. Niech pomoże ci Anastazja albo Rosalie. Masz wgrany skan mojej osoby w te swoje programy do holooprawy. Wrzuć je w holomaskę i niech ktoś ją ponosi w miejscu publicznym, co? Fajnie jakby ktoś niezależny to nakręcił, może nawet zamieścił w necie.
- Przyznaj się laska… pozazdrościłaś nam rano i zaczęłaś wywijać by nie być gorsza?
- Chciałam tylko, żeby banda wymuskanych korpodzieciarów ściszyła muzę - wyjaśniła zarzucając torbę na ramię. - To co, da się zrobić?
- Ile się da, tyle się zrobi. - Po minie Chrisa widać było, że coś kombinuje. - Zmykaj, nie daj się złapać i w kontakcie. Ja zabieram się za twojego klona.
- Dzięki. Wiszę ci kratę piwa. Czy co tam sobie zażyczysz. Aha, i to trzeba dopiąć w mniej niż godzinę. Za półtorej, dwie, mogą mi zarzucić, że zdążyłam stąd dojechać do Frisco. Potrzebne mi żelazne alibi. Albo przynajmniej coś co zasieje ziarno niepewności.
- Mam bujną wyobraźnię i szerokie spektrum życzeń. - Perkusista rozdziawił się w uśmiechu. - Do zobacz… Ej, a własnie. Jak ci się uda, to gdzie wysłać po ciebie transport?
- Odezwę się jak dojadę do Frisco. - Liz cmoknęła ekran holozegarka i transmisja nagle się urwała.
Chris spojrzał po Anastazji, Rosalie, Marco i Gaultierze.
- Nie wierzę kurwa… co za dzień. - Westchnął z miną na wpół ponurą, na wpół rozbawioną. - Liz zadymiła, ma na głowie policję. Potrzebuje pomocy. Potrzeba nam jakiejś dziewuchy, która zechce podszyć się pod naszą wokalistkę-rozrabiakę, jak dopracuję jej wizualkę pod holomaski. Znajdzie się ktoś chętny?
- Macie prawdziwy talent do ładowania się w kłopoty. - Gaultier pokiwał głową z niejakim uznaniem. Odpalił właśnie projektor w swoich e-glasach i pokazał im wiadomości.

[MEDIA]http://www.chromavault.com/image/cache/data/t_breakingnews1-500x500.jpg[/MEDIA]

Cytat:
Wokalistka Mass Æffect pobiła plażowiczkę. Jej mąż ostrzelał policyjnego drona. Dalszy ciąg ekscesów członków rockowej kapeli.
Według serwisów informacyjnych wydarzenie miało miejsce nad Alamere Falls, trzydzieści pięć mil na północ od San Francisco. Były też filmiki:
Liz w bikini uderzającej prawym prostym jakąś dziewczynę na plaży.
Liz odciąganej przez chłopaka (męża!? Rosalie w każdym razie rozpoznała Johna), pokazującej nagrywającemu fucka i krzyczącej: “Wrzuć to do sieci a cię znajdę, durna snobko. Zacznij, kurwa, spać z jednym okiem otwartym!”
Liz i jej faceta zbierających pospiesznie swoje rzeczy z plaży i wchodzących szybkim krokiem ścieżką w górę klifu.
I ostatni, z policyjnego drona, który namierzył ich gdzieś na nadoceanicznym wrzosowisku. Na tym nagraniu facet Delayne wyciągnął z plecaka pistolet i oddał w drona całą serię strzałów, skutecznie go strącając. Chris patrząc na tę scenę nie mógł oprzeć się wrażeniu, że widział już gdzieś towarzysza koleżanki. Gdy w końcu skojarzył skąd… zaklął w duchu.
Była też relacja bardzo ładnej ciemnowłosej dziewczyny o tym, że wszystko zaczęło się gdy Liz podeszła do grupy studentów z prośbą o ściszenie muzyki, co jej koledzy uczynili, lecz Delayne zaraz potem zaczęła obrażać jej koleżankę i rzuciła się na nią z pięściami.
Serwisy informowały, że pary poszukuje, na razie bezskutecznie, policja hrabstwa Marin. Przynajmniej nie byli to Pacyfikatorzy, ale Psy Frisco.

- Ja jebię - jęknęła Rosalie - co jeden to lepszy. - Spojrzała oskarżycielskim wzrokiem po Chrisie i Anastazji, jakby to oni byli współodpowiedzialni za wybryki Liz. - Co masz na myśli mówiąc: podszyć się pod wokalistkę? - Tym razem zerknęła na perkusistę z ciekawością i odrobiną lęku. - I jaki mąż? - Złapała się za głowę i pokręciła nią teatralnie robiąc zdziwioną minę - Dziś nad ranem to był jej chłopak… - Wyraźnie nie przetworzyła jeszcze wszystkich informacji.
De Sade, która w trakcie rozmowy raz po raz ślizgała się wzrokiem po sylwetce Marco (nie dlatego, że jakoś szczególnie przypadł jej do gustu, ale bawiły ją jego reakcje) teraz przeniosła uwagę na pozostałych rozmówców. Jak kot spadający na cztery łapy szybko przyswoiła nowe informacje, niczemu się nie dziwiąc i zastanawiając nad rozwiązaniem.
- Ja mogę, choć włosów nie zetnę. - Spojrzała wyzywająco na Chrisa. - Coś wykminił? Robimy Liz alibi? Może po prostu damy cynk, że od dawna jest z nami w Alamo? Wtedy raczej nikt nie pomyśli, że łaziła po plaży. No i... znów będzie pretekst, by powiedzieć, że się na nas uwzięły korposzczury, bo chcemy wesprzeć tutejszych mieszkańców. - Czerwonowłosa wyszczerzyła się w uśmiechu.
- Aha. - Sully skinął głową. - Liz chciała by posłać kogoś w holomask w miasto, ale to bez sensu. Skanery wychwycą, że to holo, a do tego Pacyfy mogą ją zgarnąć pod jakimkolwiek pretekstem i tym bardziej to się sypnie. Ale żeby ją zagrać to nie Ty Ann. - Vandelopa skrzywiła się, słysząc swoje dawne imię, ale nic nie powiedziała. Tymczasem Chris kontynuował:
- Zrobimy oficjalne oświadczenie zespołu. Noo…. w niepełnym składzie, bo chłopaki wiadomo, w kiciu. Szkoda, że nie ma Howl... Zatem ty, ja i Liz - wyjał z kieszeni holomask i pomachał nią. - Na nagraniu nie wychwycą, że to nie ona, jak się dobrze postaramy i będzie grało. To ja zaraz zacznę montować jej facjatę, a Ty Rosie pokaż co tam było w dronie.
- Zapomniałeś o czymś. - De Sade spojrzała na tatuażystkę. - Pomożesz nam z tym Ross? Zagrasz Liz?
- Nie żebym się tego nie spodziewała. - Zrobiła minę klasowej prymuski i zastygła tak na chwilę. - Jasne, że pomogę - powiedziała w końcu tonem, którym mówi się oczywiste rzeczy - nawet włosy mamy z Liz w sumie trochę podobne. Tatuaże się zasłoni i powinno być ok - dodała przyglądając się swoim przedramionom. - Głosie, prześlij Lamii nagranie z drona Pacyfków.

Głos Rozsądku, który miał dostęp do projektora w kuchni, objawił się pod postacią fruwającej pod sufitem skrzydlatej świni.
- Prze-kwiii-słane! - oznajmił.
- Wybierzcie tło tak, żeby było widać, że to Alamo - doradził Marco. - Na przykład galerię z widokiem na główny hol.
- Nie będziemy przeszkadzać - rzekł Gaultier. - Gdybyście chcieli później obejrzeć scenę, albo potrzebowali transportu dla koleżanek z zespołu dajcie znać.
Chris tymczasem puścił zapis obrazu drona na holowyświetlaczu i skrzywił się widząc po raz kolejny rudą facjatę. Gdy się skończyło cofnął i puścił raz jeszcze scenę z poleceniem polowania na “szefów” Alamo w celu uziemienia na 48h.
- Dobre… - mruknął wyraźnie zaaferowany. - Naprawdę jest nieźle. Dobra nasza. To ja ten… - Zerknął na Rosalie wskazując wzrokiem jej niewielką kanciapę w której już wcześniej spędził z półtorej godziny. - Postaram się ogarnąć to szybko - dodał wchodząc do tej improwizowanej sypialni.

Uwinął się w niecały kwadrans.
Lamia zeskanowała wszystkie dostępne nagrania i zdjęcia Liz i utworzyła plik w formacie holomaski. Najtrudniej było z włosami, więc stanęło na tym że fałszywa Delayne będzie miała je związane, tak jak czasem nosiła. Holomaska nachodziła też na szyję, więc mogła podmienić kwieciste tatuaże Rosalie na geometryczne wzory Liz. Resztę musiało zasłonić ubranie, przy czym biustu tatuażystki lepiej było w ogóle nie ujmować w kadrze, bo był wyraźnie większy od cycków Liz.
Z nagrań AI stworzyła modulator głosu wokalistki. Ponieważ czerpała głównie z piosenek, był odrobinę bardziej śpiewny niż powinien, ale na dobrą sprawę nie do rozpoznania.
Pozostało ustalenie w jakim towarzystwie przebrana Rosalie ma wystąpić i co powiedzieć.

- Bądź naturalna i postaraj się zachowywać jak Liz - powiedział Chris podając Rosalie holomaskę, gdy już wrócił do dziewczn. - Najwierniejsza fanka, to chyba wiesz o nas z zewnątrz więcej niż my sami. - Uśmiechnął się.
Faktycznie jak przeszło mu przez myśl, to choć znał się z Liz już jakiś czas i nawet mieszkali razem, to nie skupiał się na jej zachowaniach. Dla niego Liz to była Liz. Po prostu. Co innego dla wiernej fanki chłonącej właściwie wszystko na temat członków zespołu i patrzącej na nich z zewnątrz. Rosie była faktycznie najlepszym wyborem do tej roli.
- Tylko nie mów dużo, ot jakieś wstawki. Materiał foniczny bardziej ograniczony i brany głównie ze śpiewu, przy dłuższych kwestiach intonacja będzie nienaturalna. A, no i… załóż coś luźnego… - spojrzał na jej biust. - Są rzeczy, których Liz mogłaby ci pozazdrościć i lepiej to ukryć by się nie sypnęło.

Tatuażystka zniknęła na chwilę w swoim pokoju, by przebrać się w luźny, czarny t-shirt odsłaniający tylko szyję i dżinsy.
- Może być? - spytała wynurzając się zza drzwi. - Będziemy kręcić tylko twarze czy więcej sylwetki? - Widać było, że jest trochę zestresowana. - Włosy zwiążę z tyłu głowy w kucyk - kontynuowała - gdybyśmy mieli więcej czasu poprosiłabym Kirka o jakąś perukę, ma tego tyle, że na pewno coś by się znalazło. No i gdzie chcemy kręcić, dach Alamo może?
- Główny hall myślę, że będzie w porządku. Będziemy kręcić twarze i sylwetki, ale Lamia będzie starała się nie eksponować cię zbytnio. By “Liz” była dobrze widoczna, że z nami tu jest, ale bez dłuższych ujęć. Dobra dziewczyny czas na ściemę. - Chris ruszył do wyjścia z pomieszczenia. - Rosie, weź na fanpage daj info, że za kilka minut oświadczenie zespołu na żywo, jak będzie wcześniej powiadomienie o zbliżającym się przekazie, to więcej ludzi zobaczy. Ja walnę u siebie, Ann, też kopsnij na swoim blogu. Będziemy nadawać na oficjalnej stronie bandu.
- Wal się SillyBoy - warknęła czerwonowłosa, znów epatując swoją niechęć do używania jej dawnego imienia. Posłusznie jednak ruszyła swoje zgrabne cztery litery z parapetu i ruszyła za Ross by w razie potrzeby służyć jej pomocą.
- O ja pierniczę… - wymsknęło się Rosalie, gdy chwilę po założeniu holomaski z wizerunkiem wokalistki zobaczyła się w lustrze. - Zajebiście! - zachwyciła się i jeszcze przez chwilę przypatrywała się w twarzy Liz strojąc do lusterka głupie miny.
Gdy oswoiła się już nieco z sytuacją podyktowała Głosowi informację na prowadzony przez ną fanpejdż.
Cytat:
Jeśli wciąż dochodzą do Was przeróżne informacje i zastanawiacie się o chuj w tym wszystkim chodzi szykujcie się na prawdę!
Mass Æffect ma coś do powiedzenia! Śledźcie ich profil, a za chwilę dowiecie się prawdy u źródła.
W tym czasie Anastazja, która pomogła jej zadbać o kilka szczegółów ze złośliwym chichotem pokazywała dziewczynie, jak powinna się garbić i nerwowo rozglądać na boki, rzucając “masz jakiś problem?”. Oczywiście, w wykonaniu Vandelopy była to mocna karykatura, ale trzeba przyznać, że te zachowania... kojarzyły się z Liz.
Kiedy skończyły z Ross śmiechawkę, De Sade wrzuciła info również na swojego fanpage’a. Co prawda, to głównie Oliver publikował tu posty, ale z uwagi na udział w intrydze, postanowiła dołączyć się do misji pijarowej.
Cytat:
Chcecie zobaczyć najlepsze cycki świata? A nie, to już widzieliście rano. W każdym razie za parę minut możecie mnie zobaczyć live na kanale grupy. Koniec p******nia, będą same konkrety! Dozo, Wasza Królowa <3




 MASS ÆFFECT OFFICIAL

- Hej wszystkim. - Chris paląc szluga pomachał niedbale do Lamii latającej naprzeciw i kręcącej ‘oświadczenie’, na wszelki wypadek w słabszej rozdzielczości.
Obok perkusisty stały Anastazja i Rosie z odpaloną holomaską prezentując oblicze Liz. Za nimi tętniło życie w hallu głównym Alamo, chyba niemożliwe do podrobienia i pomylenia o ile ktoś tu był choć raz. Vandelopa swoim zwyczajem zaczęła machać do kamerki i posyłać buziaki oraz wiele sugerujące gesty, toteż naturalnie odciągała uwagę od zwykle oszczędnej w wyrazie (pomijając słynne monologi) Liz.
- Jak wiecie mamy małe kłopoty - kontynuował Sully - Jakie? To chyba już kurwa wszyscy wiedzą, ale czemu? Cóż, mamy dla was ciekawy materiał...

Lamia wpuściła w przekaz filmik z drona policyjnego ‘upolowanego’ przez Rosie.
- Poznajecie tę facjatę zadeklarowanego onanisty? Tak, to Pacyfikator w ich bazie, ale zaraz będzie lepiej… - Chris umilkł w offie gdy na wizji poleciała swoista policyjna ‘odprawa’ i przykaz polowania na wierchuszkę Alamo, by wsadzać na 48 z zarzutami “z dupy”.
- Od wczoraj wiadomo, że mamy zagrać tu koncert, dla tych ludzi, których chce się wyrzucić z domu - gdy Chris znów zaczął mówić Lamia dała szeroki plan na wnętrze Alamo i mrowiących się tam mieszkańców, pogrążonych w załatwianiu własnych spraw. - No to widocznie zostaliśmy podciągnięci pod “48 target”. - Perkusista prychnął zaciągając się. - Wlot na chatę, podkładanie prochów, zarzuty z dupy, prowokacja zadymy w Insomni, a teraz jeszcze falsyfikowana nagonka na Liz, że niby napierdala kogoś na jakiejś plaży? - Lamia przez chwile skupiła się na Rosalie.
- Bo jestem czarodziejką i potrafię być w kilku miejscach naraz - fanka zespołu rzuciła głosem wokalistki i przewróciła oczami - no kurwa magia.

- My i tak damy ten koncert, nie ma takiej siły by ktoś powstrzymał Mass Æffect przed zagraniem dla fanów. Nieważne jak byście nie próbowali zaszczuć nas, fabrykować fałszywe oskarżenia, czy wyłapać. - Chris wycelował fajkiem w Lamię. - Jutro gramy późnym wieczorem w Alamo. Wstęp wolny. Przybywajcie wszyscy mający w sercu i duszy dobrego rocka, bo będzie tu ostry czad.

Vandelopa wyskoczyła przed niego i zaczęła machać dłońmi w geście victorii.
- Nie damy się wyruchać małym korpo-chujkom! I wy też się nie dajcie. Nawet jeśli nie jesteście stąd. Nawet jeśli macie swoje sprawy w ten dzień, pamiętajcie, że tylko od nas wszystkich zależy jak głęboko sięgnie znieczulica społeczna. Tym ludziom chcą odebrać domy i nierzadko miejsca zarobku w jednym. Jednego dnia mogą stracić wszystko, jeśli was... - jeszcze bliżej podeszła do kamerki, wciskając w obiektyw niemal całą swoją facjatę - Tak, was! Wszystkich, kurwa, was to nie ruszy! Dlatego bądźcie z nami! Bądźcie z Alamo! I buziaki dla naszych chłopaków w kiciu. Wyciągniemy was! A Howl... Howl was pozdrawia. Nie może mówić, bo miała tej nocy usta pełne roboty.
Skrzypaczka zaczęła się głośno chichrać.




Tym niewybrednym humorystycznym akcentem nagranie się zakończyło.
Wrzucone do sieci oświadczenie szybko zdobyło masę polubień i udostępnień a po zaledwie kwadransie trafiło do mainstreamowych mediów, wywołując falę komentarzy. Może w mniejszym stopniu samo oświadczenie, które słabo nadawało się do cytowania w serwisach informacyjnych i holowizji, a przede wszystkim nagranie odprawy Pacyfikatorów, których rzecznik prasowy na razie zapadł się pod ziemię.
Komentowano również zdolność Liz do bilokacji, ale podpięcie jej sprawy pod prowokacje Pacyfikatorów okazało się całkiem zgrabnym chwytem i spora część komentatorów to kupiła.
Czy kupi to sąd było oczywiście inną kwestią...

Tymczasem jednak Delayne wyrwała się obławie i zmierzała do Alamo, zaś Chris otrzymał na holo jeszcze jedną dobrą wiadomość, od przyjaciółki z Dobrych Glin. Po interwencji Wydziału Zabójstw rozprawa wstępna Billy’ego i JJ-a została wyznaczona na jutro na godzinę czternastą i całkiem prawdopodobne było zwolnienie ich bez kaucji. W zamian detektyw Kacey oczekiwał pełnej współpracy przy sprawie Melomana.



Noc

[MEDIA]http://pm1.narvii.com/6599/74f7c3b99fd34f40fa06538aecb12b674fea7ac4_00.jpg[/MEDIA]

Liz z Johnem dotarli do Alamo krótko przed północą. Marco przywiózł ich do podziemnego garażu i przyprowadził pustoszejącymi galeriami super-squatu do pokoju w pomieszczeniach samorządu na trzecim poziomie, w którym trwała kameralna nasiadówa. Chris, Anastazja, Rosalie i Oliver robili jedyne co można robić w taki dzień jak ten - pili alkohol. De Sade akurat na specjalną prośbę powtarzała parodiowanie Delayne, z jej twarzą na holomasce, garbiąc się, nerwowo rozglądając na boki i rzucając “masz jakiś problem?”
- Wygonicie później towarzystwo i rozłożycie sobie kanapę... - Marco instruował Liz i jej faceta, wchodząc wraz z nimi do pokoju. Oboje uciekinierzy byli ubrani na sportowo a ich odzienie nosiło ślady czołgania się po ziemi.
- Dzięki - Liz uścisnęła dłoń Marco i doszła do stolika, przy którym biesiadowano w najlepsze. - I nie, nie mam żadnego problemu, ale zaraz ty możesz mieć, pustaku. Jebnąć ci, kurwa? - Liz mimo ostrych słów ton miała nad wyraz serdeczny, poczochrała Vandelopę po czerwonej czuprynie, strzeliła piątkę z Chrisem i uścisnęła Rosalie i Oliego. - Dzięki za teatrzyk, wyszło zgrabnie. Aaaa, to John - objęła w pasie wysokiego mężczyznę o smagłej twarzy i zbitej żylastej sylwetce. - John, to Chris, Anastazja i Oli. Rosalie już znasz.
- Cześć. Cześć. Cześć - przywitał się John, po czym zasalutował tatuażystce: - Czołem gwardzistko.
- Wciąż mam cię na oku - odpowiedziała z uśmiechem, celując w niego palcem.
- Miej - zgodził się. - Bo jak mnie z oka spuścić to rozrabiam.

Oliver podszedł do Johna dziarskim krokiem i podał mu wysoko dłoń, prezentując dumnie opaskę samoobrony Alamo (biała litera A wpisana w koło) na ramieniu. Drugą dłoń opierał na otrzymanej służbowej broni, czyli zatkniętej za pas teleskopowej pałce, niczym rycerz na jelcu miecza.
Chris był marnym aktorem i człowiekiem z natury szczerym, dlatego nie mogło umknąć, że ma z Johnem jakiś problem. Nieudolnie próbował to kryć, witając się z nim uściśnięciem ręki.
- No hej - powiedział zerkając na Liz. - Dobrą awanturę wykręciliście. Jeszcze Howl niech coś odwali i mamy komplet.
- Mówimy o tej samej Howl? - Brew Liz drgnęła zauważając dystans Chrisa. Posłała mu swoje firmowe spojrzenie pod tytułem “masz jakiś problem?”, który z takim wdziękiem prezentowała przez chwilą Anastazja, na co perkusista nie zareagował, jedynie odsuwając się od Johna. - Zresztą widzieliśmy ją przed chwilą, nie wyglądała jakby miała wpaść w tarapaty. Co najwyżej wpaść do wyra mojego brata.
Anastazja zdjęła holomaskę i powtórzyła, lecz znacznie bardziej dramatyczny tonem:
- Mówimy o tej samej Howl?!
Jej wzrok powędrował jednak do Johna i po uścisku i szybkim zmacaniu jego bicepsu (na co zareagował zdziwieniem, acz umiarkowanym, być może Liz mu coś o Anastazji opowiadała), z właściwą osobie upojonej alkoholem bezpośredniością, skrzypaczka zapytała:
- To wy jesteście hajtnięci, taaak?
- No właśnie? - spojrzała badawczo na Liz, wczoraj było to po prostu twój facet? - przeniosła wzrok na Johna. Dopytywała, choć właściwie nie wierzyła w zasłyszane w mediach newsy. Musiała zaspokoić swoją kobiecą, ciekawską naturę.
- Na razie jesteśmy ohajtani medialnie - odpowiedział John poważnie, zerkając na Delayne. - Czyli w sumie stało się. Formalności dopełnimy jak tylko pogodzimy się z prawem, w ten czy inny sposób. W kaplicy więziennej na przykład. Ewentualnie w Vegas.
- Rosalie może zrobić wam więzienne tatuaże zawczasu - zażartował Marco, wyjmując z małej lodówki trzy butelki piwa i dwie z nich podając nowoprzybyłym.
- A na razie możecie zadomowić się tutaj - wtrącił Oliver. - W poniedziałek spuścimy łomot Pacyfikatorom - dodał bojowym tonem, co w połączeniu z jego niezbyt imponującą posturą brzmiało dość buńczucznie. Na czole miał siniaka nabitego podczas prowadzonych przez Marco dzisiejszych ćwiczeń.
- A Howl to w końcu dołączy do was żeby zagrać koncert? - Rosalie przeskoczyła na inny temat.
- Jutro ma pogrzeb, po nim spróbujemy ją ściągnąć. - Chris odpowiedział dziewczynie, ale spoglądając na Johna, do niego zresztą zaraz się zwrócił: - Dobra, to gratulacje, mazzal tow, na szczastie, fajnie było poznać, a teraz fajnie gdybyś stąd spadał.
John spojrzał na niego, zaskoczony, odsuwając od ust świeżo napoczętą butelkę piwa.
- Niby dlaczego? - uniósł brwi.

Przeczuwając kłopoty Marco odstawił swoje piwo na stolik.
- Znalazłoby się parę powodów... - Chris odpowiedział spoglądając na chłopaka Liz. - Najważniejszy to taki: jak nie masz legend na temat TWOJEJ bilokacji, to ktokolwiek cię zobaczy w pobliżu Alamo, nas, Liz, to będzie dowód na to, że ona była tam, a nie tu, w czasie gdy napierdalaliście się z jakimiś fagasami i zestrzeliwaliście policyjne drony. - Nie spuszczał spojrzenia z chłopaka koleżanki.
Zaniepokojona tatuażystka zerkała na mężczyzn z mieszanką ciekawości i napięcia wypisaną na twarzy.
- Ejj, Chris - zaczęła dość niepewnie - weź wyluzuj, co? - instynktownie zrobiła krok w tył i oparła się o ścianę. - A może to, że oboje są tutaj jeszcze bardziej działa na ich korzyść.
Liz wskoczyła pomiędzy Chrisa i Johna, choć ewidentnie by zasłonić tego drugiego przed pierwszym.
- Pojebało cię, O’Sullivan? - Delayne rzadko mówiła do znajomych po nazwisku, chyba tylko gdy była na wkurwie. - Masz coś do niego, to masz coś do mnie. W tę stronę, kurwa, zmierzamy?
- Ty też wyluzuj, Liz - powiedziała Anastazja, najmniej zainteresowana, skupiając się raczej na swoim piwie - Chris odwalił sporą robotę, żeby zapewnić ci alibi. Nie zapominaj o tym. Druga sprawa, że ta kanciapa jest przeznaczona dla nas jako zespołu i twój men, mimo że zawsze może liczyć na wejściówkę vip nie jest członkiem bandu, ani nawet nie prowadzi nam fanpage’a jak Ross. Tłumaczenie SillyBoya ma sens, choć faktycznie, mógł grzeczniej, ale cóż... Słoma z butów i te sprawy. - Wzruszyła ramionami, zerkając wreszcie znad puszki na Johna i Liz. - Jakby co możecie zająć mój pokój. Ja zostanę tutaj do koncertu. - Zakończyła ku wyraźnemu niezadowoleniu Olivera.

Chris wciąż nie spuszczał spojrzenia z Johna i był lekko spięty.
- Mnie to jebie, chciałaś alibi, dostałaś - powiedział. - Będzie zwykłym gównem, gdy ktokolwiek skojarzy, że pan zestrzeliwacz dronów kręci się blisko panny Delayne. I… - Patrzył przez chwilę to na Liz, to na Anastazję, to na Johna. - Priv Liz. Teraz - warknął kiwając głową ku drzwiom. Widać było po nim, że jest mocno wyprowadzony z równowagi, co takiemu olewusowi jak on nie zdarzało się często.
Bojowy nastrój udzielił się Johnowi, który ze ściśniętymi ustami mierzył Sully’ego wzrokiem i zaciskał rytmicznie wolną dłoń w pięść.
- Masz coś do mnie poza tym co mówisz? - zapytał. - Bo widzę, że masz. Możemy o tym pogadać na osobności….
- Skończ pierdolić - wciął mu się Sully bez pardonu. - Liz, priv kurwa. - Wciąż patrzył na Johna i sam zacisnął pięści. Przez jego ciało przeszło drżenie jak zawsze gdy aktywował dopalacz.
- Nie rozkazuj jej - warknął John. - Nie tym tonem, ok? Jestem tu gościem i nie będę cię bił, więc się nie spinaj, ale nie przeginaj.
Zerknął na Delayne.
- Z tym, żeby mnie z tobą nie widziano mogą mieć rację.
- Pierdolenie - Liz pogładziła Johna po piersi, a właściwie po zafajdanej błotem koszulce. - Nigdzie nie idziesz. Nie masz dokąd na tę chwilę.
- Mam holomaskę - rzekł John, sięgając do plecaka, ale nie spuszczając jednego oka z Chrisa. - I mam gdzie się zakitrać jakby co. Nikt o nas nie wie, po drodze tu nikt nas nie widział. Może lepiej jeśli wezmą mnie za prowokatora, który ustawił tamto na plaży?
Liz skinęła Chrisowi żeby prowadził. Co prawda jej mina sugerowała, że jak tylko znajdą się sami to urwie mu łeb i nasika do środka.
John odprowadził ich niespokojnym wzrokiem.

- Jesteś gościem Alamo - rzekł do niego Marco uspokajającym, ale stanowczym tonem gdy wokalistka i perkusista wyszli - ale co będzie lepsze dla Liz i zespołu, musicie już ustalić między sobą. I jeśli macie jakieś sprawy wymagające rozwiązania pięściami to nie tutaj i nie teraz, ok? Chris nam pomaga i zależy nam, żeby był cały.
Oliver stanął obok niego, ale trochę z tyłu, i dodał, wciąż z dłonią na uchwycie swojej teleskopowej pałki.
- Odpowiadamy tu za bezpieczeństwo, rozumiesz?
John, który w tym czasie naciągnął na głowę siatkę holomaski, zmierzył Olivera nieco kpiącym spojrzeniem, ale odpowiedział, przenosząc wzrok na Marco:
- Nie będę robił kłopotów. Wolałbym być z Liz, ale jeśli ustalą, że lepiej będzie gdybym był gdzie indziej to się zmyję.
W tym momencie gdzieś zza ścian rozległo się mocno przytłumione “kurwaaaa!” Chrisa i John drgnął niespokojnie, robiąc krok ku drzwiom.
- Zostaw ich, rycerzyku. - Powiedziała z tym samym spokojem Anastazja, znów wracając do swojego piwa i niby to przypadkiem siadając obok Marco. Przypadkiem też oparła się plecami o jego ramię. - Chris nie jest typem damskiego boksera i jeśli ktoś tam zarwie z liścia to właśnie on. Lepiej żeby to tak wyjaśnili niż zrobili z tego aferę. Wierz mi, będzie cacy. Browarka? - zapytała go, po czym zwróciła się do Ross - A jak humory wśród fanów? I twój własny? Masz pomysł jak możemy ci... no wiesz... podziękować za pomoc? - uśmiechnęła się kocio.
- Większość oczywiście wierzy w waszą wersję, zerknij w komentarze - odpowiedziała skrzypaczce. - Oczywiście są i tacy, którzy jadą po zespole, a nawet podejrzewają, że mieliście coś wspólnego ze śmiercią DJki z Niewidzialnego. Niezła gównoburza, można się pośmiać - uśmiechnęła się jakby dla potwierdzenia swoich słów. - Ale oni mają zlajkowany fanpejdż pewnie ze względu na twoje cycki, nie zespół, więc pierdolą głupoty - wzruszyła ramionami i upiła łyk piwa. Alkohol jakoś średnio jej dziś wchodził. - O podziękowaniu pomyślę później - uśmiechnęła się i puściła jej oczko.


Liz wypadła z bocznego pokoju jak kolejka metra tuż przed zderzeniem. Pieprznęła za sobą drzwiami aż zahuczało.
Cokolwiek zaszło z Chrisem wyprało jej twarz z wszelkich kolorów. Grymas wściekłości mieszał się z paniką, i Liz to zaciskała usta w wąska kreskę to trzęsła jej sie broda jak przed atakiem płaczu. Doszła do stolika i sięgnęła po butelkę z wódą, pociągnęła z gwinta kilka łyków żeby się uspokoić a może zacząć zapijać to co leżało jej na sercu.
- Możemy dostać jakieś łóżko? - zwróciła się do Rosali i Anastazji. - Prysznic i czyste ciuchy byłyby, kurwa, marzeniem.
- No mówiłam przecież, narwańcu, że możecie iść do mnie - rzekła z westchnieniem Vandelopa. - Dla siebie ciuchów poszukaj u mnie, choć pewnie to nie twoja stylówka, a John... - Wreszcie spojrzała na Olivera. - Oli, dasz mu coś od siebie?
- Możesz wziąć coś ode mnie, choć w ciuchach Anastazji wyglądałabyś - Rosalie zmierzyła wzrokiem kolejno skrzypaczkę i wokalistkę - dość egzotycznie. Zabiłaś Chrisa? - nagle zmieniła temat i uniosła pytająco brew. - Bo jeśli tak to i ja mam przesrane - rzuciła pół żartem pół serio.
- Chris ma się świetnie. Jak zwykle ratuje świat. - Trudno było nie zauważyć w tym stwierdzeniu drwiny. - Liz wlała w siebie jeszcze kilka łyków gorzały po czym podeszła do Johna i objęła go w pasie. - Chodź, skarbie. Weźmiemy prysznic i musimy pogadać.
John znał ją na tyle dobrze, żeby zauważyć jak podskórnie wszystko w niej wrze i buzuje. Liz Delaney trzymała jeszcze dobrą minę do złej gry, ale to nie potrwa długo.
Zaraz pęknie i się posypie.
Widząc to włączył pierwszą z brzegu freewarową twarz na holomasce i sięgnął po plecak.
- Zaprowadzę was - westchnął Oliver, rzucając tęskne spojrzenie ku Anastazji. Po chwili cała trójka wyszła i atmosfera w pomieszczeniu stała się odrobinę mniej gęsta.

- Więc… - Marco potoczył spojrzeniem od Rosalie ku opierającej się plecami o jego ramię De Sade (chyba nie czuł się z tą familiarnością całkiem komfortowo, bo siedział dość sztywno, ale się nie poruszył) - któraś z was wie o co tu w ogóle chodzi?
- Może Sully się w niej buja i jest zazdrosny - rzuciła Rosalie dla rozluźnienia atmosfery, a gdy to mówiła przez myśl przeszło jej, że to wcale nie jest niemożliwe.

Rzeczony wszedł z powrotem do VIP Roomu nim ktoś zdążył odpowiedzieć i chyba nie słyszał wypowiedzi Rosie. Minę miał ponurą, ale nie był tak rozbity jak Liz. Omiótł wzrokiem pomieszczenie widząc brak Delayne i Johna, na co westchnął tylko i zbliżył się do stolika biorąc z niego butelkę wódki. Zresztą tę samą z której piła wcześniej wokalistka.
Pociągnął kilka łyków i skrzywił się odstawiając naczynie na stół.
- Niech coś jeszcze się dziś spierdoli, to ja wysiadam - rzucił siadając na kanapie.
De Sade przyjrzała mu się, po czym nagle straciła zainteresowanie Marco, by przysiąść się do perkusisty. Skrobaniem palca w ramię dała mu znać na ich własny sposób, że chce fajkę.
- Dziś to chyba chuje-muje będą zamiast imprezy - Powiedziała, po czym sprecyzowała - To znaczy, że się nawalimy i pójdziemy spać, więc jakby co nie musicie czuć się zobowiązani, by z nami siedzieć. - zwróciła się do Ross i Marco, po czym znów szturchnęła Chrisa.
- Nawalić się - Chris zgodził się ochoczo odszturchując Anastazji. Odpalił papierosa i podał go jej. - Ja to bym złamał to nawet jakimś prochem.

Marco uśmiechnął się lekko pod nosem na tą subtelną sugestię Vandelopy, po czym wstał i wyjął dwa nowe piwa z lodówki. Wyciągnął jedno z nich ku Rosalie i zapytał:
- Chcesz jeszcze trochę posiedzieć na dachu?
- Yhm - mruknęła cicho, leniwie odkleiła plecy od ściany i ruszyła w stronę mężczyzny. - Może znów uda się coś upolować. - Uśmiechnęła się, choć po oczach widać było, że siliła się na wesołość.
- Bądźcie już dziś grzeczni, co? - Spojrzała na muzyków. - Miło by było gdybyście jednak zagrali ten koncertu. A Ty... - Zrobiła krok w stronę Chrisa przypominając sobie prośbę koleżanki z pracy. Zatrzymała wycelowany w niego palec niedaleko twarzy perkusisty - a z resztą - machnęła ręką - jesteś już duży.
- My zawsze grzeczni - Sully uśmiechnął się niewinnie. - A na dziś zdecydowanie starczy atrakcji. Mi tak po prawdzie to ten przydupas Liz nie przeszkadza.
- Tylko bez burd… - pogroził mu palcem Marco, zatrzymując się w drzwiach. - Bo naślę na ciebie Olivera.
Zostawiwszy ich z tą groźbą wyszedł razem z Rosalie.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 12-01-2018 o 17:07.
Leoncoeur jest offline